10. Nie ma nadziei



Niechętnie obudziłam się, by wstać do szkoły, Ciągle miałam obraz snu przed oczami, a w dodatku był piątek. Ostatni dzień tygodnia, kiedy uczniowie kończą naukę i cieszą się wolnym weekendem. Dosyć leniwie usiadłam na łóżku, sprawdzając czas. 10:00? Zaspałam!
W biegu wzięłam rzeczy i wparowałam do klasy, niczym burza. Nabąknęłam przeprosiny bez tłumaczenia o spóźnienie. Akurat była fizyka. Nic mi nie powiedział, tylko wskazał na ławkę. Zauważyłam, że Gene również dopiero przyszedł. Myślałam, że rzuci szkołę. Czego jeszcze chce? A Tony? Siedział w tym samym rzędzie, co Rhodey. Rozejrzałam się, czy “przyjaciel” czegoś nie kombinuje. Coś mi mówiło o kłopotach. Przeczucie.
Byłam poddenerwowana, zerkając z każdej strony, czy coś się nie wydarzy.


Tony: Pepper, wszystko gra?
Pepper: Lepiej milcz
Tony: Jesteś na mnie zła?
Pepper: Mówiłam. Cicho!
Tony: No, ale jesteś, czy nie?
Pepper: Zamknij się! Tak, jestem zła! Nie widzisz? A ty, jak zwykle nieostrożny. Kolejna zbroja?
Tony: Można tak powiedzieć


Rhodey od razu przestał zwracać uwagę na lekcję i przysłuchał się naszej rozmowie. Tak nagle zrobił się ciekawski. No ciekawe.


Rhodey: Dobrze słyszałem? Mówisz o nowej zbroi?
Pepper: Haha! I już przyleciał. Oj! Ty już sobie myślisz, że to dla ciebie? Nie rób sobie nadziei. Tony, dla kogo będzie nowy egzemplarz Mark I ?
Tony: Jeszcze nie wiem, ale Rhodey się przyda do pomocy
Pepper: Ej! To było wredne. Uważasz, że nie dam sobie rady?
Tony: Nie powiedziałem tego
Pepper: A walcie się


Odwróciłam się obrażona i tylko czekałam, aż cierpienie zmaleje, gdy zadzwoni zbawczy dzwonek. Eureka! Godzinę później odezwał się mój ulubiony dźwięk,  a Rhodey od razu wybiegł, bo kolejną lekcją miała być historia. Historyk od siedmiu boleści. Również chciałam wyjść, ale wolałam pogadać z Tony’m.


Pepper: Nadal chcesz kłamać?
Tony: Pepper, przepraszam. Jeśli będziesz chciała mieć zbroję…
Pepper: Nie chodzi mi o tę puszkę, tylko o ciebie. Dobra, przepraszam, że się wkurzyłam, ale nie lubię, gdy ktoś kłamie
Tony:Chodź tu do mnie


Rzuciłam się w jego ramiona i odczułam spokój. Cieszyłam się, że był z nami. Wszystko było tak pięknie, ale zepsuła jego bezmyślność. Dlaczego akurat to? Wyszło na jaw, że coś ukrywał. Ledwo stał na nogach, ale czuł ból w klatce piersiowej. Odsunął się ode mnie, próbując ukryć wszelkie objawy.


Pepper: Proszę cię, nie kłam. Może lepiej usiądź?
Tony: Pepper…


I upadł. Niedobrze. Trzymał się za implant, a na twarzy znowu ten grymas bólu. Nie wiedziałam, jak mam o tym myśleć. Uklękłam przy nim, by sprawdzić, co się dzieje. Dusił się.


Pepper: Tony, spokojnie. Spróbuj oddychać, a ja pójdę po Rhodey’go


Natychmiast pobiegłam po przyjaciela. Nic mu nie mówiłam, tylko znalazłam go i szarpnęłam za rękę. Widział moje zdenerwowanie, więc raczej szybko zrozumiał powagę sytuacji. Zrozumiał, czego się mogę bać.
Gdy byliśmy w sali, Tony leżał nieprzytomny. Nie reagował. Sprawdziłam implant. Był w kiepskim stanie. Odłamki wbiły się dosyć głęboko. Rhodey pobiegł po nauczyciela, gdy ja próbowałam coś zaradzić. Wciąż krzywił twarz z bólu i z trudem oddychał. Byłam przerażona widokiem, umierającego chłopaka. Miałam nadzieję, że Gene nie był temu winny. Tu nie chodziło o dawne zauroczenie, ale o starą przyjaźń. Nie mogłabym pozwolić, by ten jeden błąd skończyłby się taką porażką. Tony musiał żyć.


Pepper: To tak nie może się skończyć. Tony, musisz wytrzymać. Oddychaj spokojnie. Po prostu oddychaj


W końcu pojawił się Rhodey z profesorem Kleinem. Nic mu nie tłumaczyliśmy, bo nie było na to czasu. Widział, że sytuacja była poważna. Chwycił za telefon i zadzwonił po pomoc.


Prof Klein: Jak to się stało?
Rhodey: Nie wiem. Zemdlał, tak? Pepper?


Nie potrafiłam nic z siebie wydusić. Czułam się martwa.


Rhodey: Pepper!
Pepper: Cholera! No zemdlał! Kiedy będzie pogotowie?!
Prof. Klein: Trzeba poczekać, aż przyjedzie. Nie wiecie, czy coś mu zaszkodziło?
Rhodey: To nie może być zatrucie. Pepper, co z tobą?
Pepper: Długo im to zajmie?!
Rhodey: Nie płacz. Pomoc jest w drodze
Pepper: On nie może umrzeć, rozumiesz?! On musi żyć!


Płakała z rozpaczy, a nadzieja umierała jako ostatnia. Sprawdziłam, czy nadal oddychał, bo posiniały usta, co nie wskazywało na nic dobrego. Nawet nie wyczuwałam pulsu, a implant słabo świecił. Wraz z jego blaskiem słabło serce Tony’ego.
Czekaliśmy 20 minut do przyjazdu karetki. Mieliśmy dużo szczęścia. Zjawił się odpowiedni lekarz. Ho Yinsen. Skąd wiedział, że tu chodziło o niego? No nic. Najważniejsze, że był. Sprawnie sprawdził wszelkie funkcje życiowe i coś wstrzyknął dożylnie, że znowu oddychał normalnie. Dla ułatwienia mu tego zdania dał maskę tlenową na twarz. Położył na noszach, podłączając do kardiomonitora.


Dr Yinsen: Dzieciaki, bez kłamstw. Jak to się stało?! Znowu pobicie?
Pepper: Nie! Po prostu zemdlał
Rhodey: Co z nim będzie?
Dr Yinsen: Jest gorzej, niż było wcześniej i bez operacji raczej się nie obejdzie
Rhodey: Mama mnie zabije
Pepper: Rhodey, stul dziób!
Prof. Klein: Skoro zemdlał, po co od razu operacja?
Dr Yinsen: Nie mam czasy na tłumaczenia. Jeśli go nie zabiorę na czas do szpitala, umrze. To sytuacja zagrożenia życia


Poszliśmy z nim do karetki. Najpierw musieliśmy minąć gapiów, a w nich Gene’a. Chyba tylko ja odczułam te wrogie spojrzenie. Na szczęście szybko wsiedliśmy do pojazdu i pojechaliśmy, jak najszybciej do szpitala, mijając zatłoczona auta na drogach. Tony musiał z kimś walczyć. Coś zataił przed nami. Co?
Rhodey siedział z powagą, a Yinsen obserwował dziwne wykresy na urządzeniu, zapisując dane na papierze, zbierając informacje potrzebne do szczegółowej diagnostyki przed operacją. Trzymałam Tony’ego za rękę, by czuł moją obecność, ale i wsparcie, że nie zostawię go w najgorszym momencie.


Dr Yinsen: Nauczyciela nie ma. Możecie mi powiedzieć, co tak naprawdę się stało?
Pepper: Zemdlał
Dr Yinsen: Jak to wyglądało?
Pepper: Trzymał się za implant i po prostu upadł. Potem się dusił i nic nie mówił
Dr Yinsen: Rozumiem
Rhodey: Będzie żyć, prawda?
Dr Yinsen: Zrobię wszystko, by go ocalić, ale powiedzcie mi jedno. Czy nie pracował może pod wysokim napięciem?
Rhodey: Whiplash?
Dr Yinsen: Co?
Pepper: Jasna cholera! Znowu kłamał!
Dr Yinsen: Nic wam nie mówił?
Pepper, Rhodey: Nic
Dr Yinsen: Rhodey, powiadom Robertę. Potrzebuję jej zgody na leczenie
Rhodey: Dobrze
Pepper: Mogę jakoś pomóc?
Dr Yinsen: Wystarczająco wiele zrobiłaś. Nie denerwuj się. Spróbuję ocalić Tony’ego po raz kolejny


Rhodey zaczął nawijać przez słuchawkę o całej sytuacji. Obie strony krzyczały, gdy ja próbowałam się opanować i przeanalizować całą sytuację. Czyżby ten alarm o rzekomych kłopotach, to był powrót Whiplasha? Nikt inny nie byłby w stanie tak śmiertelnie porazić prądem, jak ten mały, chciwy drań.
Jechaliśmy na sygnale, by szybciej dotrzeć do szpitala, ale auta ciągle wpadały w korki i traciliśmy czas. Stało się najgorsze. Gwałtownie klatka piersiowa się uniosła i opadła bezwładnie. Na monitorze nie było żadnych oznak życia. To był koszmar. Gorszy od ataku Mandaryna.


Dr Yinsen: Bez paniki. Zaraz będzie po wszystkim


Rozciął bluzkę nożycami i przyłożył stetoskop, by sprawdzić bicie serca, czy faktycznie zaprzestało pracy, bo czasem maszyny pokazują coś mylnego. Przyłożył 4 małe dyski równomiernie na klatce piersiowej. Nie wiedzieliśmy.


Pepper: Co to jest?
Dr Yinsen: Odsuńcie się
Pepper: To defibrylator?
Dr Yinsen: W pewnym sensie tak
Rhodey: To go zabije!
Pepper: Rhodey, zamknij ryja!
Dr Yinsen: Ja wiem, co robię. W końcu, to mój wynalazek. Będzie dobrze


Uderzył raz.


Dr Yinsen: Sprawdzam… Mamy go. Serce znowu bije. Co z Robertą? Przyjedzie do szpitala?
Rhodey: Będzie, jak skończy rozprawę
Dr Yinsen: W porządku, Mamy coś do obgadania. To bardzo ważne
Rhodey: Musi być ta operacja?
Dr Yinsen: Jego organizm jest na tyle zbuntowany, że jedynie szybka interwencja chirurgiczna zdoła mu ocalić życie


Godzinę później dotarliśmy na miejsce. Natychmiast Tony’ego zabrał na salę operacyjną.  Zamknęły się drzwi. My jedynie czekaliśmy na informacje.


Pepper: Myślisz, że walczył z Whiplashem?
Rhodey; Wszystko pasuje. Teraz musimy jedynie czekać
Pepper: Choć raz Gene nie jest winny
Rhodey: Pepper, ja ciebie nie rozumiem. Ciągle go bronisz?
Pepper: Nie!
Rhodey: Nadal coś do niego czujesz?
Pepper: Zamknij się! Już nic do niego nie czuję. Kocham Tony’ego, dotarło?
Rhodey: Dotarło. Kurcze. Faktycznie był na tyle głupi, by walczyć z Whiplashem?
Pepper: Znasz go. Nie byłby sobą, gdyby tego nie zrobił


Przerwaliśmy rozmowę, gdy prawniczka pojawiła się w szpitalu. Podbiegła pod blok, gdzie siedzieliśmy, czekając na dobre wieści.


Roberta: Tony tak kocha szpitale? Dobra, a teraz na poważnie. Co się stało?!
Rhodey: Zemdlał w szkole
Roberta: I już go operują?!
Pepper: Jest fatalnie z implantem. On umrze
Rhodey: Pepper, nie mów tak. Będzie dobrze
Pepper: Będzie dobrze, będzie dobrze. To już nie działa!
Roberta: Może pojedź do domu? My tu będziemy, a czegoś się dowiemy, od razu damy ci znać
Pepper: Nie! Ja tu muszę być!


2 godziny później. Wyszedł Yinsen. Znowu mnie była poważna, a ręce z białymi rękawiczkami zacierał z nerwów. Co się stało? Niech coś powie? Wstaliśmy, jak poparzeni, licząc na informacje. Tony nie mógł umrzeć. Nie zostawiłby nas bez pożegnania.

1 komentarz:

  1. Czemu Tony jest taki głupi? Poprostu kocha kłopoty...co za hm głupi geniusz...zobaczy co z tego wyjdzie

    OdpowiedzUsuń

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X