Part 271: Największą bronią jest strach


**Pepper**

Zabrałam wszystkie rzeczy, które później mogą okazać się przydatne. Natasha dała mi pozostałą własność po lekarce. Poprosiła, żebym zaczekała jeszcze, bo wróg był coraz bliżej. Sama zaczęłam odczuwać jego obecność. Poza paralizatorem nie miałam ze sobą innej broni, dlatego pożyczyła jeden pistolet na ostre naboje.

Natasha: Na mój znak, uciekacie. Nie wcześniej, jasne?
Pepper: Dzięki za pomoc
Natasha: Nie pozwolę ci stracić życia. Wam obojgu... No już... Biegnij!

Szybko wykonałam rozkaz, ruszając do wyjścia ewakuacyjnego. Od razu usłyszałam strzały z karabinu. Zdołałam je uniknąć, chroniąc też Tony'ego. Dobrze, że był lekki, ale z taką sporą ilością walizek oraz urządzeń, trudno o dobry sprint. Minęliśmy strzelca w następnym korytarzu. Agentka próbowała go zatrzymać, choć on sprawnie uniknął jej. Ponownie celował w nas. Krzyknęłam z bólu, gdy kula trafiła w ramię. Wtedy opuściłam chorego z rąk.

Natasha: Nie zatrzymuj się! Musisz biec! Pepper, dasz radę! WSTAŃ!

Ostatni krzyk był tak pobudzający, że zabrałam w sobie siły, ignorując ból. Wzięłam męża sposobem matczynym, dobiegając do wyjścia. Rozwaliłam zamek w drzwiach. Cholera! Za wysoko! Bez spadochronu nie przeżyjemy, chociaż... Wszystko leżało przygotowane. Znalazłam tylko jeden plecak.

Pepper: Tony, musisz zaufać własnej żonie, rozumiesz? Nie wiem, czy to przeżyjemy, więc zacznij się modlić

Odliczyłam do trzech, skacząc z nadzieją na miękkie lądowanie. Bez trudu pociągnęłam za linkę i spadaliśmy dość wolno. Jednak szpieg tak łatwo się nie poddał. Znowu padły strzały w naszym kierunku. Jedną ręką objęłam Tony'ego, zaś drugą oddałam strzały w przeciwnika. Celowałam prawidłowo, lecz był kuloodporny. Żadna kula nie zrobiła mu krzywdy.
Nagle ktoś inny w niego mierzył, lecz z lądu. Musiał mieć bardzo dobre oko.

Natasha: Odczep się od nich, popaprańcu! PEPPER, LEĆ ZA STRZAŁAMI Z ZIEMI! TAM BĘDZIESZ BEZPIECZNA
Pepper: ZWARIOWAŁAŚ?! ON MNIE ZABIJE!
Natasha: TO CLINT!
Pepper: Clint?
Natasha: SPADOCHRON ZARAZ SIĘ ROZLECI. MUSISZ SKOCZYĆ BEZ NIEGO
Pepper: TO SAMOBÓJSTWO!
Natasha: NIE MARUDŹ TYLKO SKACZ!
Pepper: Boże, pozwól nam żyć, bo mamy dziecko do wychowania... Błagam... AAA!

Bałam się, że zginę, ale przynajmniej nie byłam sama, Może był nieprzytomny, ale sam fakt, że był ze mną, dawał wsparcie. Myślałam o najgorszym. Całe życie przeleciało dwukrotnie przed oczami, aż spadliśmy na sam dól. Zakryłam oczy przez strach.

Pepper: Jestem... w niebie?
Clint: Trochę daleko ci do tego
Pepper: Hawkeye!
Clint: Natasho, mam ich. Możesz wrócić do domu
Natasha: Dobra robota
Clint: Udało się wspólnymi siłami
Natasha: Hahaha! Spotkajmy się na miejscu, a Pepper z Tony'm odstaw do fabryki
Clint: Będą tam bezpieczni?
Natasha: Na pewno będą
Pepper: Dziękuję
Clint: Spoko. Bohaterowie sobie pomagają
Pepper: Chyba tak
Clint: Podrzucę was do zbrojowni, dobra?
Pepper: Właśnie tam musimy być, jak najszybciej
Clint: Okej, więc ustalone

Powoli wstałam z siatki, która zamortyzowała upadek. Teraz pozostało wrócić do domu.

**Duch**

Plan zawiódł. Punisher nie dorwał Starka. Musiałem wymyślić inny pomysł, a moja żona coś pichciła w kuchni. I nie był to obiad. Chciałem się zapytać, lecz rozpoznałem niektóre składniki obok garnka. Trucizna?

Duch: Co robisz?
Viper: A nie widać? Robię małą niespodziankę
Duch: Nie zjem tego
Viper: Oj! To nie dla ciebie, Duch... Specjalny wywar dla Patricii Stark
Duch: Wciąż chcesz zemsty za Katrine?
Viper: A ty? Poniosłeś porażkę i już mu odpuszczasz? Żałosne... Bardzo żałosne
Duch: Przynajmniej nie bawię się w wiedźmę z "Królewny Śnieżki"
Viper: Ej!
Duch: Co dokładnie chcesz zrobić? Otrujesz ją, a potem...
Viper: Nie zabiję jej, a to... nie jest trucizna... Pamiętasz może słabość Iron Mana?
Duch: Jego serce. I co w tym takiego? Wkrótce umrze bez naszej pomocy
Viper: Jak zostało napisane... Duch, on boi się straty swojej żony, a skoro jest w ciąży, strach będzie miał wyższą poprzeczkę, który znowu spowoduje u niego atak serca. Będzie myślał, że życie Pepper oraz dziecka jest zagrożone, więc wpadnie w panikę... Jednak, żeby mój plan nie wyszedł na jaw, gotuję coś, co ma objawy zatrucia, ale nią nie jest
Duch: Wow! Zaskakujesz mnie swoim umysłem
Viper: Strach jest największą bronią. Bywa nie do opanowania i łatwo manipulować taką osobą, bo uwierzy we wszystko. Bomba pod nogami, zatrute powietrze, aż zacznie bać się własnego cienia

~*Godzinę później*~

**Tony**

Obudziłem się w zbrojowni. Nie miałem pojęcia, jak tutaj się znalazłem. Nigdzie nie widziałem Pepper. Byłem sam, ale za to przykuty kajdankami do ładowarki, by nie ruszyć się z kanapy ani na krok.

<<Pepper poszła zrobić zakupy. Niebawem wróci>>

Tony: Mogła poczekać na mnie

<<Ty nie możesz nic robić i nie rozkuję cię. Nigdy>>

Tony: To żart? Nie śmieszny, wiesz?

<<Mówiłam na serio>>

2 komentarze:

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X