Part 362: Złamane skrzydła anielicy


**Pepper**

Pusta obietnica. Nie miałam powodu, by mu ufać, choć to podstawa w związku. Roberta kiedyś mi o tym mówiła, że bez tego nie zbuduje się dobrych relacji z małżonkiem. Prawda, dlatego po części próbowałam uwierzyć na słowo. Rhodey z nim rozmawiał, a ja musiałam udać się do łazienki. Przemyłam oczy, spoglądając w lustro.

Pepper: Mogę tobie zaufać? Po tym wszystkim, co zrobiłeś? Jednak nie mam innego wyboru. Spróbuję przekonać się do twojej obietnicy

Wytarłam ręcznikiem twarz i wyszłam z pomieszczenia. Próbowałam być dobrej myśli, że już nic więcej złego się nie wydarzy. Akurat natknęłam się na Dianę, która piła sok.

Lightning: Zbyt cicho, jak na facetów
Pepper: Z tym się zgodzę... Jak się czujesz?
Lightning: Nawet dobrze, choć czasem myślę o mamie
Pepper: To zrozumiałe, ale musicie się wzajemnie wspierać
Lightning: Wy również
Pepper: Wiem o tym, choć jest mały problem
Lightning: Jaki?
Pepper: Nie wychodzi tak, jak ma być
Lightning: Potrzeba cierpliwości
Pepper: Wiadomo... Gdybyś czegoś potrzebowała, daj znać
Lightning: Dobrze

Poszłam do chłopaków, którzy nadal byli za cicho, choć ruszali gębą. Co tak spokojnie? Wciąż miałam złe przeczucia. Sprawdziłam, czy mąż wydobrzał, przykładając rękę do jego czoła. Nie miał gorączki. Fizycznie wyglądał na zdrowego, ale psychicznej nie znałam diagnozy.

Pepper: O czym tak sobie gadacie?
Rhodey: O tobie
Pepper: Poważnie? A co takiego dokładnie?
Rhodey: Nic złego
Pepper: Nie uśmiechacie się, więc...
Tony: Kochana, gadaliśmy o tym, że potrzebujesz pomocy
Pepper: Rhodey? Powiedziałeś mu?
Tony: Czegoś nie wiem?
Rhodey: Nie, Pepper. Nie mówiłem
Tony: Ej! Co to za sekrety? Tak nie można
Pepper: Och! Raczej czasem trzeba jakieś mieć... Czyli nie mówicie o mnie?
Rhodey: Eee... No wspominaliśmy czasy, gdy poznaliśmy się na osiedlu
Pepper: Ciągle pamiętam ten dzień, jakby on był wczoraj

Nagle przed oczami pojawiły się migawki wspomnień. Zmieniały się bardzo szybko. Głównie pokazywały pierwsze spotkanie z Tony'm, poznanie sekretu o Iron Manie, zaprzyjaźnienie się z Rhodey'm, zdanie testu na agentkę, śmierć mamy... Potem urwały się urywki pamiętliwych wydarzeń.

Tony: Pepper?
Pepper: Wybaczcie... Zaraz przyjdę

Pomaszerowałam natychmiast do kuchni, by połknąć leki na uspokojenie. Wzięłam dwie, bo nie zdenerwowałam się za bardzo. Popiłam je wodą, wracając do towarzystwa. Jednak zaczęłam czuć się inaczej. Słabo.

**Tony**

Nie powiedzieliśmy rudej, co dokładnie wspominaliśmy. Głównie mówiliśmy o stoczonych walkach oraz o tych, których straciliśmy. Musiałem wyrzucić to z siebie, by poczuć się lepiej. Pep ledwo zwracała uwagę na temat rozmowy. Przypominała nieobecną. Pogrążoną w myślach. Lekko ją szturchnąłem stopą o żebro. Lekko drgnęła.

Tony: Jak chcesz spać, to kładź się do łóżka. Zrobię za ciebie obiad, dobrze?
Pepper: Nie... jestem... senna
Tony: Pep, co się dzieje?

Spojrzała na ręce, a później na nas. Nie wiedziałem, jak mogłem pomóc. Wstałem z kanapy, kładąc ukochaną w swoje objęcia.

Tony: Lepiej?
Pepper: T... Tony
Tony: Jesteś chora?
Rhodey: Znowu je brałaś, tak? Ile tym razem?
Pepper: Dwie
Rhodey: Na pewno tylko dwie?
Tony: O czym wy mówicie? Co jest grane? Pepper, czy ty...
Pepper: Prze... Przepraszam
Tony: Pepper!

Krzyknąłem, a ona zemdlała. Poklepałem lekko po policzku, próbując zbudzić żonę. Bałem się, że sobie zaszkodziła. Co ona zrobiła? Od razu zadzwoniłem po karetkę.

Tony: Rhodey, żądam wyjaśnień! Co brała?!
Rhodey: Dziś nakryłem ją na wzięciu leków. Mówiła, że to na uspokojenie
Tony: Cholera! Musiała przedawkować!
Rhodey: Tony, uspokój się
Tony: Ile tego wzięła?!
Rhodey: Chyba łącznie będzie pięć
Tony: Pięć?! O nie! Pepper, coś ty narobiła?!

Sprawdziłem, czy oddychała. Ledwo, a do tego puls słabł z każdą minutą. Musiałem coś zrobić, zanim pojawią się lekarze. Przykryłem chorą kocem. Dalej pozostało czekać, aż trafi w odpowiednie ręce.

Tony: Obiecałem nie zabijać się. Obiecałem to dla ciebie, Pep. Musisz żyć, rozumiesz? Nie możesz umrzeć. Straciłem was zbyt wielu. Nie chcę teraz stracić ciebie!
Rhodey: Powinienem ją powstrzymać. Jeśli ktoś zawinił, to tylko ja
Tony: Rhodey...
Rhodey: Tak, Tony. Mnie możesz winić za jej stan. Tylko i wyłącznie mnie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X