Part 137: Ty też musisz mi wybaczyć

**Matt**

Znalazłem kopertę w szufladzie, gdzie zwykle trzymałem jakieś ważne rzeczy. Jedną z nich był list. Czy byłem gotowy poznać jego myśli? Chyba tak. Teraz mam najlepszą na to okazję.


Kochany Matt,
Przepraszam, że byłem takim beznadziejnym ojcem. Z początku traktowałem cię, jak wroga, bo nie chciałem wychowywać w domu mordercy. Widziałem w tobie mordercę mojego ojca, który skazał mnie na życie z implantem. Wiem, że źle cię oceniłem, ale później zaakceptowałem prawdę. Nawet obiecałem sobie, że nigdy w życiu nie podniosę na ciebie ręki.
Tak bardzo dbasz o swoją siostrę i jestem z tego dumny. Zresztą, pomagałeś też mamie, kiedy ja nie byłem w stanie. O tak wspaniałym synu mogą pomarzyć inne rodziny. Prosiłbym cię, żebyś dalej opiekował się najważniejszymi kobietami w twoim życiu. No chyba, że też się w jakiejś innej zakochałeś. Życzę szczęścia.
Jednak mimo wszystko, chciałem, żeby nigdy wam nic nie brakowało. Starałem się was chronić przed każdym zagrożeniem. Nie wiem, czy mi się udało. Raczej zawiodłem na całej linii. Wybacz mi, jaki dla ciebie byłem.
Wiem, jak bardzo cię skrzywdziłem. Żałuję, że nie mogłem z tobą porozmawiać o tym, co zaszło, gdy byłeś bezbronnym dzieckiem. Na pewno pamiętasz, jak prawie cię zabiłem. Mam nadzieję, że nie pozwolisz Lily iść w moje ślady. Nie powinna się mścić i walczyć z tak chorym sercem. Powinna cieszyć się z życia, a nie je narażać. Pokaż jej, że powinna z niego korzystać.
Jako, że byłem twoim ojcem, a teraz odszedłem na zawsze, przejmiesz po mnie firmę, gdy skończysz 18 lat. Wiem, że mogę ci ufać i razem z Lily przeżyjecie piękne chwile.
Kocham cię
Twój tata
Nie mogę w to uwierzyć. Już prawie zapomniałem, że chciał mnie zabić, chociaż teraz rozumiem, co go do tego skłoniło. Wybaczyłem mu już dawno, lecz nie miałem okazji na szczerą rozmowę. I po tym wszystkim mam przejąć jego firmę? Widocznie testament spisał wcześniej. Jednak będę za nim tęsknił. Kochał mnie, mimo wcześniejszej nienawiści.

**Rhodey**

Dochodzi czternasta, a ja jeszcze sterczę nad grobem przyjaciela i brata razem z moimi rodzicami. Pamiętam, jak widziałem jego bladą twarz. Wyglądał, jak trup, ale nie miałem zamiaru go nigdy wpakować do trumny. A teraz leżał przysypany ziemią. Lily prosiła, żeby pochować Tony'ego razem ze zbroją. W końcu, to był nasz bohater.

Roberta: W porządku, Rhodey?
Rhodey: Tak... Po... prostu... myślę
Roberta: Mi też będzie go brak. Jeszcze pamiętam, jak po wyjściu ze szpitala, trafił do naszego domu i dzięki tobie zaakceptował prawdę. Zrobiłeś dla niego tak wiele
Rhodey: I odwdzięczył się tym samym
David: Musimy już wracać. Zaraz rozpęta się burza
Rhodey: Tato, a ty, co powiesz?
David: Rzadko miałem okazję go bliżej poznać, bo ciągle latałem po całym świecie. Jednak, słysząc przemowę, wiedziałem, że był kimś więcej, niż zwyczajnym chłopakiem z problemami
Rhodey: Bo był... Był Iron Manem

**Katrine**

Głośniej krzyczeć nie umie? Śmiało. Niech wszyscy cię usłyszą, tato. Tak był wściekły, że wrzeszczał też na mamę. Przecież tłumaczyłam mu. Gdyby nie Matt, już dawno byłabym martwa. Martwa? No właśnie. Ojciec wspominał, że chciał zabić jego ojca. Jak on mógł o czymś takim pomyśleć?

Viper: Kochanie, uspokój się. Przecież uratował Katrine... Zrobił coś dobrego
Duch: Ale miała się z nim nie zadawać!
Katrine: Skąd mogłam wiedzieć, jak ma na nazwisko?! Chodzimy razem do klasy! Powinieneś się wkurwiać na Iron Mana! Oj! Przepraszam bardzo, ale on nie żyje, a ty chciałeś sam to zrobić!
Duch: Jeszcze kiedyś mi podziękujesz. Próbuję cię chronić!
Katrine: Jakoś ci to nie wychodzi! I jeszcze kłamałeś o Nefarii! Miałeś długi!
Duch: TO NIE TWOJA SPRAWA!
Katrine: A właśnie, że moja! Gdyby nie ty, on...
Viper: CISZA!

Ryk mamy od razy przerwał całą kłótnię, ale my jeszcze nie skończyliśmy.

Viper: Katrine, do pokoju. Muszę pogadać z twoim ojcem w cztery oczy
Katrine: Mamo, ja...
Viper: Lepiej ciesz się, że za swoje nieumyślne zachowanie nie dostałaś kary
Duch: Słuchaj się mamy, córciu
Katrine: ZAMKNIJ SIĘ!

Byłam na niego wściekła. Udawałam, że wchodzę do pokoju. Zamknęłam drzwi, trzaskając nimi. Znowu ich podsłuchiwałam.

Viper: Trochę przesadziłeś... I długi? Miało już nie być żadnego handlu z Maggią. Obiecałeś...
Duch: To zacznij w końcu pracować! Próbuję nam zarobić na życie! Wcześniej ci to nie przeszkadzało
Viper: Bo nikt nie uczepił się Katrine. Przez ciebie jest zagrożona
Duch: Zabiłem Nefarię i każdego jego sługusa. Dostali słuszną kulkę w łeb, więc, to ja ją uratowałem, a nie ten szczeniak
Viper: Ten szczeniak właśnie ocalił jej życie, bo ty musiałeś rozliczyć się z Maggią... Mam nadzieję, że nic mu nie zrobiłeś
Duch: Nastraszyłem

Taa... Już ci w to uwierzy. Życzę powodzenia.

Viper: W jaki sposób? Chyba go nie pobiłeś?
Duch: Oj! Zbyt dobrze mnie znasz, Viper
Viper: Przecież jestem twoją żoną
Duch: No tak... To co mam z nią zrobić? Do szkoły musi chodzić
Viper: Nie niszczmy jej życia. Nie będę jej przenosić do innego liceum
Duch: Więc, jaki masz inny pomysł?
Viper: Tradycyjna obserwacja. I nawet nie próbuj pobić tego chłopaka po raz kolejny, bo będziesz miał przerąbane u jego rodziny
Duch: Skoro Stark już nie żyje, kto może mi zagrażać?
Viper: Na pewno ktoś się znajdzie

Niewiele wyniosłam z tej rozmowy, ale musiałam sama wymyślić jakiś prosty plan. Muszę jakoś nawiązać kontakt.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X