Zdjąłem zbroję, by rozejrzeć się, czy był ktoś w domu. Niemożliwe, żeby się rozpłynęli w powietrzu. Musiał ktoś być. Sprawdziłem każdy pokój, ale ani śladu po żonie i dzieciach. Postanowiłem poczekać na nich w zbrojowni. Zresztą, musiałem naładować implant.
**Katrine**
Po moim powrocie do domu, nie rozpoczął wojny ze mną. Jednak spokój nie potrwał długo. Od razu po śniadaniu chciałam zobaczyć się z Mattem, ale ojciec już znał moje zamiary. Właśnie siedziałam w pokoju, przeglądając internet.
Duch: Nie myśl sobie, że zapomniałem, co zrobiłaś
Katrine: Jeśli nie chcesz mieć wbitego noża w flaki, zostawisz mnie i jego w spokoju
Duch: Grozisz mi? Własnemu ojcu? Tak okazujesz wdzięczność, że daję ci żyć pod moim dachem? Nie zabiłabyś mnie. Jesteś zbyt słaba
Gwałtownie obróciłam się w jego stronę, patrząc zabójczym wzrokiem. Czyżby specjalnie sprowokował?
Katrine: Ty jeszcze nie znasz moich możliwości. Jeszcze nie wiesz, co mogę zrobić, ale uwierz mi... Mogę cię zabić. Mogę go tego dojść, jeśli spróbujesz po raz kolejny skrzywdzić Matta
Duch: Mogłaś zakochać się w kimś innym. W kimś, kto nie jest moim wrogiem
Katrine: Ty każdego uznajesz za wroga. Szczególnie własną rodzinę
Duch: Próbuję was chronić
Katrine: Mam ci przypomnieć, że przez twoje długi mogłam zginąć?! Mam ci wypominać, ile razy nas zdradziłeś?! Chcesz tego?! Chcesz?!
Duch: Przykro mi
Katrine: Ha! Przykro? I ja mam ci w to uwierzyć? Po tym, jak go skrzywdziłeś?! Kłamałeś o Nefarii! Zatajasz przed nami prawdę! Mam tego dość!
Wstałam z krzesła, wybiegając z pokoju. Ledwo zdołałam trafić do kuchni, gdzie mama przygotowywała obiad, aż poczułam, jak przenika czyjaś ręka przez moją klatkę piersiową.
Viper: Kochanie, co ty wyrabiasz? Zostaw ją. Mało wycierpiała?
Duch: Nie mów, że ją popierasz. Przecież ona jest nam niewdzięczna! Powinna trafić do poprawczaka, bo groziła, że mnie zabije
Katrine: Teraz... wielce się... skarżysz, tato
Wyjął ze mnie dłoń, że mogłam na spokojnie nabrać powierza do płuc. Jednak kłótnia dalej musiała trwać. Stałam przy mamie, czekając na jego kolejny ruch. Kipiała w nim nienawiść. Tak samo, jak we mnie. Nienawidziłam go. Myślałam, żeby zabić własnego ojca. On powinien się nazywać despotą, a nie ojcem. I to nie był głupi pomysł na strzelenie mu kulki w łeb.
Katrine: Skończyłeś?
Duch: Chyba ty... Jesteś naiwna, Katrine. Myślałem, że będziesz na tyle mądra, aby zrozumieć, czym tak naprawdę jest życie. Poczujesz je, kiedy ktoś spróbuje ci je odebrać
Katrine: Poczułam... Już raz i dlatego cię nienawidzę. Nie chcę żyć z takim ojcem!
Duch: A ja z córką, którą kiedyś dla mnie byłaś
Katrine: O! Teraz żałujesz, że żyję?! Świetnie! Zabij mnie! Proszę bardzo! Oszczędzisz mi bólu! No dalej! Nie bądź tchórzem!
Na tyle podniosłam głos, aż sam popadł w furię i wściekłość. Uderzył mnie w policzek. Teraz wiedziałam, jak powinnam go ocenić.
Viper: Oszalałeś?! Uspokójcie się! Oboje! Nie pozwolę, by drugie dziecko żyło w takich warunkach!
Duch: Co ty bredzisz? Jakie dziecko?
Viper: Nasze... Jestem w ciąży
**Lily**
Doktorek w końcu pozwolił na widzenie. Powoli wstałam, by nie wylądować na podłodze. Ostrożnie przeszłam przez próg drzwi, spoglądając na nieprzytomnego brata. Ciągle się nie obudził. Teraz wiedziałam, że źle zrobiłam. Nie powinnam krzyczeć wtedy na niego.
Pepper: Wszystko gra, Lily?
Lily: Martwię się, bo przeze mnie jest w takim stanie
Pepper: W porządku... Wydobrzeje. W końcu ma te geny, tak?
Lily: No tak
Dr Yinsen: Lily, możesz na chwilę do mnie podejść?
Lily: Coś naskrobałam?
Dr Yinsen: Nie. Po prostu muszę cię zbadać, czy nic ci się nie stało
Lily: Nie trzeba
Pepper: A może niech wróci do domu?
Lily: Raczej powinnam przy nim zostać
Pepper: Nie bój się. Zadzwonię, jeśli coś, by się zmieniło
Lily: Na pewno?
Pepper: Tak... Poza tym masz jutro szkołę
Lily: Ech! No dobrze, ale masz dzwonić
Pepper: Będę
Przytuliła mnie na pożegnanie i wróciłam do domu. Gdy weszłam przez fabrykę, w głowie pojawiły się urywki wspomnień. Bieganie z Mattem, bo rodzice broili, wejście do nowego domu, droga do szkoły... A później te siedzenie przy liście przez odejście mojego taty.
Gdy już chciałam przejść przez wejście do części domowej, usłyszałam jakiś hałas ze zbrojowni. Pomyślałam, żeby to sprawdzić.
**Tony**
Tak bardzo myślałem nad ułożeniem dobrego wytłumaczenia, jaki cudem żyję, że zapomniałem, co miałem zrobić. Kiedy miałem już wstać, zauważyłem zszokowaną twarz Lily. No tak. Widziała mnie niedawno jako trupa. Ma prawo być w szoku.
Lily: T... Tato? Czy... Czy to ty?
Tony: Chyba nie spodziewałaś się, że zobaczymy się tak szybko?
Poczułem, jak się rzuca w moją stronę i przytula. Tak bardzo się cieszyłem, czując jej bicie serca. Najważniejsze było życie mojej córki. Nie spodziewałbym się, czy mi wybaczy, Raczej nie powinienem o to prosić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi