Part 109: Córeczka tatusia


**Lily**

Na bransoletce taty wyświetla się godzina piąta, a ja nadal nie byłam senna. Usłyszałam z niej pisk. Nie wiedziałam, o co chodzi, ale on otworzył oczy, dotykając ręką implantu. Nie chciałam, by coś mówił, więc oddychał w miarę spokojnie przez maskę tlenową.

Tony: Lily...
Lily: Jestem tu, tatku. Odpoczywaj. Nic nie mów. Chcesz zobaczyć się z mamą?
Tony: Tak
Lily: A przynieść ci coś?
Tony: Zawołaj...  lekarza
Lily: Dobrze

Lekko odsłonił usta. Nawet się uśmiechnął.

Tony: Rośniesz... Jestem... z ciebie... dumny
Lily: Cieszę się. Zdrowiej

Cmoknęłam go w policzek i pobiegłam po doktorka. Widziałam, jak rozmawiał z mamą. Jej też szukam. Od razu szarpnęłam za fartuch. Wtedy mnie zauważyli, przerywając swoją gadkę.

Pepper: Lily, co się stało?
Lily: Ma pan tam iść
Dr Yinsen: Coś nie tak?
Lily: Ma pan tam iść
Dr Yinsen: No dobra. Idę, idę... Victorio, zajmiesz się Lily?
Lily: Nie idę spać!
Dr Bernes: A powinnaś. Matt już śpi. Pora na ciebie
Pepper: Proszę cię, kochana. Idź
Lily: Nie mogę. Tata jest chory
Pepper: Oj! Wiem o tym, ale przyjdziesz do niego, jak odpoczniesz. Zrobisz to dla mnie?
Lily: No dobrze, mamusiu

Poszłam razem z lekarką do braciszka, który faktycznie zasnął. Usnęłam obok niego, zamykając oczy.

**Tony**

Moja kochana córeczka. Tak szybko rośnie i daje radę z implantem. Od razu, jak stąd wyjdę, wyjdziemy gdzieś razem. Może na jakąś pizzę? Jednak na razie muszę wyjść ze szpitala. Nie ukrywałem swego złego samopoczucia. Nawet lekarz zauważył, że coś nie gra. Zaczął badać stetoskopem klatkę piersiową.

Dr Yinsen: Jak się czujesz? Boli cię coś?
Tony: Boli, ale... tylko... serce
Dr Yinsen: Bardzo?
Tony: Średnio
Dr Yinsen: Nic dziwnego, skoro bardzo przeciążyłeś je przez silny stres, Co cię tak zdenerwowało?
Tony: Poniosłem... porażkę... Pozwoliłem... na śmierć... przyjaciela
Dr Yinsen: To raczej nie Rhodey, bo żyje. Po raz kolejny ci uratował życie
Tony: Mogę... wezwać... Pepper?
Dr Yinsen: Najpierw podam leki, które powinny zadziałać. Pamiętaj, że musisz odpoczywać. Inaczej cię stąd nie wypuszczę
Tony: Dobrze
Dr Yinsen: Tylko spokojnie, Tony. Jak dobrze pójdzie, szybko dostaniesz wypis
Tony: Dziękuję... za wszystko
Dr Yinsen: Masz jedno życie. Dbaj o siebie i go nie zmarnuj

Poprosił, wychodząc z sali. Pepper przeszła przez drzwi dość niepewnie, ale usiadła obok mojego łóżka. Myślałem, że będzie na mnie krzyczeć, a ona po prostu zaczęła płakać na mój widok i musiała mnie przytulić. Widziałem, jak się zmartwiła, bo nie wyglądałem za ciekawie. Jeszcze pozostało kilka zadrapań wraz z siniakami na ciele po starciu z Andrew. Nie walczyłem z nim, a cała akcja... skończyła się... jego śmiercią. Od razu wróciły wspomnienia z wcześniejszej walki.

Pepper: Tony, przepraszam. Nie chciałam
Tony: Nie... twoja... wina. A Rhodey... ci... powiedział?
Pepper: O całej akcji z Kontrolerem? Wiem, co się stało. Nie przejmuj się, Tony. Naprawdę ci współczuję, jakie piekło musiałeś przeżyć. Masz moje wsparcie
Tony: To... moja... wina
Pepper: Ej! Nie denerwuj się. Wszystko się ułoży. Jestem z tobą

Zbliżyła się do moich ust, całując z taką namiętnością, że nasz pocałunek się pogłębił. Jednak nie byłem w stanie oddychać. Musiałem przerwać. Chwyciłem za maskę tlenową, by nabrać powietrza do płuc.

Pepper: Dobrze się czujesz?
Tony: Mhm
Pepper: Spokojnie. Już cię zostawiam samego

Wyszła z sali, a ja myślałem, by do niej pobiec, lecz nie miałem zbyt wiele siły. Spróbuję za kilka godzin, ale teraz znowu potrzebuję snu.

**Rhodey**

Wstałem obolały z krzesła i poszedłem po kawę. Pepper była przy dzieciach, a lekarz zniknął w swoim gabinecie. Mam nadzieję, że Tony szybko stanie na nogi. Po wzięciu kawy z automatu, wróciłem pod salę. Nagle koś zadzwonił na mój telefon. Zerknąłem na wyświetlacz. To mama. Może coś się zmieniło z tatą? Nadal się martwiłem o niego.

Rhodey: Hej, mamo. Coś się stało, że dzwonisz?
Roberta: Wróciłam do domu z twoim ojcem. Na szczęście szybko doszedł do siebie, ale na rok wyłączyli go ze służby. A u was, co tam słychać?
Rhodey: Jesteśmy w szpitalu, ale niebawem wrócimy
Roberta: Niech zgadnę... Tony znowu o siebie nie dba lub miał kolejną misję Iron Mana
Rhodey: Obie są poprawnie... Czyli już wróciliście? I co będzie teraz?
Roberta: Nie martw się. Znajdę mu jakieś zajęcie, by nie zwariował, a poza tym, może zająć się maluchami, gdybym nie była pod ręką
Rhodey: No dobrze
Roberta: Bardzo z nim źle?
Rhodey: Teraz już nie, ale wcześniej mógł umrzeć
Roberta: A ja chciałam, żeby przejął spadek po ojcu, którym jest firma
Rhodey: Poważnie? To świetnie. Przynajmniej nie będzie tak często walczył
Roberta: Powinien z tym skończyć... Muszę kończyć, ale odezwij się później
Rhodey: No dobra. To dzięki. Pa
Roberta: Pa

Rozłączyłem się i dokończyłem swoją kawę. Już siódma? Cóż... To w sumie jest możliwe, bo operacja była długa, a dzieciaki roznosiła energia. Ciekawe, co potem z nimi zrobią? Pójdą do szkoły, przedszkola, czy na razie zostaną w domu? Jedno jest pewne. Nie są zwyczajne, co czyni z nie wyjątkowe.

**Pepper**

Maluchy w końcu były spokojne, ale jedynie Lily wyglądała, jakby chciała płakać. Dalej się przejmowała stanem Tony'ego. Głaskałam ją po czole, by była spokojniejsza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X