Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Sezon 1. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Sezon 1. Pokaż wszystkie posty

Rozdział 12: Ostatnia wola cz. 2 Walka o wszystko i o nic

10 | Skomentuj


Pepper zawsze mogła liczyć na moje wsparcie. Chcę, by zdała ten egzamin na agentkę SHIELD. Wiem, ile to dla niej znaczy i nie mogę pozwolić na to, by przez zamartwianie się o swojego chłopaka nie zaliczyła testu.
Kiedy chciałem już rozłączyć połączenie, w ostatniej chwili Pepper coś powiedziała.

-Rhodey, mam jeszcze jedną prośbę. Mógłbyś tylko namierzyć Ducha?- poprosiła płaczliwym głosem

Dziwna prośba, jak na nią. Coś musiało się jej przydarzyć, skoro chce go znaleźć.

-Nigdzie nie lecisz, Pepper. Co tak ci zależy na nim?- chciałem znać przyczynę jej zachowania

-Ktoś mi wysyła pogróżki. Podejrzewałam Whitney, ale skoro nie żyje, to musi być Duch za to odpowiedzialny

Zagięło mnie dosłownie. Ktoś jej grozi? Niedobrze. Nie mogę powiedzieć tego Tony'emu. To mu zaszkodzi. I jeszcze może przeżyć ten szok po przebudzeniu. Lepiej podaruję mu tego.

-Ok. Znajdę go, ale nic nie rób na własną rękę

-Dobrze- obiecała Pepper

-Uważaj na siebie. Jeśli znowu dostaniesz pogróżkę, napisz mi o której to było godzinie. Komputer automatycznie zmieni czas i, jak są wysyłane o regularnej godzinie, łatwo zlokalizujemy twojego szantażystę

-Dzięki, Rhodey. Trzymaj się- pożegnała się

-Pa- rozłączyłem połączenie

Fatalnie. Najpierw ta walka na Arktyce, a teraz te pogróżki do Pepper? Co jeszcze będzie?
Usiadłem na krześle znów, przysypiając. Moje ciało żądało spoczynku, ale nie mogłem zapaść w sen, kiedy Tony jest nieprzytomny.

-Dobrze się czujesz?- podeszła do mnie lekarka

-Tak, w porządku. Tylko jestem zmęczony. Może mnie pani zaprowadzić do Tony'ego?-  poprosiłem, powstrzymując ziewanie

-Mogę, ale powinieneś wrócić do domu

-Chcę być przy nim. W razie, gdyby się obudził i nastąpiłby ten szok o którym pani mówiła- nalegałem

-Rhodey, mam 20 lat. Mów mi po imieniu. Gdy ktoś mi mówi "pani", to czuję się stara

-No dobrze, Viktorio

-Tak lepiej- uśmiechnęła się i poszedłem za nią

Mijałem kilka sal, gdzie leżeli agenci FBI. Ojciec Pepper rozmawiał z jakimś lekarzem. Trzeba naprawić komputer, by reagować na takie zagrożenie.
Następne drzwi były od OIOMu. Tam zauważyłem, jak Tony leżał przypięty do aparatury medycznej. Był blady, a ręce miał w bandażach. Na monitorze widziałem, jak jego serce ledwo bije. To cud, że żyje.

-Mogę tam wejść?- spytałem o pozwolenie

-Tylko mi nie zaśnij. Gdyby coś się działo, lub obudziłby się, zawołaj mnie- poprosiła Viktoria








Jak to dobrze, że nie zostałam z tym sama. Trochę mi ulżyło, gdy powiedziałam o tym Rhodey'mu. Jednak dziwne, że Whitney nie żyje. Czy to wszystko jest powiązane ze śmiercią lekarza? A jeśli tak, to kto w końcu jest temu winien?
Już chciałam zasnąć, ale alarm się odezwał. I bądź tu nie ziewaj. Nie mają, kiedy robić te fałszywe sygnały o zagrożeniu. Opuściłam pokój i trafiłam do głównego holu.

-Wszyscy na czas. Dobra robota, kadeci. Jutro wasz ostatni dzień. Bądźcie gotowi na test, który pokaże, czy warto dać wam odznakę- oznajmił agent, chowając licznik do kieszeni

-Jak to jutro? Nie za wcześnie?- byłam skołowana

-Dasz radę- wspierała mnie mentorka

Zmęczona padłam na łóżko. Jednak to nie był koniec. Znowu zdarzyło się coś niepokojącego. Ktoś do mnie zadzwonił. W słuchawce usłyszałam znajomy mi głos, tylko zniekształcony.

-Teraz twoja kolej

Nastąpił szum. Mogę dać sobie rękę uciąć, że to był Duch. Jeszcze mu mało?

Rhodey się tym zajmie. Muszę przestać się martwić. Skoro jutro mam podejść do egzaminu, muszę być przygotowana do perfekcji. Wyłączyłam telefon i zasnęłam.

---Następnego dnia---

Stawiłam się w centrali przygotowana do egzaminu. Denerwowałam się, jak nigdy. Nie chciałam tego oblać. Chciałam, by mój ojciec był ze mnie dumny.

-Dziś jest wasz wyjątkowy dzień. Jedni staną w szeregach SHIELD, a pozostali odejdą z honorem. Powiem tylko, że życzę wam powodzenia, kadeci. I zapamiętajcie jedno: nie poddawajcie się, jesli dziś wam nie wyjdzie. Do dzieła- wygłosił mowę generał Fury

No to roboty. Jakoś to będzie. To mój dzień i moja walka. Robię to dla ciebie, tato.
W pierwszej kolejności mieliśmy walkę wręcz. Przebrałam się do stroju treningowego, zakładając dodatkowo rękawice. Zajęłam pozycję i próbowałam przypomnieć, co mi mówiła zwykle agentka Hill.
Bez problemu położyłam kobietę na materac, stosując chwyt, którego się nauczyłam.

-Wygrywa Patricia Potts- ogłosiła jedna z agentek

Była uderzająco podobna do Czarnej Wdowy. Chwila, moment. To przecież ona. Nie wierzę. To ona też będzie mnie oceniać? Stres mnie zżera. I jak ja mam to zdać?
Kolejną konkurencją było składanie broni. Wszyscy w mig ukończyli układankę. A ja nadal nie umiałam tego złożyć. Agentka Hill prosiła o dodanie mi czasu, ale i tak przegrałam. Po minach egzaminujących widziałam, że poszło mi fatalnie.

-To nie koniec świata. Jeszcze tylko jedna sprawność- próbowałam się uspokoić

Strzelanie do tarczy było ostatnim zadaniem do zdobycia odznaki. Dzięki wcześniejszej determinacji na strzelnicy, bezbłędnie trafiłam w cel. Powtórzyłam to z trzy razy, by pokazać, że to nie było przypadkowo.








Siedziałem przy Tony'm. Bałem się o niego i również o Pepper. Teraz to głównym zagrożeniem jest Duch. Trzeba się go pozbyć.
Do sali wszedł ojciec Pepper. Nie musiał tu przychodzić. Niech zajmie się swoimi agentami. W dodatku muszę przy nim ukrywać tę sprawę z pogróżkami. Tego nie może się dowiedzieć. Od razu ją odeśle do domu, nim zda egzamin.

-W porządku ?- spytał, patrząc na monitor

-Tak. Co z agentami?- byłem ciekaw, czy wielkie odnieśli rany

-W miarę stabilnie. Dwóch ma rozległe poparzenia,a reszta kilka ran na głowie i brzuchu- podsumował Virgil

-Przynajmniej wiadomo, że żyją- wciąż siedziałem zmartwiony przy łóżku Tony'ego

-Rhodey, będzie dobrze. Wygrzebie się z tego. Przeżył wypadek, to przeżyje teraz- podniósł mnie na duchu

-Mam taką nadzieję

-Trzymaj się młody. Idę zobaczyć, co z tymi agentami. Dobranoc- i wyszedł z sali

Uf. Mało brakowało, a przejrzałby mnie na wylot, jak ostatnio. Ciężko mi jest okłamywać dla czyjegoś dobra. Nie będę nikogo martwił. Skończę z Duchem, jak Tony wydobrzeje. Nie zapomnę tego, co wydarzyło się na Arktyce. Najpierw Blizzard go zaatakował, a później pojawił się Whiplash. Dobrze, że Viktoria stała się drugim cudotwórcą.

-Wiem, że mnie nie słyszysz, ale jestem przy tobie. Rozumiesz? Musisz walczyć . Nie tylko dla mnie, ale i dla Pepper. Wierzę w ciebie- chwyciłem go za dłoń

Nawet nie zauważyłem, kiedy spadłem z krzesła. To ze zmęczenia.

-Chyba muszę zasnąć- powiedziałem do Viktorii, która była nade mną

-Musisz. To ci dobrze zrobi- pomogła mi wstać

Zasnąłem obok jego łóżka. Viktoria pozwoliła mi tam spać. Wiedziała, jak bardzo bliski jest mi Tony. Można powiedzieć, że jest moim przyszywanym bratem. Mieszka ze mną już dość długi czas.
Spałem przez kilka godzin, aż dźwięk maszyny mnie obudził. Kardiomonitor zaczął wariować, a Tony się wybudzał.

-Tony, nie wariuj. Spokojnie. Jestem tu. Jesteś bezpieczny

Od razu wezwałem lekarkę na pomoc.

-Co się dzieje?- byłem przerażony

- Nic się nie bój, Rhodey. Musisz go uspokoić. Jest w szoku

Chwyciłem go za rękę, głośno mówiąc do niego, a on myślał, że nie ma tlenu. To pewnie przez to, że był pod wodą.

-Tony, uspokój się. Nie jesteś pod wodą. Jesteś w szpitalu

-Trzymaj go. Podam mu coś na uspokojenie- wstrzyknęła mu jakiś lek


----------------------------*****************---------------------------------------------------------------------
Pepper już będzie wracała do naszych herosów, gdy egzamin dobiegnie końca. Jak uważacie, czy go zda? Jak długo sekret pozostanie sekretem? Czy to Duch odpowiada za pogróżki? Dobra, ja tu wam podrzucam pytania, a sami się jakoś udzielajcie. Oczywiście wiecie, że to był ostatni rozdział sezonu pierwszego. Otwieramy drugą część, która dla romantyczek będzie cudowna, choć dramat nadal zostanie. Z tego nie da się zrezygnować :) Muszę się wziąć za przepisywanie trójki, by potem nie było braków na blogu. Zapomniałam wspomnieć o ankiecie na temat największego złoczyńcy. Oddajcie swój głos anonimowo i dowiedzmy się, kto jest wrogiem numer jeden. Rozdział ponownie za tydzień.

Rozdział 11: Ostatnia wola cz.1 Zapisane w testamencie

6 | Skomentuj

Kolejną częścią treningu było składanie broni. Miałam przy sobie schemat i musiałam prawidłowo go złożyć, by potem z blastera strzelać.
Schemat był zbyt skomplikowany. Na pewno Tony złożyłby to bez patrzenia na instrukcję.
Kiedy chciałam zacząć składać pierwsze elementy, zadzwonił mój telefon. Tata? Czemu dzwoni tak wcześnie? Może to nic ważnego. Muszę skupić się na zadaniu. Odrzuciłam połączenie.

-To od czego tu zacząć?- spytałam się samej siebie na głos

Wzięłam do ręki poprzednie części, próbując ułożyć je w odpowiedniej kolejności. Jednak dzwonił coraz częściej, co mnie podirytowało. Postanowiłam odebrać.

-Musisz mi przeszkadzać? Muszę złożyć blaster!- wyrzuciłam swój gniew

-Wybacz, że ci przeszkadzam, ale chciałbym wiedzieć, czy nic ci się nie stało?- przeprosił, pytając z troską

-Jest dobrze. A czemu pytasz?- ciekawiła mnie jego odpowiedź

-Na szczęście nie jest źle. Jednak zawaliłem akcję. Jakiś wariat zranił moich agentów

-Tato, wszystko gra? Nie jesteś ranny?- zaczęłam się denerwować

-W porządku, Pepper. Byłem daleko od terrorysty. Jednak nie lubię cię okłamywać i muszę ci coś jeszcze powiedzieć, bo dzwonię ze szpitala

W głębi duszy czułam, jak serce się zatrzymuje. Co on chce mi przekazać?

-Co się jeszcze stało? Tony i Rhodey też tam byli? Są cali?- wyrzuciłam szybko pytania

-Nie było ich tam, ale właśnie stoi obok mnie Rhodey. Tony miał wypadek- przeszedł do sedna wiadomości

-Co?!- byłam zdruzgotana

-Dam ci Rhodey'go do słuchawki. Wszystko ci wyjaśni

Już chciałam krzyczeć, ale w porę się powstrzymałam. Ciekawe, co Rhodey ma mi do powiedzenia. Jest nieudolnym kłamcą, więc niech nawet nie próbuje mi wciskać ciemnoty.

-Tylko nie panikuj, Pepper. To był zwykły wypadek. Nie martw się. Nic mu nie będzie

-Jaki wypadek? Czemu mnie okłamujesz?- złapałam go na kłamstwie

-Mówię prawdę!- zaparł się Rhodey

-Akurat. Mów, co jest grane, bo przylecę do was- zagroziłam mu

Mogłam wziąć Rescue w każdej chwili i polecieć do nich. Nawet wiedziałam, w jakim byli szpitalu. Ciągle bałam się, że to coś poważnego. A jeśli to Whitney sprawka?

-Mieliśmy walkę na Arktyce- przyznał w końcu prawdę

-Arktyka? Ale z kim walczyliście?- nie mogłam w to uwierzyć

-Powiem ci później. Muszę kończyć. Trzymaj się- i rozłączył się


Rozdział 10: Koniec Whiplasha

11 | Skomentuj

----*Tony*----

Chciałem chociaż strzelić w Whiplasha, ale silny ból w klatce piersiowej zmusił mnie do bezwładnego leżenia na ziemi.

<<Uwaga. Zasilanie na 15%>>

-Tak, wiem.Czuję to- ledwo czułem, że żyję

Trzymałem się za klatkę piersiową, próbując wstać. Z trudem udało mi się stanąć na nogi, a Rhodey dalej strzelał rakietami.

-Jeszcze z tobą nie skończyłem-  użyłem reszty energii do strzelenia z repulsora

Wróg poleciał od Rhodey'go. Wykorzystałem czas na ucieczkę.

-Nie uciekniesz mi- rzucił pięć bomb na zbroję

Nadal nie mogłem nic zrobić. Zbroja nie była w stanie wykonać żadnych poleceń. Całą zbroję oplótł biczami, elektryzując cały pancerz.

-To już twój koniec. Żegnaj, Iron Manie

5...4...3...2...1

I znowu bomby wybuchły, wyrzucając mnie w powietrze. Spadłem do wody, a za mną poleciał Whiplash.

-Tony!- wykrzyczał Rhodey

Obraz zamazywał się. Nie chciałem panikować, ale nie potrafiłem oddychać pod wodą. Niestety wpadłem w panikę.
Trzymałem się za szyję i spadałem na dno. Nikogo nie słyszałem. Jedynie widziałem, jak Rhodey obrywa głowę Whiplasha. Nie wierzę, że to zrobił.
Mechaniczne ciało wpadło do wody wraz z oberwaną głową. Moje oczy powoli się zamykały, ale dostrzegłem War Machine, gdy wyciągnął do mnie rękę.

<<Uwaga. Stan krytyczny. Zbroja poważnie uszkodzona>>

To był ostatni komunikat, który otrzymałem, nim ogarnęła mnie ciemność.





---*Rhodey*---

Wyłowiłem go z wody. Wciąż miałem nadzieję, że wydobrzeje, ale, jak zobaczyłem zniszczoną zbroję, iskrzący implant wraz z ciężkimi ranami na ciele, musiałem go, jak  najszybciej zabrać do szpitala. Tylko, że z Arktyki to trochę potrwa, ale muszę go uratować.
I nie żałuję, co zrobiłem Whiplashowi. Należało mu się.

-Tony, będzie dobrze. Błagam, wytrzymaj jeszcze

Zabrałem go na ręce i poleciałem najszybciej, jak się da. Czułem, że z nim ciężko.

-Komputerze. Jaki jest stan zbroi?

<<Zbroja poważnie uszkodzona. Stan wynosi 5%>>

-Niedobrze. Pełna moc do silników!- przekierowałem całą moc do butów

<<Ostrzeżenie. Wykryto poważne uszkodzenia mechanizmu. Implant zakończy działanie>>

No dalej, Tony. Trzymaj się. Jeszcze tylko trochę. Błagam, nie umieraj.




---*Pepper*---

Byłam przygotowana do treningu. Po wyjściu z łazienki poszłam do pomieszczenia, gdzie ostatnio waliłam do worka. Agentka Hill już na mnie czekała.
Na podłodze leżały materace. Musiałam zdjąć buty, by nie pobrudzić. Agentka stała już w pozycji bojowej.

-Pora na ciąg dalszy treningu. Nauczę cię prostych ciosów i kilka bloków uderzeń. Gotowa?

-Tak. To zaczynamy

Stanęłam na materacu, przygotowując ułożenia rąk. Jedną zwinęłam w pięść, a tą drugą użyłam jako tarczy do blokowania ciosów.
Ruchy były płynne. Stałam prawidłowo i bez żadnych wahań ręka zrobiła pierwszy atak. Agentka oczywiście zrobiła unik.
Nim spostrzegłam, że trzyma mnie za nadgarstek, z łatwością mnie przewróciła.

-Lekcja pierwsza. Czujność. Nie może cię nic rozpraszać. Działaj z instynktem- podała mi rękę, bym mogła wstać

Spróbowałam dostosować się do jej rad. Robiłam wszystko według jej zalecenia, ale i tak za każdym razem była szybsza ode mnie.
Jednym ciosem powaliła mnie na materac.

-Spróbuj jeszcze raz. Skup się i nie rozpraszaj

Kolejne podejście. Teraz musi się udać. Próbowałam słuchać jej kroków, by wiedzieć, kiedy zaatakuje w moją stronę. Maksymalnie wytężyłam słuch.
Kiedy wyczułam, że się zbliża, gwałtownie odwróciłam się i chwyciłam ją za nadgarstek. Udało mi się ją powalić na materac. Sukces.

-Dobra robota, Pepper. Teraz tylko to powtórz i przejdziemy do dalszej części

Kiwnęłam głową. Zrobiłam sobie przerwę. Usiadłam na ławce, przeglądając telefon, czy nikt do mnie nie dzwonił.

Niespodziewanie dostałam anonimową wiadomość.

Umrzesz tak samo, jak on

Co to ma znaczyć? Kolejna groźba od Whitney?
Zignorowałam tę wiadomość i wróciłam do treningu.

-Dobra, co teraz?- zapomniałam, co miałam robić

-Powtórz ten ruch i możemy przejść dalej- przypomniała mi mentorka

Ostatni raz weszłam na materac, zajmując pozycję. Zrobiłam to, co wtedy.
Wytężyłam słuch i przewidziałam jej ruch. Bez problemu chwyciłam  za nadgarstek, przewracając ją do tyłu.

-Świetnie. Masz to opanowane

Po jej słowach otrzymałam kolejny SMS. Też od anonima. To była ta sama treść, ale zamiast słowa on było napisane Tony. To mnie wyprowadziło z równowagi. Zaczęłam obawiać się o jego życie.
Wybrałam numer do Tony'ego. Nie odbierał. Spróbowałam połączyć się z Rhodey'm. Był brak sygnału. Też mnie ignorował. Całe ręce mi drżały. Agentka od razu to zauważyła.

-Co się stało?- spytała zdziwiona moim zachowaniem

-To nic. Trenujmy dalej- rzuciłam niepewną odpowiedź

-Na pewno?- chciała się upewnić

-Na pewno- kliknęłam na usunięcie wiadomości





---*Rhodey*---

Przed wejściem do szpitala, zdjąłem z niego pancerz. Moją zbroję automatycznie odesłałem do zbrojowni. Wciąż trzymałem go na rękach. Wparowałem zdenerwowany do szpitala.

-Potrzebuję lekarza! Pomóżcie mi!- wołałem o pomoc

Na korytarz przybiegło dwóch lekarzy. Jedna to była kobieta w białym fartuchu z ledwo widocznym wydrukiem białego orła. A po jej prawej stronie był mężczyzna w zielonym fartuchu chirurgicznym. Od razu pobiegł po nosze. Próbowałem jej wyjaśnić, co się wydarzyło. Tylko, co mam jej mówić?

-Jego serce przestało bić. Musimy go zabrać na blok operacyjny- przyłożyła stetoskop w pobliżu jego implantu

-Nie, tylko nie to. Ratujcie go, proszę!

-Będzie dobrze, Rhodey- usłyszałem, jak ona do mnie mówi po imieniu

Skąd ona wie, jak się nazywam? To nieważne. Później z nią porozmawiam. Teraz jest najważniejsze, by Tony żył. Tylko to się liczy.
Czekałem długo na jakieś informacje, aż tu nagle ktoś wbiegł z rannymi agentami FBI. Co im się stało? Chwila, a ojciec Pepper?
Na całe szczęście nie był ranny. Podszedłem do niego. Byłem ciekaw, czemu komputer tego nie wykrył. Może faktycznie się popsuł?

-Co się stało, panie Potts?

-Był atak terrorystów. Jeden z nich miał na sobie bombę i wysadził się, raniąc resztę wokół

-Jak to terroryści?- byłem w szoku, bo powinienem był wtedy pomóc, a nic o tym nie wiedziałem

-Próbowaliśmy z nim negocjować, ale był zbyt uparty, żeby zgadzać się na jakiekolwiek warunki. W porę się wycofałem i prowadziłem akcję z daleka od tego typka- wyrzucił szybko swój gniew

Jak Tony wydobrzeje to mu powiem o naprawie komputera w zbrojowni. Tak nie może być, że nie wiemy o takim zagrożeniu. Mogła stać się jeszcze większa krzywda, ale dobrze, że z ojcem Pepper nic nie jest.

-A ty Rhodey, co tu robisz?

No i zaczęły się niewygodne pytania. Normalnie, jakbym mamę słyszał.

-Przyszedłem coś odebrać i...-zacierałem ręce

Nie umiem kłamać. On mnie przejrzy na wylot.

-Powiedz prawdę, bo powiem Robercie o waszej małej tajemnicy- nalegał, grożąc sekretem

-No dobra. Przejrzał mnie pan, ale proszę nie mówić Pepper. Nie chcę jej niepotrzebnie martwić. Powinna skupić się na szkoleniu, prawda?- prosiłem o dochowanie tajemnicy

-No to, co się naprawdę stało?

-Tony miał wypadek. Proszę jej nie mówić. Będzie histeryzować

-Nie lubię okłamywać mojej córki, nawet, jak trzeba. Roberta nie dowie się o was, ale Pepper powinienem to powiedzieć- wyciągnął telefon, by zadzwonić do niej


------------------********************--------------------------------------------------------------------

No i koniec akcji na Arktyce. Whiplash przepadł. Co będzie teraz? Czy lekarka, która się zjawiła, uratuje naszego geniusza? A jak pójdzie egzamin Pepper?  Kto stoi za pogróżkami? Zostały nam dwa rozdziały i witamy nowy sezon. Na wszystkie pytania powoli udzielę  odpowiedzi.. Jeśli macie jakieś inne wątpliwości to pytajcie :)

Rozdział 9: Każdy ekspert był kiedyś nowicjuszem

8 | Skomentuj


Wstałam wcześnie na trening. O dziwo byłam wyspana. Krótko byłam w łazience, by umyć się, ogarnąć wygląd i przebrać się w strój treningowy. Byłam spokojna, ale ten koszmar nie dawał mi spokoju. Czy to coś znaczy?
Po kilku minutach zeszłam do stołówki, gdzie zjadłam śniadanie. Kwadrans później został ogłoszony komunikat przez radiowęzeł.

- Proszę skierować się za 5 minut do holu głównego. Tam czekają na was mentorzy. Dziękuję- skończył mówić

Wstałam od stołu zaniosłam talerz do zmywania. Wszyscy kadeci poszli do holu. Ja też poszłam, ale za każdym razem próbowałam powstrzymać się od ziewania. Nie moja wina, że robią te głupie alarmy w środku nocy. I weź się wyśpij do porządku. Mam nadzieję, że dam radę na treningu.
Punktualnie dołączyłam do reszty.

-Dziś wszyscy idą na strzelnicę. Poćwiczycie swoją celność i refleks przez atrapy blasterów. Odmaszerować z mentorem do strzelnicy

-Tak, jest- zasalutowaliśmy

Razem z agentką Hill poszłam na strzelnicę. Tylko, żeby tak szybko mieć już opanowywanie strzelania? Przecież nawet fizycznie jestem słaba, a co dopiero moja celność. No nic. Trzeba spróbować. Zresztą to są atrapy i nikomu krzywdy nie zrobię.

-Dlaczego akurat strzelnica? Nie za wcześnie? - spytałam mentorki

-To nie zależy ode mnie. Generał Fury ustawił taki grafik. To co, gotowa?- podała mi okulary ochronne i broń

-Nie bardzo- byłam zdenerwowana

-Luzik. Musisz tylko celować w tę tarczę na środku. Dasz radę- klepnęła mnie po ramieniu, by dodać mi otuchy

Zajęłam pozycję. Włożyłam okulary i przyłożyłam blaster do siebie. Próbowałam skupić się na celu.

-Skup się tylko na tarczy. Bez obaw. Nikogo nie zranisz

-Na pewno?- spytałam dla pewności

-Na pewno. Dobra, strzelaj

Przede mną pojawiła się tarcza biało czarna. Załadowałam pociski i strzeliłam wprost z lekkim spustem. Trafiłam gdzieś z boku. Jedna porażka to nic.
Próbowałam dalej. Załadowałam blaster, strzelając do tarczy. Znowu minęłam środek.

-Nie wychodzi mi to!- byłam wściekła na samą siebie

-Spokojnie. Potrenujesz dłużej to będzie ci łatwiej szło. Jeszcze raz spróbuj- doradziła agentka Hill

Podeszłam do kolejnej próby ze słabszym zapałem. Powoli zaczęło mnie to męczyć. Pewnie chłopaki świetnie się bawią, gdy mnie zgryzają nerwy przez brak trafienia w cel.
Kolejny raz wycelowałam w tarczę. Znowu się minęłam z celem. To są chyba jakieś jaja!






Dlaczego nikt nie potrafi zostawić mnie w spokoju? Najpierw Blizzard, a teraz Whiplash. Wiedziałem, że może wrócić, ale żeby tak szybko? Niedobrze. Bardzo niedobrze. Jak ja mam z nim walczyć? Rhodey przydałaby się twoja pomoc.

-Jakim cudem ty jeszcze żyjesz?

-To samo mnie ciekawi, jak ty to robisz. Jednak tym razem nie będziesz miał tyle szczęścia

Podniósł mnie biczami wysoko i rzucił na lód. Nie miałem siły, by wstać. Wszystko mnie bolało.

<<Uwaga. Zbroja poważnie uszkodzona. Zostało 15%>>

-Jak z tobą skończę, nikt cię nie ocali, nawet twój blaszany kumpel, War Machine- wymierzył biczami kolejne ciosy

-Aaa!!

Ledwo podniosłem się z ziemi, chwytając go za bicze. Z rozmachem wyrzuciłem go daleko ode mnie. Jednak szybko wskoczył na swój latający dysk i już chciał rzucić biczami, ale czyjś strzał go powstrzymał. Nie wierzę. Rhodey?

-Zostaw go w spokoju- wystrzelił rakiety z arsenału

-War Machine- odetchnąłem z ulgą

Czyli jeszcze jest szansa na powrót.

Wstałem i chciałem pomóc Rhodey'mu. Niestety nie miałem mocy, nawet na strzelenie z repulsora. Byłem bezradny.

<<Uwaga. Zbroja jest namierzana>>

-Nie! Nie!- w kilka sekund zostałem trafiony bombami

-Zrzuć pancerz!- krzyczałem do zbroi

<<Błąd. Zbroja nie może być zdjęta>>

3...2...1

Nastąpił wybuch, który wyrzucił mnie w górę, aż spadłem na krę.

-Ty potworze!- strzelił Rhodey z repulsora

Whiplash wpadł do wody. Może to go załatwi. Rhodey podleciał do mnie.

-Długo zwlekałeś. Co się stało?

-Nie miałem z tobą żadnego kontaktu, a widziałem, że zbroja jest na rezerwach, to wyleciałem ze zbrojowni. Wybacz, że tak długo musiałeś czekać- wyjaśnił mi Rhodey

-Nie szkodzi. Jak nie Blizzard to Whiplash. Super!- powiedziałem z pogardą

-A skąd tu się Whiplash wziął? Miała być Whitney i...- przerwał, gdy pokazałem jej martwe ciało

-Czy ona...?

-Nie żyje. Blizzard się nie przyznaje. Mówił, że ktoś go w to wrabia- próbowałem wstać, ale od razu upadłem

Było mi słabo. Najgorsze było to, bo nie mogłem walczyć.
Nagle Whiplash podleciał dyskiem, miotając biczami na prawo i lewo.

-Jeszcze ci mało?- Rhodey rzucił się do walki





Mam już po dziurki w nosie tej strzelnicy. Cały czas nie potrafiłam trafić do celu. Co chwilę pocisk leciał w bok. I ja jestem córką ojca FBI? No nie wydaje mi się.

-Agentko Hill, możemy przejść do sali treningowej? Mam dość strzelnicy na dziś!- trzymałam się za głowę prawie krzycząc

-Jeszcze tylko godzina. Wytrzymaj- zaśmiała się

-Godzina?!- to mnie wyprowadziło z równowagi

Ze wściekłością w oczach ładowałam blaster i strzelałam do tarczy. Cała była przedziurawiona i żaden z pocisków nie trafił do celu.

-To są chyba jakieś jaja!- pisknęłam na cały głos

-Dobra, chodźmy już stąd. Musisz ochłonąć- uśmiechnęła się, otwierając drzwi

Agentka zaprowadziła mnie do swojego pokoju. Zrobiła nam po herbacie i już czułam się spokojniejsza.

Usiadłam na kanapie, popijając zioła.

-Lepiej?

-Lepiej. A powiesz mi, czemu mnie tu przyprowadziłaś?

-Musisz się uspokoić. Chciałam też ci coś powiedzieć- wstała z sofy i poszła do jakiegoś pomieszczenia

Chwilę później wróciła na sofę z jakimś albumem. Co ona chce mi powiedzieć?

-Każdy ekspert był kiedyś uczniem. Popełniał wiele błędów, by stać się najlepszym. Ta zasada dotyczy każdego. Nie tylko agentów. Myślisz, że świetnie mi szły treningi? Bzdura

-Jak to możliwe?- zaczęłam się interesować jej historią

-Kiedy byłam w twoim wieku, mój ojciec wysłał mnie do jednej z siedzib SHIELD. Widział, że mam do tego predyspozycje. Byłam twarda i nieugięta, ale zawsze byłam słaba w walce wręcz. Natomiast używanie gadżetów stało się dla mnie czymś banalnie prostym. Teraz rozumiesz, o co mi chodzi? Wiesz, co chcę ci przekazać?

Niewiarygodne. Nie mogę w to uwierzyć. Wielka agentka z helikariera, która nie raz stoi u boku Fury'ego nie potrafiła walczyć bez broni? Tylko, jak jest u mnie? Mam słabość w strzelaniu i w walce fizycznej. To co ja robię na tym szkoleniu?

-To był błąd, zgadzać się na te szkolenie- zaczęłam żałować swojej decyzji

-Pepper, to nie był błąd. Pierwsze dni zawsze są trudne, ale nie rezygnuj. Dziś poprawimy trochę twoją siłę fizyczną. Dasz radę bez wyrywania włosów?- zaśmiała się

-Tak, dam radę- odparłam zdecydowanie

Po wypiciu herbaty poszłam do łazienki. Załatwiłam wszelkie potrzeby, umyłam ręce, a później twarz. Spojrzałam w lustro.

-Tak. Jestem gotowa


---------------***************---------------------------------------------------------------------------------

Whiplash wrócił. Pepper traci kontrolę nad gniewem. Co się jeszcze wydarzy? Jak już wcześniej wspomniałam to już zbliżamy się do końca jednego sezonu. Dokładnie to rozdział dwunasty go zakończy. Oczywiście to nie oznacza, że miną kłopoty, ale doczekacie się też tych upragnionych chwil z naszą parką. Jakieś pytania?

Rozdział 8: Maska

8 | Skomentuj

Arktyka? Co robi Whitney na Arktyce? A może to pomyłka komputera? Jest jeden sposób, żeby się dowiedzieć. Polecę tam.
Wyjąłem zbroję na takie mroźne klimaty.

-Naprawdę chcesz tam lecieć ? To może być pomyłka. Zresztą nie masz zbroi na warunki takiego zimna

-Ulepszyłem ją specjalnie, by przetrwała większy mróz. Poza tym dodałem kilka ulepszeń. Jest sprawniejsza w walce

Rhodey z powagą podszedł do fotela.

-No to na co czekasz? Leć!

Rhodey mnie nie powstrzymywał. Może znudziło mu się matkowanie. Tak, to , by wyszło na dobre.
Wzniosłem się w powietrze, włączając moc do butów. Na Arktyce znalazłem się po godzinie.

-Jak coś ,to nie odpowiadam za twoją głupotę

-Dobra, Rhodey. Wystarczy. Muszę się tylko upewnić, bo jeśli naprawdę tu jest, mam z nią do pogadania

Otworzyłem drzwi od bazy, gdzie wykrył komputer sygnaturę maski. Jednak wszystko było zamarznięte.

-Komputer. Skan otoczenia

<<Skanuję...>>

<<Błąd>>

<<Brak obecności innego życia>>

-Czyli to pomyłka. Wracaj już- wtrącił się Rhodey

Nie chciałem szybko wrócić do zbrojowni. Musiałem sam upewnić się, bo może teraz system też się pomylił. Może ktoś faktycznie tu jest?
Włączyłem latarkę na hełmie, chodząc po całym budynku.
Po dłuższym poszukiwaniu, zauważyłem blask.

-Rhodey, tam coś jest. Musiał ktoś tu być przede mną

Podszedłem do ściany, gdzie znalazłem maskę. Od Madame Mask. Czyli to prawda.

-Ona tu musi być. To jej maska. Tylko gdzie ona?

Nagle ktoś mnie zaatakował z jakiegoś blastera, zamrażając moją zbroję. Nie,to niemożliwe.

-Blizzard. A ty tu czego?

-Widzę, że wpadłeś w odwiedziny, Iron Manie. Myślałeś, że mnie zniszczyłeś, ale Gill czekał na odwet

Szybko odmroziłem strój, traktując wroga płomieniami.

-Ty też nie próżnowałeś. Ja też mam dla ciebie niespodziankę

Strzelałem repulsorami, ale on nadal stał. Niespodziewanie rzucił jakąś bombą, która poraziła cały system.

<<Nastąpi wyłączenie systemów>>

Dalej mogłem mówić, ale o broni nie było, ani mowy. Co tu robi Blizzard?





Chciałam w spokoju zasnąć. Jednak, co chwilę moja głowa obracała się szalenie w różne strony. Widziałam coś okropnego.

Byłam w jakimś mieście. Ciągnęła się gęsta mgła. Nie dostrzegłam nikogo.
Dopiero, gdy powoli szłam nieco dalej, spostrzegłam znane mi twarze. Otoczył mnie krąg ognia.
Rozglądałam się, szukając ucieczki, ale przed wyjściem stał Duch, który trzymał Iron Mana, wciskając swoją rękę w pancerz. Zaś kolejną osobą to był Whiplash. Trzymał zaplątanego biczami, porażonego Rhodey'go. Byłam przerażona.


-Nie ufaj nikomu- powiedział Duch

Te słowa powtarzały się i przewijały, aż ucichł jego głos. Po moich policzkach spłynęły łzy.
Później zauważyłam, że z mojego brzucha sączy się krew. Moje białe ubranie zmieniło się w krwistą i przerażającą sukienkę. Całe ciało zbladło w biel.


-Na pomoc!- krzyczałam, obejmując się ramionami przy ranie


Duch puścił Iron Mana. Zbroja zniknęła, a w ręce trzymał jego implant. Tony był blady i ciężko oddychał. Po kilku głośnych dusznościach, ucichł.
Już miałam do niego biec, ale instynktownie odwróciłam się i zobaczyłam, jak Rhodey doszczętnie płonął. Ich agonia naciskała na moją ranę, aż doszło do tego, że upadłam.
Nim powieki opadły, usłyszałam te same słowa, ale nie od Ducha. Twarz się zmieniła. To był mój ojciec.


-Nie ufaj nikomu


Obłęd tych słów gwałtownie mnie wybudził z tego koszmaru. Byłam przerażona.
Sprawdziłam, czy nie mam żadnych dziur. Upewniłam się, że to naprawdę nie była rzeczywistość. Próbowałam dojść do siebie.
Nawet nie zauważyłam, że po przebudzeniu coś krzyknęłam. Do pokoju weszła Bobbie.

-Pepper, w porządku?- spytała z troską

-Tak, to nic. Możesz wracać- odwróciłam się do ściany

Ona nie chciała odpuścić. Nie musiałam nic mówić. Nie znała mnie, a mimo tego wiedziała, że coś jest nie tak.

-Mów prawdę. Miałaś jakiś koszmar?- spytała

-Nie ważne. Jutro mam treningi i muszę się na tym skupić

-Przyszłam też się z tobą pożegnać. Wyjeżdżam, więc trzymaj się jakoś i nie daj się złamać- kiwnęła głową, uśmiechając się

-Dzięki. Udanej podróży- odwzajemniłam uśmiech

Nawet nie zauważyłam, kiedy zniknęła. Wzięłam się w garść i próbowałam zasnąć. Muszę być wypoczęta na jutrzejszy trening. Agentka Hill nie da mi forów. Tylko, co mam zrobić z tą kopertą ? Lepiej schowam do torebki.
Kiedy chciałam już zamknąć oczy, rozległ się alarm w placówce.

-Na serio?!- byłam podirytowana, że prawie wyrwałam sobie włosy

Ubrałam buty i zeszłam na hol. Jak się później okazało, to były tylko ćwiczenia jednego z agentów.

-Doskonały refleks, kadeci. Możecie wracać do koszar i widzimy się rano

Ziewnęłam ze zmęczenia i doczołgałam się do łóżka.



Musiałem coś zrobić. Rhodey kazał mi uciekać, ale co z Whitney? Muszę jej pomóc, chociaż chciała mnie wielokrotnie zabić. W końcu jest człowiekiem i ta maska ją zmieniła. Nie pozwolę jej umrzeć.
Włączyłem zapasowy generator, by być zdolnym do walki. Wystrzeliłem z unibeamu do Blizzarda. Poleciał na ścianę z hukiem, aż całą nią przebiłem się z nim.

-Widzę, że nie dajesz za wygraną. Co powiesz na to?

Rzucił kolejną bombę, ale użyłem pola siłowego. Pole nie wytrzymało i znów upadłem.

-Uciekaj stamtąd ! Już !

-Nie, Rhodey. Muszę ją znaleźć! - powoli zacząłem wstawać na nogi

-Wciąż nie masz dość?! Żałosne! Tracisz tylko czas!

-Komputer. Skan otoczenia

<<Skanowanie...>>

<<Brak jakichkolwiek oznak życia>>

Blizzard naładował swój blaster i wystrzelił mroźną kapsułę,  która rozpadając się zamarzała wszystko na swojej drodze. Baza ledwo stała, a ja nadal nie znalazłem Whitney.
Repulsorem strzeliłem w niego i wzniosłem się w powietrze. Nadal rozglądałem się, czy ona tu jest.
Szybko dostrzegłem jakąś dłoń ludzką.

-Rhodey, chyba ją znalazłem!

Wylądowałem z powrotem na ziemi, podchodząc do ciała. Rhodey nic nie mówił. Musiała paść łączność.
Wykorzystałem nieobecność wroga i sprawdziłem dokładnie, czy to była Whitney. Po jej blond włosach i zamkniętych powiekach rozpoznałem ją. Była zimna, jak lód.
Rzuciłem się na Blizzarda, szarpiąc go za kostium.

-Co ty jej zrobiłeś?!

Podniósł swój hełm.

-To nie ja! Ktoś chce mnie w to wrobić! Fakt, nienawidzę, gdy ktoś mi przeszkadza, ale jej tu nie było, Iron Manie!- strzelił z armaty, zamrażając moje nogi

Szybko się lód stopił. Niestety cała konstrukcja zaczęła nam spadać na głowę.

-Do zobaczenia, Iron Manie- zniknął Gill

Musiałem działać. Wziąłem Whitney i wyleciałem z bazy arktycznej. W porę udało mi się uciec. Jednak zbroja ledwo była na chodzie.

-Rhodey, jeśli mnie słyszysz, wezwij Mark II

Na kanałach wciąż była cisza. Gdzieś niezbyt daleko od pozostałości bazy, położyłem Whitney na śniegu.

-Komputerze. Wykonaj skan medyczny

<<Skanuję...>>

<<Brak funkcji życiowych>>

Nie wierzę. Blizzard ją zabił, ale nie przyznaje się do tego. Co się dzieje?
Najgorsze jest to, że to nie był koniec kłopotów. Zbroja była na rezerwach mocy. Nie byłem w stanie wrócić do zbrojowni, a autopilot nie działał.
Niespodziewanie zostałem przez kogoś zaatakowany. Poczułem silny ból kręgosłupa.

-Nie! To niemożliwe!

------------------------------*******************************---------------------------------------

Sytuacja robi się napięta i trudna do wyjścia. Za niecały miesiąc żegnamy sezon pierwszy i witamy nową część. Whitney padła martwa. Na kogo stawiacie? Czy to Blizzard ją zabił, a może ktoś inny? Jedno jest pewne, że dojdzie do nieuchronnego starcia z biczownikiem. Macie jakieś pytania odnośnie opo? Widzimy się za tydzień, bo na prośbę pewnej czytelniczki przyspieszam z premierą rozdziałów. To pewnie dla was dobra wiadomość, więc cieszcie się i łapcie pozytywne wibracje :)
+ Informacja
Unprotected- są plany na powrót, ale to zależy, czy się uda. Jesteście za czy przeciw? Wydarzenia 10 lat później.

http://unprotected-colia.blogspot.com/2015/03/unprotected-10-lat-pozniej-czy-to.html

Jeśli ktoś ma Twittera to właśie tam można mnie znaleźć. Dodaję wszelkie niusy odnośnie blogów.

https://twitter.com/anna_katari

Aha no i Wattpad. Wszystkie moje opowiadania tam zapisuję, Warto zajrzeć :)

Rozdział 7: Anonimowy strach nazywany Duchem

12 | Skomentuj

Długo leżałam na łóżku, aż na nogi postawił mnie telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. Tony. Nareszcie. Dość długo zwlekał. Muszę załączyć zegarek, by być na strzeżonej linii.

 -Hejka, Pepper. Jesteś na głośno mówiącym, więc nie mów za głośno

 -Cześć, Tony. Jak dobrze, że dzwonisz. Martwiłam się, że coś się stało. Jak tam? W porządku?

 -Tak. Jest dobrze. A jak tam u ciebie? Treningi były?- zaśmiał się

 -Tak, były. Wiesz, co? Nawet nie jest, aż tak źle. Jakoś sobie radzę. Czemu nie odbierałeś, jak dzwoniłam? Rhodey, ty to samo!- byłam nadal zła za to

 -Byliśmy zajęci, Pepper. Zasiedzieliśmy się w zbrojowni. A już tęsknisz?- teraz to Rhodey się śmiał głupio

 -Rhodey. Cicho tam. Policzymy się, jak wrócę

 Byłam odrobinkę wyluzowana, choć czułam, że coś mi nie pasuje. Coś ukrywają. Tylko co?

 -Na pewno nic się nie stało?- spytałam dla pewności

 -Na pewno. Idź spać. I nie zrzędź- poprosił ironiczne Rhodey

 -Rhodey!- krzyknęłam, bo miałam dość jego drwin

 A już myślałam, że jest taki poważny i nie umie wyluzować. Za to nabija się ze mnie i dogaduje, ile mu się podoba. Hah. Dzięki, Rhodey.

 -To pa

 -Pa- rozłączyłam się, wyłączając łączność

 Brakuje mi ich. Nie mam z kim rozmawiać oprócz z mentorką na treningach. No właśnie. Muszę pójść wcześniej spać. Pobudka o piątej. Nienawidzę tego, ale no trudno. Jak w wojsku. Tak trzeba.
 Poszłam do łazienki , biorąc ze sobą mydło i ręcznik i piżamę. Gdy weszłam pod prysznic, rozkoszowałam się ciszą, próbując się rozluźnić. Namydliłam ciało, spłukując wodą, pianę. Po całej kąpieli wysuszyłam się, wycierając ręcznikiem i wkładając piżamę.
 Po cichu pomaszerowałam do pokoju. Na moim łóżku leżała jakaś koperta. Żółta z napisem
Dla Pepper
To przykuło moją uwagę.
Usiadłam na łóżku, otwierając zawartość koperty.
Będziesz następna 

Co to miało znaczyć? Albo ktoś się pomylił i to nie jest dla mnie. Albo jestem śledzona. Ale jak?

 -To muszą być żarty- zgniotłam papierek, wyrzucając go do kosza

 Przez myśl przeszło mi, czy nie powiadomić Tony'ego, ale po co mam go martwić? Załatwię to sama. Tylko, dlaczego mam być następna? Powiązanie ze śmiercią dr Yinsena? A może to coś osobistego?
Zadzwoniłam do swojego taty, by upewnić się, że nic z nim nie jest. Odebrał za pierwszym połączeniem.

 -Cześć, córeczko. Jak tam w Argentynie?





 -Długo będziesz ją okłamywał?

 -Tak długo, jak będzie trzeba- wyszedłem z pokoju, kierując się do drzwi

 -A ty dokąd?- złapała mnie Roberta

 A niech to. Rhodey, pomożesz?
 Rhodey zszedł za mną. Na szybko wymyślił powód, który Roberta łatwo łyknie.

 -Musimy iść do laboratorium. Warsztatu. No wiesz... Tony musi się naładować. Idę z nim, by go przypilnować

 -Dobra, ale macie wrócić szybko- zgodziła się niechętnie

 -Ok

 Wybiegłem w pośpiechu, by szybko zniknąć z oczów Rhodey'go. Nie miał za mną iść. Nie musi mnie niańczyć przez cały czas.
Wstukałem kod do wejścia i wszedłem do zbrojowni. Usiadłem przy komputerze, czekając na rezultaty wyszukiwania.

 -A więc po to tu chciałeś być ?

 No i mnie dogonił. Znowu zacznie matkowanie. Też nie znoszę siedzieć przy stole i rozmawiać z Robertą. Raczej tego bym tak nie nazwał, bo, jak zacznie zadawać coraz to gorsze pytania, to można poczuć się niczym na przesłuchaniu. Wiem, że jest prawnikiem, ale serio?

 -Muszę sprawdzić, jak idą jej poszukiwania. Trochę to dziwne, że nie da się jej namierzyć- zacząłem się nad tym zastanawiać na poważnie

 -Ale to nie powód, by okłamywać moją mamę. Kiedyś zacznie węszyć i będą kłopoty- skrzyżował ręce

 Całkowicie się z Rhodey'm zgadzam. Roberta jest uparta i jak odkryje jedno kłamstwo, to będzie dociekać reszty. Już tu była, ale o mały włos nie odkryła zbroi.

 -Masz rację, Rhodey. Musimy uważać

 Naszą rozmowę przerwał komunikat komputera.

<< Zakończono skan. Wykryto sygnaturę maski>>

 -No i gdzie mamy lecieć?- zaciekawił się Rhodey

 -Jeszcze analizuje- lekko byłem spięty

 -A może komputer się pomylił, jak z tymi kotami?- zaśmiał się

 -Nie bawi mnie to, ale gdyby to była pomyłka, musielibyśmy jej szukać przez patrol- stwierdziłem niechętnie

 Komputer przyspieszył koniec wyszukiwania. Już chciałem wskoczyć w pancerz, ale wynik zahamował moje ruchy.

<< Zlokalizowano na Arktyce>>

-Arktyka, poważnie?- wściekłem się

 -Dobrze, że nie Argentyna

 -Nawet mnie nie dobijaj- powiedziałem oschle






 On żyje. Kamień spadł mi z serca. Skoro już do niego zadzwoniłam to z nim porozmawiam. Przez to zamieszanie kompletnie o tym zapomniałam, ale o liście mu nie wspomnę. Nie będę go martwić. 

-Hej, tatku. W porządku. Agentka Hill mnie trenuje, więc jest dobrze. A co tam u ciebie?

 -To, co zwykle. Chociaż dojechałaś cała i zdrowa. Masz się dobrze sprawować. Zadzwonię do Ciebie niebawem. Muszę kończyć, bo mam wezwanie. Pa

 -Pa- i rozłączyłam się

 Nasza rozmowa trwała krótko, bo co miałam mu mówić? A co z Rescue? O kurczę. Trzeba sprawdzić, czy oni jej nie zabrali. Muszę polecieć na zwiady. Przy nim ukrywam, że nic się nie stało, ale powinnam zainteresować się tym.
Spod łóżka wyjęłam plecak. Na szczęście nie skonfiskowali mi jej. Po cichu wyszłam przez okno, by na dachu uzbroić się w zbroję.
Gdy byłam gotowa do lotu, ktoś do mnie zadzwonił. Jakiś anonim? Ten sam, co podłożył kopertę? Możliwe, ale odbiorę.

 -Słucham. Czego chcesz?- mówiłam pewna siebie, kryjąc wewnętrzny strach

 -Poznajesz mnie? Odwróć się

 Wszędzie poznałabym ten głos. Gdy się odwróciłam, stał tam Duch. Czego on chce? A może on...? O nie!

 -Duch, a ty tu czego?- irytowała mnie jego obecność, choć byłam spięta

 -Nie zrobię ci krzywdy, Potts

 -A ta kartka, którą zostawiłeś?- wyprowadził mnie z równowagi

 -Nie jest ode mnie

 -Co?- kompletnie zbiło mnie z tropu

 -To czego ode mnie chcesz?- normalnie spytałam

 Niczego nie rozumiałam. Duch mnie znalazł i nie przyznaje się do tego listu. To czego on chce?

 -Dam ci radę. Nie ufaj nikomu, bo osoba, która cię może skrzywdzić, nie będzie sobą

 -O czym ty mówisz?- odwróciłam wzrok na drugą stronę

 -Madame Mask

 I zniknął. No i świetnie. Nie dość, że gada jakieś bzdety, to odsuwa od siebie oskarżenia. Nawet nie zdążyłam zapytać, czy jest winny śmierci lekarza. A jeśli to nie on? Wiem, że Tony szuka Whitney, ale muszą zacząć mi mówić,co jest grane. I jeszcze ten list. To może być od niej. Sama się tym zajmę. Tony i Rhodey nie muszą o tym wiedzieć.
Po tej dziwnej rozmowie, odłożyłam pancerz i wróciłam do pokoju. Schowałam pod łóżko, Rescue, by nikt jej mi nie zabrał. Zastanawia mnie tylko jedno. Czy faktycznie Madame Mask mnie szantażuje? Ale po co?

------------------------------------------------------**********---------------------------------------------------

Duch zmywa od siebie podejrzenia.  Czy to Whitney jest winna morderstwa? Zagadka zbrodni rozwiąże się w kolejnym sezonie. Wiem, że fatalnie to zaplanowałam, ale wyszły z głowy te nieprzemyślane wątki, a reszta była pisana na żywioł bez zastanowienia. Wybaczcie mi za to, ale stopniowo dojdziecie do sedna sprawy. Dowiecie się, kto jest zabójcą.

Rozdział 6: Zbyt wiele

10 | Skomentuj


Po raz kolejny poczułem ból, przeszywający moje ciało. Rhodey wciąż leżał na ziemi. Przydałaby się jego pomoc.
Próbowałem się uwolnić z uwięzi , ale bezskutecznie. Byłem blisko Rhodey'go i nie mogłem strzelić z unibeamu. Chociaż gdybym zrobił...
Tak, to może się udać.

-Nawet nie próbuj się uwalniać. Chcesz zabić swego przyjaciela, Iron Manie? No dalej, zrób to!

Krzyczałem przez komunikator do Rhodey'go.

-Rhodey! Uciekaj!

Ostrzegłem go, ale on ani nie drgnął. Błagam, Rhodey. Bądź cały. Musisz stąd uciekać.
Whiplash wciąż mnie przetrzymywał biczami. W dodatku blisko słupów energetycznych i War Machine. Nie chcę go zabić, ale muszę zaryzykować.
Skumulowałem energię do unibeamu, wystrzelając wiązkę lasera, która zniszczyła mu bicze.
To mnie kosztowało dużo energii pancerza i upadłem.

-Ha! Jesteś głupi! Zabiłeś go!

Spod dymu wyłoniło się pole, chroniące Rhodey'go. Musiałem też użyć pola, gdyby plan nie wypalił.

<<Spadek mocy. Zalecany powrót do zbrojowni>>

Komputer wyświetlał mi wszystkie funkcje na czerwono.

-To niemożliwe- krzyczał Whiplash

-A jednak żyję- strzelił w niego Rhodey z repulsorów

Powoli wstawał, ale na szczęście żyje. Co za ulga.

-Komputer. Włącz autopilota

Nie potrafiłem sam rady wstać, ale było warto zaryzykować. Whiplash leżał w gruzach.
Oczywiście po powrocie do zbrojowni, Rhodey znów był wściekły za moje nieumyślne zachowanie. Podpiąłem się do ładowania.

-Musiałeś to zrobić?! Musialeś?! Zgłupiałeś do reszty!

-Dobra, nie krzycz. Spójrz na to z drugiej strony. Whiplasha już nie ma!

-Prawie zginąłeś! Prawie ja zginąłem!- nadal miał pretensje do mnie za tę akcję

-Dobra, masz rację, ale uspokój się. Żyjemy, tak? A Whiplasha mamy na zawsze z głowy

Rhodey nieco się uspokoił. Walka nie poszła na marne. Whiplash jest złomem. Teraz została sprawa zabójstwa.

-Komputer. Namierz sygnaturę maski

<<Trwa wyszukiwanie>>

Wiem, ile brakowało do naszej śmierci. Dobrze, że skończyło się na lekkim stłuczeniu. Ledwo czułem kręgosłup, który mnie bolał, a Rhodey narzekał na głowę. Tylko jedna rzecz nie daje mi spokoju. Że poszło nam zbyt łatwo. Jest to możliwe, że on powróci?
Nie, to nie może być możliwe.





-Jak się nazywasz?- chciałam wiedzieć, z kim rozmawiam

-Barbara Morse, ale mów mi Bobbie

Z poważnej atmosfery przeszłyśmy do zwyczajnej rozmowy. Bobbie, ładnie.

-Mów mi Pepper- lekko się uśmiechnęłam

-Dobra, Pepper. Mówiłaś, że cię ciekawi ta sprawa zabójstwa. Coś już wiesz?- usiadłyśmy na łóżku, wpatrując się w przeciwne twarze

Była ciekawa mojej odpowiedzi. A co ja mogę powiedzieć?

-Wiem tylko, kim była osoba zamordowana- odparłam półprawdą

Nie mogłam jej powiedzieć, że to ma związek z Iron Manem. Wtedy, by doszła do Tony'ego i byłyby nie małe kłopoty.

-Wiesz coś więcej. Mów wszystko- nie dała się oszukać

I co mam jej powiedzieć?

-To musi mieć z kimś związek. To miało komuś zaszkodzić

Bobbie przez chwilę próbowała ułożyć moje słowa w logiczny ciąg. No dalej, chwyć to.

-To ma sens. Tylko po co zabijać jakiegoś lekarza? No nic. To moja sprawa, a ty skup się na treningach. Żegnam- wstała i wyszła

Miała już wyjeżdżać do Nowego Jorku. Do Nowego Jorku ? Chwila. Może mi pomóc.
Pobiegłam za nią, by ją zawołać.

-Bobbie, czekaj. Mogę cię o coś prosić?

-Tak. Mów-odwróciła się w moją stronę

-Skoro lecisz do Nowego Jorku, to mogłabyś śledzić nie jakiego Tony'ego Starka?

Kurczę. Zapytałam ją o to. Zgodzi się?

-A jaki jest cel tego śledzenia? Muszę wiedzieć- chciała znać powód

I co mam teraz powiedzieć? Bo to jest mój chłopak i martwię się o niego? Nie, to muszę inaczej jej powiedzieć.

-To muszę wiedzieć. Jego rodzice nie mają z nim kontaktu i nie wiem, co mam im mówić, jak nic nie wiem-wyrzuciłam szybko,mówiąc

Ale powiedziałam głupotę. Ha! Jego rodzice? Pepper, nie umiałaś nic innego wymyślić? Uwierzy mi?

-Nie potrafisz kłamać, Pepper, ale zrobię to- szepnęła mi do ucha

Wzięła jakieś metalowe pałki, którymi wymachiwała przez chwilę w rękach i wyszła z bazy. Muszę nauczyć się kłamać. Heh, agentka Hill powinna mi pomóc z przyjemnością.
W pokoju próbowałam się skontaktować z chłopakami, ale znowu nie odbierali. Nawet telefon Rhodey'go milczał.
Czym wy jesteście zajęci?

-No dalej, odbierze ktoś?- mówiłam samej siebie, czekając na sygnał



Ładowanie dobiegało końca, a wyszukiwanie energii maski nadal trwało. Na wyświetlaczu migało mi słowo Pepper.
Nie chciałem odbierać. Nie może na razie nic wiedzieć. Utrzymam ją w niewiedzy, żeby nie zaczęła histeryzować. Wystarczy, że Rhodey matkuje.

-Dalej nic. Jakby Madame Mask już nie istniała

-A ciebie już rwie do kolejnej walki? Odpuść!

-Mam odpuścić? Muszę wiedzieć, Rhodey. Muszę wiedzieć, kto go zabił? Może ta sama osoba zaatakuje znowu! Nie pomyślałeś o tym?!- wyprowadził mnie z równowagi

Poczułem ból w klatce piersiowej. To były nerwy. Kilka miarowych oddechów przywróciło spokój.

-Tony, wybacz. Ja tylko nie chcę, by coś ci się stało. Pepper nie będzie przez miesiąc i do tego czasu masz być cały,jasne?- powiedział na spokojnie, by bardziej nie denerwować

I znowu ma rację. Nie chcę,by przed jej powrotem dostała informacje ze szpitala, albo gorzej, że nie żyję. Muszę przystopować. Niech komputer szuka Whitney.
Po skończonym ładowaniu, poszliśmy do domu na kolację. Rhodey jeszcze czuł ból głowy. Nie dziwię się, jak mocno oberwał od Whiplasha.
Chciałem chociaż przez jeden moment zapomnieć o zmartwieniach i jeść ze smakiem kanapki.

-To jak wam minął dzień? Coś ciekawego?- zadała niewygodne pytania

-Eee no dzień, jak co dzień. Nic ciekawego-podrapał się w głowę, Rhodey

-Ach tak? No dobrze

-A jak w pracy?-chciałem jakoś wybrnąć z innych pytań, które mogła zadać

-Była rozprawa i wygrałam. Obroniłam mojego klienta, który był zamieszany w jakiś napad na bank. I jeszcze policję wezwali, jak wracałam z zakupów do jakiegoś kotka-zajadała ze smakiem

Chciałem być uważnym słuchaczem, ale moje myśli wciąż były zaplątane w sprawie śmierci lekarza. W dodatku za szybko pokonaliśmy Whiplasha, co mnie. nadal martwiło.
Z zamyśleń wyrwał mnie Rhodey.

-A co u ojca? Dzwoniłaś do niego?- zaciekawił się jej syn

-Jeszcze nie. A wasza przyjaciółka- Pepper, to ona już wyjechała?- też wzbudziła się w niej ciekawość

-Tak. Powinniśmy do niej zadzwonić. Tak, Tony?

-Tak, tak. To chodźmy- wstaliśmy od stołu

Pobiegliśmy do góry po schodach, gdzie był mój pokój.

-Wymówka?- przejrzałem go

-Tak. Nie chciało mi się siedzieć. Jeszcze, by zapytała o resztę szczegółów. Skąd ona wie o jej wyjeździe?- kompletnie był w szoku

-Nie wiem. Dzwonimy do niej, czy nie?- zaproponowałem

-Dzwonimy

-----------------------------*****************************------------------------------------------------

To witajcie znowu. Niebawem bliżej poznacie naszą Bobbie Morse. Na pewno mieliście z nią do czynienia w drugim sezonie agentów T.A.R.C.Z.Y.
A tak to już macie za sobą połowę pierwszego sezonu. Jak już wcześniej wspominałam, sezon drugi i trzeci będzie.

Rozdział 5: Starcie z przeszłością

22 | Skomentuj


Robiłam wszystko według wskazówek mentorki. W jedną godzinę załapałam tempo i dobór siły przy wymierzaniu ciosu pięścią w worek.

 -Robisz znaczne postępy. Brawo. Tak trzymaj -była zadowolona z mojego postępu

 -Dziękuję, ale i tak muszę jeszcze popracować - znów wymierzyłam kilka ciosów pięścią

 -Trening czyni mistrza. Jak na początkowe treningi, radzisz sobie dobrze

 Dobrze? I tylko tyle? Wiem, muszę popracować. Długa nad tym droga, ale dla córki agenta FBI nie powinno być wyzwaniem. Waliłam pięściami w worek, aż do potu czoła.
Po następnej godzinie zrobiłam sobie przerwę. Zdjęłam rękawice i wytarłam twarz ręcznikiem, wcześniej ją myjąc. Ręce odmawiały mi posłuszeństwa. Miałam już dość.

 -Na dziś wystarczy. Jednak jutro będzie dłużej. Możesz wrócić do koszar

 -Dobrze- kiwnęłam głową

 Była już dziesiąta według mojego zegarka. Skoro miałam teraz wolne, to mogłam zadzwonić do chłopaków. Usiadłam na łóżku, z torebki wyciągnęłam telefon i wybrałam numer do Tony'ego. Czekałam, aż odbierze. Słyszałam szum.

 -Halo? Słyszysz mnie?

 Nadal nic. Czemu nie odbiera? Znowu coś się stało? To może Rhodey odbierze. Zadzwonię do niego.
I tu była znacząca różnica, bo nie było szumu. Po krótkim oczekiwaniu, usłyszałam znajomy głos.

 -Hej, Pepper. Co tam?

 -Coś się stało, bo Tony nie odbiera?- spytałam zgaszona

 -Wszystko jest dobrze. Nie martw się. Jak tam treningi?

 -Eh, jakoś dobrze mi to idzie. A u was jak?

 -Dobrze. Nic nowego-zająknął się

 -Rhodey, czy ty coś ukrywasz?- wyczułam kłamstwo

 Coś mi tu nie gra. Oni coś ukrywają, a nie mogę pogadać z nimi twarzą w twarz i nie dowiem się.

 -Rhodey, wy szukacie zabójcy?!- nieco się uniosłam

 Tym razem zamilczał. 

-Rhodey!- wrzasnęłam do słuchawki, aż na "zawołanie" przyszła agentka Hill

 -Nic. Masz myśleć o swoim szkoleniu. Odezwiemy się później

 -Chcę gadać z Tony'm

 Rozłączyłam się i z wściekłością rzuciłam telefon na podłogę. Dlaczego mi nie ufają?



 Czemu to akurat musi być Whiplash? I jeszcze Pepper dzwoni. Nie mogę odebrać. Najlepiej go wyłączę. Wyjaśnię jej to później, bo musiałem teraz skupić się na powstrzymaniu Whiplasha. Nienawidzę go. Głównie dlatego, bo prawie skrzywdził Pepper, jej ojca i Rhodey'go. Do dalszych krzywd nie dopuszczę. Wylecę ze zbrojowni i zakończę jego żywot.
 Gdy ja tak rozmyślałem o ataku, Rhodey skończył rozmawiać z Pepper.

 -Czemu nie odbierasz połączeń? Pepper dzwoniła do ciebie. Wiesz, że ona coś podejrzewa?

 -Powoli, Rhodey. Pepper poczeka. Trzeba rozprawić się z Whiplashem- odparłem zdecydowanie, podchodząc do zbroi

 -Zwariowałeś? Już chcesz lecieć?!- krzyknął Rhodey

 -Whiplash zagraża nam wszystkim. Pamiętasz, co zrobił rok temu?! Nie pozwolę, by znowu działa się komuś krzywda!- uzbroiłem się w pancerz

 Zdecydowanie wyleciałem przez tunel, ciągnący się na koniec dachu. Rhodey odezwał się do mnie. 

-Jeśli chcesz już walczyć, to razem

 Cieszyłem się, że Rhodey mi pomoże. W końcu we dwóch damy radę pokonać raz na zawsze ten latający złom z biczami. Zaczęliśmy według współrzędnych źródła sygnatury energii, mijając centrum miasta, dolatując do magazynów. Pogoda nam nie sprzyjała. Burza z deszczem. Dość szybko zauważyliśmy wariata na dysku, który uderzał biczami.

 -Whiplash. Stary nasz znajomy. Co tam u ciebie? - żartowałem z niego

 -Iron Man i War Machine. Nawet nie wiecie, jak długo czekałem na zemstę. Hahaha! Zapłacicie za to, co mi zrobiliście-rozpędził się na dysku, wyrzucając mnie biczami o ścianę

 Szybko wstałem do walki, waląc z repulsorów. Rhodey wykorzystał rakiety przeciw niemu. W kilka sekund Whiplash leżał na ziemi, ale dość gwałtownie się podniósł, zaplątując biczami pancerz.

 -Teraz mi nie uciekniesz

 Po moim ciele przeszedł prąd. Musiałem jakoś się uwolnić. Użyłem unibeamu, by rozplątać bicze. Potężny strumień energii odepchnął go kilka metrów dalej od nas.

 -Coś za łatwo nam to idzie- wyrzucił swój pesymizm, Rhodey

 -Za łatwo to mało powiedziane- wyrzucił bomby w naszą stronę

 Jedna chybiła, drugą też uniknęliśmy, ale ta trzecia wbiła się w zbroję War Machine. Po trzech sekundach wybuchła. Rhodey spadł na ziemię.

 -Rhodey!- podleciałem do niego

 -Nadal uważasz War Machine, że za łatwo? Pora na ciebie, Iron Manie- złowieszczo się zaśmiał znów zaplątując biczami

 Wzniosłem się wyżej, by go wyrzucić.



Pozbierałam części od telefonu i złożyłam je w całość. Agentka przyglądała się, jakby czegoś szukała.

 -Po co się tak denerwujesz? To ci nic nie da, jak za każdym razem będziesz rozwalać telefon

 Ogarnęło mnie przerażenie. Nie wiedziałam, co się z nimi dzieje i czułam, że coś złego się wydarzy. Oby moje przypuszczenia się nie sprawdziły. Zakryłam twarz, by nie widziała, jak płaczę.

 -Pepper, co się stało?- usiadła obok mnie

 -Martwię się o moich przyjaciół. Coś im grozi. Czuję to- zadrżały mi dłonie i nic już nie mogłam ukryć

 -Wyślę kogoś do Nowego Jorku. Zobaczy, co tam się dzieje. A teraz uspokój się

 -Dobrze- otarłam policzki

 Agentka wyszła z koszar. Za drzwiami słyszałam, jak generał z kimś się kłócił. Wychyliłam lekko głowę za próg, obserwując bieg wydarzeń.

 -Jak to zamordowany? Jesteś pewna?

 -Tak. W mieszkaniu jego znalazłam łuski pocisku. Ktoś go zastrzelił- odpowiedziała jakaś agentka

 -To niedobrze. Musimy ustalić, czemu to zrobiono, a tajemnica może mieć drugie dno

 -Jakie?

 -Wysyłam cię do Nowego Jorku. Tam zbadasz całą sprawę. Morse, mogę na ciebie liczyć?- ściszył ton

 -Możesz. To kiedy mam wylot?

 -Jutro. I pamiętaj, by nie mieszać się w inne sprawy

 W inne sprawy? Generał ma więcej tajemnic, a o morderstwie, co wspomnieli to pewnie o doktorze Yinsenie. Tony miał rację. Został zabity, a SHIELD miesza się do tego?

 -Dobrze, generale- poszła w kierunku koszar

 W ostatniej chwili położyłam się na łóżku, by nie wzbudzać podejrzeń. Nie wiem, jak ona to zrobiła, ale wiedziała, że była obserwowana. Weszła do mojego pokoju.

 -Ty jesteś Patricia Potts? - stanęła naprzeciw mnie

 -Co się stało?- poczułam zdenerwowanie

 -Nie podsłuchuj czyiś rozmów. Zrozumiano?

 -Mhm- kiwnęłam głową lekko zdezorientowana

 -Interesuje cię sprawa z tym zabójstwem?- spytała ciekawa mej reakcji

 -Nie podejrzewałam, że ktoś go specjalnie zabił. Myślałam, że po prostu zwyczajnie zmarł- powiedziałam swoje domysły

 -A ciekawi cię, kto go zabił?

 -Może trochę- zmieszałam się

 I co mi z tego, że Tony miał rację, jak nie mogę z nim pogadać?
-----------------------------------*********************--------------------------------------------------------

No prawie za nami połowa. Może do ślubu jeszcze daleka droga, ale dacie radę wytrwać do tego wydarzenia. Sezon 3 nadal piszę. Czyli dużo IM:AA w tym roku :D A co myślicie na pierwszy rzut oka o Bobbie? Będzie o niej jeszcze mowa nie raz. Jakieś pytanka, wątpliwości? Piszcie :)

Rozdział 4: Od początku

18 | Skomentuj


Czułem się okropnie. Tak wszystkich przestraszyłem, a ja tylko chciałem dłużej pobyć z moją dziewczyną. Zrobiłem to dla niej.
Wstałem dosyć późno. Przez to zmęczenie obudziłem się dopiero o dziesiątej rano. W pierwszej chwili chciałem zadzwonić do Pepper. Na pewno już doleciała, ale o tej porze może być w trakcie treningów. Może nie będę do niej dzwonił.
Albo jednak zadzwonię. Chcę z nią porozmawiać. Czekałem na uzyskanie połączenia.
Pierwszy sygnał... cisza, drugi sygnał....cisza, trzeci sygnał....coś szumi, czwarty sygnał....usłyszałem jej głos. Była rozdrażniona. Pewnie dopiero wstała.
Cholera. Przecież ona jest w Argentynie. To ona ma teraz piątą na zegarku. Zresztą i tak by ją obudzili. Ha! Byłem pierwszy

-Halo, kto mówi!- próbowała się rozbudzić

-Jeśli można spytać, czy moja ruda dobrze się czuje? Dobrze się spało?- uśmiechnąłem się, ale czuła to po moim głosie

-Tony! Jak dobrze, że cię słyszę. Więcej mnie nie strasz!- krzyknęła podirytowana

-Ochłoń, Pepper. Masz dziś treningi? Która to masz godzinę? Hmm...piątą?- spytałem, wydukawszy czas

-Zgadłeś. Mam trening zaraz, czyli o piątej. Wiesz, kto jest moją mentorką?- próbowała mnie zaciekawić

-Kto?

-Agentka Hill. Fajnie, co nie?- była pełna entuzjazmu

Coś mi tu nie pasowało. Przecież ona powinna być w Nowym Jorku. Dziwne.

-A czemu ona? Nie powinien cię uczyć ktoś inny? Przecież ona powinna być w Nowym Jorku. Czemu Argentyna?- zadawałem stos pytań na raz

-Okej, po kolei. Generał ją wyznaczył i to on zadecydował, gdzie odbędzie się szkolenie

Fury. No jasne. Teraz to ma sens.

-Chciał nas rozdzielić?- walnąłem pytania prosto z mostu

-To był jego rozkaz. Dobra, muszę kończyć. Idę już, Odezwę się później. Pa

-Trzymaj się- skończyłem rozmowę

Fury chciał nas rozdzielić, ale po co? Przecież nie przeszkadzałbym jej w treningach. Mam swoje obowiązki, W końcu jestem Iron Manem.
Niechętnie wstałem z łóżka. Założyłem bluzkę i włożyłem buty. Na nadgarstku odezwało się przypomnienie. Znowu musiałem naładować implant. Dokładnie, co godzinę.
Zszedłem na dół i zjadłem jedną kromkę z dżemem i wyszedłem do zbrojowni. Tam siedziałem przez godzinę, aż byłem naładowany w stu procentach.
Niespodziewanie otworzyło się przejście do zbrojowni. Spodziewałem się Rhodey'go, ale to nie był on.

-Roberta? Co tu robisz?- nieco się spłoszyłem




Stawiłam się w kwaterze głównej, gdzie stałam z innymi agentami. Do nas podszedł Fury. Jejku, on tu jest. Nie mogę w to uwierzyć, że go widzę. Z agentką Hill już miałam dawno okazję ją poznać, ale to zaszczyt spotkać się z generałem SHIELD.

-Witajcie, kadeci. Nazywam się generał Nick Fury. Jestem szefem SHIELD. Wyznaczyłem wam waszych mentorów. To u nich musicie szukać informacji, jeśli czegoś nie rozumiecie. Będę obecny przy waszym egzaminie. Powodzenia wam życzę- wypowiedział się i odmaszerowaliśmy do naszych mentorów

Czyli przy niem będę musiała zdawać egzamin? O kurczę. Już się boję. Jak ja to zaliczę? Dopiero przyjechałam, a już mam obawy. Czy zdam?
Ciekawe, co chłopcy robią, gdy mnie nie ma. Zadzwonię do nich później. Muszę skupić się na wytycznych agentki Hill. Niestety każdy kadet ma jednego mentora. Jestem zupełnie sama.

-Chcesz już dzisiaj zacząć treningi, czy jutro mam ci dać ostry wycisk?- zaśmiała się

A mnie to nie bawiło. Coś mnie ściskało w żołądku. Stres.

-To jak będzie? Trenujemy teraz czy od jutra?

Dobre pytanie. Wolałabym jutro, ale jak dziś zacznę to szybciej skończę kurs, przystępując do egzaminu.

-Patricio?

-Mów mi Pepper. I trenujemy teraz- byłam gotowa na pierwszą sesję treningową z Hill

Razem z moja mentorką zeszłyśmy do sali ćwiczeń. Wszystko, co było potrzebne do treningu miałam w jednej sali. Worek, rękawice, materace, drewniane pałki, blastery i strzelnica.

-Może zanim zaczniesz, przebierz się w coś wygodniejszego- podała mi strój do włożenia

Kilka ruchów rąk wystarczyło na założenie specjalnego czarnego stroju do walki. O rękawicach nie zapomniałam. I teraz mogłam zacząć pierwsze szkolenie bojowe.

-Dobra, zacznijmy od podstaw. Musisz wyćwiczyć refleks. Trzymaj gardę i nie daj się zaskoczyć. Poćwicz na worku. Pamiętaj, jedna ręka stanowi twoja tarczę, a druga ma wykonywać ruchy obronne. Do dzieła

Podeszłam do worka lekko go bujając w moją stronę. Stosowałam się do wskazówek agentki. Jedna ręka broni, a druga walczy. Zrobiłam kilka zamachów pięścią. Jednak w czymś popełniłam błąd. Mentorka instruowała mnie dalej.

-Za dużo siły zużywasz, a potem tracisz energię na obronę. Spróbuj ograniczyć ataki- zasugerowała, poprawiając ułożenie rąk

-Dobra, spróbuję to ograniczyć

-Jesteś lewo, czy praworęczna?

-Praworęczna

-To lewa noga do przodu, a prawa do tyłu. Równowaga tez musi być- poprawiła moją postawę ciała



Po co tu Roberta przyszła? Na szczęście zbroi nie zauważy. A Rhodey, gdzie?

 -Gdzie Rhodey?- nadal dziwiła mnie jej obecność w zbrojowni

 -Zaraz przyjdzie. Do tego czasu, mam cię pilnować- podkreśliła ostatnie słowa stanowczo

 -Roberto, nie trzeba mnie niańczyć. Nie jestem już dzieckiem!- wkurzyłem się

 -Ale ciebie trzeba. Nie dość, że masz chore serce, to lekceważysz swój stan i ignorujesz wszelkie zalecenia. Ja wiem, że dr Yinsen nie żyje, ale to nie zmienia wcześniejszych zaleceń

 No właśnie. Zapomniałem o tym. Muszę zacząć śledztwo. To kto jest pierwszym podejrzanym? Hmm...Whitney. Muszę ją prześledzić zbroją maskującą. Tylko najpierw muszę pozbyć się Roberty ze zbrojowni.

 -Nie będę już ignorował niczyich próśb. Obiecuję, Roberto- powiedziałem z powagą

 -Twoje słowa nic dla mnie nie znaczą. Od razu złamiesz obietnicę- nie potrafiła mi zaufać

 -Proszę cię. Zaufaj mi

 -Wiesz, że martwię się o ciebie. Traktuję cię, jak drugiego syna. Pamiętasz, co powiedział ci ojciec?- wyznała, wspominając o hologramie

 Musiała mi wspomnieć o najgorszym. Wiadomość dawno utkwiła w mojej głowie, ale wolałbym zapomnieć wygląd hologramu.

 -Pamiętam

 -Dobrze, to zrobimy tak. Ostatni raz daję ci szansę. Następnym razem nie będziesz mógł liczyć na ponowne zaufanie

 Wyszła ze zbrojowni. Zgodziłem się z nią. Bardzo mi zależało na jej zaufaniu, ale sprawa z tajną tożsamością utrudnia zadanie.  Od razu podszedłem do fotela.

 -Komputer. Namierz sygnaturę energii maski

 <<Trwa wyszukiwanie>>

Gdy czekałem na wynik wyszukiwania, do zbrojowni przybiegł Rhodey.

 -Nie musiałeś się spieszyć . Zresztą Roberta tu była

 -Co?!- próbował złapać tchu

 -Co z tobą ? Gonił cię ktoś?- uśmiechnąłem się głupawo

 -A żebyś wiedział, że tak- odparł jednym tchem

 -Kto?- to mnie zaniepokoiło

 -Duch

 -Jesteś pewien? A może to Madame Mask?- no i się pokomplikowało

 To w końcu kogo mam szukać ? Ducha, czy Madame Mask? To śledztwo będzie skomplikowane.

<<Wykryto sygnaturę Whiplasha>>

 No a tego się nie spodziewałem. Czego on szuka?

--------------------------*****************************-----------------------------------------------------

 Mamy podejrzanych. Będę aktualizowała grafikę, gdyby ktoś z nich przepadł bez śladu lub po prostu umarł. Śledztwo potrwa do końca drugiego sezonu, a w międzyczasie będą treningi Pepper. Nadal możecie pytać o co chcecie. Na czacie lub pod kolejnymi postami.  Do zobaczenia :)

Rozdział 3: Geniusz bez rozumu

18 | Skomentuj


Wiem, że Tony się ze mnie nabijał. Dla mnie to ważny kurs i nie chcę się spóźnić. Cieszę się, że był ze mną. Szkoda tylko, że Rhodey nie chciał się pożegnać. No nic. Sprawdziłam, czy wszystko miałam. Nieco ochłonęłam, gdy zdałam sobie sprawę, że wszystko mam przy sobie. Nawet o mojej Rescue nie zapomniałam. Podeszliśmy blisko samolotu.

 -Będę tęsknić- przytuliłam go, a on odwzajemnił to bardziej

 -Ja również. Już tęsknię- nieco spoważniał

 -Hej. Nie przesadzaj. Będzie dobrze- cmoknęłam go w policzek

 Poszłam z walizkami do kabiny. Usiadłam wygodnie przy oknie i wciąż spoglądałam na niego. Nie będę go widzieć z miesiąc czasu. Naprawdę już mi jego brak.
Walizki zabrali do specjalnego pomieszczenia. Jedynie przy sobie miałam torebkę z wodą i krakersami i zbroję Rescue w formie plecaka.
Potem znowu zobaczyłam przez okno. Otrzymaliśmy komunikat o wylocie z lotniska. Ostatnim ruchem ręki pomachałam, żegnając się z nim. Również mi machnął ręką, uśmiechając się.
 Gdy rozpędził się pojazd, koła zostały schowane. Ostatni raz spojrzałam na Tony'ego. Gwałtownie upadł na ziemię. Co się stało? Od razu w panice chciałam wysiąść.

 -Muszę wrócić! Muszę mu pomóc! - spanikowałam

 -Nie martw się. Pomogą mu. Zapnij pasy- próbowała mnie uspokoić stewardessa

 Bezradnie usiadłam w fotelu, a z moich oczu wypłynęły łzy. Pospiesznie wyjęłam telefon z torebki. Zadzwoniłam do Rhodey'go. Czekałam, aż odbierze. No dalej, Rhodey. Odbierz!

 -Pepper, co tam? Już lecisz?

 -Tak, ale to nieważne. Przyjedź na lotnisko. Coś się stało z Tony'm- drżącym głosem poprosiłam go

 -Pepper, spokojnie. Co się stało? - dopytał przyjaciel

 -Nie wiem...On po prostu zemdlał- byłam przerażona

 -Dobra, już jadę. Zabiorę go. Aha i życzę ci udanej podróży

 -Dzięki- otarłam policzki z łez

 -Pepper, myśl o swoim locie. Ja się nim zajmę. Dam ci znać

 Nagle zaczęło coś szumić w słuchawce.

 -Dobrze-rozłączyłam się

 Musiałam wyłączyć telefon według zaleceń. Niech Rhodey mu pomoże. Błagam cię, Tony. Bądź cały. Próbowałam się uspokoić, ale to nie było możliwe. Bo jak? Nie wiem, co się dzieje z Tony'm. Zemdlał i nie wiem, czemu,a ja nic nie mogę zrobić. Tylko myśleć pozytywnie. Będzie dobrze, Pepper. Rhodey się nim zajmie. Wiele razy był w gorszej sytuacji. Wyjdzie z tego.

 Czułem, że leżałem na czymś twardym. Asfalt? Nim upadłem, widziałem, jak Pepper żegna się ze mną. Może byłem na lotnisku. Dziwne. Powinienem być w domu, albo chociaż w zbrojowni. Z tych dziwnych przemyśleń zbudził mnie dźwięk jakiejś maszyny. Zbrojownia? O, kurczę. Już pamiętam. Zemdlałem, tylko ktoś mnie musiał zabrać.

 -Rhodey?- chciałem się upewnić,że to on stał nade mną

 -Tak, ale ty już jej nie strasz. Ona stresu się naje na szkoleniu, więc nie martw jej bardziej. Była roztrzęsiona, jak do mnie zadzwoniła. Tony, ostatni raz!- wyrzucił z siebie

 -Wybacz, ja tylko chciałem z nią spędzić więcej czasu

 -I to kosztem twojego zdrowia?- nie był zadowolony, wypominał mi moją głupotę

 -Ale wiesz, jak jest...- przerwał mi

 -No jak? Chcesz trafić do grobu? Życie ci niemiłe?! Nie będę przychodził na twój pogrzeb! Masz przestać robić takie głupoty!- zdenerwował się

 -Dziękuję, że mnie tu zabrałeś. Po raz kolejny ratujesz mi życie- podziękowałem mu

 Byłem wdzięczny za to, co zrobił. Mógł ignorować prośbę Pepper. Mógł mnie tam zostawić. Bynajmniej nie słuchałbym jego krzykliwego głosu.

 -Chociaż miałeś więcej szczęścia, niż rozumu- podsumował Rhodey dalej z powagą

 -Zadzwonię do Pepper, by się nie martwiła

 -Dzwoń. To jedna z twoich dobrych decyzji- nieco ochłonął

 Wybrałem numer do Pepper. Nie odbierała.

 -Nie działa

 -A ,no tak. W samolocie trzeba mieć wyłączony telefon. Będę tu z tobą, aż skończy się ładowanie i nie puszczę cię, jak nie doładujesz się do końca- zagroził mi palcem

 -Dobra, mamo- lekko się uśmiechnąłem głupio

 Równo po godzinnym ładowaniu odpiąłem ładowarkę od implantu. Byłem zmęczony i poszedłem do pokoju. Opadłem na łóżko, by zasnąć. Próbowałem znowu skontaktować się z Pepper, ale nie odbierała. Zasługuje na wyjaśnienia, a Rhodey ma rację. Niepotrzebnie ją denerwowałem. Udawałem, że śpię, podsłuchując Robertę i Rhodey'go o czym rozmawiają.

 -Powiesz mi, co się stało?- spytała Roberta

 -Po prostu Tony nie doładował implantu do końca. No i zemdlał. Spokojnie, nic mu nie jest- uspokajał poddenerwowaną opiekunkę

 -Tak po prostu? Rhodey, musisz go pilnować. Ja nie będę specjalnie zwalniać się z pracy, by was niańczyć. Macie już osiemnaście lat. Nie jesteście małymi dziećmi

 -A jednak jesteśmy jeszcze. Dobra, dajmy mu spać- zamknął drzwi



 Przez większą część podróży spałam. Nadal martwiłam się o Tony'ego. I w ostatnim momencie Rhodey życzy mi udanej podróży. Ma te wyczucie.
 Byłam blisko Argentyny, sądząc po tym, jak za oknami zapadła noc i większość pasażerów spało. Jedynie parę osób czytało jakieś książki. Otrzymaliśmy komunikat, że można włączyć telefony. Nareszcie. Tak długo czekałam. No muszę do nich zadzwonić, bo zawału dostanę. Szybko rozsunęłam torebkę, wyjmując telefon. Wybrałam numer do Rhodey'go. Nie wiedziałam, czego się mogłam spodziewać. Tylko nie szpital. Błagam, Rhodey.

 -Hej, Pepper. Co tak późno dzwonisz? Trzecia w nocy jest, wiesz?-ziewnął Rhodey

 -Może u was, ale u mnie jest inaczej. Co z Tony'm?- żądałam od razu odpowiedzi

 -Nic mu nie jest. Właśnie zasnął. Wiesz, co on zrobił głupiego?

 Odetchnęłam z ulgą. Sen mu się przyda. Mogę być spokojna.

 -Nie wiem- zaciekawił mnie

 -Tylko po to, by z tobą spędzić więcej czasu, nie naładował w pełni implantu. Czujesz to? 

-Faktycznie, głupie. Miej na niego oko- poprosiłam, by go pilnował

 -Mama mnie o to poprosiła, więc nie martw się i przygotuj się na treningi z SHIELD- doradził przyjaciel

 -Dzięki. Odezwę się do was później. Dobranoc- pożegnałam się i odłożyłam słuchawkę

 Po skończonej rozmowie byłam odrobinę spokojniejsza, ale głupota Tony'ego sięgnie kiedyś niebezpiecznej granicy. Dobrze, że mogę liczyć na Rhodey'go.
 O piątej nad ranem wylądowałam u celu. Wzięłam bagaże i wyszłam z samolotu. Na lotnisku czekała na mnie agentka Hill. Już miałam okazję ją poznać. Miałam pod jej okiem jeden kurs na helikarierze dla początkujących. Teraz będzie mnie szkoliła na poważnie. Może na pierwszym treningu będę używała blasterów. Jak bardzo chciałabym być, jak Czarna Wdowa.

 -Panna Potts, zgadza się? -podała mi rękę

 -Tak, to ja

 -Proszę, chodź ze mną do bazy

 -A czemu akurat w Argentynie?- liczyłam na jakieś wyjaśnienia

 -Rozkaz Fury'ego. A poza tym to tu łatwiej zdobędziesz doświadczenie, niż w jakimś mieście, jak Nowy Jork- wyjaśniła agentka

 -Mów, jak chcesz. Wiem, że to tylko dlatego, bym była daleko od Tony'ego- zachichotałam

 -Ja się w to nie mieszam, Patricio. Wykonuję rozkazy. Chodźmy do siedziby. Będę twoją mentorką i wszystkiego cię nauczę

 Ufałam jej, więc bez większego zastanowienia pojechałam jej czarną furgonetką z szarym orłem. Taki znak organizacji. Tylko, czemu Fury chciał nas rozdzielić? Mnie i Tony'ego?

------------------------***************************----------------------------------------------------------

Wszystko nabiera rozpędu, ale trzeba być cierpliwym na czekanie do kolejnych rozdziałów. Za tydzień dodam scenariusz "Szkolna wycieczka". To jaki ma być teraz odcinek? Dawajcie propozycje :)
PS: Do końca drugiego sezonu zostały mi 4 rozdziały. Jeśli nie zabraknie pomysłów, to powstanie też trzeci. Na razie muszę skończyć ten , który zaczęłam. Nadal możecie pytać o dalszą fabułę i mogę już zdradzić, że zaręczyny się odbędą. Specjalnie dla TonyPepper i innych romantyczek możliwy będzie ślub. <3  Dobra, zamykam gębę na kłódkę :D
Sami zapytajcie
Aha i w między czasie jestem dostępna na blogu o Japonii. Nauka języka, ciekawostki z Kraju Kwitnącej Wiśni i wiele innych. Powróci też program "Tydzień z Japonią"
Zapraszam :)

Rozdział 2: Dla bezpieczeństwa

18 | Skomentuj

Po co zmienił zbroję Rescue? Musi mieć ważne powody. Z War Machine zrobi to samo?

-Co ty zrobiłeś? - byłam w szoku na widok plecaka

-Zapewniam ci bezpieczeństwo. Gdybyś potrzebowała pomocy, to plecak zmieni się w pancerz bojowy. Normalne rzucać nie będzie się w oczy. Wiesz, że martwię się o ciebie i dlatego chcę, by nie groziło ci żadne zagrożenie

Rzuciłam mu się na szyję, szepcząc do ucha.

-Dziękuję. Już czuję się bezpieczna

Nieco rozmarzyłam się. Na szczęście Rhodey nas przywrócił do rzeczywistości.

-Ej, ja tu wciąż jestem- machał rękami do nas

Uwolniłam Tony'ego z uścisku. Stanęłam obok niego.

-Wybacz, Rhodey. Aha i jeszcze jedna sprawa- wyciągnął rękę do mnie, a na niej był jakiś zegarek

-Co to jest?

-Niby zegarek, ale nie taki zwykły. Dzięki niemu nawiążesz z nami kontakt na strzeżonej linii

-Tony, ja tylko jadę do Argentyny. Myślisz, że Maggia, albo ktokolwiek inny będzie chciał mnie . Krr...- przejechałam palcem po szyi

-Pamiętasz, co było z Whiplashem i twoim ojcem? Mogła ci się stać krzywda. Jeśli będziesz z nami rozmawiać, to tylko przez zegarek, dobrze?- wspomniał nieco zdenerwowany

Włożyłam zegarek na rękę. Był nieco staroświecki ze wskazówkami. Pewnie dla lepszego kamuflażu. Chwyciłam go za rękę, by odpuściły mu nerwy. Dobrze wie, że nie może się denerwować. Nie będzie mnie miesiąc i wszystko spada na Rhodey'go.

-Będzie dobrze, nie denerwuj się

Naszą rozmowę przerwał alarm. Rhodey usiadł na fotelu, lokalizując źródło sygnału. Wszyscy patrzyliśmy w ekran.

-Co mamy? -spytał Tony

-Chwila...Nie no, fałszywy alarm. Policja sama się tym zajmie. Kot utknął na drzewie.

Wybuchłam śmiechem.

-Co cię tak śmieszy?

-Że twój komputer reaguje nawet na wezwania do kotków

-Muszę to dopracować- odszedł od fotela

-Tony, nie o to mi chodziło. Żartuję przecież

Było mi głupio. Chciałam tylko zażartować, a on się obraził.

-Zapomniałaś, że go takie uwagi dobijają?  I znowu kolejną noc będzie tu siedział

Nieźle mi wyrzucił Rhodey
.
-Ale jak kolejną noc? -zmartwiłam się

-On twoją zbroję robił całą noc, tylko po to, by zapewnić ci bezpieczeństwo- przyznał Rhodey

Nie wiem, co mam o tym myśleć. Kto się bardziej martwi? Ja czy Tony? On to zrobił dla mnie. Poświęcił tyle czasu nad moją zbroją.

-Muszę go przeprosić- pobiegłam za Tony'm

W porę go złapałam przy wejściu do zbrojowni. Siedział na schodach. Usiadłam obok niego.

-Tony, ja nie chciałam. Przepraszam. Ja tylko chciałam odrobinę sytuację rozluźnić- w moich oczach zaszkliły się łzy

-W porządku. Rozumiem to, ale i tak muszę dopracować komputer

Znowu chwyciłam go za dłonie, spoglądając w jego błękitne oczy.

-Odpuść przez chwilę i odpocznij

Gdy było już blisko pocałunku, rozdzwonił się alarm w mojej komórce. Kurczę, czy zawsze coś musi mi przerywać taki piękny moment? Kiedyś rzucę tym telefonem o ścianę.

-Ile masz jeszcze czasu?

-Trzy godziny. To na czym my to...Ach no tak. Mieliśmy...

Nie dokończyłam, bo mnie pocałował. Niegrzeczny. Nawet nie mogę dodać kilku słów. Kiedy oboje ochłonęliśmy: ja nie rozpaczałam, a Tony był spokojny, wróciliśmy do zbrojowni.




Pepper czasami przesada z żartami.  Owszem mnie bawią ich dogryzki, ale śmiać się z komputera to było poza granicami.
Byliśmy w zbrojowni. Mieliśmy niewiele czasu, a wiem, że na lotnisko dojazd zajmuje z ponad godzinę jazdy, czyli zostały nam dwie godziny. A Rhodey'go gdzieś wcięło.

-No to zostaliśmy sami- ucieszyła się Pep

-Na to wygląda. Co będziemy robić przed wyjazdem?- spytałem z uśmieszkiem na twarzy, wtulając się w jej szyję

-A nie wiem, nie wiem- zaczęła mnie łaskotać

Doskonale wiedziała, gdzie mam łaskotki. Bezsilnie śmiałem się za każdym razem, gdy jej małe paluszki atakowały moją szyję, potem pod rękami, aż zaprzestała "tortur".

-Dobra, dobra. Już starczy- zaśmiałem się

-Nie skończyłam- już chciała mnie zaatakować, ale wybawiło mnie przypomnienie

Zgięło mnie w pół i trzymałem się za implant. Tak, takie przypomnienie musi być skuteczne. Inaczej lekceważyłbym to i dalej droczyłbym się z rudą. Wziąłem głęboki wdech, podszedłem do stolika, gdzie leżała ładowarka.

-Muszę się naładować

-Rozumiem- odwróciła wzrok

Zdjąłem koszulkę i podłączyłem implant do ładowania.

-Możesz się odwrócić. Nie ma krwi- zakpiłem z niej

-Nie chcę, byś widział moje rumieńce- czułem, że się uśmiecha

Byłem zmuszony do siedzenia przez jakąś godzinę. I przez to będę miał z nią wolny czas, tylko ostatnią godzinkę. Zapewniłem jej pancerz, by była bezpieczna. Zegarek też dostała dla strzeżonych połączeń. Coś jeszcze? Hmm...

-A ja lubię, gdy się rumienisz

Nie mogę tu siedzieć bezczynnie. Jak odwiozę Pepper na lotnisko i się pożegnam, to naładuję w pełni implant. W niecałe pół godziny implant był w pięćdziesięciu procentach.

-Ok. Gotowe-założyłem koszulkę

Wtedy odwróciła się spojrzeć na mnie.

-Tak szybko? - nieco ją wybiło z czasu

-Mhm- potakiwałem głową

Musiałem ją okłamać. Chcę z nią spędzić więcej czasu i nic mi nie będzie tego skracać. Zaproponowałem, by pójść do jej domu po walizki. Szliśmy, trzymając się za ręce.

-Wiesz, że do niczego cię nie zmuszam. Nie wolisz być z Rhodey'm ?

-Przeszkadza ci moja obecność- udałem obrażonego

-Ej no, weź- szturchnęła mnie w ramię

-To przeszkadzam ci, czy nie?- spytałem zdecydowanie

Cmoknęła w policzek.

-Nie. To chodźmy już. Mało czasu zostało- spojrzała na zegarek i przyspieszyła kroku

Była już trzynasta, sądząc po jej pośpiechu. Prawie rozwaliłaby drzwi, ale to nic. Bardzo jej się spieszyło, by nie spóźnić się na samolot. Wiem, że wiele dla niej znaczy ten kurs, ale ma jeszcze czas.

-Poczekaj w salonie

Pepper biegiem pobiegła po walizki. Trochę mnie bawiło jej zachowanie. Ach cała Pep. Poszedłem za nią. Nie ukrywam, że nie jestem cierpliwy. Zresztą chciałem jej pomóc z walizkami. Trzymałem się poręczy, by nie upaść. Przy niej udawałem, że nic mi nie jest. Nie chciałem jej martwić.
Stanąłem w przejściu, patrząc na jej ruchy. Co chwilę zerkała do walizek.

-Na pewno masz wszystko. Uspokój się

-Łatwo ci powiedzieć, bo to nie ty wyjeżdżasz

Kilka minut później odezwał się jej alarm w telefonie. To ją już kompletnie zirytowało. Myślałem, że wyrwie sobie włosy. Mi każe się uspokajać, a ona aniołkiem nie jest.

-Musimy już iść

Zeszliśmy po schodach. Wziąłem jej walizki, a Rescue miała na plecach. Szybko dojechaliśmy na lotnisko. Samolot już był. Znowu sprawdziła, czy czegoś nie zapomniała.

Rozdział 1: Koniec jest zaledwie początkiem

16 | Skomentuj

Była noc. Z nieba padał deszcz, a czarne chmury zwiastowały jakąś tragedię. Potężne uderzenia piorunów mnie zbudziły. Dodatkowo ktoś zadzwonił na numer domowy. Roberta odebrała. Nie wiedziałem, o czym rozmawia. Podsłuchiwałem, stojąc przy drzwiach.

-Tak, przekażę mu.

Komu? Co? Może to do Rhodey'go. Wszelkie wątpliwości zniknęły, gdy przyszła do mojego pokoju. Nie musiała zapalać światła, bo mój implant mógł robić za jej źródło. Uchyliła drzwi i weszła do środka.

-Można?- spytała ledwo słyszalnym głosem

-Wejdź. Coś się stało?- uruchomiła się ciekawość

-Dostałam informację. Chodzi o dr Yinsena. On...nie żyje - odparła smutno

Byłem w szoku. Przecież nie mógł umrzeć ze starości, a poważnych chorób nie miał.

-Jak to się stało?!- kompletnie byłem oszołomiony

-Nie wiadomo. Miałam ci tylko powiedzieć. Tony, spokojnie- przytuliła mnie

Wciąż nie chciałem wierzyć, że to prawda. Co będzie teraz? Kto mi pomoże, jeśli będzie taka potrzebna? On mnie wiele razy uratował. Nie ma drugiego człowieka, jak on, co robi cuda.

-Będzie dobrze, Tony. Zobaczysz- cmoknęła w czoło i wyszła

Chciałem wrócić do snu, ale ciągłe grzmoty i ta wieść o jego śmierci nie dała mi spokoju.

~~~~~~~~~~ Tydzień później

To był czas na pożegnanie mojego cudotwórcy. Wciąż nie potrafiłem poukładać sobie tego w całość. Nadal zadawałem sobie pytanie. Co teraz będzie? Na szczęście nie byłem z tym sam. Wspierali mnie Pepper i Rhodey. Na nich mogę zawsze polegać. Po pogrzebie poszliśmy do zbrojowni.

-Wydaje mi się, że to nie był przypadek. Ktoś musiał go zabić - powiedziałem im o swoich podejrzeniach

-A skąd taka pewność ? Czy ty zawsze musisz szukać problemów? -spytał się podirytowany Rhodey

- Jestem pewny, że ktoś zabił go specjalnie. Tylko, kto mógł być do tego zdolny? -zacząłem się nad tym zastanawiać

-A może Whitney się mści?- wtrąciła się Pepper

Po części miała rację. Wszystko przez stratę Obadiasza. Dalej mnie obwinia za to?

-Daj spokój, Pepper. Nie mieszaj mu w głowie

-Ja się w to nie mieszam! Mówię, co myślę- nieco oburzyła się na Rhodey'go

-Ej, uspokójcie się! -miałem dość ich kłótni

Uciszyli się.
 
-Dobra, Pepper. Możesz mieć rację, ale myślisz, że dalej się mści ? -spytałem ją na spokojnie

-Ja już sama nie wiem. Niech ci Rhodey powie!- usiadła skulona na ziemi

Była obrażona. Podszedłem do niej i ją przytuliłem do siebie.

-Zachowujecie się, jak dzieci. Na razie nie mamy żadnych dowodów na czyjąkolwiek winę. Jednak chcę znaleźć zabójcę. Pomożecie mi?-zwróciłem się do nich, licząc na wsparcie

Pepper mnie pocałowała. Tak, pamiętam, że jest moją dziewczyną. Moja kochana, ruda Pep.

-Na mnie możesz zawsze polegać, nawet, jak będę daleko stąd

No właśnie. Przypomniałem sobie. Ona wyjeżdża, a ja głupi zupełnie o tym zapomniałem.

-Wiem, że wyjeżdżasz. A na długo?

-Chyba jakiś miesiąc trwa ten kurs w Argentynie na agentkę SHIELD. Jak wrócę , to pokażę wam, jak strzelam.

-Tylko zostaw kaczki w spokoju- zaśmiał się Rhodey

-No właśnie i o ptakach zapomnij- również się uśmałem

Ruda rzuciła kluczem w Rhodey'go, a mnie tylko szturchnęła

-Idioci. Zobaczymy, jak to ja będę się śmiała z was

-To kiedy masz samolot?

-Już jutro- lekko posmutniała

-Nie smuć się. Będziemy w kontakcie. To tylko o jeden kontynent dalej. To nie koniec świata- pocieszyłem ją i od razu wrócił jej uśmiech

-Nie musisz wracać. Będzie od jednej gaduły ciszej- znów się zaśmiał Rhodey

Po raz kolejny rzuciła go kluczem mechanicznym. Bawi mnie te ich dogryzanie.

-Hihi. Dobra, muszę iść do domu się spakować. Pa- cmoknęła mnie w policzek i wyszła ze zbrojowni

Od razu wziąłem się do roboty. Musiałem zająć się zbroją Rescue. Potrzebowała kilka ulepszeń. Oczywiście, jak zwykle Rhodey musiał mnie obserwować. Jak to na mamuśkę przystało. Może mnie to bawi, ale ta śmierć Yinsena nie daje mi spokoju. Znajdę odpowiedź, kto go zabił. Na razie muszę pozmieniać zbroję Pepper. Trochę mi to zajmie. Z noc na pewno. No to palnik, maska, narzędzia i do roboty.



Wróciłam późno do domu. Mój brzuch był głodny, więc poszłam do kuchni. Tam zrobiłam sobie kilka kanapek z dżemem i do tego wypiłam herbatę. Po spożyciu posiłku zajrzałam przez uchylone drzwi do sypialni ojca. Widziałam, jak spał i nie chciałam mu przeszkadzać. Poszłam pod prysznic, ubrałam się w piżamę, wskakiwając po kąpieli do łóżka. Nim zmrużyłam oczy do snu, przejrzałam się wokół siebie. Walizki stały spakowane. Jedynie musiałam dołożyć jeszcze kilka drobiazgów.

~~~~~~~~Następnego dnia

Wstałam wcześnie przed dziewiątą. Samolot miałam o piętnastej. Zapach grzanek, unoszący się w powietrzu spowodował chęć do przekąszenia czegoś przed podróżą. Czyżby ojciec był w domu? Zwykle to o tej porze jest w pracy. Cieszę się, że mogę z nim spędzić ten dzień. Potem kontakty ograniczą się do rozmów przez telefon.
Lekko przetarłam oczy, spoglądając w lustro. Przeczesałam włosy, włożyłam jasne dżinsy i białą bluzkę z długim rękawem. Do kieszeni włożyłam telefon. W łazience umyłam twarz i po schodach zeszłam do kuchni, gdzie zauważyłam, jak mój tata siedzi przy kawie, czytając gazetę.

-Dzień dobry, słonko. Jak się spało?- ucałował mnie w czoło

-W miarę dobrze, ale dziś już wyjeżdżam- posmutniałam

-Wiem o tym. Będę tęsknił. Jesteś głodna?

-Tak, jak zawsze- uśmiechnęłam się

Ze smakiem zjadłam cały talerz grzanek, popijając herbatą. Trochę go zdziwiło, ile potrafię zjeść. Po skończeniu śniadania, pozmywałam naczynia. Później tylko dopakowałam drugą, ostatnią walizkę.

-To tylko miesiąc, ale i tak będę tęsknić- przytuliłam go

-Jestem z ciebie dumny, Patricio. Będziesz wielką agentką SHIELD

Niespodziewanie otrzymałam wiadomość. Od nikogo innego, jak Tony'ego. Jeszcze nie wyjechałam, a już pisze. Co tam napisał?

<<Przyjdź do zbrojowni. To ważne>>

-Muszę już zmykać

-Zbrojownia? -spytał ciekawy

-Jak ty mnie dobrze znasz- uśmiechnęłam się i cmoknęłam go w policzek

Wzięłam torebkę i wybiegłam, kierując się do zbrojowni. Na podłodze leżały rozrzucone narzędzia, talerz po śniadaniu, zgniecione puszki po coca-coli i rozrzucone schematy. Czy tu przeszło jakieś tornado?
Niepewnie poszłam do nich, mijając resztę bałaganu.

-Wybacz, że nie posprzątałem, ale miałem coś ważnego do zrobienia. To coś dla ciebie

-Dla mnie? Ale co?

Zza pleców wyjął fioletowobiały plecak. Kolory Rescue? Czy on ją zmienił w plecak?

~~~
Witajcie moje czytelniczki i czytelnicy (jeśli są ) Tym oto rozdziałem zaczynamy opowiadanie o IMAA. Prosiłabym o szczere opinie. Jeśli wytkniecie tu błąd to wskażcie jaki a go poprawię. To był mikołajkowy prezent dla TonyPepper, Pepper i Fumi. Podobało się ? ;)
© Mrs Black | WS X X X