Part 133: Porachunki Nefarii

**Lily**

Mój tata nie żyje, a to wszystko przez głupią truciznę. Przecież na pewno lekarze wcześniej mieli antidotum, ale pojawili się za późno. Podobno odkupił swoje błędy. Jednak nie takim kosztem. Musiałam się uspokoić, by znowu nie trafić do szpitala.

Dr Bernes: W porządku?
Lily: Nic nie jest w porządku! Jak pani może o to pytać, skoro prawda jest inna?!
Matt: Lily...
Lily: Nie zgodzisz się z tym, Matt?!
Matt: Po części masz rację, ale nie krzycz. Dobrze wiesz, że sam się poddał
Lily: Tato, dlaczego?
Dr Bernes: Powinniście wrócić do domu. Odpocznijcie i pamiętajcie, że to nie koniec świata
Lily: Czyżby? Właśnie, że jest
Dr Bernes: Wasza mama zaraz tu powinna przyjść... Musicie się wzajemnie wspierać. Naprawdę wam współczuję, bo przez pierwsze dni będziecie czuć się ciężko. Jednak po jakimś czasie zapomnicie, do czego doszło
Lily: Mamy zapomnieć? Przecież był naszym ojcem! Nie możemy o nim zapomnieć!

To już całkiem wyprowadziło mnie z równowagi. Poczułam przypływ złości, że musiałam w coś uderzyć, by odreagować. Na szczęście w porę pojawiła się mama z wujkiem, który próbował zmusić się do jednego uśmiechu. Nie wychodziło mu to.

Pepper: Dziękuję, że się nimi zajęłaś
Dr Bernes: W porządku... Nic takiego... Podałam im leki na uspokojenie, ale widzę, że na Lily nie działają. Nadal się wścieka. Zabierz ich do domu. Potrzebują odpocząć
Pepper: Dobrze
Dr Bernes: A ty, jak się czujesz, Rhodey?
Rhodey: Wiedziałem, że kiedyś do tego dojdzie
Dr Bernes: I co zrobisz?
Rhodey: Spełnię jego ostatnią wolę... Przeczytam list, a oni powinni zrobić to samo
Dr Bernes: Rozumiem, więc trzymajcie się jakoś
Pepper: Dziękujemy

Wyszliśmy z budynku i pojechaliśmy do domu. Wolałabym być na miejscu taty, niż żyć dalej. Nigdy nie zapomnę, co zrobił. Jestem mu wdzięczna za życie. Też otworzę kopertę i przeczytam, co miał mi do powiedzenia. Postanowiłam ją otworzyć, jak będę sama w pokoju. Mój brat też był przytłoczony, lecz nie tak bardzo, jak wujek.
O dziewiętnastej znaleźliśmy się u celu. Od razu pobiegłam do siebie, zamykając drzwi na klucz.

Matt: Lily, co ty wyrabiasz? Otwórz drzwi
Lily: Zostawcie mnie... Zostawcie mnie samą!
Pepper: Wiemy, że jest ci ciężko, ale nie powinnaś reagować w taki...
Lily: Dajcie mi spokój! Chcę przeczytać list. Wy też to zróbcie
Pepper: Dobrze, ale przyjdź na kolację
Lily: Nie chcę jeść
Pepper: Oj! Jeszcze zmienisz zdanie

Kiedy już poszli do swoich pokoi, przetarłam oczy. Ile można płakać jednego dnia?

**Katrine**

Biegłam najdalej, jak się da. Na mojego pecha wybrałam sobie dzień ucieczki, gdy na dworze lało, a w dodatku wiał mocny wiatr. Jednak byłam już daleko od domu. Nie mogłam wrócić. Szczególnie po tym, co mi zrobił. Chciał mnie ukarać. Bałam się, co wymyśli, więc pierwszy mój plan polegał na zwykłej improwizacji.
Nagle nastąpił strzał z jakiejś furgonetki. Widziałam jedynie dym oraz facetów w białych maskach. Kolejne niedociągnięcie w planie. Jakie? Bo zostawiłam gaz pieprzowy w domu. Nie zdołałam nic zrobić, a jeden z nich podszedł mnie od tyłu, używając paralizatora. Poczułam porażenie wzdłuż kręgosłupa, upadając na chodnik. Straciłam przytomność.

~*Trzy godziny później*~

Obudziłam się w jakimś opuszczonym magazynie, gdzie poza uzbrojonymi terrorystami w maskach i skrzyniach pełnej bodajże nielegalnej broni, nic więcej nie było. Tyle, że zostałam porwana w jakimś celu.
Wzrok szybko wrócił do normy, że zauważyłem jeszcze jakąś osobę. Jakiś facet, który miał laskę z kryształem i na niej się opierał. To pewnie ich szef. I w co ja się najlepszego wpakowałam?

Katrine: Czego ode mnie chcecie?! Kim wy jesteście?!
Nefaria: Dość szybko się obudziłaś. Nawet nie krzycz, bo nikt cię nie usłyszy
Katrine: Zadałam pytanie. ODPOWIADAĆ!
Nefaria: Widzę, że zadziorna. Chyba masz to po ojcu
Katrine: Co? Wy go znacie? Znacie Ducha?
Terrorysta: Szefie, nie powinniśmy jej porywać. Możemy skończyć, jak Hummer
Nefaria: Tchórzysz?
Terrorysta: Nie, panie. Jednak wolałbym jeszcze pożyć
Katrine: Czego chcecie od mojego taty?
Nefaria: Hmm... Zwykle dotrzymywał obietnic, ale ostatnio zalega z kasą
Katrine: Heh! Typowe. Może wypuścicie mnie, a on wam daruje życia
Nefaria: Gdyby to było takie proste, nie byłabyś tutaj, prawda?
Katrine: Prawda
Nefaria: Pilnujcie jej, a ja wyślę wiadomość Duchowi. Jeśli mi nie zapłaci, zabiję tą małą

Cholera! Lepiej niech im zapłaci. Szkoda mu kilku groszy? Na szczęście byłam od nich sprytniejsza. Z ukrycia wysłałam sygnał do ojca. Moment... Pomyliłam się. To nie ten numer.  A niech to diabli! Lepiej, żeby ten ktoś wezwał jakąś pomoc. Nie wierzę, że o tym pomyślałam, ale wolałabym, by Iron Man mnie uratował. Szkoda tylko, że nie żyje.

**Matt**

Nie potrafiłem zasnąć. Przecież jako jedyny widziałem, co robi. Wmawiał, że nie jest narkomanem, ale coś z tą strzykawką zrobił. No i oczywiście mam nieodebrane połączenie od nieznanego numeru. Nie wiedziałem, kto dzwonił i dlaczego. Nie był przypadkowy, skoro usłyszałem alarm ze zbrojowni. Dość hałaśliwy. Au! Zaraz pękną mi uszy!
Postanowiłem zejść i go wyłączyć. O dziwo ten hałas zbudził jedynie mnie w domu. Reszta spała, jaka zabita. Poza wujkiem, który też przybiegł na miejsce alarmu.

----***---

No i ferie się skończyły. Teraz nie wiem, jak to będzie z dodawaniem notek. Fakt, że to moje ostatnie miesiące nauki, a później matura. Jednak sprawy się jeszcze bardziej pokomplikowały. Wróciłam do nauki japońskiego, z czym wiąże się mniej czasu na pisanie, a do tego wszystkiego czytam "Atlas chmur". Jednak postaram się w weekendy dać notkę. Trzymajcie się, blaszaki :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X