Part 349: Polec z honorem


**Pepper**

Ładunek musiał być podłożony gdzieś blisko, lecz nie miałam bladego pojęcia, gdzie dokładnie mógł się znajdować. Słuchałam uważnie, próbując zlokalizować bombę. Czołgałam się po podłodze, zważając na ostrożność w razie kolejnej serii strzałów.
Nagle rozniósł się wybuch. Gdzie? W części roboczej. Natychmiast wstałam, biegnąc do wyjścia. Nie spostrzegłam pocisku, który zranił mnie w ramię. Wrzasnęłam z bólu, padając na kolana. Rana mocno krwawiła.

**Tony**

Przeraziłem się nie na żarty. Ten krzyk mógł należeć tylko do jednej osoby. Do Pepper. Zdołaliśmy ochronić polem siłowym ładunek, by wybuchł z kontrolowaną eksplozją. Maria nie została ranna. O mały włos od katastrofy, a wróg zniknął.

Rhodey: Myślisz, że uciekł?
Tony: Pewnie tak... Córciu, dobrze się czujesz?
Maria: Nic mi nie jest. Dzięki wam, ale mama...
Tony: Wiem... Już do niej idziemy

Polecieliśmy do domu. Blisko przejścia dostrzegliśmy czyjąś rękę. Bałem się, że oberwała. I nie pomyliłem się. Wydziałem jej grymas bólu, a do tego krwawiące prawe ramię. Chwyciłem ukochaną w swoje ramiona i zabrałem do lecznicy. Tam przyjrzałem się dokładnie ranie. Ta kula była inna. Mogła deformować się w ciele.

Pepper: Będę żyła?
Tony: Na pewno będziesz... To może trochę zaboleć
Pepper: Jak bardzo? Aaa! Kurwa mać! To jest te "trochę"?!
Maria: Mamo, trzymaj się. Musisz wytrzymać
Pepper: Aaa!
Tony: I już wyjęty
Rhodey: Rany. Martwego możesz zbudzić
Pepper: Bardzo śmieszne, Rhodey

Wyjęte odłamki położyłem na metalowej tacy, zaś kończynę zabandażowałem, tamując krwawienie. Sytuacja opanowana. Niby tak. Część pocisku dałem do analizy. JARVIS nie miał najlepszych wieści. Nigdy w życiu z czymś taki się nie spotkałem.

[[Pocisk mógł zawierać truciznę. Żeby odtruć organizm, potrzebna jest odtrutka]]

Tony: Chyba sobie żartujesz. Jak mamy ją zdobyć?

[[Innym sposobem jest transfuzja]]

Pepper: O nie. Nie piszę się na to
Tony: JARVIS?

[[Żartowałem]]

Rhodey: Hahaha! Chyba ktoś tu zaraz się nieźle wkurzy
Pepper: Hahaha! Komputer ma czarny humor
Tony: Popracuję nad tym
Pepper: Chętnie pomogę... JARVIS, jaka jest prawda?

[[Nic pani nie dolega. Rana powinna zagoić się w ciągu trzech dni]]

Pepper: Świetnie

Wszyscy byli uśmiechnięci, choć ten żart nie wypalił naszej sztucznej inteligencji. Wystarczy lekko zmodyfikować program i gotowe.
Kiedy chcieliśmy wrócić do części roboczej, rozległ się alarm. Jakaś energia uaktywniła się z niebezpieczną siłą rażenia. Znajdowała się niedaleko portu. Poprosiłem córkę, żeby została z Pep, a my polecieliśmy na miejsce sygnatury.

~*Godzinę później*~

**Rhodey**

Niebieska energia wydawała mi się podejrzliwie znajoma. Diana? Ona stała za tymi wybuchami o potężnej mocy? Upewniliśmy się, podchodząc bliżej jej źródła. Stała w środku portu, krzycząc, a siła elektryczności wysadzała skrzynie w powietrze.

Rhodey: Diana? Lightning, co z tobą?
Lightning: Tato?
Rhodey: Jestem tu. Możemy pogadać?
Tony: Lepiej uważaj, żeby cię nie skrzywdziła
Rhodey: Jest moją córką i ufam jej
Tony: Nie ma kontroli nad mocą. Musisz zachować ostrożność
Rhodey: Gdyby próbowała coś zrobić, użyj impulsu dźwiękowego
Tony: A jednak niezbyt masz do niej zaufanie
Rhodey: To tak na wszelki wypadek

Podszedłem bliżej Diany, która utworzyła wokół siebie krąg energetyczny. Jeśli go przekroczę, może mnie spalić. No nic. Raczej warto zaryzykować. Zdołałem przekroczyć barierę, podchodząc najbliżej córki, jak się dało.

Rhodey: Córeczko, co się stało? Dlaczego krzyczysz i marnujesz swoje siły?
Lightning: Jesteśmy sami... Mama... Ona nas opuściła
Rhodey: Przecież wiem, ale wróci
Lightning: Nie wróci!
Rhodey: Diana?
Lightning: Już jej nie zobaczymy żywej, rozumiesz?! Dzwonili z Akademii i powiedzieli że jakiś kadet...
Rhodey: Spokojnie. Co mówili?
Lightning: Dźgnął ją w brzuch i w takim stanie walczyła! Nie wycofała się, gdy została wezwana na misję! Była tak uparta, jak ty! Tato, ona umarła!

Byłem w szoku. Najpierw mama, a teraz moja żona. Załamałem się, aż zamierzałem krzyczeć. Jednak dla córki byłem silny. Przytuliłem ją, tłumiąc złość. W oczach zaszkliły się łzy, a ona płakała.

Rhodey: Wszystko będzie dobrze. Razem przez to przejdziemy

---**---
 \
Nie ma na razie chwili wytchnienia. Ciągle coś musi się dziać :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X