Rozdział 35: Bitwa o przyszłość cz. 1 Bez granic

9 | Skomentuj

Musiałem wziąć się do roboty i pomyśleć o bezpieczeństwie najbliższych. Gdy skończę z Whiplashem, będziemy mogli żyć w spokoju. Oni tego potrzebują, zwłaszcza Rhodey po stracie matki. Nie przejmowałem się Fury'm i tym, że wie o naszej działalności, która i tak się skończyła.
Wziąłem się w garść i zacząłem tworzyć mój ostatni pancerz Iron Mana. Pomyślałem nad skuteczną obroną ataków, ulepszeniem repulsorów i napierśnika, wzmocnienie pola siłowego i dołożenie rakiet o niewielkim kalibrze. Siedziałem nad tym ponad dwie nieprzespane noce, aż w końcu była gotowa do ostatniego starcia z Whiplashem. Od razu pokazałem ją Rhodey'mu.

-Przedstawiam ci zbroję Centurion. Zmieniłem jej kolor na srebrny i ulepszyłem, by dobrze sprawowała funkcje obronne- odsłoniłem płachtę ze stołu

-A dla mnie i Pepper też zbudowałeś?

-Zbuduję, ale jeszcze nie teraz- musiałem skłamać

O dziwo Rhodey był skłonny odpuścić dalszych pytań.

-Mogę cię o coś spytać, ale bądź szczery. Czy ty chcesz sam walczyć z Whiplashem?- przejrzał moje zamiary

-Nie chcę was stracić i dlatego to robię- przyznałem

-To ma być pożegnanie?- próbował zachować spokój

-Chyba tak- niechętnie odparłem

Obudził się we mnie odruch, by przytulić go, jak przyjaciela. Wtedy poczułem, że to może być ostatni dzień, kiedy go widzę, bo potem wszystko stanie się niewiadomą, a sam powrót czymś niemożliwym.

-Żegnaj, Rhodey

Niespodziewanie wbiegła Pepper. No tak. Z nią też muszę się pożegnać, ale to trudne. Od razu rzuciła mi się na szyję.

-Masz wrócić cały i zdrowy, słyszysz? Nie zostawiaj nas- powiedziała błagalnym tonem

-Cokolwiek się zdarzy...zawsze będę przy tobie. Może nie ciałem, ale samym duchem- odwzajemniłem jej uścisk

Sprawdziłem stan implantu, który wskazywał na pełne naładowanie. Nie czułem żadnego bólu, oprócz zbliżającej się niepewnej walki. Nie wiedziałem, czy wrócę żywy i zacznę kolejny dzień z moim przyjacielem i najwspanialszą żoną.

-Żegnajcie- pomachałem im, widząc ich ostatni raz

Uzbroiłem się w Centuriona i poleciałem na miejsce, gdzie miało się wszystko zakończyć. Czekałem na Whiplasha w porcie. Jeszcze przez ostatnią chwilę myślałem o Rhodey'm, Pepper, Robercie i mojej matce. To dzięki nim stałem się kimś więcej. Whiplash wyszedł z ukrycia mi naprzeciw.

-Niezła zbroja. Zobaczymy, jak sobie poradzisz z moim uzbrojeniem. Fix dodał mi nowe ulepszenia i łatwo mnie nie pokonasz. Zakończymy tu naszą przeszłość i rozpoczniemy tworzyć przyszłość- przygotował bicze

-Dobrze powiedziane. No to zawalczmy- rozpędziłem się w jego kierunku, mierząc repulsorami















Nasza walka się rozpoczęła. Zacząłem od odbicia repulsorów i zaplątanie biczami jego zbroi. Bez problemu ją podniosłem, rzucając twardo o ziemię. Zbroja Starka była bez szwanku. Widać, że usprawnił ją, a jeszcze przemalował na inny kolor.To nieważne. I tak go pokonam. To kwestia czasu, gdy wyzionie ducha.
Niespodziewanie strzelił we mnie kilka rakiet, aż upadłem. Jednak nie zrobiły mi wielkiej krzywdy, więc szybko zrobiłem kontratak. Wbiłem w jego zbroję ponad trzy minibomby. Nie musiałem długo czekać na eksplozję. O dziwo wstał.

-Dalej chcesz walczyć? No dalej. Pokaż, na co cię stać!- wołałem go do dalszej walki

Dzieciak wzniósł się w powietrze i strzelił kolejną serię pocisków, którą zdołałem uniknąć.W powietrzu leciałem z biczami i uderzałem z całej mocy, by pozbawić go sił. Byłem dla niego zbyt szybki i to był mój atut. Stark dalej strzelał, ale z repulsorów, aż doszło do skumulowania energii w unibeam, co po uwolnieniu jej zwalił mnie z nóg. Bez problemu podniosłem się i zdecydowanie zaplątałem biczami jego zbroję. Wyładowałem duże napięcie elektryczne.

-Na pewno nie chcesz się poddać?- zaśmiałem się złowrogo

-Nigdy- wydusił z siebie dalsze siły do walki

-Żywy nie wrócisz, Stark! Pamiętaj!- rzuciłem kolejne bomby

-To się okaże!- krzyknął, ładując kolejny strzał

Po pięciu sekundach następne bomby wybuchły z potężną siłą, wyrzucając go wysoko w powietrze. Chłopak nie dawał łatwo za wygraną. Powoli wstał z ziemi, decydując się na kolejne uderzenie. Dość był wytrzymały. To mnie trochę irytowało. Ja go zniszczę. Zniszczę go.
Stark zaczął uciekać, ale nie mogłem mu na to pozwolić. Wskoczyłem na dysk, uderzając w niego i waląc w jego kręgosłup.

-Aaa!- krzyknął z bólu, upadając

-Nigdzie mi nie uciekaj

Chłopak się zaśmiał. Co on wyprawia?

-Myśl, jak chcesz- podłożył mi bombę do dysku

-Stark!- wrzasnąłem z furią

Na polu bitwy pojawił się dym i ogień. Widziałem, że zaczął tracić siły. To był dobry znak. Jeszcze trochę i go zabiję. Siła eksplozji wyrzuciła mnie, przebijając przez jedną ze skrzyń w porcie. Poczułem, jak mocno głowa dostała ostrego łomotu. Jakby ktoś rzucił we mnie jakimś tankowcem lub czołgiem. Nie chciałem się poddawać i wznowiłem atak. Użyłem promienia z biczy, by go zwalić ponownie na dół. To zadziałało. Jego zbroja już się iskrzyła i niektóre zniszczenia były zauważalne. Najbardziej miał uszkodzony napierśnik i rękawice.

-Nie skończyłem z tobą!- zacząłem okładać biczami całe jego ciało
















Ból był piekielny, ale nie chciałem dać się złamać. Musiałem wytrwać jeszcze. Nie mogłem tak łatwo się poddać. Ja tak nie robię. Będę walczył do końca. Za przyjaciół...Robertę...Victorię...Ho...i za moją rodzinę.
Zbroja była już w kilku miejscach poważnie naruszona, ale nie zamierzałem skończyć tak szybko pojedynek.

-Nigdy się nie poddam!- wystrzeliłem z repulsora

-Żałosne!- skomentował, unikając promienia

Wziąłem się w garść i wystrzeliłem całą amunicję na tego blaszaka, a on ani trochę nie został draśnięty.

-Ha! Tylko na tyle cię stać? Co powiesz na to?

Niespodziewanie rzucił swoje bicze, jak bumerangi, które przyczepiły się do napierśnika, porażając prądem. Czułem, że dojdzie do wybuchu i skumulowałem energię do unibeamu, by rozerwać te bicze. To było dla mnie coś nowego. Nigdy w życiu nie musiałem się z czymś takim zmierzyć. Widać, że Mr. Fix nie próżnował przy jego ulepszaniu.

-Fix mi mówił, że nie żyjesz i to mnie zasmuciło, ale teraz to ja zabiorę cię do grobu. Czas na zemstę!- wymierzył ciosy kolejnymi biczami

Nie znałem zbytnio jego usprawnień i tym razem nie byłem w stanie przewidzieć ataków. Mogłem tylko liczyć na jakiś dobry plan. Jednak nic mi nie przychodziło do głowy. Tylko wielkim szczęściem uda mi się z tego wyjść cało. Czułem się słabo. Zbroja zeszła na rezerwy.

<<Uwaga. Wykryto poważne uszkodzenie zbroi. Zalecany jest powrót>>

Whiplash długo nie czekał na kolejny atak. Strzeliłem z repulsora pełną mocą. Biczownik spadł. Znowu mogliśmy kontynuować walkę na lądzie.

-Nie nieźle. Nie chcesz przegrać, co? I tak przegrasz, rozumiesz?

-Zobaczymy, jak z tobą skończę- szykowałem się do kolejnego uderzenia

Za pomocą pola siłowego obroniłem się przed jego biczami. Gwałtownie wleciałem na niego, uderzając pięściami w jego pancerz. W końcu musi być osłabiony. Nie może być niezniszczalny. Jednak nie przewidziałem jego ataku i przygwoździł mnie do ziemi. Po raz kolejny poraził cały pancerz.

<< Uwaga. Zbroja jest na stanie krytycznym>>

Kolejny komunikat potwierdził, że dłużej nie wytrzyma ataków Whiplasha. Ostatkami sił podniosłem się i wystrzeliłem rakiety. Wybuch nastąpił bardzo szybko. To doprowadziło do częściowego zniszczenia biczy. Nasza walka trwała już zbyt długo. To nie ma sensu.

-Dosyć, Whiplash! Cały czas podskakujemy sobie do gardeł i nie widzisz, że to nic nie daje? Koniec! Rezygnuję! Nie będę z tobą walczyć!

Zdjąłem z siebie pancerz. Niech to się skończy. Ta jego zemsta.

Komedia IMAA

6 | Skomentuj
**Z dedykacją dla Selene i Wdowy, które wspierają mnie w pisaniu i dzięki nim mogę wymyślać niestworzone historie o blaszaku :D**

Rhodey: Tony, obudź się. Lekcja jeszcze trwa
Pepper: Nie budź śpiącej królewny .I tak go nie okradną, bo nie mają, z czego
Tony: Możecie dać mi spokój? Miałem ciężką noc. Ganianie za super zbirami bywa męczące
Pepper: Hah! Pszczółki? O nich mówisz? One są słabe. Sama dałabym sobie z nimi radę
Tony: To nie oni. To Maggia i Tong nie dają przerwy z atakami
Rhodey: Tylko zrozum, że obowiązki blaszaka nie mogą być ważniejsze od szkoły
Tony: Dobrze, mamusiu

Mocno ziewnął i położył się na ławce. Jednak prof. Klein nie tolerował takiego zachowania. Podszedł i uderzył książką w jego ławkę.

Prof. Klein: Panie Stark, proszę się obudzić. Pracujemy! A dokładnie, macie test
Rhodey: Test?!
Pepper: Test?! Ty debilu, ty mały, śmierdzący…
Rhodey: Pepper, dość. Starczy, bo jeszcze wylecisz do dyrektora. Po raz piąty w tym tygodniu!
Prof. Klein: Ponieważ większość z was ma słabe oceny, ten test będzie wyjątkowo ważny

Przeszedł się po klasie, rozdając kartki z arkuszami zadań. Oczywiście Pepper nadal pałała furią na Tony’ego. Uważała, że jego “lenistwo” zdenerwowało profesora, więc z tego powodu mają pisać test, który dla niej był trudny do rozwiązania. Pozostało 15 minut, a geniusz spał w najlepsze. Rhodey próbował coś wymyślić, by zdobyć jakieś punkty. Ruda jedynie podpisała kartkę i wstała.

Prof. Klein: Panno Potts, a pani dokąd?
Pepper: Do łazienki, jeśli można
Prof. Klein: Idź, ale masz wrócić
Pepper: Spokojnie, ja nie Stark

Uśmiechnęła się i wyszła. Tak naprawdę poszła w stronę szafek. Musiała wyrzucić z siebie swe emocje. Zaczęła od kopania w kosz na śmieci.

Pepper: Głupi, Stark! Głupi, głupi, głupi! Oj, zemsta będzie wyjątkowa dla niego

Zaczęła układać w swojej głowie jakiś dziwny plan, a diaboliczny śmiech zdradzał, że Tony powinien się jej bać. Wróciła do klasy i usiadła, czekając na zakończenie lekcji. Dalej nie wymyśliła
odpowiedzi na żadne z pytań, więc postrzelała na chybił trafił, by w jakimś stopniu zdać ten test.

Prof. Klein: Pozostało 5 minut. Ostatnie poprawki i oddajecie kartki

Dopiero, słysząc tę uwagę nauczyciela, Tony ociężale otworzył oczy. Zauważył jakąś kartkę i zaczął ją wypełniać. Był najlepszy w fizyce,a te pytania…

Tony: Dziecinne i proste

Ruszył swoją mózgownicą, kreśląc odpowiedzi. Profesor zadowolił się, że nikt nie śpi na jego lekcji.

Prof. Klein: Dobrze, klaso. Możecie wyjść, a testy są nieważne
Rhodey: Co?! Jak to?

Wszyscy byli w szoku. Pepper trochę ulżyło.

Pepper: Czy to jakiś żart?
Prof. Klein: Nie, a twoje odpowiedzi na każde pytanie były poza kluczem. Ciągle pisałaś. Człowiek puszka to wie

Klasa wybuchła śmiechem, Tony spojrzał na rudą i pomyślał, że musi pomóc przyjaciółce z fizyką. Wszyscy wyszli z klasy.

Prof. Klein: Zostań tu, Tony. Musimy pogadać
Pepper: Haha! Masz przerąbane!
Tony: Pepper, sio!

Wszyscy poszli na przerwę, Tradycyjnie oni siedzieli na dachu, gdy profesor rozmawiał z Tony’m.

Prof. Klein: Jak już mówiłem, testy są nieważne, Wiedziałem, że, jak zacznę mówić o końcu czasu, obudzisz się. Czy coś się stało?
Tony: Profesorze, ja przepraszam. Nie spałem przez dwie noce
Prof. Klein: Rozumiem, ale musisz znaleźć czas na lekcje. Może jesteś bystrzakiem, ale frekwencja się liczy do przejścia do następnej klasy
Tony: Wiem o tym
Prof. Klein: Dobra, nie smuć się. Idź na przerwę
Tony: Dziękuję

Wyszedł z klasy i miał zamiar pójść na dach, ale, widząc Pepper w stanie bliskiego wybuchu, wolał być daleko. Niestety ona go zauważyła, jak się czai przy schodach.

Pepper: Wiem, że tam jesteś. Wyłaź, albo niemiłosiernie poczujesz ból, jak cię taszczę po schodach. Hahaha!
Rhodey: Lepiej się jej posłuchaj. Macie do pogadania. Może ja was zostawię samych, a wy wyjaśnicie sobie kilka spraw?
Pepper: Rhodey, stój! Jesteś świadkiem
Rhodey: Procesu? Co ty chcesz zrobić?
Pepper: Nic złego. Chyba
Tony: Chyba?
Pepper: No chodź. Nie gryzę
Rhodey: Nie wydaje mi się
Pepper: Stul dziób! To było tylko raz
Rhodey: Taa…

Tony zaryzykował i wyszedł z ukrycia. Nie miał pojęcia, co się szykuje, ale z drugiej strony, to on też chciał pogadać. Chciał jej pomóc, a Pepper miała inne zamiary.

Tony: No to jestem. Co jest grane?
Pepper: Po pierwsze…
Rhodey: Pepper cię może zabić za test
Pepper: Milcz, bachorze! Po pierwsze…
Rhodey: Masz kłopoty
Pepper: Zamkniesz się wreszcie?!
Rhodey: Lubię, jak się pieklisz, papryczko
Pepper: Nie nazywaj mnie tak!

Przyjaciel w porę ich oddzielił, by nie doszło do bójki, co było bardzo możliwe.

Tony: Rhodey, nic nie mów. Pepper?
Pepper: Przejdę do sedna. Gdyby test nie zostałby unieważniony, czekałby cię poważny wpierdol
Rhodey: Oho! Pepper- policjantka! Strzeżcie się, obywatele!
Pepper: Znowu mi przerywasz! Rhodey, ja cię zaraz zabiję!
Tony: No i masz

Skomentował, gdy ci rzucili się do gardeł. Ruda walnęła Rhodey’go z “liścia” ponad 5 razy, a on jedynie próbował ją trzymać na dystans. Tony próbował ich rozdzielić.

Tony: Uspokójcie się! Oboje!
Pepper: Dobra, Rhodey. Tym razem ci daruję, ale drugiego razu nie będzie
Tony: Możesz dokończyć, co chciałaś powiedzieć?
Pepper: Może dodam jedynie, że miałeś wielkie szczęście. Nie lubię Tong i Maggii, a zwłaszcza szkoły. Dobrze, że test nic nie znaczył
Rhodey: Twoje odpowiedzi były genialne. Człowiek puszka to wie

Rhodey zaczął się niepohamowanie śmiać, a bolący policzek nie był zbyt uciążliwy przy ruchu twarzy. Na szczęście zadzwonił dzwonek i do dalszych rękoczynów nie doszło. Mieli lekcję angielskiego. Znienawidzony przedmiot przez całą trójcę. To była ich ostatnia lekcja. Tony dalej chciał porozmawiać z Pepper na osobności. Jednak ona interesowała się Rhodey’m.

Pepper: Co czytasz?
Rhodey: A od kiedy cię to obchodzi?
Pepper: Odkąd angielski to porażka
Rhodey: Haha! Od pierwszej klasy
Pepper: Dokładnie. To… o czym to jest?
Rhodey: Bitwa o Anglię
Pepper: Ach, no jasne. Historyczna histeria historycznego kochanka o historii
Tony: Świetnie to ujęłaś. Mogę cię o coś spytać?
Rhodey: No i się zaczyna. Boże, chroń mnie ode złego, a złym przebacz
Tony: Możesz się zamknąć?
Rhodey: Nie
Tony: To zamilcz. Na minutę
Rhodey: Dobra, wy sobie pogruchajcie

Ponownie uśmiechnął się głupkowato, że Pepper miała ochotę spuścić mu lanie. Gorsze od bicia w twarz. Po kilku minutach, Rhodey wrócił do swojej lektury. Teraz nikogo nie słyszał, bo skupiał się na czytaniu.

Pepper: Dobra, Tony. Na jakieś 10 minut mamy go z głowy. To… o co chciałeś zapytać?
Tony: Potrzebujesz pomocy?
Pepper: Ja? Niby w czym?
Tony: W fizyce
Pepper: Jaki jest haczyk?
Tony: A czemu miałby być?
Pepper: Bezinteresownie tego nie robisz
Tony: Chcę ci pomóc. To wszystko

Ruda przez chwilę zastanawiała się nad jego prawdziwym zamiarem. Jednak, jak to się mówi? Raz kozie śmierć.

Pepper: No zgoda. To dzisiaj o 17?
Tony: Jeśli Iron Man nie będzie potrzebny…
Pepper: Stul jadaczkę! Nie chcę blaszaka, a miasto samo poradzi bez niego

Chłopak szepnął jej do ucha.

Tony: Więc jesteśmy umówieni u ciebie
Pepper: Będę czekać

Zadzwonił dzwonek na koniec lekcji. Przyjaciele rozeszli się do domów. Tony tradycyjnie poszedł do zbrojowni, by przeszukać raporty, a Rhodey, jak na złość, musiał go pilnować.

Tony: No i zero kłopotów. Trochę nudno, ale chyba na dziś wystarczy wrażeń
Rhodey: Zgodzę się. Pepper czasem przesadza.
Tony: Przesadza? Ona mogła cię zabić!
Rhodey: Nie chcę ci nic mówić, ale jednak są kłopoty
Tony: Cholera. Czemu dzisiaj?
Rhodey: W czym ci to przeszkadza?
Tony: Nie muszę ci mówić!

Sprawdził zegarek i zauważył, że dochodziła 17. Od razu wybiegł, łapiąc taksówkę pod dom Pottsów. Rhodey nie rozumiał jego zachowania, ale zauważył, że zagrożeniem była walka między Tong a Maggią.

Rhodey: Nie będę za nim gonił. Niech ma spokój. W końcu jeszcze SHIELD działa i coś zdziała w ich wojnie

Tony stał przy drzwiach. Wahał się, czy dzwonić. A może pukać? Ruda zauważyła chłopaka przez wizjer. Od razu go wpuściła do środka.

Pepper: Iron Man ma wolne?
Tony: Tak jakby. To co? Od czego zaczynamy?
Pepper: No fizyka, geniuszu. To wejdź i zapraszam do mnie. Uwaga na tatę. Śpi, ale łatwo może się obudzić

Próbował chodzić bezszelestnie, lecz przez nieuwagę uderzył w szafkę na przedpokoju, gdzie stał wazon. W porę go złapał.

Pepper: Chodźmy do góry, zanim twoje pijane chodzenie narobi nam szkód. Wiesz, że on nie wie, że tu jesteś? I niech tak pozostanie
Tony: Nie lubi mnie?
Pepper: Ma problem do facetów. Każdego wita paralizatorem
Tony: To żart?
Pepper: Niestety, nie

Dziewczyna zaprowadziła go do pokoju, gdzie miała już przygotowany zeszyt na notatki i podręcznik, choć wiedziała, że taki geniusz nie potrzebuje pomocy naukowych.

Tony: Z czym masz największy problem?
Pepper: Wszystko, co jest naukami ścisłymi
Tony: To będzie długa noc

Lekko się uśmiechnął, a ona uderzyła Tony’ego w twarz.

Tony: Au! Za co?
Pepper: Skup się i nie myśl, że ci pozwolę tu nocować. To dla twojego dobra
Tony: A potem Roberta się będzie wypytywać o te ślady
Pepper: Nie marudź. To może zacznijmy od grawitacji
Tony: I tego nie rozumiesz? To banalne

Oberwał mocniej, aż głowa się obróciła w bok.

Pepper: Nie wymądrzaj się
Tony: No dobra. Żeby obliczyć siłę grawitacji, wystarczy pomnożyć masę przez przyspieszenie, które w zaokrągleniu wynosi…

Tak się rozgadał, a ona siedziała skołowana. Trzeci raz oberwał w ten sam policzek. To musiało boleć.

Tony: Pepper!
Pepper: Cicho, zgredzie. Zaraz go obudzisz
Tony: Nie obchodzi mnie to! Nie wierzę w twoje bajeczki
Pepper: Cześć, tatku

Zauważyła srogą minę ojca, który wyciągnął paralizator. Gestem ręki kazał wyjść córce z pokoju. Jednym ruchem poraził Tony’ego w plecy. Dziewczyna się śmiała.
Tony się obudził i był w domu.

Tony: Nigdy więcej. Nigdy

KONIEC

Rozdział 34: Szukając nowego świata

4 | Skomentuj

Czekałam, aż ktoś da mi znać, co się dzieje. Chłopaki się nie odzywają, a Bobbie nie wróciła z tatą do domu. A mieli być. I jeszcze ta koperta. Nie wiem, co mam o tym myśleć.
Kiedy tak nerwowo chodziłam po pokoju, w końcu ktoś zadzwonił. Ważne, że ktoś dał jakiś znak. Tylko pytanie brzmi, kto?

-Halo. Kto mówi?- spytałam, czekając na odpowiedź

-Skarbie, to ja, Tony. Mogłabyś przyjechać do nas?

-Pewnie, a coś się stało? Nie brzmisz za dobrze. Tony, dobrze się czujesz?- zbudziło się zmartwienie

-Jestem w szpitalu z Rhodey'm i potrzebujemy cię. Powiem ci wszystko, jak przyjedziesz. Proszę, bądź z nami- poprosił załamanym tonem

Nie takiej rozmowy się spodziewałam, ale widocznie problemy są nie do ominięcia. Trzeba stawić im czoła.

-Na pewno przyjadę- odłożyłam słuchawkę i bez zdenerwowania wyszłam z domu, zamykając drzwi na klucz

To było dziwne. Co im się stało, że są w szpitalu? Wypadek? A może znowu walka? Może mi Rhodey wyjaśni, bo jego najłatwiej skłonić do mówienia. W niecały kwadrans znalazłam się w szpitalu i szybko uzyskałam informację, gdzie oni są. Bez problemu natrafiłam na odpowiednią salę. Nie wyglądał, aż tak źle, jak mi się wydawało. To dobrze.

-Witajcie. Powiecie mi, czemu mnie tu ściągnęliście do szpitala?- chciałem, by mi to wyjaśnili

-Tego nie mogłem ci powiedzieć przez telefon

O czym on mówił? Wyglądali, jakby trupa widzieli. Trupa? Chwila, moment.

-Ale mów, co jest grane?- bałam się jego odpowiedzi

-Roberta- i zamilknął

-Nie rozumiem

-Ona nie żyje!- dokończył wściekły Rhodey

Byłam w szoku. To niemożliwe. No, bo...

-Jak to się mogło stać?- dopytywałam

-Titanium Man ją postrzelił pociskiem sporego kalibru. Pepper, to moja wina. To ja powinienem umrzeć!- obwiniał się Tony

- Tony, przestań tak mówić! Zaraz mi znowu odjedziesz- kazał mu się nie denerwować

To już jest okropne. Nie powinien się za to obwiniać. Przecież to nie on pociągał za spust. Zresztą mógł też walczyć w zbroi.

-A nie miałeś zbroi?- to mnie zastanowiło

- I to był ten problem, bo ,gdy ja z tobą randkowałem, oni zniszczyli ją!- mocno uniósł ton

-Aha, czyli to był błąd też ze mną się żenić?- wybiegłam z płaczem do łazienki















Jaki ja jestem głupi. Przez moje idiotyczne zachowanie mogę też stracić moją Pepper jako żonę i wspaniałą przyjaciółkę ze szkolnych lat. Na to nie pozwolę. Zerwałem z siebie wszystkie kable i pobiegłem za nią. Na szczęście ją dogoniłem.

-Pepper, przepraszam. Nie chciałem cię zranić. Źle powiedziałem. Po prostu w jeden dzień straciłem wszystko- prosiłem ją o wybaczenie

Przytuliłem się do niej, a ona to odwzajemniła.

-Wybaczam ci. Będzie dobrze, Tony. Razem przez to przejdziemy. Pomogę wam. Nie zostawię was w takim momencie- obiecała swoją pomoc

Cieszyłem się, że tu była. Nie mogłem im powiedzieć o walce, ale zbroję musiałem stworzyć i o tym mogę jej powiedzieć. Dowód był prosty. Bezpieczeństwo.

-Stworzę zbroję, by już nikt nigdy więcej nie cierpiał

-A pomyślałeś o tym, jak ja cierpię, gdy za każdy razem, kiedy walczysz, ty możesz umrzeć? Twojej śmierci nie zniosę- powiedziała załamanym głosem

-Wiem o tym, Pep. Kocham cię i nie chcę cię zostawić. Pamiętaj o kopercie- pocałowałem ją

Tego pocałunku nikt nie przerwał. Rozkoszowaliśmy się tym pięknym momentem. W takich trudnych chwilach trudno znaleźć odskocznię od problemów. Po chwili przyszedł do nas Rhodey.

-Victoria się pytała, gdzie zwiałeś. Powinieneś wracać- nalegał, prosząc

-Pójdę jej tylko powiedzieć, że już czuję się lepiej i wracamy do domu

-Dobrze- usiadła na korytarzu, czekając na mnie

Wyjaśniłem Victorii, że nie ma podstaw, by mnie przetrzymywać dłużej w szpitalu. Na dowód wykonała mi kilka badań, które potwierdziły moje odczucia. Zgodziła się mnie wypuścić.

-Dziękuję, Victorio- podziękowałem jej

-Pamiętaj, że masz zjawić się za kilka dni na wizytę kontrolną- przypomniała

-Dobrze. Nie zapomnę o tym. Rhodey na pewno będzie mi o tym przypominać- lekko się uśmiechnąłem, ale on nadal był pogrążony w rozpaczy

Rhodey dalej myślał o swojej mamie. Niestety czasu nie mogę cofnąć, ale musimy to jakoś przetrwać. Nie zostawię go, a z Pepper mamy więcej wsparcia. Zdecydowałem się zadzwonić do SHIELD o pomoc. Odebrała agentka Hill.

-Agentko Hill, mówi Tony Stark. Potrzebuję części do zbroi no i też przydałoby się schronienie. Whiplash nam zagraża, a do domu nie możemy wrócić- wyjaśniłem jej

-Co dokładnie się wydarzyło?

-Roberta zmarła, a baza została zniszczona. Potrzebuję części do zbudowania zbroi. To bardzo ważne. Pomożesz nam?- poprosiłem

-Nie ma problemu. Zaraz po was przyjedziemy. Namierzymy was i weźmiemy ze sobą- zgodziła się nam pomóc, co mi ulżyło












Jak to dobrze, że Tony mógł wrócić do domu. W sumie to nie całkiem, bo byli zagrożeni atakami Whiplasha, jeśli dobrze mi powiedział. Razem z chłopakami wyszliśmy na parking, gdzie stała już furgonetka agentki Hill. Ona też wróciła?

-Dobrze cię znów widzieć, agentko Potts- zasalutowała Hill

-Chwila. Agentka?

No tak. Zapomniałam im o tym powiedzieć, a to świetna wieść. Niestety, ale nie było okazji się tym pochwalić.

-Tak, jak się okazało to jednak zdałam

-Czemu nic nie powiedziałaś?- Tony czuł lekką urazę

-Bo zapomniałam ci powiedzieć, a poza tym nie pytałeś- wyjaśniła

Po pokonaniu trasy do helikariera, polecieliśmy helikopterem do centrali. Mam nadzieję, że pomogą Tony'emu.
Gdy dotarliśmy na miejsce, agentka Hill przygotowywała wolny warsztat. Jednak po spotkaniu generała Fury, dowiedzieliśmy się, że on zna nasz sekret. Tony nie był tym faktem zadowolony.

-Od kiedy wiesz?- był w szoku

-Na początku mieliśmy pewne podejrzenia, że współpracujesz z Iron Manem, bo jego technologia jest bardzo zaawansowana i tylko ty mogłeś być w stanie budować coś takiego-  przyznał generał

-Tony, możemy porozmawiać?- poprosiłam o rozmowę

Tony niezbyt się cieszył tym, co się dowiedział, a ja musiałam wiedzieć. Poszłam z nim z daleka od Rhodey'go i innych agentów.

-To nie jest dobry moment, Pepper

-Ale ja muszę wiedzieć, dlaczego mi dałeś tę kopertę? Co w niej jest ?

-Już ci mówiłam, że masz to otworzyć, gdy będzie źle. Kiedy nie będziesz pewna mojego powrotu

Z moich oczu chciały popłynąć łzy, ale się powstrzymałam. Bałam się, że go wkrótce stracę.

-Tony, proszę. Nie walcz z nikim. Nie rób nic głupiego- błagałam, ale on nie zamierzał słuchać

-Pogadamy, gdy to wszystko się skończy...jeśli będziemy mogli znowu się spotkać

Na tych słowach zakończył rozmowę. Agentka Hill zaprowadziła go do warsztatu, gdzie mógł zbudować zbroję. Wiem, że coś planuje, bo chce pogadać, "gdy wszystko się skończy". Co on miał na myśli? Nie mogę pozwolić na to, by zrobił coś głupiego. Poprosiłam Rhodey'go o pomoc.

-Rhodey, mogę cię prosić po raz ostatni. O pomoc?

-Nie ma problemu, Pepper. Mów, co się dzieje- był chętny do pomocy

-Tony coś planuje. Cokolwiek to jest, musisz go powstrzymać- podniosłam ton

-Pepper, spokojnie. Będę przy nim i na nic mu nie pozwolę- przytulił mnie po przyjacielsku, by zniknęły nerwy, ale strach wciąż był



Rozdział 33: Czas i miejsce

6 | Skomentuj

Bez wahania zadzwoniłem po karetkę. Dlaczego to zrobiła? Czemu nas ocaliła? Po wybraniu numeru czekaliśmy na pomoc.

-Potrzebujemy pomocy, Victorio! Przy domu Rhodes'ów . Roberta została zraniona mocnym pociskiem! Szybko! Zjaw się!- błagałem o pomoc

Rhodey był roztrzęsiony. Ciągle trzymał ją za rękę z nadzieją, że przeżyje. Jej rana mocno krwawiła. Musiała szybko mieć udzieloną pomoc medyczną, bo się wykrwawi na śmierć. Nie wybaczymy sobie tego, że daliśmy jej odejść. Lekko odwróciłem głowę i zauważyłem Hummera, jak leży bezwładnie. Zabili go. Po dziesięciu minutach zjawiła się lekarka.

-Dobra, powiedzcie, co z nią, a o przyczynie powiecie mi później?- spieszyła się z ratunkiem

-Ok, postrzelił ją z czegoś dużego w brzuch. Rana jest bardzo głęboka, ale wydobrzeje? Tak?- powiedział Rhodey ciągle roztrzęsiony

-A wam nic nie jest?- spytała dla pewności

-Mnie nic, ale Tony ostatnio się źle czuje

Byłem zły na przyjaciela, że o tym powiedział. Przecież mówiłem, że nic mi nie jest. Na "wezwanie" odezwał się ból, który mocno zgiął mnie w pół, aż upadłem.

-To nie wygląda dobrze. Najpierw zajmiemy się Robertą. Trzeba działać, zanim będzie za późno

Szybko zatamowała krwawienie i wsiedliśmy z nią do karetki Od razu próbowałem uspokoić Rhodey'go. Ciągle trzymałem się jedną ręką za bolące miejsce.

-Rhodey, będzie dobrze. Uratują ją, słyszysz?

-Była w niewłaściwym miejscu i czasie. Jeśli coś jej się stanie bardzo złego, nigdy sobie tego nie wybaczę- powstrzymywał łzy w oczach

Było widać, że cierpiał. W końcu to jego matka, a moja opiekunka. Też mi zależy na tym, by nadal była z nami. Zwłaszcza po tym, ile dla nas zrobiła. Uratowała nas.
Dość szybko trafiliśmy do szpitala. Robertę zabrali na salę operacyjną bez większych zamyśleń. Usiedliśmy na korytarzu przed wejściem na blok.

-Będzie dobrze. Będzie dobrze- powtarzałem sobie w głowie, by nie stracić nadziei

Gdy Victoria weszła do sali, minęły trzy długie godziny. Kończyła nam się cierpliwość, a Rhodey już nie potrafił powstrzymywać łez i wypłynęły z oczu.

-Rhodey, ona przeżyje. Zobaczysz. Wszystko się ułoży

-Dlaczego ona to zrobiła? Czemu?- pytał załamany

-Nie wiem. Może to taki instynkt macierzyński. Gdy matka broni swoje dziecko, czując zbliżające się zagrożenie- wymyśliłem

-Możliwe, ale nie chcę jej stracić- czuł wewnętrzny strach o to, co może się wydarzyć












Whiplash niechętnie mnie posłuchał, ale w końcu poszedł ze mną do bazy. Fix musi wiedzieć o wszystkim, zwłaszcza o śmierci Hummera. To go na pewno zadowoli. Szef siedział przy swoim komputerze, obserwując okolice. Dość niepewnie podszedłem do niego.

-Dobrze, że jesteście. Znaleźliście pozostałości po zbrojowni?- spytał o cel zadania

-Nic nie zostało. Same ruiny- odparłem zdecydowanie

-Coś się stało?

-Hummera dopadła śmierć!- krzyknął z radości Whiplash

-To prawda?- spytał oszołomiony

-Tak. Skończył swój żywot!- powiedziałem uradowany, ciesząc się z tego

Mój szantażysta i wróg, który mi wszystko popsuł w końcu nigdzie się nie pojawi. Teraz mogę zrealizować swój plan i wyjechać z tego przeklętego miasta.

-Dobra robota- pochwalił nas bez wielkiego entuzjazmu

-I tylko tyle? Fix, myśmy go zabili. Tego największego szaleńca, co chodził po tej ziemi, a ty mówisz "dobra robota" ?- byłem zdumiony jego reakcją

-Przecież to nic wielkiego kogoś zabić

-Nic wielkiego? Szaleńca ciężko zabić!

Dla Mr. Fixa każde zabójstwo to zwykła codzienność i nie ma w tym nic satysfakcjonującego, nawet zgon wroga. Musiałem wyjść przewietrzyć się. Na złość przyszedł na dach też Whiplash.

-Nie przejmuj się szefem. On taki jest. Dla niego to normalne, że ktoś ginie

-Nie to mnie martwi. To wkurza, ale przez Hummera niewinna kobieta została poważnie zraniona- czułem się okropnie

-Bez przesady. To jego wina, a nie twoja. Weź się w garść i bądź tym , kim jesteś- próbował mnie postawić do pionu

Dobrze powiedziane. Mam być, kim jestem. I tu mam problem. W końcu kim ja jestem? Naukowcem, zabójcą, czy zwykłym człowiekiem?

-Masz rację, ale nie powinno być niewinnych ofiar, Whiplash. To nie jest odpowiednie, ale jak uważasz

-A skoro o tym mowa. Muszę kończyć naszą pogawędkę, bo mam coś do dokończenia- podszedł do krawędzi dachu

-Co?- spytałem ciekawy jego planów

-To, co mi przerwaliście oboje- i skoczył na dysk, odlatując

Wiedziałem, gdzie go poniosło. Nie będę go śledzić, czy mu przeszkadzać. Niech robi, co chce, ale bez skrzywdzenia niewinnych. Pewnie poleciał do szpitala, gdzie z pewnością znajdzie dzieciaki. Błagam, Whiplash. Nie rób nic głupiego. Nic głupiego.














Mijały kolejne godziny, odkąd zaczęła się operacja. Nikt stamtąd nie wychodził i ciągle zostawaliśmy bez informacji o tym, co się tam dzieje. Był tak samo przerażony o Robertę, jak Rhodey, który załamywał się z każdą kolejną minutą.

-Dlaczego to tak długo musi trwać?- tracił cierpliwość

-Nie wiem. Po prostu nie wiem- czułem większy niepokój, aż go odczułem

Czułem się słabo i musiałem go na chwilę zostawić. Potrzebowałem odetchnąć powietrzem. To wszystko przez to, że dopuściłem do tego. Chciałem wtedy być z Pepper i odrobić z nią nasze stracone relacje. Nie wiedziałem, że to się zdarzy. Byłem w złym miejscu. Mogłem chociaż ocalić jedną zbroję, a Roberta nie walczyłaby teraz o życie. Jeśli ten bydlak ją skrzywdził za bardzo, będę do końca życia obwiniał się za to.
Nagle zaskoczył mnie Whiplash. No pięknie. Jeszcze mu mało? Już był gotowy do strzelenia biczami.

-Ej no spokojnie, Whiplash. To nie odpowiednie miejsce na rozstrzyganie spraw. Tu jest pełno ludzi!- starałem się opanować sytuację

-Nie wykręcisz się, Stark. Śmierć cię nie ominie

-Wiem o tym, dlatego mnie posłuchaj. Dobrze wiem, że teraz możesz mnie łatwo zabić, ale gdybym był w zbroi, miałbyś utrudnienia, a ty lubisz wyzwania, tak?- chciałem załatwić z nim to inaczej

-Mów dalej- schował bicze do rąk

-Pozwól mi zbudować zbroję, by moglibyśmy to zakończyć raz na zawsze- zaproponowałem

-Zgoda, ale nie wystaw mnie. Zbudujesz zbroję i lecisz do portu bez wsparcia. Bez Rhodey'go, Pepper i SHIELD- zgodził się, stawiając warunki

Dość w porę się ulotnił. Dobrze, że zyskałem czas. Muszę to w końcu zakończyć. Po tej rozmowie wróciłem do Rhodey'go.

-Coś już wiadomo?- spytałem zaniepokojony

Gdy chciał coś powiedzieć, wyszła lekarka z sali. Rhodey gwałtownie wstał z krzesła. Victoria stała z poważną miną. Nie. Tylko nie to.

-Robiłam, wszystko, co w mojej mocy. Jej rana była zbyt głęboka i straciła dużo krwi. Walczyłam o nią przez trzy godziny, ale nie udało się. Przykro mi- powiedziała najspokojniej tę informację

Byłem przerażony. Nasze światy nagle się zawaliły. To nie może się dziać. To powinienem być ja.

-Dlaczego ona? Co ona im zrobiła? To ja powinienem umrzeć! Po co mnie chroniła?! Po co?!- byłem roztrzęsiony i krzyczałem

Nagle poczułem się słabo i zemdlałem. To wszystko mnie przerosło. Ta rozmowa, wybuch zbrojowni i jeszcze ta wiadomość o śmierci Roberty. Chciałem się nigdy nie obudzić, by na nowo nie przeżywać tego koszmaru. Niestety dość szybko się ocknąłem, a Rhodey siedział obok.

-Jakoś to będzie. Musimy przez to przejść razem. Zadzwonię do ojca. Powinien wiedzieć- próbował się uspokoić, ale głos mu nadal drżał

Rozdział 32: Tylko zemsta i nic więcej

4 | Skomentuj

Oboje wpatrywali we mnie swoje ślepia. Nie wierzyli, co mówiłem, a to była prawda. To już bardziej wyprowadziło Mr. Fixa z równowagi.

-Ja wiem, jak go nienawidzisz, ale bezpodstawnie oskarżać o coś takiego? Nie gadaj mu bzdur, Gill!

-Ale uwierz mi. Byłem i widziałem to. Najpierw załatwił Unicorna. Killershrike mi powiedział o tym i przy jego ciele znalazł zielone ślady. Poza tym widział, że Hummer się tam kręci- próbowałem skłonić go do słuchania

Szef milczał, a Whiplash z furią rozwalił kolejne skrzynie. Dwie wybuchły, a trzecia płonęła w ogniu.

-Drań!- wrzasnął sługus, kończąc niszczenie

-Whiplash, dość! Opanuj się, bo będziemy musieli szukać nowej kryjówki, jak tą mi rozwalisz!- krzyknął, ostrzegając

-Mogę dokończyć?

-Tak, mów, co było dalej?- pozwolił mi na kontynuowanie

-Od razu po jego telefonie poszedłem do jego bazy i znalazłem go martwego obok Unicorna. Na ziemi były te same ślady, o których mi mówił wcześniej. Czy teraz mi wierzysz, Fix?- skończyłem wyżalać się

Whiplasha znowu poniosło i wysadził kolejne skrzynie, prawie rozwalając ścianę magazynu.

-Przestań demolować bazę, zakuty łbie! Teraz musimy wymyślić, co z nim zrobić?!

-Zabić!- krzyknęliśmy równocześnie

-Jeszcze nie teraz. Macie wrócić do tamtej fabryki i sprawdzić, czy coś ocalało. Możliwe, że ta jego zbrojownia mogła wytrzymać eksplozję, dlatego sprawdźcie to- wydał kolejny rozkaz z nowym zadaniem

Trochę mi ulżyło, jak im o tym powiedziałem, ale Whiplash powinien się pohamować. Rozumiem jego złość, ale to nie działa na naszą korzyść.
Razem z tym wariatem dotarliśmy do szczątków pozostałości fabryki. Ostrożnie weszliśmy do ruin, gdzie niczego nie było, nawet zbrojowni. Pod nami były rozsypane części różnych pancerzy.

-Nic tu po nas. Wszystko zniknęło. Wracajmy

-Nie tak szybko. Mam coś do załatwienia

-A co ty chcesz zrobić tak późno w nocy?- zdziwiły mnie jego plany

-Pora na odwet- ruszył w stronę domu Rhodes'ów

Chyba wiem, co ma na myśli, ale naprawdę chce się mścić? Dlaczego akurat dziś? Poszedłem za nim, by mieć go na oku. Był przy skrzynce, która doprowadzała prąd do urządzeń. Jednym biczem zniszczył ją. Mógł tylko wyjąć kable, ale on woli demolkę.

-Jak chcesz się mścić, to beze mnie

-Wiadomo. To moja zemsta- podkreślił Whiplash, przygotowując się do ataku















Pojechałem taksówką do domu, gdzie od razu czekał na mnie Rhodey. Nie wyglądał, jakby miał dobre wieści do przekazania. O zbrojowni mi powiedział. Jest coś jeszcze?

-Następnym razem, nie dzwoń mi w trakcie randki

-Nie moja wina, że się wtedy zjawili. Ze zbrojowni nic nie zostało. Masz jakiś plan?- mówił z grymasem na twarzy

-Na razie nie mam. A poza tym nie potrzebujemy planu. Przecież oni myślą, że nie żyję. Zbrojownię zniszczyli. więc po co coś kombinować?- zaśmiałem się głupio

-Gdybyś mógł to znowu przemyśleć

-Rhodey?- nie wiedziałem, czemu to powiedział

Odwróciłem się i zobaczyłem Whiplasha. Pewnie to miał na myśli Rhodey. O kurcze. Kłopoty.

-A jednak żyjesz, Stark. Nie na długo. A ty Rhodes, nie wrócisz żywy- miotał biczami

Szybko wybiegliśmy na zewnątrz i uciekaliśmy, myśląc, jak pozbyć się Whiplasha. Bez zbroi jesteśmy zdani tylko na improwizowanie.

-Mówiłeś, że go zabiłeś!

-No, bo tak było. Nie widzisz, że wygląda inaczej?!- był przerażony

-Rhodey, co mamy robić?- byłem zakłopotany

Pierwszy raz nie mogłem użyć żadnej technologii. Już wolałbym umrzeć na torturach, niż tracąc czas na ucieczce.
Niespodziewanie ktoś zaatakował Whiplasha. Titanium Man? No pięknie.

-Stark jest mój, złomie!- strzelił z syfonu energetycznego

-Ja byłem pierwszy!- strzelił bombami, wbijając w jego pancerz

Nastąpiła eksplozja. Oboje padliśmy na ziemię, wykorzystując czas na zniknięcie i opracowanie nowego planu. Nagle Rhodey zaczął być bardziej przerażony.

-W domu jest mama. Musimy ją stąd zabrać!

-Masz rację, ale jak ty chcesz się tam dostać?

Nie zauważyłem, jak zniknął w kłębie dymu. Pobiegłem za nim. Nie pozwolę, by coś mu się stało. Zwykle to ja przez moją głupotę się narażam. Rhodey tak nie może. Szybko dotarliśmy do domu i obudziliśmy Robertę.

-Ej! Czemu mnie budzicie? Miałam taki piękny sen, a wy mi go przerywacie! - krzyknęła z oburzaniem się na nas

-Musimy stąd uciekać! I to nie są żarty, mamo! Grozi nam poważne niebezpieczeństwo!

-Co się dzieje?- żądała wyjaśnień

-Nasi dawni wrogowie chcą nas zniszczyć. Zniszczyli fabrykę i nie mamy nic do obrony- streściłem krótko

Ciągle słyszeliśmy następujące wybuchy. Musieliśmy bezpiecznie wyjść z domu. Nikt nie może zginąć. Nikt.













Usłyszałem za sobą huki i strzały. Nie wierzyłem własnym oczom, co ja widzę. Whiplash walczył z Hummerem? Po jaką cholerę się tu zjawił? Znowu zjawia się, by wszystko popsuć, ale tym razem to Whiplashowi. Próbowałem zaprzestać ich bezsensowną walkę.

-Przestańcie oboje.Tracicie tylko czas

-Nie moja wina, że mi przeszkadza!- wyrzucił kolejne bomby na jego zbroję

Doszło do kolejnego wybuchu. Zauważyłem, że dzieciaki z jakąś kobietą uciekły z domu i chciały oddalić się stąd, jak najdalej. Nie mogłem tego ukryć. Nie chciałem psuć Whiplashowi jego planów.

-Whiplash, on ci ucieka- wskazałem na nich i od razu zerwał się do pościgu

Oczywiście Hummer poleciał za nim i co chwilę mu zawadzał na drodze. Whiplash chwycił biczami za kobietę. Co on pogrywa? To nieczyste zagranie.

-Mamo!- krzyknął ciemnoskóry chłopak

-Rhodey, biegnijcie. Nie przejmujcie się mną

Gdy Titanium Man chciał się zbliżyć do Starka, strzeliłem w niego z blastera. Pomogłem Whiplashowi.

-Co ci do łba strzeliło, Blizzard? Po której jesteś stronie?!- odmroził się się sfrustrowany

-Po mojej własnej- wystrzeliłem kolejny raz

Whiplash odstawił kobietę i zajął się chłopakiem. Zaplątał go biczami i był gotowy do porażenia go prądem. Jednak Stark wybawił swego przyjaciela i rzucił kamieniem w jego głowę, aż bicze opadły, uwalniając ciemnoskórego. Wzięli kobietę i biegli bez patrzenia w tył.
Gdy już znowu chciał zaatakować, Titanium Man strzelił z pocisku. Miał trafić dzieciaki, ale ta czarnowłosa kobieta rzuciła im się na obronę i przyjęła pocisk.

-Ty bydlaku!- rzuciłem się na Hummera

-A ty znowu współczujesz? Mięczak!

Na te słowa wpadłem w gniew i strzeliłem największą siłą w tego szaleńca. Whiplash mi pomógł go dobić. Rzucił go biczami i swoimi bombami zniszczył jego pancerz. Hummer był bezbronny. To koniec psychopaty?

-Żegnaj, Hummer- dobiłem go z ostatniego pocisku, który zamroził jego ciało

-Zgiń w piekle!- podniósł zamrożone ciało i z wysokości je zrzucił

Z głowy sączyła się krew i już nie przemówił. Czy to możliwe? To prawda? Titanium Man i Justin Hummer w jednej osobie polegli? Tacy szaleńcy przepadli marnie do grobu.

-Udało się! Już po nim!- cieszyłem się z tego, jak nigdy dotąd

-Sprawa załatwiona. Teraz tylko dorwać te dzieciaki

-Zaczekaj. Wróćmy do szefa i powiedzmy mu o wszystkim- kazałem mu wracać do bazy

Rozdział 31: Protokół

10 | Skomentuj



Czułem się coraz gorzej. Ten ból nie dawał mi pokoju, ale chciałem zadowolić Pepper, nie martwiąc jej niczym. To jest nasz dzień. Chciałem dać tyle szczęścia i miłości, której jej brakowało. Niebo było bezchmurne i bez problemu mogliśmy podziwiać gwiazdy i unoszące się lampiony w powietrzu. Widziałem, że Pepper czuła się szczęśliwa. Wtuliła się w moje ramię, patrząc na niebo.

-Jest cudownie. Dziękuję, Tony- cmoknęła mnie w policzek

-Dla ciebie zrobię wszystko- przyznałem, całując ją w usta

Nasz pocałunek został przerwany przez telefon Rhodey'go. Byłem bardzo podirytowany. Czy zawsze ktoś musi wszystko psuć?

-To Rhodey. Pewnie to nic ważnego- odrzuciłem połączenie

Znowu się dobijał. Czego on chce? Jak wrócę, to się z nim rozprawię.

-Odbierz. Może to coś ważnego- zasugerowała

-A co może być ważnego?- nie wiedziałem, co mam o tym myśleć

-Po prostu to odbierz!-  wściekła się na ciągle, dzwoniącą komórkę

Ostatecznie odebrałem połączenie.

-Rhodey, jestem na randce. Czemu dzwonisz?- prawie wydarłem się na niego

-Wybacz, że akurat teraz, ale mamy poważny problem

-Co się dzieje?- zaniepokoił mnie swoim tonem

- Titanium Man, Blizzard i Whiplash krążą na terenie zbrojowni- powiedział ze zdenerwowaniem

Byłem w szoku. Czy oni szukają mojej bazy? Kurcze, mamy kłopoty.

-Rhodey spokojnie. Idź do domu i włącz komputer. Uruchom protokół bezpieczeństwa

-Tony, ty na serio? Nie ma innego wyjścia?

-Nie ma. Zrób to. Ja się rozłączam. Dołączę później

Rozłączyłem sygnał. Pepper wiedziała, że coś jest nie tak. Od razu zaczęła pytać.

-Tony, wszystko gra?

-Tak, wróćmy do oglądania lampionów-  ukryłem niepokój, udając spokój

-Proszę cię, nie okłamuj mnie. Mów, co się dzieje?- nalegała na odpowiedź

-To nic takiego. Zaraz będzie po problemie

-Co ty chcesz zrobić?!- była wściekła brakiem informacji

-Rhodey włączył protokół bezpieczeństwa

Pepper straciła już chęci na randkę. Wszystko przez telefon.











Staliśmy we trójkę w fabryce. Uważnie obserwowałem Hummera. On coś kombinuje. Na szczęście dołączył Whiplash. Dobrze, że sam nie muszę się użerać z tym psychopatą.

-Witaj znowu, Whiplash. Widzę, że Fix cię ulepszył. Dobrze, że wróciłeś- przywitałem go z entuzjazmem

-I nawzajem, Blizzard. Znalazłeś już zbrojownię?

-Jeszcze nie, a Hummer będzie tylko przeszkadzał- wskazałem na Titanium Mana, który leciał w naszą stronę

-Whiplash, ty stary blaszaku. Wróciłeś z grobu. Co za niespodzianka!- udawał radość, zaczepiając go

Whiplash wkurzył się na słowa Hummera i już strzelił go biczami.

-Nie nazywaj mnie blaszakiem! Nigdy!- wciąż pałał gniewem

Widzę, że mamy wspólnego wroga. To świetnie. Nie jestem sam. Może razem załatwimy Hummera na dobre? Gdy ta rozmyślałem nad planem, Whiplash był wściekły, a Titanium Man ulotnił się. Co jest grane?

-Ten głupek podłożył bomby!

-Co?!- wyprowadziło mnie z równowagi

Wiedziałem, że wszystko zepsuje. Wiedziałem.

-Musimy stąd wiać! Ładunki podłożył wszędzie!- walnął biczami o ziemię

Nie musiał mi drugi raz powtarzać. Od razu zniknęliśmy z terenu fabryki i zamierzaliśmy wrócić do bazy. Tylko, co powiedzieć szefowi? Nie będzie zadowolony z misji, ale o tym idiocie trzeba mu powiedzieć. Koniec. Już go nie kryję. Mam dość ciągłego nadstawiania karku za niego. Niech szef dowie się o nim prawdy, jaka to z niego gnida.
Razem z Whiplashem dotarliśmy do bazy. Mr. Fix czekał też na Hummera, ale nie zjawił się. Musieliśmy mu wszystko wyjaśnić.

-A gdzie Hummer? Wiem, że dołączył do was. Co się stało?

-Zdradził nas! Ta perfidna pluskwa nas wykorzystała!- strzeliłem wściekły w skrzynie, aż rozpadły się na kawałki

-Whiplash, czy to prawda?- spytał z niedowierzaniem, licząc na pomyłkę lub kłamstwo

-Tak. Podstawił bomby i wysadził całą fabrykę

Mr. Fix nie ukrywał swej złości i pierwsze, co zrobił to strzelił promieniem w rząd stalowych skrzyń.

-A to podstępna szumowina! Macie go zniszczyć!- rozkazał w gniewie

Wiedziałem, że tak będzie. Wiedziałem, że w końcu się ulotni.. Dość przewidywalne. Teraz niech szef dowie się o nim wszystkiego.

-A wiesz, że to on załatwił Unicorna i Killershirke'a?













-Jaki protokół? Tony, co się dzieje?- nadal  żądała wyjaśnień

-Może dokończmy nasze spotkanie. Potem ci wyjaśnię

-Teraz, albo nigdy! Mów!- krzyknęła, nalegając

-Protokół bezpieczeństwa. To zaprogramowana autodestrukcja zbrojowni w razie nagłego wypadku- próbowałem jej wyjaśnić

Nagle zadzwonił telefon. Znowu Rhodey. Odbiorę, bo w końcu randka spalona. Gorzej być nie może. Chyba nigdy nie będziemy mieć normalnego życia.

- Tony, przysięgam, że nie odpaliłem protokołu. Od razu anulowałem, ale zbrojownia i tak wyleciała w powietrze- mówił Rhodey w szoku z przerażeniem

-Co? Ale kto to zrobił?

-Pewnie ta ich trójca. Tony, ja przepraszam- obwiniał się Rhodey

Z wściekłością rzuciłem komórkę o łódkę. Podpłynęliśmy do portu, kończąc nasze spotkanie. Jaki ja jestem głupi. Dlaczego do tego dopuściłem? Przez zdenerwowanie poczułem się słabo, a ból brzucha się nasilił, że straciłem równowagę i upadłem.

-Tony, co się dzieje? Słyszysz mnie?- szturchnęła mnie poddenerwowana

Powoli wstałem i usiadłem na pobliskiej ławce. To nie tak mało być. Miało być zero zmartwień. Zawiodłem wszystkich. I Rhodey'go i Pepper. Szybko się uspokoiłem i jeden ból przeszedł.

-Pepper, naprawdę chciałem, by było idealnie, ale zawiodłem. Przepraszam- czułem się winny za zniszczoną randkę

-Tony, w porządku. Było cudownie. Nie narzekam- przytuliła mnie czule

Po tym ciepłym jej uścisku poczułem się lepiej, ale ból brzucha dalej doskwierał, choć nieco mniej. Z kieszeni wyjąłem kopertę, którą jej podarowałem.

-Weź to i otwórz, gdy będzie bardzo źle

Po jej policzkach spłynęły łzy. Domyśliłem się, jaka pierwsza myśl przyszła do głowy.

-Ty na poważnie? Nie mów, że...-załamał się jej głos

-Jeszcze nie- przytuliłem ją, by przestała płakać

Otarłem dłonią jej łzy. Nie powinna się smucić. Moja Pepper powinna zawsze żyć energicznie i z radością. Bez niepotrzebnych zmartwień.

-Na razie nie myśl, co będzie później. Cieszmy się sobą, póki możemy- próbowałem ją uspokoić,a dodatkowo zmartwiłem

Chwyciłem ją za rękę, odprowadzając ją do domu. Ciągle milczała. Jeśli zacznie być zamknięta przeze mnie, nie wybaczę sobie tego, że dałem jej taki ciężar. W końcu odezwała się do mnie z dalszym smutkiem na twarzy.

-To do zobaczenia- cmoknęła mnie w policzek, a ja się tym odwdzięczyłem

-Trzymaj się i niczym się nie przejmuj- poprosiłem, machając jej na pożegnanie


-----***----

Zbrojownia zniszczona. Whiplash też nie trawi Hummera? Czy to przez to, że nazwał go blaszakiem? Randka była i już nie ma. Co się jeszcze musi wydarzyć? Jeszcze 5 rozdziałów i zaczniemy kolejny sezon.

Rozdział 30: W świecie złudzeń

2 | Skomentuj


Na chwilę przerwałem prace nad stołem. Usiadłem do komputera, by przejrzeć stare aktualizacje Whiplasha. Niespodziewanie natrafiłem na dawne pliki, gdy ojciec panny Potts prawie odnalazł moją bazę. Jeszcze przed tym plikiem znalazłem informacje o przyjacielu panienki agenta FBI. Przecież Whiplash już tam był. Pewnie ta stara fabryka za domem Rhodes'ów, to ukryta baza blaszaka.

-Ciekawe. Trzeba to sprawdzić

Zawołałem moich pomagierów do centrali. Tylko zjawił się Blizzard.

-Tylko ty jesteś, a gdzie Hummer?- byłem zdumiony brakiem jednego sojusznika

-Hummer gdzieś poleciał. Co mam zrobić, szefie?- Donnie był gotowy na misję

-Przeszukaj starą fabrykę niedaleko domu Rhodes'ów. Możliwe, że to tam znajduje się zbrojownia Starka. Jak spotkasz Titanium Mana, przekaż mu lokalizację, by do ciebie dołączył- przekazałem mu wytyczne zadania

-Nie zawiodę cię- obiecał Blizzard, wychodząc z bazy

Gdy Gill zajmie się przeszukiwaniem fabryki, jak dokończę tworzyć mego sługusa. Muszę mu stworzyć nowe ręce, ulepszyć bicze i wgrać najnowsze aktualizacje, by stał się niezawodnym zabójcą.

-Informuj mnie na bieżąco. Jak znajdziesz coś ciekawego, od razu mi powiedz- rozkazałem

-Nie ma problemu. Zrozumiałem, szefie. A Hummer musi tam też być?

-We dwoje lepiej. Wiem, co ci zrobił

-Nic nie wiesz!- krzyknął i wyszedł z bazy

Z nimi to same kłopoty. Zachowują się, jak rozwydrzone bachory, które za dużo mają swobody. Oni mają mnie słuchać, bo inaczej zrobi się nieprzyjemnie.
Wróciłem do swojej roboty, zostawiając włączony komputer dla kontaktu z Blizzardem. Wkręcałem kolejną rękę bez dłoni, co musiała być zmodyfikowana dla lepszych biczy. Gdy miałem już zająć się montażem prawej ręki, odezwał się Gill. Podszedłem do monitora.

-Chyba musisz mieć ważne informacje, skoro akurat teraz się odzywasz

-Jestem w tej fabryce i szukam jego bazy, Oprócz starych foteli i kosza do koszykówki nic tu nie widzę. Szukać dalej?

Musi mieć dobry kamuflaż, albo to zbyt oczywiste, gdzie się znajduje zbrojownia Iron Mana.

-Tak, szukaj, Przeczesz cały teren. Gdyby ktoś się pojawił z dzieciaków, schowaj się i obserwuj, gdzie idą. Niedługo zbrojownia zniknie na zawsze- rozkazałem, planując atak

-Zrozumiałem. Już biorę się do pracy- przytaknął i wrócił do poszukiwań













Jak miło było słuchać słów z ust Tony'ego. To było urocze. Jestem jego bohaterką. Cudownie jest to słyszeć. I ten pocałunek. Cieszę się z tego spotkania. Ciekawe, co jeszcze wymyślił? Z rytmu dnia wybił mnie telefon. To Bobbie.

-Wybacz, ale muszę odebrać- było mi głupio, że w takich momencie musiałam rozmawiać z nią

-W porządku, Odbierz. Nie ucieknę- cmoknął mnie w policzek

Nieco oddaliłam się od Tony'ego, by w spokoju porozmawiać. Dziwne, że teraz to ona dzwoni.

-Wybrałaś zły moment na rozmowy- powiedziałam podirytowana

-Wybacz, Pepper, ale to bardzo ważne. To cię powinno zainteresować

-Mów- poprosiłam

-Ostatnio przeglądałam dane SHIELD potrzebne do śledztwa i okazuje się, że Duch był jednym z agentów na helikarierze. Znalazłam twoją teczkę i masz potwierdzone, że zdałaś test

Byłam w szoku. Czy to jakiś wkręt? Niemożliwe, Przecież agentka Hill spytała się generała i on potwierdził oblany egzamin.

-Jak to możliwe?

-Duch to zrobił specjalnie. Podmienił dane, by mógł wykonać zamach. Dlatego miałaś wrócić, a nie przez egzamin na agentkę. Rozumiesz? Powinnaś się cieszyć

-Czyli ja...- nie potrafiłam wydobyć z siebie słów

-Tak, Pepper. Zdałaś. Twój ojciec już to wie i wrócimy po ciebie

I to chciałam usłyszeć. Wracają do domu.

-A co z misją?- zapytałam zaintrygowana

-Zakończona. Nic nikomu się nie stało. Wracamy jutro. To już ci nie przeszkadzam. Pa- odparła zadowolona

- Pa

Byłam uradowała trzykrotnie. Nie dość, że mam tak wspaniałego geniusza, który wymyślił tę randkę, zdałam test, a oni wracają. Rozpromieniona z uśmiechem wróciłam do Tony'ego. Spojrzałam na zegarek i dochodziła już szesnasta. Szybko ten czas leci.

-Już jestem. Bobbie dzwoniła i powiedziała, że wrócą jutro z ojcem- podzieliłam się tą informacją

-To świetnie. A teraz moja kolej, by znowu cię zadowolić, kochana. Idziemy na łódkę. Będziemy oglądać lampiony na niebie

-Dzięki, dzięki, dzięki!- przytuliłam go zachwycona

Nagle Tony odczuł ból. Próbował go ukryć, ale widziałam, ze dalej odczuwa "pamiątki" po torturach.

-Dasz radę? Może wrócimy do domu?- zaczęłam się martwić na nowo

-W porządku. Chodźmy do łódki- chwycił nie za rękę i powędrowaliśmy do portu

















Mijały kolejne godziny, odkąd Blizzard się odezwał. Moja robota dobiegała końca. Musiałem tyko doczepić dłonie i wrzucić aktualizacje. Tym razem go tak łatwo nie pokonają. Większość części stworzyłem z niezniszczalnego metalu. Bicze dalej mogły się odłączać i wybuchać, a do tego są mocniejsze i rażą większym napięciem.
Gdy zamontowałem ostatnie elementy, spawając je ze sobą, zająłem się wgrywaniem aktualizacji.

-Teraz nikt cię nie pokona- podłączyłem USB do jego głowy

Przez cały obwód przeszedł prąd, który zasilił wszystkie części, by działały. W oczach pojawił się czerwony blask i Whiplash przebudził się.

-Fix, ocaliłeś mnie- powiedział ochrypłym głosem

-Nie, Whiplash. Powstałeś na nowo, by dokończyć zadanie. Teraz łatwo cię nie zniszczą i głowy nie urwą

Sługus wstał ze stołu i czuł się inny. Zmieniony.

-Co ty mi zrobiłeś?!- rzucił biczami w skrzynię, aż wybuchła

-Na początku będziesz czuł się inaczej, niż poprzednio, ale zapewniam cię, że masz lepsze uzbrojenie

Whiplash przyjrzał się swoim rękom i wypróbował nowe bicze. Na początku chwycił nimi za skrzynię, wyrzucając nią powietrze i niszcząc mini bombami.

-Jesteś gotowy na misję?- spytałem, czekając na jego reakcję

-Z przyjemnością- powiedział złowieszczo, miotając biczami w powietrzu

-Doskonale. Dołącz do Blizzarda. Wysyłam ci współrzędne. Macie znaleźć bazę Starka- rozkazałem, dyktując cel misji

-Jak to Starka?- Whiplash był zmieszany

-Stark to Iron Man, a raczej był

On był dalej zagubiony. Powiedziałem mu o porwaniu, torturach i sojuszu Blizzarda z Hummerem, na co wybuchnął niehamowanym śmiechem. Kazałem mu ruszać w drogę.

-Budzę się na nowo w nowym ciele, a ty mi gadasz o jakimś sojuszu?- pytał z niedowierzaniem

-To było ryzykowne, ale przyda się każda para rąk do pomocy

-Hummerowi nie można ufać- przestrzegł i odleciał na dysku

Wszyscy mają rację, że takiemu typkowi, jak Hummer nie można ufać. Nie dość, że w bazie robił, co chciał bez hamulców, to jeszcze ma konflikt z Gillem. A to trochę podejrzane, że tylko on został i Blizzard, a Whiplash musiał na nowo powstać.
Niespodziewanie odezwał się komunikator naukowca.

-Szefie, jest problem. Pojawił się Hummer

-Nie rozumiem, w czym tkwi problem?

-On coś kombinuje i rozmawia z kimś. Szefie, on wszystko zepsuje!- wściekł się Gill


-----***-----

Whiplash powraca. To nie wróży nic dobrego, a Hummer wkurza Blizzarda. Pepper zdała? Czy to nie sen? Wszystko się wkrótce wyjaśni. Może nie tak hop do przodu, ale na pewno dowiecie się wszystkiego.

BONUS #6 : Scenariusz z serialu ( oryginalnie z odcinka): Prawda i poświęcenie cz.2

2 | Skomentuj







1.
00:00:18,228 --> 00:00:20,105
Uważaj,
uciekaj

2
00:00:33,243 --> 00:00:35,120
Pepper, ruchy

3
00:00:35,203 --> 00:00:37,372
Pepper, on chce pierścienie
Rzuć mi je

4
00:00:37,455 --> 00:00:40,208
Ale, jeśli ci je dam, to zacznie
cię gonić

5
00:00:40,292 --> 00:00:41,793
No zrób to!

6
00:00:51,303 --> 00:00:53,680
Nie!

7
00:00:53,763 --> 00:00:56,349
Co ty zrobiłaś?

8
00:00:56,433 --> 00:00:57,684
Może--

9
00:00:57,767 --> 00:00:59,978
Może teraz zostawi nas w spokoju

10
00:01:09,071 --> 00:01:10,239
A może nie

11
00:01:57,256 --> 00:01:59,258
<b> 1x26 - Prawda i poświęcenie
Część 2 </b>

12
00:02:03,415 --> 00:02:04,625
Dobra

13
00:02:04,666 --> 00:02:05,959
Dobra

14
00:02:06,043 --> 00:02:08,587
Bez paniki

15
00:02:08,629 --> 00:02:11,882
Zamarzam, ale bez paniki

16
00:02:11,965 --> 00:02:13,800
Spróbuj włączyć silniki

17
00:02:13,842 --> 00:02:15,802
Beep!
Próba nieudana

18
00:02:15,844 --> 00:02:16,970
Beep! Beep!
Uwaga

19
00:02:17,012 --> 00:02:18,305
Temperatura w zbroi

20
00:02:18,388 --> 00:02:20,724
Spada poniżej poziomu
umożliwiającego przetrwanie

21
00:02:20,807 --> 00:02:23,435
Tak, wiem.

22
00:02:23,477 --> 00:02:26,522
Dlaczego silniki nie działają?

23
00:02:26,605 --> 00:02:28,440
Zbroja War Machine nie została
zaprojektowana

24
00:02:28,482 --> 00:02:31,276
do pracy w temperaturze
zera absolutnego.

25
00:02:31,318 --> 00:02:33,987
Ale zbroja Mark 1
może działać w kosmosie.

26
00:02:34,071 --> 00:02:35,489
Mark 1!

27
00:02:35,572 --> 00:02:37,866
Komputerze,
nawiąż zdalne połączenie

28
00:02:37,950 --> 00:02:39,326
ze zbroją Mark 1

29
00:02:40,661 --> 00:02:42,955
Połączenie nawiązanie

30
00:02:42,996 --> 00:02:44,456
Niech mnie namierzy

31
00:02:48,168 --> 00:02:50,170
Namierzono

32
00:02:50,212 --> 00:02:52,548
Włączaj silniki teraz

33
00:02:56,844 --> 00:02:59,471
To będzie...

34
00:02:59,513 --> 00:03:00,597
bolało.

35
00:03:11,692 --> 00:03:14,403
Wzrost temperatury wewnętrznej

36
00:03:14,486 --> 00:03:16,822
Za ile systemy zaczną znowu
działać?

37
00:03:16,864 --> 00:03:19,408
3.2 minuty.

38
00:03:19,491 --> 00:03:20,701
Uwaga.

39
00:03:20,742 --> 00:03:23,287
Zderzenie za  2.7 minut

40
00:03:24,371 --> 00:03:25,706
Komputerze, a może one
włączą się szybciej

41
00:03:25,747 --> 00:03:27,583
jak przyspieszymy?

42
00:03:27,666 --> 00:03:29,126
Odpowiedź pozytywna

43
00:03:29,209 --> 00:03:31,211
Zmaksymalizuj prędkość Mark 1

44
00:03:37,259 --> 00:03:38,552
Dalej.
Dalej.

45
00:03:38,594 --> 00:03:41,763
Niech to zadziała

46
00:03:41,847 --> 00:03:45,893
Systemy zbroi zaczną działać
za 1.1 minut

47
00:03:45,934 --> 00:03:47,436
Uwaga.

48
00:03:47,519 --> 00:03:50,939
Temperatura w zbroi przewyższa
umożliwiającą przetrwanie

49
00:03:51,023 --> 00:03:52,399
Zaraz tu umrę

50
00:03:52,482 --> 00:03:54,526
Osiągnięto temperaturę operacyjną

51
00:03:54,568 --> 00:03:56,653
Silniki zbroi włączone

52
00:03:56,737 --> 00:03:59,239
Tak!

53
00:03:59,323 --> 00:04:01,283
Wycofaj zbroję Mark 1

54
00:04:13,253 --> 00:04:15,547
A teraz do Machu Picchu

55
00:04:15,589 --> 00:04:16,590
Uwaga.

56
00:04:16,673 --> 00:04:20,886
Na wprowadzonych współrzędnych
wykryto statki powietrzne

57
00:04:20,928 --> 00:04:23,764
Komputerze, przygotuj
całe uzbrojenie

58
00:04:33,857 --> 00:04:36,610
Mandarynie, cała góra jest teraz
niestabilna

59
00:04:36,652 --> 00:04:37,819
Musimy uciekać

60
00:04:38,862 --> 00:04:39,947
Niech będzie

61
00:04:39,988 --> 00:04:41,782
Wrócimy po pierścienie

62
00:04:41,823 --> 00:04:44,493
kiedy smok już zeżre te dzieciaki

63
00:05:08,851 --> 00:05:09,935
Odlatujemy

64
00:05:09,977 --> 00:05:10,936
Już!

65
00:05:35,169 --> 00:05:36,962
Mandarynie,
ktoś nas śledzi

66
00:05:38,839 --> 00:05:41,008
Dobrze.
Otworzyć ogień

67
00:05:51,018 --> 00:05:52,519
Trafią nas

68
00:06:01,069 --> 00:06:02,029
Ah?

69
00:06:15,209 --> 00:06:17,085
Gdzie oni są?

70
00:06:17,169 --> 00:06:20,464
Ha!
Spóźniłeś się.

71
00:06:31,225 --> 00:06:33,560
Spytam jeszcze raz

72
00:06:33,602 --> 00:06:36,647
Gdzie oni są?

73
00:06:43,654 --> 00:06:45,030
Tony!

74
00:06:45,072 --> 00:06:47,491
Gene!

75
00:06:47,574 --> 00:06:49,159
On powraca!

76
00:07:08,220 --> 00:07:10,055
Ruchy, Stark!
Już!

77
00:07:22,776 --> 00:07:25,529
Więc macie jakiś plan?

78
00:07:25,612 --> 00:07:28,699
Od kiedy pierścienie są w smoku
nie!

79
00:07:28,782 --> 00:07:32,286
Hej, wydawało mi się
że to dobry pomysł

80
00:07:32,369 --> 00:07:33,787
Moglibyście przestać?

81
00:07:33,829 --> 00:07:35,455
Musimy przejść ten test

82
00:07:35,497 --> 00:07:36,748
On chce poświęcenie

83
00:07:36,790 --> 00:07:38,292
Jakiejś ofiary, czy czegoś

84
00:07:38,375 --> 00:07:40,711
Myślcie!

85
00:08:00,814 --> 00:08:02,316
Tony.

86
00:08:02,357 --> 00:08:03,400
Spokojnie

87
00:08:03,483 --> 00:08:05,068
Wszystko będzie dobrze

88
00:08:13,493 --> 00:08:14,828
Nie uda się nam to, prawda?

89
00:08:14,870 --> 00:08:16,496
Oczywiście, że tak

90
00:08:20,584 --> 00:08:23,253
Zaraz nas z tego wyciągnę

91
00:08:23,337 --> 00:08:24,171
Jak?

92
00:08:26,423 --> 00:08:27,716
Tony?

93
00:08:34,515 --> 00:08:35,682
Hej, brzydalu!

94
00:08:35,724 --> 00:08:38,810
Tutaj!

95
00:08:38,852 --> 00:08:40,354
Tony!

96
00:08:40,437 --> 00:08:41,605
Pepper, nie!

97
00:08:41,688 --> 00:08:43,982
On to robi, żebyśmy mogli uciec

98
00:09:21,562 --> 00:09:23,021
Tak!

99
00:09:23,063 --> 00:09:24,565
Iron Man?

100
00:09:24,648 --> 00:09:27,526
Czemu tak długo?

101
00:09:27,568 --> 00:09:28,735
Nie pytaj.

102
00:09:28,819 --> 00:09:30,445
Jesteście cali?

103
00:09:30,529 --> 00:09:31,989
Rhodes?

104
00:09:32,072 --> 00:09:34,074
Jesteś Iron Manem?

105
00:09:34,116 --> 00:09:35,242
Nie.

106
00:09:42,374 --> 00:09:46,753
To chciałem ci powiedzieć
w samolocie

107
00:09:46,837 --> 00:09:48,046
To ja nim jestem

108
00:09:52,009 --> 00:09:53,719
Stark?

109
00:09:56,638 --> 00:09:58,307
Przełączam na wewnętrzne
systemy komunikacyjne

110
00:09:58,348 --> 00:09:59,266
Słyszę cię

112
00:10:00,851 --> 00:10:03,228
Nie uwierzyłbyś, przez co dzisiaj
przeszedłem

113
00:10:03,312 --> 00:10:05,689
To nie mogło być straszniejsze
od próbującego cię zjeść smoka

115
00:10:07,524 --> 00:10:08,775
Zabierz stąd Pepper i Gene'a

116
00:10:08,817 --> 00:10:09,860
A ja przytrzymam--

117
00:10:09,943 --> 00:10:10,819
Uważaj, Rhodey!

118
00:10:31,006 --> 00:10:34,176
Chcesz walczyć, smoku?
No to walcz ze mną


119
00:10:34,218 --> 00:10:35,886
Tony...

120
00:10:35,969 --> 00:10:38,555
to Iron Man?

121
00:10:38,639 --> 00:10:40,349
Gene.
Gene!

122
00:10:40,432 --> 00:10:41,391
Wiem
Przepraszam

123
00:10:41,475 --> 00:10:42,518
Wszystko ci wyjaśnimy

124
00:10:42,601 --> 00:10:45,354
Ale teraz musimy się ruszać

125
00:10:45,395 --> 00:10:47,105
Gene, rusz się!

126
00:11:22,558 --> 00:11:24,935
Jak na kogoś, kto twierdził, że
już nie założy zbroi

127
00:11:25,018 --> 00:11:25,894
Nie tak źle

128
00:11:25,936 --> 00:11:26,979
Dzięki.

129
00:11:27,062 --> 00:11:28,605
Jak można go zatrzymać?

130
00:11:28,689 --> 00:11:29,857
Skąd mam to wiedzieć?

131
00:11:29,898 --> 00:11:31,108
Myślałem, że masz mnie uratować

132
00:11:31,191 --> 00:11:32,276
Uwaga

133
00:11:32,359 --> 00:11:34,319
Trwa gromadzenie energii Makluan

134
00:11:34,403 --> 00:11:35,320
Gdzie?

135
00:11:55,924 --> 00:11:56,967
Tony!

136
00:12:24,745 --> 00:12:26,580
To do niczego nie prowadzi

137
00:12:26,622 --> 00:12:28,707
Musimy zabrać stąd Gene'a i Pepper

138
00:12:38,342 --> 00:12:39,885
Gene!

139
00:12:41,720 --> 00:12:42,721
Nie.

140
00:12:42,804 --> 00:12:44,598
O, nie, proszę.

141
00:12:55,234 --> 00:12:56,235
Gene!

142
00:12:58,111 --> 00:12:59,655
Gene?

143
00:12:59,738 --> 00:13:00,864
Nie, nie, nie, nie, nie.

144
00:13:00,948 --> 00:13:02,074
Proszę, nie.

145
00:13:02,157 --> 00:13:03,575
To nie mogło się stać

146
00:13:03,659 --> 00:13:04,993
Gene, nie !

147
00:13:06,703 --> 00:13:07,830
Pepper, uciekaj!

148
00:13:27,766 --> 00:13:30,018
On--
zatrzymał się.

149
00:13:30,102 --> 00:13:33,647
Co się dzieje?

150
00:13:33,689 --> 00:13:35,524
Gene przeszedł test

151
00:13:35,566 --> 00:13:38,402
Poświęcił się,
 żeby uratować Pepper

152
00:13:45,868 --> 00:13:47,160
Ja żyję.

153
00:13:47,202 --> 00:13:48,370
Ja--

154
00:14:21,236 --> 00:14:22,654
Uwaga!

155
00:14:41,215 --> 00:14:42,591
Nie no.

156
00:14:42,633 --> 00:14:43,800
Hej,

157
00:14:43,884 --> 00:14:45,052
Patrzcie.

158
00:14:47,888 --> 00:14:48,805
Gene?

159
00:14:48,889 --> 00:14:50,265
Gene!

160
00:14:56,438 --> 00:14:57,773
Nie.

161
00:14:57,856 --> 00:15:01,777
Nie Gene.

162
00:15:06,532 --> 00:15:07,950
Mandaryn.

163
00:15:10,869 --> 00:15:12,955
Gene, co ty wyprawiasz?

164
00:15:12,996 --> 00:15:15,332
Jesteśmy przyjaciółmi

165
00:15:15,415 --> 00:15:16,667
Nie.

166
00:15:16,750 --> 00:15:17,876
Nie prawda

167
00:15:23,799 --> 00:15:27,177
O!
Rhodey!

168
00:15:27,261 --> 00:15:31,932
Nigdy go nie lubiłem

169
00:15:39,147 --> 00:15:40,274
Co ty wyprawiasz, Gene?

170
00:15:40,315 --> 00:15:44,069
Nie jesteś taki

171
00:15:44,152 --> 00:15:47,322
Nie masz pojęcia, jaki jestem

172
00:15:47,364 --> 00:15:48,323
Uwaga.

173
00:15:48,365 --> 00:15:49,867
Trwa nagły wzrost napięcia.

174
00:15:49,950 --> 00:15:52,578
Brak możliwości wyrównania

175
00:15:56,165 --> 00:15:59,585
Cała moc do butów

176
00:16:09,803 --> 00:16:11,263
Nie rób tego, Gene

177
00:16:11,346 --> 00:16:13,307
To nie musi tak być

178
00:16:13,348 --> 00:16:15,350
Mylisz się, Stark

179
00:16:15,434 --> 00:16:17,853
Ten dzień był nieuchronny

180
00:16:17,936 --> 00:16:21,607
Od chwili, kiedy wysadziłem
samolot twojego ojca

181
00:16:21,690 --> 00:16:22,816
Co?

182
00:16:38,957 --> 00:16:41,543
Nie miałem pojęcia, jak mogłeś
to przetrwać

183
00:16:41,627 --> 00:16:45,172
ale teraz to ma sens

184
00:16:47,257 --> 00:16:50,552
Rhodey, proszę. Proszę bądź cały.

185
00:16:50,594 --> 00:16:51,637
Powiedz coś

186
00:16:51,720 --> 00:16:52,763
Cokolwiek

187
00:16:52,846 --> 00:16:54,056
Dalej , Rhodey.

188
00:17:10,864 --> 00:17:14,576
Ta chwila to był
 cel mojego życia

189
00:17:14,618 --> 00:17:17,621
Jeden pierścień miał siłę
wystarczającą, żebym rozpoczął swoją podróż

190
00:17:17,704 --> 00:17:19,915
ale z pięcioma pierścieniami

191
00:17:19,998 --> 00:17:22,668
Będę miał wszystko, czego chcę

192
00:17:24,753 --> 00:17:29,174
Teraz dzierżę nieograniczoną moc

193
00:17:41,395 --> 00:17:43,105
Ale numer

194
00:17:43,146 --> 00:17:45,732
A już zaczynałem cię lubić

195
00:17:46,900 --> 00:17:48,569
Gene,

196
00:17:48,610 --> 00:17:50,112
Proszę.

197
00:17:50,195 --> 00:17:53,115
Błagam, nie rób tego

198
00:17:53,198 --> 00:17:55,826
Przykro mi, Pepper.

199
00:17:55,909 --> 00:17:58,287
Nie!

200
00:17:58,370 --> 00:18:01,874
Nie pozwolę ci znowu skrzywdzić
mojej rodziny!

201
00:18:10,299 --> 00:18:11,633
Stan krytyczny

202
00:18:11,675 --> 00:18:14,219
Poważne obciążenie funkcji
życiowych użytkownika

203
00:18:17,306 --> 00:18:18,849
Bliska całkowita awaria zbroi

204
00:18:18,932 --> 00:18:21,268
Konieczność manewrów unikowych

205
00:18:21,310 --> 00:18:22,352
Nie!

206
00:18:22,436 --> 00:18:24,479
To się musi skończyć

207
00:18:25,814 --> 00:18:27,191
To niemożliwe

208
00:18:27,274 --> 00:18:29,318
To nie może się dziać!

209
00:18:33,488 --> 00:18:34,990
Poddaj się!

210
00:18:35,073 --> 00:18:36,158
Nie!

211
00:18:36,200 --> 00:18:37,993
Puść mnie!

212
00:18:38,035 --> 00:18:39,328
Nigdy! Nigdy!

213
00:18:39,411 --> 00:18:40,662
Jeśli nie

214
00:18:40,704 --> 00:18:42,873
To już nigdy nie zobaczysz
swojego ojca

215
00:18:42,956 --> 00:18:44,666
Kłamiesz

216
00:18:44,750 --> 00:18:46,877
Mój ojciec nie żyje

217
00:18:46,960 --> 00:18:48,879
On żyje

218
00:18:48,962 --> 00:18:51,924
Zabrałem Howarda, bo potrzebowałem
informacji o pierścieniach

219
00:18:56,845 --> 00:18:58,222
Howardzie Stark

220
00:18:58,305 --> 00:19:00,599
Zaprowadzisz mnie do pierścieni
Makluan

221
00:19:00,682 --> 00:19:03,519
zaczynając od twojego

222
00:19:03,602 --> 00:19:06,522
Proszę, mój syn

223
00:19:06,563 --> 00:19:09,066
Nie obchodzi mnie to

224
00:19:12,152 --> 00:19:14,863
Wyszło na to, że wziąłem
złego Starka

225
00:19:14,905 --> 00:19:18,492
Puszczaj, albo nigdy go
nie znajdziesz

226
00:19:21,537 --> 00:19:24,456
Gene.

227
00:19:24,540 --> 00:19:26,625
Dlaczego?

228
00:19:43,350 --> 00:19:46,770
Co się stało?
Gdzie ja?... jak?

229
00:19:47,062 --> 00:19:50,148
To bardzo proste, Tony
Spałeś przez 14 godzin

230
00:19:50,357 --> 00:19:52,442
- Zabrałeś nas tu?
- Tak.

231
00:19:53,694 --> 00:19:56,446
Chyba nie chcę wyglądać przez
okno, prawda?

232
00:19:56,822 --> 00:20:00,701
Nie, Zbrojownia i jej okolice
są całkiem zniszczone

233
00:20:00,784 --> 00:20:03,412
Będziemy musieli wyjaśnić to
mamie, kiedy wróci

234
00:20:04,163 --> 00:20:05,873
Jak Gene mógł nam to zrobić?

235
00:20:06,707 --> 00:20:10,085
Gene'a nigdy nie było
Był tylko Mandaryn

236
00:20:10,335 --> 00:20:12,546
- Tylko, że nie wiedzieliśmy
- Ale ja...

237
00:20:13,046 --> 00:20:15,465
Wszystkich nas oszukiwał, Pepper

238
00:20:15,799 --> 00:20:17,384
 I co teraz będzie?

239
00:20:17,676 --> 00:20:20,929
Mój tata żyje.
Musimy go znaleźć.

240
00:20:21,138 --> 00:20:23,724
- Jak?
- Kiedy znajdziemy Gene'a.

241
00:20:33,192 --> 00:20:34,985
- Dzięki
- Nie przejmuj się tym

242
00:20:35,569 --> 00:20:37,362
Przepraszam, że was
 w to wciągnąłem

243
00:20:37,863 --> 00:20:41,158
Hej, my bogate dzieciaki
musimy trzymać się razem, prawda?

244
00:20:46,788 --> 00:20:48,624
Może po prostu porzućmy
wszelkie urazy

245
00:20:48,665 --> 00:20:52,461
i zostańmy... przyjaciółmi


246
00:21:01,637 --> 00:21:02,888
Tak mi przykro

247
00:21:02,971 --> 00:21:04,223
ale nie jesteś sam

248
00:21:04,306 --> 00:21:06,558
Masz przyjaciół:
Tony'ego, Rhodey'go.

249
00:21:06,850 --> 00:21:08,852
No i mnie

250
00:21:08,810 --> 00:21:11,563
Mówiłaś, że to moje przeznaczenie
matko

251
00:21:11,647 --> 00:21:13,649
Ale myliłaś się

252
00:21:13,732 --> 00:21:15,567
Nawet z mocą tych
pięciu pierścieni

253
00:21:15,651 --> 00:21:18,362
ciągle jestem nikim

254
00:21:39,842 --> 00:21:41,176
Było ich dziesięć

255
00:21:41,385 --> 00:21:43,929
Mandaryn miał 10 pierścieni

256
00:21:44,555 --> 00:21:46,598
Pozostało jeszcze pięć

257
00:21:47,516 --> 00:21:51,103
A ich moc będzie moja


----***---

Z dedykacją dla Selene ( cichej czytelniczki)

Rozdział 29: Żeby było, jak dawniej

2 | Skomentuj


Obudziłem się dość wcześnie z rana. To pewnie przez ten ból brzucha, który nie pozwolił mi zmrużyć oczu. Poboli i przestanie, jak to zwykle bywa w życiu.
Wstałem z łóżka i spojrzałem na nadgarstek Prawie dochodzi ósma. Rhodey pewnie jeszcze śpi, a z Pepper bywa różnie. Postanowiłem do niej zadzwonić. Odebrała nieco martwa. Ledwo żywym głosem było ją słyszeć w słuchawce.

-Dzień dobry, księżniczko. Śpisz jeszcze?- spytałem rozmarzonym głosem

-Spałam, ale dzięki. Już nie śpię- ziewnęła

-Masz dziś wolny czas? Chciałbym z tobą się spotkać. Tylko ty i ja- zaproponowałem spotkanie

-Dla ciebie mam zawsze. A co będziemy robić?- czułem, jak uśmiecha się

-Przyjdę po ciebie. Wkrótce się wszystkiego dowiesz. Do zobaczenia, Pep

Jak ja dawno z nią nie wyszedłem na miasto. Ciągle tylko zbrojownia i tyle. W dodatku nie udał nam się wyjazd przez to porwanie. Dlatego musiałem jej pokazać, że dalej ją kocham i nic się nie zmieniło.

-A już lepiej się czujesz?- spytała z troską

-W porządku, Przyjdę o dziewiątej. Bądź gotowa- i rozłączyłem się

Ubrałem bluzkę i włożyłem buty. Lekko wstałem z łóżka i podszedłem do drzwi. Dalej podpierałem się ścian, by nie upaść. Będę musiał przy niej ukrywać złe samopoczucie. Nie chcę jej niepotrzebnie martwić. Wystarczy, że Rhodey przesadza nadopiekuńczością.
Gdy przeszedłem przez drzwi, ostrożnie zszedłem po schodach do kuchni. Wypiłem szklankę wody i usiadłem na kanapie w salonie. Nie zauważyłem, kiedy Rhodey się pojawił.

-A, co ty taki ranny ptaszek? Coś kombinujesz z Pepper, co?- zaśmiał się

-A żebyś wiedział- wymusiłem chytry uśmieszek

-Hmm...niech zgadnę. Randka- pomyślał

-Nie do końca. Coś większego- wstałem z kanapy

Już byłem przy drzwiach, ale mnie zatrzymał.

-Na pewno nic ci nie jest? Widzę, że coś jest nie tak- odkrył mój kamuflaż

-To nic. Do wesela się zagoi- wzruszyłem ramionami

-Ale ty już je miałeś- przypomniał

-Twojego, Rhodey- uśmiałem się głupawo za bardzo, że znowu poczułem ból

Pożegnałem się z przyjacielem i wyszedłem z domu. Od razu wpadłem do zbrojowni, żeby zabrać list. Nawet nie pamiętam, czemu go tam zostawiłem. A to jeden z ważnych elementów spotkania. Jedna dla Pepper, a  druga dla Rhodey'go.
Gdy wziąłem koperty ze sobą, schowałem je do kieszeni. Od razu zamówiłem taksówkę pod dom mojej rudej. Ciekawe, czy już wstała? Mam nadzieję, że nikt nam nie popsuje tego dnia.









Co zaś on wymyślił? Nie brzmiał zbyt pewnie. Może to przez ciągły strach, a po tym porwaniu nie wydaje się spokojny. Jednak cieszę się, że będziemy sami, by szczerze porozmawiać. Jeszcze niedawno przysięgał uczciwość, a teraz nie potrafię mu ufać.
Wstałam z łóżka i ogarnęłam włosy, przeczesując je grzebieniem. Gdy byłam już ubrana, usłyszałam dźwięk telefonu stacjonarnego. Musiałam zejść do salonu, skąd dobiegał hałas.

-Halo? Kto mówi?- nie wiedziałam, kto dzwonił

-Cześć, skarbie. Jak tam w Hiszpanii? Pewnie ciepło. Nie to, co u mnie

Tata? To był on. Dawno się nie odzywał. Tęsknię za nimi.

-Tatku, jestem w domu i na razie jest ciepło, ale w nocy wiewa chłodem. Jak tam? Wszystko gra?- cieszyłam się, słysząc jego głos

-Tak, jest dobrze. Dziwi mnie tylko, czemu nadal jesteś w mieście?- zaczął wypytywać o powód

-Sprawy się pokomplikowały. To pozdrów ode mnie Bobbie i trzymajcie się- wyjaśniłam, przekazując im pozdrowienia

-Dzięki, Patricio. Do zobaczenia- pożegnał się, rozłączając połączenie

Jak to dobrze, że nic im nie jest. Kiedy była tam Bobbie, ojciec był bezpieczny. Mam nadzieję, że szybko wrócą.
Po rozmowie odłożyłam słuchawkę i poszłam do łazienki umyć twarz i ręce. Potem zjadłam bułkę z serem i popiłam szklanką herbaty.

-Powinnam zdążyć przed dziewiątą- spojrzałam na zegar w kuchni

Miałam jeszcze pół godziny, zanim Tony tu przyjdzie. Może powinnam włożyć coś eleganckiego? Albo daruję przebieranki. Pójdę w zwykłym stroju na co dzień. Ona na pewno w smokingu nie przyjdzie. Do tego na pewno się nie zmusi. A może jednak? Nie, to nie w jego stylu.
Przejrzałam się w lustrze, by zobaczyć, czy mogę tak wyglądać. Wszystko w miarę się ze sobą komponowało. Bez stresu, Pepper. Będzie dobrze. Nikt nam tego nie zniszczy.
Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi wejściowych. To on. Spokojnie podeszłam zobaczyć przez wizjer, czy nie mylę się. A jednak on tam stał.

-Możesz otworzyć? Nie jestem włamywaczem, Pepper- zawołał Tony

-Chwilka- zajrzałam ponownie przez wizjer

Lekko strzepałam drobinki kurzu z bluzki. Zapomniałam, by posprzątać. I co ja teraz zrobię?
Otworzyłam mu drzwi, a on stał uśmiechnięty z białą różą w ręce.

-Dla mojej drugiej połówki- wręczył mi kwiat

-Dzięki- cmoknęłam go w policzek, aż nieco się zarumienił

-Gotowa na podróż?- spytał, czekając na moją odpowiedź

Zmieszałam się. Kompletnie zbił mnie z tropu. O co mu chodzi?

-Jaka podróż? Mieliśmy się spotkać











Pepper była odrobinę zagubiona. Nie wiedziała, co dla niej zaplanowałem. Moje słowa były dla niej nierozwiązalną zagadką.

-Wszystko ci wyjaśnię, jeśli mi ufasz- wyciągnąłem do niej rękę

-Ufam- chwyciła mnie

Od razu zamknęła mieszkanie i wyszliśmy, trzymając się za rękę. Na początku przeszliśmy kawałek drogi, żeby dojść do parku.

-Mogłeś mi od razu powiedzieć, że zabierasz mnie tu. Jest cudownie- wtulił się w moje ramię

-Wiedziałem, że ci się spodoba. Dziś mamy dużo czasu dla siebie. Będę z tobą, ile zechcesz- obiecałem, dotrzymując jej towarzystwa

Spacerowaliśmy przez długą alejkę, mijając ławki, które były zapełnione parami, jak my. Muszę jej wszystko wynagrodzić. Każdy smutek, każdą złą wiadomość i ciągłe ryzyko jako Iron Man. W dodatku zaniedbałem naszą miłość. Muszę ożywić nasze relacje.

-Będziesz ze mną do wieczora? Bo dzisiaj puszczają lampiony. Chcę przy tym być. Proszę, zgodzisz się na to?- zaproponowała, prosząc

-To też mam w planach- wymusiłem uśmiech, bo ból znowu dał po sobie znać

-Wszystko gra?- spytała

Wyprostowałem się, kryjąc ból. Dlaczego to musi akurat mnie męczyć? I to dzisiaj? Nadal kiwałem głową, że to nic takiego.

-Pepper, bez nerwów. Jest dobrze

-Na pewno? Przecież po tym porwaniu...- przerwałem jej

-Starczy. Nie spotkałem się z tobą, byś grała rolę Rhodey'go. Proszę cię, skupmy się na nas. Na naszym dniu, dobrze?

Pepper niechętnie zgodziła się dać za wygraną i przestała męczyć mnie tymi pytaniami. Na końcu ścieżki usiedliśmy na wolnej ławce.

-Chciałabym przestać żyć w takim świecie, gdzie ciągle istnieje zło- wyżaliła się, wtulając się ze łzami w oczach

I znowu to samo? Dlaczego musi się smucić tak często? Pewnie to ja jestem tego przyczyną. Wszystkim sprawiam kłopoty. Gdybym nie wynalazł zbroi, nie poznałby tak wspaniałych ludzi, jak Pepper i Rhodey. Czasem żałuję, że nie potrafię zmienić biegu zdarzeń.

-Ja też bym chciał, ale spójrz na to z lepszej strony. Jako Rescue ratujesz ludzi i to jest coś niezwykłego. Pamiętaj, że w tym świecie nie jesteś sama- pocieszyłem ją, bawiąc się jej włosami

-Masz rację. Cieszę się, że jesteś ze mną. Przy tobie czuję się bezpieczna

-A ty jesteś i zawsze będziesz moją bohaterką- przypomniałem , patrząc na jej brązowe oczy

Nagle nasze twarze były blisko siebie i instynktownie poczułem, że muszę ją pocałować. To nie implant utrzymuje mnie przy życiu, bo prawdziwym sercem i życiem jest moja kochana Pep. Gdyby nie ona, już dawno bym zniknął stąd.


----***----

Taki niespodziewany obrót wydarzeń. Randka?  Czy to prawdziwe?  A jeszcze jakie tu wyznania. Myślę, że romantyczki powinny być zadowolone. Pytania?

Rozdział 28: Pomocna dłoń

4 | Skomentuj

--**Pepper**--

Latałam nad miastem, szukając Tony'ego. Rhodey próbował jakoś go namierzyć. Byłam cała w nerwach i przez to rozmyślanie prawie uderzyłam w wieżowiec.

-Pepper, żyjesz?- spytał się Rhodey

-Tak, tak, Jestem cała. Rhodey, masz jakiś ślad?

-Nadal nic. Pepper, wszystko będzie dobrze- próbował mnie uspokoić

Jak ja mogę być spokojna i nie martwić się, jak Tony nagle zaginął. Mieliśmy być sami na naszej podróży poślubnej, a tu taki obrót spraw.
Nagle odezwał się mój telefon. Nadzieja. Może to on? Przekierowałam połączenie do zbroi.

-Pepper...jesteś bezpieczna?- zapytał ktoś łamliwym głosem

-Tony, czy to ty?- miałam łzy w oczach

-Tak, kochana. Jesteś cała?- nadal pytał z troską

-Spokojnie, Tony. Jestem bezpieczna. Nic mi nie jest. Gdzie jesteś? Szukamy cię!

-Nie wiem. Ważne,że...jesteś bezpieczna- zakaszlnął

Nie jest dobrze. Coś mu jest. Dobrze, że zadzwonił. Łatwiej go odszukam.

-Rhodey, masz go?- prawie krzyknęłam przez komunikator

-Tak. Jest od ciebie dwie przecznice dalej. Dolecisz do niego w dziesięć minut- poinformował mnie Rhodey, wysyłając lokalizację

Włączyłam pełną moc do silników, by dotrzeć do Tony'ego, jak najszybciej to możliwe. Ostrożnie mijałam wieżowce i różne drapacze chmur. Nawet przez tryb maskujący żaden helikopter mnie nie zauważył.

-Pepper, tracę sygnał. Pospiesz się. Jesteś już blisko

Maksymalnie włączyłam szybkość w zbroi. Ostatnie zrobiłam zakręty i trafiłam do celu. Od razu zauważyłam, gdzie leżał. Powoli wylądowałam w zaułku i przyjrzałam się jego ranom. Cała bluzka we krwi, odciski po linach na nadgarstkach i całe posiniaczone ręce. W dodatku trzymał się za implant. Niedobrze.

-Tony, słyszysz mnie?- zdjęłam hełm, trzymając go za ramię

-Pepper- powiedział i syknął z bólu

-Trzymaj się, Zabiorę cię stąd

Chwyciłam go delikatnie z ziemi i zabrałam do zbrojowni. To był horror. Patrzeć na tak bestialsko potraktowanego chłopaka. Miał zamknięte oczy, ale zacisnął język między zębami, by nie jęczeć z bólu. Kto mógł to zrobić?
Po dotarciu do bazy podpięłam mu ładowarkę do implantu, opierając go o ścianę.

-Pepper, co mu się stało?- Rhodey był w szoku, widząc Tony'ego w tak makabrycznym stanie

-Znalazłam go, gdzie zlokalizowałeś telefon. Masz może apteczkę? Trzeba mu opatrzyć rany

-No pewnie, że mam- podbiegł do szafki, gdzie znalazł poszukiwaną rzecz





--**Tony**--


Nienawidzę, gdy tacy ludzie, jak Titanium Man niszczą moje plany. Co ja mówię? Moje i Pepper. Mieliśmy go spędzić razem bez żadnych kłopotów. Jednak dobrze, że nie porwali Pepper. Z tego, co mówił Blizzard, plan był inny. No własnie. Blizzard. Uratował mnie przed śmiercią. Nadal jest w nim cząstka człowieka. On próbował mi pomóc, mimo dawnych urazów.
Z zamyśleń wyrwał mnie głos Pepper. Powoli wzrok wracał do normy i po paru minutach widziałem wszystko, jak trzeba. Skojarzyłem, że byłem w zbrojowni. Od razu wrócił ból po torturach. Jednak ona zajęła się tym. Siedziała obok mnie, odkażając rany na rękach. Na twarzy znalazło się z kilka małych plasterków.

-Pepper, nie płacz- otarłem jej policzki

-Tony, mogłam cię stracić- przytuliła mnie i  dalej miała płaczliwy głos

Tego mi brakowało. Ja sam bałem się, że ją skrzywdzą, ale całe szczęście nie ucierpiała. Nasze czułostki przerwał Rhodey.

-Jak się czujesz?- spytał z troską

-Szczerze? Mogło być gorzej. Rhodey, oni chcieli wiedzieć, gdzie znajduje się zbrojownia. Dlatego tak wyglądam- streściłem krótko, ukrywając ból

Pepper nadal płakała. Nie lubię, gdy się smuci.

-Czyli ktoś ci to zrobił? Kto?- chciała wiedzieć, kto za tym stoi

-Titanium Man. On współpracuje z Mr. Fixem

Byli w szoku, co im powiedziałem. Patrzyli na mnie z niedowierzaniem. Nie potrafili w to uwierzyć.

-Żartujesz chyba? Jak to możliwe?- chwycił się za głowę

-Wszystko jest możliwe- podparłem się o ścianę, by wstać

Na szczęście Pepper była przy mnie i mi pomogła. Ładowanie dobiegło końca. Poprosiłem ją, by mnie zabrała do pokoju. Nadal okropnie bolał mnie brzuch i jedną ręką trzymałem się za bolące miejsce. Rhodey nie był zadowolony,

-Może lepiej niech to lekarz zobaczy?- zaproponował

-Nie, nie trzeba- zaprzeczyłem

A Rhodey znowu matkuje. Jemu to nigdy się nie znudzi. Nie jestem już dzieckiem, tylko mężem, który ma najwspanialszą żonę we wszechświecie. A mówię o mojej jedynej Pep.
Oparłem się ręką przy jej karku i wyszliśmy ze zbrojowni. Rhodey zgasił światło i zablokował drzwi. Na zegarku była dwudziesta druga godzina. Przekroczyłem próg drzwi i poszedłem do pokoju, trzymając się poręczy. Poczułem, że opadam z sił i w ostatniej chwili mnie chwyciła.

-Nie puszczę cię. Zaufaj mi

-Ufam ci, jak mało komu- wymusiłem uśmiech na twarzy

-Wiesz, jak bardzo cię kocham- spojrzała mi w oczy

-Wiem, Pepper. Jesteś kochana i dziękuję za pomoc

Zdjąłem buty i położyłem się na łóżku. Przez chwilę jeszcze stała w drzwiach, a później zniknęła, gdy zamknąłem powieki.









--** Blizzard**--


Po dotarciu do bazy przestałem czuć się źle. Chciałem wrócić do normalności i zapomnieć widoku jego tortur. Gdy przeszedłem przez drzwi, usłyszałem hałas maszyn. Mr. Fix robił na stole jakiegoś robota. Plany mu się nie zmieniły. Czyli Whiplash powstanie na nowo?

-Gdzie zabrałeś Starka? Jak daleko?- od razu spytał, odkładając jedno z wierteł

-Dziesięć kilometrów. Jakiś ślepy zaułek- powiadomiłem go

-Doskonale. Dobra robota. Może porwanie poszło na marne, ale i tak znajdę tę zbrojownię. Nawet nie będzie wiedział, kiedy zobaczy ruiny swojej bazy- powiedział pewny siebie

-Budujesz Whiplasha? Znowu?

-Tak. To część planu. Na razie ci nie zdradzę, bo ostatnio zmieniłeś moje rozkazy. Olałeś mnie!- nie ukrywał dalszej urazy

Nie mogłem mu powiedzieć, jaka jest prawda. Hummer ma na mnie haka. Skończę z nim. Na pewno z nim skończę.

-Przepraszam, szefie. Proszę mi za to wybaczyć. To się już nigdy więcej nie powtórzy- próbowałem go jakoś udobruchać

-Mam nadzieję, bo inaczej będzie źle- przestrzegł szef przez okrutną karą za nieposłuszeństwo

Zostawiłem Mr. Fixa samego przy stole, gdzie tworzył swego wiernego sługusa. Wszedłem na dach, a tam stał Hummer, patrzący się w zamglony port.

-Chyba nie powiedziałeś mu o mnie?

Podszedłem bliżej niego, a złość trzymałem w sobie. Oszczędzoną furię wykorzystam później.

-Nie mówiłem. Lepiej mu nie przeszkadzaj, Buduje Whiplasha

Hummer zaśmiał się z żałością. Nie wiem, co w tym śmiesznego. Cóż, każdy ma własne poczucie humoru. On ma akurat takie specyficzne.

-Jaja sobie robisz przed Wielkanocą? Ten blaszany wariat z biczami wróci do życia?! Żałosne!

-Niby czemu? Przyda się pomocna dłoń- stwierdziłem

-Skoro tak, to ja się wycofuję. Nie ma mowy, bym współpracował z blaszanym łbem- zaparł się zdecydowanie

-To samo myślę o dalszej współpracy z tobą

Wyprowadziłem go z równowagi i wysunął swoje ostrza blisko mojej głowy, aż zabłysło zielonym blaskiem przy moich oczach.

-A co ja ci zrobiłem?! Co?!- był wściekły za to, co wyrzuciłem z moich myśli

-Zabiłeś Stane'a, a to ja miałem zrobić! Mało tego, to ty zabiłeś Unicorna i Killershrike'a. Jak Fix się o tym dowie, będziesz skończony- zagroziłem mu

Teraz brakło mu pewności siebie. Schował ostrza i uchylił swój hełm.

-Kiedyś cię za to zabiję!- krzyknął i odleciał daleko od bazy


---***--

Niespodziewany obrót spraw. Co będzie dalej? Cierpliwości. W czwartek kontynuacja. Czy ktoś to czyta? Zaczyna mi się wydawać, że są tu dwie osoby, albo jedna.
© Mrs Black | WS X X X