**Pepper**
Nie zdołałam zliczyć kolejnych litrów wina. Chyba straciłam kontrolę nad sobą. Głównie nie byłam w stanie ustać na nogach bez kołysania. Szybko straciłam równowagę, tłukąc kieliszek o podłogę. Najpierw był jeden trzask, a następnie drugi, bo próbowałam nalać kolejną ilość alkoholu. Za trzecią próbą efekt był taki sam.
Kiedy chciałam spróbować jeszcze raz, upadłam na odłamki szkła. Do tego zbudziłam Rhodey'go. Nie wyglądał na zachwyconego.
Rhodey: No musisz tak hałasować... Musisz?
Pepper: Rhodey... napij się ze mną. Będzie super
Rhodey: Nie ma mowy. Mam dość trunków, Pepper... Gdzie Tony?
Pepper: W bazie... Nie chciał ze mną pić i zrobiło mi się naprawdę przykro. Proszę, nie odmawiaj tej maleńkiej lampki
Rhodey: Jesteś pijana! Ach! Idź spać
Pepper: Nie pójdę, dopóki nie wypiję całej butelki. Ma być sucha
Rhodey: Spać
Pepper: Nie zgadzam się
Rhodey: Więc powiem twojemu mężowi, żeby zablokował wszystkie szafki. Nie będziesz miała do nich dostępu
Pepper: Tony tego nie zrobi. On mnie kocha! O! Pójdę do niego
Rhodey: Ej! Lepiej wstań i pozwól sobie opatrzyć rany
Pepper: Eee... Do wesela się zagoi
Rhodey: Raczej nie twojego
Zaśmiał się i pomógł mi wstać, choć nie potrzebowałam niczyjego wsparcia. Jednak zgodziłam się uderzyć w kimono. Odstawiłam butelkę wina na stół i poszłam do sypialni.
~*Następnego dnia*~
**Tony**
Extremis pozwalało na efektywniejszą pracę, która wiązała się z niewielką ilością snu. Skończyłem robotę o piątej nad ranem i nadal nie odczuwałem zbytniego zmęczenia. Życie stało się łatwiejsze. Zdołałem usprawnić nasze zbroje, by były bardziej odporne na ataki.
Tony: JARVIS, wykonaj skan. Szukaj obcej sygnatury
[[Nie znaleziono żadnych śladów po obcych]]
Tony: A jacyś wrogowie?
[[Również nie wykryłem]]
Tony: Nawet Punishera?
[[Wciąż jest poza zasięgiem]]
Tony: Dziwna sprawa. Atakuje znienacka niewinne osoby. W końcu musi się pokazać
[[Uważam, że ciągłe szukanie niebezpieczeństwa nie pomoże w życiu z rodziną]]
Tony: Co zatem sugerujesz?
[[Ostatnio zaniedbał pan swoją córkę. Proszę się o nią troszczyć]]
Tony: Ech! Sama sobie świetnie daje radę
[[Potrzebuje ojca]]
Tony: Lepiej sprawdzę, co z Pep. Raczej nie upiła się za bardzo
Wyszedłem ze zbrojowni do części domowej, gdzie natknąłem się na Rhodey'go. Sprzątał szkło w kuchni. Chyba ruda przesadziła.
Tony: Co tak wcześnie? Nie umiesz zasnąć?
Rhodey: Muszę jej pilnować, a skoro się zjawiłeś, to przejmujesz tę działkę
Tony: Bardzo przegięła?
Rhodey: No trochę na pewno, bo chciała wypić całą butelkę. Na szczęście zrezygnowała, idąc do łóżka... Co robiłeś w zbrojowni?
Tony: Pracowałem
Rhodey: Pracowałeś? Przecież nie musisz, skoro pokonaliśmy wrogów. Nie ma już nikogo
Tony: Nie zapominaj o Castle
Rhodey: To już inna bajka
Tony: Rhodey, dzięki za pomoc
Rhodey: Do usług. Nigdy nie zostawiłbym cię, gdybyś miał jakiś problem. Jesteśmy braćmi, pamiętasz?
Tony: Pamiętam
Rhodey: Wyglądasz, jak zombie. Wskakuj do wyra, jasne?
Tony: No dobra... Najpierw sprawdzę, czy na pewno śpi
Rhodey: Powinna
Przyjaciel wrócił na kanapę, by zasnąć, a ja udałem się do ukochanej. Najpierw zerknąłem do nastolatek. Obie spały, więc ona również musiała to zrobić. Akurat leżała w łóżku, ale na jednym boku, trzymając silnie za kołdrę.
Tony: Śpij dobrze, kochana
Ucałowałem ją w czoło, kładąc się obok niej do snu. Była odrobinę niespokojna, co czułem po jej przyspieszonym oddechu. Pewnie miała koszmar. Nawet nie chciałbym wiedzieć, z czym się boryka. Każdy musi sam zwalczyć swoje nierzeczywiste lęki.
Tony: Pep, spokojnie. To tylko zły sen. Nic nie dzieje się naprawdę
Pepper: Tony...
Tony: Cii... Jestem tu przy tobie
Ścisnąłem za rękę żony po to, żeby odczuła moją obecność. Musiała uświadomić sobie, że może kontrolować to, co miała przed oczami. Czekałem, aż uspokoi się. Od siły strachu zależała długość walki z sennym koszmarem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi