Part 123: Sprawa osobista


**Pepper**

Tony z początku się upierał, że nie będzie nigdzie szedł i da radę, ale Rhodey powiedział mi o konieczności naładowania implantu. Pewnie dr Yinsen znajdzie mu jakąś ładowarkę. Po kilku minutach znaleźliśmy się przy sali cyberchirurgii, gdzie leżała Lily. Nie musieliśmy wołać lekarza, bo sam nas zauważył zza szklanych drzwi. Wyszedł z sali, a Victoria została przy niej.

Dr Yinsen: Co tym razem się stało?
Rhodey: Musi się naładować
Dr Yinsen: Hmm... To nie wystarczy, sądząc po stanie implantu... Tony, słyszysz mnie?
Tony: Tak
Dr Yinsen: Muszę cię zabrać na mały zabieg, bo coś mi się wydaje, że znowu mechanizm szwankuje
Pepper: A to coś poważnego?
Dr Yinsen: Nie martw się. Już raz tak miał, ale ze stresu. W tym przypadku, to mi wygląda na czyjś atak
Tony: Walczyłem...  z... Whiplashem
Dr Yinsen: Rozumiem. Teraz nic nie mów... Zabiorę go na zabieg, a później podłączę implant do ładowania

Przeniósł Tony'ego na wózek, zabierając na małą ingerencję chirurgiczną, gdy my z Rhodey'm myśleliśmy, co zrobić. Matt musiał chodzić do szkoły, a Lily zostanie w szpitalu, bo nie jesteśmy w stanie jej pomóc. Za pozwoleniem lekarki weszliśmy do sali. Nawet Rhodey został wpuszczony. Była nadal nieprzytomna, ale Matt nie odstąpił jej ani na krok.

Pepper: Powinieneś wrócić do domu, Matt. Lekarze się nią zajmą
Matt: Nie mogę. Muszę tu być
Pepper: Wiem, że się martwisz, ale tutaj jest bezpieczna. Gdy poczuje się lepiej, wróci do domu, a ty będziesz chodził do szkoły, by potem mogła nadrobić zaległości. Mogę na ciebie liczyć?
Matt: Tak
Pepper: Zuch chłopak. Jesteś kochany

Ucałowałam go w czoło, tuląc do siebie. Zaczął się uspokajać i nawet się uśmiechnął.

**Ho**

Zdołałem naprawić implant, zmieniając ustawienie, które przez porażenie prądem znowu były źle skorygowane. Na szczęście już pracuje dobrze, a żeby nie uciekał od razu ze szpitala, bo poczuł się lepiej, dałem mu silne leki na uspokojenie. Teraz leżał na cyberchirurgii, gdzie jego córka. Nawet przyznał się, kto go doprowadził do takiego stanu. Whiplash. Mogłem się tego spodziewać.

~*Następnego dnia*~

**Katrine**

Siedziałam w ławce, czekając na nauczyciela. Dyrektor go wezwał, aż byłam ciekawa, o co chodzi. Z nudów zaczęłam rysować po zeszycie z fizyki. Kwiatki w czaszce i inne takie. Nigdy nie przepadałam za fizyką. Zawsze wolałam ćwiczyć na sali gimnastycznej. Najlepsze są gry drużynowe, bo przynajmniej można się powygłupiać, ale przy tym mam niezły ubaw.
Z zamyśleń wyrwało mnie pojawienie się nauczyciela, a za nim wszedł jakiś uczeń. Usiadł ze mną, bo tylko tu było wolne miejsce.

Prof. Klein: No dobrze. Zanim przejdziemy do nowego tematu lekcji, napiszecie kartkówkę
Katrine: Co?!
Prof. Klein: Nie bójcie się. Dam wam proste pytania
Katrine: Taa... Na pewno
Prof. Klein: Z ostatniej lekcji. Powodzenia

Nie cierpiałam tego profesorka. Zawsze wyskakuje z "niespodziankami". Dobrze, że po tej lekcji mam W-F. Wybawienie od ogłupiających przedmiotów. Jednak mojemu sąsiadowi z ławki nie przeszkadzało to, że musimy pisać kartkówkę.

Katrine: Ej! Żyjesz? Wiem, że się nie znamy, ale radzę ci nie olewać profesora Kleina, bo zrobi ci takie piekło, że znowu cię wywali z klasy
Matt: Tak się o mnie martwisz? Nie musisz
Katrine: Przepraszam. Chciałam ci jedynie pomóc
Matt: Nie musisz

Cóż... Może nie chciał mojej pomocy, ale wolałabym, by nauczyciel się nie wkurzył na całą klasę.

**Matt**

Nie obchodziły mnie oceny, gdy Lily leżała w szpitalu. Zresztą, nie jestem typem ucznia, który lubi się uczyć. Nienawidzę, więc wolę czekać na jakieś rozgrywki sportowe. Chyba dziewczyna też o tym myślała. W sensie, że o czymś innym. co na pewno nie jest związane z nauką. Po pięciu minutach musieliśmy oddać kartki. Nie zdążyłem nic napisać poza imieniem i nazwiskiem. Reszta lekcji polegała na robieniu zadań z podręcznika o grawitacji.

Matt: Chciałbym już mieć W-F
Katrine: Ja też... A napisałeś coś?
Matt: Nic
Katrine: To było głupie, bo na tej lekcji nic nie było poza teorią
Matt: Nie wiem. Byłem przez chwilę
Katrine: No tak. Przecież to ty plułeś wtedy ze słomki. Pamiętam cię. Eee... Jak masz na imię?
Matt: Matt
Katrine: Matt. Ładnie. Mów mi Katrine

Podaliśmy sobie ręce, przedstawiając się. Przez chwilę przyglądałem się jej i była naprawdę piękna. Też lubi sport. Może powinniśmy się bardziej poznać?

**Katrine**

Matt. Tylko tyle wiem. Ojciec nie wspominał o imionach, więc dziś jakoś wydobędę te informacje. Nie powiem, ale miło poznać bratnią duszę. Przez chwilę poczułam jakąś iskrę, lecz po rozłączeniu dłoni, wszystko wróciło do normy.

Matt: Długo już tu chodzisz?
Katrine: Gdzieś z rok, ale nie przejmuj się. Jakoś wytrzymasz
Matt: Mam nadzieję. Jeszcze dobrze, że są inne lekcje poza fizyką, ale on chyba tego nie wie
Katrine: Hahaha! Prawda. Spróbuj wytrzymać z nim godzinę dłużej... Coś niemożliwego. Często uciekam na dach Akademii, lecz teraz jest zima, wiec pozostały schody
Matt: Musiałabyś mi je pokazać
Katrine: Dzisiaj?
Matt: Jak chcesz

Uśmiechnął się i próbował zająć się czymś innym. Chyba niecierpliwie czekał na dzwonek, ale jakoś nie robił kulek z papieru. Kombinował coś innego. Samolociki? Hmm... Tak też można.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X