XI Porozmawiajmy w Zaświatach

Matthew otworzył oczy. Słyszał głosy rodziny oraz lekarki, lecz nie widział ich. Szedł w ciemności, chociaż w oddali dostrzegł małe światełko. Im bliżej podchodził, tym bardziej rozjaśniało mu drogę.

 - Nie sądziłem, że tak szybko stęsknisz się za staruszkiem.

 - Tata? Ja… Ja umarłem? – podszedł zdezorientowany, a głosy z góry nadal nie ustawały. Starały przebić się przez mrok.

 - Tak jakby, a raczej do tego zmierzasz. – Odwrócił się do niego twarzą. Wyglądał tak jak na łożu śmierci. Bez koszulki. Z odsłoniętą klatką piersiową, z której emanował blask implantu. Chłopak nieśmiało dotknął ojca. Wydawał się realny.

 - Ty nie żyjesz. Ja nie umrę. Nie będę taki jak ty! – wykrzyczał spanikowany. – Nie zabierzesz mnie ze sobą!

 - Dlatego wciąż jest nadzieja, iż do nich powrócisz. Chciałbyś mi o czymś powiedzieć? Coś cię na pewno zastanawia. – Uśmiechnął się ciepło do syna. – Nie wstydź się. Masz prawo pytać o wszystko.

 - Dla… Dlaczego nas zostawiłeś? Dlaczego zachowałeś się tak bezmyślnie? Czemu… Czemu przybyłeś mi z pomocą?! Wiedziałeś jak to się dla ciebie skończy! – w głosie było słyszeć żal. Mężczyzna potarł jedynie bródkę, patrząc na niego z zaciekawieniem.

 - Zawsze liczyłem się z ryzykiem. Tak działają bohaterowie. Ty przecież rzuciłeś się na pomoc matce. Zachowałeś się odważnie, ale i głupio. – Puknął go głowę. – Miałeś być ode mnie lepszy. Postaraj się bardziej, bo stracisz szansę na szczęście, Matthew. A to. – Wskazał na mechanizm. – Jest kluczem.

 - Kluczem? Nie rozumiem.

 - Do serca Toni na pewno. – Zaśmiał się. – Ona jest dla ciebie najważniejszym skarbem. Rób to co ona od ciebie oczekuje, a będzie twoja. – Doradził, dzieląc się męską radą w sprawach miłosnych.

 - Z mamą tak było? – spytał zaciekawiony.

 - Bardziej obrywałem w łeb za swoją bezmyślność. – Zachichotał, rozpływając się w wspomnieniach. – Wspaniała kobieta. Tylko też czasem zapomina o rozsądku.

 - Wiem. Każdy zapomina. To rodzinne. – Zaśmiał się krótko, gdyż poczuł ogromny ból. Zgiął się w pół, próbując oddychać. – Co się… Dzieje?

 - Chyba cię ściągają na ziemię albo rozrusznik już się psuje.

 - Jak to? Przecież… - Nie dokończył, padając na kolana. Walczył z piekłem w klatce piersiowej.

 - Nieźle cię urządzili, a oni nie mają do nas litości. – Ostrzegł przed niebezpieczeństwem. Powoli znikało jego ciało. – Pamiętaj o sercu. Dla Toni.

 - Będę… Pamiętał. – Uśmiechnął się, roniąc łzy. Cały świat rozpadał się na miliony drobinek. Tak jakby były wielką układanką. Po raz ostatni mógł ujrzeć ojca, aż ciemność zamieniła się w porażającą biel. Otworzył oczy, mrugając parokrotnie.

 - Mamy go. – Usłyszał głos lekarki, która płakała. Starał się pojąć sytuację, gdyż nie leżał w części medycznej, a szpitalu. Dotknął mechanizmu, a raczej bandaży.

 - Co… Wy… Zrobiliście? – spytał słabym głosem. Nie słyszał dźwięku mechanizmu co zaniepokoiło go. Czuł się zmieniony. W sali znajdował się sam personel medyczny. Obok mógł dostrzec sprzęt do reanimacji. Powoli elementy układały się w całość. Wiadomość w Zaświatach była prawdziwa. Umierał przez zniszczony wspomagacz.

 - Napędziłeś nam sporego strachu. – Otarła policzki z łez. – Byłeś martwy przez czterdzieści minut.

 - Ma… Martwy? – wyjąkał przerażony. Ból odczuwał, chociaż intensywność stała się dosyć znośna. Szukał brakujących odpowiedzi. – Gdzie… Implant?

 - Już tęsknisz za nim? Nie jest potrzebny, lecz… Musieliśmy ci dać coś innego. Jest połączone z sercem, więc nie potrzebujesz ładowarki. – Uśmiechnęła się ciepło. – Teraz będzie lepiej, Matthew. – Uchyliła się i dała mu całusa w policzek. – Odpoczywaj.

 - Zostań. Proszę. – Mówił błagalnym tonem. – Nie chcę… Być sam.

 - A więc zostanę, bohaterze. – Usiadła obok łóżka chorego, wyjmując książkę do czytania. Zaczęła mu czytać, aby dać spokój ducha. Tego właśnie potrzebował. Chwili rozluźnienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X