**Clint**
Próbowałem przeanalizować sytuację. Jeśli nie słyszałem głosu FRIDAY, to Natasha rozwaliła jej cały system, pozostawiając jedno AI do dyspozycji. Tak musiało być, bo wszelkie alarmy i zabezpieczenia zostały wyłączone. Wyjąłem Tony'ego ze zbroi, kładąc go na kanapie. Podłączyłem implant do ładowania, czekając, aż się obudzi. Trochę to potrwa, skoro Whiplash nie chciał mu odpuścić solidnych batów.
~*Godzinę później*~
**Tony**
Powoli otwierałem oczy, starając się znaleźć jakiś znajomy szczegół. Mrugnąłem kilka razy w celu polepszenia jakości obrazu. Przy stole roboczym siedział Clint, grając na konsoli. Zacząłem rozglądać się w poszukiwaniu Pepper. Zaczynałem się bać.
Tony: Clint? Clint, jesteś... tam? Gdzie... Pepper?
Clint: Właśnie jestem na ostatnim poziomie. Rozwalę bossa i wszystko ci wyjaśnię
Tony: Coś nie tak?
Clint: Poczekaj, Tony... JEST! ROZWALIŁEM ŚMIECIA!
Tony: Clint!
Clint: Oj! Dobra, dobra. Pepper nic nie jest, a raczej nie powinno
Tony: Nie rozumiem
Clint: Natasha zabrała ją do szpitala z obawy o dziecko. Bardzo się martwiła o ciebie, więc...
Tony: Stres negatywnie wpłynął na ciążę
Clint: Dokładnie
Tony: Jadę tam
Clint: Eee... Zanim to zrobisz, posłuchaj mnie
Tony: No okej, ale szybko
Clint: Twoja zbroja i cała zbrojownia była zainfekowana przez wirus. Możliwe, że podczas walki doszło do zakażenia... Ruda z obawą o ciebie chciała sama zniszczyć wirusa. Dopiero Natasha go dezaktywowała, a wraz z nim zniknęła FRIDAY
Tony: Wow! A moja żona? Już lepiej się czuje?
Clint: Nie wiem. Nie otrzymałem żadnej wiadomości
Tony: Czyli jadę do niej
Clint: Tony, spokojnie. Najpierw naładuj implant i odpocznij, bo Whiplash nieźle cię potraktował biczami
Tony: Tak, jak zawsze
Odłączyłem mechanizm od ładowarki, gdy na bransoletce wyświetlił się koniec dostarczania energii. Ostrożnie wstałem, by nie wylądować na ziemi. Odrobinę czułem się słabo, ale musiałem zobaczyć się z Pep. Nie mogła stracić dziecka z mojej winy. Nie mogła.
**Pepper**
Agentka zabrała mnie do zaufanego lekarza, który nie zdziwił się na informacje o Makluańskiej krwi. Zrobiła podstawowe badania i kazała mi zostać w szpitalu. Mało brakowało, a straciłabym maluszka. Musiałam unikać stresu. To trudne przy tak nierozgarniętym mężu. Sam nie ma łatwo, a umyślnie doprowadza się do wyniszczenia organizmu. Odczułam ulgę po lekach w kroplówce. Od razu brzuch rozluźnił się i mięśnie nie napinały się. Skurcze zniknęły.
Po badaniach, Natasha weszła do sali.
Natasha: I jak się teraz czujesz? Maluszek zdrowy?
Pepper: Prawie umarł, ale już będę spokojna, jeśli dowiem się czegoś o Tony'm
Natasha: Właśnie wybiera się do ciebie
Pepper: Serio?
Natasha: Clint mi napisał, że już jadą
Pepper: Obudził się?
Natasha: Tak, a ty masz odpoczywać. Z nim jest wszystko w porządku, dlatego pomyśl o swoim maleństwie, bo przyjdzie na świat za siedem dni
Pepper: Może przyjść szybciej... Tak miałam z parą bliźniaków, aż doszło do komplikacji, bo prawie się pozabijali
Natasha: Na szczęście ta lekarka zna różne przypadki. Nikomu nie powie, co odkryła
Pepper: Skąd się znacie?
Natasha: Z SWORD. Badała obcych, a pierwszą jej pacjentką była ci znana hybryda
Pepper: Abigail Brand
Natasha: Zgadza się... Potrzebujesz czegoś? Mogę coś przynieść do jedzenia
Pepper: Nie trzeba... Dzięki za wszystko
Natasha: Nie ma sprawy
Uśmiechnęła się i na chwilę wyszła z pomieszczenia. Chyba rozmawiała z kimś przez telefon. Na moje szczęście albo nawet i nieszczęście, pojawił się Tony z Clintem. Kobieta pozwoliła wejść tylko jednej osobie. Pozwoliła mężowi w pierwszej kolejności. Rzucił się w moje ramiona, aż nie miał zamiaru puścić.
Pepper: Tony, wystarczy. Jeszcze mnie udusisz
Tony: Wybacz, ale martwiłem się
Pepper: Ja też, dlatego tu wylądowałam
Tony: Przyniosłem twoją poduszkę i kocyk. Pomyślałem, że przyda się, gdyby maluch wyskoczył znienacka
Pepper: Hahaha! Głupek... Jak się czujesz?
Tony: Dobrze, a ty?
Pepper: Lepiej i to nie jest kłamstwo
Tony: Skłamałem?
Pepper: Takie odnoszę wrażenie
Tony: Trochę masz rację
Pepper: Trochę?
Tony: Wolę nie żalić się z własnych problemów
Pepper: Och! Tony, bo się pogniewamy
Tony: Najważniejsza jesteś ty i nasze dziecko
Cmoknął w policzek, mając zamiar wyjść z sali. Nie zrobił tego dobrowolnie. Lekarka wróciła mnie pomęczyć.
**Rhodey**
Poszliśmy we trójkę do miasta. Przy okazji dopilnowaliśmy, żeby reszta białych ubrań pozostała w stanie nienaruszonym. Daliśmy Dianie grzechotkę, bo też miała prawo się zabawić.
Kiedy wyszliśmy do centrum, ludzie śpiewali, a parada trwała w najlepsze. Założyliśmy maski, dołączając do zabawy. Ivy wzięła białą maskę na oczy, zaś ja włożyłem dziób tukana. Zaczęliśmy wirować z ukochaną, tańcząc w rytm muzyki. Jej ruchy bioder potrafiły oczarować każdego faceta, ale ona była moja. Nikomu nie pozwoliłbym tykać mojej żony.
Rhodey: Świetnie tańczysz. Uwielbiam to
Ivy: Hahaha! Tobie też jakoś idzie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi