VII Vendetta

Droga obyła się bez wpadania w korek. Pojazdy sprawnie przemierzały ulice, zaś władze nie miały wezwań. Pozorny spokój wydawał się ciszą przed burzą. Wiedział o tym każdy kto żył w Nowym Jorku. Wraz z rosnącą liczbą złoczyńców przybywało bohaterów.

 Po dotarciu do domu, Matt poszedł do pokoju wujka. Jego pokój znajdował się na parterze, aby mógł mieć łatwiejszy dostęp do pozostałych części budynku. Siedział na łóżku, przeglądając stary album ze zdjęciami.

 - Dzień dobry, wujku. Jak zdrowie? – spytał zmartwiony. Martwił się o każdego, ale nie o siebie. Każdy mu powtarzał, iż odziedziczył to po ojcu.

 - Coraz lepiej. Są momenty jak nie potrafię wstać, ale walczę. – Uśmiechnął się, odkładając album. – Słyszałem, że byłeś w szpitalu. Twoja mama bała się o ciebie. Jak się czujesz? – teraz i w nim odezwała się troska o młodzieńca.

 - Dziś dostałem wypis. To wina Ducha, bo pochłonął energię z baterii rozrusznika. Potem jakaś baba mnie otruła, ale już jest dobrze. – Uspokoił członka rodziny, żeby nie wpadał w panikę.

 - Nie zadzieraj z nim. To niebezpieczny typ. – Ostrzegł z powagą w głosie.

 - Bo zabił tatę? – zadał dość niekomfortowe pytanie. – Wiem, że to zrobił.

 - Wykańczał go, ale ostatni cios zadał sobie sam. – Wyznał prawdę dość bolesną, lecz nadal mówił. – Wiedział, że jeśli znowu będzie walczył, doktor Yinsen mu nie pomoże. Byłem przy tym, więc uwierz mi.

 - Wujku… - Chłopakowi zabrakło słów, ale ciekawość doprowadzała do obłędu. Pragnął poznać całą historię. – Chcę wiedzieć wszystko.

 - Nie wiem czy to dobry pomysł, ale… No tak. Nie jesteś już dzieckiem. Dorosły z ciebie mężczyzna. – Uśmiechnął się łagodnie, kontynuując opowieść. – Lekarz miał dość bezmyślności twojego ojca. Ostrzegał i groził, że jeśli nie będzie go słuchał, już nigdy mu nie pomoże. – Na moment przerwał, biorąc większy wdech. – Ale gdy porwali ciebie, wkurzył się. Zignorował groźby i odbił cię.

 - Gdybym nie przyszedł na świat, doktor Yinsen mógłby mu pomóc. Gdyby nie ja, on nadal by żył! Ja go zabiłem! Ja! – wykrzyczał przerażony, a z oczu wyleciało parę łez.

 - Matt, nikt nie mógł tego przewidzieć. Nawet twoja mama, a czasu nie cofniemy. Żyć nie możemy przeszłością. Żyjmy jutrem.

 - Jutro. Żyć… Mam żyć? -  zadał sobie pytanie na głos. Szybko wymazał je z pamięci na myśl o spotkaniu z Toni. – Przepraszam, wujku. Zdrowiej.

 - Tylko nie bądź mściwy. Tak nie postępują bohaterowie. – Dał radę dość cenną. Nie chciał o niej zapomnieć.

 - Nie będę. Nie idę w jego ślady. – Zaparł się stanowczo, idąc do swych czterech ścian. Podszedł do tablicy z przypiętą listą przestępców. Przyjrzał się jej uważnie i zaktualizował dane. Zniknęło z niej pięć nazwisk.

 Po zapisaniu poprawek wskoczył pod prysznic, żeby zmyć zapach szpitala. Mnóstwo myśli przelatywało mu przez głowę, a poznając Toni nie wiedział czy przeszłość ich ojców zniszczy budowaną przyjaźń.

 Z plątaniny umysłu wyrwał go dźwięk telefonu. Od razu ubrał się, schodząc na dół. Chwycił za słuchawkę telefonu.

 - Halo? – spytał, czekając na odpowiedź po drugiej stronie.

 - Myślałam, że dasz mi numer komórki, geniuszu. – Usłyszał podburzony ton lekarki.

 - Toni? Przecież spotkanie jest jutro. – Nieco zdziwił się głosem rozmówcy. Próbował zrozumieć jaki miała cel.

 - Wiem o tym, ale to nie może czekać. Może mi otworzysz? – te słowa bardziej go zszokowały. Odłożył słuchawkę, podchodząc do drzwi. Przed nimi dostrzegł przyjaciółkę. Otworzył bez wahania. Wpatrywał się uważnie. Wydawała się być dalej.

 - Nie uciekaj. To ja, Matthew. Chodź. Napijesz się czegoś. – Zaproponował. Nastolatka stała w miejscu.

 - Muszę ci coś pokazać. – Wyjęła spod kurtki sporej grubości teczkę z podpisanymi danymi Iron Mana. – Nie chcę, żebyś tak skończył. – Rozsypała papiery i uciekła.

 - Toni, poczekaj! – wołał dziewczynę, lecz wciąż nie był silny po zabiegu. Podszedł do teczki, patrząc na rozsypane kawałki badań. Prześwietlenia, skany, wyniki krwi, a także opisy operacji. Na widok wyglądu uszkodzonego serca poczuł się słabo. Mimowolnie runął na ziemię. Zanim na dobre odpłynął usłyszał krzyki matki.

 Matthew zbudził się z krzykiem we własnym pokoju. Obok siedziała rodzicielka, której przerażenie nie znikało.

 - Zemdlałeś, Matt. Musisz odpoczywać. – Poprosiła kobieta, poprawiając okład na głowie.

 - Gdzie Toni? – zaniepokojony szukał wzrokiem lekarki. Poza Patricią nie dostrzegł nikogo. Ciemność w pokoju.

 - Nie było jej tu. Znalazłam cię w łazience, bo długo nie schodziłeś na kolację. – Wyjaśniła, choć chłopak nadal czuł się zagubiony. Prawda zmieszała się z fikcją.

 - Zostaniesz tu? Proszę. – Poprosił, bojąc się zamknąć oczy. Dawno nie odczuwał takiego strachu.

 - Zostanę. Będę tu tak długo, ile trzeba. – Uśmiechnęła się do niego, całując w czoło. Matt walczył z ciałem. Usiłował wygrać i tę walkę. Niestety, lecz poniósł porażkę. Ciemność zabrała go ze sobą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X