Rozdział 20: Nasz wyjątkowy dzień bez zmartwień

4 | Skomentuj

Nie wiedziałem, że za drzwiami ktoś stoi. Było mi odrobinę głupio . Liczyłem, że Pepper będzie sama, ale trudno. Zresztą to pewnie była Bobbie.

-Popilnuj domu. Zostawiam cię samą . Gdyby coś się działo, dzwoń

- Dobra- kiwnęła głową i zamknęła drzwi

Razem z Pepper polecieliśmy daleko za miasto , gdzie zachodziło słońce.

-Gdzie jesteśmy?

Wylądowaliśmy blisko oceanu. Słońce powoli znikało za horyzontem. Pepper zdjęła zbroję, by nie czuć tego ciężaru na sobie. Nie wiedziała, czemu tu miała polecieć. W końcu ja nie miałem zbroi i musiałem ją o to poprosić. Od razu zaczęła pytać.

-Po co tu jesteśmy? Coś kombinujesz, czy to ma być niby randka? A może jest coś o czym nie wiem?

-Pepper, wystarczy tych pytań. Chciałem odrobić stracony czas. Naprawdę tęskniłem- wtuliłem się do niej

-Tony, ja też tęskniłam. Bardzo mi cię brakowało. A najgorsze było to, że nie miałam pojęcia, że walczysz o życie w szpitalu, kiedy ja miałam swoje treningi przed egzaminem

-A właśnie, jak ci poszło?- zacząłem być ciekaw, czy mam się bać Pepper z blasterami

Milczała. Czy coś źle powiedziałem?

-Pepper, co się stało? Powiedz prawdę- prosiłem, by mi odpowiedziała na pytanie

W jej oczach zauważyłem łzy.

-Nie...nie udało mi się zdać egzaminu, a to wszystko przez składanie broni. Zawiodłam mojego tatę- posmutniała

-Pepper, to nie koniec świata. Cieszę się, że wróciłaś- pocieszyłem ją

To chyba nie odpowiedni moment na pierścionek.

-Może jednak wracajmy. Jeszcze się przeziębisz i mnie za to zabijesz. Wybrałem na to zły moment- wstałem i podszedłem do Rescue

-Tony, zaczekaj. Co się stało?- była kompletnie zmieszana

-Może zostaniemy przyjaciółmi. Tak będzie najlepiej

-O czym ty mówisz?! Co się z tobą dzieje?!- krzyknęła

I co mam jej powiedzieć? Że ją kocham i martwię się o nią? A może to, że chcę załatwić wszelkie sprawy, nim Duch mnie zabije?
Odwróciłem się do niej i działałem na żywioł. Z kieszeni wyjąłem pudełko. Klęknąłem na kolano, a Pepper nie wiedziała, co mam zamiar zrobić. Ostrożnie otworzyłem pudełko, pokazując jej pierścionek.

-Pepper, zawsze cię kochałem i cokolwiek się stanie, nie zapomnę o tobie. Patricio Pepper Potts, czy zgodzisz się zostać moją żoną?

Była w szoku. Może faktycznie na to za wcześnie? Nie byłem pewny, jak długo będę żyć, a chcę, żeby Pep była bliżej mnie.











Czy to mi się śni? To musi być jakiś piękny sen. Tylko, co to miało znaczyć?

Cokolwiek się stanie, nie zapomnę o tobie

Byłam w szoku. Tony posunął się  bardzo daleko. Nie żałuję, że mu powiedziałam o egzaminie. Teraz wszystko się zmieni. I co teraz? Poprosił mnie o rękę. Nie wiem, co mam zrobić? Dobra, Pepper. Weź się w garść.
W głowie walczyły głosy rozsądku i emocji. To ode mnie zależy, co się dalej stanie.

-Tak, tak zgadzam się- piskliwym głosem zgodziłam się i mocno go przytuliłam

Zrobiłam to. Nie wierzę. Zgodziłam się. Od razu go pocałowałam, by zapieczętować ten wyjątkowy dzień. To był taki głęboki pocałunek. Niech pamięta, że go kocham.

-Nadal chcesz wracać?- zaśmiałam się

-Możemy jeszcze tu zostać, jeśli nie boisz się ciemności

-Z tobą niczego się nie boję- przyznałam

-To dobrze

-Co miałeś za dalszy plan?

Chwilę zamilknął, żeby poukładać myśli. Przecież na tym nie powinny się skończyć zaręczyny. Musiał coś jeszcze przygotować. Jednak on jest niemożliwy do odczytania. Mogę się po nim wszystkiego spodziewać.

-Dalszy plan? Nie wiedziałem, czy się zgodzisz i dalszego planu nie ma

-Co?

-Żartuję. Nie gorączkuj się, Pepper. To lecimy

Włożyłam pancerz i wzięłam go na ręce. Przez cały lot myślałam dokąd my lecimy? Zbroi dał namiary na cel. Byłam bezsilna. Nie mogłam zmienić kursu. Rozkoszowałam się lataniem nad różnymi wieżowcami. Dopiero, gdy lot się przedłużał, odważyłam się zapytać.

-Dokąd lecimy?

-Tam, gdzie wszystko się zaczęło- mówił tajemniczo

-Gdzie?- byłam niecierpliwa

-Zaraz się dowiesz- uśmiechnął się i nagle zbroja przyspieszyła

Nadal nic mi nie powiedział, co by mnie naprowadziło na trop tego miejsca. Zbrojownia raczej nie?

 Gdzie wszystko się zaczęło

 No właśnie, ale gdzie? Przestałam się głowić pytaniami, kiedy wylądowaliśmy na dachu Akademii Jutra.

-Pamiętasz to miejsce?

-No pewnie, że pamiętam. Tutaj się poznaliśmy- było mi głupio, że zapomniałam o tym miejscu

Tam spędzaliśmy tyle ze sobą czasu, planowaliśmy różne akcje, uczyliśmy się "Hamleta", a najważniejsze to tutaj go poznałam. Mówiłam mu o moim tacie i całym śledztwie w sprawie wypadku. Tak, to były piękne czasy.
Podeszliśmy do krawędzi dachu, gdzie był stół i kanapki. Trochę, jak piknik, ale to urocze, bo w takim miejscu.

-Podoba się?- spytał lekko spięty

-Tak, dziękuję- przytuliłam go

-Dla ciebie wszystko



Rozdział 19: Zanim będzie koniec

12 | Skomentuj


-Miałaś rację, Bobbie. On był u niego i też go szantażował. Co teraz?- byłam zdruzgotana całą sytuacją

-To jego znany schemat. Robi to po to, by być bezpiecznym i nieuchwytnym. Tylko, czego on naprawdę chce?- zaczęła rozkminiać plan Ducha

-A czemu trzymasz przy sobie noże?- nie zapomniałam, co z nimi zrobiła

-Po tym, jak zginął Clint, nie czułam się bezpieczna zupełnie sama w domu. Dlatego trzymam je przy sobie. Wybacz jeszcze raz za to, jak cię przestraszyłam- wyjaśniła mi, prosząc o wybaczenie

Rany. Nie wiedziałam, jak czuła się ciężko po jego stracie. W końcu była jego żoną. Współczuję jej, a mimo to trzyma się psychicznie w miarę. Oprócz tych noży to jest dobrze.

-Przykro mi. Naprawdę współczuję ci. Na szczęście nie jestem mężatką, więc szybko nie zostanę wdową

-Jesteś dość blisko z Tony'm i nic was nie łączy?- była w lekkim szoku

-Chyba nie jesteśmy na to gotowi- odparłam smutno

-Hej. Będzie dobrze. Nawet nie zauważysz, jak ci się oświadczy- pocieszyła mnie, dodając mi otuchy

Oświadczy? Niemożliwe. To byłoby spełnienie najskrytszych marzeń, ale raczej to nie dla nas. Prędzej pójdę na jego pogrzeb, niż on poprosi mnie o rękę. Nie życzę mu śmierci, tylko wiem, że to będzie bardziej prawdopodobne. Whiplash go prawie zabił, a Duch mógł go dobić. Czasem myślę, jak byśmy żyli we troje bez zbrojowni?

-Tony się na to nie odważy- stwierdziłam

-Nie kłam. Skoro jego ojciec oświadczył się jego mamie w warsztacie, to czemu on nie ma dać rady?

-Chwila. Znałaś jego matkę?- stałam w osłupieniu

-Trochę tak, ale tylko z widzenia. Rzadko ją widywałam. A o tych oświadczynach było głośno. Prawie każdy o tym wiedział

-A wiesz może, co się stało z jego matką?

-Zginęła. Tego nie znam w szczegółach. To nieważne. Teraz ma Robertę, która świetnie zastępuje mu Marię, ale z ojcem to już kłopot. Jednak widzę, że nie jest z nim, aż tak źle

-A o wypadku wiedziałaś?

Wiedziała tyle różnych rzeczy, ale tylko nie wie o śmierci Marii Stark.

-Tak. To była katastrofa, która zaważyła na zaufaniu firmy, a Stane był głównym podejrzanym o tę zbrodnię

-Bo chciał produkować broń, a Howard się nie zgadzał- zrozumiałam podejrzenia











Czy on nigdy nie przestanie być niańką? Gorzej niż Roberta. Normalnie brak wolności.
Zacząłem przeglądać cały panel komputera. Wszystko wydawało się być sprawne, a jednak coś musiało powodować problemy. Przeskanowałem cały system w poszukiwaniu błędów.

-Dziwne. Brak jakichkolwiek błędów, wirusów i innego syfu, co może psuć komputer

-A może to był jednorazowy błąd i już więcej go nie będzie?

-Coś mi tu nie gra, Rhodey. Sprawdzę, co z układami scalonymi i chipami- wziąłem śrubokręt i obejrzałem nad panelem, czy to nie mały element zawiódł

Kilka minut później znalazłem nieznany mi chip, który nie należał do mnie. Szczypcami chwyciłem za element, przyglądając się oznaczeniom przy niewielkiej lampie.

-Sabotaż- przeszło mi przez myśl

-Myślisz, że ktoś to włożył specjalnie. Ale jak? Przecież zbrojownia jest zabezpieczona

-No właśnie. Ktoś musiał się włamać. I chyba, nawet wiem, kto

Pomyślałem o Duchu. On znał się na technologii, a skoro Whitney nie żyje, to nie mogła być ona. Poza tym to on śledził Rhodey'go. Wszystko układa się w logiczną całość. A co ze śmiercią lekarza? Może to on jest winien? Duch jest nieobliczalny.

-To musi być sprawka Ducha i być może to on zabił Yinsena- powiedziałem mu o swoich podejrzeniach

-No dobra. Włamać się mógł, ale żeby zabić?

-Dla kasy zrobi wszystko- przypomniałem mu

-Fakt. To co robimy?

-Komputer naprawiony. Teraz muszę się zająć przygotowaniami

Podszedłem do stolika, gdzie leżała moja maska i spawarka. Chciałem zrobić...

-Czy ty chcesz zbudować kolejną zbroję?

-Tylko w ten sposób mogę was ochronić. Twoja zbroja nadal działa i Pepper też. Zrozum, że nie chcę siedzieć bezczynnie. Ja muszę to zrobić, Rhodey,bo to przeze mnie są kłopoty- wyrzuciłem z siebie

-Tony, to nie tak...- przerwał mi

-On chce mojej śmierci, więc niech tak będzie. Jednak najpierw muszę zrobić coś osobistego. W razie, gdybym nie zdążył na czas, chcę porozmawiać z Pepper

Odszedłem od stolika, a Rhodey zostawił mnie samego w zbrojowni, gdzie postanowiłem zrobić coś dla mnie i Pepper. W kieszeni miałem pudełko z pierścionkiem. Już kiedyś go zrobił mój ojciec, a ja go tylko poprawiłem drobnymi poprawkami. Szybko go skończyłem szlifować i wróciłem do domu po smoking. Jakoś muszę się prezentować, żeby nie wyrzuciła mnie od razu.
Po przygotowaniach poszedłem do domu mojej Pep.



Rozdział 18: Tyle czasu na ból

8 | Skomentuj


Dlaczego mi nie powiedział ? Tyle lat mnie okłamywał. Najgorsze było to utrzymywanie w niewiedzy, a ja wciąż wierzyłem, że ją znowu zobaczę.
Następny wpis był przed wypadkiem.

Poprosiłem Robertę, że gdybym zginął, jak Maria, ma zająć się Tony'm. Tylko jej ufałem i mogłem powierzyć swojego syna. Nie raz zajmowała się nim, gdy jeszcze z jego matką podróżowaliśmy po świecie. Była jedyną osobą, która wiedziała o śmierci Marii

Po tej stronie odnalazłem zdjęcie mojej mamy. Wyglądała, jak ze snu. Zniknęła w tej samej świątyni skąd miał pierścień. I po tym wszystkim musiał go nosić przy sobie. Czy jemu w ogóle zależało na mamie? Tylko Roberta będzie mogła mi powiedzieć. Mam prawo znać prawdę. Porozmawiam z nią jutro,  ale teraz muszę zasnąć.

---Następnego dnia---

Wstałem, przecierając oczy. Założyłem bluzkę i buty, a dziennik schowałem do szafki. Gdy już chciałem wyjść z pokoju, poczułem, że ktoś za mną stoi. Ostrożnie odwróciłem się i byłem przerażony. To był Duch.

-Czego ty chcesz?- żądałem znać jego cel

Zasłonił mi usta i zaczął  szeptać.

-Słuchaj mnie, młody. Nie waż się mnie szukać, bo ktoś straci życie. Wolisz poświęcić swojego najlepszego przyjaciela, czy swoją dziewczynę?

Po tych słowach szantażu ulotnił się. Zniknął. Chce mieć na nas haka. Po co? Boi się kłopotów ? To nie w jego stylu. Coś mi tu nie gra.
Poszedłem do łazienki i umyłem twarz. Na stole było już gotowe śniadanie, a Rhodey już je zajadał z wilczym apetytem. Od razu dołączyłem do niego po wytarciu twarzy ręcznikiem. Zszedłem na dół i usiadłem do stołu.

-Znowu spóźniony. Eh, która godzina?- byłem zdezorientowany czasowo

-Dziesiąta. Dobrze się spało?- wtrąciła się Roberta, przynosząc herbatę na tacy

-Nawet dobrze. Nieważne. Co na śniadanie?

-Grzanki- odezwał się Rhodey, sięgając po dokładkę

-Rhodey, ty to masz apetyt- zaśmiałem się

-A dziwisz mi się? Przecież długo nas w domu nie było

Roberta zaczęła coś znowu podejrzewać. Musiałeś to powiedzieć? Musiałeś!

-Dowiem się, co naskrobaliście

-My? Nic!- oburzyliśmy się

-Zobaczymy. Jedzcie, a ja zaraz wracam

Kobieta odeszła od stołu.

-Musiałeś to powiedzieć?- byłem zły na przyjaciela

-Wybacz, wymknęło mi się- przepraszał, błagalnym tonem

-Wymknęło?! Mamy przerąbane!- położyłem ręce na głowie całkiem załamany







Obudziłam się nieco spokojna, choć słowa Ducha mną wstrząsnęły. Szybko ogarnęłam włosy i umyłam twarz. Później tylko założyłam bluzkę i spódniczkę, a do tego czarne trampki.
Gdy zeszłam do salonu, zauważyłam, jak Bobbie słodko śpi wtulona w poduszkę. Nie chciałam jej budzić i starałam się być cicho, jednak u mnie to to bywa niewykonalne.
Przekroczyłam kilka kroków w stronę kuchni. Nagle skrzypnęła pode mną podłoga, a w powietrzu zauważyłam nóż.

-Bobbie! Zwariowałaś?!- pisnęłam z przerażenia

Ten nóż był prawie przy mojej głowie.

-Wybacz. Mam taki odruch

-Czy ty śpisz ze sztyletami w łóżku?- byłam w szoku

-Noże są praktyczniejsze- zaśmiała się, a mnie to nie bawiło

Mój krzyk mógł zbudzić trupa. Na szczęście mój tata tego nie słyszał. O tej porze siedział w pracy, jak to zazwyczaj robi.

-Już mnie tak nie strasz- odskoczyłam

-Pepper, nie zrobiłabym ci krzywdy. Wiem, jak celować, nawet z zamkniętymi oczami- wstała, zbierając noże spod poduszki

-Odłóż to- nalegałam

-Jak chcesz- położyła je na stole

Odetchnęłam z ulgą, że nie miała przy sobie nic ostrego. Jednak za szybko przyszedł spokój.

-Aha, jakby coś to mam tego więcej. Te noże to nic- znowu się śmiała

-Bobbie!- byłam podirytowana

Nie wiem przy kim łatwiej zejdę na zawał. Przy moim chłopaku, czy przy Bobbie?

-Nie bój się. Nie bądź taka spięta

-A jak mam nie być spięta, jak Duch mnie nęka?!- wyrzuciłam z siebie

Od razu nasza rozmowa stała się poważna. Bobbie przestała się śmiać.

-Co tym razem?- zapytała zaciekawiona jego działaniem

-Groził mi, że, jak będę go szukać, to on zabije mojego tatę lub Tony'ego!- krzyknęłam ze złością, ściskając nerwowo za nadgarstki

Bobbie wyjęła telefon i sprawdziła obecną lokalizację mego szantażysty.

-U ciebie był po godzinie trzeciej nad ranem, a Tony spotkał go o dziewiątej. Widzisz? Nie jest w dwóch miejscach na raz, a w różnym odstępie czasowym- podała mi swój telefon, który pokazywał, jak przemieszczał się o ustalonej porze

-Skąd to masz?- zdziwiła mnie ta aplikacja

-To proste. Po ostatnim spotkaniu wczepiłam mu małą pluskwę

-Zadzwonię do Tony'ego, czy nic mu nie zrobił- nerwowo wstukałam numer, nawiązując połączenie










Wciąż wbijałem wzrok w stół, kryjąc swoją twarz. Tylko mu się wymknęło, a przez niego Roberta myśli, że coś naskrobaliśmy.

-Myślisz, że będzie dzwoniła do szpitala do Victorii?

-Chyba tak. Naprawdę nie chciałem, Tony. Wybacz- dalej prosił o wybaczenie

-To już nieistotne. Niewiele brakuje, a dowie się o zbrojowni. Tego musimy pilnować- ostrzegłem go, by trzymał język za zębami

Naszą rozmowę przerwał telefon. To Pepper.

-Pepper dzwoni. Mam odebrać?- nie wiedziałem, co robić

-Odbierz

Przyłożyłem komórkę do ucha i słuchałem,co miała mi do powiedzenia.

-Hej, Pepper. Co tam?

-Oprócz tego, że Duch mnie szantażował, że zabije mojego ojca lub ciebie, to wszystko gra- zaczęła mówić piskliwym głosem

-Co?!- wrzasnąłem głośno, że Rhodey patrzył na mnie, jak na opętanego

-Tak, to prawda. Wiem, że też ciebie "odwiedził". Co ci powiedział?

-To samo, co tobie, ale mówił o Rhodey'm i o tobie. Wszystko dobrze?

Zacząłem martwić się o Pep. Muszę pozbyć się Ducha. Raz na dobre. Muszę działać, nim dojdzie do tragedii.

-O mnie się nie martw. Bobbie się mną opiekuje z nożami- powiedziała z sarkazmem

-Nożami?- trochę mnie to rozbawiło, ale na chwilę

-Wyjaśnię ci później. Pa- pożegnała się

-Pa- i rozłączyłem się

Rhodey nadal nie wiedział, o czym z nią rozmawiałem.

-Co jest grane? Jakie noże?

-Duch jej groził i mnie też. Musimy uważać, a z tymi nożami to sam nie wiem, co to miało znaczyć- odparłem, biorąc głęboki wdech i wydech

Byłem poddenerwowany. Musiałem wyjść do zbrojowni. Muszę coś zrobić i nie będę siedział bezczynnie.

-Gdzie idziesz?

-Tam, gdzie zawsze

Rhodey w porę mnie dogonił i razem weszliśmy do zbrojowni.

-Muszę naprawić system zbrojowni. Trzeba lokalizować prawdziwe zagrożenie. Nie możemy niczego przegapić

-Chłopie, spokojnie. Nie będziesz mi tu siedział cały czas, bo się przemęczysz- zaczął swoje matkowanie, a wydawało mi się, że skończył już z tym

----------------*****************----------------------------------------------------------------------

Dobra a dziś zacznę od innej kwestii. Trwa konkurs i nadal jeszcze można wysyłać prace. Druga sprawa to grupa o IMAA. Możecie się zapisywać. Wystarczy podać nazwę. Czy ktoś tu czyta informacje pod notką? Ok, a teraz do rzeczy.  Duch grozi kolejnym osobom. Rhodey nie umie trzymać języka za zębami i znowu matkuje. Poznajemy traumę Bobbie po inwazji na Manhattanie ( więcej w One shot ) Pytania? Ktoś może ma jakieś wątpliwości? Po raz kolejny zapraszam do wzięcia udziału w konkursie i do zapisu w grupie. Mamy ciekawe konferencje o serialu. Odkrywamy drugie dno pewnych wątków z odcinków :)

Rozdział 17: Pełno pytań, odpowiedzi brak

6 | Skomentuj


Wiem, że znał nasz sekret, ale i tak nie chciałam o tym rozmawiać. Jednak Bobbie się wygadała.

-Ktoś zestrzelił jej samolot. Podejrzewamy Ducha, ale...- i tu przerwała

-Dzięki zbroi udało mi się przeżyć- dodałam

-Nic nie rozumiem. Jaki Duch?

Otworzyłam laptopa i wpisałam szukane informacje. Włamałam się do centrali SHIELD, by pobrać dane.

<<Brak dostępu>>

-Nie musisz nic hakować. Mam wszystko na przenośnym dysku- wpięła pendrive do komputera

W kilka sekund znalazłyśmy, co potrzebowałyśmy. Na ekranie wyświetliła się kartoteka Ducha. Jego lista wykroczeń przewijała się w nieskończoność.

-Zabójstwo prezydenta Genewy, próba zamachu na Biały Dom, zlecenie na zabójstwo Tony'ego Starka, porwanie Living Lasera- wpatrywał się z niedowierzaniem na ekran

-Mogłam zginąć. Gdyby nie Rescue, to leżałabym martwa- podkreśliłam mocniej ostatnie słowa

-Mogłaś zginąć- powoli zaczął rozumieć, jak wielkim zagrożeniem jest Duch

Przytulił mnie troskliwie, ciesząc się z tego, że jestem cała i zdrowa. Przeraził go ten wypadek. W jego oczach zauważyłam strach. Ja też bałam się o niego, kiedy dowiedziałam się o tym ataku terrorysty.
Bobbie wyjęła pendrive i schowała do kieszeni.

-Tylko czemu uwziął się na tobie?- był nieco zmieszany

-Nie chodzi mu o mnie, tylko o Tony'ego- wyjaśniłam mu

-Dobra, nic więcej nie muszę wiedzieć. Rozumiem, że nie jesteście głodne?

-Ja chętnie coś zjem- odparła z apetytem

-To ja też- chciałam coś przekąsić

Ojciec przygotował nam grzanki posmarował je dżemem. Do tego zaparzył nam herbatę. Wszystko przyniósł do salonu. Grzanki zjadłam ze smakiem, popijając moją ulubioną, czarną herbatą.

-Pepper, nie masz nic do powiedzenia? Nie zapomniałaś o czymś?- wspomniała mi Bobbie

-Muszę?- szepnęłam do niej

-Tak, musisz. To nic złego

-Co nic złego?- usłyszał nasz szept

-Bo jest taka sprawa i...muszę ci coś powiedzieć. Nie zdałam. Nie zdałam testu na agentkę SHIELD- ledwo wydusiłam z siebie

Tata tylko spojrzał na mnie i nie wyglądał na zdenerwowanego. Zachowywał spokój.

-Tato?

-To nic złego. W każdej chwili możesz poprawić.  Myślałem, że powiesz coś innego- ulżyło mu












Kobieta w czarnych, krótkich włosach z niebieskimi tęczówkami. Kolor oczu pasował do bluzki, ale ten błękit był bladszy, a czysta biel spódnicy i czarne buty na lekkim obcasie sugerowały o złożonym charakterze.
Razem z ojcem odłożyliśmy "zabawki"  i poszliśmy do kuchni, gdzie przyciągnął nas zapach obiadu. Mama rozłożyła talerze na stole, a wazę z chochlą położyła na środku. Zupę zajadaliśmy ze smakiem. Jej uśmiech nie zniknął z twarzy. Ciągle promieniowała radością. Taka była moja mama. Maria Stark.
Ze snu ta chwila zniknęła i przeniosłem się myślami do samolotu, Wtedy już ona nie żyła. Nawet nie pamiętam dokładnie, kiedy odeszła. W samolocie trwały rozmowy o pierścieniach.

-Ależ, Tony, To możliwe, że jeszcze przed naszym dwudziestym wiekiem byli ludzie z bardziej zaawansowaną technologią - pokazał mi swój pierścień

-Niemożliwe. To Chińczycy mogli budować samoloty?- zacząłem się śmiać

-Nie wiemy tego. Wiemy tylko, że to nie była magia, a  prawdziwa technologia

-Jak wrócimy do domu, pokażę ci, co zbudowałem. Na pewno ci się spodoba

Nagle zadzwonił jego współpracownik. Obadiah Stane.

-Przygotuj się do lądowania

-Założę się, że dzwoni  w sprawie glebożerów

-Umowa stoi- uśmiechnął się

Wtedy widziałem mi znajomy widok. Samolot rozpadł się. Przez głowę przeszły mi pewne obrazy postaci. Mój ojciec, mama, Rhodey, Roberta, dr Yinsen, Pepper i na końcu Duch.

-Żegnaj, Tony- szepnął Duch

Gwałtownie się obudziłem. Uspokajałem swój oddech i zacząłem się zastanawiać, jak moja matka zginęła? Z szafki wyjąłem dziennik ojca.

-Tu muszą być odpowiedzi, których szukam- powiedziałem do siebie, otwierając dziennik

Przejrzałem dziennik od początku. Pierwsze zapiski były mi znane. Jednak moją uwagę przykuła notka z dnia, który był dniem śmierci mojej mamy. Właśnie tego szukałem. Co tu pisze?

Razem z moją żoną załatwiliśmy pozwolenie na wejście do tajemnej świątyni w Chinach. Tony został z Robertą, by nie narobił sam głupstw. Kiedy dotarliśmy na miejsce, odnalazłem zielony pierścień. Maria była zafascynowana posągami w świątyni. Zawsze ją interesowały starożytne artefakty. Po wzięciu pierścienia, uruchomiła się pułapka. Kompletnie nie znałem symboli umieszczonych na ścianach. Cała świątynia zaczęła się burzyć. Musieliśmy uciekać. Jednak stało się coś dziwnego. Ta świątynia się zmieniła. Nie wiem, jak to powiedzieć, ale znikąd pojawiła się ściana, która zagrodziła nam przejście na zewnątrz. Gdy odwróciłem się, usłyszałem krzyk Marii, Zniknęła...

-Jak to zniknęła?- pomyślałem

Kolejna kartka była z kolejnego tygodnia.

Szukałem jej dniami i nocami. Wziąłem wszystkich do pomocy, ale nie odnaleźliśmy jej. Ściana, co wcześniej zagradzała nam drogę, zniknęła razem z nią. Nie potrafiłem pogodzić się z jej stratą, a mojemu synowi wmawiałem, że musiała wyjechać.















Poczuł ulgę, ale ja wciąż czułam ten ciężar. Przecież tylko chłopaki o tym nie  wiedzą, Powiem im później. Najpierw muszę namierzyć Ducha.

-Czyli nie jesteś zły?- spytałam trochę zdumiona jego zachowaniem

-Zły? A niby czemu? Cieszę się, że wróciłaś cała i zdrowa, mimo tego wypadku. A rozmawiałaś już  z Tony'm?

-Tak, dziś wrócił do domu. Tato, powiedz mi, co to był za atak terrorystów?- przypomniałam sobie, o co miałam go spytać

Powiedział mi to samo, co już wiedziałam. Nie znał zamachowca, który się wysadził.

-Co z agentami?- spytałam ciekawa

-Wydobrzeją. Jeden z nich jest mocno poparzony,  a reszta już opuściła szpital- odparł z optymizmem

-Całe szczęście. Gdyby Rhodey wiedział, nie doszłoby do wybuchu-  poczułam ulgę, ale i żal

-Pepper, do pewnych akcji nie powinniście ciągnąć wścibskiego nosa. To może się kiedyś źle skończyć- ostrzegł

-A co mam mówić, jak ty jesteś w to wmieszany? Myślisz, że nie martwię się o ciebie? Po tym, co ci Whiplash zrobił...- zdenerwowałam się na tatę

-To przeminęło, Pepper. Nie wspominaj już o tym- nalegał, by o tym zapomnieć

To mnie oburzyło. Czasem nie rozumiem, co mi chce przekazać. Owszem martwi się, ale ja też się martwię. Nie zapomnę tego, co mu ten pomyleniec zrobił. Mógł go zabić, a on woli o tym nie mówić?
Wściekła odłożyłam talerz i kubek do zlewu. Bobbie już chciała iść za mną.

-Zostaw mnie! Zostawcie mnie samą!- pobiegłam do pokoju

Włożyłam piżamę i wskoczyłam do łóżka, odwracając głowę ku ścianie. Poczułam nieprzyjemne ciarki na plecach. Gdy odwróciłam się, zauważyłam Ducha. Już chciałam krzyczeć, ale zasłonił mi usta.

-Słuchaj mnie uważnie, bo nie będę powtarzać. Nikomu nie masz o mnie mówić i nie waż się szukać, bo skończy się źle. Powiedz mi, które życie wolisz poświęcić: swojego ojca, czy chłopaka? Pamiętaj, że jeden fałszywy ruch i ktoś zginie- zaszantażował Duch i uciekł

Co to miało być? On chce zabić mojego tatę lub Tony'ego? Nie, to nie może się dziać.
Zaczęłam płakać z bezradności. Popatrzyłam w ścianę, myśląc o Tony'm.

-Nie pozwolę, by stała ci się krzywda. Nikomu nic nie zrobi

Gdy ustał płacz, opadłam na łóżko i zasnęłam. Wciąż czułam strach. Sama myśl o tym, że on czyha na czyjeś życie w ukryciu, była najgorszą myślą z możliwych.

--------------***********----------------------------------------------------------------------

Dobra. Co wam się bardziej podoba? Wspomnienia, czy zapisy z dziennika Howarda? Oczywiście to nic nie zmieni w opku, ale pytam z czystej ciekawości. Duch dalej sprawia kłopoty, ale w końcu zniknie z ich życia. Trochę to jeszcze potrwa. Konkurs nadal trwa i ponownie zapraszam do grupy, gdzie mówimy o IMAA. Wystarczy podać nazwę a  od razu zostanie dopisany. Resztę szczegółów podam na Skype.

Rozdział 16: Wiecznie żywi

10 | Skomentuj

Przez chwilę miałem przed oczami mgłę, ale później poczułem, że żyję. Zacząłem normalnie widzieć, a pierwszą twarz, jaką zobaczyłem była Rhodey'go. Chwila, czy ja...

-Czy ja umarłem?- wychodziłem z szoku

-Mało brakowało. Już więcej mi tak nie rób- pogroził mi palcem

-Dzwoniłeś do Pepper?- spytałem go

-Aha, czyli pamiętasz, czemu odleciałeś? Dobrze, że wróciłeś- ucieszył się Rhodey

-Ale dzwoniłeś do niej?- wciąż nalegałem na odpowiedź

-Nie, ale chyba wolałbyś ją zobaczyć, prawda?- wskazał mi na drzwi, gdzie stała ona

Nie wierzyłem, kogo widzę. To była moja ruda Pep.

-Pójdę jej powiedzieć, że może wejść- wstał z krzesła i podszedł do drzwi

Coś tam z nią rozmawiał, ale nie wiedziałem, czy tylko ją prosi, a może coś mówią o czym ja nie mam zielonego pojęcia. W końcu przyszli oboje.

-Pepper, czy to ty?- wciąż nie mogłem uwierzyć, że ją widzę

W oczach zaszkliły się łzy.

-Tak, to ja. Tęskniłam- rzuciła mi się na szyję

Poczułem przyjemne ciepło. Przytuliłem ją bardziej do siebie.

-Ja również się stęskniłem- odczułem wielką ulgę

Kamień spadł mi z serca. Ona żyje, a już chciałem wierzyć jakiemuś Duchowi, co mi gadał bzdury.
Widocznie nie tylko Whiplash chciał mnie zesłać na ten "lepszy świat".

-Miałaś być w Argentynie

-Byłam i podeszłam do testu. Czekam na wyniki. Wiem, że media trąbiły o wypadku samolotu. Rhodey mi powiedział,ale zrozum, że gdyby nie zbroja Rescue, nie byłabym tutaj. Duch chciał mnie zabić- szybko powiedziała, ale udało mi się nią zrozumieć

-Duch? Czyli to on za tym stoi? Dziwne, bo dzwonił do mnie, by mi powiedzieć, że umarłaś

-To prawie cię zabiło- wtrącił się Rhodey

-Prawie to mało powiedziane. Już byłem jedną nogą po tamtej stronie- poprawiłem go

Niespodziewanie.przyszła lekarka. Mam nadzieję, że ma dobre wiadomości.

-Chyba przy dziewczynie nie będziesz się denerwować, Tony. Mam twoje wyniki i są bardzo dobre. Jednak jeśli będziesz czuł się źle, zadzwoń- uśmiechnęła się Victoria

-To świetnie. Wracam do domu- cieszyłem się, że nie musiałem siedzieć dłużej w szpitalu












Tak się cieszę, że Tony może wrócić do domu. Ulżyło mi, że poprawiło mu się, a Duch zapłaci za swoje. Przez niego każdy z nas mógł zginąć. Teraz jesteśmy razem i nie pozwolę, by stała mu się krzywda. Dopilnuję tego. Przytulił mnie, uśmiechając się ze szczęścia.

-Cieszę się, że wróciłaś

-Też się cieszę. Naprawdę tęskniłam za tobą- pocałowałam go w usta

Pocałunek trwał krótko, ale miał mu przypomnieć, że nadal jestem jego dziewczyną.
Lekarka odpięła go od aparatury i poszła przygotować wypis. Na korytarzu czekała na mnie Bobbie. Poszłam z nią porozmawiać.

-Powiedziałaś mu o tym?- spytała z ciekawością

-Nie i nie będę mu mówić. Mój tata też nie powinien o tym wiedzieć. To wstyd, że córka agenta FBI oblała test- wyżaliłam się

-Nie przesadzaj, Pepper. Chociaż nie okłamuj swojego ojca. Nie będzie na ciebie zły. W każdej chwili możesz poprawić- próbowała mnie podnieść na duchu

-Dobra, wygrałaś. Jak mnie o to zapyta, powiem mu- postanowiłam nie ukrywać nic przed ojcem

Gdy Tony był już gotowy do wyjścia, lekarka przyniosła mu wypis. Razem z Rhodey'm wyszli na korytarz, gdzie się spotkaliśmy. Oboje byli nieco zdumieni na widok mojej towarzyszki.

-Pepper, kim ona jest?- odważył się spytać Tony

-Bobbie Morse. Dawna agentka SHIELD. Jestem też znana pod pseudonimem Mockingbird- przedstawiła się krótko

-Miło mi. Nazywam się Tony- uścisnął jej dłoń

-A ja to Rhodey- również przywitał się z nią

-Poznałaś ją w Argentynie?- spytał mnie na osobności

-Tak. Była moim wsparciem na szkoleniu. Dobra, pogadamy później. My wracamy do domu,a ty Rhodey dopilnuj, by trafił do łóżka. Żadnej zbrojowni.

Tony był w szoku, że powiedziałam o tym otwarcie.

-Spokojnie, ona wie- uspokoiłam go, by niepotrzebnie nie wariował

-Powiedziałaś jej?!- nieco wściekł się

-Sama do tego doszłam. Wyjaśnimy wszystko niedługo. A tak to już wieczór, więc miło było was poznać

-I wzajemnie- powiedział zadowolony Tony

Razem z Bobbie pojechałyśmy motorem do mojego domu. Tam czekał na mnie mój ojciec. Dziwne. Tak szybko wrócił? Wyczuwam kłopoty.

-Witaj, skarbie. Dzień dobry, Bobbie. Jak minął lot?- przywitał się z nami bez patrzenia, czy to my

Niepewnie weszłam do kuchni, gdzie przygotowywał kolację.


Rozdział 15: Obserwator

10 | Skomentuj

--*Pepper*--

Pancerz był sprawny i szybko nie zużywał energii. Ulżyło mi, że nikt nie zginął. W sumie byłam jedyną pasażerką tego samolotu.
Chciałam zadzwonić do chłopaków, ale linia była zajęta.

-Komputerze. Jak daleko jest do Nowego Jorku?

<<Za trzy godziny zbroja będzie w mieście >>

-Czy zbroja ma jakieś uszkodzenia?

<<Skanuję...>>

<<Brak uszkodzeń>>

-Całe szczęście. Włącz tryb maskujący

<<Ostrzeżenie. Ten tryb zużywa wiele energii >>

-To nieistotne. Nie chcę być zestrzelona. Włącz ten tryb!- rozkazałam zbroi

Duch mógł mnie namierzyć i nie mogłam na to pozwolić. Chcę wrócić do domu w jednym kawałku.
Po minionych godzinach byłam w zbrojowni. Dziwne było to, że nie zastałam bałaganu. Zwykle tego mogłam się po nich spodziewać. A może jeszcze są w szpitalu? Pójdę ich odwiedzić, ale najpierw muszę spotkać się z Bobbie. Pewnie czeka na mnie w domu.
Pojechałam taksówką pod mój dom, gdzie już czekała na mnie.

-Długo tu stoisz?

-Niekoniecznie. Z godzinkę na pewno- uśmiechnęła się Bobbie

Otworzyłam drzwi i zaniosłam walizki do pokoju.

-Pomogę ci-wyręczyła mnie, biorąc ciężką walizkę, której sama nie potrafiłam zanieść

Dość szybko uporałyśmy się z ciężarem. Odstawiłyśmy je obok szafy. Później chciałam się zająć rozpakowywaniem rzeczy.

-Jak ci minął lot?- spytała

-Super. Prawie zginęłam, ale to nic- odparłam z ironią

-Jak to prawie?

Musiałam komuś to powiedzieć. Musiałam z kimś się tym podzielić.

-Znasz może Ducha?- spytałam z ciekawością

-Tak, ten dupek, co zrobi wszystko dla pieniędzy. Znam go, ale wolałabym go nigdy nie poznawać. Z nim są same kłopoty. Czemu uwziął się na tobie?- wyjaśniła, pytając

-On chce zabić Tony'ego, a moja śmierć najlepsza, by go wykończyć. Jest bardzo nerwowy, a z chorym sercem łatwo go wprowadzić do grobu- byłam wściekła

-A to pluskwa. Ducha nie łatwo jest zabić, ale jakoś go śmierć nie ominie- zaczęła coś planować Bobbie

-Muszę zobaczyć się z Tony'm. Zaprowadzisz mnie do niego?- poprosiłam ją

-Dobrze, ale nie zdenerwuj się tym, co zobaczysz- ostrzegła mnie, a jej głos był niepewny


Rozdział 14: Niewidzialny, nieprzewidywalny

8 | Skomentuj


Lekarka przedstawiła się jako Victoria Bernes. To ona ma się mną opiekować. Ho ją o to poprosił. Tylko nie jest za młoda na bycie lekarzem? O dziwo ma tyle samo doświadczenia, co miał dr Yinsen, nim ktoś go zabił.
Dowiem się, kto to zrobił, a śmierć Whitney nie pójdzie w zapomnienie.

-No to wszystkie parametry masz w normie. Jest szansa, że za tydzień opuścisz szpital. Czy nic cię nie boli?- pocieszyła mnie, ale później spojrzała niepewnie na implant

-Trochę, jak próbuję się ruszyć

-Nie dziwię się. Prawie miałeś złamane żebra, ale na szczęście skończyło się na niegroźnym stłuczeniu- wyjaśniła lekarka

-A nie mogę wyjść już jutro?- prosiłem, bo chciałem być, jak najszybciej w domu

-Wiedziałam, że tak będzie. Ho mi tyle razy mówił, jaki ty jesteś niecierpliwy. Zrobimy tak, Tony. Jeśli jutro nie będzie nic się działo i będziesz w stanie chodzić bez problemu, wypiszę cię ze szpitala- rzuciła propozycję

To mnie zaciekawiło. Jest szansa, że szybciej wrócę. Teraz nic mi nie może przeszkodzić.

-Zgadzam się, ale bez przekrętów

-Bez przekrętów- zaśmiała się

To było dosyć proste. Czułem się coraz lepiej, więc mogłem w spokoju zadzwonić do Pepper. Bardzo za nią tęsknię. Ciekawe, jak jej poszło na szkoleniu?
Wziąłem telefon i wybrałem numer do Pepper.

-Już chcesz do niej dzwonić?- spytał się Rhodey

-Tak. Powinienem już to dawno zrobić

-Ach, romantyk- zakpił ze mnie

-Rhodey, wystarczy

Czekałem, aż odbierze, ale nie mogłem się połączyć. Znowu go wyłączyła?

-Nie odbiera. To dziwne- zmartwiłem się tym

-Może jest zajęta. Pewnie ma treningi

-Dobra, nie tłumacz jej. Zadzwonię później- odłożyłem telefon na stół

To nie było normalne, że miała wyłączony telefon. Ona nigdy go nie wyłącza, tylko w przypadku samolotu jest do tego zmuszona. Coś jest nie tak. Za bardzo się o nią martwię, a Rhodey nie brzmi zbyt pewnie. Coś ukrywa.

-A nie rozmawiałeś z nią ostatnio? Nie mówiła ci czegoś ?- zacząłem się zastanawiać, czy moje przeczucia są prawdziwe

-Mówiłem jej o wypadku i, że ma skupić się na treningach. To wszystko- powiedział ze zdenerwowaniem

-Rhodey, co ty ukrywasz?- przejrzałem go na wylot, że coś zataił przede mną








Wszystko miałam spakowane. Sprawdziłam, czy zabrałam każdą walizkę i plecak z Rescue. Gdy się okazało, że mam wszystko, wyszłam z pokoju.
Zanim miałam wrócić do domu, postanowiłam pożegnać się z moją mentorką. Mimo oblanego egzaminu, wiele mnie nauczyła. Na pewno te treningi nie pójdą w las.
Ostrożnie zapukałam do jej drzwi i chwyciłam za klamkę. Oczywiście zastałam ją przy biurku, jak popijała kawę.

-Witaj, Pepper. Co cię do mnie sprowadza?

-Przyszłam się pożegnać. Dziękuję za wszystko- podziękowałam, salutując

-Ja również ci dziękuję. Byłaś jedną z tych, które dały łatwo za wygraną. Życzę ci powodzenia- wstała od biurka i podeszła do mnie, podając mi rękę

-Dziękuję, agentko Hill- odwzajemniłam gest

-Pamiętaj, że zawsze możesz poprawić test. Wróć, jak będziesz gotowa- zasugerowała

- Dobrze. Do widzenia- przytaknęłam głową

-Do widzenia

Wyjechałam z bazy po następnych godzinach na lotnisko. Myślałam o Tony'm i Rhodey'm. Mam nadzieję, że wszystko z nimi dobrze, choć z moim chłopakiem to nigdy nic nie wiadomo.
Weszłam na pokład samolotu, odkładając walizki do specjalnego pomieszczenia. Usiadłam w fotelu, zapięłam pasy i trzymałam blisko siebie zbroję.
Nawet nie zauważyłam, jak szybko znalazłam się w powietrzu.

-To będzie kolejny, długi lot- pomyślałam, patrząc przez okno

Telefon miałam wyłączony, by nie przeszkadzał w trakcie lotu. Zasady i takie tam.
Nie mogę się doczekać, aż zobaczę się z chłopakami. Pośmiejemy się razem i pogadamy. Bez żadnych zmartwień, że Duch coś nam zrobi. Szybko zmorzył mnie sen i zasnęłam. Czułam, jak samolot wysoko się unosi. Był spokój, który zagłuszył hałas zepsutego silnika. Potem słyszałam tykanie zegara.
Gdy otworzyłam oczy, dźwięk stawał się głośniejszy, a tykanie dochodziło z kabiny.

-Co jest?- zadałam sobie pytanie i wzięłam ze sobą Rescue

Gdy podeszłam do kabiny, znalazłam w niej sporą ilość ładunku wybuchowego. Jedna wielka bomba!
Przetarłam oczy, by wiedzieć, czy to nie jest złudzenie. Po chwili usłyszałam znajomy szept.

-Zginiesz tak samo, jak on powinien skończyć

I nagle nastąpił wybuch. Biegłam, co sił, by nie trafiła mnie fala wybuchu.
Zeskoczyłam z samolotu i spadając próbowałam założyć zbroję.

-No dalej, dalej

Za mną leciały kawałki samolotu. Mocny huk i po latającym obiekcie nie było śladu. Dobrze, że tylko ja tam byłam i nikt nie zginął. Fala eksplozji wyrzuciła mnie prosto do morza, ale w porę uruchomił się pancerz i wyleciałam do Nowego Jorku.

-Mam już dość, Duch!- przeklnęłam pod nosem


Rozdział 13: Z tarczą lub na tarczy

4 | Skomentuj

Trwały godzinne narady. Bałam się, co mi powiedzą. Zacierałam nerwowo ręce, rozglądając się po każdej stronie. Każdy z kadetów czekał na oficjalne wyniki.

 -Nie masz się czym denerwować. Widziałam, jak ci poszło. Byłaś świetna- pochwaliła mnie jedna z kadetek

 -Dzięki, ale ty byłaś lepsza. Bez problemu złożyłaś broń

 -Za to fatalnie mi poszło w walce

 -Jakoś to będzie- podeszłam do tablicy wyników

 Mieliśmy już wywieszoną listę, kto zdał lub oblał egzaminy. Lista była podzielona na oddziały: strateg, bioinżynier, snajper i medyk. Długo szukałam swojego nazwiska, aż po pięciu minutach znalazłam się po stronie oblanych. Jak to się stało? Właśnie podeszła do mnie agentka Hill. Była również zaskoczona wynikami.

 -Przecież, ja tylko...- nie dokończyłam, bo nie byłam w stanie

 -Może to jest pomyłka. Zapytam się generała. Poczekaj tu- poprosiła

 Patrzyłam na nią, jak rozmawia z Fury'm. Wciąż nie mogłam uwierzyć w wyniki. Przecież, ja tylko nie zdałam składania broni. Aż tak ważne było zdać każdy element egzaminu? Jestem beznadziejna. Przestałam się dobijać bardziej, gdy agentka miała już informacje.

 -Powiedz mi, że to pomyłka. Pomylił się, tak?- wciąż liczyłam na to, że zdałam

 Przez chwilę milczała, ale potem w końcu coś powiedziała. 

-To nie jest pomyłka. Przykro mi

 Wybiegłam z płaczem do łazienki. Było mi wstyd pokazywać się w domu. Niespodziewanie ktoś do mnie zadzwonił. Znowu Duch? Odebrałam, włączając zegarek. Teraz nie popełnię tego błędu. Usłyszałam głos Bobbie. Zupełnie o tym zapomniałam, że poprosiłam ją o śledzenie Tony'ego. Może wie coś więcej, co Rhodey ukrywa. Chwila. Ona nie zna ich tożsamości.

 -Bobbie, to ty?- chciałam się upewnić, że z nią rozmawiam

 -Tak, to ja. Mam do ciebie informacje. Pepper, słyszysz?

 -Tak, tak. Mów- otarłam policzki z łez

 -Jestem w szpitalu, gdzie on leży. Jakiś wariat z biczami podłożył mu ładunki i wleciał do wody

 -A co z nim? Żyje?- chciałam wiedzieć, czy Rhodey nie kłamał

 -Tak, wygląda dobrze. Jednak coś nie bardzo cię to interesuje. Pepper, co cię trapi?- spytała zmartwiona

 I co? Mam jej powiedzieć prawdę? Zresztą, nie potrafię kłamać. Powiem jej, ale Tony się o tym nie dowie.

 -Oblałam egzamin przez składanie broni- prawie krzyknęłam do słuchawki










Ktoś coś do mnie krzyczał, ale czułem, jak moje płuca chciały eksplodować. Czułem, jak dusiłem się. Jestem pod wodą?

 -Tony, otrząśnij się. Nie jesteś pod wodą! Jesteś w szpitalu!

 Rhodey? Tak, to on krzyczy. Nie mógłbym usłyszeć go, jakbym tonął. Chwila, coś sobie przypominam. Whiplash i jego bomby, a potem czyjaś dłoń, wyciągnięta mi na pomoc.
Powoli się uspokajałem. Widziałem biel ścian i niebieską lampę nade mną, a obok mnie siedział Rhodey. Jestem w szpitalu. Czyli nie umarłem. 

-Puls się stabilizuje. Wrócił- powiedziała lekarka

 Zrobiłem się senny i zasnąłem. Panika zniknęła. Dzięki, Rhodey. Gdyby nie ty, nie otrząsnąłbym się z tego koszmaru.

 ---Następnego dnia---

 Obudziło mnie oślepiające światło. Rhodey spał na krześle. Doceniam to, ile dla mnie zrobił. To on mnie uratował tak, jak zawsze.

 -No pięknie. Jestem w szpitalu!- otrząsnąłem się

 Niestety swoim krzykiem obudziłem Rhodey'go.

 -Tony, jak dobrze cię słyszeć- ucieszył się na mój widok

 -Znowu mnie uratowałeś. Dziękuję- byłem bardzo wdzięczny za to, że mnie ocalił przed śmiercią

 -Od tego przecież jestem. Nie martw się. Whiplash już nie wróci

 -O czym ty mówisz?- byłem w szoku, ale zdziwić się miałem jeszcze bardziej

 -Zabiłem go za to, co on ci zrobił, za ojca Pepper i za wszystkie krzywdy, które nam wyrządził- wytłumaczył się Rhodey

 Nie wierzę. Definitywnie z nim skończył?

 -A jeśli wróci?- miałem obawy

 -Nie wróci. Oberwałem mu głowę i wrzuciłem do morza. Nie żałuję tego. Zasłużył sobie na to 

-Rhodey, ja ciebie nie poznaję. Ty nigdy byś tego nie zrobił

 -Byłem wściekły i przerażony tym, że cię prawie zabił. Musiałem z nim skończyć. Musiałem- zacisnął pięści

 -Dobrze zrobiłeś. A co z Blizzardem?

 Skoro Whiplasha załatwił, to może Blizzard też nie będzie sprawiał problemów? Nie, to niemożliwe. On uciekł, gdy zasypała się baza na Arktyce.

 -Nie było go. Cieszę się, że żyjesz. Jak się czujesz?

 -Dobrze, ale nie rozumiem jednej rzeczy. Powinienem być martwy. Komu powinienem być jeszcze wdzięczny?- zacząłem się zastanawiać

 Do naszej rozmowy wtrąciła się jakaś lekarka. Poznałem po fartuchu, ale wyglądała zbyt młodo na lekarza.

 -Widzę, że doszedłeś do siebie. Nie było łatwo, ale udało się- uśmiechnęła się, spoglądając na monitor

Rozdział 12: Ostatnia wola cz. 2 Walka o wszystko i o nic

10 | Skomentuj


Pepper zawsze mogła liczyć na moje wsparcie. Chcę, by zdała ten egzamin na agentkę SHIELD. Wiem, ile to dla niej znaczy i nie mogę pozwolić na to, by przez zamartwianie się o swojego chłopaka nie zaliczyła testu.
Kiedy chciałem już rozłączyć połączenie, w ostatniej chwili Pepper coś powiedziała.

-Rhodey, mam jeszcze jedną prośbę. Mógłbyś tylko namierzyć Ducha?- poprosiła płaczliwym głosem

Dziwna prośba, jak na nią. Coś musiało się jej przydarzyć, skoro chce go znaleźć.

-Nigdzie nie lecisz, Pepper. Co tak ci zależy na nim?- chciałem znać przyczynę jej zachowania

-Ktoś mi wysyła pogróżki. Podejrzewałam Whitney, ale skoro nie żyje, to musi być Duch za to odpowiedzialny

Zagięło mnie dosłownie. Ktoś jej grozi? Niedobrze. Nie mogę powiedzieć tego Tony'emu. To mu zaszkodzi. I jeszcze może przeżyć ten szok po przebudzeniu. Lepiej podaruję mu tego.

-Ok. Znajdę go, ale nic nie rób na własną rękę

-Dobrze- obiecała Pepper

-Uważaj na siebie. Jeśli znowu dostaniesz pogróżkę, napisz mi o której to było godzinie. Komputer automatycznie zmieni czas i, jak są wysyłane o regularnej godzinie, łatwo zlokalizujemy twojego szantażystę

-Dzięki, Rhodey. Trzymaj się- pożegnała się

-Pa- rozłączyłem połączenie

Fatalnie. Najpierw ta walka na Arktyce, a teraz te pogróżki do Pepper? Co jeszcze będzie?
Usiadłem na krześle znów, przysypiając. Moje ciało żądało spoczynku, ale nie mogłem zapaść w sen, kiedy Tony jest nieprzytomny.

-Dobrze się czujesz?- podeszła do mnie lekarka

-Tak, w porządku. Tylko jestem zmęczony. Może mnie pani zaprowadzić do Tony'ego?-  poprosiłem, powstrzymując ziewanie

-Mogę, ale powinieneś wrócić do domu

-Chcę być przy nim. W razie, gdyby się obudził i nastąpiłby ten szok o którym pani mówiła- nalegałem

-Rhodey, mam 20 lat. Mów mi po imieniu. Gdy ktoś mi mówi "pani", to czuję się stara

-No dobrze, Viktorio

-Tak lepiej- uśmiechnęła się i poszedłem za nią

Mijałem kilka sal, gdzie leżeli agenci FBI. Ojciec Pepper rozmawiał z jakimś lekarzem. Trzeba naprawić komputer, by reagować na takie zagrożenie.
Następne drzwi były od OIOMu. Tam zauważyłem, jak Tony leżał przypięty do aparatury medycznej. Był blady, a ręce miał w bandażach. Na monitorze widziałem, jak jego serce ledwo bije. To cud, że żyje.

-Mogę tam wejść?- spytałem o pozwolenie

-Tylko mi nie zaśnij. Gdyby coś się działo, lub obudziłby się, zawołaj mnie- poprosiła Viktoria








Jak to dobrze, że nie zostałam z tym sama. Trochę mi ulżyło, gdy powiedziałam o tym Rhodey'mu. Jednak dziwne, że Whitney nie żyje. Czy to wszystko jest powiązane ze śmiercią lekarza? A jeśli tak, to kto w końcu jest temu winien?
Już chciałam zasnąć, ale alarm się odezwał. I bądź tu nie ziewaj. Nie mają, kiedy robić te fałszywe sygnały o zagrożeniu. Opuściłam pokój i trafiłam do głównego holu.

-Wszyscy na czas. Dobra robota, kadeci. Jutro wasz ostatni dzień. Bądźcie gotowi na test, który pokaże, czy warto dać wam odznakę- oznajmił agent, chowając licznik do kieszeni

-Jak to jutro? Nie za wcześnie?- byłam skołowana

-Dasz radę- wspierała mnie mentorka

Zmęczona padłam na łóżko. Jednak to nie był koniec. Znowu zdarzyło się coś niepokojącego. Ktoś do mnie zadzwonił. W słuchawce usłyszałam znajomy mi głos, tylko zniekształcony.

-Teraz twoja kolej

Nastąpił szum. Mogę dać sobie rękę uciąć, że to był Duch. Jeszcze mu mało?

Rhodey się tym zajmie. Muszę przestać się martwić. Skoro jutro mam podejść do egzaminu, muszę być przygotowana do perfekcji. Wyłączyłam telefon i zasnęłam.

---Następnego dnia---

Stawiłam się w centrali przygotowana do egzaminu. Denerwowałam się, jak nigdy. Nie chciałam tego oblać. Chciałam, by mój ojciec był ze mnie dumny.

-Dziś jest wasz wyjątkowy dzień. Jedni staną w szeregach SHIELD, a pozostali odejdą z honorem. Powiem tylko, że życzę wam powodzenia, kadeci. I zapamiętajcie jedno: nie poddawajcie się, jesli dziś wam nie wyjdzie. Do dzieła- wygłosił mowę generał Fury

No to roboty. Jakoś to będzie. To mój dzień i moja walka. Robię to dla ciebie, tato.
W pierwszej kolejności mieliśmy walkę wręcz. Przebrałam się do stroju treningowego, zakładając dodatkowo rękawice. Zajęłam pozycję i próbowałam przypomnieć, co mi mówiła zwykle agentka Hill.
Bez problemu położyłam kobietę na materac, stosując chwyt, którego się nauczyłam.

-Wygrywa Patricia Potts- ogłosiła jedna z agentek

Była uderzająco podobna do Czarnej Wdowy. Chwila, moment. To przecież ona. Nie wierzę. To ona też będzie mnie oceniać? Stres mnie zżera. I jak ja mam to zdać?
Kolejną konkurencją było składanie broni. Wszyscy w mig ukończyli układankę. A ja nadal nie umiałam tego złożyć. Agentka Hill prosiła o dodanie mi czasu, ale i tak przegrałam. Po minach egzaminujących widziałam, że poszło mi fatalnie.

-To nie koniec świata. Jeszcze tylko jedna sprawność- próbowałam się uspokoić

Strzelanie do tarczy było ostatnim zadaniem do zdobycia odznaki. Dzięki wcześniejszej determinacji na strzelnicy, bezbłędnie trafiłam w cel. Powtórzyłam to z trzy razy, by pokazać, że to nie było przypadkowo.








Siedziałem przy Tony'm. Bałem się o niego i również o Pepper. Teraz to głównym zagrożeniem jest Duch. Trzeba się go pozbyć.
Do sali wszedł ojciec Pepper. Nie musiał tu przychodzić. Niech zajmie się swoimi agentami. W dodatku muszę przy nim ukrywać tę sprawę z pogróżkami. Tego nie może się dowiedzieć. Od razu ją odeśle do domu, nim zda egzamin.

-W porządku ?- spytał, patrząc na monitor

-Tak. Co z agentami?- byłem ciekaw, czy wielkie odnieśli rany

-W miarę stabilnie. Dwóch ma rozległe poparzenia,a reszta kilka ran na głowie i brzuchu- podsumował Virgil

-Przynajmniej wiadomo, że żyją- wciąż siedziałem zmartwiony przy łóżku Tony'ego

-Rhodey, będzie dobrze. Wygrzebie się z tego. Przeżył wypadek, to przeżyje teraz- podniósł mnie na duchu

-Mam taką nadzieję

-Trzymaj się młody. Idę zobaczyć, co z tymi agentami. Dobranoc- i wyszedł z sali

Uf. Mało brakowało, a przejrzałby mnie na wylot, jak ostatnio. Ciężko mi jest okłamywać dla czyjegoś dobra. Nie będę nikogo martwił. Skończę z Duchem, jak Tony wydobrzeje. Nie zapomnę tego, co wydarzyło się na Arktyce. Najpierw Blizzard go zaatakował, a później pojawił się Whiplash. Dobrze, że Viktoria stała się drugim cudotwórcą.

-Wiem, że mnie nie słyszysz, ale jestem przy tobie. Rozumiesz? Musisz walczyć . Nie tylko dla mnie, ale i dla Pepper. Wierzę w ciebie- chwyciłem go za dłoń

Nawet nie zauważyłem, kiedy spadłem z krzesła. To ze zmęczenia.

-Chyba muszę zasnąć- powiedziałem do Viktorii, która była nade mną

-Musisz. To ci dobrze zrobi- pomogła mi wstać

Zasnąłem obok jego łóżka. Viktoria pozwoliła mi tam spać. Wiedziała, jak bardzo bliski jest mi Tony. Można powiedzieć, że jest moim przyszywanym bratem. Mieszka ze mną już dość długi czas.
Spałem przez kilka godzin, aż dźwięk maszyny mnie obudził. Kardiomonitor zaczął wariować, a Tony się wybudzał.

-Tony, nie wariuj. Spokojnie. Jestem tu. Jesteś bezpieczny

Od razu wezwałem lekarkę na pomoc.

-Co się dzieje?- byłem przerażony

- Nic się nie bój, Rhodey. Musisz go uspokoić. Jest w szoku

Chwyciłem go za rękę, głośno mówiąc do niego, a on myślał, że nie ma tlenu. To pewnie przez to, że był pod wodą.

-Tony, uspokój się. Nie jesteś pod wodą. Jesteś w szpitalu

-Trzymaj go. Podam mu coś na uspokojenie- wstrzyknęła mu jakiś lek


----------------------------*****************---------------------------------------------------------------------
Pepper już będzie wracała do naszych herosów, gdy egzamin dobiegnie końca. Jak uważacie, czy go zda? Jak długo sekret pozostanie sekretem? Czy to Duch odpowiada za pogróżki? Dobra, ja tu wam podrzucam pytania, a sami się jakoś udzielajcie. Oczywiście wiecie, że to był ostatni rozdział sezonu pierwszego. Otwieramy drugą część, która dla romantyczek będzie cudowna, choć dramat nadal zostanie. Z tego nie da się zrezygnować :) Muszę się wziąć za przepisywanie trójki, by potem nie było braków na blogu. Zapomniałam wspomnieć o ankiecie na temat największego złoczyńcy. Oddajcie swój głos anonimowo i dowiedzmy się, kto jest wrogiem numer jeden. Rozdział ponownie za tydzień.
© Mrs Black | WS X X X