Part 170: Pieśń umarłych

0 | Skomentuj
**Pepper**

Lily nie potrafiła być cicho i pewnie znowu komuś weszła do głowy. Dr Yinsen już nic nie mógł ukryć. Bardzo martwiłam się o Tony'ego. Akurat zaczął dbać o siebie, ale ta jędza wszystko zniszczyła. Miałam ochotę ją znaleźć, wypatroszyć, a na końcu zabić. Jednak najważniejsze było zdrowie mojej rodziny.

Dr Yinsen: Lily, nie jesteś w stanie nic jej zrobić
Pepper: Ale ja zrobię z nią porządek
Dr Yinsen: Obie się uspokójcie i mnie posłuchajcie... W budynku są kamery. Na pewno na jakiejś się nagrała
Pepper: Być może, lecz zraniła Tony'ego! To przez tę wariatkę walczy o życie!
Matt: Mamo, spokojnie
Lily: To ja go bardziej zdenerwowałam, wspominając, co usłyszałam
Dr Yinsen: Zrzucanie na siebie winy nie cofnie czasu, czy naprawi wyrządzonej krzywdy. Po prostu trzeba czekać na zakończenie operacji

Doktorek odszedł od nas kilka metrów dalej, próbując z kimś nawiązać łączność. Coś mi się obiło o uszy, że ma pomóc lekarce. Pewnie teraz będzie jej mówić, co ma robić. Wszystko będzie dobrze, tak? Tony przeżyje. Jestem tego pewna, zaś dzieci będą czekały na powrót swojego ojca.

**Ho**

Dzieci były niecierpliwe i nie chciały zasnąć. Przynajmniej Pepper też przy nich czuwała. Nawiązałem kontakt z Victorią. Już znajdowała się na bloku. Musiałem dowiedzieć się, jak bardzo ma twardy orzech do zgryzienia. Zrobiła nacięcie przy implancie, szukając problemu. Przekazywała każdą informację, co robi.

Dr Bernes: Przepalone obwody. Te same, kiedy musieliśmy się nim zająć w psychiatryku
Dr Yinsen: Czyli silny stres spowodował dosyć mocny atak serca... Jaki masz pomysł?
Dr Bernes: Sprawdzę, które najbardziej są uszkodzone i spróbuję je naprawić
Dr Yinsen: Jak?
Dr Bernes: Zlutuję końcówki, by implant zaczął działać albo je wymienię
Dr Yinsen: No i widzisz? Nie potrzebujesz mojej pomocy. Dajesz sobie radę sama
Dr Bernes: Lepiej, żebyś mnie pilnował, gdyby coś zaczęło się dziać niepożądanego
Dr Yinsen: W porządku... Jak bicie serca?
Dr Bernes: Wciąż słabe... Ho, bez mieszanek się nie uda
Dr Yinsen: Musisz spróbować, więc zacznij od naprawienia przewodów... Co jeszcze widzisz?
Dr Bernes: Coś złego
Dr Yinsen: Victorio, spokojnie
Dr Bernes: One są poszarpane i nie wiem, czy je zespolę w całość
Dr Yinsen: Może zrób lekkie spoiwo tak, żeby starczyło do naprawienia implantu
Dr Bernes: No dobra... Cholera!
Dr Yinsen: Co się dzieje?
Dr Bernes: Ja nic nie zrobiłam! On się obudził!
Dr Yinsen: Uśpij go! Natychmiast!
Dr Bernes: Już to robię!

Przez chwilę milczała. Nie wiedziałem, jak to się mogło stać. Przecież Tony był za słaby. Jakim cudem się przebudził? Victoria znowu się odezwała, lecz nieco spokojniejsza.

Dr Yinsen: I co?
Dr Bernes: Znowu zasnął... Implant działa prawidłowo. Chyba
Dr Yinsen: Chyba? Musisz być pewna swojej diagnozy
Dr Bernes: Przepraszam, Ho
Dr Yinsen: Nie denerwuj się, bo nic nie zdziałasz
Dr Bernes: Ręce mi się trzęsą... Nie dam rady. A jeśli pogorszę sytuację?
Dr Yinsen: Gorzej być nie może... Victorio, skup się. Weź głęboki oddech i uspokój swoje nerwy. Musisz się skoncentrować... Sprawdź odczyty. Co masz?
Dr Bernes: Nadal bez zmian
Dr Yinsen: Masz kardiofrynę?
Dr Bernes: Nie mam
Dr Yinsen: To podaj średnią dawkę adrenaliny
Dr Bernes: Podałam
Dr Yinsen: Jest jakaś poprawa?
Dr Bernes: Jest
Dr Yinsen: Całe szczęście... I co? Poradziłaś sobie
Dr Bernes: Nie chwal dnia przed zachodem słońca

Victoria powinna wierzyć bardziej w swoje umiejętności, bo w ten sposób będzie jedynie traciła szansę na wykazanie sporego doświadczenia, a przecież chce kolejnego awansu. Próbowałem jej pomóc. Zamilkła i nie wiedziałem, co się działo. Musiałem zapytać.

Dr Yinsen: Wszystko gra?
Dr Bernes: Udało się. Implant działa prawidłowo
Dr Yinsen: Wierzę na słowo... Dobra robota

Uśmiechnąłem się i zakończyłem z nią połączenie. Pewnie Matt wszystko usłyszał, ale nie martwiło mnie to. Cieszyłem się, że przywróciła Tony'ego do życia. Kiedy mnie zabraknie, znajdzie się w odpowiednich rękach drugiego cudotwórcy.

**Victoria**

Zrobiłam lekkie spoiwo kabli, by jakoś połączyć zepsute części. Urządzenie funkcjonowało prawidłowo, na co wskazywały podwyższone funkcje życiowe. Serce było odpowiednim rytmem, więc nie powinnam się przejmować, czy może coś pójść nie tak.
Zabrałam chłopaka do sali pooperacyjnej. Szybko zaczął się budzić.

Dr Bernes: Sprawiasz same kłopoty
Tony: Przepraszam... Nie chciałem... spać
Dr Bernes: W ten sposób utrudniłeś moją pracę. Mogłeś umrzeć, rozumiesz? Chciałbyś czuć, jak ucieka z ciebie życie?
Tony: Nie chciałem... Co z nimi?
Dr Bernes: Ochrona pilnuje, żeby nikt nieupoważniony nie wszedł do budynku... Spokojnie. Będzie dobrze
Tony: Chcę się zobaczyć z dziećmi
Dr Bernes: Nie szalej, dobra? Najpierw odpocznij. Jak dobrze pójdzie, to za cztery godziny będziesz wolny
Tony: Szybko
Dr Bernes: Wszystko zależy od ciebie, więc odpoczywaj
Tony: Dziękuję

Zamknął oczy, próbując zasnąć. Nadal go pilnowałam, jeśli chciałby zrobić coś głupiego.

Okruchy życia, czyli 5 lat i ani roku dłużej

0 | Skomentuj


**TONY**
Rok pierwszy
Jedna szklanka, druga, trzecia i tak bez końca. Nie potrafiłem inaczej. Firma upada przez konkurencję, broń lepiej się sprzedaje, zaś technologię, którą tworzę dla ratowania życia... Nikt jej nie potrzebuje. Nawet Iron Man stał się zbędny. Pozostał jedynie problem, co zrobić z pracą. Już nawet zapomniałem, że pozostało mi zaledwie pięć lat nędznego życia. Nie mogłem zmienić swego losu. Musiałem jakoś istnieć z myślą, że będzie coraz gorzej. Na szczęście Rhodey mnie wspiera, choć czasem muszę pozostać sam i napić się jednej szklanki szkockiej.

Rok drugi
Przestałem liczyć, ile wypijam litrów trunku jednego dnia. Przestałem wpatrywać się w upływający czas. Nie chciałem wychodzić do ludzi. Wyglądałem,  niczym wrak człowieka, który stracił wszystko. Justin Hammer przejął moją firmę wraz z każdym moim wynalazkiem. I co zrobił? Stark Solutions stało się największą bombą zbrojeniową. Wojska się biły o każdą oręż do walki. W jaki sposób ten dzieciak dostał mój dorobek życia? Długo nie pojawiałem się w pracy, aż zarząd przejął władzę nad prowadzeniem biznesu. Nie chciałem zawracać Viki tym głowy. Powinna być szczęśliwa.

Rok trzeci
Alkohol mnie niszczył, ale był jedyną pożywką dla zapomnienia, co się wydarzyło w ostatnich latach. Jednak przez to, moje serce słabło. Nie pracowało, jak trzeba. Lekarka domyśliła się, czym zawiniłem. Zalecała uważać i wspomniała, że do końca pozostały mi dwa lata. Czy to dużo? Zbyt mało, żeby coś zmienić. Zbyt mało, by liczyć na jakąś ostatnią deskę ratunku. Raz przyszła do mnie Pepper. Widziała, jak wyglądałem. Było mi wstyd się pokazywać z tak ciężką kondycją. Kiedy znalazła w warsztacie puste flaszki szkockiej, nalegała na poznanie prawdy. Nie powiedziałem nic. Zażądała rozwodu.

Rok czwarty
W nocy dostałem silnego ataku serca. Nie potrafiłem oddychać. Jako, że mieszkałem sam przez zniszczone małżeństwo, musiałem wezwać pomoc. Chwyciłem ledwo za telefon, a dyspozytorka ledwo zrozumiała mój bełkot. Dobrze, że Rhodey zechciał wpaść z wizytą. I to on mi uratował życie. Zabrał do szpitala, gdzie przeszedłem zabieg. Cały ten stres, trudna sytuacja z Pepper i Viki oraz upływ czasu, były przyczyną zawału. Przyjaciel ciągle był przy mnie, wspierając w tak trudnej walce. Nalegał, żebym powiadomił je o tym, co się stanie. Umrzeć miałem dopiero za rok, choć siły życiowe odchodziły już teraz. Poprosiłem kobiety mego życia na przyjazd do szpitala. Tylko Viki się nie zjawiła.

Rok piąty
Byłem podpięty do różnych maszyn. Leżałem bez ruchu, wpatrując się w twarz Rhodey'go i mej ukochanej rudowłosej. Wiedziałem, że umierałem, dlatego chciałem przyznać się do wszystkiego, co się wydarzyło przez te wszystkie lata. Opowiedziałem jej, jak firma stała się czymś złym. Mówiłem, że przez alkohol próbowałem zapomnieć, ale to jedynie doprowadzało organizm do całkowitego wyniszczenia. Kiedy skończyłem swoją historię, usiłowałem podnieść rękę, by ścisnąć jej dłoń. Z pomocą Rhodey'go udało się. Ona jedynie powiedziała słabo moje imię, a po policzkach spłynęły łzy. Pragnąłem ją przytulić. Poprosiłem i tak zrobiła. Ostatni obraz, jaki pamiętałem, był uśmiech Pep. Uśmiech nadziei, która zgasła wraz z wybiciem końca czasu.

**PEPPER**

Rok pierwszy
Tony nic mi nie mówił. Mało kiedy się odezwał do mnie jakimś słowem. Nawet, kiedy Viki przyjeżdża w odwiedziny, nie potrafimy rozmawiać, jak prawdziwa rodzina. Coś musiało się stać, że staliśmy się dla siebie obcy. Unikaliśmy się, niczym woda ognia. Hammer próbował zdobyć Stark Solutions, więc pewnie stąd odcięcie mojego męża od nas. Jednak problemów było więcej. Czułam, że próbował ukryć coś przede mną. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Starałam się z nim porozmawiać, ale on jedynie zamknął się warsztacie, prosząc o chwilę samotności.
Rok drugi
Firma upadła. Nie wiem, jak będziemy teraz żyć. Nic nie powiedzieliśmy naszej córce, choć w gazetach było głośno o sukcesie przedsiębiorcy Hammer Multinational, a Tony wyglądał, jakby miał gorączkę. Chciałam zmierzyć mu temperaturę, lecz nim się obejrzałam, ponownie zniknął za drzwiami warsztatu. Podejrzewałam kolejne prace nad zbroją. Jednak złoczyńcy zostali dawno powstrzymani. Musiał zajmować się innym zajęciem. Nie posądziłabym go nigdy o zdradę. Martwiłam się, że wpadł w jeszcze większe bagno, a ja byłam bezradna. Nie mogłam mu pomóc. Nie mogłam. Nie mogłam, ale chciałam.

Rok trzeci
Wykorzystałam nieobecność męża, by poszperać w jego sanktuarium. Chciałam znaleźć odpowiedź. Miałam niewiele czasu, bo od lekarki z pewnością szybko wróci. Raczej nie będzie chciała go zostawić w szpitalu. Przecież poszedł jedynie na badania kontrolne. Znalazłam na podłodze puste flaszki whiskey, rozrzucone narzędzia i jakieś niedokończone śniadanie  z bodajże kilku tygodni. Gdy wrócił do domu, nalegałam na rozmowę. Był wściekły, że grzebałam mu w rzeczach. Byłam na niego wściekła. Puściły mi nerwy. Chciałam się z nim rozwieść. I powiedziałam mu to.


Rok czwarty
Siedziałam w nocy przy oknie, rozmyślając nad tym, czy warto walczyć o małżeństwo, które już było w gruzach. Zerwałam z nim wszelkie kontakty, lecz numer nadal pozostawiłam. Jakaś część mnie pragnęła zacząć wszystko od nowa. Dać mu szansę. Tony Stark nigdy nie stałby się alkoholikiem. Rhodey do mnie zadzwonił, mówiąc, co się stało Tony'emu. Miał atak serca. Nie bardzo potrafiłam uwierzyć. Nie chciałam być brana na litość. Jednak wszystko się zmieniło, gdy usłyszałam jego słaby głos w słuchawce. Prosiła, żebym przyjechała razem z Viki. Jednak ona nie chciała go znać. Nie chciała mieć z nim nic wspólnego.

Rok piąty
Byłam przerażona diagnozą. Mój mąż umierał. Przez cały ten czas, gdy posądzałam go najgorsze. Okazało się, że przez alkohol pragnął zapomnieć o problemach. Wiedział, jakie będą tego efekty. Stąd był wcześniejszy zawał. Lekarka pozwoliła mi przy nim być w tych ostatnich minutach jego życia. Usiłował ścisnąć moją rękę. Był taki słaby, że Rhodey pomógł mu ją podnieść. Sama ścisnęłam dłoń. Wypowiedziałam jego imię i przytuliłam bo tego chciał. Z bezradności zaczęłam płakać, bo nic nie mogłam zrobić. Uśmiechnęłam się, dodając otuchy. Na przeprosiny również zabrakło czasu. Spóźniłam się.


**RHODEY**

Rok pierwszy
Ukrywanie tajemnic bywa trudne, choć ja potrafiłem trzymać dziób na kłódkę. Jednak wolałbym powiedzieć Pepper, dlaczego Tony tak dziwnie się zachowuje. Nie wiedziała o diagnozie, a obiecałem przyjacielowi o dotrzymaniu tego sekretu. Nie chciał je martwić, ale i tak to robił. Myślałem, że nie wpadnie w żadne kłopoty. Myliłem się. Podczas ostatniego spotkania, zauważyłem niesprzątniętą flaszkę po szkockiej. Zaczynałem go podejrzewać o problem alkoholowy. Próbowałem się upewnić, iż błędnie sądzę. Niestety, ale sam przyznał się do spożywania trunków w szkodliwych ilościach.

Rok drugi
Tony wpadł w gorsze tarapaty. Nie wiem, dlaczego zaniedbał pracę. Przecież specjalnie siedział dłużej w pracy, by Pepper z Viki nie brakowało pieniędzy na nic. Nie potrafiłem uwierzyć, że tak po prostu oddał swój dorobek życia w ręce Justina Hammera. Z dnia na dzień wyglądał coraz gorzej. Czasem było trudno mi go rozpoznać po nieogolonym zaroście na twarzy. On nie stracił wszystkiego. Ciągle miał mnie i swoją rodzinę. Jednak mówienie mu o tym nie poprawiało sytuacji. Sięgał po kolejny kieliszek alkoholu. Teraz byłem przekonany, że stał się alkoholikiem.

Rok trzeci
Czekałem na jakiś znak od przyjaciela. Mieliśmy się spotkać, ale on zmienił plany. Dopiero wieczorem odebrałem od niego telefon. Mówił zrozpaczonym głosem. Powiedział, że Pepper zażądała rozwodu. Nie chciała z nim żyć pod jednym dachem, a córka się nie odezwała już po tej awanturze. Współczułem mu. Prosiłem, żeby walczył o swoje małżeństwo. Żeby nie poddawał się. Jednak miał już dość. Nalegałem na wyrzucenie każdej flaszki szkockiej, jaka pozostała na półce. Krzyczał, że to mu pomaga zapomnieć. Zapomnieć? A od czego miał mnie? Jestem jego przyjacielem, ale i też bratem. Chyba o tym nie pamięta.

Rok czwarty
Nie mogłem zasnąć. Coś mi mówiło, by zobaczyć się z Tony'm. Nie odbierał telefonu, a jeszcze tak późno nie było. Ledwo dwudziesta. Postanowiłem pojechać do niego, by upewnić się, że nic mu nie jest. Ostatnio bardzo zaniedbał swoje zdrowie przez ciągle picie. Nie raz dostał ataku. Na szczęście niegroźnego, ale i tak się martwiłem. Kiedy pojawiłem się na miejscu, usłyszałem niepokojący huk, jakby coś spadło na ziemię. Natychmiast otworzyłem drzwi, a na ziemi leżał mój przyjaciel, trzymając się za serce. Nie potrafił oddychać.
Prosiłem, żeby powiadomił Pepper. I zrobił to. Zabrałem go do szpitala, bo to był silny atak serca.

Rok piąty
Nie chciałem słyszeć żadnych złych wieści. Jednak miał ostatnie godziny na powiedzenie tego, czego nie zdołał przekazać przez te kilka poprzednich lat. Lekarka nie dawała żadnych szans na wyleczenie. Przyznał się swojej żonie, co robił i dlaczego tak dziwnie się zachowywał. Milczałem, bo miałem o tym wszystkim pojęcie. Mogliśmy jedynie się z nim pożegnać. Pomogłem mu podnieść rękę, by uścisnął jej dłoń. Tylko jego córki nie było. Pewnie bardzo przeżyła, jak ich skrzywdził. Pepper lekko się uśmiechnęła, ale płakała. Potem zamknął oczy i sam uroniłem łzy, wiedząc, czego byłem świadkiem. Straciłem brata.

**VICTORIA**
Rok pierwszy
Próbowałam się usamodzielnić, mieszkając osobno od rodziców. Nadszedł czas posmakować życia. Jednak na weekendy przyjeżdżałam w odwiedziny. Cieszyłam się, że znalazłam chłopaka. Pomagał mi, kiedy go potrzebowałam i zawsze mogłam liczyć, że mnie wysłucha. Właśnie byłam na rodzinnym obiedzie. Zwykle każdy z nas coś powiedział. Śmialiśmy się, lecz teraz z niewiadomego powodu pozostała tylko cisza. Nawet mama, która potrafiła mówić wiele rzeczy na raz, milczała. Podejrzewałam jakieś kłopoty między nimi lub sprawa firmy bardzo przytłaczała ojca przez konkurencję.

Rok drugi
Nigdy nie zwierzałam się chłopakowi z problemów rodzinnych. Nie chciałam go nigdy tym przytłaczać, ale miarka się przebrała. Nie potrafiłam być spokojna. Zwłaszcza, kiedy Stark Solutions wpadło w ręce Justina Hammera. Chciałam porozmawiać z mamą, więc przyjechałam wcześniej się z nimi zobaczyć. Problem w tym, bo tata nas unikał i mogłam jedynie pogadać z moją rodzicielką. Była zagubiona. Nie wiedziała, co powiedzieć. Ja sama nalegałam na jakiekolwiek wyjaśnienia. Musiałam jakoś odkryć prawdę, co się z nim działo. Niestety, ale nie potrafiłam z nim nawiązać kontaktu.

Rok trzeci
Akurat chciałam pobyć trochę sama z moim chłopakiem. Pragnęliśmy miło spędzić czas. Zaaranżował przepyszną kolację, a wino wybrał idealne na ten wieczór. Już mieliśmy przejść do drugiej części, jaką była namiętna noc, lecz została przerwana przez telefon mamy. Poprosiłam, by mi wybaczył. Nie był zły i rozumiał, że to może być coś ważnego. Wyszłam na chwilę z pokoju, a on szykował się do seksu. Miałam nieodebrane połączenie, więc zadzwoniłam ponownie pod ten sam numer. Usłyszałam płacz przez słuchawkę. Dowiedziałam się o planie rozwodu.

Rok czwarty
W końcu mogłam spędzić upojny wieczór z ukochanym. Nic nam nie przerwało. Specjalnie wyłączyłam telefon. Szybko doznałam rozkoszy, aż upadliśmy zmęczeni całym stosunkiem, wtulając się do siebie. Ponownie złożył pocałunki na moich ramionach, szepcząc, że mnie kocha i nigdy nie miałby zamiaru mnie pozostawić. Pragnęłam spędzić z nim życie. Kiedy miałam zamiar iść do łazienki, on uklęknął przy mnie i poprosił o rękę. Zgodziłam się, rzucając się na szyję. Płakałam ze szczęścia. Jednak w głowie pojawiły się zmartwienia. Włączyłam telefon. Zauważyłam wiadomość. Tata miał zawał.


Rok piąty
Odwiedziłam ojca w szpitalu, choć nie miałam odwagi przekroczyć progu sali. Sama dowiedziałam się od lekarki, ile mu czasu pozostało. Miał tej nocy skonać, ale nie chciałam, by na mnie patrzył swoim bladym spojrzeniem. Wolałam obserwować wszystko zza szyby razem z narzeczonym. Było mi trudno powstrzymać łzy, gdy mama zaczęła płakać, a wujek również nie potrafił się powstrzymać. Pragnęłam tam wejść, lecz coś mnie powstrzymywało. Szepnęłam jedynie, że się z nim żegnam i życzyłam mu wiecznego spokoju. Po powrocie do domu, padłam na łóżko, płacząc bez opamiętania. Poczułam utratę kogoś bliskiego. Utratę ojca.
KONIEC

----**---

Pierwszy raz pisałam w takiej formie, jak tu widzicie. Po prostu czasem rozmyślamy nad sensem własnego istnienia. Stąd taka, a nie inna notka. Zalicza się do dramatów, bo nasi bohaterowie nie kończą szczęśliwie.

Part 169: Tajemnica sąsiadki z osiedla

0 | Skomentuj
**Rhodey**

Nasze usta już miały się zetknąć, lecz wykorzystałem jej nieuwagę i wypełzłem spod sidła generał. Czułem się przez nią osaczony. Teraz wiedziałem, że to ona mnie wcześniej tak urządziła. Do tej pory nie mogę w to uwierzyć. Dlaczego nie mogłem temu zapobiec? Dlaczego? Chodzi o jakieś siły wyższe.
Kiedy znowu chciała zaatakować, chwyciłem pistolet do ręki. Pewnie nie oddałem broni ze strzelnicy. Musiałem zapomnieć.

Rhodey: Odsuń się, bo strzelę!
Gen. Stone: O co ci chodzi? Przecież nie zrobię ci krzywdy
Rhodey: To przez ciebie tak źle się czuję
Gen. Stone: Źle? Jakoś wcześniej mi się nie skarżyłeś... W co ty pogrywasz, James?
Rhodey: A raczej, czego żądasz?
Gen. Stone: Jesteś dosyć ciekawą osobą. Próbuję cię rozgryźć
Rhodey: Przez dobieranie się do mnie? Wybacz, ale mam już dziewczynę
Gen. Stone: Kłamiesz
Rhodey: Niby czemu miałbym...
Gen. Stone: Wiem prawie o tobie wszystko. Jednak zastanawiam się, skąd masz takie niezwykłe umiejętności... Myślałam, że kiedy prześpię się z tobą, poznam twój sekret
Rhodey: Nie powiem już nic! Idź stąd!

Podałem jej broń, a Ivy spojrzała, lustrującym wzrokiem.

Gen. Stone: Odkryję, jaki chowasz przede mną sekret
Rhodey: Niech zgadnę...  Znowu kara?
Gen. Stone: Nie tym razem. Zresztą, nie czułeś nic do mnie?
Rhodey: Tylko przez chwilę, ale nie spodziewałbym się, że miałaś w tym cel
Gen. Stone: Starodawna sztuczka kinbaku. Poczytaj sobie, jeśli jesteś ciekaw... Do zobaczenia jutro, James
Rhodey: Skoro przeszliśmy na "ty", mów mi Rhodey
Gen. Stone: W porządku

Więcej nic nie powiedziała, znikając za drzwiami. Powiedziałem pani generał prawdę. Przez chwilę naprawdę coś czułem. Jakieś pozytywne emocje, które znowu zniknęły. Uzyskiwanie informacji przez seks? Dziwna metoda.

~*Następnego dnia*~

**Ho**

O ósmej rano zostałem wypuszczony z aresztu. Nie do wiary, że przez jakąś głupią babę, mogę stracić pracę w szpitalu. Wielce się poskarżyła o próbie zabójstwa Tony'ego. Powiedziała po imieniu, czyli znała go. I przyszło, co do czego, aż skonfiskowali wszystkie zmodyfikowane lekarstwa. Były jedynym dla niego ratunkiem. Na szczęście wyjaśniłem im, dlaczego mieszam różne próbki. Victoria potrzebuje pomocy.
Po opuszczeniu komisariatu, gdzie musiałem być przesłuchiwany, pojechałem do szpitala. Mijałem za sobą dziwne spojrzenia. Niektórzy bardzo wierzyli tej wariatce. Gdy znalazłem odpowiednią salę, przyjaciółka wyszła mi naprzeciw. Rzuciła się w ramiona.

Dr Bernes: Ho, jak dobrze cię widzieć. Potrzebuję twojej pomocy
Dr Yinsen: Dlatego tu jestem, ale nie mogę pracować do czasu rozprawy
Dr Bernes: Czyli zostawisz mnie z tym?
Dr Yinsen: Tak nie powiedziałem, Victorio. Pokaż mi naszego pacjenta

Wskazała na łóżko, a jego poznałbym wszędzie. Światło implantu i funkcje życiowe były bardzo słabe. Zbadałem Tony'ego, używając stetoskopu. Niezbyt mogłem usłyszeć bicie serca. To nie wróżyło nic dobrego. Widziałem, że dzieciaki spały. Mówiła coś o wypadku, ale wyglądały na zdrowe. Pepper przysypiała, lecz chyba nas podsłuchiwała.

Dr Bernes: I co z nim?
Dr Yinsen: Kwalifikuje się do natychmiastowej operacji
Dr Bernes: Aż tak źle?
Dr Yinsen: Implant wadliwie pobudza serce do działania. Praktycznie nie wysyła żadnego impulsu, więc musisz wyregulować napięcie urządzenia, a powinno być dobrze
Dr Bernes: Uderzałam z tego naszego defibrylatora, ale nie udało się
Dr Yinsen: Przyczyna tkwi wewnątrz. Musisz operować
Dr Bernes: Bez ciebie tego nie zrobię
Dr Yinsen: Dasz sobie radę. Wierzę, że podołasz temu zadaniu
Dr Bernes: Mam pomysł

Podała mi słuchawkę bluetooth. Naprawdę nie chciała działać sama. Doceniałem to, choć nie mogłem nic zrobić. Jedynie potrafiłem dodać jej otuchy.

Dr Bernes: Weź to
Dr Yinsen: Poradzisz sobie
Dr Bernes: Przez jakąś głupią babę, umiera
Dr Yinsen: Baba?
Dr Bernes: To ona chciała porwać Lily, a Tony starał się ją powstrzymać
Dr Yinsen: Istna diablica
Dr Bernes: Znacie się?
Dr Yinsen: Dzięki niej, mogę stracić pracę
Dr Bernes: Cholera! Ona może wrócić!
Dr Yinsen: Spokojnie. Będę przy nich, gdy będziesz na bloku
Dr Bernes: Będę cię powiadamiać, co robię. Nie chcę tego spieprzyć
Dr Yinsen: Wszystko będzie dobrze
Dr Bernes: Proszę... Zrób to dla mnie
Dr Yinsen: Zrobię

Przytuliłem przyjaciółkę i podpiąłem słuchawkę do ucha. Mam nadzieję, że na pomoc jeszcze nie jest za późno.

**Pepper**

Wszystko słyszałam. Czyli sąsiadka wsypała doktorka? Chce go zamknąć w więzieniu, bo ta wiedźma coś nazmyślała? Dzieci też się obudziły, patrząc na niego z zamyśloną twarzą.

Pepper: Dzień dobry, dr Yinsen
Dr Yinsen: Nie, aż takie dobry, ale miło was znowu widzieć
Lily: Matt, zbudź się! Doktorek przyszedł!
Matt: Słyszę. Nie musisz się drzeć
Lily: Co pan tu robi?
Dr Yinsen: Nie mogę wam pomóc. Mam kiepską sytuację
Lily: Ta małpa zapłaci za to! Za tatę i za doktorka!

Part 168: Przydałaby się pomoc

0 | Skomentuj
**Victoria**

Stan Tony'ego nadal nie uległ poprawie. Potrzebowałabym sama stworzyć jakąś mieszankę, ale Ho mi zabronił. Musiałam znaleźć inny sposób. Implant źle funkcjonował, co bardziej skłaniało mnie do przeprowadzenia operacji.
Gdy już chciałam iść do laboratorium, zadzwonił telefon.  Mój przyjaciel już się stęsknił. Pewnie pozwolili mu zadzwonić z więzienia, gdzie czekał na proces.

Dr Bernes: Masz niezłe wyczucie czasu, wiesz?
Dr Yinsen: Przepraszam cię, Victorio. Po prostu muszę ci coś powiedzieć
Dr Bernes: Może przy okazji mi pomożesz
Dr Yinsen: Co się dzieje?
Dr Bernes: Najpierw ty powiedz
Dr Yinsen: Jutro zostanę wypuszczony z aresztu
Dr Bernes: Poważnie?
Dr Yinsen: Uznali, że mogę wrócić do domu, ale na razie nie będę pracował w szpitalu. Dopóki nie osądzą, czy jestem winny, pomogę jedynie jako twój przyjaciel
Dr Bernes: To się cieszę... Zobaczymy się jutro?
Dr Yinsen: Przyjadę rano... A z czym masz problem?
Dr Bernes: Brak mieszanek komplikuje życie
Dr Yinsen: Czyli?
Dr Bernes: Tony miał atak
Dr Yinsen: Jak do tego doszło?
Dr Bernes: Jakaś Mask chciała skrzywdzić Lily i pobiegł za porywaczem, aż jego serce zaczęło niedomagać. Nic mu nie pomaga i nie wiem, co mam robić... Poczekaj. Znowu coś jest nie tak.
Dr Yinsen: Co dokładnie?
Dr Bernes: Dusi się
Dr Yinsen: Podaj coś na uspokojenie
Dr Bernes: Leki nie działają
Dr Yinsen: Spróbuj, a ja muszę już kończyć
Dr Bernes: Trzymaj się
Dr Yinsen: Ty również

Rozłączył się, kończąc rozmowę. Trochę poczułam się spokojniejsza, że Ho jutro przyjdzie do szpitala. Postanowiła wstrzyknąć lek, który miał ukoić nerwy Tony'ego. Podziałało, lecz na pewno spokój nie potrwa długo.

**Lily**

Martwiłam się o tatę. Przeze mnie mógł umrzeć. Nie byłam w stanie wydusić z siebie żadnego słowa, choć lekarka zaradziła trudnej sytuacji. Mama nie potrafiła zasnąć. Ciągle trzymała go za rękę.

Matt: Lily, słyszysz mnie?
Lily: Tak
Matt: Czego ona chciała?
Lily: Ta stara baba? Nie mam pojęcia... Chyba wspominała o jakiejś przyjaciółce
Matt: A tak chciałem końca kłopotów
Lily: Znam sprawcę
Matt: Ja chyba też
Lily: Poważnie?
Matt: Podałem policji rejestrację auta. Długo drań się nie ukryje
Lily: To już coś. Mi się jedynie udało usłyszeć dwa słowa
Matt: Jakie?
Lily: Hail Hydra

Nagle ojciec podniósł się, nerwowo rozglądając.

Dr Bernes: No i znowu jest źle... Tony, spokojnie
Lily: Przepraszam... Ja... Ja nie chciałam
Dr Bernes: Jeśli coś wiesz więcej o wypadku, wezwę funkcjonariusza, co zajmuje się tą sprawą
Lily: Dobrze
Dr Bernes: Niebawem was wypuszczę do domu
Lily: A tata?
Dr Bernes: Trochę sobie poleży, ale będzie dobrze
Lily: To dlaczego pani myśli inaczej?
Pepper: Lily, znowu wchodzisz bez zgody do czyjejś głowy?
Lily: Chciałam wiedzieć
Dr Bernes: No tak. Te geny
Pepper: Tony wydobrzeje?
Dr Bernes: Jutro może będzie lepiej, gdy dr Yinsen go zobaczy
Matt: Przecież siedzi w więzieniu
Pepper: Co?
Dr Bernes: Może wyjść na wolność, lecz rozprawa się odbędzie
Lily: Tęsknię za doktorkiem
Dr Bernes: Z tego, co wiem, macie ze sobą do pogadania
Lily: Ej! To już nie jest śmieszne
Matt: Nie fochaj się, siostra
Lily: Zaraz ci strzelę w pysk!
Dr Bernes: Ej! Koniec tej paplaniny, bo będę zmuszona was uśpić
Pepper: Tak można?
Dr Bernes: Są to środki stosowane w razie zagrożenia życia

Zaśmialiśmy się we trójkę na chwilę. Zmartwienia szybko wróciły, bo wystarczyło spojrzeć na chorego tatę. Nawet mój brat spoważniał.

**Rhodey**

Coś rozumiem. Chyba pamiętam. Wszelkie wspomnienia wróciły po pojawieniu się pani generał. Gwałtownie wstałem z łóżka, aż wylądowałem na podłodze w... bokserkach. Cholera! Teraz wiem! Powoli zwróciłem swój wzrok na jej twarz. Spaliłem buraka ze wstydu, a ona nic.

Rhodey: Przepraszam... Nie powinienem...
Gen. Stone: Nie mam ci za złe... Dziś ci daruję trening
Rhodey: Serio?
Gen. Stone: Chyba potrzebujesz na dziś spokoju

Poczułem gęsią skórkę, kiedy usłyszałem trzask drzwi. Ten sam, co był wcześniej. Powoli zacząłem rozumieć, że czeka mnie powtórka z rozrywki. Szybko włożyłem spodnie, próbując uciec. Jednak wszelkie drogi ucieczki były niedostępne. Nawet okno zamknięte. Bałem się.

Gen. Stone: Coś nie tak. James?
Rhodey: Kim ty jesteś?! Mów!
Gen. Stone: Generał Ivy Stone

Wymierzyła cios, uderzając w nos. Kilka kropli krwi kapnęło na bluzkę. Natychmiast zablokowałem kolejne uderzenie, zatrzymując dłońmi.

Gen. Stone: Skończyłeś być żółtodziobem? Pokaż w sobie prawdziwego diabła
Rhodey: Nie jestem żółtodziobem!
Gen. Stone: Dobrze ci idzie

Uśmiechnęłam się, rzucając mną o podłogę. Już chciałem zrobić unik, lecz zostałem unieruchomiony.

Gen. Stone: Wygrałam
Rhodey: Pierwszą rundę. Nie ciesz się, Ivy
Gen. Stone: O! Teraz przeszliśmy na "ty"? Szybko się uczysz
Rhodey: Jeszcze nie wiesz wszystkiego

---**---

To już ostatnia notka z fazy siódmej. Jednak opko nadal trwa. Szykuje się wojna. I nie będzie to żadne Civil War ;)

Part 167: Madame Mask?

0 | Skomentuj
**Tony**

Próbowałem się uspokoić, a moje serce na tyle wariowało, że poczułem silny ból w klatce piersiowej. Już miałem zamiar usiąść, lecz lekko się zatoczyłem. Z pomocą lekarki znalazłem się na krześle. Głęboko oddychałem, rozglądając się w poszukiwaniu intruza.

Lily: Tato?
Dr Bernes: Tony, uspokój się
Tony: Ona... tu jest
Dr  Bernes: Kto?
Tony: Mask

Pepper była w szoku, słysząc znaną nazwę wroga, którego dawno zabiła. Nie wiedziała, że ktoś inny miał w posiadaniu maskę. Mogła zmienić się w każdego. Musiałem zadbać o bezpieczeństwo mojej rodziny, więc uważnie obserwowałem, czy się zbliża.
Nagle zauważyłem, jak ktoś porusza klamką od drzwi. Zbliża się. Gwałtownie wstałem z krzesła, czując jej obecność przy łóżku Lily. Od razu chwyciłem za rękę Mask i zrzuciłem maskę na podłogę, by wszyscy widzieli jej tożsamość.

Tony: Dzień... dobry, sąsiadko
Pepper: Co?! Ty?! Czego ty chcesz od moich dzieci?!
Sąsiadka: A tak przyszłam w odwiedziny
Tony: Z bronią
Dr Bernes: Zaraz tu wezmę ochronę
Sąsiadka: Raczej nie

Strzeliła z pistoletu w lekarkę, aż moje oczy same nabrały zdumienia. Na szczęście tylko straciła przytomność. Pep miała ochotę przywalić starszej pani, biorąc do ręki pierwsze narzędzie, jakie dostrzegła. Trafiło na nożyczki.

Pepper: Jeśli nie chcesz ich mieć w oku, wyjdziesz stąd i nie wrócisz
Sąsiadka: W porządku

Szybko chwyciła Lily i zniknęła. W jednej chwili pomyślałem, by dorwać wiedźmę. Wybiegłem za nią na korytarz, choć Pepper krzyczała, żebym został. Byłem wściekły, a strach o stratę córki panował nad moim ciałem. Wtedy zapomniałem o zachowaniu spokoju, co czułem przez nasilający się ból. Próbowałem pobiec i zatrzymać wariatkę.
Gdy znalazłem się coraz bliżej porywaczki, wyjęła pistolet, mierząc w głowę dziewczyny.

Sąsiadka: Ale z ciebie uparciuch, staruszku
Tony: Ja? Staruch?
Sąsiadka: Zaraz ci pikawa stanie... Nie ruszaj się, bo ją zabiję
Tony: Czemu... to robisz?
Sąsiadka: Whitney była moją przyjaciółką, a twoja żona ją zabiła!
Tony: CO?!
Sąsiadka: To, co słyszysz
Lily: Tato!
Tony: Lily... trzymaj się... Puść ją
Sąsiadka: Proszę bardzo

Rzuciła ją na podłogę, lecz w porę wylądowała w moich objęciach. Moja żona podbiegła do nas przerażona, a sąsiadka zniknęła. Odczułem ulgę, lecz zaczęło mi się kręcić w głowie, zaś serce niedomagało. Poczułem, jak upadam na ziemię, słysząc czyjś głos.

Pepper: Lekarza! Wołajcie lekarza! Tony, proszę... Bądź silny
Tony: Pepper...

Nic więcej nie powiedziałem, tracąc przytomność.

**Rhodey**

Obudziłem się w koszarach. Nie wiedziałem, co się stało. Czułem się, jakbym wypił sporą ilość trunków. No to, dlaczego mam wrażenie pijanego?
Spojrzałem na zegarek. Szesnasta?! Jakim kurwa prawem?! Dobra, Rhodey. Tylko spokojnie. Przeanalizujmy na nowo sytuację. Co ja robiłem trzy godziny temu?

**Victoria**

Usłyszałam czyjeś krzyki. Wszystko stało się jasne, gdy jedna z pielęgniarek przyniosła do sali Tony'ego, który był nieprzytomny. Powoli wstawałam na równe nogi, bo wcześniej ktoś mnie potraktował jakąś bronią z silną energią. Poprosiłam Lily, żeby wróciła do łóżka. Całe szczęście, że nie doznała żadnych obrażeń. Jednak musiałam zająć się jej ojcem. Znalazłam do niego wolne miejsce obok Matta i podpięłam do kardiomonitora.

Dr Bernes: Co się stało?
Pepper: Zemdlał
Dr Bernes: Jak?
Pepper: Chyba... Chyba ze stresu
Dr Bernes; Słabo bije jego serce i pomogłaby mu specjalna mieszanka lekarstw, lecz wszystkie skonfiskowali
Pepper: I co teraz?
Dr Bernes: Trzeba improwizować

Zbadałam implant męża Pepper, co źle funkcjonował. Jedynym wyjściem było uderzenie ze specjalnego defibrylatora, skoro funkcje życiowe niebezpiecznie słabły.

Dr Bernes: Musisz wyjść
Pepper: Dlaczego?
Dr Bernes: Pozwól mi działać

Chwyciłam za urządzenie, ustawiając na średnią moc. Uderzyłam raz, lecz to nie pomogło. Bardziej pogorszyłam sytuację. Musiałam coś szybko wymyślić. Wstrzyknęłam adrenalinę, która po kilku minutach dała pożądany efekt. Gwałtownie się obudził, głęboko oddychając.

Dr Bernes: Tony, spokojnie. Nic nikomu się nie stało. Wszyscy są bezpieczni
Tony: Lily...
Dr Bernes: Już dobrze. Żyje... Nic nie mów i odpoczywaj. Miałeś silny atak spowodowany przemęczeniem
Pepper: Tony, nie rób już tak więcej. Proszę, obiecaj
Tony: Obiecuję
Dr Bernes: Nie słuchaj go, Pepper. Za kilka dni zrobi to samo
Pepper: Lub dorwę tę szmatę

Gdy już chciałam się spytać, czy zna sprawcę, Tony skarżył się na mocny ból w klatce piersiowej. Podałam morfinę. Gdyby nie zabrali mieszanek, od razu poczułby się lepiej, a tak szybko nie wróci do zdrowia.

Part 166: Kochaj i walcz

2 | Skomentuj


**Rhodey**

Nastąpiła cisza. Nikt nie odezwał się, a sama pani generał też milczała. Odłożyłem broń, odchodząc do koszar. Chciałem odpocząć lub przygotować się na odejście z Akademii Wojskowej. Miałem zamiar zadzwonić do mamy, ale nie w porę się pojawiła madame Stone.

Gen. Stone: Wstawaj! Musimy porozmawiać
Rhodey: Wyrzuci mnie pani za pomoc kadetowi?
Gen. Stone: Dowiesz się. No chodź

Wstałem, idąc posłusznie do centrum dowodzenia. Trochę się bałem, co może zrobić. Jednak powinienem zdać egzamin. O wszystkim miałem się dowiedzieć później. Wciąż miała kamienną twarz.

Gen. Stone: Nigdy nie spotkałam tak upartego kadeta, jak ty... Ciężko mi to powiedzieć, ale...
Rhodey: Proszę przejść do sedna. Jeśli mam spakować swoje rzeczy, to...
Gen. Stone: Nie przerywaj mi... Nikt nigdy wcześniej na egzaminie nie cofał się, by ratować kogoś. Nie chciałeś wygrać i wolałeś zignorować rozkaz. Na wojnie zostałbyś za to rozstrzelany
Rhodey: Wiem, do czego zmierzasz, generale i ja...
Gen. Stone: Skończ mi przerywać!

Zamknęła drzwi na klucz, aż poczułem się dosyć dziwnie. Nie wiedziałem, co miała zamiar zrobić. Potrzebowałem czasu, by odkryć jej zamiary. Chciała mnie złamać i nikt ma tego nie widzieć? Powoli podeszła, patrząc mi w oczy.

Gen. Stone: Przekonajmy się, czy jesteś żółtodziobem. Stań do walki, Rhodes!
Rhodey: Mam walczyć?
Gen. Stone: Pokaż, na co cię stać
Rhodey: To test?
Gen. Stone: Walcz!

Rzuciła mnie na biurko i już wiedziałem, co musiałem zrobić. Podwinąłem rękawy, przygotowując się do uderzenia. Zwinnie zrobiłem unik jej pięści, chwytając za jej nadgarstek. Jednak szybko zdołała się uwolnić. Uderzyła po raz kolejny, a ja odpowiedziałem tym samym, atakując twarz.

Gen. Stone: No nieźle, jak na żółtodzioba
Rhodey: Przestaniesz w końcu mnie tak nazywać?!
Gen. Stone: Hahaha! Zmuś mnie

Uśmiechnęła się diabelnie, szykując się do wymierzenia z półobrotu. Gdy zauważyłem, jak robi salto w powietrzu, chwyciłem za rękę, przerzucając na drugą stronę, aż upadła na podłogę razem ze mną. Już chciałem wstać, lecz przygwoździła mnie do podłogi.

Gen. Stone: Tak, jak myślałam. Nie pierwszy raz walczyłeś
Rhodey: Jeszcze wiele o mnie nie wiesz... Możesz zejść ze mnie?
Gen. Stone: Oj! Nie tak od razu

Poczułem, jak moje bicie serca przyspiesza. Czy to przez strach? Chwyciłem za nadgarstki, że zmieniły się strony. Teraz ona leżała bezwładnie. Nagle poczułem, jak swoją ręką dotyka mojej bluzki. Myślałem, że oszaleję. Czego ona chce? Najpierw wrzeszczy i daje mi kary, a tak niespodziewanie się zmienia w drapieżnika, który chce dorwać swoją ofiarę. Nie potrafiłem nic zrobić, gdy chwyciła mnie za szyję, oplatając rękami, aż pocałowała z wielką namiętnością. Usiedliśmy, lecz jej ręce zaczęły manewrować pod koszulką. Na chwilę oderwała usta, zdejmując zbędne ubranie. Sama pozbawiła się swojej bluzki i kazała trzymać ręce na jej biodrach. Nigdy w życiu nie widziałem tak blisko ciała kobiety.
Gdy płonął we mnie żar podniecenia, zostałem rzucony nieco dalej, a ręce zniżyła do moich spodni. Bez problemu je zdjęła. Czułem, co zamierzała zrobić. Kolejny raz mnie pocałowała, że sam chciałem działać. Delikatnie zniżyłem dłonie, odpinając dolną warstwę odzieży. Kiedy dorwałem się do skarbu pani generał, ona również błądziła nisko. Pozbawiliśmy się bielizny, łącząc ciała w jedność. Powoli się w niej poruszałem, by nie zrobić krzywy. Oboje głęboko oddychaliśmy, bo czuliśmy wielką falę gorąca w sobie. Ostatnim krokiem był potężny spazm rozkoszy. Wiedziałem o tym, gdy jej biodra się uniosły. Bicia serc wraz z oddechami przyspieszyły, aż opadliśmy z sił, wydając głośny jęk. Upadłem zmęczony, zasypiając.

Gen. Stone: Nie jesteś żółtodziobem, James. Już nie jesteś

**Tony**

Silniki nadają się do wymiany. Raczej do kolejnej walki nie zdołam ich naprawić. Pozostało jeszcze znaleźć sygnaturę maski. FRIDAY już wiedziała, gdzie była jej ostatnia lokalizacja. Musiałem jedynie zapytać.

Tony: Chyba nigdzie się nie ruszę zbroją... Gdzie jest maska?

<<Nie będziesz zachwycony>>

Tony: Czemu?

<<Wykryłam Madame Mask w szpitalu, gdzie są Lily i Matt>>

Tony: Cholera! Czego ona chce?

<<Tony, nie rób nic głupiego>>

Tony: Muszę ją zatrzymać!

Wybiegłem ze zbrojowni, łapiąc pierwszą taksówkę, jaką zauważyłem i pojechałem zobaczyć się z dziećmi. Nie mogła być to Whitney, skoro zginęła z rąk Pep, więc ktoś inny musiał zdobyć maskę. No świetnie. Chyba już wiem, kim ona jest,
Gdy znalazłem się na miejscu, pobiegłem do sali swoich pociech. Wparowałem bez pukania, szukając nerwowo intruza.

Pepper: Tony, wszystko gra?
Tony: Mask... Widzieliście... ją?
Pepper: Zauważyłabym
Lily: Cześć, tato
Tony: Lily... Dobrze... że nic... ci nie jest
Dr Bernes: Lepiej usiądź... Chyba zapomniałeś, że nie możesz biegać
Tony: Przepraszam

Nagle w sali zgasły światła. Idzie tu.

---**---

Witajcie po dość długiej przerwie. Reaktywujemy bloga i piszemy dalej naszą historię o blaszakach. Powiem wam, że trochę ciężko mi tak wrócić do pisania, bo matury w różnym stopniu mnie wymęczyły (czyt mata), a do końca tego maratonu zostały jedynie ustne. Nie będę dłużej zwlekać z powrotem, więc dziś wracamy do "IMAA inaczej" ;)

BONUS#12: Scenariusz z serialu (oryginalnie z odcinka): Hamlet

0 | Skomentuj


1
00:00:01,458 --> 00:00:04,458
1x07 - Hamlet

2
00:00:12,359 --> 00:00:13,693
Pośpiesz się!

3
00:00:13,761 --> 00:00:14,828
Zacznij wynosić rzeczy z ciężarówki!

4
00:00:14,895 --> 00:00:17,330
No już.

5
00:00:17,398 --> 00:00:18,298
Co to w ogóle jest?

6
00:00:18,365 --> 00:00:19,666
Kogo to obchodzi?

7
00:00:19,733 --> 00:00:22,869
Maggia każe nam to ukraść, to
kradniemy.

8
00:00:22,937 --> 00:00:26,339
Uważaj!

9
00:00:36,183 --> 00:00:38,818
Dziwne.

10
00:00:38,886 --> 00:00:39,253
Rusz się wreszcie!

11
00:00:39,321 --> 00:00:42,522
Schowaj to i bierz skrzynię do
samochodu.

12
00:00:47,186 --> 00:00:50,223
Do czego to może służyć?
Hej.

13
00:00:50,300 --> 00:00:51,667
Tu jest przycisk.

14
00:00:51,735 --> 00:00:53,802
Zdejmij to natychmiast.

15
00:00:53,870 --> 00:00:54,970
Wpędzisz nas w kłopoty!

16
00:00:55,038 --> 00:00:56,538
Co robisz?!
Nie dotykaj--

17
00:01:05,382 --> 00:01:06,749
Parks?

18
00:01:23,400 --> 00:01:29,271
>>  He's a man on a mission

19
00:01:29,339 --> 00:01:35,978
>>  in armor of high-tech ammunition

20
00:01:36,046 --> 00:01:39,415
>>  trapped on the edge
of an endless game

21
00:01:39,482 --> 00:01:42,284
>>  his teenage life
will never be the same

22
00:01:42,352 --> 00:01:46,188
>>  in a dangerous world
he does all he can

23
00:01:46,256 --> 00:01:52,861
>>  he's Iron Man

24
00:01:52,929 --> 00:01:56,932
>>  Iron Man.

25
00:01:59,269 --> 00:02:02,071
Będę chociaż łotrem.

26
00:02:02,138 --> 00:02:04,973
Jeśli król Edward tak jest
sprawiedliwy

27
00:02:05,041 --> 00:02:08,610
Jak ja podstępny, zdradziecki,
fałszywy.

28
00:02:10,246 --> 00:02:14,616
Och! Jest pan urodzonym aktorem,
panie Khan.

29
00:02:14,684 --> 00:02:18,053
Szczególnie dobrze gra pan rolę
złoczyńców.

30
00:02:18,121 --> 00:02:19,621
Och! On przecież nie grał.

31
00:02:19,689 --> 00:02:21,190
Po prostu tak mówi.

32
00:02:21,257 --> 00:02:23,425
Złośliwie, arogancko i nieuprzejmie.

33
00:02:23,493 --> 00:02:25,561
Czy on ostatnio
nie uratował ci życia?

34
00:02:25,628 --> 00:02:28,730
Tak, ale był przy tym arogancki
i złośliwy.

35
00:02:28,798 --> 00:02:30,165
A nieuprzejmy?

36
00:02:30,233 --> 00:02:31,467
To też.

37
00:02:31,534 --> 00:02:33,268
Serio Tony,
dlaczego z nim trzymasz?

38
00:02:33,336 --> 00:02:34,536
Ciągle się przyjaźnicie?

39
00:02:34,604 --> 00:02:36,538
Jak to w ogóle możliwe?

40
00:02:36,606 --> 00:02:37,873
Tony... Tony?

41
00:02:37,941 --> 00:02:39,708
Tony!

42
00:02:39,776 --> 00:02:40,976
Nie ignoruj mnie,

43
00:02:41,044 --> 00:02:42,077
bo będę mówić więcej!

44
00:02:43,546 --> 00:02:44,847
Eee... Przepraszam, Pepper.

45
00:02:44,914 --> 00:02:46,115
 Co? Mówiłaś coś?

46
00:02:46,182 --> 00:02:49,651
Czy ty nosisz zatyczki na lekcji?

47
00:02:49,719 --> 00:02:51,787
Chcesz, żeby cię wyrzucili, prawda?

48
00:02:51,855 --> 00:02:54,323
Tak. Yyy... Nie!

49
00:02:54,390 --> 00:02:56,191
To są bezprzewodowe słuchawki

50
00:02:56,259 --> 00:02:58,193
połączone z systemami zbroi.

51
00:02:58,261 --> 00:02:59,761
Popsuł się dźwięk w hełmie,

52
00:02:59,829 --> 00:03:01,130
więc póki co ich używam.

53
00:03:01,197 --> 00:03:03,332
A masz je w klasie, ponieważ...

54
00:03:03,399 --> 00:03:05,167
Przesłuchuję raporty policyjne.

55
00:03:05,235 --> 00:03:06,735
Szukam kłopotów.

56
00:03:06,803 --> 00:03:09,104
I cóż innego mógłbym usłyszeć?

57
00:03:10,507 --> 00:03:12,608
Otwarcie książki, by panu pomogło.

58
00:03:12,675 --> 00:03:15,177
Zostaniecie teraz podzieleni
na pary,

59
00:03:15,245 --> 00:03:17,746
w których odegracie sceny z
klasycznych dramatów.

60
00:03:17,814 --> 00:03:19,581
Potraktujcie to poważnie.

61
00:03:19,649 --> 00:03:21,850
Ocena z tego zadania będzie jedną
trzecią oceny końcowej.

62
00:03:24,220 --> 00:03:26,922
Tony.
Tony!

63
00:03:26,990 --> 00:03:28,023
Jest obrabowywany.

64
00:03:28,091 --> 00:03:29,791
Zalecana szczególna ostrożność.

65
00:03:29,859 --> 00:03:31,827
Sprawca uzbrojony w nieznaną
broń energetyczną.

66
00:03:31,895 --> 00:03:33,495
Panie Stark!

67
00:03:33,563 --> 00:03:36,365
Ponieważ nie chodził pan zbyt
często na moje zajęcia

68
00:03:36,432 --> 00:03:37,866
i nie odrabiał prac domowych,

69
00:03:37,934 --> 00:03:40,169
to zadanie będzie dla pana

70
00:03:40,236 --> 00:03:42,538
szczególnie ważne.

71
00:03:42,605 --> 00:03:45,007
A dlatego, że okazuje pan
szczególną pogardę

72
00:03:45,074 --> 00:03:46,141
dla sztuki dramatycznej,

73
00:03:46,209 --> 00:03:48,010
będzie pan pierwszy.

74
00:03:48,077 --> 00:03:50,579
Jedna scena z "Hamleta" razem z
panną Potts.

75
00:03:50,647 --> 00:03:52,714
Co?!
Poważnie?

76
00:03:52,782 --> 00:03:54,616
Eee... To znaczy...

77
00:03:54,684 --> 00:03:56,018
Dobrze, prze pani

78
00:03:56,085 --> 00:03:58,587
Czyli będziemy oceniani osobno,
prawda?

79
00:03:58,655 --> 00:03:59,621
Proszę?

80
00:04:04,594 --> 00:04:06,795
Chyba zrozumiał pan już, jakie to ważne

81
00:04:06,863 --> 00:04:08,864
Pa...nie Stark?

82
00:04:15,438 --> 00:04:16,805
Jedno pytanie:

83
00:04:16,873 --> 00:04:18,774
Całkiem oszalałeś?

84
00:04:18,841 --> 00:04:21,310
Nie powinieneś być na lekcji,
Rhodey?

85
00:04:21,377 --> 00:04:22,311
To nie jest śmieszne!

86
00:04:22,378 --> 00:04:23,946
Daniels wpadła w szał!

87
00:04:24,013 --> 00:04:25,981
Jak tak dalej pójdzie,
to cię wyrzucą.

88
00:04:26,049 --> 00:04:27,482
Niech ci będzie, mamo.

89
00:04:27,550 --> 00:04:29,318
Naprawdę się zapominasz, Tony.

90
00:04:29,385 --> 00:04:32,554
Ważny jest Iron Man, Stane,
pierścienie i szkoła.

91
00:04:32,622 --> 00:04:33,889
Popełniasz duży błąd.

92
00:04:33,957 --> 00:04:35,123
Już to słyszałem.

93
00:04:35,191 --> 00:04:36,558
I wiesz co?
Dobra.

94
00:04:36,626 --> 00:04:38,327
Jeśli z czegoś mam zrezygnować,
to właśnie ze szkoły.

96
00:04:39,462 --> 00:04:41,063
A co ze mną i z Pepper?

97
00:04:41,130 --> 00:04:42,531
Z nas też zrezygnujesz?

98
00:04:42,599 --> 00:04:43,498
Jestem zajęty.

99
00:04:43,566 --> 00:04:45,033
Oddzwonię później.

100
00:04:55,678 --> 00:04:57,112
Thud!

101
00:04:57,180 --> 00:04:59,181
Iron Man.

102
00:04:59,249 --> 00:05:00,182
Czy ktoś jest ranny?

103
00:05:00,250 --> 00:05:01,183
Co się stało?

104
00:05:01,251 --> 00:05:02,618
Eee... jakiś facet.

105
00:05:02,685 --> 00:05:04,286
W dziwnym stroju.

106
00:05:04,354 --> 00:05:06,588
Ciągle znikał i... się pojawiał.

107
00:05:06,656 --> 00:05:09,091
Potem... Potem wypalił dziurę
w drzwiach sejfu.

108
00:05:09,158 --> 00:05:10,792
Nie widzieliśmy, jak to zrobił?

109
00:05:10,860 --> 00:05:11,793
Zniknął?

110
00:05:11,861 --> 00:05:13,028
Gdzie jest teraz?

111
00:05:14,564 --> 00:05:15,931
Iron Manie.

112
00:05:15,999 --> 00:05:18,300
Gdybyś wiedział, co cię czeka,

113
00:05:18,368 --> 00:05:20,402
zacząłbyś uciekać.

114
00:05:20,470 --> 00:05:22,604
Nieźle.

115
00:05:22,672 --> 00:05:24,072
Skąd masz to wdzianko?

116
00:05:24,140 --> 00:05:25,641
Zazdrosny?

117
00:05:25,708 --> 00:05:28,043
Wiesz, że wycieka ci energia?

118
00:05:28,111 --> 00:05:30,145
A to zwykle nie jest za dobre.

119
00:05:30,213 --> 00:05:33,882
Poddaj się, a zapewnię ci
pomoc lekarską.

120
00:05:33,950 --> 00:05:36,485
Nie. Myślę, że nie będę się
poddawał.

121
00:05:44,027 --> 00:05:45,627
Whap!

122
00:05:56,205 --> 00:05:57,506
Pod wrażeniem?

123
00:05:57,573 --> 00:05:59,007
Chyba.

124
00:05:59,075 --> 00:06:01,476
Jestem teraz Living Laserem,
Iron Manie.

125
00:06:01,544 --> 00:06:03,078
I nikt mnie nie powstrzyma.

126
00:06:03,146 --> 00:06:04,513
Następnym razem
laser przejdzie

127
00:06:04,580 --> 00:06:05,914
prosto przez twoją--

128
00:06:11,254 --> 00:06:13,622
Możesz zmienić się w całości
w laser,

129
00:06:13,690 --> 00:06:16,391
a jedyne, co przychodzi ci do
głowy, to obrabowanie banku?

130
00:06:16,459 --> 00:06:18,427
Żałosne.

131
00:06:18,494 --> 00:06:20,862
oh.

132
00:06:20,930 --> 00:06:23,065
To...

133
00:06:23,132 --> 00:06:24,833
To jest...

134
00:06:24,901 --> 00:06:27,769
O, nie.

135
00:06:27,837 --> 00:06:28,904
Boom!

136
00:06:38,014 --> 00:06:40,849
Dalej,
no szybciej.

137
00:06:40,917 --> 00:06:42,384
Szybciej!

138
00:06:44,654 --> 00:06:46,722
Więc... jesteś gotowy do próby?

139
00:06:46,789 --> 00:06:48,123
Nie.

140
00:06:48,191 --> 00:06:49,591
Włamuję się właśnie teraz

141
00:06:49,659 --> 00:06:51,293
do baz badawczych Starka.

142
00:06:51,361 --> 00:06:53,528
Jej. Bardzo fajnie i w ogóle.

143
00:06:53,596 --> 00:06:56,598
Ale to jest jedna trzecia...
naszej... oceny.

144
00:06:56,666 --> 00:07:00,502
Jeśli tego nie zrobimy. Hehehe!
To nas obleją na serio.

145
00:07:00,570 --> 00:07:04,673
Ten gość dzisiaj w banku, miał to.

146
00:07:04,741 --> 00:07:06,775
Prototyp laserowego teleportera.

147
00:07:06,843 --> 00:07:09,244
Przetwarza on materię w energię
i na odwrót.

148
00:07:09,312 --> 00:07:11,279
Dzieło mojego taty.

149
00:07:12,815 --> 00:07:16,118
Ho! Twój tata wyposażył
super złoczyńców?

150
00:07:16,185 --> 00:07:19,821
Nie! Był taki pokój... Sejf.

151
00:07:19,889 --> 00:07:22,023
W nim przechowywał wynalazki
nieukończone.

152
00:07:22,091 --> 00:07:23,625
Stare lub niedoskonałe.

153
00:07:23,693 --> 00:07:25,060
To jeden z nich.

154
00:07:25,128 --> 00:07:27,496
Miał pewne poważne wady
konstrukcyjne.

155
00:07:27,563 --> 00:07:29,664
Już zapomniałem o tym sejfie.

156
00:07:29,732 --> 00:07:32,968
Ale tylko jedna osoba ma teraz
do niego dostęp.

157
00:07:33,035 --> 00:07:34,136
Stane.

158
00:07:34,203 --> 00:07:35,804
Dostanę się do Stark International.

159
00:07:35,872 --> 00:07:37,105
Sprawdzę, co się stało.

160
00:07:37,173 --> 00:07:38,540
Jeśli ten gość ma sprzęt z sejfu,

161
00:07:38,608 --> 00:07:39,841
kto wie, co jeszcze wyciekło.

162
00:07:39,909 --> 00:07:41,042
Tony?

163
00:07:41,110 --> 00:07:43,645
Dzwonili ze szkoły do mojej mamy.

164
00:07:43,713 --> 00:07:46,548
Chce z tobą rozmawiać.

165
00:07:50,253 --> 00:07:51,653
Usiądź, Tony.

166
00:07:51,721 --> 00:07:53,288
Musimy pogadać.

167
00:07:53,356 --> 00:07:55,524
Wiem, co chce pani powiedzieć,
pani Rhodes.

168
00:07:55,591 --> 00:07:57,492
"szkoła jest ważna,
popraw oceny.

169
00:07:57,560 --> 00:07:59,494
Tego chciał twój tata."

170
00:07:59,562 --> 00:08:01,730
Ale ja już nie mogę.

171
00:08:01,798 --> 00:08:04,466
Obadiah Stane niszczy firmę mojego
taty.

172
00:08:04,534 --> 00:08:06,535
Muszę się na tym skupić.

173
00:08:06,602 --> 00:08:08,570
Za dwa lata ją przejmę i--

174
00:08:08,638 --> 00:08:10,972
Tony,
musisz to usłyszeć.

175
00:08:11,040 --> 00:08:12,741
Ale nie ode mnie.

176
00:08:21,451 --> 00:08:22,451
Tato?

177
00:08:26,892 --> 00:08:28,225
To jest hologram.

178
00:08:28,293 --> 00:08:29,560
Skąd pani go ma?

179
00:08:29,628 --> 00:08:32,329
Tony, byłam nie tylko
jego przyjaciółką.

180
00:08:32,397 --> 00:08:34,965
Byłam jego prawnikiem i
wypełniam jego wolę.

181
00:08:35,033 --> 00:08:36,867
Nie rozumiem.

182
00:08:36,935 --> 00:08:39,637
Nie mogę sobie wyobrazić, jaka
trudna była dla ciebie

183
00:08:39,705 --> 00:08:41,472
jego strata.

184
00:08:41,540 --> 00:08:44,308
Próbowałam dać ci przestrzeń,
uszanować twoją prywatność,

185
00:08:44,376 --> 00:08:46,143
ale tak nie może być.

186
00:08:46,211 --> 00:08:48,179
Co ma pani na myśli?

187
00:08:48,246 --> 00:08:51,615
To wola twojego taty, Tony.

188
00:08:53,819 --> 00:08:56,554
Jeśli to widzisz, to już nie żyję.

189
00:08:56,621 --> 00:09:00,391
I... bardzo mi przykro z tego powodu.

190
00:09:00,459 --> 00:09:02,993
Ale nie będziesz sam, Tony.

191
00:09:03,061 --> 00:09:05,830
Od tej chwili będziesz żył z
Davidem i Robertą.

192
00:09:05,897 --> 00:09:07,198
I chodził razem z Rhodey'm

193
00:09:07,265 --> 00:09:08,999
do Akademii Jutra.

194
00:09:09,067 --> 00:09:13,704
Uczyłem cię, wychowałem,
całkiem sam.

195
00:09:13,772 --> 00:09:16,474
Może to nie było najlepsze
wyjście,

196
00:09:16,541 --> 00:09:20,277
ale po tym, jak straciłeś mamę,
chciałem, żebyś był blisko mnie.

197
00:09:20,345 --> 00:09:22,313
Tato.

198
00:09:22,380 --> 00:09:24,548
Ale teraz, kiedy nie żyję.

199
00:09:24,616 --> 00:09:27,284
Kiedy nie mogę cię prowadzić...

200
00:09:27,352 --> 00:09:32,022
Tony, zbyt dużo mocy i pieniędzy
może przytłoczyć każdego.

201
00:09:32,090 --> 00:09:34,892
Nawet kogoś tak specjalnego
i uzdolnionego, jak ty.

202
00:09:34,960 --> 00:09:38,262
Nie pozwolę ci na pójście złą
drogą.

203
00:09:38,330 --> 00:09:41,499
Kiedy przejmiesz Stark International,

204
00:09:41,566 --> 00:09:46,203
będziesz musiał zarządzać setkami
pracowników.

205
00:09:46,271 --> 00:09:49,607
Firma to coś więcej, niż nauka
i technika.

206
00:09:49,674 --> 00:09:51,075
Tu chodzi o ludzi.

207
00:09:51,143 --> 00:09:53,177
Ja nic nie rozumiem.

208
00:09:53,245 --> 00:09:56,447
Musisz nauczyć się
żyć normalnie, Tony.

209
00:09:56,515 --> 00:09:57,948
Z balansem.

210
00:09:58,016 --> 00:10:01,352
Musisz mieć przyjaciół, chodzić
do szkoły,

211
00:10:01,419 --> 00:10:03,888
nauczyć tego, czego ja ci
nie przekazałem.

212
00:10:03,955 --> 00:10:06,457
Ale nie chcę, żeby
Stark International

213
00:10:06,525 --> 00:10:09,360
było dla ciebie ciężarem.

214
00:10:09,427 --> 00:10:13,030
Roberta,
wiem, że jesteś teraz z Tony'm.

215
00:10:13,098 --> 00:10:15,766
Nigdy nie będzie martwił się
o pieniądze.

216
00:10:15,834 --> 00:10:19,069
Ale jeśli zobaczysz, że jest
mu trudno, jest przytłoczony.

217
00:10:19,137 --> 00:10:22,339
czy nie może utrzymać ocen
na dobrym poziomie,

218
00:10:22,407 --> 00:10:24,475
jeśli nie podoła.

219
00:10:24,543 --> 00:10:26,811
Kontrola nad Stark International

220
00:10:26,878 --> 00:10:29,814
powinna zostać przekazana
w ręce zarządu.

221
00:10:32,517 --> 00:10:34,151
Nie pokazywałam ci tego
wcześniej,

222
00:10:34,219 --> 00:10:36,020
bo miałeś ciężkie chwile.

223
00:10:36,087 --> 00:10:37,688
To było za dużo.

224
00:10:37,756 --> 00:10:39,990
Ale nie myślałam, że do tego dojdzie.

225
00:10:40,058 --> 00:10:42,259
Czy teraz rozumiesz, Tony?

226
00:10:42,327 --> 00:10:43,527
Musisz chodzić do szkoły.

227
00:10:43,595 --> 00:10:45,629
Musisz mieć dobre oceny.

228
00:10:45,697 --> 00:10:48,499
Wszystko, co chcesz zrobić
od tego zależy.

229
00:10:57,042 --> 00:10:58,509
Strażnik.

230
00:10:58,577 --> 00:10:59,810
Strażnik!

231
00:10:59,878 --> 00:11:01,879
Zaraz tu zwariuję!

232
00:11:01,947 --> 00:11:04,048
Stul dziób, Parks!

233
00:11:04,115 --> 00:11:07,184
Część z nas próbuje tu zasnąć!

234
00:11:07,252 --> 00:11:08,519
O, nie.

235
00:11:10,455 --> 00:11:12,423
O, nie!

236
00:11:12,490 --> 00:11:13,824
Pomóżcie mi!

237
00:11:18,396 --> 00:11:19,864
To nie fair!

238
00:11:19,931 --> 00:11:21,699
Nie ma mowy, żeby mój tata
wiedział,

239
00:11:21,766 --> 00:11:23,567
jak Stane zepsuje jego firmę.

240
00:11:23,635 --> 00:11:25,736
Że jego sprzęt skończy na ulicy.

241
00:11:25,804 --> 00:11:28,606
Że jego praca zostanie użyta do
krzywdzenia ludzi.

242
00:11:28,673 --> 00:11:30,307
Nie mógł wiedzieć, że tylko ja

243
00:11:30,375 --> 00:11:31,475
będę mógł to powstrzymać.

244
00:11:31,543 --> 00:11:34,378
Tony,
uporamy się z tym.

245
00:11:34,446 --> 00:11:37,214
I no wiesz... Może to nie jest
najgorsze, co się mogło stać.

246
00:11:37,282 --> 00:11:38,582
Co to miało znaczyć?!

247
00:11:38,650 --> 00:11:40,050
Nic.

248
00:11:40,118 --> 00:11:42,119
Tylko to, że może za bardzo się
tym przejmujesz

249
00:11:42,187 --> 00:11:43,487
I zaniedbujesz--

250
00:11:43,555 --> 00:11:45,923
Wiesz, co się dzieje, gdy się
nie przejmuję.

251
00:11:45,991 --> 00:11:47,491
Ludzkie życia są zagrożone.

252
00:11:47,559 --> 00:11:50,427
a beze mnie, by zginęli.

253
00:11:50,495 --> 00:11:51,595
Jeśli tego nie rozumiesz,

254
00:11:51,663 --> 00:11:53,130
to mnie zostaw.

255
00:11:54,966 --> 00:11:57,601
Tony, spokojnie.

256
00:11:57,669 --> 00:12:00,537
Nie... Nie możesz brać na siebie
takiej odpowiedzialności.

257
00:12:00,605 --> 00:12:02,106
Rhodey chciał powiedzieć, że--

258
00:12:02,173 --> 00:12:03,707
Idźcie... stąd!

259
00:12:10,715 --> 00:12:13,517
Robiłem to wszystko dla ciebie,
tato.

260
00:12:33,371 --> 00:12:35,673
Hmm... Tony nie odbiera telefonu.

261
00:12:35,740 --> 00:12:36,707
Widziałeś go dzisiaj rano?

262
00:12:36,775 --> 00:12:37,841
E e.

263
00:12:37,909 --> 00:12:38,742
Kiedy wstałem, już go nie było.

264
00:12:38,810 --> 00:12:40,477
Niech to.

265
00:12:40,545 --> 00:12:41,445
Myślisz, że uciekł?

266
00:12:41,513 --> 00:12:42,446
Nie ma tak dobrze.

267
00:12:42,514 --> 00:12:43,747
W porządku?

268
00:12:43,815 --> 00:12:44,882
Oł.

269
00:12:44,950 --> 00:12:46,850
Mniej więcej... zalatuje ci.

270
00:12:46,918 --> 00:12:48,319
Mniej więcej.

271
00:12:48,386 --> 00:12:49,720
Zgubiłeś szczoteczkę?

272
00:12:49,788 --> 00:12:51,422
Ja...

273
00:12:51,489 --> 00:12:53,223
...was... przepraszam za to

274
00:12:53,291 --> 00:12:54,758
jaki wczoraj byłem.

275
00:12:54,826 --> 00:12:56,727
Tego właśnie chciał mój tata.

276
00:12:56,795 --> 00:12:58,996
I muszę to zrobić, żeby zachować
firmę.

277
00:12:59,064 --> 00:13:01,065
Muszę się starać niezależnie
od wszystkiego.

278
00:13:01,132 --> 00:13:03,567
Uuu... Faktycznie zalatujesz.

279
00:13:03,635 --> 00:13:05,169
Czyli zostajesz w szkole?

280
00:13:05,236 --> 00:13:06,437
I nie obleję zajęć teatralnych?

281
00:13:06,504 --> 00:13:07,972
Tak... teatr.

282
00:13:08,039 --> 00:13:09,540
Ten test.

283
00:13:09,607 --> 00:13:12,076
Co... Eee... Co to miało być?

284
00:13:12,143 --> 00:13:13,544
<i>Hamlet?
O czym to jest?</i>

285
00:13:13,611 --> 00:13:14,745
O!
To jest o księciu,

286
00:13:14,813 --> 00:13:17,982
który... Em... Jest wewnętrznie rozdarty,

287
00:13:18,049 --> 00:13:21,585
kiedy próbuje... pomścić zmarłego
ojca.

288
00:13:24,222 --> 00:13:26,590
Hehehe... Nie no. Serio? O czym jest?

289
00:13:30,829 --> 00:13:32,129
Hehe... Żartujecie.

290
00:13:41,906 --> 00:13:45,809
Klaso, co to jest
metoda Stanisławskiego?

291
00:14:09,968 --> 00:14:12,836
Psst, Tony!
Twoja kolej!

292
00:14:12,904 --> 00:14:15,305
Eee... Tekst?

293
00:14:15,373 --> 00:14:16,573
Być...

294
00:14:16,641 --> 00:14:18,909
Po prostu żałosne.

295
00:14:18,977 --> 00:14:20,677
-Nie pomagacie.
-Hej!

296
00:14:20,745 --> 00:14:22,112
Może spróbujemy to...

297
00:14:25,583 --> 00:14:29,153
Wiesz dobrze, książę, żeś to uczynił

298
00:14:29,220 --> 00:14:32,256
I upominki swoje ubarwiałeś takimi słowy,

299
00:14:32,323 --> 00:14:34,591
której wszelkiej rzeczy wartość podnoszą.

300
00:14:34,659 --> 00:14:36,026
Woń ich uleciała, weź je na powrót panie.

301
00:14:36,094 --> 00:14:37,494
w oczach bowiem każdej

302
00:14:37,562 --> 00:14:39,196
szlachetnej myślącej osoby

303
00:14:39,264 --> 00:14:40,831
najdroższe dary lichymi się stają.

304
00:14:40,899 --> 00:14:44,001
Ha-ha, Jest żeś uczciwa?

305
00:14:44,069 --> 00:14:45,469
Mości książę.

306
00:14:45,537 --> 00:14:47,204
Jest żeś piękna?

307
00:14:47,272 --> 00:14:49,139
Co znaczą te pytania?

308
00:14:49,207 --> 00:14:52,276
To, że jeżeli jesteś uczciwa
i piękna,

309
00:14:52,343 --> 00:14:55,579
uczciwość twoja nie powinna
mieć nic do czynienia z pięknością.

310
00:14:55,647 --> 00:14:57,748
O! Dobra.
Może być.

311
00:15:05,757 --> 00:15:07,925
Mogę zapamiętać mnóstwo
kodu komputerowego i

312
00:15:07,992 --> 00:15:08,926
schematy zbroi.

313
00:15:08,993 --> 00:15:11,095
Ale tego za nic!

314
00:15:11,162 --> 00:15:12,496
Wyluzuj.

315
00:15:12,564 --> 00:15:14,898
Przecież masz jeszcze czas
przed występem.

316
00:15:14,966 --> 00:15:16,934
Powtórzę to z tobą jeszcze parę
razy.

317
00:15:17,001 --> 00:15:18,168
Nie musisz grać dobrze.

318
00:15:18,236 --> 00:15:19,636
Musisz tylko mówić tekst.

319
00:15:19,704 --> 00:15:21,271
Nie muszę grać dobrze?

320
00:15:21,339 --> 00:15:23,307
Przecież wtedy będę pośmiewiskiem.

321
00:15:23,374 --> 00:15:25,309
Daniels wynajęła teatr.

322
00:15:25,376 --> 00:15:27,711
Widownią będzie cała szkoła.

323
00:15:27,779 --> 00:15:30,347
No i jak w ogóle można
zaplanować test na wieczór?

324
00:15:32,016 --> 00:15:34,651
Jej! Śpieszą się.

325
00:15:34,719 --> 00:15:35,586
Chyba coś się...

326
00:15:36,688 --> 00:15:37,921
dzieje.

327
00:15:37,989 --> 00:15:39,022
Coś strasznego. I to bardzo.

328
00:15:52,003 --> 00:15:55,506
Żądam, żeby przyszedł tu Iron Man
i to zaraz!

329
00:15:55,573 --> 00:15:58,008
Słyszysz mnie, Iron Manie?

330
00:15:58,076 --> 00:16:01,044
Jeśli Iron Man się nie pojawi,

331
00:16:01,112 --> 00:16:05,549
to zmienię całe miasto w kupę
dymiącego popiołu.

332
00:16:15,437 --> 00:16:16,771
Otwórzcie ogień!

333
00:16:20,175 --> 00:16:21,476
Hehehe! Przyjemnie.

334
00:16:28,717 --> 00:16:31,819
Living Laser, ten gość od banku.

335
00:16:31,887 --> 00:16:34,622
Wyciek energii musiał go jakoś
zmienić.

336
00:16:36,759 --> 00:16:38,726
Muszę coś zrobić.

337
00:16:38,794 --> 00:16:41,362
Policja, on ich skrzywdzi lub gorzej.

338
00:16:41,430 --> 00:16:42,363
Tony.

339
00:16:42,431 --> 00:16:44,132
Ale mam ten test.

340
00:16:44,199 --> 00:16:45,333
Mogę na niego nie zdążyć

341
00:16:45,401 --> 00:16:47,402
i stracić Stark International.

342
00:16:47,469 --> 00:16:49,537
Rhodey,
co powinienem zrobić?

343
00:16:49,605 --> 00:16:51,172
Walczysz.

344
00:16:51,240 --> 00:16:52,907
Ratujesz życie.

345
00:16:52,975 --> 00:16:55,143
Ale nie musisz robić tego sam.

346
00:16:55,210 --> 00:16:58,212
Dzisiaj miasto potrzebuje
Iron Mana,

347
00:16:58,280 --> 00:17:00,148
więc zajmij się tym kolesiem.

348
00:17:00,215 --> 00:17:01,749
Zdąż wrócić do teatru,

349
00:17:01,817 --> 00:17:04,385
a ja i Pepper zajmiemy się resztą.

350
00:17:07,423 --> 00:17:09,090
Nie martw się.

351
00:17:09,158 --> 00:17:10,425
Uda się nam...

352
00:17:10,492 --> 00:17:11,492
Razem.

353
00:17:11,560 --> 00:17:12,560
Dzięki.

354
00:17:12,628 --> 00:17:13,761
Mam u ciebie dług.

355
00:17:13,829 --> 00:17:16,364
Taa... wystarczy, że to przeżyjesz.

356
00:17:16,432 --> 00:17:19,133
Idź już
i nie spóźnij się!

357
00:17:25,474 --> 00:17:27,475
O nie.
Nie przyjdzie, co nie?

358
00:17:27,543 --> 00:17:29,143
Na pewno nie zdam.

359
00:17:29,211 --> 00:17:30,978
Co się stało?!

360
00:17:31,046 --> 00:17:33,414
Złoczyńca... Times Square...

361
00:17:33,482 --> 00:17:35,516
Kłopoty...

362
00:17:35,584 --> 00:17:37,418
Hej!
To jest naprawdę złe!

363
00:17:37,486 --> 00:17:39,120
Głupi złoczyńca!

364
00:17:39,188 --> 00:17:41,889
A test zaczyna się za 40 minut!

365
00:17:41,957 --> 00:17:44,992
I właśnie w tym czasie musimy coś
wymyślić.

366
00:17:51,800 --> 00:17:56,604
Za chwilę czeka cię bardzo, bardzo
złe poparzenie.

367
00:17:56,672 --> 00:18:00,274
Laser, zostaw go.

368
00:18:00,342 --> 00:18:01,476
Whoosh!

369
00:18:03,612 --> 00:18:05,179
No dobra.

370
00:18:05,247 --> 00:18:07,315
Chcę tylko ciebie.

371
00:18:07,383 --> 00:18:09,117
Muszę ci podziękować.

372
00:18:09,184 --> 00:18:10,818
Wiesz... Za to, co mi wcześniej
powiedziałeś.

373
00:18:10,886 --> 00:18:12,286
Pamiętasz?

374
00:18:12,354 --> 00:18:14,789
Mówiłeś, że rabowanie banku
przez osobę zmieniającą się w laser

375
00:18:14,857 --> 00:18:16,691
jest głupie.

376
00:18:16,759 --> 00:18:17,925
Miałeś rację,

377
00:18:17,993 --> 00:18:20,595
więc wpadłem na lepszy pomysł.

378
00:18:20,662 --> 00:18:22,063
Tak. Jaki?

379
00:18:22,131 --> 00:18:25,266
Będę człowiekiem, który zniszczył
Iron Mana.

380
00:18:38,647 --> 00:18:40,481
Tylko na tyle cię stać?

381
00:18:40,549 --> 00:18:43,351
Szkoda.

382
00:18:43,419 --> 00:18:44,585
Ach!

383
00:18:44,653 --> 00:18:45,520
Boom!

384
00:18:47,623 --> 00:18:48,890
Ach.

385
00:18:48,957 --> 00:18:50,057
Posłuchaj mnie.

386
00:18:50,125 --> 00:18:52,160
Potrzebujesz pomocy.

387
00:18:52,227 --> 00:18:55,062
Energia ze sprzętu, którego
używałeś się zmieniła.

388
00:18:55,130 --> 00:18:56,297
To się źle skończy.

389
00:18:56,365 --> 00:18:57,832
I co z tego?

390
00:18:57,900 --> 00:18:59,700
Przez całe życie byłem nikim,

391
00:18:59,768 --> 00:19:02,303
a teraz jestem kimś.

392
00:19:02,371 --> 00:19:04,572
Jestem Living Laserem.

393
00:19:08,877 --> 00:19:09,877
Hahahahahaha! Jesteś kimś?

394
00:19:09,945 --> 00:19:11,078
Zabawnie to brzmi

395
00:19:11,146 --> 00:19:12,380
z ust faceta, który

396
00:19:12,448 --> 00:19:14,415
teraz nawet nie ma ciała.

397
00:19:14,483 --> 00:19:16,417
Śmiejesz się ze mnie?

398
00:19:16,485 --> 00:19:19,120
Ha! Myliłem się.

399
00:19:19,188 --> 00:19:20,455
Nie potrzebujesz lekarza

400
00:19:20,522 --> 00:19:22,256
tylko terapeuty.

401
00:19:22,324 --> 00:19:24,559
I powinieneś był zostać
przy kradzieżach.

402
00:19:45,481 --> 00:19:48,449
To łaskocze.

403
00:19:48,517 --> 00:19:49,417
Ach!

404
00:19:56,558 --> 00:19:57,758
Świetnie.

405
00:20:17,513 --> 00:20:18,980
No dobra. Koniec zabawy.

406
00:20:19,047 --> 00:20:20,815
Nie wygrasz, Iron Manie.

407
00:20:20,883 --> 00:20:23,518
Nawet nie wiesz, czym jest moc.

408
00:20:23,585 --> 00:20:26,320
Ja nią jestem!

409
00:20:26,388 --> 00:20:30,157
Nic mi nie zrobisz, ale ja tobie
tak.

410
00:20:30,225 --> 00:20:31,926
Myślisz, że nie przejdę przez
zbroję?

411
00:20:31,994 --> 00:20:33,361
To patrz!

412
00:20:33,428 --> 00:20:35,196
uh!

413
00:20:35,264 --> 00:20:36,998
Zagrożona integralność zbroi.

414
00:20:37,065 --> 00:20:38,966
Nadchodząca awaria osłon.

415
00:20:39,034 --> 00:20:41,702
Niemożliwe zrównoważenie
z częstotliwością energii.

416
00:20:41,770 --> 00:20:43,070
Ach.

417
00:20:43,138 --> 00:20:44,171
Częstotliwość.

418
00:20:44,239 --> 00:20:46,340
On może ją zmieniać.

419
00:20:46,408 --> 00:20:47,942
Dlatego repulsory nie działały.

420
00:20:48,010 --> 00:20:51,045
Jego forma energetyczna działa
na innej długości fali.

421
00:20:51,113 --> 00:20:53,548
Komputerze, zmień częstotliwość
broni

422
00:20:53,615 --> 00:20:55,416
na posiadaną przez Living Lasera.
Już!

423
00:20:55,484 --> 00:20:56,984
Analiza...

424
00:20:57,052 --> 00:20:58,786
Częstotliwość zmieniona.

425
00:20:58,854 --> 00:21:00,588
Chcesz mocy, Laser?

426
00:21:00,656 --> 00:21:01,556
Masz tu więcej!

427
00:21:04,026 --> 00:21:05,092
Jak...

428
00:21:05,160 --> 00:21:06,928
To niemożliwe.

429
00:21:06,995 --> 00:21:08,796
Jestem Living Laserem.

430
00:21:08,864 --> 00:21:10,331
Nic mi nie zrobisz!

431
00:21:10,399 --> 00:21:11,766
Właśnie robię.

432
00:21:23,579 --> 00:21:25,413
Cóż, to było...

433
00:21:25,480 --> 00:21:26,747
Hamlet!

434
00:21:42,664 --> 00:21:45,466
Och! Dobrze, że pan jest, panie
Stark.

435
00:21:45,534 --> 00:21:47,435
Możecie już zaczynać.

436
00:21:50,505 --> 00:21:52,773
Ja...
Nic nie pamiętam.

437
00:21:52,841 --> 00:21:53,808
Nie znam tekstu.

438
00:21:53,875 --> 00:21:54,809
Nie mogę.

439
00:21:54,876 --> 00:21:56,177
No dobra.

440
00:21:56,244 --> 00:21:58,212
Tylko spokojnie.

441
00:22:04,019 --> 00:22:05,453
Laertes jeszcze tu?

442
00:22:05,520 --> 00:22:07,922
Dalej na okręt!

443
00:22:07,990 --> 00:22:09,323
Przyjaciół, których doświadczysz,

444
00:22:09,391 --> 00:22:11,058
a których wybór

445
00:22:11,126 --> 00:22:12,960
okaże się być

446
00:22:13,028 --> 00:22:14,261
dla ciebie godnym.

447
00:22:14,329 --> 00:22:16,597
Uff. Dzięki wam.

448
00:22:16,665 --> 00:22:18,766
Tego nie ma w tekście, panie
Stark.

449
00:22:18,834 --> 00:22:20,101
Sorki.

450
00:22:20,168 --> 00:22:23,671
Jednym słowem, rzetelnym bądź
sam względem siebie.


----**---

Witajcie w tym oto ważnym dniu. Według Wikipedii, IMAA zaczęło być emitowane 24 kwietnia 2009 r. Stąd pomyślałam, by ten dzień poświęcić naszym herosom. Nie będę spamować. Jedynie zachęcam do wzięcia udziału w konfie na Skype. Obchodzenie tego dnia trwa całą dobę. Chyba "Hamlet" należy do jedynych z trudniejszych tłumaczeń przez gadatliwość Pepper oraz te teksty antyczne. Jednak udało się. Aha i do bloga dopiero wrócę po maturach, więc bądźcie cierpliwi :)
© Mrs Black | WS X X X