Pokazywanie postów oznaczonych etykietą W poszukiwaniu przeznaczenia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą W poszukiwaniu przeznaczenia. Pokaż wszystkie posty

20. S.O.S

0 | Skomentuj

Dziewczyna miała ochotę rozwalić wszystko, co znajdowało się w lecznicy. Jednak z drugiej strony, wiedziała, czego to była wina. Zależało jej na Tony'm, lecz nadal pragnęła wolność. Postanowiła mu pomóc ze skarbcem.
Nagle usłyszała krzyki z korytarza. Krzyk furii i bólu. Od razu poszła sprawdzić, o co poszło. Zauważyła chłopaka, który dusił się. Podbiegła do niego, widząc, że był w ciężkim stanie.

Pepper: Tony, spokojnie. Oddychaj... Co ty mu zrobiłeś?!
Gene: Prosiłem jedynie o odpowiedź... Może teraz przyznasz się, gdzie jest kolejna świątynia?
Tony: Na... Na wyspie
Gene: Jakiej?
Tony: Świętej... H... Heleny
Gene: I co? Tak trudno było powiedzieć?
Pepper: Przez ciebie umiera
Gene: Zrobisz coś z tym, prawda?
Pepper: Zniszczył jedyny prototyp napierśnika

Gene podszedł do niej, chwytając za gardło.

Gene: Posłuchaj mnie uważnie, bo nie będę więcej razy powtarzał... On ma żyć, jasne?
Pepper: Mogłeś go tak nie atakować
Gene: Sam sobie jest winien... Do roboty! A ja z Tong lecę po pierścień
Pepper: Nie potrzebujesz Tony'ego do pomocy?
Gene: Dziś stał się zbędny

Włożył pierścienie, zakładając swoją zbroję. Razem ze swoją armią teleportował się na miejsce kolejnego pierścienia. Baza była pusta. Pepper mogła zakraść się, by zdobyć telefon od nastolatka. Jednak zanim miała zacząć działać, musiała improwizować. Znalazła w szafce jakąś maskę tlenową.

Pepper: Oddychaj spokojnie, a ja wezmę się za wsparcie... Tony, wszystko będzie dobrze
Tony: Pepper...
Pepper: Nie zasypiaj... Spokojnie... Zaraz wrócę

Pobiegła prosto przed siebie, aż skręciła w lewą stronę, gdzie znajdowało się miejsce na skarby Khana. Nerwowo myślała, jaki kod mógł zabezpieczać skarbiec. Wpadła na kombinację cyfr ze współrzędnych Chin. Niestety, ale była błędna. Rozejrzała się po pomieszczeniu, szukając wskazówek. Wszędzie widniały znaki chińskie oraz mapy.

Pepper: Skoro chce zdobyć pierścienie, może kluczem jest data narodzin pierwszego Mandaryna. Hmm... Warto spróbować

Wstukała cyfry, a jej oczom ukazała się zawartość zabranych rzeczy. Znalazła swoją torebkę oraz komórkę od rannego. Po zdobyciu przedmiotów, zamknęła sejf, biegnąc do Tony'ego. Ledwo oddychał, bo maska nie ustabilizowała go.

Pepper: Znalazłam coś, co należy do ciebie
Tony: P... Przepraszam... za wszystko
Pepper: Nie przepraszaj tylko mi nie umieraj... Wyślij sygnał S.O.S, bo nie wiem, jak działa twoja komórka, a moja akurat padła

Chłopak kliknął w urządzenie i jedynie, na co liczył, to szybką ucieczkę. Miał nadzieję, że ktoś namierzy sygnał i będą wolni.

--**--

Kolejny lineart, ale tym razem Gene. Bez okularów ;)


19. Czego nie rozumiesz?

0 | Skomentuj

Tony był wściekły. Nawet nie zastanawiał się ani przez sekundę, czy dobrze zrobi, jeśli odbierze sobie dłuższe życie. Wstał z łóżka i podszedł do napierśnika, który stworzyła Pepper w pocie czoła.

Tony: Nie chcę żyć... Nie chcę, a Gene niech zapomni, że mu będę dalej pomagał z pierścieniami

Rzucił mocno przedmiotem o podłogę, aż pękł na dwie części. Nie żałował tego. Z furią wybiegł, szukając skarbca, gdzie mógł być schowany telefon, którego chciał użyć do wezwania pomocy. Jednak Gene rozprzestrzenił większą ilość żołnierzy po domu.

Gene: A ty dokąd się wybierasz?

Chłopak lekko się przestraszył, słysząc znajomy głos. Wiedział, czego od niego chce, lecz nie zamierzał mu tego dawać.

Gene: Zmieniłeś zdanie? Będziesz mi pomagał?
Tony: Nie... Po tym, jak groziłeś Pepper. Gdy kazałeś jej zabić mojego ojca! Obiecałeś nam wolność, a dalej się nami posługujesz, bo wydaje ci się, że dostaniesz wszystko, czego zechcesz! W niczym nie pomogę takiemu bydlakowi, jak ty!
Gene: Za dużo mówisz

Zaczął uderzać pięściami po twarzy, aż posunął się do trafienia w świeże rany. Gdy natrafił na implant, chciał go zniszczyć, uszkadzając urządzenie. Był wściekły, że cały plan nie szedł po jego myśli. Nastolatek chował tchórzostwo, udając odważnego, choć wiedział, ile będzie go to kosztować.

Gene: Ciągle będziesz się upierał? Już nikt nie ucierpi, Stark... Daję ci moje słowo, ale pomóż mi
Tony: Wolę umrzeć, niż z tobą współpracować
Gene: Jak sobie chcesz

Po raz kolejny mierzył w jego słaby punkt. Tony nawet nie próbował się bronić. Czekał na swój koniec. Czekał, aż pojawiła się Pepper, rzucając się z pięściami na Gene'a, przygwożdżając oprawcę do ściany.

Pepper: Łapy precz od niego! Słyszysz?!
Tony: Odejdź stąd. To sprawa między nami, a ciebie ona nie dotyczy
Pepper: Mylisz się! Przestańcie walczyć i współpracujcie! Nie mam ochoty sprzątać wasze brudy!
Gene: Ostra, jak zawsze

Przywaliła mu pięścią po twarzy, że zachwiał się.

Tony: Dałbym sobie radę sam!
Pepper: Nie chowaj do mnie urazy, jak przedszkolak, jasne? Chcesz przetrwać? Nie stawiaj się, bo trafisz do piachu

Ostrzegła, odchodząc do lecznicy. Gdy zobaczyła swoje dzieło w kawałkach, zacisnęła dłonie w pięść, wyżywając złość na stole. Chciała go ocalić, ale on nadal ją odrzucał. Popełniał błędy. Jednak ten był najpoważniejszy.

18. Wolę umrzeć

0 | Skomentuj


Patricia Pepper Potts. Córka zamordowanego agenta FBI i sekretarki. Zawsze chętna do pomocy i nigdy nie byłaby w stanie kogoś skrzywdzić. Aż do teraz, kiedy z łatwością mogła zginąć z rąk porywacza. Mogła w niego strzelić, gdy dostała od niego broń. Mogła, ale strach przejął nad nią kontrolę. Właśnie myślała nad tym, jak powiedzieć Tony'emu prawdę. Wiedziała, jak może zareagować na nią zareagować.

Pepper: Jak się czujesz?
Tony: A jak mam się niby czuć? Ja mu pomagam, a on zabija mojego tatę! Przez niego stałem się sierotą!
Pepper: To ja go zabiłam

Odważyła mu powiedzieć wprost, bo nie była w stanie znieść ciągłej ciszy.

Tony: Czemu bronisz Mandaryna?! Przecież tylko on jest winny!
Pepper: Nie krzycz już, dobra? Musisz mu dalej pomagać... Nie będę dłużej milczeć. To mnie obwiniaj za śmierć twojego ojca

Chłopak się wściekł, aż gwałtownie zerwał się z łóżka, chwytając dziewczynę za gardło.

Tony: Nie wierzę ci!
Pepper: Nie... miałam... wyjścia
Tony: Ufałem ci! A ty... Ty... tak po prostu...

Puścił ją wolno, by mogła oddychać. Odwrócił się do niej plecami i nie chciał z nią rozmawiać. Teraz wiedział, że o przyjaźni mógł jedynie pomarzyć.

Tony: Uratowałem życie, poświęciłem się dla ciebie, a ty mi robisz takie świństwo
Pepper: Przepraszam... Gdybym tego nie zrobiła, nie mogłabym tobie pomóc
Tony: Pomóc?
Pepper: Znalazłam sposób na dłuższe utrzymanie cię przy życiu
Tony: Akurat teraz wolałbym umrzeć... Zostaw mnie samego

Poprosił i bez problemu wyszła z lecznicy. Dusiła w sobie wszelkie emocje. Pod strażą Tong mogła wyjść poza kryjówkę, choć nie miała szansy na ucieczkę.

Gene: Co z nim?
Pepper: Przeżyje
Gene: Powiedziałaś mu?!
Pepper: To i tak nic nie zmieni... Chcesz zdobyć pierścienie, czy nie?
Gene: Chcę, ale powinnaś go utrzymać przy życiu... Ile pociągnie?
Pepper: Nie chce żyć

Oberwała mocno w prawy policzek.

Gene: Masz to zmienić, jasne?! Ma pracować!
Pepper: To trzeba było nie zabijać Howarda!
Gene: Ty go zabiłaś! Zapomniałaś?!
Pepper: Wolałabym nie pamiętać

Już chciała uciec, ale w porę została zatrzymana przez armię Mandaryna. Nie chciała wracać do lecznicy, więc siłą przywlekli ją tam. Gene nadal wpatrywał się w słońce nad polem ryżu. Nikt poza nim i Tong nie wiedział, że cała niewolnicza praca miała miejsce w jego domu. Tam, gdzie kiedyś dorastał razem z matką i ojczymem.

17. Ona strzeliła

0 | Skomentuj

Następnego dnia, Tony się obudził w tym samym miejscu, gdzie był ostatnio. Howard nadal spał, a on nie potrafił. Chciał zobaczyć się z Pepper. Po cichu wstał, lecz cela była zamknięta na klucz. Na kolejne nieszczęście zauważył coś, czego nie mógłby się spodziewać. Próbował znowu obudzić ojca. Jednak na próżno.

Tony: Tato, obudź się... Tato?

Odwrócił go na plecy i spostrzegł zakrwawioną koszulę. Miał ranę postrzałową. Mężczyzna się nie ruszał.

Tony: Nie... Tylko nie ty. Tato, odezwij się. TATO!

Jego przeraźliwy krzyk usłyszał Mandaryn oraz dziewczyna. Chłopak miał ochotę płakać, bo nie wyczuwał pulsu.

Tony: Ratujcie go! Proszę!
Gene: Jedynie cię spowalniał
Tony: Zabiłeś go?
Gene: A nawet, jeśli, to co?
Tony: Już ci nie pomogę! Nie będę pomagał mordercy!
Gene: Nie masz wyjścia
Pepper: Przestrzelone płuco. Nic nie mogę zrobić

Gniew Tony'ego wzrósł tak bardzo, że rzucił się na Gene'a. Chciał go udusić, lecz strażnicy popchnęli kijem do ściany. Oprawca myślał nad ukaraniem syna Howarda, który upadł na kolana przy martwym ciele. Nastolatka określiła zgon, że trzy godziny wcześniej musiał umrzeć. Kiedy on przepraszał za wplątanie syna w niebezpieczeństwo. Właśnie wtedy.

Gene: Jeśli spróbujesz mnie zabić, skończysz tak, jak twój ojciec
Tony: Czemu... Czemu to zrobiłeś?
Gene: Żeby cię zmotywować... Wydaje mi się, że odkryłeś miejsce kolejnej świątyni
Tony: Nie
Gene: Kłamiesz
Tony: Nie!
Gene: Kłamiesz!
Tony: Nie!

Zapierał się, odmawiając dalszej współpracy. Pepper wiedziała, że to może się dla niego skończyć w jeden sposób. Śmiercią. Gene chciał go zabić za zniewagę, ale utrzymał jeszcze Starka przy życiu. Tony nie chciał odchodzić od ciała Howarda, więc został zabrany siłą. Nie powstrzymał kolejnej fali łez i cierpiał na wiele sposobów.
Gdy wrzucili więźnia do lecznicy, chłopak nie odezwał się ani jednym słowem. Patrzył w sufit, aż zaczął płakać. Przypominał sobie czasy, kiedy Maria nadal żyła. Kiedy cała rodzina Starków wiodła normalne życie.

Pepper: Tony, przykro mi z powodu twojego taty. Naprawdę ci współczuję, ale musisz kontynuować pracę... Tony, słyszysz mnie?
Tony: N... Nienawidzę cię. Nienawidzę... was... wszystkich!

Nie potrafił być spokojny, zaś Pepper wiedziała, że nigdy nie będą przyjaciółmi. Tony nie wybaczyłby jej, do czego zmusił ją Mandaryn w szantażu o własne życie. Gdy chłopak miał zasnąć poprzedniej nocy, wstrzyknęła mu silny lek nasenny, by potem zadać cios. Khan jedynie podał broń. Ona strzeliła.

---**---

Specjalny lineart dla fanów IMAA.


16. Ostatnie dni

0 | Skomentuj

Mandaryn rozkazał dziewczynie przyspieszyć prace, żeby Tony był zdolny do kolejnych poszukiwań. Jego wiedza była potrzebna. Tong pilnowało ją przy pracach, zaś ich władca poszedł w odwiedziny do Howarda. Wrzucił mu resztki chleba, by miał siły na dalsze prace. Widział, jak przyłożył się solidnie do poszukiwań czwartego pierścienia Makluan.
Na dworze zrobiło się ciemno, więc jednostki poszukiwawcze musiały przerwać badanie obszaru katastrofy. Jednak nic ich nie zbliżyło, by odnaleźć zaginionych. Dla Stane'a to była okazja do przejęcia na stałe Stark International, lecz zarząd nadal liczył na odnalezienie zaginionego przedsiębiorcy oraz jego syna.

Stane: Nikt ich nie znajdzie. Firma należy do mnie

Ucieszył się, ale nie wiedział, że za kilka dni rozstrzygnie się, czy zdoła zachować najwyższe stanowisko w firmie Howarda Starka. Gdy łysielec odczuwał radość z powodu braku śladów po zaginionych, Pepper ukończyła przed północą swój projekt. Od razu poszła dać to Tony'emu. Jednak nie znalazła go w lecznicy. Zniknął, co oznaczało jedynie kłopoty. Nastolatek szukał skarbca, lecz na każdym kroku dreptała za nim armia Tong wraz z głównym dowodzącym.

Dowódca Tong: Stać! A ty dokąd?
Tony: Ech! Chyba się zgubiłem
Dowódca Tong: Wracać do celi!
Tony: Ale byłem w lecznicy
Dowódca Tong: No to do lecznicy! Migiem!
Tony: Dobra, dobra. Nie tak nerwowo. Już idę

Niby wykonał rozkaz żołnierza, ale poszedł zobaczyć się z ojcem. Nie upomnieli go, bo w tym miejscu znajdował się Mandaryn.

Gene: Co ty tu robisz? Nie prosiłem cię o przyjście
Tony: Chciałem się zobaczyć z tatą
Gene: On ma zadanie. Ty byś go jedynie rozpraszał
Tony: Chcę pomóc
Howard: Gene, pozwól mu. Ostatnio ci wiele pomógł
Gene: Nie masz prawa mi mówić, co mam robić!
Tony: Więc?
Gene: Do pracy! Ale nie będę zbierał twoich zwłok!
Howard: Tony, dobrze się czujesz?
Tony: Skoro stoję o własnych siłach, to raczej tak
Gene: Już nie gadać! Bierzcie się do roboty!
Tony: Przepraszam, Mandarynie. Czy mogę o coś zapytać?
Gene: Zależy, Stark... Jakie pytanie?
Tony: Gdzie jest Pepper?
Gene: Nic jej nie zrobiłem. Próbuje ci przedłużyć życie

Odparł i odszedł z armią Tong. Chłopak usiadł przy Howardzie, biorąc notatki do ręki. Nadal widział wzorzec podróży pierwszego Mandaryna. Nie musiał długo analizować kartek. Już wiedział, gdzie będzie znajdował się kolejny pierścień.

Howard: Przepraszam
Tony: Za co?
Howard: Że nie przewidziałem tego. Mogli tobie dać spokój
Tony: I pozwolić umrzeć? Dzięki, ale i tak będziemy wolni. Pozostały dwa pierścienie

--**--

Trzy notki dziennie to i tak za dużo. Dzięki Tośce zaczęłam zabawę z lineartami. Mam na razie dwa, a przy okazji może wymyślę coś nowego z IMAA na ten rok ;)



PS: Brałam przypadkowe obrazki i zaznaczałam linie.

15. Ku wolności

0 | Skomentuj

Nastolatka krzyczała, żeby Mandaryn zaprzestał tortur. Teraz i ona stanęła na drodze tyrana.

Gene: Odsuń się!
Pepper: Nie bij go już! Chcesz zabić kogoś, kto ci jest potrzebny?!
Gene: Czy chcesz mi coś powiedzieć?
Pepper: Możliwe, że poza sercem uszkodzenia dotknęły klatkę piersiową. Proszę cię, Gene! Daj mu spokój!
Gene: Przed chwilą skończyłem... Następnym razem, nie znajdziesz wybawiciela, że tylko ty będziesz krzyczała

Uwolnił Tony'ego, rozkazując dziewczynie zająć się rannym. Chłopak upadł, plując krwią o podłogę. Chwycił za żebra, które najbardziej ucierpiały przy torturach.

Gene: Na co czekasz? Pomóż mu wstać!
Pepper: Tony?
Tony: W porządku. Ekhm! Dam... radę

Wstał, lecz od razu tego pożałował. Dziewczyna wykonała rozkaz, choć sama chciała podać pomocną dłoń. Po kilku minutach, minęli celę Howarda, który raptownie wstał, widząc stan syna. Nie zdołał powiedzieć nic. Jedynie zaczął się zastanawiać, czy Anthony Edward Stark nie padł sidłom miłości. Gdy młodzi znaleźli się w lecznicy, Pepper opatrzyła mu brzuch, nakładając zimny okład na lewy bok.

Pepper: Nie musiałeś tego robić
Tony: Niby czego?
Pepper: Chronić mnie. Powinnam otrzymać karę za niewyparzony język
Tony: A ja nie chciałem, żeby mężczyzna wyżywał się nad niewinną kobietą
Pepper: Serio?
Tony: Serio, serio
Pepper: Dziękuję
Tony: Powinienem już dawno ci się odwdzięczyć za uratowanie mojego nędznego życia
Pepper: Ej! Nie mów tak. Na pewno masz je lepsze. Chciałabym mieć oboje rodziców
Tony: Jedno
Pepper: Jedno? Przecież...
Tony: Moja matka zmarła. Nie mówiłem ci o tym?
Pepper: Nie przypominam sobie...
Tony: Ile Mandaryn jeszcze potrzebuje pierścieni?
Pepper: Dwa
Tony: Co oznacza, że...
Pepper: Wolność coraz bliżej
Tony: Ale nikt nie wie, gdzie jesteśmy. Przecież poza rozbitym samolotem...
Pepper: Zostałam porwana wcześniej i przyjaciel taty szukał nas. Jednak nie wiem, czy nadal żyje
Tony: Jeśli odzyskam telefon, wyślę sygnał S.O.S. Wiesz, gdzie mógł go schować?
Pepper: Pewnie w skarbcu
Tony: Zaprowadź mnie tam
Pepper: To zbyt niebezpieczne. Wszędzie nas pilnują Tong, a wolałabym nie wyjmować shurikenu z twojego brzucha
Tony: Wyjmowałaś kawałki metalu. Co za różnica?

Uśmiechnął się głupawo, a ona go szturchnęła, lecz przez chwilę na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Tony pragnął porozmawiać z nią dłużej. Jednak Gene brutalnie zabrał Pepper. Chłopak nie wiedział, jaki spotka ją los. Bał się, jak nigdy o czyjeś życie. Obce życie, za które byłby w stanie poświęcić wszystko.

--**--

Wybaczcie za tyle notek w ciągu jednego dnia. Chcę szybko to wstawić i przejść do kolejnej historii. Mówiłam, że trochę tego jest. A tak jak wam się podoba te opo?

14. Dla ciebie

0 | Skomentuj

Cała straż Tong pilnowała, by Pepper nie konstruowała czegoś, czego może użyć do ucieczki. Jak się okazało, zaczęła tworzyć napierśnik, który pozwolił Tony'emu dać więcej czasu na przeżycie. Jednak wciąż potrzebował odpowiedniej opieki medycznej, ale ciągle był więźniem Mandaryna.

Pepper: Jesteście cali?
Gene: Zdobyłem pierścień i to powinno cię interesować najbardziej
Pepper: Morderca
Gene: Możesz powtórzyć?
Pepper: Zabiłeś moich rodziców, ty bydlaku! Jakim prawem nikt cię jeszcze nie schwytał?!

Dziewczyna wściekła się na tyle, że musiała nabluzgać Khanowi w twarz. Niestety przez to szykowała się dla niej kara. Gene chwycił ją i całe ciało zwisało nad podłogą. Ręce miała związane tak mocno, by nie mogła się z nich uwolnić. Tony nie chciał patrzeć na tortury, więc zasłonił karaną swoim ciałem.

Gene: Odsuń się! Nie ty musisz dziś cierpieć!
Tony: Zostaw ją w spokoju. Bez niej nie przeżyję kolejnego dnia!
Gene: Znajdzie się inny medyk
Tony: Nie! Tylko jej ufam! Masz ją puścić!
Gene: Śmiesz mi się sprzeciwiać?
Pepper: Tony, nie rób tego
Gene: Chcesz cierpieć za nią?
Tony: Chcę
Howard: Synu, co ty wyrabiasz?
Tony: To, co trzeba... Uwolnij ją!
Gene: Proszę bardzo

Rozwiązał dłonie nastolatki, aż mogła być wolna. Miejsce lin zastąpiły skrzyżowane  nadgarstki Tony'ego. Jakaś dziwna siła go skłoniła, żeby pomóc rudej. Nawet za cenę własnego życia.
Howard chciał jakoś odwlec syna od tej decyzji, ale klamka zapadła. Oprawca przygotował narzędzia tortur, a starszemu Starkowi kazał wrócić do celi. Dobrowolnie nie chciał, więc Tong siłą zawlokła tam, gdzie należało jego miejsce.

Gene: Dziwię się, że po tym, co ci zrobiła, chcesz ją ratować od kary
Tony: Rób, co musisz
Gene: Na pewno wolisz cierpieć?
Tony: Na pewno

Wziął głęboki wdech, próbując skupić swoje myśli na Robercie, Rhodey'm, ojcu oraz Pepper. Chciał mieć od nich mentalne wsparcie, by znieść piekielne tortury. Gene zaczął od przypalania lewego boku za pomocą rozgrzanego węgla. Chłopak przegryzał język przez ból, jaki odczuwał. Próbował nie krzyczeć. Jednak, gdy widział, że jakoś znosił ból, zaczął uderzać pięściami w jego brzuch. Używał całej siły, lecz na marne. Nadal Tony zdołał wytrzymać. Postanowił wykorzystać najnowszy sposób na łamanie więźnia. Wziął młotek, uderzając po żebrach. Teraz torturowany wydał donośny krzyk bólu. W końcu miał też ranną klatkę piersiową, o której Mandaryn zapomniał. Przykładał do tego sporo energii, aż po policzkach chłopaka spłynęły łzy.
Nagle oprawca zauważył, że już nie potrafił wytrzymać i zaprzestał dalszej kary. Dziewczyna nie potrafiła dłużej na to patrzeć. Rozpłakała się.

13. Odwaga

0 | Skomentuj

Cała trójka rozglądała się po komnacie. Wszędzie leżały różne miecze i topory, choć według symbolu na posadzce, oznaczała odwagę. Gdy Gene przeszedł do samego środka, gdzie widniał znak, lekko drgnęły ściany, aż z podłogi wyłonił się kamienny posąg.

Gene: Jest strażnik, a test ma na celu sprawdzenie odwagi. Hmm... Łatwizna
Howard: Zaczekaj... To raczej zły pomysł. Nie walcz z nim
Tony: Mój tata ma rację. Najpierw trzeba pomyśleć
Gene: Pierścień jest bezużyteczny bez przejścia testu
Tony: Ale można go zabrać
Gene: Nie! Tu nie ma innej opcji! Trzeba zdać test! Trzeba walczyć!

Chwycił za jedną z oręży, uderzając w posąg, aż kamienna warstwa pękła, budząc robota do życia. O dziwo z nikim nie walczył. Jednak stał przy kolumnie z pierścieniem, pilnując go. Mandaryn bez dłuższego namysłu przystąpił do ataku, używając ognia. Strażnik odrzucił Khana ręką, aż wylądował na ziemi.

Howard: No i co zrobiłeś?! Wkurzyłeś go!
Gene: Zamknij się i zajmij się testem!

Już chciał wymierzyć do niego z pierścieni, ale młody Stark mu stał na drodze.

Tony: Jeśli coś zrobisz mojemu ojcu, nie licz, że ci pomogę
Gene: Nie masz innego wyboru!
Howard: Lepiej nie denerwuj Gene'a, bo może cię skrzywdzić

Ostrzegł ojciec Tony'ego, by słuchał się Mandaryna. Próbowali rozwikłać, o co chodziło w teście odwagi.
Podczas ich kombinowania, Rhodey znowu był nieobecny duchem. Roberta próbowała jakoś do niego dotrzeć, ale bezskutecznie. Wiedziała, że czuł się ciężko.

Roberta: Chcesz mi o czymś powiedzieć?
Rhodey:  Wiesz wszystko
Roberta: Rhodey, będzie dobrze. Oni się znajdą
Rhodey: Oby

Chłopak był bardzo przybity, że jedynie, co mogła matka zrobić dla swojego dziecka, to przytulić, by wiedziało, że nie było same z tym zmartwieniem.

Roberta: W porządku?
Rhodey: Trochę, ale będzie jeszcze lepiej, kiedy zobaczę się z Tony'm
Roberta: Wiem o tym. Szukają ich wszędzie. Na pewno ich znajdą
Rhodey: A jeśli ucierpiał?
Roberta: Nie martw się. Wrócą w jednym kawałku

Starała się podnieść syna na duchu, lecz ten nadal się zamartwiał tym, co się stanie, jeśli ich nie odnajdą.
Tymczasem na Grenlandii, udało im się zdać test. Wystarczyło poddać się, a strażnik sam uklęknął, podając pierścień. Po powrocie do kryjówki, Gene zauważył brak straży przy wejściu. Jak się później okazało, mieli ważny powód.

12. Zostańmy przyjaciółmi

0 | Skomentuj

Minął zaledwie drugi dzień od katastrofy samolotu. Rhodey czekał na jakieś informacje o stanie poszukiwań zaginionych. Nawet nie potrafił się skupić na nauce, ale wszelkie jednostki nadal poszukiwały jakiś śladów, czy Starkowie nadal żyją.
Gdy on próbował nie tracić nadziei, Tony ponownie się obudził. Leżał w lecznicy, a Pepper kazała mu leżeć.

Pepper: Nie ruszaj się, jasne?
Tony: Znowu nie uratowałaś
Pepper: Ale i prawie zabiłam... Kończy ci się czas
Tony: Uderzył się?
Pepper: To nic
Tony: Tak nie można!
Pepper: Uspokój się, Tony. Sama sobie na to zasłużyłam
Tony: Niby czemu? To ja chciałem pracować, a ty jedynie lekko skłamałaś
Pepper: Lekko?
Tony: No tak
Pepper: Chwila... Ty normalnie oddychasz... Nie boli cię nic?
Tony: Może odrobinkę, ale dam radę
Pepper: Czyli implant działa
Tony: Wciąż uważasz, że umrę?
Pepper: Tak, bo potrzebujesz pełnej diagnostyki. Nie potrafię ocenić, jakie jeszcze odniosłeś obrażenia, a Mandaryn nie zezwala na pomoc z zewnątrz
Tony: Wiadomo
Pepper: Przepraszam, że przeze mnie mogłeś umrzeć
Tony: Nie szkodzi. I tak nadal jesteś moją bohaterką

Uśmiechnął się miło do niej i już chciał wstać, a ona nadal mu zakazywała.

Pepper: Nadal możesz umrzeć, rozumiesz?
Tony: Rozumiem
Pepper: Bawi cię to?
Tony: Troszkę... Będzie mi brakować twoich wizyt
Pepper: Jesteś zabawny, Tony. Jednak, kiedy już będę wolna, zapomnę o tobie
Tony: Oj! Naprawdę?  A tak chciałem się z tobą zaprzyjaźnić

Zaśmiał się głupawo, że miała ochotę mu przywalić. Jednak przerwało jej pojawienie się Gene'a. Chciał dowiedzieć się więcej o lokalizacji kolejnego pierścienia. Tony powiedział mu, co odkrył.

Tony: Możliwe, że pierścień znajduje się na Grenlandii
Gene: W jaki sposób do tego doszedłeś?
Tony: Dzięki symbolom na artefaktach
Gene: Dziwne... Od urodzenia znam chiński i niemożliwe, żebyś tylko przez nie wiedział o kolejnej lokacji
Tony: Przeanalizowałem wszystkie wzmianki o nich, więc musisz mi zaufać
Gene: Nie wątpię, że jakoś nie jestem przekonany, co do twojego odkrycia. Jednak, żebyś mnie nie sprowadził na manowce, pójdziesz ze mną

Chłopak jedynie kiwnął głową, bo miał niewiele do gadania. Po kilku minutach, znaleźli się przed wejściem. Jednak Howard też był z nimi. Na wypadek potrzeby drugiej osoby. Zresztą, chciał mieć na nich oko, a w razie potrzeby, szantażować.

11. Będziesz następna!

0 | Skomentuj

Krzyki były na tyle donośne, że armia Tong przywołała swojego pana. Gene od razu przyszedł do źródła hałasu. Było widać, że wściekł się.

Gene: Co się dzieje?! Czemu on nie pracuje?!
Pepper: Mówiłam, że potrzebuje odpoczynku!
Gene: Żyje?
Pepper: Nie bardzo, dlatego próbuję go uratować
Gene: Wstań i podejdź do mnie... Howard, zajmij się swoim synem!

Dziewczyna bała się gniewu Mandaryna, choć spodziewałaby się, że mocno oberwie w twarz. Cały prawy policzek miał ślad jego dłoni.

Gene: Mówiłaś, że jest zdolny do pracy
Pepper: Przecież... Przecież mówiłam... Musi wydobrzeć
Gene: Okłamałaś mnie! Naprawdę chcesz skończyć tak samo, jak twoi rodzice?!
Pepper; P... Przepraszam. To się już więcej nie powtórzy
Gene: Zobaczymy

Pozwolił jej na dalsze czynności ratownicze. Oprawca zauważył, że Starkowie coś wymyślili, co mógł zauważyć na wykreślonych kartkach.

Gene: On to wymyślił?
Howard: Tak... Tony już wie, gdzie może być
Gene: Problem w tym, że nie wszystko ci powiedział
Howard: Tak... Proszę... Ratuj go
Gene: Widocznie jest bardziej użyteczny od ciebie... Tong, pobiegnijcie po prawdziwego lekarza!
Pepper: Nie! Sama się mogę nim zająć! Tylko ja wiem, co mu jest i znam działanie implantu!
Gene: Potrzebuję go żywego! Jeśli on umrze, będziesz następna! Zrozumiano?!
Pepper: Tak
Gene: Głośniej!
Pepper: Tak! Zrozumiałam!
Gene: Świetnie... Do roboty! Tong, pilnować ich!

Pepper próbowała opanować swój wewnętrzny strach. Jednak bała się, że Tony umrze i dołączy do rodziców. Szybko pobiegła po apteczkę, gdzie miała przenośny sprzęt do operacji.

Howard: Co ty robisz?!
Pepper: Ratuję mu życie... Proszę mi nie przeszkadzać i zająć się swoim zadaniem

Ostrożnie usunęła odłamki, które prawdopodobnie były przyczyną pogorszenia stanu chłopaka. Podejrzewała, że przez lekki wysiłek mogły gnieść płuco, co tłumaczyło trudności z oddychaniem. Po usunięciu kawałków metalu, ranny gwałtownie się obudził, próbując oddychać.

Pepper: Cii... Już dobrze... Żyjesz, a teraz zrelaksuj się

Wstrzyknęła do krwiobiegu środek nasenny, by nabrał siły do wyleczenia świeżych ran. Odkaziła je, zakładając nowe bandaże. Howard odetchnął z ulgą, bo jego syn ciągle żył, zaś strach Pepper powoli mijał.

10. Pierwsze odkrycie

0 | Skomentuj

Pepper nie chciała nic mówić Tony'emu, dlatego wyszła pod pretekstem pójścia do łazienki, której nie było w kryjówce. Musiała zdać raport Gene'owi ze stanu chłopaka. Akurat zmierzał do celi Howarda. Natrafiła na niego przy wejściu.

Gene: I co z nim?
Pepper: Może pracować, ale potrzebuje mieć przerwy, co godzinę
Gene: Nie mogę przystać na warunek, jeśli nie zobaczę poprawy w badaniach... Przyprowadź go do celi!
Pepper: Zgoda

Zdołała przed nim zataić prawdę, by zyskać szanse na wolność przy pomocy współpracy Starków. Od razu poszła po Tony'ego, ale sam wstał i miał zamiar iść do ojca.

Pepper: Musisz dziś zacząć poszukiwania. Dasz radę?
Tony: Spoko... Będzie dobrze
Pepper: Mam taką nadzieję

Nadal przejmowała się stanem nastolatka. Tak, jakby czuła coś do niego. Jednak nie zwracała na to uwagi, bo bardziej skupiła się ku ucieczce.
Po znalezieniu się w celi Howarda, dziewczyna otworzyła mu drzwi, by ten wszedł. Od razu zatrzasnęła je dla pewności, że nie spróbują żadnych sztuczek.

Howard: Tony, co ty tu robisz?
Tony: Pracuję... Coś masz?
Howard: Niezbyt. Ciągle w punkcie wyjścia
Tony: Dlatego... jestem potrzebny

Uśmiechnął się, dając mu poczucie spokoju, choć dokładnie nie wiedział, jak bardzo był ranny przez katastrofę samolotu. Siedzieli długie trzy godziny nad wszelkimi wzmiankami o pierścieniach. Nagle Tony coś odkrył. Coś, co mogło pozwolić Mandarynowi zbliżyć się do mocy.

Tony: Mam!
Howard: Co to?
Tony: Tato, spójrz... na znaki. Każdy z nich... pochodzi... sprzed... tysiąca lat. Te artefakty... wskazują na... wytyczoną... drogę... Mandaryna
Howard: Masz rację... Jesteś genialny, Tony!
Tony: Heh! Po kimś... to... mam
Howard: Ej! Co się dzieje? Tony?

Zauważył, jak syn zbladł, aż zaczął z trudem oddychać, chwytając się za klatkę piersiową. Przez chwilę patrzył na ojca, nim upadł.

Howard: Tony, słyszysz mnie? Powiedz coś!

Pepper od razu podbiegła, słysząc krzyki z celi. Nie była zadowolona stanem Tony'ego, a wiedziała, że wina leżała po jej stronie. Otworzyła drzwi i uklękła przy rannym. Gdy przyłożyła głowę, nasłuchując bicie serca oraz obserwowaniu ruchu klatki piersiowej, przeraziła się na tyle, że musiała rozpocząć 30 ucisków i 2 wdechy.

Howard: Co się dzieje?
Pepper: Nie jest dobrze. Może umrzeć

9. Odwiedziny

0 | Skomentuj

Pepper bez wiedzy Gene'a zaprowadziła chłopaka do jego ojca. Gdyby porywacz dowiedziałby się o tej wizycie, na pewno ktoś mógłby ucierpieć. Gorzej, niż uderzenia biczem po plecach. Tony zauważył, że Howard przysnął przy poszukiwaniach pierścieni Makluan. Patrzył na niego z żalem i chciał, choć na chwilę dotknąć dłoni taty.

Tony: Tato... słyszysz... mnie?
Howard: Tony?

Lekko otworzył oczy, patrząc na postać przy celi. Gwałtownie wstał z nadzieją, że nie pomylił się, kogo głos usłyszał. Przecisnął rękę przez kratę, by przez dotyk upewnić się o braku złudzeń.

Tony: Jestem tu
Howard: Tony, nie powinieneś był przychodzić. Znowu się na tobie zemści
Tony: Chcę... ci... pomóc
Pepper: Miałeś jedynie się z nim zobaczyć. Masz mało czasu... Zresztą, pozostała jeszcze kwestia Tong
Tony: Tong?
Pepper: Armia Mandaryna. Wykorzystuje ich jako straż, ale i też pomoc przy przechodzeniu testów
Tony: Otwórz drzwi
Pepper: Nie mogę
Howard: Wróć z nią, bo Gene ci nie daruje
Tony: Chce pierścieni? Pomogę... mu... Nie jesteś... sam

Dotknął jego ręki, ściskając ją, aż oboje odczuli przypływ sił, która przydałaby się im do przetrwania. Gdy Tony już chciał w jakiś sposób być blisko Howarda, usłyszeli czyjeś kroki. To był Gene wraz ze swoją armią. Dziewczyna próbowała, jak najszybciej zniknąć z oczu oprawcy. Jednak nie udało się. Stanęli przed nim, czekając, co im powie.

Gene: Co tu robisz? Wracaj do siebie!
Pepper: Przepraszam, ale pomyślałam że powinien porozmawiać na chwilę z ojcem. Może oboje będą współpracować i szybciej znajdziesz pierścienie?
Gene: Hmm... Mówisz, że mógłbym na tym zyskać? A jest już w stanie pracować?
Pepper: Sprawdzę za chwilę
Gene: No dobrze. Tylko, dlatego, że mnie przekonałaś, nie otrzymacie kary... Chcę wiedzieć od razu, czy zaczną współpracę
Tony: Mogę już
Gene: Nie. Muszę mieć pewność, że nie umrzesz, zanim zdobędę wszystkie pierścienie Makluan... Zabierz go!
Pepper: Dobrze
Gene: A ty masz dalej pracować!

Howard niechętnie powrócił do przymusowego wysiłku intelektualnego, a Tony również nie chciał przesiadywać kolejnej godziny w lecznicy. Jednak Pepper musiała mu zrobić badania. Prosiła, żeby położył się na łóżku i chwyciła do ręki nożyczki. Chłopak znowu się bał. Nawet nie przyszłoby mu do głowy, że chce nimi przeciąć bandaże owinięte wokół klatki piersiowej, skąd przebijało się niebieskie światło implantu. Zauważyła rany, które nadal nie chciały się zabliźnić. Ten fakt wolała pominąć, ale niepokój na jej twarzy sam zdradzał ukrywanie prawdy. Jednak najgorsze było odkrycie kolejnych odłamków metalu. Postanowiła zaryzykować. Dla wolności chciała pozwolić Tony'emu na poszukiwania.

8. Boisz się?

0 | Skomentuj

Pepper opatrzyła mu plecy, które musiała spryskać środkiem dezynfekującym. Tony syknął z bólu, lecz jakoś przeżył. Dziewczyna starała się być delikatna. Jednak głębokość ran jej na to nie pozwalała.

Tony: Muszę... mu... pomóc
Pepper: Na razie leż... Zresztą, chyba muszę ci coś wyjaśnić
Tony: Mów
Pepper: Wszczepiłam ci implant, który pobudza twoje serce do działania. Niestety, ale ma jedną wadę
Tony: Jaką?
Pepper: Przez tydzień zdoła cię utrzymać przy życiu
Tony: Ja... umieram?
Pepper: Przepraszam, że dopiero ci teraz o tym mówię. Powinieneś wiedzieć
Tony: Rozumiem
Pepper: Nałożyłam opatrunek i masz się nie ruszać

Ruda chwyciła za strzykawkę, aż chłopak zaczął powoli wpadać w panikę.

Pepper: Boisz się igieł? Taki duży chłopczyk, a ma takiego stracha?
Tony: Nie... ufam... ci
Pepper: Ranisz, wiesz? Uratowałam ci życie. Próbuję cię chronić, a ty jesteś niewdzięczny. Mogłam w ogóle się tobą nie zajmować i zginąć
Tony: Przepraszam... Chciałem... powiedzieć...
Pepper: Co?
Tony: Nie... wiem... czy... on... tobie... czegoś... nie kazał
Pepper: Nie martw się. Poczujesz lekkie ukłucie, a  Gene cię nie zabije... Jeszcze nie... Zrelaksuj się i pomyśl o czymś miłym

Tony odwrócił głowę, próbując nie myśleć o igle. Zaczął widzieć wspomnienia swojej mamy, że uronił jedną łzę. Ona to zauważyła, ale chciała mu jakoś uśmierzyć ból. Wstrzyknęła przez ramię środek nasenny. Nie powiedziała, co z nim dalej będzie. Gene kazał jej uśpić chłopaka, by znowu szantażować Howarda. Właśnie odwiedził go po raz kolejny, patrząc zachwycony, że w końcu zaczął pracować.

Gene: I tak trzymaj. Zdobędę wszystkie pierścienie, a zwrócę wam wszystkim wolność
Howard: Zrobię wszystko, co chcesz, jeśli to ma ocalić Tony'ego
Gene: Pepper świetnie się nim zajmuje. Za góra dwa dni, twój syn stanie na nogi, choć o pełnej sprawności mógłby jedynie pomarzyć... Wracaj do roboty, ale masz coś do zjedzenia

Wrzucił mu do klatki kromkę chleba, bo raczej nie tknąłby ryżu. Mężczyzna z trudem próbował przydać się Mandarynowi. Jednak, gdyby był w innej sytuacji, na pewno Khan stałby się jedynie wspomnieniem.
Trzy godziny później, Tony się obudził i wstał z łóżka. Żaden ból go nie zatrzymywał. Po prostu bardzo chciał zobaczyć się z ojcem.

Pepper: Miałeś się nigdzie nie ruszać
Tony: Pozwól mi... Chcę... zobaczyć... tatę
Pepper: Tylko na chwilę, bo jeszcze nie wydobrzałeś

Ostrożnie podniosła go z łóżka, podtrzymując, by nie upadł.

7. Ostrzegałem

0 | Skomentuj

David natychmiast powiadomił wszelkie jednostki ratownicze w celu odnalezienia zaginionych. Policja, marynarka, a nawet SHIELD. Rhodey nadal nie mógł przyjąć do wiadomości, że jego przyjaciel miał wypadek. Przecież tego samego dnia zwyczajnie rozmawiali. Nikt nie spodziewałby się katastrofy samolotu.
Następnego dnia, Gene ponownie sprawdził przebieg prac. Jednak się rozczarował brakiem jakichkolwiek odkryć. Howard się bał, do czego się posunie, a szczególnie, grożąc życiu jego syna.

Gene: Nadal nic? Howard, wiesz, co zrobię?
Howard: Nie! Proszę cię... Zostaw Tony'ego w spokoju!
Gene: Ostrzegałem cię
Howard: D...daj mi z pół godziny. Na pewno coś wymyślę
Gene: Za późno... Teraz twój syn będzie cierpiał

Zabrał swojego więźnia, żeby był świadkiem tortur. Chciał go w ten sposób złamać. Za wszelką cenę chciał mieć pierścienie Makluan. Pierwszą ofiarą był jego ojczym Zhang. Przez to, jak go poniżał, że nic nie osiągnie, Gene udusił go, zaś ciało zrzucił w przepaść. Teraz Tony'ego czekał bardziej bolesny los. Chłopak nadal nie odzyskał sił. Pepper nalegała, żeby dać mu odpocząć.

Gene: Bądź w pobliżu. Nie chcę, żebyś na to patrzyła
Pepper: Jeszcze nie może pracować. Ciągle jego serce jest zbyt słabe
Gene: Pomoże mi zmotywować staruszka do działania
Pepper: Nie rób mu krzywdy. Chcesz go zabić?
Gene: Wyjdź stąd
Pepper: Ale...
Gene: Już!

Wskazał na drzwi i z niechęcią wyszła. Usłyszała jedynie pierwszy krzyk przez ból, jaki odczuwał przy uderzeniu bicza. Nie potrafiła tego słuchać, więc wparowała do pomieszczenia, a jej wzrok się skupił na zwisającej postaci. Ręce u góry, a oprawca używał bata do ranienia pleców. Tony wrzeszczał z bólu, czego sam Howard nie zdołał znieść.

Howard: Proszę cię! Przestań!
Pepper: Gene, opanuj się!
Gene: Teraz się przyłożysz do poszukiwań?

Zapytał, uderzając mocniej, aż trysnęła krew. Szybko znudziła mu się metoda tortur. Chwycił za rozgrzany węgiel, zbliżając do brzucha Tony'ego.

Howard: Będę pracować, ale zostaw go w spokoju!
Gene: Na pewno masz się wziąć do roboty, bo inaczej znowu będziesz na to patrzył

Odłożył narzędzia i rozwiązał chłopakowi ręce, a jego ciało upadło bezwładne. Na szczęście dziewczyna się zajęła rannym, a jego ojciec jedynie widział, jak miał zamiar się poddać. Mężczyzna znowu był w celi. Zmusił się do szukania pierścieni, ale tylko po to, żeby nie oglądać cierpienia syna.

6. Albo on, albo ty

0 | Skomentuj

Gene przyszedł do celi Howarda. Musiał to odpowiednio rozegrać, żeby obaj Starkowie zaczęli mu pomagać w poszukiwaniach pierścieni. Nie mógł traktować ich łagodnie, więc był skłonny do najgorszych z metod.

Gene: Wstań! Ktoś chce się z tobą widzieć
Howard: Kto?
Gene: Najpierw sobie coś wyjaśnijmy. Jeśli nadal będziesz mi się sprzeciwiał...
Howard: To mnie zabijesz. Nie musisz przypominać
Gene: Naprawdę? Zdziwisz się, bo zmieniłem warunek
Howard: Będziesz stosował tortury? Proszę bardzo. Nie boję się ciebie, Gene
Gene: A powinieneś. Twój syn nadal żyje i to on będzie cierpiał za twoje nieposłuszeństwo
Howard: Co? Przecież mówiłeś...
Gene: Nie uratowałem go. Podziękowania należą się komuś innemu
Howard: Podziękuj jej w moim imieniu... Proszę cię... Chcę zobaczyć się z Tony'm
Gene: Właśnie miałem zamiar cię do niego zabrać. Musisz wierzyć, że będę go katować przez ciebie

Otworzył drzwi od celi i zaprowadził do syna, który znowu stracił przytomność. Pepper czuwała nad nim, próbując ustabilizować bicie serca przez urządzenie, które wszczepiła Tony'emu. Howard był przerażony, widząc, w jakim stanie znajdował się nastolatek. Wewnątrz zapaliła się chęć nienawiści do Gene'a.
Gdy chciał dotknąć czoła chłopaka, Khan mu zabronił.

Gene: Na dziś wystarczy
Howard: Jak mogłeś do tego dopuścić? Jak?
Gene: Tak wyszło

Odparł bez empatii, zabierając więźnia za kratki. Mężczyzna nie potrafił długo dusić w sobie uczuć i rozpłakał się, padając na kolana.

Howard: Dlaczego to nas spotyka? Dlaczego?

Po upływie kolejnych godzin, nastała noc. Rhodey zjadł razem z mamą kolację i czekał na powrót ojca. Na szczęście nie musieli zbyt długo czekać. Pojawił się punktualnie o dwudziestej. Roberta przytuliła męża, cmokając w policzek, a syn przybił mu "żółwika".

David: Hej! Jak wam minął dzień?
Roberta: Rhodey pobił rekord. Zjadł cały garnek zupy
David: No brawo! Gratuluję, synu
Rhodey: Tato, co się stało? Wyglądasz jakoś...
David: Inaczej? Dziwnie? Ech! Muszę wam coś powiedzieć
Rhodey: Co takiego?
David: Z jakąś godzinę temu, gdy do was leciałem, zauważyłem szczątki samolotu ze Stark International
Roberta: Kochanie, co chcesz przez to powiedzieć?
David: Prawdopodobnie, Howard z Tony'm mieli wypadek
Roberta: Mój Boże!
David: Wciąż nie odnaleźli ciał

Rhodey był w szoku. Nie wiedział, co miał powiedzieć. W telewizji już mówiły o tym media. David się nie mylił. Wypadek dotyczył rodziny Starków.

5. Mów mi Pepper

0 | Skomentuj

Godzinę później, nastolatka uruchomiła urządzenie, które miało wspomagać serce Tony'ego. Chłopak gwałtownie się obudził, próbując oddychać.

Pepper: Spokojnie. Na razie żyjesz
Tony: Kim... jesteś?
Pepper: Tak, jak ty. Jestem tu z tego samego powodu. Nazywam się Pepper i zajmuję się opatrywaniem kolejnych niewolników Mandaryna
Tony: Kogo?
Pepper: Chiński tyran z legend. Nigdy o nim nie słyszałeś? Mam nadzieję, że mu pomożesz zdobyć pierścienie, żebyśmy mogli być wolni
Tony: Ktoś... jeszcze... tu... jest?
Pepper: Nie mów zbyt wiele. Potrzebujesz odpocząć
Tony: Odpowiedz... na... pytanie
Pepper: Howard Stark

Nagle jego oczy nabrały  zarazem zdumienia, jaki i nadziei. Chciał wierzyć, że nadal żyje. Chciał się z nim zobaczyć. Już kusiło go wstać z łóżka, ale ona mu to odradzała. Zrezygnował, gdy poczuł okropny ból w klatce piersiowej.

Pepper: Wiem, że to twój ojciec. Słyszałam, jak mówił o tobie
Tony: Dziękuję
Pepper: Za co?
Tony: Dobrze... wiesz... za... co
Pepper: Nie uratowałam cię. Jedynie odwlekłam wyrok. Nie wiem, jak długo twoje serce wytrzyma, ale nieźle oberwałeś
Tony: Jak... tu... się... znalazłaś?
Pepper: Naprawdę chcesz wiedzieć?
Tony: Proszę
Pepper: No dobrze... Gene zabił moich rodziców, a ja musiałam na to patrzeć. A wiesz, dlaczego się do tego posunął? Bo wiedzieli coś o pierścieniach. Porywa każdego, kto wie, ale darował mi życie i teraz mu służę
Tony: Przykro... mi
Pepper: Kiedyś się zemszczę, ale jeszcze nie teraz

Po jej policzkach spłynęły łzy. Od razu je wytarła, by nie okazywać słabości. Niespodziewanie w lecznicy pojawił się porywacz. Zauważył, że Tony był przytomny, więc mógł spróbować go skłonić do współpracy.

Gene: Wstawaj!
Pepper: Jeszcze nie wyzdrowiał. Jego serce...
Gene: Nie obchodzi mnie to!
Pepper: Martwy ci się do niczego nie przyda!

Wyjaśniła z powagą, a chińczyk jedynie został w "sali". Pepper musiała na chwilę wyjść, bo tak rozkazał Mandaryn.

Gene: Jesteś mi potrzebny, Tony. Jeśli chcesz zobaczyć ojca, rób, co do ciebie należy
Tony: Co... muszę...
Gene: Słyszałeś kiedyś o pierścieniach Makluan?
Tony: Nie... Wypuść... mnie... i tatę
Gene: Powtórzę jeszcze raz, bo widzę, że nie rozumiesz. Uwolnię was oboje, jeśli posiądę wszystkie pierścienie Makluan... Pomóż mi, a ja pomogę tobie
Tony: Uwolnisz... go?
Gene: Tak. Daję ci moje słowo. To jak?
Tony: Zgoda
Gene: Świetnie. Jutro się zajmiesz pracą
Tony: Mogę... zobaczyć... się... z tatą?

Gene wyszedł rozmyślić tę sytuację. Pomyślał, co mógłby na tym zyskać.

4. Ocalony

0 | Skomentuj

Dziewczyna zdołała opatrzyć ranną głowę Howarda. Owinęła ją bandażem i prosiła, by się nie ruszał.

Pepper: Lepiej go nie denerwuj. Chyba chcesz stąd wyjść żywy?
Howard: Chyba nie mam żadnych szans na powrót
Pepper: Po prostu mu pomóż, a wszyscy będą wolni
Howard: Jak długo cię więzi?
Pepper: Kilka dni, ale to nieważne. Od ciebie zależy, czy wyjdziemy na wolność
Howard: Rozumiem, że ma obsesję na punkcie pierścieni
Pepper: Tak, bo według niego, są jego przeznaczeniem
Howard: Wiesz, gdzie jesteśmy?
Pepper: W Chinach
Howard: W Chinach? Niemożliwe
Pepper: Posiada dwa pierścienie. Jeden służy mu do teleportacji. Dzięki niemu, znajduje innych, którzy coś wiedzą o potędze pierścieni Makluan
Howard: Zabił mojego syna. Nie odpuszczę mu
Pepper: Coś mi mówi, że jeszcze może żyć
Howard: Dlaczego?
Pepper: Mam takie przeczucie, co często się sprawdza. Zaufaj mi
Howard: Ech! No dobrze, a ja masz na imię?

Nie zdołała dokończyć, bo wrócił Gene nieco spokojniejszy. Kazał nastolatce wrócić do swojej celi. Posłusznie wykonała rozkaz.

Gene: Lepiej mnie nie denerwuj, bo naprawdę nie dożyjesz jutra
Howard: Nadal nic nie mam
Gene: Pozwalam ci żyć, a ty nadal nic nie robisz?! Jesteś bezużyteczny, Stark! Z twojego syna miałbym większy pożytek!
Howard: Teraz już go nie ma
Gene: Zobaczymy

Użył pierścienia, przenosząc się na miejsce katastrofy samolotu. Nie trudno było spostrzec ciało Tony'ego. Podszedł w swojej zbroi, sprawdzając, czy nadal oddycha. Przeczucia dziewczyny okazały się prawdą. Syn Howarda nadal żył. Wziął go na ręce i przeniósł do swojej kryjówki.

Gene: Zajmij się nim! Nie obchodzi mnie, jak to zrobisz, ale on ma żyć! Czy wyraziłem się jasno?!
Pepper: Tak
Gene: Potrzebuję go żywego, rozumiesz?!
Pepper: Tak
Gene: Idź już i rób, co do ciebie należy

Pod koniec złagodniał, bo widział, że była przerażona. Jednak zajęła się rannym. Ostrożnie wyjmowała odłamki z klatki piersiowej, odkażając każdą ranę. Widziała, że było z nim kiepsko, a nie miała możliwości go znieczulić. Żeby nie krzyczał, gdyby się obudził, przygotowała chustkę nasiąkniętą chloroformem.

Pepper: To może zaboleć

Chwyciła za skalpel, nacinając skórę, by pozbyć się sporego odłamka metalu. Chłopak zaczął krzyczeć. Od razu przyłożyła mu materiał do ust, aż po kilku minutach znowu leżał nieprzytomny. Gdy wszelkie uszkodzenia mogły się zagoić, pozostała sprawa utrzymania go przy życiu. I miała pewien pomysł.

3. Porwanie

0 | Skomentuj

Howard obudził się w nieznanym pomieszczeniu. Z sufitu zwisała jedna lampa, która piekielnie go raziła w oczy. Nie wiedział, jak się tu znalazł. Pamiętał jedynie, jak leciał samolotem do domu razem z Tony'm. A teraz? Bał się, że stała się mu krzywda.
Nagle usłyszał czyjeś kroki. Miał takie wrażenie, jakby znał tę osobę. I miał rację. Do pomieszczenia wszedł szesnastolatek o azjatyckich rysach twarzy.

Howard: Ty?
Gene: Znowu się spotykamy, Howardzie
Howard: Co zrobiłeś?! Gdzie Tony?! Gadaj!
Gene: Jego już nie ma. Pogódź się z tym
Howard: Zabiłeś go?! Ty potworze!
Gene: Jeśli mi nie pomożesz w szukaniu pierścieni, dołączysz do niego
Howard: Przecież pierścienie Makluan są legendą! Odpuść sobie!
Gene: Nie wypuszczę cię, jeśli nie zdobędę wszystkich pierścieni
Howard: Jak mogłeś zabić mojego syna?! Tak cię rodzice wychowali?! Na mordercę?!
Gene: Skończ gadać i bierz się do roboty!

Rzucił mu książki i materiały, jakie zdobył w trakcie poszukiwania mocy Mandaryna. Gdy Howard był zmuszony do pracy, Tony lekko otworzył powieki. Wokół niego leżały szczątki samolotu. Chłopak czuł piekielny ból w okolicy klatki piersiowej, którą miał naszpikowaną odłamkami metalu. Z trudem oddychał, lecz chciał odnaleźć ojca. Zaczął się czołgać po ziemi, wołając na całe gardło.

Tony: TATO... GDZIE... JESTEŚ?!

Nie zważał na obrażenia, bo chciał jedynie się z nim zobaczyć. Nawet nie przeszłoby mu przez myśl, że już go nigdy nie zobaczy.

Tony: TATO!

Krzyczał coraz głośniej, aż stracił siły na wszystko. Powoli śmierć zaciskała na nim swoje sidła. Jednak walczył.
Tymczasem starszy Stark siedział nad badaniami już dwie godziny. Załamywał się, bo nic nie odkrył. W głębi duszy chciał zabić Khana za zabicie Tony'ego. Jednak nie wiedział, że on nadal żył.

Gene: Pracuj dalej! Nie dostaniesz ani kawałku chleba za nieróbstwo!
Howard: Skoro sam jesteś taki mądry, czemu ich nie możesz znaleźć?

Chłopak się wściekł, chwytając go za koszulę.

Gene: Posłuchaj mnie, Stark! Próbowałem już nie raz, ale nadal jestem w punkcie wyjścia!
Howard: Nie... będę... pracował

Nastolatek z furią rzucił mężczyznę o ścianę. Kazał mu stać prosto. Kiedy już to zrobił, uderzył kamieniem w jego głowę.

Gene: Więcej nie chcę sprzeciwu! Do roboty! A ty zajmij się naszym "gościem"

Wskazał na rudą dziewczynę również w wieku oprawcy. Wzięła do ręki bandaże i zaczęła zajmować się raną. Mężczyzna był w szoku, że ona również znajdowała się w niewoli. Jednak jej historia przedstawiała się o wiele inaczej.

2. Awaria

0 | Skomentuj

Tony zjadł całą zupę bez grymasu, a Rhodey pokusił się o dokładkę. Można powiedzieć, że tak mu danie smakowało, aż garnek stał się pusty.

Rhodey: Mogę jeszcze?
Roberta: Jak sobie sam nawarzysz, proszę bardzo, bo na razie zjadłeś wszystko, co miałam
Tony: A ja chciałem jeszcze zjeść
Rhodey: Poważnie? Wybacz. Nie pomyślałem
Tony: Żartuję
Roberta: Tony, jeśli jesteś głodny...
Tony: Nie. Ja naprawdę już podziękuję. Muszę się zobaczyć z tatą
Rhodey: No to trzymaj się
Tony: Dziękuję za obiad, Roberto

Podziękował i wyszedł, kierując się do Stark International. Do firmy, w której miał pracować razem z ojcem po ukończeniu 18 lat. Miał już zaplanowaną przyszłość. Wiedział, że będzie tworzył wynalazki, pomagające ludziom. Coś, co będzie pchało świat naprzód.
Gdy został wpuszczony przez jego sekretarkę do biura, przerwał mu jakąś rozmowę z Stane'm. Obadiah był wspólnikiem Howarda, który po raz kolejny chciał zmienić wynalazek w broń, co nie podobało się szefowi firmy.

Stane: Ostatni raz ci mówię, Howard. Wojsko da za to miliony!  Pomyśl o tym!
Howard: Już postanowiłem, Obadiah. Nie będziesz modyfikował moich wynalazków, by sprzedać je wojsku
Stane: Jeszcze zmienisz zdanie, a twój smarkacz niech się w to nie miesza
Tony: Do widzenia, Stane

Uśmiechnął się głupawo, a łysielec trzasnął drzwiami ze wściekłości. Howard był ciekaw, co sprowadziło tu syna.

Howard: Pogodziłeś się z moją decyzją?
Tony: Ja właśnie przyszedłem w tej sprawie. Chcę ci coś pokazać. Coś, że zrezygnujesz z tego pomysłu
Howard: Dobrze wiesz, że musisz się uczyć do czasu...
Tony: Osiemnastki. Wiem o tym. Pani Rhodes mi mówiła
Howard: Czyli się nie wywiniesz, Tony
Tony: Ale mógłbyś zobaczyć ten projekt?
Howard: Hmm... Pod warunkiem, że będzie bardzo przekonywujący
Tony: Będzie

Powiedział z nadzieją i wyszli z budynku. Najpierw samolotem polecieli na wykopaliska, gdzie archeolodzy szukali jakiś artefaktów. Ojciec pokazał mu przez chwilę, jak idą prace, a później mieli zamiar wrócić do domu. Howard był ciekawy, co wymyślił jego szesnastoletni syn. Jedyny z porównywalną wiedzą do Einsteina.
Nagle rozbłysło się światło, które oślepiło chłopaka. Zauważył zniknięcie ojca.

Tony: Tato?

To było ostatnie słowo, jakie powiedział, gdy rozległ się hałas silnika, który oznaczał jedno. Samolot się rozbił.

1. Projekt

0 | Skomentuj


Tony siedział z Rhodey'm nad swoim najnowszym projektem. Coś, co przekona ojca, by nie wysyłał do go szkoły. Siedział już nad tym trzy godziny i nie miał zamiaru robić sobie przerwy.

Rhodey: Odpuść sobie, Tony. Szkoła wcale nie jest taka zła
Tony: Jestem mądrzejszy od tych wszystkich profesorów razem wziętych
Rhodey: No tak. Zapomniałem, że pozjadałeś wszystkie rozumy
Tony: A ty? Szkoła cię zmieniła w kochanka historii. Wcześniej taki nie byłeś
Rhodey: Ale chcę być w Akademii Lotniczej
Tony: Życzę ci powodzenia

Klepnął go po ramieniu, uśmiechając się, a później wrócił do pracy. Przyjaciel pomógł mu zespawać elementy, które już miał dokończone. Jednak potrzebował nad nimi jeszcze popracować. 
Natłok pracy przerwało pojawienie się matki przyjaciela.

Roberta: Jeszcze tu siedzicie? Chodźcie zjeść obiad. Na pewno jesteście głodni
Tony: Dziękujemy, pani Rhodes, ale musimy wnieść ostatnie poprawki
Rhodey: Mów za siebie. Ja padam z głodu
Roberta: Jak zawsze, Rhodey... Kiedy skończysz, dołącz do nas. Twój ojciec coś załatwia w firmie, więc na razie zostań
Tony: W porządku. Dołączę do was później
Rhodey: Tony chce przekonać ojca, by go nie wysyłał do Akademii Jutra
Roberta: Heh! I tak tam pójdzie. Cokolwiek mu pokaże, będzie musiał się uczyć. Taki obowiązek, aż do ukończenia 18 lat
Rhodey: Dobra, dobra. Koniec gadki, bo zupa wystygnie
Roberta: A skąd wiesz, że akurat zupa?
Rhodey: Zmysł smakosza

Zaśmiał się i wyszli, a chłopak kończył budować swoje dzieło.

Tony: Opadnie ci szczena, gdy to zobaczysz, tato

Pomyślał, będąc dumny z tego, co stworzył razem z Rhodey'm. Postanowił długo nie zwlekać i zobaczyć się z Howardem, ale musiał zmienić plany. W końcu, Roberty trzeba słuchać. Zajmowała się nim, kiedy jego ojciec pracował. Był jej wdzięczny za pomoc oraz za to, że w jakiś sposób zapełnia mu pustkę przez brak matki.
Po przyjściu do domu prawniczki, zasiadł do stołu, jedząc zupę. Rhodey się nie mylił, co do obiadu. Żarłok zawsze ma rację.

---**--

Witajcie. Czas wstawić kolejne opowiadanie. Jest bardzo krótkie, bo pisałam je na jednej kartce z zeszytu podczas luźnych lekcji. Ma 40 części, ale naprawdę szybko przez to przebrniecie. Oby ta historia wam się spodobała. To było gdybanie o tym, że Tony był zaginiony przez tydzień oraz to jakim cudem przeżył. Ja w międzyczasie będę dalej kontynuować projekt z odcinkami oraz przygotowywać się do matury (lub nie). No to start.
© Mrs Black | WS X X X