Part 358: Pogrzebana żywcem


**Tony**

Pepper nadal nie była spokojna. Ciągle wierzyła w ten senny koszmar. Próbowałem ją obudzić, potrząsając jej ramionami, lecz bezskutecznie. Nadal trwała w tym samym stanie. Chyba nic innego nie pozostało, niż tylko czekać, aż sama wróci do rzeczywistości.
Nagle gwałtownie otworzyła oczy, wstając. Wciąż miała przyspieszony oddech. Od razu przytuliłem ukochaną, a ona uroniła łzy.

Tony: Cii... Już dobrze. Nic złego się nie stało
Pepper: Tony, ja... Ja widziałam coś... Coś okropnego... Widziałam, że ktoś umarł
Tony: Pep, nikt nie umrze. Miałaś zły sen
Pepper: Ale... Ale to było takie... prawdziwe. Ktoś zginie. Czuję, że tak się stanie
Tony: A ja ci mówię, że tak nie będzie. Chodźmy spać. Gdybyś znowu miała koszmary, będę blisko ciebie, zgoda?
Pepper: Chyba... Chyba tak... Przepraszam
Tony: Nie musisz, bo nic nie zrobiłaś

Delikatnie pocałowałem rudą w szyję i oboje położyliśmy się do łóżka.

~*Cztery godziny później*~

**Maria**

Obudziłam się w innym miejscu. Nie znajdowałam się w pokoju ani nawet w domu. Coś tu było bardzo, ale to bardzo nie tak. Miałam niewiele przestrzeni, a w komórce nie byłam w stanie złapać zasięgu. Jeśli Diana zrobiła jakiś chory żart, niech skończy, jak najszybciej. Musiałam oszczędzać tlen. Gdybym posiadała nadludzką siłę, rozwaliłabym drewniane więzienie. Moment... Coś chyba pamiętam. Drewniana skrzynia? O nie! Zostałam zamknięta w trumnie!

Maria: Dobra... Bez paniki, bo szybciej skończy mi się tlen. Diana raczej nie wywinęłaby takiego numeru. Kto mógł być zdoln, by posunąć się do tego? Głupia nadzieja, że ktoś mnie odnajdzie

Gdy zaczęłam uderzać pięściami w bok skrzyni, coś spadało w dół. Ziemia? Robi się coraz gorzej. Zaraz będę pogrzebana, jak trup lub sama się nim stanę.

**Lightning**

Wstałam z łóżka z zamiarem obudzenia przyjaciółki. Chciałam przestraszyć ją, dlatego wskoczyłam na jej posłanie, które okazało się puste. Nie przebrała się? Dziwne. Zdecydowałam zejść na dół, by wrócić z tatą do domu. Akurat jadł śniadanie z pozostałymi domownikami. Niestety, lecz Marii nadal nie było. Musiałam o nią zapytać. Martwiłam się nie na żarty.

Lightning: Maria wcześnie wstała. Widział ją ktoś może?
Rhodey: Nie było jej tu
Tony: Raczej nie schodziła na dół
Pepper: A nie śpi?
Lightning: No właśnie na tym polega problem. Jak wstałam, już jej nie było
Pepper: Potrafisz namierzyć ją za pomocą swoich mocy?
Lightning: Właśnie! Dziękuję za pomoc

Skupiłam swoje myśli na dziewczynie, poszukując śladów energii. Ledwo wyczuwałam życie. Przynajmniej wiedziałam, gdzie była. Jak ona się tam znalazła?

Pepper: Masz coś?
Lightning: Tak, ale chyba nikt nie chce iść na cmentarz
Pepper: Co?!
Tony: Kochana, uspokój się. Znajdziemy Marię
Lightning: Trzeba się pospieszyć. Ma coraz mniej czasu
Rhodey: No to idziemy
Lightning: Ty nie
Rhodey: Chcę pomóc
Pepper: Rhodey niech pójdzie. Im więcej nas będzie, tym lepiej
Tony: Chodźmy po zbroje. Pewnie przydadzą się

Wspólnie pobiegliśmy do zbrojowni, gdzie szybko uzbroili się w pancerze. Mi wystarczyły moje zdolności do lotu oraz walki. Wylecieliśmy przez dach. Oczywiście ja kierowałam ich tam, skąd wyczuwałam energię życiową Marii. Dziewczyno, trzymaj się. Pomoc jest w drodze.

**Maria**

Nie mogłam oddychać. Dusiłam się. Nawet nie musiałam liczyć, ile pozostało czasu. Nic nie mówiłam. Jedynie próbowałam rozwalić trumnę. Powoli brakowało też energii. Czy tak mam skończyć?
Kiedy zamierzałam się poddać, usłyszałam dźwięk repulsorów. Znaleźli mnie? Dzięki, Diana.

Maria: Tato... Mamo... Ekhm...

Ledwo wypowiedziałam kilka słów, tracąc przytomność. Przegrałam?

**Pepper**

Rhodey walczył z Punisherem, który stał za zniknięciem mojej córki. Razem z Tony'm próbowaliśmy, jak najszybciej dokopać się do trumny. Byłam przerażona, natrafiając na nieprzytomne dziecko. Wyciągnęliśmy ją z pułapki i położyliśmy przy pobliskim drzewie. Mąż usiłował przywrócić oddech. Uciskał klatkę piersiową, a ja zaciskałam nerwowo palce. Za to War Machine dorwał Castle.

Tony: No dalej, młoda. Walcz! Proszę cię! Maria!
Pepper: Córciu, bądź silna. Wiem, że potrafisz

Minęło pięć minut i bez rezultatu ratowaliśmy ją ponownie. Zamieniliśmy się miejscami. W oczach zbierały się łzy, lecz nie zamierzałam się poddać. Ona musiała żyć. Musiała. Miała całe życie przed sobą. Żaden bydlak nie powinien tego niszczyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X