Rozdział 5: Jakby zmartwień było za mało

Lekarz wparował do środka, próbując zapanować nad sytuacją. Wykres bicia serca wariował, ponieważ porażenie prądem wywołało potężny atak serca. Mógł tylko czekać na jego kulminację. Dopiero kiedy serce Tony’ego przestało bić, zareagował, podając odpowiednie leki. Delikatnym uderzeniem defibrylatora starał się przywrócić krążenie.
-No dalej, Tony. Masz dla kogo żyć. Walcz!
Uderzył po raz kolejny. Odetchnął z ulgą, widząc, jak organ wrócił do pracy.
-Mamy go.
Poczekał jeszcze przez chwilę, a gdy upewnił się, że chłopakowi nie zagraża już żadne niebezpieczeństwo, wyszedł na korytarz. Tam spotkał tego samego agenta co ostatnio.
-Doktorze, czy wszystko z nim dobrze?
-Żyje. To najważniejsze. Najgorsze przetrwał. Teraz powinien szybko wrócić do zdrowia.
-Dziękuję za informację. Oby tak się stało. To samo co z Patricią.
Już myśleli, że ten wieczór już niczym nie zaskoczy. Byli w błędzie. W szpitalu zrobiło się zamieszanie.
-Co tam się dzieje?
Spytał lekarz.
-Sprawdzę to. Niech pan tu zostanie.
Poprosił. Po chwili dostrzegł swoich agentów rozsianych po całym szpitalu.
-Co się dzieje?
-Włączył się alarm.
Rick nie bardzo rozumiał co to znaczyło.
-I tyle?
-Tak, ale poszukujemy sprawcy.
-Dziwne. Włączył się alarm, a wy latacie i straszycie cały szpital.
-Wybacz, szefie.
-Nie szkodzi. Grunt, że jesteście czujni.
Stwierdził, a następnie rozejrzał się po holu. Wezwał agentów przez mini słuchawkę.
-Jeśli zobaczycie coś podejrzanego, macie meldować o wszystkim. I nie działać w pojedynkę. Nie chcę przeżywać kolejnej straty przyjaciela.
Agenci zgodzili się, więc w spokoju wrócił do Pepper. Niestety, lecz ponownie odezwał się strach. Jak na zawołanie pojawił się Yinsen.
-Jak się czujesz?
Spytał nastolatkę, lecz ona nie odpowiedziała. Nawet delikatne szturchnięcie Ricka nic nie dało.
-Patricio, słyszysz?
Doktor podszedł do niej, upewniając się czy wszystko było w porządku.
-To nic takiego. Podałem jej środki przeciwbólowe, a ona po prostu zasnęła.
-To dobrze.
Odetchnął z ulgą.
-Niech śpi.
Nie minęło kilka minut, a do szefa FBI dotarł kontakt od jednego z agentów.
-Co znalazłeś?
-Sprawdziliśmy monitoring i widać jakiś ruch. Ktoś przeszedł naszą ochronę.
Mężczyzna był ciekawy, co do tożsamości intruza.
-Jakieś przypuszczenia kto to może być?
-Jest nietykalny.
-Cholera.
Przeklął pod nosem. Nie umknęło to uwadze lekarza.
-Dowiedział się pan czegoś?
-Tak, ale to na razie informacje poufne.
-Rozumiem. Zróbcie wszystko, żeby wyjaśnić tę sprawę.
-Zgoda, a niech pan robi dalej co trzeba.
Poprosił o nieutrudnianie w misji.
-Dobrze.
Długie godziny braku odpoczynku dały o sobie znać. Agent był na granicy wytrzymałości, dlatego na chwilę wyszedł, żeby wziąć kawę z automatu. Wypił ją, a następnie zaczął wracać do sali. Poczuł ciarki na plecach. Zupełnie tak, jakby coś koło niego przeszło. Odwrócił się, lecz nikogo tam nie było. Miał wrażenie, że przez zmęczenie musiał mieć omamy.
Następnego dnia, Rhodey zdecydował się opuścić szkołę, żeby tylko być przy swoich przyjaciołach. Lekarz przekazał mu takie słowa, które od razu poprawiły mu humor. Chciał powiedzieć o tym Pepper. Wszedł do jej sali.
-Cześć, Pepper. Jak się czujesz?
Dziewczyna odwróciła się, słysząc głos przyjaciela. Nie ukrywała zdziwienia.
-Rhodey, a ty nie w szkole? I co ty taki zadowolony? Stało się coś?
Ciekawość obudziła się w niej, bo był w naprawdę dobrym humorze.
-Pierwszy zadałem pytanie.
-Żyję, jak widzisz. Ech! Jakoś przeżyłam.
Westchnęła ciężko, rozciągając się. Na moment zapomniała o szwach, które się odezwały. Poczuła ból.
-Coś się stało? Mam zawołać lekarza?
Podszedł bliżej łóżka chorej.
-Nie, nie! Au! To moja głupota.
Zaśmiała się lekko, żeby siebie bardziej nie katować.
-Twoja kolej na odpowiedź, Romeo.
-Chodzi o Tony’ego.
-O Tony’ego?
Raptownie wstała, przez co ból znowu się nasilił.
-Masz mi powiedzieć wszystko.
Przyjaciel uspokoił ją i kazał usiąść, żeby bardziej się nie raniła.
-Pepper, Tony wraca do zdrowia. Możliwe, że obudzi się za kilka dni. Może szybciej. Pepper, on wygrał tę walkę.
W ostatniej chwili powstrzymał się od uścisku.
-Obiecuję, że jak stąd wyjdziecie, to pójdziemy na pizzę. Teraz już wszystko będzie dobrze.
-Ej! Tony wisi mi dalej obiad. Ja mam bardzo dobrą pamięć, więc jak się ocknie, powiem mu to i nie pozwolę, żeby się wykręcił.
Przez gadulstwo ponownie żebra dały jej popalić.
-Idę po lekarza.
-Nie!
Wstała i szarpnęła go za rękaw.
-Nie idziesz.
-Ej! Pepper, może coś jeszcze ci jest. Daj sobie pomóc.
-Raczej nic.
Jednak gdy tak wspomniał o tym, to odpuściła mu.
-Okej. To dla świętego spokoju.
-No dobra. To mam iść czy nie? Nie chcę zaliczyć nokautu.
-Heh! Idź.
Pozwoliła na pomoc, bo chciała przydać się im, a nie tkwić z własnej głupoty ciągle w łóżku szpitalnym.
Po chwili, Rhodey przyszedł z lekarzem.
-Dzień dobry, panno Potts. Jak się dzisiaj czujesz?
-Dobrze.
Stwierdziła krótko.
Lekarz ucieszył się, widząc, jak wraca do zdrowia. Poprosił jej przyjaciela o wyjście, żeby przyjrzeć się szwom.
-Wszystko ładnie się goi. Tylko staraj się nie robić gwałtownych ruchów, bo je naderwiesz.
Spokojnie wytłumaczył, a dla pewności zrobił kilka innych badań.
-Tak jak myślałem. Oprócz tych żeber, to nic ci nie jest. Jeżeli coś będzie się działo, zawsze możesz mnie zawołać.
-Ja chcę zobaczyć się z Tony’m.
Nalegała.
-Ja chcę tam iść.
Nie mogła się doczekać na zobaczenie się z nim.
-Hej. Spokojnie. Jeszcze trochę to potrwa, nim odzyska przytomność. Na razie zajmij się swoim zdrowiem. Na pewno ci nie ucieknie.
-Och! Okej.
Nie była tym faktem zachwycona, chociaż zgodziła się z nim. Tony nie ucieknie.
-No dobrze. To ja idę się zająć innymi pacjentami. Gdyby coś się działo, proszę zawiadom mnie.
-Jasne, doktorku.
Uśmiechnęła się, mrugając okiem. Czuła, że życie nabrało barw.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X