Part 136: Czas pożegnań

**Matt**

Nie wiem, o co mu chodziło. Przecież uratowałem Katrine. Jednak on musiał krzyczeć i walić pięściami po mojej twarzy, aż odważył się przeniknąć przez pancerz. Poczułem, jak jego ręka znajduje się wewnątrz zbroi i ściska serce. Chce mnie zabić?

Katrine: Puść go! Słyszysz?! Gdyby nie on, wyleciałabym w powietrze!
Duch: Mówiłem, że będziesz tego żałować. Teraz i Matthew dołączy do ojca
Matt: Co?! Ty go... zabiłeś?
Duch: Chciałem, ale sam się poddał
Matt: Morderca!
Duch: Nie zabiłem go. Jeśli nie przestaniesz zbliżać się do mojej córki, wyrwę ci twoje serce jednym ruchem... Zrozumiano?
Matt: Tak
Duch: Obyś nie kłamał

Gwałtownie wyjął ze mnie rękę, że musiałem odkaszlnąć, spluwając krwią o podłogę. Nie miałem obrażeń wewnętrznych, ale po prostu nieźle potraktował moją twarz. Wolałbym uniknąć powrotu do tej sytuacji, więc raczej powinienem o niej zapomnieć. Od razu odleciałem do fabryki, gdzie oddałem zbroję. Niestety, ale nie obyło się bez uwag.

Rhodey: Co ci się stało? Przecież byłeś w masce. Kto cię tak pobił?
Matt: Ojciec tej, której uratowałem. Jest już bezpieczna, a Maggia nie zrobi jej krzywdy. Duch o to też zadbał
Rhodey: Akurat jutro będzie pogrzeb twojego taty, a ty wyglądasz, jak siedem nieszczęść
Matt: Nic mi nie jest, wujku
Rhodey: To lepiej będzie dla ciebie, jak pójdziesz spać
Matt: A ty?
Rhodey: Będę spał w zbrojowni
Matt: Dobranoc
Rhodey: Śpij dobrze
Matt: Dziękuję... I wzajemnie

Zdołałem wymusić uśmiech, skoro ledwo czułem twarz. Poszedłem do swojego pokoju, a przy sąsiednim pomieszczeniu usłyszałem czyjś płacz. Zerknąłem, uchylając lekko drzwi. Okazało się, że to Lily rozpacza. Nie chciałem teraz z nią rozmawiać, więc położyłem się spać.

~*Następnego dnia na cmentarzu*~

Ja, Lily, mama, wujek i jego rodzina, byliśmy na cmentarzu, gdzie mieliśmy pochować tatę. Pogoda idealnie dopasowała się w nasze uczucia oraz czarny kolor ubrań. Ciemne chmury razem z deszczem. Nic więcej nie potrzeba. Cztery osoby niosły trumnę, w której był nasz bliski, a Lily włożyła go do zbroi. Chciała go pochować, jak bohatera. Później trumna została położona.

Roberta: Zebraliśmy się tu dziś, żeby pożegnać wielkiego człowieka, którym był Tony Stark. Świat znał go pod postacią obrońcy dobra w zbroi Iron Mana. Jest mi trudno coś powiedzieć... Tak trudno, że nie potrafię ułożyć odpowiednich słów... Zawsze zdołał wygrać każdą bitwę. Walczył dla swoich kochanych dzieci i wspaniałej żony. Jednak teraz trzeba uczcić jego pamięć minutą ciszy

Wszyscy zamilkli, wpatrując się na sosnowe drewno, pod którym leżał człowiek. Mama próbowała być silna, ale wyglądała na wyczerpaną. Lily też z trudem to znosiła. Trzymałem ją za rękę, by jakoś wytrzymała.

Roberta: Tony Stark pozostanie w naszych sercach jako niezwyciężony Iron Man, kochany członek rodziny, troskliwy ojciec i wspaniały przyjaciel, ale także i mój drugi syn, którego traktowałam, jakby był wydany z mojego łona. A teraz... Składam kondolencje rodzinie Anthony'ego. Niech wytrwają w te trudne dni... Niech on spoczywa w pokoju

Gdy kobieta skończyła swoją przemowę, mama lekko zasłabła, a przecież jeszcze ciało nie zostało pochowane. Poprosiłem ją, by usiadła. Powoli upadła na podłogę, płacząc. Wujek wraz ze swoim ojcem opuścili trumnę na sam dół dziury, usypując ją ziemią.

Matt: Już dobrze, mamo. Jakoś to przeżyjemy
Pepper: Kochanie...
Matt: Cii... Nie płacz. Poradzimy sobie
Pepper: Dziękuję, że tu jesteś

Przytuliłem ją, a później pomogłem jej wstać. Teraz i Lily wyglądała na bladą. Patrzyła na zasypaną dziurę, aż chwyciła się za implant. Chyba ona również mocno przeżyła tę sytuację. Musiałem zobaczyć, czy dobrze się czuje.

Matt: Lily?
Lily: W porządku. To... Nic
Matt: Czytałaś list, prawda?
Lily: Tak

**Lily**

Nie potrafiłam już dłużej wytrzymać. Wystarczy, że wspomniał mi o liście i poczułam, jak cały świat się zatrzymuje. Upadłam na kolana, lecz nadal byłam przytomna. Musiałam się uspokoić. Przecież mój ojciec sam napisał w liście, że to nie moja wina. Jednak właśnie tak się czułam. Wstałam z ziemi, by pomóc mamie, bo potrzebowała napić się wody. Matt mi pomógł ją zabrać do domu, a niektórzy jeszcze pozostali na cmentarzu.

~*Dwie godziny później*~

Wciąż za oknem padał deszcz, ale i tak nie musieliśmy iść do szkoły ze względu na pogrzeb. Podałam mamie szklankę wody. Od razu nabrała kolorów, ale na wszelki wypadek zajęłam się nią. Matt zniknął do swojego pokoju. Fakt, że ktoś musiał mu nieźle przywalić. Nie pytałam go, o co poszło, bo wolał to zachować dla siebie.

Lily: Jak się czujesz?
Pepper: Dobrze. Po prostu rano nie chciałam nic jeść
Lily: Stąd te zasłabnięcie?
Pepper: No nie ukrywam, ale masz rację... A jak z tobą?
Lily: Przeżyję
Pepper: Lily, jeśli to coś poważnego...
Lily: Tak. Wiem, że powinnam powiedzieć, ale też trudno mi się pogodzić ze śmiercią taty

**Matt**

Mama i Lily z trudem przeżywają całą tę sytuację. Dalej były blade, ale wolałem je zostawić na chwilę same. Musiałem przemyśleć, co robić. Ojciec Katrine będzie ją śledził i nie dopuści do naszych spotkań. Jednak najpierw zajrzę do koperty. Najwyższy czas dowiedzieć się, co miał mi do przekazania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X