Part 146: Akademia czeka na ciebie

**Ho**

Długo myślałem nad tym, kto mógł wysłać wiadomość. Jednak nie miałem pomysłu, kim była ta osoba. Dobrze, że to moja ostatnia godzina dyżuru. Tylko, że ten ktoś chce, by być gotowym przez całą dobę. O co chodzi?
Gdy już miałem zamiar jakoś znaleźć tę osobę w kartotece, do gabinetu weszła Victoria.

Dr Bernes: Teraz moja kolej dyżuru. Co ty tu jeszcze robisz?
Dr Yinsen: Przyjrzyj się temu przez chwilę. Domyślasz się, kto potrzebuje pomocy?
Dr Bernes: Hmm... T.S
Dr Yinsen: T.S?
Dr Bernes: Na dole wiadomości są napisane czyjeś inicjały. Tylko z jedną osobą mi się kojarzą
Dr Yinsen: Tony Stark... Dziwne. Przecież on nie żyje. To pewnie ktoś robi sobie jaja. Czyli mogę wrócić do domu
Dr Bernes: Ten ktoś musi mieć ważny powód. Nie traktuj tego jako żart
Dr Yinsen: I mam uwierzyć, że Tony żyje?
Dr Bernes: Może inicjały wskazują na kogoś innego?
Dr Yinsen: A znasz kogoś poza nim?
Dr Bernes: Niestety, ale nie. Jednak pewnie jeszcze nie raz się odezwie
Dr Yinsen: Mam zostać w szpitalu?
Dr Bernes: Prześpij się, a ja cię obudzę, jak będzie twoja kolej
Dr Yinsen: No dobrze

Zrobiłem, jak chciała i położyłem się na kanapie. Przydałby się porządny sen, ale nie umiałem się skupić na odpoczynku. Chciałem poznać nadawcę anonima. Mam nadzieję, że to nie żart.

**Matt**

Obudziłem się dopiero o dziesiątej i ciało nadal bolało, choć powoli ból przechodził. Jednak zdołałem zregenerować większość obrażeń. Poza możliwym złamaniem żeber. Ciocia nalegała, żebym został u niej przez weekend, ale i tak musiałem wrócić do domu. Z pomocą siostry wstałem z kanapy, obejmując jej szyję. Podziękowałem za pomoc i razem z Lily przeszliśmy przez drzwi. Mama już na nas czekała ze śniadaniem.

Pepper: Już wstaliście? Mogliście dłużej spać. Macie przecież sobotę, a ty nigdzie się nie ruszasz
Matt: Trochę... ciężko... z ruchem
Pepper: Co cię boli?
Matt: Chyba... mam złamane... żebra
Pepper: Lily, pomożesz mu dojść do pokoju?
Matt: Nie... trzeba
Lily: Oj! Raczej będzie trzeba. No chodź. Nie gryzę
Matt: Dzięki... Poradzę sobie

Podtrzymałem się ściany, idąc do swojego kącika. Zdołałam dać sobie radę sam. Gdy otworzyłem drzwi, podszedłem do łóżka, padając na nie. Zacząłem myśleć o tym, co się wydarzyło. Nie potrafiłem zapomnieć o Katrine, ale nie chcę, żeby przeze mnie miała same problemy z ojcem.

**Rhodey**

Po raz drugi zostałem wezwany do Akademii Wojskowej. Pepper wie, a rodzice nadal nalegają na ten wyjazd. Właśnie pakowałem ostatnie rzeczy do walizki, zastanawiając się, czy jestem gotowy.

Roberta: Mój mały bohater. Jestem z ciebie dumna
David: Postępujesz dobrze. Na pewno będziesz świetnym generałem. Zawsze o tym marzyłeś, pamiętasz?
Rhodey: Chciałem tylko, żebyś był ze mnie dumny, tato
David: I jestem
Roberta: Poczekajcie na mnie. Pójdę po aparat. Muszę ci zrobić pamiątkowe zdjęcie
Rhodey: Oj! Nie trzeba
Roberta: Trzeba, trzeba. Takie chwile powinny pozostać w pamięci

Mama była uparta, ale niech robi, co chce. W końcu długo się nie zobaczymy. Szkoda, że Tony tego nie widzi. Śmiałby się. Rhodey Rhodes w mundurze. Niecodzienny widok. Pewnie dodałby do tego jakiś głupi komentarz w stylu: "I jak tam, panie generale? Pogoda dopisuje na nalot bombowy?" Ech! Brakuje mi go.
Natłok myśli przerwało pojawienie się mamy z aparatem. Stanąłem obok ojca, który specjalnie ubrał się w swój mundur. Zasalutował, a ja stałem na baczność. Jeden błysk i fotografia gotowa.

Roberta: Twoje pierwsze zdjęcie w mundurze. I jak ci się podoba?
Rhodey: Haha! To naprawdę ja? Chyba dawno nie patrzyłem w lustro
David: Jesteś prawdziwym mężczyzną, więc masz prawo nosić wąs
Rhodey: Według Tony'ego, jako "prawdziwy mężczyzna" powinienem mieć dziewczynę
David: No i tu się zgodzę
Roberta: O! Czy to znaczy, że przestaniesz romansować z historią?
Rhodey: Bardzo śmieszne... Nie wiem, czy przestanę

Zaśmiałem się głupio, co trwało przez chwilę. Przytuliłem moich rodziców, żegnając się z nimi. Nagle usłyszałem klakson, co znaczyło, że taksówka już przyjechała na miejsce. Wziąłem ze sobą walizkę, machając po raz ostatni do nich.

Roberta: POWODZENIA!
David: DZWOŃ DO NAS!
Rhodey: DZIĘKI! BĘDĘ DZWONIŁ ZAWSZE

Wsiadłem do pojazdu, patrząc po raz ostatni na matkę i ojca oraz mój dom. Jak to teraz będzie? Skoro walczyłem jako War Machine, dam sobie radę w wojsku na szkoleniu. Jak wielki byłby wysiłek, nie pozwolę się złamać.

**Tony**

Po długim odpoczynku, zmieniłem zbroję do warunków ekstremalnego mrozu, jaki panuje na Arktyce. Potrzebowałem zdobyć kylit, a reszta nie powinna stanowić problemu. Leciałem najszybciej, ile się dało, ale musiałem oszczędzać zasilanie.

<<U celu znajdziemy się za kwadrans>>

Tony: Czy ktoś wie, że mi pomagasz?

<< Gdyby ktoś wszedł do zbrojowni, mógłby mnie usłyszeć. Jednak na razie nikt nic nie wie>>

Tony: To dobrze. Nawet nie wiem, co zrobię, gdy będę mógł żyć bez zbroi. Powinienem pomyśleć, jak przyjmą mój powrót

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X