Part 139: Kochana Pep


**Pepper**

Nie wiedziałam, że tak szybko do tego dojdzie. Kilka dni w szkole i już się zakochał. Nie chciałam mu psuć szczęścia, ale stąpa po kruchym lodzie. Z ojcem Katrine będzie miał same problemy. Jednak musiałam jakoś mu pomóc.

Pepper: Lepiej bądź ostrożny. Nie chcę cię widzieć pobitego po raz kolejny
Matt: Mamo, nie martw się. Potrafię o siebie zadbać
Pepper: Chyba gdzieś już to słyszałam... Wydaje mi się, że kiedyś powiedział tak twój ojciec przed jakąś misją
Matt: Ale ja jestem inny. Mam geny Makluan i zyskałem większą siłę, niż może mieć zwykły człowiek
Pepper: Matt, nie wszystko rozwiążesz przemocą. Czasem wystarczy pogadać
Matt: Ale nie z nim. Niebawem będzie bal i chcę ją zaprosić, ale on pewnie znowu mnie pobije
Pepper: Bal? Nic mi o tym nie mówiłeś
Matt: Trochę ciężko myśleć o zabawie, skoro niedawno był pogrzeb
Pepper: Pomogę ci. Nie martw się... Może powiedz też Lily, że szkoła coś takiego organizuje
Matt: Mamo, nie wiem, czy będzie w stanie
Pepper: Oboje powinniście zająć się swoim życiem, bo smucić się ciągle nie ma sensu
Matt: Ale ty się smucisz
Pepper: Jutro już tak nie będzie

Uśmiechnęłam się, dając mu nadzieję, że jutro będzie lepiej. Gdy Matt wyszedł, pomyślałam po raz kolejny nad otworzeniem tej nieszczęsnej koperty. Chciałam zamknąć ten smutny rozdział mojego życia tym listem. Ręce lekko drżały, dotykając kartki. Nie byłam pewna, co z niego się dowiem.

Kochana Pep,
Trochę inaczej to wszystko sobie wyobrażałem, ale za wszelką cenę chciałem uratować Lily. Chciałem się z tobą zestarzeć, patrząc z tobą na dorastanie naszych dzieci, gdy obierają swój własny kierunek w życiu. Jednak życie napisało mi inny scenariusz. 
Nigdy nie byłem dobrym mężem, ale i też ojcem. Przepraszam za chwile, w których mnie potrzebowałaś, a wtedy mnie nie było przy tobie. Wybacz za każdą łzę, jaką uroniłaś oraz za czas, który traciłaś, martwiąc się, czy wrócę z kolejnej misji Iron Mana. 
Chciałem wyprowadzić się razem z wami gdzieś, gdzie jest cisza i spokój. Żeby każdy dzień był lepszy od poprzedniego. Żałuję, że nie mogłem się z tobą pożegnać. Wiem, że będzie mi ciebie brak, a ty będziesz odczuwała tę samą pustkę, skoro byłem w stanie odebrać sobie życie dla naszej córki. Bardzo cię przepraszam, że musiałem tak postąpić, ale czułem się okropnie, patrząc, jak ona cierpi.
Akurat odszedłem od was w najgorszym momencie. Dlaczego? Bo następnego dnia mieliśmy się cieszyć naszą rocznicą ślubu. Nawet miałem dla ciebie prezent, którego nie zdążyłem ci ofiarować. Dlatego powinnaś go odnaleźć pod kanapą. Powinien ci się spodobać.
Bardzo cię kocham i nigdy nie zawahałem się do tego przyznać. Kochałem cię bardziej od budowania następnych zbroi, czy ratowania świata. Byłaś całym moim światem, ale z wielkim bólem serca musiałem cię opuścić. Żegnaj, ukochana żono.
Kocham cię
Twój Tony


Nie mogłam w to uwierzyć. Tak bardzo nas kochał, a ja głupia na niego krzyczałam, winiąc za chorobę Lily. On przecież nas chronił. Chciał się z nami wyprowadzić. I jeszcze wspomina o jakimś prezencie z rocznicy. Jedynie, co zrobiłam po przeczytaniu listu, to uroniłam kilka łez. Teraz żałowałam, że mu nie pomogłam, gdy w bezmyślny sposób oddał swój kylit.
Postanowiłam zejść do zbrojowni i poszukać tego podarunku.

**Katrine**

Niewiele zostało do balu, ale po ostatniej akcji z ucieczką i tym porwaniem, mam przerąbane u rodziców. Szczególnie u ojca, który pilnował mnie, jakbym była małym dzieckiem. Kontaktowałam się z Mattem jedynie wtedy, kiedy miałam pewność, że nikt nie podsłuchuje. Siedziałam tak, wpatrując się w sufit, myśląc o zabawie szkolnej. Nawet chciałam zaprosić Matta, ale w szkole. Poczekam do poniedziałku.
Gdy miałam zamiar do niego zadzwonić, musiałam się wycofać. bo do pokoju weszła mama. Nawet z nią nie miałam ochoty rozmawiać.

Katrine: Wyjdź stąd i mnie zostaw
Viper: Musimy pogadać
Katrine: Nie musimy
Viper: A właśnie, że tak... Twoje zachowanie jest niepokojące. Powinnaś porozmawiać z psychologiem
Katrine: O! A może od razu z psychiatrą?! Robicie ze mnie wariatkę!
Viper: Córciu...
Katrine: Nie jestem twoją córką, skoro nie dajesz mi żyć!
Viper: Chcę cię chronić
Katrine: Taa... Wmawiaj sobie

Usłyszałam, jak idzie w stronę łóżka, ale usiadła przy biurku. Czułam jej spojrzenie, choć leżałam odwrócona głową do ściany.

Katrine: Nic nie rozumiesz... Ja chcę być szczęśliwa i nie mam zamiaru spędzać tyle czasu z ojcem despotą, czy jakimś dobrowolnym katem
Viper: Syn Iron Mana nie powinien się zadawać z tobą
Katrine: Z tego, co słyszałam, to chciał go zabić twój własny mąż
Viper: Może miał takie zlecenie?
Katrine: Nie miał! Po prostu próbuje mi zniszczyć życie! A ty mu na to pozwalasz!
Viper: Katrine, uspokój się
Katrine: WYJDŹ! NATYCHMIAST!

Krzyknęłam tak głośno, że w końcu sobie poszła. Od razu chwyciłam za komórkę, pisząc krótkiego SMS-a, by spotkać się w pizzerii, bo miałam do niego sprawę. Szybko odpisał i się zgodził. Teraz jedynie musiałam czekać, aż będzie na zegarku osiemnasta. Pozostały dwie godziny. Trochę się boję, że ojciec spróbuje mnie śledzić, dlatego wezmę gaz pieprzowy i nóż dla obrony przed nim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X