Part 285: Powrót FRIDAY


~*Następnego dnia*~

**Roberta**

O dziewiątej rano otrzymali wypis. Pomogłam im wsiąść do samochodu, uważając na małą. Lekarze nie widzieli żadnych przeszkód, żeby całą trójką opuścili szpital. Z Pepper i dzieckiem było wszystko w porządku, zaś z Tony'm tyczyła się inna bajka. Zamiast pojechać od razu do domu, zmieniliśmy plan. Chcieliśmy przywitać Rhodey'go na lotnisku wraz z całą jego bandą.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, samolot już dawno wylądował. Czekaliśmy na nich z jakąś godzinę, aż spotkaliśmy się razem. Przytuliłam syna oraz jego żonę. Pepper z Tony'm zrobili to samo. Diana tylko śmiała się, ale bardzo ucieszyła na nasz widok.

Roberta: Nareszcie w komplecie
Rhodey: Też się cieszę, ale nie tak do końca
Ivy: Rhodey, będzie dobrze
Pepper: Hej, panikarzu. Tęskniłeś za nami?
Rhodey: Za tobą najmniej
Tony: Hahaha! No widzicie... Jak minęła podróż?
Rhodey: Obyło się bez niespodzianek
Ivy: A wymiociny Diany się nie liczą?
Rhodey: A! No tak. Ona zawsze coś naskrobie
Pepper: Hahaha! Od razu sobie przypomniałam, że nigdy aniołkiem nie byłam
Rhodey: Wredna ruda od urodzenia? Dlaczego mnie to nie dziwi?
Tony: Chyba mieli sporo do niej cierpliwości
Pepper: Skończyliście, czy mam wybić wam z głowy takie mądrości?
Roberta: Ivy, zapraszam cię na kawę, bo raczej wolałabyś uniknąć bijatyki
Ivy: Może innym razem... A ona tak zawsze?
Tony: Odczep się od mojej żony! Jest wspaniała!
Rhodey: Oj! Już ci robiła pranie mózgu?
Tony: Rhodey, przymknij się
Roberta: Chyba zapomniałeś co się stało
Rhodey: Nadal pamiętam naszą rozmowę, mamo... To kiedy pogrzeb?
Roberta: Najpierw muszę sprowadzić ciało
Tony: Kto umarł?
Roberta: Mój mąż, a jego ojciec
Tony: Nie wierzę

Wszyscy zamilkli. Pojechaliśmy najpierw odwieźć ich do mieszkania. Tony wydawał się najmniej rozmowy. W końcu dowiedział się, do czego doszło. Obecnie nie mogłam powiedzieć, jak wydarzył się wypadek. Nie wiedziałam, czy zdoła znieść tę informację.

~*Dwie godziny później*~

**Pepper**

Rodzinka histeryka znalazła się w swoich czterech ścianach. My wybraliśmy się do fabryki. JARVIS łatwo odblokował ukryty garaż, gdzie schowaliśmy auto. Czułam się pełna energii w przeciwieństwie do Tony'ego. Naprawdę nikt nie mógł mu pomóc? Może zdołam swoimi mocami jakoś zreperować implant.
Po otworzeniu drzwi od części roboczej, położyłam Marię na kanapie.

<<Witajcie w domu>>

Tony, Pepper: FRIDAY?
Tony: Gdzie jest JARVIS?
Pepper: Przecież... Przecież Natasha cię zniszczyła

<<Błąd... Wykryto intruza>>

Tony: Co do cholery się tu dzieje?!
Pepper: Tony, padnij!

O mały włos, a zbroja zabiłaby Tony'ego jednym strzałem z rękawicy. Jakim cudem ona przeżyła? Widocznie część wirusa nadal pozostała. Przejęła kontrolę nad zbrojownią. Zdalnie sterowała pancerzem, który był blisko nas. Geniusz nie wiedział, co robić, ale ja miałam pewien pomysł. Szybko podbiegłam do komputera, próbując zrestartować system. Komendy nie działały.

Tony: Rozwal ją!
Pepper: W sensie, że siłą?! Tak nie można!
Tony: Zrób to!
Pepper: Mam lepszy sposób, ale schowaj się gdzieś!
Tony: Co ty kombinujesz?!
Pepper: EMP!

Więcej nie musiałam nic mówić. Tony szukał schronienia przed impulsem elektromagnetycznym. Bałam się, że narobię mu więcej szkód. Uruchomiłam dodatkowe zabezpieczenia, które działają przeciwko robotom. To był jedyny plan.
Gdy miałam wcisnąć przycisk, dziecko plątało się wokół kabli.

Pepper: Maria, idź stąd!

<<Uwaga. Wykryto wrogi cel>>

Pepper: Co?

Nagle rozbłysło silne światło. Nic nie widziałam, lecz głos żeńskiej AI zamilkł. Ponownie odezwał się JARVIS. Wzrok powoli wracał do normy, aż dostrzegłam męża, który silnie trzymał Marię. Przyjrzałam się panelowi sterowania. Automatycznie wytworzył się impuls. Cała instalacja poszła z dymem. Tylko największe szkody odniosła ta zainfekowana.

[[Przegrała, będąc zbyt ludzkim programem]]

Pepper: JARVIS...

[[Stan Marii jest stabilny. Nie doznała żadnych obrażeń]]

Pepper: To światło... To byłeś ty?

[[Ja jedynie kontynuowałem pani działanie]]

Pepper: EMP poskutkowało?

[[Bardzo skutecznie]]

Pepper: Boże! Tony!

Leżał bez ruchu z grymasem bólu. Nie reagował na wołanie. Ochronił naszą córkę, ryzykując własnym życiem. Idiota. A może bohater?

[[Stan ciężki, ale w miarę stabilny]]

Pepper: Tony, nie musiałeś... Miałeś być bezpieczny. Z dala od zagrożenia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X