Part 202: Intruz


**Pepper**

Chyba się przesłyszałam. Czyżby przeszkadzało mu moje gadulstwo? Raczej ta trucizna już za bardzo zatruła głowę lub nie traci humoru przez odloty. Sprawdziłam, czy był bliski kolejnego szaleństwa. Skarżył się jedynie na ból głowy. Nic dziwnego, skoro Madame Mask sporządziła tak silną substancję, która z łatwością zniszczy układ nerwowy. Nadal się mści za Whitney? To przeze mnie Tony źle się czuje.

Pepper: Przepraszam cię, Tony. Gdybym wtedy nie zabiła jej "przyjaciółki", nie byłbyś taki chory
Tony: Pep, nie przepraszaj. Trzeci raz też wywinę się śmierci. No może czwarty. Zresztą, ciągle walczę o przetrwanie
Pepper: Dla twojego bezpieczeństwa zbrojownia została zamknięta
Tony: A Matt?
Pepper: Przenocuje u Roberty
Tony: To dobrze... Ach!
Pepper: Tony, co się dzieje?
Tony: To... nic. Tylko... pikadełko
Pepper: Lepiej się połóż
Tony: Ekhm... Nie trzeba. Dam... radę
Pepper: Tony!

Pobiegłam w jego stronę i w porę go złapałam, zanim uderzyłby głową o podłogę, która nie składała się z pluszowych misiów. Przeniosłam męża na kanapę. Nie mógł spokojnie oddychać, a ból ściskał przy sercu. Nie chciałam używać żadnych leków, bo bałam się, że wariatka w nich też mogła mieszać.

Pepper: To są te objawy odstawienia?
Tony: Ach! Tak! To... te
Pepper: Nawet nie błagaj o morfinę. Musisz wytrzymać bez niej. Jestem tu ciągle przy tobie, więc zachowaj spokój
Tony: Pepper...
Pepper: Co się dzieje?
Tony: Duch
Pepper: Gdzie?
Duch: Obejrzyj się za siebie
Pepper: Duch! Jak ty...

Wyjęłam paralizator, próbując porazić włamywacza. FRIDAY zamknęła całą bazę. Widocznie prześlizgnął się wcześniej. Czego on chce?

Duch: Wiedziałem, że coś tu nie pasowało i jednak żyjesz, Stark. Unieważniam nasz sojusz, więc znowu jesteśmy wrogami
Pepper: Duch, czego ty chcesz?
Duch: Przyszedłem po Katrine. Przez waszego syna mam z nią same kłopoty!
Tony: Nie ma... jej... tu
Duch: Może, jak wyrwę te twoje nowe serce, powiesz mi, gdzie jest
Pepper: Nie ośmielisz się! Jeśli to zrobisz, zabiję ciebie, a ona będzie z Mattem
Tony: Pepper... nie... prowokuj. Ekhm...
Duch: Więc ty powiedz, dokąd poszła?
Tony: Aaa!
Pepper: Tony!

**Tony**

Potrzebowałem tego. Jedno wyładowanie impulsu elektromagnetycznego i ból znikł, zaś pikadełko było odporne na ten atak. Nadal działało bez przeszkód. Wstałem z kanapy, biorąc rękawicę z repulsorem, by uciszyć zjawę. Nie wiedziałem, gdzie mogła być jego córka.
Nagle zauważyłem, jak zmienia swoją postać. Nie byłem w stanie uwierzyć, że moja mama ciągle żyła. Czyżby dawna sąsiadka nas zaatakowała? Jednak coś było w niej, co przypominało rodzicielkę. Jej głos. Odłożyłem broń, poddając się.

Pepper: Co ty wyprawiasz?! Znowu tobie odbiło?! FRIDAY, namierz intruza!

<<Błąd. System nie działa prawidłowo>>

Duch: To taka mała niespodzianka
Tony: Jakiś prezent?
Pepper: Och! Kogo tym razem widzisz?
Tony: Mamo?
Pepper: Hahaha! Nie wierzę. Duszek został mamusią dla Iron Mana
Duch: Co tu się wyrabia?! Zabiję cię, Anthony! Słyszysz?! Powinieneś się mnie bać!
Tony: Dlaczego? Mamo, powiedz
Duch: Nie jestem twoją mamą! Oprzytomnij!
Tony: Kłamiesz! Przecież... Przecież mnie kochasz
Duch: Źle myślałeś!

Byłem w szoku, słysząc gniew w głosie matki. Nigdy mnie nie kochała? Pewnie stąd te ciągłe ucieczki do pracy. Nie miałem zamiaru na nią patrzeć, więc pobiegłem w stronę domu. Nie zdołałem uciec, gdy oberwałem jakąś strzałką paraliżującą. Obraz znowu wyglądał inaczej. Zmieniał się kształt postaci. Upadłem na podłogę, tracąc przytomność.

~*Godzinę później*~

**Ivy**

Nareszcie wylądowałam. W końcu mogę zobaczyć się z Rhodey'm i jego rodzicami. Powinni przyjąć do wiadomości, że będą dziadkami. Specjalnie przyjechał po mnie na lotnisko. Przywitałam się z nim, wsiadając do taksówki. Mieliśmy wiele do pogadania. Większość drogi milczał. Lekko go szturchnęłam, by zaczął być bardziej rozmowny.

Rhodey: Ivy?
Gen. Stone: A kogo się spodziewałeś? Powiem ci, że daleko odpłynąłeś
Rhodey: Przepraszam, ale... Ech! Trochę się boję
Gen. Stone: Niby czego?
Rhodey: Mojej mamy
Gen. Stone: Hahaha!
Rhodey: To nie jest śmieszne. Ty nie wiesz, co ona może zrobić
Gen. Stone: Rhodey, walczyłeś z tyloma wrogami jako War Machine, a boisz się własnej matki?
Rhodey: Poznacie się dzisiaj
Gen. Stone: Taki mamy zamiar, prawda?
Rhodey: Zabije mnie
Gen. Stone: A twój ojciec?
Rhodey: Raczej będzie chwalił się kolegom ze składu, że został dziadkiem
Gen. Stone: Marynarka?
Rhodey: Lotnictwo

Gdy znaleźliśmy się przed domem, wyglądał na jeszcze bardziej zestresowanego. Trochę też miałam obawy, jak przyjmą mnie jego rodzice. Czy zaakceptują nasz związek? Wpakowałam się w bagno. We własne bagno. Sama tego chciałam, to mam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X