Part 361: Pochłonięty nienawiścią


**Tony**

Wszystko zaczęło płonąć. Nawet kanapa oraz pomieszczenie medyczne. Powoli każdy element w zbrojowni pochłaniał ogień. Również pojawiło się więcej dymu i nie zakrywałem ust. Chciałem się zatruć. Nie zamierzałem przeżyć. Miałem zamiar zginąć tam, gdzie powstał bohater, który już nim nie był.
Gdy dusiłem się, Pepper chwyciła za gaśnicę, gasząc pożar. Zdołałem dostrzec, że żadna ze zbroi nie przetrwała. Jedynie część mebla była zwęglona.

Pepper: Tony, nie wdychaj tego! Zatrujesz się!
Tony: Tego chcę... Ekhm... Wybacz... mi
Pepper: Tony!

Upadłem na podłogę, lecz nadal pozostawałem przytomny. Pepper sama mnie zgarnęła z ziemi, a ja nie miałem ani trochę siły, żeby stawiać opór. Przerzuciła moją rękę przez swoje ramię, wyprowadzając z szczątków bazy. Byliśmy w salonie. Zostałem położony na sofie. Nie chciałem leżeć. Próbowałem wstać, lecz znowu pozostałem bez energii.

Pepper: Nie ruszaj się stąd... Myślałeś, że zabijając siebie i niszcząc fabrykę, to coś zmienisz? Guzik prawda! Tony, nie zniosłabym twojej śmierci po raz kolejny. Musimy żyć, rozumiesz? Nie próbuj popełniać samobójstwa, dobra? Masz mnie i Rhodey'go. Nie jesteś sam. Pamiętaj o tym
Tony: Pep...

Nie zdołałem nic więcej powiedzieć, zamykając oczy. Wiedziałem, co usiłowała zrobić. Zmuszała mnie, żebym odnalazł dawny powód do życia. Seryjni mordercy muszą ginąć, więc ja też powinienem tak skończyć. Jednak z drugiej strony, nie zostawiłbym rudej samej. Kochałem ją.

~*Pół godziny później*~

**Rhodey**

Pojechałem do fabryki razem z Dianą. Nie mogła pozostać bez opieki, gdyby ktoś próbował ją skrzywdzić. Może miała moce, lecz nie powinna walczyć.
Po pojawieniu się na miejscu, jedna z części była zwęglona. Kto podpalił zbrojownię? Przecież wrogów nie ma. Tony będzie wiedział, więc udałem się do jego domu. Zapukałem i weszliśmy do środka. Córka jedynie stała przy ścianie i nic nie robiła.

Pepper: Głodna?
Lightning: Nie
Pepper: Nie krępuj się. Rób, na co masz ochotę
Lightning: Dziękuję
Pepper: Rhodey, musimy pogadać
Rhodey: Po to przyjechałem
Pepper: To ważne
Rhodey: Dlatego tu jestem

Młoda zajęła się szukaniem smakołyków w lodówce. Faktycznie była głodna. Pewnie zaspokoi apetyt i pójdzie spać. Poszliśmy do salonu, gdzie dostrzegłem Tony'ego na kanapie. Czyżby moje przeczucia okazały się prawdziwe?

Rhodey: Co się stało?
Pepper: Podpalił zbrojownię. Niby ugasiłam pożar, lecz ze zbroi i lecznicy nic nie pozostało
Rhodey: Myślałem, że ktoś inny mógł być do tego zdolny. Co mu tak odbiło?
Pepper: Próbował się zabić
Rhodey: Co takiego?! Niemożliwe!
Pepper: Nie kłamię i sam się do tego przyznał
Rhodey: Boże! Aż tak przeżywa śmierć Marii?
Pepper: Nie tylko jej. Obwinia się za każdą śmierć... Rhodey, pogadaj z nim, bo ja nie wiem, co mam robić
Rhodey: No dobrze. Na pewno zmieni zdanie i będzie chciał żyć
Pepper: W tobie jedyna nadzieja

Te słowa zabrzmiały tak poważnie, aż zrozumiałem powagę sytuacji. Tony chciał się zabić. Nie mogłem pozwolić, by spróbował jeszcze raz.

Rhodey: Śpi?
Pepper: Tak
Rhodey: Na pewno?
Pepper: Sprawdzałam. Wszystko gra, choć prawie doszło do zatrucia
Rhodey: A ty, jak się czujesz?
Pepper: Muszę jakoś z tym żyć

Podeszła do szafki, wyjmując jakieś leki. Połknęła trzy tabletki, popijając wodą. Od kiedy musi coś brać?

Rhodey: Pepper?
Pepper: To tylko na uspokojenie. W ten sposób próbuję normalnie funkcjonować
Rhodey: Tony wie o tym?
Pepper: Nie i nie powinien wiedzieć, bo jeszcze zrobi coś głupiego
Rhodey: Tylko ty też nie próbuj
Pepper: Nie będę... Chyba nie

~*Dwadzieścia minut później*~

**Pepper**

Dostrzegłam, że mąż zaczął się budzić. Od razu podeszłam do niego razem z Rhodey'm. Otworzył oczy i spoglądał na nas. Odrobinę byłam spokojniejsza, lecz nadal bałam się, co może jeszcze wymyślić.

Pepper: Jak się czujesz, Tony? Nie zrobisz więcej głupot?
Tony: Pep, ja... Ja przepraszam... Nie powinienem tego robić... Kocham cię i... nie chcę umrzeć
Rhodey: No to widzę, że nie jestem potrzebny
Tony: Rhodey? Co tu robisz?
Rhodey: Oboje nie odbieraliście telefonów, więc przyjechałem was odwiedzić. Martwiłem się, wiesz?
Tony: Jak zawsze... Naprawdę mi wybaczcie. Obiecuję więcej tego nie zrobić
Pepper: Przyrzeknij
Tony: Przyrzekam

---**---

Przed nami ostatnia faza opowiadania. Składa się z sześciu partów. Ostrzegam, że robi się dziwnie, a końcówka może zaskoczyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X