Part 346: Zranienie duszy i ciała


**Rhodey**

Niepotrzebnie to powiedziałem na głos. Był tak wściekły, aż rzucał wszystkim, co miał pod ręką. Wazon, niewielka lampa z komody, klucze do domu, a do tego zaczął bić pięściami w ścianę. Musiałem go uspokoić, zanim dostanie ataku ze stresu. Ostrożnie podszedłem do niego, kładąc rękę na ramieniu.

Rhodey: Tony, opanuj się. To nie twoja wina
Tony: Ten bydlak... On chodzi na wolności i przez niego ona zginęła?! Ile osób ma umrzeć z mojej winy?!
Rhodey: Złość ci tylko szkodzi. Pamiętasz, że masz na siebie uważać?
Tony: Była niewinna, Rhodey... Jak... Jak on mógł?
Rhodey: Już dobrze. Dorwiemy drania, ale najpierw wróćmy do zbrojowni
Tony: Dzięki... za... pomoc
Rhodey: Nie znamy się od wczoraj... No chodź... Pepper traci zmysły, bo nie wie, gdzie się szwendasz
Tony: Przeproszę... ją... Muszę
Rhodey: Jak się czujesz?
Tony: Jest okej
Rhodey: Nie kłam
Tony: Wolę kłamać... niż być... znowu ofiarą

Widziałem, że z trudem oddychał, ale nie chciał sobie pomóc. Sam zszedł po schodach, trzymając się za implant prawą ręką, a lewą próbować chwycić poręcz. Długo nie ustał i spadł ze schodów. Podbiegłem do niego, a on nie miał zamiaru wstawać. Zdołał usiąść i nic więcej nie robił.

Rhodey: Daj sobie pomóc. Wyglądasz kiepsko, a do tego zraniłeś sobie dłonie, gdy uderzałeś pięściami
Tony: Nic.. mi... nie będzie
Rhodey: Pepper na ciebie czeka z Marią. Nie zamierzasz wrócić do nich?
Tony: Nie... Nie będę... ranił... kolejnych osób
Rhodey: Nikogo nie skrzywdzisz, bo kochasz rodzinę, którą masz. Nie byłbyś w stanie zrobić im krzywdy. Ty taki nie jesteś, Tony... Wstaniesz?
Tony: Ech! Tak

Powoli się wyprostowywał, lecz nie poszedł w stronę drzwi wyjściowych. Był w kuchni. Co on kombinował? Wszystko stało się jasne, gdy wyjął z lodówki szkocką. Chyba nie próbował wypić całej? Odbiło mu. Tego byłem pewny. Wlał do szklanki alkohol, podnosząc go do góry.

Tony: Za bycie... egoistycznym dupkiem. Za... bycie mordercą
Rhodey: Alkohol tylko pogorszy sytuację. Nie próbuj tego pić
Tony: A właśnie, że... to robię
Rhodey: Nie przy mnie

Wziąłem mu szkło, rzucając je o podłogę, a whiskey schowałem tam, gdzie należało jej miejsce. Padł na kolana, nie zważając na ostre kawałki rozbitego naczynia. Specjalnie zadawał sobie fizyczny ból, bo nie wystarczył ten przy sercu. Ja też cierpiałem, ale jakoś nie pokazywałem tego przez twarz. Ukrywałem głęboko w sobie, choć zamierzałem dopaść mordercę.
Gdy miałem podnieść brata, usłyszałem płacz. Łzy spadały na podłogę, zatrzymując się na odłamkach szkła. Jedynie, co zrobiłem, to przytuliłem Tony'ego. Uspokajałem, lecz i tak Pepper bardziej mogła mu pomóc.

**Pepper**

Czekałam w zbrojowni, aż Rhodey wróci. Może odnalazł zgubę? Nie myliłam się. Zobaczyłam, jak przechodził przez przejście, podtrzymując mojego męża, by nie upadł. Natychmiast żądałam wyjaśnień, ale wpierw złapałam go, nim się przewrócił. Walczył z kimś? Bez zbroi? Rhodey, co ty powiesz? Położyłam ukochanego na kanapie, przykrywając kocem. Dopiero wtedy dostrzegłam ranne dłonie. Wyjęłam z apteczki plastry, bandaże oraz wodę utlenioną w celu opatrzenia skaleczeń.

Pepper: Co wyście zrobili?! Biliście się?!
Rhodey: Pepper, ty tego nie zrozumiesz. Znalazłem Tony'ego w domu mojej mamy, która... Ona nie żyje przez Punishera, a on się obwinia za jej śmierć!
Pepper: Tony?
Tony: Mówi prawdę
Pepper: Co ty zrobiłeś?
Tony: Wyrzuciłem... mój... gniew
Rhodey: Nawet chciał się upić, ale mu na to nie pozwoliłem
Pepper: Przynajmniej nie jest pijany... Dobra robota, Rhodey
Tony: Wybaczcie mi... za wszystko... Za to, jak... cierpieliście... z mojej... winy. Za to, jak... znosiliście... moje szaleństwa
Pepper: Już dawno ci wybaczyłam

Zawinęłam bandażami zranione miejsca, przemywając głębsze rany. Szybko się z tym uporałam i położyłam rzeczy na miejsce. Współczułam im z powodu Roberty. Była uczciwa, surowa, lecz zawsze pomagała w potrzebie.

Pepper: Odpoczywaj, dobrze?
Tony: Nie uciekam... Już nie
Pepper: I tak trzymaj

Uśmiechnęłam się lekko, całując geniusza w czoło. Maria nadal nie zeszła do zbrojowni. Widocznie wolała zostać w części domowej. To w sumie i nawet lepiej, bo nie powinna się niczym przejmować.

~*Dwie godziny później*~

**Tony**

Oni nie wiedzieli, jak trudno poradzić sobie z koszmarem w rzeczywistości. Roberta zginęła z mojej winy. Była związana z naszą działalnością, więc Castle pociągnął za spust, pozbywając się niewinnej osoby. JARVIS poszukiwał Punishera, co obecnie interesowało Rhodey'go. Chciał wykorzystać oszczędzoną energię w celu powalenia wroga. Jednak ja potrzebowałem skończyć pracę nad serum. Wstałem, mieszając ze sobą odczynniki.

Rhodey: Wiem, że Pepper poszła do Marii, ale powinieneś odpuścić na chwilę
Tony: Nie mogę... Te serum... to jedyna... nadzieja
Rhodey: Rozumiem cię, choć trochę przesadzasz. Możesz tego nie przeżyć
Tony: JARVIS?

[[Szanse są pół na pół]]

Rhodey: Co nie znaczy, że pozwolę na umyślne samobójstwo
Tony: Ja wiem, co muszę... zrobić

--**---

No i teraz otwiera nam się ostatnia dwupartówka oraz próba zmian życia. Czy jemu się uda z serum? Jakie będą skutki? Wszystko w kolejnych notkach ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X