Przeszedłem kolejne kilka kroków, aż się zatoczyłem. Pielęgniarka pomogła mi wstać i poprosiłem, by zawołała odpowiedniego specjalistę. Podałem imię i nazwisko. Nalegała na cierpliwość. Jednak nie miałem zbyt wiele czasu. Za kilka minut całkowicie wyczerpie się zasilanie zapasowe, które utrzymuje mnie przy życiu. Całe szczęście, że miałem przy sobie kylit. To było najważniejsze.
Dr Yinsen: Tony?
Szybko się pojawił. Od razu poszedłem w jego kierunku, ale znowu upadłem. Zanim całkowicie straciłem przytomność, dałem mu metal.
Tony: Kończy się... zasilanie. Trzeba... szybko... wstawić... kylit
Zamknąłem oczy, pogrążając się w ciemności.
**Ho**
Nie wierzę w to, co widzę. Niby Tony żyje. Ale jak? Naprawdę zbroja go utrzymuje przy życiu? Za dużo miałem pytań. Według drugiej wiadomości, mam działać sam. Nawet bez Victorii? Może dam radę. Nie wiem. Trzeba spróbować.
Podniosłem chłopaka z ziemi, biorąc do sali zabiegowej. Nie byłem w stanie określić, jak wiele mam czasu. Podłączyłem Tony'ego do kardiomonitora, by mieć wgląd na funkcje życiowe. Wyglądało to kiepsko.
Rozpiąłem mu koszulę, a pod nią miał kawałek zbroi, który pewnie próbował zasilać implant. Powoli zdjąłem fragment, zaś z jego dłoni wziąłem kylit.
Dr Yinsen: Przy tobie muszę łamać tyle reguł, ale cieszę cię, że ciągle żyjesz
Pobrałem zawartość do strzykawki, by ją połączyć z mechanizmem. Pewnie poczuł lekkie ukłucie, bo nie miałem czasu na znieczulenie. Po kilku minutach, stan uległ poprawie. Dla pewności obserwowałem kardiomonitor. Wciąż bez zmian, a implant nie działał. Musiałem użyć specjalnego defibrylatora, który uruchomi mechaniczne serce. Przykleiłem "krążki" wokół urządzenia, nastawiając wyładowanie o średniej mocy. Uderzyłem raz, czekając na jakąś zmianę... Chyba się udało. Wszelkie funkcje były w normie. Dało radę. Jakoś się zabiegł powiódł.
~*Dwie godziny później*~
**Tony**
Powoli otwierałem oczy, słysząc dźwięk jakiegoś urządzenia po lewej stronie. Gdzieś w sali zdołałem zauważyć kogoś w białym fartuchu. Poczułem się jakoś inaczej. Żyłem. Żyłem bez zbroi, a puste miejsce zastąpił kylit. Te bicie serca było wyraźnym znakiem, że już nie byłem trupem.
Dr Yinsen: Nie wiem, czemu odstawiałeś tę szopkę z anonimami, ale T.S? Łatwo mogłem cię skojarzyć, choć nie wierzę w duchy. Te, co wracają z zaświatów
Tony: Przepraszam, ale jakoś musiałem się z panem skontaktować
Dr Yinsen: W porządku. Nie winię cię za to... Jak się czujesz?
Tony: Jakbym powstał z martwych
Dr Yinsen: Bo tak jest
Tony: Lily to moja bohaterka
Dr Yinsen: Czemu?
Tony: Pochowała mnie w zbroi. Obudziłem się po pogrzebie, a FRIDAY powiedziała mi, co się stało
Dr Yinsen: Przynajmniej teraz bardziej potrafię uwierzyć, jak przeżyłeś
Tony: Gdzie zbroja?
Dr Yinsen: Miałeś na sobie jedynie napierśnik
Tony: FRIDAY, pokaż się. Wiem, że gdzieś tu jesteś
<<Przed tobą nie da się ukryć. Witaj wśród żywych, ale teraz w pełni>>
Lekarz lekko odskoczył na bok, widząc zbroję bez użytkownika. Stała przy nas, jakby była kolejnym cieniem. Pozostało mi jedynie zaplanować powrót do domu.
**Rhodey**
Byłem zmęczony już pierwszego dnia. Nie dość, że ma mnie szkolić jakaś pani generał Stone, to jeszcze nie czuję kości. Bieg z przeszkodami, sto pompek przed spaniem, a o piątej zaczyna się druga seria tortur. Nazwała mnie żółtodziobem. Gdyby wiedziała, kim naprawdę jestem, od razu zmieniłaby zdanie.
**Pepper**
Prosiłam Lily, żeby otworzyła drzwi, lecz ta nadal nie odezwała się ani jednym słowem. Zdecydowałam się ją lekko nastraszyć. Może poskutkuje ta metoda.
Pepper: Lily, otwórz drzwi, bo inaczej je rozwalę... Mam ważną sprawę do załatwienia... Proszę cię. Pozwól mi wejść
Lily: A nie... będziesz krzyczeć?
Pepper: Niby czemu? Co się dzieje?
Lily: Nie krzycz
Pepper: Nie będę
Lily: No dobra
Usłyszałam, jak przekręca klucz i mogłam wejść. Lily chciała wybiec z pokoju, ale ją zatrzymałam. Zachowywała się tak, jakby chciała coś przede mną ukryć.
Lily: Ja... nie chciałam! To moja wina! Nie każ... mnie... za to!
Pepper: Ej! Spokojnie... Powiedz mi, co się stało?
Lily: Ja... Ja nie chciałam
Pepper: O czym ty mówisz?
Lily: Bo Matt...
Pepper: Lily!
Widziałam, jak słabnie i musiałam położyć Lily na łóżku, które było zajęte przez... Matta. Nie wyglądał, jakby spał. Co oni zrobili? Chciałam usłyszeć wyjaśnienia.
Pepper: Lily, nie bój się. Nic ci nie zrobię. Po prostu mi powiedz, co zrobiliście? Co wyście wymyślili?
Lily: To... To był mój... pomysł. Chciałam być zdrowa... W... Widziałam, jak szybko... się zagoiły... mu rany. Chciałam, by... mi pomógł
Pepper: Już dobrze. Na pewno wydobrzeje. Ma zdolność regeneracji, a ty chyba musisz odpocząć
Lily: Implant... Muszę go naładować
Pepper: W porządku, ale nie mogę was zostawić samych. Mam ważną sprawę
Lily: SHIELD... Wiem
Pepper: Przeklęta telepatia. Ech! Tak. Tu chodzi o nich, dlatego zostaniecie u cioci do czasu, aż wrócę. Mogę na was liczyć?
Kiwnęła głową, bo przez strach nie wiedziała, co powiedzieć. Nie spodziewałam się, że posuną się do czegoś takiego. Zupełnie ich nie poznaję. Zabrałam Matta, biorąc go na ręce, a Lily podparła się mojego ramienia. Mogłam ich zostawić w zbrojowni, ale lepiej, gdyby o bezpieczeństwo zadbała ludzka ręka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi