~*Dwie godziny później*~
**Roberta**
Skończyli operować dość szybko, bo nawet nie zdołali go otworzyć przez uszkodzony implant. Jedynie przywrócili bicie serca oraz usunęli kawałki metalu, które były blisko przebicia się w wnętrze ciała. Zobaczyłam się z nim w sali pooperacyjnej. Nie przypuszczałam, że od razu odzyska przytomność. Wyglądał na nieco skołowanego. Musiałam mu wytłumaczyć, co się stało, choć sama nie znałam wszystkich faktów.
Roberta: Nic nie robili z twoim implantem. Ledwo żyjesz, ale nadal...
Tony: Mogę umrzeć... Wiem, Roberto... Gdzie... jest Pepper?
Roberta: Chyba też została zabrana do sali
Tony: Co z nią? Tylko mi nie mów...
Roberta: Tony, spokojnie. Jest silna i dziecko też takie będzie
Tony: Dziecko... Nasze maleństwo
Roberta: Musisz odpocząć. Dopiero jutro dostaniesz wypis
Tony: Ech! No jasne... Skąd wiedziałaś, gdzie jesteśmy?
Roberta: Zadzwonili do mnie ze szpitala i powiedzieli o twoim mechanizmie. Jest bardzo uszkodzony... Jestem tu, więc pomogę wam
Tony: Zabierz mnie... do niej
Roberta: Nie mogę. Ledwo się wybudziłeś
Tony: Błagam... To dowiedz się, czy wszystko gra
Roberta: Zgoda, ale nie uciekaj
Tony: Nie pomyślałem o tym
Roberta: I dobrze, bo chyba chcesz być dumnym tatusiem?
Uśmiechnęłam się i wyszłam. Jak zwykle musiał cierpieć. Pepper będzie pamiętała, do czego doszło. Domyśliłam się, że jakaś walka. Jednak mogłam być w błędzie.
Po odnalezieniu odpowiedniego oddziału, zapytałam lekarkę na temat stanu rudej. Dowiedziałam się, gdzie leży, a kobieta zezwoliła, żeby ją odwiedzić. Leżała na łóżku, przytulając dziecko. Uśmiechała się, gadając do niego.
Roberta: Chłopczyk, czy dziewczynka?
Pepper: Dziewczynka... Bałam się, że ją stracę, ale udało się... Jest ze mną
Roberta: Przyszłam tylko na chwilę, bo musisz nabrać sił. Słyszałam o komplikacjach
Pepper: Tak, bo mój organizm podobno bronił się przed wydaniem małej na świat
Roberta: Jakie nadałaś jej imię?
Pepper: Maria
Roberta: Tak nazywała się matka Tony'ego
Pepper: Dlatego córka powinna mieć takie imię... A Tony? Czy wszystko z nim w porządku?
Roberta: Przed chwilą się obudził i pytał o ciebie. Martwi się
Pepper: Ja też... Jak on się czuje?
Roberta: Lekarze niewiele zdołali mu pomóc, lecz jutro wróci do domu... Pepper, co się stało, że tak oberwał?
Pepper: Został porwany, a Duch... Prawie posunął się do wyrwania implantu
Roberta: Jednak go uszkodził
Pepper: Bardzo?
Roberta: Chyba tak... Będzie dobrze i pamiętaj... Możecie na mnie liczyć
Pepper: Dziękuję
Przytuliłam ją, uważając na Marię. Już chciałam powiedzieć jej mężowi o całej sytuacji, lecz otrzymałam telefon z lotnictwa. David zmarł. Byłam w szoku. Jak do tego doszło?
~*Godzinę później*~
**Pepper**
Biedny, Tony. Myślałam, że mu pomogą, a on nadal był w tym samym stanie. Gdybym znała się na chirurgii, zoperowałabym własnego męża. Pragnęłam, by zobaczył naszą kruszynkę. Rosła bardzo szybko.
Nagle pojawił się błysk w sali. Nie wiedziałam, że sam przyjdzie. Strażnik wpadł z wizytą.
Pepper: I co, jaszczurko? Urodziłam tylko jedno dziecko bez żadnych szkód. Może mi wyjaśnisz... Dlaczego mój organizm bronił Marię?
Strażnik: Dotknęłaś terrigenu, prawda? Byłaś na Tahiti, co wiem z własnych obserwacji. Jednak przez moc kryształów, twoje DNA zmutowało wraz z całym ciałem
Pepper: Wow! Ale nie rozumiem jednego... Mogę latać
Strażnik: Przejęłaś moje moce, bo odchodzę... Umieram
Pepper: Tak szybko? Ile głównie twoja rasa żyje?
Strażnik: Do pięćdziesięciu lat, choć zależy od mutacji gatunku... Patricio, wybrałem ciebie do pewnego zadania
Pepper: A mogę znowu być tylko człowiekiem?
Strażnik: Twoja córka będzie szybko rosła, aż stanie się dojrzała. Kiedy ona zyska szansę na przemianę, wówczas ty oddasz swoje moce
Pepper: I zginę? Tak było z Lily
Strażnik: Lub ona umrze... Jeszcze się spotkamy
Obiecał, rozpływając się w powietrzu. Zaczęłam mieć mętlik w głowie. Ponownie zmutowałam, więc stracę ludzkie DNA? Przemienię się? Miałam tyle pytań, ale on nie mógł na nie odpowiedzieć.
**Tony**
Lekarz sprawdził wyniki bez zwracania uwagi na uszkodzony implant. Nie wiedział, jak to naprawić, a z informacjami Roberty zrozumiał, że to był najważniejszy element przetrwania. Polecił udać się na helikarier, bo być może oni znajdą sposób, żeby mnie ocalić. Przez Fury'ego wolałbym tam nie stawiać stopy. Doktorek zalecał odpoczynek oraz unikanie stresu.
Kiedy wyszedł z sali, w tym samym momencie zadzwonił telefon. Od Rhodey'go? Skończył swoje wakacje?
Tony: Hej, Rhodey. Dobrze, że dzwonisz... Jak tam w Rio?
Rhodey: Spoko. Bawiliśmy się na karnawale. Niewiele zrobiłem zdjęć, ale bardziej ci poopowiadam, jak wrócę
Tony: Czyli sobie poczekam. Heh!
Rhodey: Mama dzwoniła i... muszę zjawić się w Nowym Jorku, jak najszybciej
Tony: Co się stało?
Rhodey: To nie jest rozmowa na telefon, a z tego, co się dowiedziałem od niej, nie możesz się stresować
Tony: Jak nie chcesz mówić, to nie mów... Kiedy chcesz wrócić?
Rhodey: Dziś wieczorem mam samolot. Ivy się zgodziła, choć trochę żałuje
Tony: Mogliście zostać
Rhodey: Problem w tym, że z nie mogę zbytnio zwlekać w tej sprawie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi