BONUS#20: Scenariusz z serialu (oryginalnie z odcinka): Uwierz w Ducha

0 | Skomentuj




1
00:00:01,810 --> 00:00:03,594
<b> 1x17 - Uwierz w Ducha</b>

2
00:00:13,780 --> 00:00:15,660
Nadajemy na żywo spod
restauracji,

3
00:00:15,700 --> 00:00:17,980
na której wszyscy znani
i bogaci Nowego Jorku

4
00:00:18,060 --> 00:00:20,620
zebrali się na wydarzeniu
charytatywnym roku.

5
00:00:20,660 --> 00:00:22,340
Od gwiazd filmowych przez
piosenkarki

6
00:00:22,420 --> 00:00:24,140
po polityków i zamożnych

7
00:00:24,180 --> 00:00:26,660
Każdy kto się liczy, jest tutaj
dzisiaj.

8
00:00:33,380 --> 00:00:35,700
To--to Tony Stark.

9
00:00:35,780 --> 00:00:37,780
Nikt go nie widział od czasu
wypadku.

10
00:00:37,860 --> 00:00:40,260
Tony, panie Stark.

11
00:00:40,340 --> 00:00:42,540
Dawno pan zniknął z życia
publicznego.

12
00:00:42,580 --> 00:00:44,380
Dlaczego pan tu jest?

13
00:00:44,460 --> 00:00:46,500
Warto się pokazać.

15
00:01:04,300 --> 00:01:07,100
Osobiście popieram akcje
dobroczynne.

16
00:01:07,180 --> 00:01:08,980
I z pewnością poważnie
rozważę

17
00:01:09,060 --> 00:01:11,740
kontynuację dzieła
Howarda...

18
00:01:11,820 --> 00:01:13,140
Starka.

19
00:01:43,900 --> 00:01:47,620
Nie jest dobrze.

20
00:01:55,020 --> 00:01:57,020
Tutaj młody celebryt
Tony Stark

21
00:01:57,100 --> 00:01:59,380
otworzył ogień na obiedzie
dobroczynnym, ale--

22
00:01:59,460 --> 00:02:02,220
Udało mu się uciec pod osłoną
nocy.

23
00:02:02,300 --> 00:02:03,580
Wszędzie o tym mówią.

24
00:02:03,660 --> 00:02:06,060
Został uznany za szczególnie
niebezpiecznego.

25
00:02:07,780 --> 00:02:09,780
A to nie była kolacja?

26
00:02:09,860 --> 00:02:12,460
Można to wyjaśnić tylko
w jeden sposób.

27
00:02:12,500 --> 00:02:14,140
Madame Masque.

28
00:02:14,220 --> 00:02:15,220
Whitney.

29
00:02:15,300 --> 00:02:16,220
Co?

30
00:02:16,300 --> 00:02:17,300
Ee--taa.

31
00:02:17,380 --> 00:02:18,380
Też tak sądzę.

32
00:02:18,420 --> 00:02:20,220
Madame Masque.

33
00:02:20,300 --> 00:02:21,780
Ale to nie ma sensu.

34
00:02:21,860 --> 00:02:24,700
Walczyła z Iron Manem, a nie
Tony'm Starkiem.

35
00:02:24,780 --> 00:02:26,620
Dlaczego mnie udaje?

36
00:02:26,700 --> 00:02:29,100
A może odkryła, że Iron Man
i Tony Stark

37
00:02:29,180 --> 00:02:31,100
to ta sama osoba?

38
00:02:31,180 --> 00:02:34,660
Rhodey, musisz o czymś
wiedzieć.

39
00:02:36,420 --> 00:02:38,940
Łoł, mamy bardzo duży kłopot.

40
00:02:39,020 --> 00:02:40,260
To moja mama.

41
00:02:47,380 --> 00:02:49,500
Kiedy zamkną mnie w więzieniu

44
00:02:57,420 --> 00:02:59,380
Chciałbym, żebyś pamiętał co
mi zrobiłeś...

45
00:02:59,460 --> 00:03:00,820
Musimy uciekać. Jeszcze nas nie
zauważ... yli.

46
00:03:05,460 --> 00:03:06,860
Więc po co to zrobiłeś, hmm?

47
00:03:06,900 --> 00:03:08,220
Szukałeś wrażeń?

48
00:03:08,300 --> 00:03:09,980
Co? Nie.
Ja tego--

49
00:03:10,060 --> 00:03:11,660
Chciałeś się zabawić.

50
00:03:11,740 --> 00:03:13,140
I co cię teraz czeka?

51
00:03:13,220 --> 00:03:14,260
Więzienie.

52
00:03:14,340 --> 00:03:15,900
To nie byłem ja.
Byłem z--

53
00:03:15,980 --> 00:03:17,580
Skąd wziąłeś broń?

54
00:03:17,620 --> 00:03:20,100
Jesteś wynalazcą, więc wynalazłeś
sobie

55
00:03:20,140 --> 00:03:22,140
wielkie działo laserowe, tak?

56
00:03:22,220 --> 00:03:24,300
Czy mógłbym zadzwonić?

57
00:03:24,380 --> 00:03:26,340
Do kogo chciałbyś zadzwonić?
Do kumpli?

58
00:03:26,380 --> 00:03:27,980
Też mają pistolety laserowe?

59
00:03:28,020 --> 00:03:29,340
A może je sprzedają?

60
00:03:29,420 --> 00:03:31,700
Co?

61
00:03:31,780 --> 00:03:33,140
Wstawaj, Tony.
Wychodzimy.

62
00:03:33,220 --> 00:03:36,140
On nie dość że ma alibi, to
jest nieletni.

63
00:03:36,220 --> 00:03:38,780
Jeśli odważycie się chociaż spojrzeć
na niego bez mojej zgody,

64
00:03:38,860 --> 00:03:41,780
zostaniecie wylani, zatrudnieni
i jeszcze raz wylani.

65
00:03:41,860 --> 00:03:43,740
Bo mogę to zrobić.

66
00:03:43,820 --> 00:03:45,260
Oboje: Tak, madame.

67
00:03:53,100 --> 00:03:54,380
Dalsze informacje.

68
00:03:54,460 --> 00:03:57,140
Nieznany sprawca włamał się
do bazy jednego z

69
00:03:57,220 --> 00:03:59,820
popularnych serwisów społecznościowych.

70
00:04:00,900 --> 00:04:02,140
Przewiduje się, że wyciekły
hasła ponad miliona...

71
00:04:02,220 --> 00:04:03,300
-Nie mogę teraz rozmawiać.
-To ja, Tony. Co ty zrobiłeś?! Jak mogłeś?!

72
00:04:05,340 --> 00:04:07,740
Pepper, to nie byłem ja.

73
00:04:10,220 --> 00:04:12,620
Dobrze wiecie, że możecie ci mówić
o wszystkim.

74
00:04:12,660 --> 00:04:14,540
Nikt nie został ranny.
Nie jest za późno.

75
00:04:14,580 --> 00:04:15,860
Jeśli macie coś wspólnego--

76
00:04:15,940 --> 00:04:18,220
Roberto,
to naprawdę nie ja.

77
00:04:18,300 --> 00:04:19,540
Nie wiem jak--

78
00:04:19,620 --> 00:04:21,980
Przerywamy program, żeby podać
najnowsze informacje.

79
00:04:22,060 --> 00:04:24,500
Zaledwie w godzinę po wypuszczeniu
z aresztu policyjnego

80
00:04:24,580 --> 00:04:26,860
nastoletni milioner Tony Stark

81
00:04:26,940 --> 00:04:30,380
przybył do nocnego klubu
na Manhattanie.

82
00:04:30,420 --> 00:04:31,980
Tony Stark wybiera się do

83
00:04:32,020 --> 00:04:33,540
modnego klubu nocnego.

84
00:04:33,580 --> 00:04:36,620
Nie wiadomo czy ma broń.

85
00:04:36,660 --> 00:04:38,700
To--
to niemożliwe.

86
00:04:38,780 --> 00:04:39,980
Cóż--nie ma się co martwić.

87
00:04:40,060 --> 00:04:42,660
Masz już teraz alibi.

88
00:04:42,700 --> 00:04:44,780
Tony?

89
00:05:10,820 --> 00:05:12,260
Przełącz na podczerwień.

90
00:05:18,260 --> 00:05:19,700
Tu jestem.

91
00:05:30,060 --> 00:05:31,620
Chyba mieliśmy umowę.

92
00:05:33,140 --> 00:05:35,500
Nie! Puszczaj!

93
00:05:36,820 --> 00:05:38,260
Ah!

94
00:05:46,860 --> 00:05:48,660
Nie! Wszystko zepsujesz.

95
00:05:48,740 --> 00:05:51,220
Musisz...

96
00:05:51,300 --> 00:05:53,500
Muszę po prostu cię zatrzymać.

97
00:05:55,420 --> 00:05:56,340
Ah.

98
00:06:01,780 --> 00:06:03,220
Puszczaj mnie!

99
00:06:03,300 --> 00:06:04,260
Puszczaj!

100
00:06:04,300 --> 00:06:07,100
Nie rozumiesz.

101
00:06:07,180 --> 00:06:09,100
Nie. Dałem ci drugą szansę.

102
00:06:09,180 --> 00:06:10,260
Puściłem.

103
00:06:10,340 --> 00:06:11,660
A ty dalej?

104
00:06:11,740 --> 00:06:13,940
Po co udajesz Tony'ego Starka?

105
00:06:14,020 --> 00:06:15,420
Chcesz zniszczyć mu życie?

106
00:06:15,500 --> 00:06:18,220
Zniszczyć?
Próbuję go uratować.

107
00:06:18,300 --> 00:06:20,180
O czym ty mówisz?

108
00:06:20,260 --> 00:06:21,460
Ktoś wynajął zabójcę,

109
00:06:21,540 --> 00:06:23,740
żeby zajął się Tony'm.

110
00:06:23,820 --> 00:06:26,540
Co?
Skąd ty--

111
00:06:26,580 --> 00:06:29,620
Wiem, ponieważ myślę, że to
mój tata go nasłał.

112
00:06:42,340 --> 00:06:44,540
Podsłuchałam jak rozmawiał
o tym przez telefon.

113
00:06:44,620 --> 00:06:46,820
Ktoś ma zabić Tony'ego.

114
00:06:46,900 --> 00:06:49,460
I musi to zrobić jak najszybciej.

115
00:06:49,500 --> 00:06:52,060
Nie myślałam, że może zrobić
coś takiego.

116
00:06:52,140 --> 00:06:53,980
Ale wiem też, że gdy Tony
skończy osiemnastkę,

117
00:06:54,020 --> 00:06:56,060
przejmie od niego firmę.

118
00:06:56,100 --> 00:06:57,460
Nie wierzyłam w to,

119
00:06:57,500 --> 00:06:59,740
ale jako Madame Masque zaczęłam
śledzić Tony'ego

120
00:06:59,820 --> 00:07:01,380
i go zobaczyłam.

121
00:07:01,460 --> 00:07:02,700
Kogo?

122
00:07:02,780 --> 00:07:05,260
Ducha.

123
00:07:15,060 --> 00:07:16,500
Stał jakby gdyby nigdy nic

124
00:07:16,540 --> 00:07:19,900
ale chyba tylko ja go widziałam.

125
00:07:24,260 --> 00:07:26,620
Minęło trochę czasu, nim to
zrozumiałam.

126
00:07:26,700 --> 00:07:28,860
Duch był niewidzialny.

127
00:07:32,900 --> 00:07:36,060
Chwila. Naprawdę niewidzialny?

128
00:07:36,140 --> 00:07:37,260
Więc jak ty go--

129
00:07:37,340 --> 00:07:38,860
Widziałam go dzięki masce.

130
00:07:38,940 --> 00:07:41,020
A kiedy ją zdjęłam, zniknął.

131
00:07:41,100 --> 00:07:42,620
Jak on to robi?

132
00:07:42,660 --> 00:07:43,780
Nie mam pojęcia.

133
00:07:43,860 --> 00:07:45,460
Ale Tony ma kłopoty.

134
00:07:49,300 --> 00:07:50,980
Dlatego zaczęłam chodzić w nocy
jako Tony

135
00:07:51,060 --> 00:07:53,340
i byłam tak zauważalną
jak to możliwe...

136
00:07:54,620 --> 00:07:56,700
Chciałam zwrócić uwagę Ducha
i udało mi się,

137
00:07:59,020 --> 00:08:00,060
ale on uciekł.

138
00:08:00,100 --> 00:08:01,260
Duch musi gdzieś tu być

139
00:08:01,340 --> 00:08:03,260
i na pewno ciągle będzie chciał go
zabić.

140
00:08:03,300 --> 00:08:04,500
Whitney.

141
00:08:04,540 --> 00:08:06,300
Jeśli Duch pomyśli, że Tony
jest w mieście,

142
00:08:06,340 --> 00:08:08,700
to może nie będzie próbował
go dorwać w domu czy w szkole.

143
00:08:08,740 --> 00:08:10,580
Przepraszam, Iron Manie.

144
00:08:10,620 --> 00:08:13,180
Wiem, że obiecałam, że już nie
będę Madame Masque,

145
00:08:13,220 --> 00:08:15,580
ale Tony Stark to mój jedyny
przyjaciel.

146
00:08:15,660 --> 00:08:17,660
I tylko ja mogę go uratować.

147
00:08:20,340 --> 00:08:22,460
-Dziękuję.
-Za co?

148
00:08:22,540 --> 00:08:24,980
Za nic. Wezmę cię do domu.

149
00:08:43,700 --> 00:08:44,700
Ah!

150
00:08:48,180 --> 00:08:49,260
Do szkoły.

151
00:08:49,340 --> 00:08:52,700
Ja, uh--
Nie czuję się za dobrze.

152
00:08:54,860 --> 00:08:57,740
Mo... Może jak zrobię sobie
wolne, to poczuję się lepiej?

153
00:08:57,820 --> 00:08:59,140
Naprawdę?

154
00:08:59,220 --> 00:09:02,100
Może to przez nocny spacer
regeneracyjny?

155
00:09:02,140 --> 00:09:04,820
Słuchaj, Tony,
wiem, że

156
00:09:04,860 --> 00:09:06,300
stresuje cię ta cała sytuacja,

157
00:09:06,340 --> 00:09:08,700
ale FBI i policja o tym wiedzą

158
00:09:08,780 --> 00:09:09,980
i będą cię obserwować.

159
00:09:10,060 --> 00:09:11,860
Ale... może jednak zostanę.

160
00:09:11,900 --> 00:09:13,020
Szkoła.

161
00:09:13,100 --> 00:09:15,260
Ale ja...

162
00:09:31,620 --> 00:09:33,660
Tony, poczekaj.

163
00:09:33,700 --> 00:09:34,620
Co robisz?

164
00:09:34,660 --> 00:09:35,700
Dlaczego wyszedłeś beze mnie?

165
00:09:42,780 --> 00:09:44,660
Tony!

166
00:09:48,140 --> 00:09:49,940
Musisz mi wszystko powiedzieć.

167
00:09:49,980 --> 00:09:51,260
Wszyscy cię widzieli.

168
00:09:51,340 --> 00:09:53,220
Znaczy, nie ciebie, ale wiesz.

169
00:09:53,300 --> 00:09:55,460
To była m.M.?
To musiała być ona.

170
00:09:55,540 --> 00:09:56,700
bo kto inny?

171
00:09:56,780 --> 00:09:58,620
I wolisz nie wiedzieć, jak cię
nazywają?

172
00:09:58,700 --> 00:10:01,020
Och, ja bym się załamała.

173
00:10:01,100 --> 00:10:03,260
No i co teraz?

174
00:10:03,340 --> 00:10:04,260
Szukamy wskazówek i
przesłuchujemy ludzi?

175
00:10:04,340 --> 00:10:05,340
Spotykamy się po szkole?

176
00:10:05,380 --> 00:10:07,420
Może--

177
00:10:09,180 --> 00:10:11,660
Stark właśnie wyszedł przez okno.

178
00:10:11,740 --> 00:10:13,740
Genialnie!

179
00:10:17,220 --> 00:10:18,740
Cóż, to pewne.

180
00:10:18,780 --> 00:10:20,580
Tony unika przyjaciół.

181
00:10:20,660 --> 00:10:21,580
Chyba nie wszystkich.

182
00:10:21,660 --> 00:10:24,060
Patrz.

183
00:10:27,260 --> 00:10:29,220
Czy tu jest wolne?

184
00:10:29,300 --> 00:10:31,540
Whitney, ja potrzebuję trochę
miejsca.

185
00:10:31,580 --> 00:10:34,020
Na serio, dużo zrobiłaś.

186
00:10:34,100 --> 00:10:35,980
Co ja zrobiłam?

187
00:10:36,060 --> 00:10:37,220
Nic takiego.

188
00:10:45,020 --> 00:10:47,020
Tony! Tony!

189
00:10:47,100 --> 00:10:48,540
Przestań już, Pepper.

190
00:10:48,620 --> 00:10:51,980
Powie nam, kiedy będzie chciał.

191
00:10:52,060 --> 00:10:54,420
Mam już dośyć ścigania go.

192
00:10:54,460 --> 00:10:57,740
Pościg him?
To jest myśl.

193
00:10:57,820 --> 00:10:59,100
Co?

194
00:10:59,180 --> 00:11:01,500
Ty prowadzisz i nie daj się
zobaczyć.

195
00:11:01,540 --> 00:11:04,220
Och, dzięki, że zechciałeś mi pomóc.

196
00:11:09,700 --> 00:11:11,820
Czy nie powinien już tu być
twój kierowca?

197
00:11:11,900 --> 00:11:13,180
Zadzwoń do niego.

198
00:11:13,260 --> 00:11:15,740
Chyba wolę się dziś przejechać
metrem.

199
00:11:15,820 --> 00:11:18,660
Jest ładne i takie osłonięte.

200
00:11:18,740 --> 00:11:21,980
Nigdy wcześniej nigdzie nie
jechałaś metrem.

201
00:11:22,020 --> 00:11:23,580
Cóż, dzisiaj chyba warto--

202
00:11:42,700 --> 00:11:47,140
Jesteś bardzo ciekawą
osobą, Tony Starku.

203
00:11:47,220 --> 00:11:49,140
Cóż, byłeś.

204
00:11:51,260 --> 00:11:52,500
Na razie, mały.

205
00:11:52,540 --> 00:11:53,460
Ah!

207
00:11:56,540 --> 00:11:57,700
Iron Man.

208
00:11:57,780 --> 00:12:00,700
Tego się nie spodziewałem.

209
00:12:00,780 --> 00:12:02,540
Do zobaczenia.

210
00:12:02,620 --> 00:12:03,820
Gdzie on jest?

211
00:12:03,900 --> 00:12:06,100
Komputerze, przeleć przez
wszystkie możliwe spektra.

213
00:12:12,060 --> 00:12:14,140
To niemożliwe.

214
00:12:14,180 --> 00:12:16,740
On przecież ucieka.
No dalej!

215
00:12:22,940 --> 00:12:25,380
To koniec, Duchu.

216
00:12:25,460 --> 00:12:27,100
Ah!

217
00:12:27,140 --> 00:12:28,740
Nie masz już, jak uciec.

218
00:12:30,460 --> 00:12:31,900
Tak? Wmawiaj to sobie dalej.

219
00:12:31,940 --> 00:12:35,660
Jest kilka powodów, dla których
nazywają mnie Duchem.

220
00:12:37,180 --> 00:12:38,460
Ah!

221
00:12:42,980 --> 00:12:44,780
Uciekł.

222
00:12:50,060 --> 00:12:52,220
O, hej.
Co wy-

223
00:12:52,300 --> 00:12:53,820
Nie wiemy co się dzieje.

224
00:12:53,900 --> 00:12:56,780
Ostatnio słyszeliśmy, że Madame
Masque uciekła Iron Manowi,

225
00:12:56,860 --> 00:12:59,740
a dzisiaj widzieliśmy jak
walczy razem z nim.

226
00:12:59,780 --> 00:13:02,180
Może mógłbyś to wyjaśnić.

227
00:13:02,260 --> 00:13:03,540
To jest Whitney.

228
00:13:03,580 --> 00:13:05,500
Whitney to Madame Masque.

229
00:13:05,540 --> 00:13:07,900
Co?
Whitney Stane?

230
00:13:07,940 --> 00:13:09,540
Tak naprawdę wcale wtedy nie
uciekła.

231
00:13:09,620 --> 00:13:11,220
Puściłem ją,

232
00:13:11,260 --> 00:13:13,220
ale ona nie wie, że jestem Iron Manem.

233
00:13:13,300 --> 00:13:14,340
Mam dość.

234
00:13:14,420 --> 00:13:16,260
Mam dość tego, że tak nas traktujesz.

235
00:13:16,340 --> 00:13:17,660
Ciągle ci pomagamy, wspieramy,

236
00:13:17,700 --> 00:13:19,140
ryzykujemy tak samo jak ty,

237
00:13:19,220 --> 00:13:21,260
a ty ciągle nic nam nie mówisz!

238
00:13:21,340 --> 00:13:22,860
Posłuchaj tylko, dobra?

239
00:13:22,940 --> 00:13:25,060
Myśli, że jej tata wynajął zabójcę
zwanego Duchem,

240
00:13:25,140 --> 00:13:26,220
żeby mnie zabił.

241
00:13:26,300 --> 00:13:27,740
Do wczoraj tego nie wiedziałem,

242
00:13:27,820 --> 00:13:29,340
ale Whitney mi pomagała.

243
00:13:29,420 --> 00:13:31,780
Przepraszam, że nic wam nie mówiłem.

244
00:13:31,860 --> 00:13:33,820
Ja tylko...

245
00:13:33,860 --> 00:13:34,980
Pepper?

246
00:13:35,060 --> 00:13:37,500
No dalej, Pepper.
Powiedz coś.

247
00:13:37,540 --> 00:13:40,380
Trzeba aresztować Madame Masque.

248
00:13:40,420 --> 00:13:42,700
Muszę powiedzieć mojemu tacie.

249
00:13:42,780 --> 00:13:44,900
Pepper, nie, nie możesz.

250
00:13:44,980 --> 00:13:46,940
Proszę, uratowała mi życie.

251
00:13:47,020 --> 00:13:49,100
Także twoje życie, nas wszystkich.

252
00:13:49,180 --> 00:13:51,100
Pepper, proszę.

253
00:13:52,900 --> 00:13:54,820
Wiesz. Może to nie moja sprawa,

254
00:13:54,900 --> 00:13:56,340
ale co chcesz zrobić?

255
00:13:56,380 --> 00:13:57,380
Nie wiem.

256
00:13:57,460 --> 00:13:59,020
Pewnie stawić czoło Stane'owi.

257
00:13:59,100 --> 00:14:01,500
I nawet jeśli przez to odkryje,
że jestem Iron Manem.

258
00:14:01,540 --> 00:14:02,660
Nie wiem co innego mogę--

259
00:14:03,700 --> 00:14:04,980
To Whitney.

260
00:14:05,020 --> 00:14:06,580
Whitney, nie mam teraz czasu-

261
00:14:06,620 --> 00:14:08,220
Witaj, Tony.

262
00:14:08,300 --> 00:14:09,260
Duch.

263
00:14:09,340 --> 00:14:11,020
Słuchaj uważnie.

264
00:14:11,100 --> 00:14:12,380
To twój koniec.

265
00:14:12,460 --> 00:14:14,500
Musisz się z tym pogodzić.

266
00:14:14,580 --> 00:14:17,100
Ale jeśli chcesz, żeby twoja
przyjaciółka Whitney

267
00:14:17,180 --> 00:14:19,460
zobaczyła jutrzejszy wschód słońca,

268
00:14:19,540 --> 00:14:23,780
zrobisz wszystko co ci powiem.

269
00:14:32,940 --> 00:14:34,020
On ma Whitney.

270
00:14:34,100 --> 00:14:35,500
Musiał ją porwać z pokoju

271
00:14:35,540 --> 00:14:37,140
jakiś czas po tym jak ją
zostawiłem.

272
00:14:37,220 --> 00:14:39,220
Będę musiał go posłuchać

273
00:14:39,260 --> 00:14:40,660
Lub-- lub--

274
00:14:40,700 --> 00:14:42,460
No i na co ty czekasz?

275
00:14:48,340 --> 00:14:50,740
Rhodey,
ja nic mu nie zrobię.

276
00:14:50,780 --> 00:14:52,060
Nawet go nie widzę.

277
00:14:52,140 --> 00:14:53,500
Whitney może tam zginąć,

278
00:14:53,580 --> 00:14:55,420
a ja nie wiem co zrobić.

279
00:14:55,500 --> 00:14:57,140
Przydałaby mi się twoja rada.

280
00:14:57,220 --> 00:15:00,660
Ten Duch porwał Whitney
czy Madame Mask?

281
00:15:17,780 --> 00:15:18,980
Tony, nie.

282
00:15:19,060 --> 00:15:20,940
Nie! Idź!

283
00:15:20,980 --> 00:15:22,420
Wynoś się stąd!

284
00:15:22,460 --> 00:15:23,620
Trzymaj się, Whitney.

285
00:15:23,700 --> 00:15:25,900
Zobaczysz. Wszystko będzie dobrze.
Obiecuję.

286
00:15:25,980 --> 00:15:28,780
Nie spodziewałem się, że jesteś
taki dzielny, Stark.

287
00:15:28,860 --> 00:15:30,900
Głupi, ale dzielny.

288
00:15:30,940 --> 00:15:32,620
Ja jestem głupi?

289
00:15:32,700 --> 00:15:34,220
Przecież to ty porwałeś

290
00:15:34,260 --> 00:15:36,180
córkę człowieka, który cię
wynajął.

291
00:15:36,220 --> 00:15:40,420
Obadiah Stane nie będzie
zbyt szczęśliwy z tego powodu.

292
00:15:40,500 --> 00:15:42,620
Kto to Obadiah Stane?

293
00:15:42,700 --> 00:15:45,140
Ale czy nie--
nieważne.

294
00:15:45,180 --> 00:15:47,020
Jestem tu tak jak chciałeś.

295
00:15:47,100 --> 00:15:48,380
Nie będę z tobą walczył.

296
00:15:48,460 --> 00:15:49,940
Wypuść Whitney.

297
00:15:49,980 --> 00:15:51,180
Serio?

298
00:15:51,220 --> 00:15:53,300
Mówi to dzieciak, który
poprzednio

299
00:15:53,340 --> 00:15:55,220
strzelał we mnie
pistoletami laserowymi?

300
00:15:55,300 --> 00:15:56,780
W co ty grasz, mały?

301
00:15:56,820 --> 00:15:58,220
Ah!

302
00:16:03,460 --> 00:16:05,020
Nie!

303
00:16:12,740 --> 00:16:16,780
Ten Duch porwał Whitney
czy Madame Mask?

304
00:16:16,860 --> 00:16:21,020
Bo jeśli porwał tylko
Whitney...

305
00:16:21,100 --> 00:16:22,940
Mam pewien plan.

306
00:16:38,140 --> 00:16:39,540
Co ty wyprawiasz?!

307
00:16:39,580 --> 00:16:41,180
Muszę pomóc Tony'emu!

308
00:16:41,260 --> 00:16:42,380
Duch ciągle--

309
00:16:49,940 --> 00:16:52,460
To czego nie widzisz

310
00:16:52,500 --> 00:16:55,020
może cię zranić.

311
00:17:00,940 --> 00:17:03,180
Może cię nie widzę, duszku

312
00:17:03,220 --> 00:17:04,500
ale za to słyszę.

313
00:17:10,780 --> 00:17:13,140
Ah!

314
00:17:19,460 --> 00:17:21,140
O! Już wiem.

315
00:17:21,180 --> 00:17:23,740
Musisz się zmaterializować,
żeby strzelać.

316
00:17:23,820 --> 00:17:26,140
A wiesz, że w tej samej chwili

317
00:17:26,220 --> 00:17:27,700
mogę cię pokonać.

318
00:17:27,780 --> 00:17:30,660
Tylko, że nie muszę z tobą walczyć.

319
00:17:30,740 --> 00:17:32,900
Mógłbym w ogóle tego nie robić.

321
00:17:34,420 --> 00:17:38,380
Muszę tylko odejść.

322
00:17:38,420 --> 00:17:39,980
Może i uratowałeś Starka
dzisiaj,

323
00:17:40,020 --> 00:17:41,940
ale to jest nieuchronne.

324
00:17:42,020 --> 00:17:43,460
Już po nim.

325
00:17:43,540 --> 00:17:46,100
Nie będzie wiedział gdzie ani
kiedy. Już ja o to zadbam,

326
00:17:46,140 --> 00:17:48,180
a nie możesz go ciągle ochraniać.

327
00:17:48,220 --> 00:17:49,700
Dla kogo pracujesz?

328
00:17:49,780 --> 00:17:51,260
Nie ma znaczenia.

329
00:17:51,340 --> 00:17:54,060
Zapłacono mi za to i na pewno
to zrobię.

330
00:17:54,100 --> 00:17:55,900
Nieważne ile to zajmie.

331
00:17:55,980 --> 00:17:57,300
Jak dużo?

332
00:17:57,380 --> 00:17:58,540
Słyszałeś.

333
00:17:58,580 --> 00:18:00,300
Jak dużo ci zapłacono?

334
00:18:03,460 --> 00:18:06,300
Niezależnie ile to było,
potroimy to.

335
00:18:06,380 --> 00:18:08,500
-Co?
-Całkiem nieźle, dzieciaki.

336
00:18:08,540 --> 00:18:10,860
Ale niektórzy zabójcy są
honorowi

337
00:18:10,900 --> 00:18:13,620
i nigdy nie zdradziliby swoich
klientów dla pieniędzy.

338
00:18:18,580 --> 00:18:20,940
Na szczęście dla was ja taki
nie jestem.

339
00:18:20,980 --> 00:18:22,340
Połącz mnie ze Szwajcarią.

340
00:18:22,420 --> 00:18:24,700
Przygotujcie się na przelew pieniędzy
na moje konto.

341
00:18:24,780 --> 00:18:26,100
10 milionów.

342
00:18:26,140 --> 00:18:27,380
Wy chyba żartujecie.

343
00:18:27,420 --> 00:18:30,380
Chcecie mu zapłacić?

344
00:18:30,420 --> 00:18:34,420
Konto: 3095683f-04,

345
00:18:34,500 --> 00:18:35,980
Whitney Julietta Stane,

346
00:18:36,020 --> 00:18:39,260
10 milionów.

347
00:18:39,340 --> 00:18:41,900
Miło robić z tobą interesy.

348
00:18:44,700 --> 00:18:48,020
Tony, przyszedłeś po mnie.
Uratowałeś mnie.

349
00:18:48,100 --> 00:18:51,700
Nic takiego.

350
00:18:52,900 --> 00:18:54,900
Czyli poza ucieczką Ducha

351
00:18:54,980 --> 00:18:56,580
wszystko nam się udało.

352
00:18:56,660 --> 00:18:59,860
Naprawdę, Rhodey,
Wiele ci zawdzięczam.

353
00:18:59,900 --> 00:19:02,940
Twój plan z użyciem maski i tym
drugim Tony'm--

354
00:19:03,020 --> 00:19:04,340
Genialny.

355
00:19:04,420 --> 00:19:06,660
Wolałbym tylko, żebyś nie ryzykował.

356
00:19:06,740 --> 00:19:08,500
Dlatego kazałeś mi nosić fragment
zbroi?

357
00:19:08,580 --> 00:19:10,660
Sądzisz, że Whitney coś podejrzewała?

358
00:19:10,740 --> 00:19:12,900
Nie. Podrzuciłem jej maskę do
torebki,

359
00:19:12,980 --> 00:19:14,660
nim nawet zauważyła, że
jej nie ma.

360
00:19:14,740 --> 00:19:15,980
A po dzisiejszym,

361
00:19:16,020 --> 00:19:17,540
nawet nie pomyśli, że jestem
Iron Manem.

362
00:19:18,700 --> 00:19:21,380
Jestem ci wdzięczny, Rhodey.
Dzięki.

363
00:19:21,460 --> 00:19:22,740
Zaufałeś mi na tyle,

364
00:19:22,820 --> 00:19:24,260
żeby poprosić o pomoc.

365
00:19:24,340 --> 00:19:26,380
Nie wiem czy Pepper w ogóle
mi wybaczy.

366
00:19:26,420 --> 00:19:28,100
Myślisz, że przez nią zamkną
Whitney?

367
00:19:28,180 --> 00:19:29,780
Nie mam pojęcia.

368
00:19:29,860 --> 00:19:31,260
Sądzisz że ten Duch nas okłamał?

369
00:19:31,340 --> 00:19:33,620
O tym, że nie wie kim jest Stane?

370
00:19:33,660 --> 00:19:35,460
Co jeśli Stane naprawdę chce
się ciebie pozbyć?

371
00:19:35,540 --> 00:19:36,500
Nie chce.

372
00:19:36,580 --> 00:19:38,140
To co podsłuchała Whitney

373
00:19:38,220 --> 00:19:39,900
to telefon Stane'a do FBI.

374
00:19:39,980 --> 00:19:41,580
Informował ich, że dowiedział się

375
00:19:41,620 --> 00:19:43,740
o zleceniu na Tony'ego.

376
00:19:43,820 --> 00:19:45,060
Stane tego nie zrobił.

377
00:19:45,140 --> 00:19:46,580
A Whitney...

378
00:19:48,340 --> 00:19:50,340
Po prostu chciała cię ratować.

379
00:19:50,420 --> 00:19:51,340
Pepper.

380
00:19:51,380 --> 00:19:52,500
I choć nie jest

381
00:19:52,580 --> 00:19:54,940
to zgodne z moimi
przekonaniami,

382
00:19:55,020 --> 00:19:57,380
nie doniosłam na nią.

383
00:19:57,460 --> 00:19:58,660
Dzięki, Pepper.

384
00:19:58,740 --> 00:20:00,740
Jeszcze wam to wynagrodzę.
Wam obu.

385
00:20:00,820 --> 00:20:02,260
Nigdy więcej żadnych tajemnic.

386
00:20:02,340 --> 00:20:04,460
Obiecuję.

387
00:20:04,500 --> 00:20:06,220
Heh, zobaczymy.

~~~~~****~~~~~
No to start. Zrobię to trochę przeplatane, czyli bonus i jedno pisadło. Na razie jeden odcinek i bajeczka na życzenie. Potem reszta. Mam nadzieję, że tak wam będzie odpowiadać ;)

Czas wrócić na stare śmieci

0 | Skomentuj
Jeśli myśleliście, że już tutaj nie wrócę, to myliliście się. Podobnie jak ja. Sama nie wierzę, że nadal będę prowadzić tego bloga. Zanim przejdę do planów związanych z notkami, wyjaśnię w skrócie ostatnie zdarzenia.
Wahałam się czy wracać do IMAA, ale ponowny maraton z panem puszką, gra Role Play z postaciami serialu i ciągła wena zmusiły mój mózg do powrotu z wakacji. Zaczęłam na nowo tworzyć. Nie wiem do końca ile tego będzie, ale jak na początek powinno wystarczyć. Jednak przez szwankujące zdrowie czasem nie jestem w stanie napisać prostego zdania. Gubię się w polskim języku, co może wydać się dla kogoś śmieszne. Do tego mój komputer zaczął się psuć na tyle, że straciłam wszystkie dane. Formatowanie na innego Windowsa kosztowało mnie sporo nerwów, ale teraz jakoś działa. Zdołałam część danych odzyskać, lecz większość poszła w pizdu, że tak powiem. To jest tragiczne, ale do rzeczy.
Kwiecień to miesiąc próby. Jeśli zobaczę, że daję radę z notkami, to będę pisać dalej. W innym wypadku... zawieszam. Nie zamykam, a zawieszam na czas nieokreślony.
No dobra. Pora wyjawić plany związane z rokiem 2018. Nadal mogą się zmienić. Przede wszystkim pojawia się nowa strona na blogu do opowiadania z Role Play. Oddzieliłam ją, żeby nie było chaosu. I tak macie dość przewijania strony w dół. Tasiemce, one shoty i tak dalej. Sprawy techniczne będę jeszcze dopracowywać, dlatego skupmy się na historiach.

Bajeczki dramatyczki- seria z dramatami pisanymi na życzenie lub nadmiar weny w nocy, a kusi podramatyzować.

"W mroku rozumu"- opowiadanie z Role Play o zmaganiach Pepper z terrorystami. Pisane dialogami. Wychodziło mi to kiepsko, ale nie pisałam tego sama. W grze były też inne uczestniczki. Jednak korekta była robiona samodzielnie. Z małą pomocą Office'a.

Scenariusze odcinków pierwszego sezonu- pozostałe bonusy, które pozostały. Nie lubię zostawiać czegoś, co jest niedomknięte.

"Karuzela"- największy dramat wszechczasów. Po raz pierwszy ilość obrażeń była większa po walce blaszaka z wrogami. Takiej masakry jeszcze nie było.

"Rescue"- planowane opowiadanie o córce Yinsena, czyli Antonii Yinsen. Tak. Ho miał rodzinę. W komiksach było to ukazane. Jest bardzo podobna do niego, więc może być naprawdę fajną postacią.

"What if season 4 existed?"- ten nieszczęsny projekt miał zacząć się w styczniu. Jednak wszystko się przełożyło. Tutaj wielka niewiadoma.

"Selene i inni gości"- napisane dla jednej z czytelniczek, które jest dość dziwnym opowiadaniem ze specyficznym poczuciem humoru. Głównie chodzi o to, że jej bohaterka jest w świecie IMAA i dołącza do Akademii Jutra. Dużo humoru i lekkie dramy.

No i muszę się jeszcze pochwalić tym, że dzięki Selene i Terze (nie wiem jak się odmienia twoją ksywkę, sorki) rozgryzłam najgorszą z teorii dotyczącej IMAA. Rozwiązanie było bardzo banalne. Długo się z tym męczyłam, aż wreszcie dowiedziałam się jak to mogło być z tym wypadkiem. Okazuje się, że Gene przypisał sobie zasługi Zhanga i namieszał Tony'emu w głowie. Był w potrzasku, więc musiał coś zrobić. Khan jest znany jako kłamca i zrobi wszystko, aby tylko osiągnąć swój cel. To tak w skrócie, bo to był ciekawy wywód. Co do implantu, to musi działać z metalem, więc Tony musiał część oddać do odtrutki, a reszta została. Miał na celu utrzymywać odpowiednie bicie serca poprzez wysyłanie impulsu. Ładowanie musiało być, żeby działało.
Okej. Koniec wywodów. Najważniejsze, że teraz mogę umrzeć spokojnie z tą wiedzą. Taki żarcik ;)
Na samo zakończenie jedynie powiem, że może więcej pomysłów na opowiadania czy one shoty pojawi się wraz z albumem "Ember" zespołu Breaking Benjamin, bo dziś odbyła się premiera. To właśnie ten zespół nakręcał moje historie o blaszaku. Także jeszcze nie wszystko stracone. No i trzecia część Avengers, na którą idę do kina. Grzech nie iść, więc jest, gdzie szukać weny oraz motywacji.
Ps: Jednak szkoda, że serwis blogowy Blog.pl już nie istnieje, przez co zniknęło sporo blogów o IMAA. Same perełki.Oby Blogger był wieczny.
 R.I.P. [*]
Blaszakowych
~Katari

Szczęśliwego Nowego Roku 2018, czyli podsumujmy miniony rok

0 | Skomentuj
Oni nie są happy i ja też nie

Witajcie po raz ostatni w tym roku kalendarzowym. Z racji, że weny brakuje na pisanie nowych historii, chciałabym się z wami pożegnać. Nie potrafię określić jak długo potrwa ta rozłąka. Jednak najpierw przypomnijmy sobie co było w tym roku.
  • Wstawienie tasiemca do końca, czyli "IMAA inaczej"
  • Komedie: "Kocham cię albo i nie" (wersja Pepperony)
  • Dramaty: "Wyprawa", "Zaginiony", "Powrót do domu", "Gra".
  • Tragedie: "Zbyt dużo pecha jak na jeden dzień", "Wszyscy mamy problemy".
  • Scenariusze odcinków: "Dążący do kontroli", "Sekrety i kłamstwa", "Prawda i poświęcenie cz.1"
  • One shoty: "Czerwony festiwal", "Message/Wiadomość (po angielsku i po polsku)", "Nie lekceważ przeciwnika", "IMAA: Revival", "Urywek z życia Victorii Bernes".
  • Wydania specjalne: "Blaszane Walentynki, czyli kto kochać zabroni?", "Atak", "Biegnij, Tony! Biegnij!", "What if? Alternative ending "Ctrl- Alt- Delete", "Farewell, my friends", "Szczęśliwy dramat",  "Memory flakes- Płatki pamięci", "Gdy jedni chcą zniszczyć bohatera, drudzy starają się go ocalić", "Urok wiedźmy", "Po co atakować jedną osobę, skoro można wszystkie?", "Opowiastka na dobranoc".
  • Filmiki o IMAA: IMAA- Ashes of Eden", "Iron Man vs Ghost- Enemy".
  • Opowiadania: "W poszukiwaniu przeznaczenia", "It's too late", "Ghost", "Przypadkowe przeznaczenie", "Anne Stark- siostra Iron Mana", "Na koniec świata i jeszcze dalej" i "Miasto pikseli"
  • Crossovery: "Jedyny kwiat", "Biegnąc bez namysłu"
  • Projekt: "What if season 3 existed?" wraz z trailerem do animacji.


No i coś czego nie było, czyli wyróżnienie dla najczęściej czytanych postów związanych z historiami. To tak trochę do mojej wiadomości, aby wiedzieć co warto poszerzać.

Kategoria nr 1: Bonusy (nie licząc dzisiejszego)

Miejsce I: BONUS #9: Scenariusz z serialu (oryginalnie z odcinka): Wykuty w ogniu cz.1
Miejsce II: BONUS #14: Scenariusz z serialu (oryginalnie z odcinka): Duży problem
Miejsce III: BONUS #2 Scenariusz z serialu (oryginalnie z odcinka) : Whiplash

Kategoria nr 2: Dramaty

Miejsce I: "Potęga pierścieni Makluan- miniscenariusz"
Miejsce II: "Egzamin życia"
Miejsce III: "Co by było gdyby... Inny wypadek"

Kategoria nr 3: One shots

Miejsce I: "Bohater"
Miejsce II: "Agentka Potts"
Miejsce III egzekwo: "Bobbie Morse aka Mockingbird" i "Anatomia prawdy"

Kategoria nr 4: Tragedie
Miejsce I: "Time to the end, czyli co by było gdyby... ? Tony Stark nie żyje" 
Miejsce II: "Okruchy życia, czyli 5 lat i ani roku dłużej"
Miejsce III: "Za wszelką cenę- tragiczna historia o poświęceniu"

Kategoria nr 5: Wydania specjalne

Miejsce I: "IMAA: Remembrance"
Miejsce II: "What if? Alternative version "Whiplash" (z okazji rocznicy pisania)"
Miejsce III: "Blaszane Walentynki, czyli kto kochać zabroni?"

Kategoria 6: Najpopularniejsze posty ze wszystkich lat

Miejsce I: "Part 217: Nowa gra"
Miejsce II: "Part 103: Obowiązki rodzicielskie"
Miejsce III: "Part 97: FRIDAY"

Tasiemiec górą :D




A teraz ogólnie coś powiem...

Porównując poprzedni rok, powieliła się ilość one shotów oraz wydań specjalnych. Za to opowiadań również przybyło. Rok uznaję za pełen sukcesów. Przez złośliwość Youtube i Dailymotion, moje filmiki zostały usunięte, dlatego jeśli ktoś chce je zobaczyć, wyślę prywatnie.
Jeśli chodzi o działalność poza blogiem, to na Fanfiction, net. wstawiłam wszelkie opowiadania (poza tasiemcem i "W sieci"), one shoty i to co było na blogu (pomijając informacje wraz z tłumaczeniami odcinków oraz filmami). I naprawdę... Ten rok był czymś niezwykłym. Moje życie wywróciło się do góry nogami, ale dzięki wsparciu udało mi się większość spraw uporządkować. Wstawić je na właściwe miejsce. Będzie mi brakować pisania o IMAA, ale taka mała przerwa jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Jeśli coś napiszę i będę chciała to opublikować, zobaczycie wpis. Jeśli nie, wtedy nie macie powodu do czekania.
Jak już wspominałam pod koniec tego roku, zmieniłam kontent na Gintamę. To opowiadanie ma składać się z 20 rozdziałów. Jestem na ostatnich notkach, więc zobaczymy co będzie dalej. Po tym przerywniku mam zamiar wrócić do blaszaka. Naprawdę kocham ten świat, a moje serduszko jest rozdarte na dwie części. Mimo wszystko, dziękuję wszystkim, którzy czytali tego bloga od początku do końca. Dziękuję tym, którzy wytrwali. Dziękuję wszystkim oraz przepraszam.
W ramach całkowitego pożegnania postanowiłam wstawić parę artów. Niestety, ale nie moje.
PS: Role Play z IMAA trwa już kolejne dni. Naprawdę fajna zabawa, a przede wszystkim sposób na pozbycie się weny :D Może ktoś chętny? Zapraszam.









Szczęśliwego Nowego Roku 2018!

Podobny obraz

No i blaszakowych ;)

Opowiastka na dobranoc (z dedykacją dla Tusi)

0 | Skomentuj







Dawno, dawno temu, w pewnej magicznej krainie znajdowała się chatka czarodziejki o imieniu Patricia. Wrzucała do kociołka składniki, aby przyrządzić magiczny wywar.



-Ogon chimery, żabie oko, pióro feniksa i na koniec… ząb orka- wyliczyła wszelkie składniki i zaczęła je mieszać ze sobą.

Po chwili, w pomieszczeniu unosił się zapach, który nie pachnął zbyt przyjemnie. Dla lepszego efektu dodała parę ziół z elfiej krainy.

-I od razu lepiej- poczuła przyjemniejszą woń.

Całą zawartość wlała do fiolki, a następnie delikatnie nią wstrząsnęła. Zielony kolor zmienił się na delikatny fiolet.



Sporządzoną miksturę włożyła do małej torby wykonanej ze skóry. Tam również schowała księgę zaklęć, ponieważ tam, gdzie miała wyruszyć, magia była potrzebna.

Kiedy opuściła chatkę, zaczarowała klamkę, aby złe stworzenia unikały tego miejsca. Potem jedynie spojrzała na domeczek po raz ostatni.



-Czas zmierzyć się z przeznaczeniem- powiedziała do siebie, a następnie wyruszyła w głąb lasu.

I tak szła przed siebie, uważając na kamienie czy wielkie korzenie. Ostrożnie stąpała po ziemi, aż upadła na śliską powierzchnię.

-Czyli już tutaj zaczyna się lód?- spytała samej siebie.

Wyjęła fiolkę, wylewając jej zawartość na zimne podłoże. Po chwili, lód stopniał. Mogła iść dalej.

Nagle dostrzegła kogoś w oddali. Był to niejaki książę Anthony.



-Witaj, czarodziejko. W czym mogę pomóc?- ukłonił się przed nią jak na mężczyznę przystało.

-Zbieram drużynę, gdyż moim zadaniem jest powstrzymanie wiedźmy od wiania zimnym chłodem na naszą krainę- wyjaśniła niezbyt skomplikowanie, a słowa jakie powiedziała nie zawierały ani jednego kłamstwa.

-W takim wypadku, ja jako potomek Starków z wielką przyjemnością potowarzyszę w twojej przygodzie- spojrzał w jej oczy, uśmiechając się szczerze.

W ten oto sposób nie musiała bać się ciężaru jaki spoczywał na jej losie. Przeszli drewnianym pomostem, kierując się do krainy elfów. Im dłużej szli, tym większe zimno kradło ciepło słońca.



-Nie przeziębisz się w tych cienkich szatach?- zapytał zatroskany wojownik.

-Nie martw się. Przywykłam do chłodu- odgoniła jego troski, idąc dalej.

Przemierzali kolejne odcinki drogi, dotykając na wpół zmarzniętej kładki, aż dotarli do celu. Na swojej drodze spotkali elfa.



-Witajcie w krainie elfów. Co was tutaj sprowadza?- zadał im pytanie, włączając w to ciekawość.

Czarodziejka ukłoniła się przed jego obliczem, ponieważ wiedziała, że władał tą częścią ziem.

-Władco elfów, ja jako czarodziejka Patricia chciałabym prosić o pomoc, aby razem zmierzyć się z wiedźmą, która niebawem zamrozi każde królestwo.

-Powstań, czarodziejko- poprosił ją, a ona wysłuchała go.

-Pomożesz nam?- dopytała dla pewności.

-Oczywiście, lecz potrzebujemy większej siły ognia.

Przed nimi pojawiła się sowa, która strzegła elfów.



-Ta sowa będzie naszym drogowskazem, abyśmy nie zgubili się w tej oto wędrówce- wyjaśnił.

-Więc gdzie teraz mamy iść?- odezwał się książę do magini.

-Tak jak powiedział król. Potrzebujemy większej siły- stwierdziła, idąc za magicznym stworzeniem.

Cała trójka podążała za śladem sowy. Ponownie dostrzegli noc, a lampy oświetlały im drogę.



Każda część krainy żyła innymi prawami, dlatego po opuszczeniu krainy elfów, ponownie na niebie zagościł księżyc w pełni. Anthony był zaintrygowany motywami czarodziejki. Odważył się zapytać wprost.

-Dlaczego podjęłaś się takiego zadania?

-Ponieważ tak jest mi pisane w przepowiedni- przyznała, tworząc ręką coś na kształt pierścienia.

W środku niego znajdowały się słowa. Ożywiły się przez dotknięcie.



Ciepło straci słońce

lód zamrozi krainę

A za ogień chwycą wybrańce

Chociaż przeszkód będzie wiele

Lecz czasu również pozostało mało

To z mocą jedności złu zapobiegnie




Po tych słowach, okrąg zgasł i ulotnił się wraz z każdym wyrazem.

-Chyba już nie masz wątpliwości, co do mojego celu, książę?- spytała, licząc na pozytywną odpowiedź.

-Teraz już rozumiem wagę twojego przeznaczenia. To wielka odpowiedzialność, ale mimo to, czuję się zaszczycony, że mogę brać w tym udział- przyznał szczerze, ciesząc się z wyboru takiej, a nie innej drogi.

Światło lamp z poprzedniej drogi zakończyło się. Znaleźli się u wróżek. Ta kraina jeszcze promieniała ciepłem.



Wioska wydawała się być pusta. Nie dostrzegli ani jednego skrzydlatego stworzenia. Jednak roślinność wyglądała na zadbaną.

-Tu nie powinny być wróżki?- zapytał zaniepokojony elf.

-Widocznie ukryły się. Jednak może na kogoś się natkniemy- liczyła na znalezienie kolejnych sojuszników do walki.

-Kto śmie zakłócać mój spokój?!- krzyknęła istota z błękitnymi oczami, które świeciły się w oddali.

Odważnie podeszli bliżej, żeby wiedzieć czy mieli do czynienia z kimś dobrym. Dostrzegli kryształowego smoka.



Czarodziejka wytworzyła niewielką kulę światła, aby dostrzec ruchy stworzenia.

-Przepraszamy, że ci przeszkadzamy, ale pomocy potrzebujemy- wytłumaczyła na tyle spokojnie, aby nie denerwować istoty.

-Macie ważny cel, prawda? Śmiem twierdzić, iż zamierzacie stopić lód- odczytał ich myśli, a jego oczy błysnęły przepięknym blaskiem.

-Czy wiesz kto jeszcze może nam pomóc w naszych zamiarach?- zapytał książę.

W odpowiedzi zionął ogniem, wskazując drogę.

-Idźcie na północ. Strażniczki przyjdą wam z pomocą.

W jednej chwili pojawiło się w drzewie przejście. Bez wahania przeszli na drugą stronę.



Rozglądali się, szukając strażniczek. Jednak doskwierał im ziąb, gdyż każdą odwiedzoną krainą zbliżali się do terenu wiedźmy. Patricia wykreowała ognistą pelerynę, dając członkom wyprawy przyjemne ciepło.

-Nie parzy. Nie musicie się bać- zapewniła czarodziejka.

Niespodziewanie w jeziorze wyłoniła się postać. Była żywiołem wody.



-Jestem strażniczką wody. Doszły mnie słuchy, że potrzebujecie mocy do pokonania zła.

-Zgadza się. Czy użyczysz nam swojej siły?- poprosiła magini w imieniu wszystkich.

-Byłoby błędem nie reagować w obliczu zagrożenia. Jednak zanim zgodzę się z wami pójść, muszę zapytać reszty sióstr.

Zgodzili się na tę decyzję i razem wyruszyli za nią. Kolejną z sióstr była strażniczką ziemi.



-Siostro, dawno cię tu nie widziałam. I widzę, że masz ze sobą gości. Czy mogę wiedzieć, co was sprowadza na łono natury?- spytała, chociaż bardziej radowała się widokiem swojej krewnej.

-Musimy ich wesprzeć w walce. Tu chodzi o dalszy los naszej krainy- powiedziała jej, ostrzegając.

-Hmm… To faktycznie poważna sprawa. Nie chcę, żeby cała przyroda była skuta lodem.

Wstała z kłody, idąc po następną z sióstr. Jej otoczenie znajdowało się w zniszczonym lesie. Cały płonął.



-O! Widzę, że prawie całe rodzeństwo w komplecie. W dodatku z gośćmi- uśmiechnęła się do nich, a sowa, która była drogowskazem, przyjrzała się zwierzęciu o tych samych mocach jakie ona posiadała.

-Zgodziłyśmy się im pomóc, ale wystarczy jedno słowo niezgody i nasz czar nie zadziała- stwierdziła poważnym tonem.

Strażniczka ognia krótko zastanawiała się nad odpowiedzią, aż wydusiła z siebie.

-Pomogę na tyle ile będę w stanie.

Sowa powróciła do nich, prowadząc do ostatniej z sióstr. W mgnieniu oka znalazły się kilkaset metrów nad ziemią, a wszystko to przez magię puchacza.



-Witajcie w moim królestwie- przywitała się z przybyszami.

-Brakuje nam czasu na rozmowy. Zapytam cię w imieniu nas wszystkich. Czy zechcesz użyczyć swej potęgi dla dobra krainy?- zapytała strażniczka wody.

-Jeśli chodzi o dobro krainy, to nie mam innego wyboru. Muszę podzielić się moją mocą, gdyż bez jednego żywiołu czar będzie niepełny- wyraziła zgodę.

-W takim razie musimy się połączyć, siostro, ale do tego przyda się też dodatkowa para rąk- spojrzała strażniczka ziemi na Patricię oraz na króla elfów.

Magowi poczuli się nieco nieswojo przez te spojrzenie. Jednak zdecydowali się wysłuchać tego, co mieli do zrobienia.

-Znacie magię, dlatego będziecie w stanie to zrobić.

Strażniczka ognia zaczęła im tłumaczyć co mają do zrobienia, aż przeszli do zaklęcia.



Siostry ustawiły się w kręgu, łącząc dłonie. Elf posypał pyłem wokół ich stóp, natomiast magini miała za zadanie zebrać ich moc w jeden punkt.

-Ziemia, powietrze, ogień i woda. Niech żywiołom magii nie będzie szkoda. Złączcie się i niech odrodzi się życie. Niech swoją mocą rozjaśni mrok.

Jednym ruchem ręki skumulowała całą moc w kuli, która uformowała legendarne stworzenie. Powoli rosło, rozwijając swe płomienne skrzydła.

-Powstań, feniksie!



Ptak wszedł w ciało czarodziejki, dając jej przypływ mocy. Lekko uniosła się nad ziemią i upadła. Książę podszedł do niej ze zmartwieniem.

-Wszystko gra, czarodziejko?

-Oczywiście, ale nigdy nie czułam takiej potęgi- obróciła się wokół własnej osi, ciesząc się z sukcesu czaru.

-Więc co teraz?

-Ruszamy na zamek. Pora przywrócić ciepło w krainie.

Przekształciła się w feniksa i wraz z sową prowadziła mężczyzn do ostatniego punktu podróży, czyli wielkiej potyczki między dobrem a złem.

Tymczasem w zamczysku wykutym z lodu, wiedźma przyglądała się kryształowej kuli.



-A więc dotarli tak daleko? Hmm… Chyba czas wziąć sprawy w swoje ręce.

Dotknęła kuli, budząc swych obrońców ze snu.

-Teraz to dopiero zacznie się zabawa- zaśmiała się złowrogo i z ciekawością obserwowała poczynania drużyny czarodziejki.

Po dość długiej wędrówce, ich stopy stanęły na śniegu. Peleryny zniknęły, gdyż mróz je zniszczył. Mimo tego, nie zamierzali się poddać. Patricia powróciła do zwykłej postaci i przemówiła do wojowników.

-Macie ostatnią szansę na wycofanie się. Później już nie będzie odwrotu.

-Nie zawrócę. Choćbym miał skonać, chcę być u twego boku- zaparł się Anthony.

-Cokolwiek się stanie, również nie pożałuję tej decyzji.

Więcej nie tracili czasu, pokonując ostatni odcinek drogi.



Ledwo przeszli przez lodową jaskinię, a sowa ulotniła się.

-Pewnie wróciła do wioski. Za długo nie może być poza nią. W końcu jest jej strażnikiem- uspokoił ich król.

-Chyba nie tylko oto chodzi. Patrzcie!- krzyknęła na ostrzeżenie, bo spod powierzchni wyrosły golemy.



-A wy dokąd? Nie pozwolimy skrzywdzić naszej pani- odezwały się chórem, otaczając ich.

Mieli przewagę liczebną, a wzrost pięciu bestii sięgał ponad trzy metry. Cała trójka przygotowała się do ataku. Anthony wyjął miecz z pochwy, król sięgnął po własny oręż, a czarodziejka wyjęła księgę zaklęć z torby. Rozpoczęła się walka, która została rozstrzygnięta w kilka sekund. Ogień Patricii stopił połowę golemów, a płynne cięcia miecza pozbawiły dwóch głów. Ostatni cios zadał elf, wbijając magiczne ostrze prosto w serce. Jednak wiedźma nie skapitulowała. Kolejne monstra zaatakowały drużynę.

-Teraz mi nie uciekniecie- uśmiechnęła się diabelnie, patrząc na drugie starcie.

Po raz kolejny z łatwością powalili przeciwników, stosując te same metody, co poprzednio. Whitney wściekła się. Wyszła z zamku, wychodząc im naprzeciw.



-Zgaszę was opór tu i teraz. Pożegnajcie się z życiem!

Zaczęła rzucać lodowymi odłamkami, a uniki były wręcz niemożliwe. Książę stanął w ich obronie, przyjmując większość ran na siebie. Kobieta zaśmiała się wniebogłosy, czując nadchodzący triumf.

-Nie!- krzyknęła czarodziejka, tworząc kulę ognia.

Atakowała każdy odłamek, stapiając przed dotknięciem ich ciał. Elf wytworzył osłonę z liści, dzięki czemu mogli ochronić się przed zimnym żywiołem.

-Oj! Nic wam to nie da- stwierdziła z głupim uśmieszkiem, zwiększając ilość lodowych fragmentów.

Magini odpowiedziała czarem zmiany w feniksa. Wzleciała wysoko w powietrze, topiąc lód.

-Nie. Nie!- krzyczała wiedźma, zwiększając moc.

Zaprzestała ataku, zmieniając się w smoka.



-Teraz możesz się ze mną mierzyć- zionęła błękitnym płomieniem w lewe skrzydło ptaka.

Kobiety walczyły w przestworzach, uderzając swoimi mocami. Feniks wirował wokół gada, łopocząc skrzydłami, a ogień rozprzestrzeniał się na wszelkie strony.

-To na nic, magini. Jestem silniejsza!- wykorzystała potężny ogień, aż ptak zleciał w dół.

-Czarodziejko!- krzyknął książę, starając się ją złapać.

W porę elf wytworzył sieć z pnączy. Kobieta spadła na nią, ale nadal się nie przemieniła. Wstała o własnych siłach, formując ogniste motyle.

-Lećcie i stopcie ten chłód. Lećcie i dajcie nam ciepło. Lećcie do góry. Przynieście nam zwycięstwo!

Z piór wypadła spora ilość płomienistych stworzeń. Natychmiast zaatakowały smoka.



Miliony motyli otoczyło bestię, rozpalając ją od wewnątrz. Wiedźma wyła z bólu, tracąc moc.

-Niee! Aaa!- po raz ostatni wrzasnęła z bólu, aż roztopiła się.

Patricia powróciła do ludzkiej formy, patrząc z pozostałymi jak zamek topi się. Słońce ponownie pojawiło się w pełnym świetle.



Cała trójka spoglądała na słońce, które chyliło się ku zachodowi. Kobieta podziękowała im za pomoc.

-Jestem wam wdzięczna, że mi pomogliście. Gdyby nie wy, wiedźma nadal mogłaby szaleć z mrozem- ukłoniła się przed nimi.

-To był zaszczyt, bo pozwoliłaś nam towarzyszyć w tej wędrówce- wyraził swą wdzięczność król.

-A ja cieszę się, iż mogłem spotkać tak wspaniałych ludzi na swej drodze- również podziękował książę.

I w ten oto sposób cała kraina ponownie poczuła przyjemne ciepło, zaś lód odszedł w zapomnienie. Przepadł wraz ze złem wiedźmy.



Wszyscy żyli długo i szczęśliwie.



Koniec.

---***----
To już ostatnia historia na tym blogu. Może w tym roku a może i ostatnia w ogóle. Tak czy owak, jutro Sylwester. Czas na pożegnanie.

Po co atakować jedną osobę, skoro można wszystkie?

0 | Skomentuj


Jak zwykle odbywały się zajęcia z fizyki. Wszyscy skupiali się na nauce. Jednak Tony miał z tym problem. Czuł się fatalnie z minuty na minutę. Nikogo nie martwił, gdyż sam myślał, że to pewnie przez implant, a taki stan rzeczy nie był niczym nadzwyczajnym. Wielokrotnie mu się zdarzało. Z trudem oddychał, trzymając się za klatkę piersiową. Rhodey z Pepper słyszeli, że działo się z nim coś niepokojącego.

Rhodey: Pewnie musi naładować implant.
Pepper: A co jeśli to coś poważnego? Rhodey, nie możemy tego olać.
Prof. Klein: Czy kółko dyskusyjne się skończyło? Tak? To słuchać, bo to co mówię będzie obowiązywało na teście.
Rhodey, Pepper: PRZEPRASZAMY!

Chłopak skłonił się do zaprzestania rozmów z przyjaciółką. Nawet nie słyszeli żadnych dźwięków z tyłu, które mogły świadczyć o czymś niebezpiecznym. Jednak Anthony nadal cierpiał. Nie potrafił oddychać, aż zaczął się dusić. Próbował zachować spokój, lecz nie było to dla niego łatwe.
Gdy Rhodes chciał się odwrócić, usłyszał potężny huk.

Rhodey: Tony!

Natychmiast do niego podbiegł, a następnie przyłożył ucho do klatki piersiowej. Był przerażony.

Rhodey: Nie oddycha! Niech pan wezwie pogotowie!
Prof. Klein: Już to robię, ale proszę zachować spokój i udzielić pierwszej pomocy.

Rhodey bez większego namysłu przystąpił do reanimacji. Uciskał, starając się przywrócić krążenie.

Rhodey: No dalej, Tony. Walcz. Nie umieraj mi tu!

Pozostała część klasy jedynie obserwowała jego działania co wręcz irytowało nastolatka. Nauczyciel kazał im wyjść z sali, jeśli nie mają zamiaru pomóc, a jedynie patrzeć. Pepper nie wiedziała co o tym myśleć. Nie mówiła nic, a przecież była największą gadułą w klasie.
Gdy Klein zadzwonił pod odpowiedni numer, zaczął podawać informacje.

Prof. Klein: Potrzebuję karetki do Akademii Jutra. Mam nieprzytomnego ucznia z chorym sercem. W tej chwili trwa reanimacja.
Rhodey: Oddycha!
Prof. Klein: Udało się przywrócić krążenie, ale nadal nie reaguje. Jak długo musimy czekać?

Dyspozytor określił czas do dziesięciu minut. Dłużej nie rozmawiał z nim i prosił o uzbrojenie się w cierpliwość.

Rhodey: Za ile będą?
Prof. Klein: Dziesięć minut. Najważniejsze, że żyje.
Pepper: Rhodey, mogę cię na słowo?
Rhodey: Ale ktoś musi być przy nim.
Prof. Klein: Spokojnie. Ja go przypilnuję. Możesz odpocząć.

Przyjaciel wstał od chorego i podszedł do rudej, gdzie stała.

Rhodey: Pepper?
Pepper: Wiedziałeś, że tak będzie?
Rhodey: Nie. Nic na to nie wskazywało.
Pepper: A wczoraj? Nie zachowywał się jakoś inaczej?
Rhodey: Wszystko grało, Pepper. Nawet mama była zadowolona jak dobrze się trzyma.
Pepper: Jednak coś musiało się stać. Ludzie ot tak nie zaczynają umierać.
Rhodey: Wiem i też tego nie rozumiem.
Pepper: A sprawdzałeś stan implantu?
Rhodey: Zapomniałem. Bardziej skupiłem się na przywróceniu krążenia.
Pepper: Rhodey?

Zauważył, że jej spokój szlag trafił. Nie była w stanie dłużej ukrywać swoich emocji. Przyjaciel jedynie poklepał ją pokrzepiająco po ramieniu.

Rhodey: Musimy czekać.

Po minionych minutach, pojawili się specjaliści, czyli Ho Yinsen i Victoria Bernes. Zawsze zajmowali się geniuszem, dlatego wiedzieli co mają robić. Podeszli do chorego, sprawdzając odczyty z bransoletki.

Dr Yinsen: Naładowany w pełni. I był reanimowany?
Prof. Klein: Raz.
Dr Yinsen: No dobrze, a czy wcześniej pojawiły się jakieś objawy?
Prof. Klein: Niezbyt widziałem, ale on coś wie.

Wskazał na histeryka, który wraz z gadułą zbliżył się do lekarzy.

Prof. Klein: Rhodey, czy Tony zachowywał się dziś jakoś inaczej albo przez ostatnie dni? Jakieś niespodziewane wypadki?
Rhodey: Nie. Nic takiego nie było.

Ho doskonale znał sekretne życie Tony'ego jako bohatera Nowego Jorku. Wiedział, iż każda walka niosła ze sobą jakieś rany oraz ryzyko życia. Jednak nie znalazł żadnych blizn ani też ran, zaś mechanizm działał jak należy.

Dr Yinsen: No to zabieramy go do szpitala. Tam przeprowadzimy badania i znajdziemy przyczynę.
Rhodey: Możemy jechać z wami?
Dr Yinsen: Niestety, ale nie. Możecie dołączyć później.
Dr Bernes: Nie bójcie się. Zajmiemy się nim jak należy.

Victoria pocieszyła ich, aby nie myśleli negatywnie. Zabrali chorego do pojazdu, podpinając do przenośnego kardiomonitora, a na twarz dali mu maskę tlenową. Kobieta usiadła za kierownicą, lecz jej partner został przy Starku, kontrolując funkcję życiowe. Włączając w to działanie sztucznego serca.
Gdy wyruszyli w drogę, Yinsen ponownie zbadał ciało nieprzytomnego, szukając przyczyny tak złego stanu zdrowia.

Dr Bernes: Nie trap się teraz nad tym, Ho. Jak dojedziemy do szpitala, wtedy zrobimy mu pełną diagnostykę.
Dr Yinsen: Może i tak, ale coś mi tu nie gra.
Dr Bernes: Nie powiedzieli czegoś?
Dr Yinsen: Nie, nie! Byli szczerzy, a poza tym, znamy ich drugie życie.
Dr Bernes: A skoro o nich mowa, to już jadą za nami.
Dr Yinsen: Heh! Cierpliwością nie grzeszą.

Zaśmiał się, ale tylko przez chwilę. Lekarka zauważyła w lusterku jakieś auto. Zjechało z drogi i uderzyło w drzewo. Natychmiast skontaktowała się z centralą, powiadamiając o wypadku. Podała wszelkie informacje, aby wiedzieli, z czym mogą mieć do czynienia.
Gdy zakończyła rozmowę, zatrzymała karetkę na poboczu.

Dr Yinsen: Co robisz? Mieliśmy jechać prosto do szpitala.
Dr Bernes: Mamy kolejnych rannych.
Dr Yinsen: Jak to?
Dr Bernes: Bierz sprzęt i idziemy!

Nalegała na posłuszeństwo, choć zazwyczaj Yinsen wydawał rozkazy. Tego dnia kolejność zmieniła się. Wzięli torby i podbiegli do rannych. Wyciągnęli z samochodu dwie osoby.

Dr Bernes: Brak złamań.
Dr Yinsen: U niej to samo. Dziwna sprawa.
Dr Bernes: Połóżmy ich tu.

Wskazała na bezpieczne miejsce z dala od zagrożeń. Sprawdziła funkcje życiowe poszkodowanych. Oboje dusili się co nie wróżyło nic dobrego. Podali im tlen przez maskę.

Dr Bernes: Nie mają chorego serca, a objawy całej trójki ze sobą się zgadzają.
Dr Yinsen: Też mnie to zastanawia. W takim wypadku mamy do czynienia z zagrożeniem na większą skalę.
Dr Bernes: Co robimy?
Dr Yinsen: Zareagowaliśmy w odpowiednim momencie. Teraz pozostało nam tylko czekać, aż ich zabiorą.

Kwadrans później, drugi zespół ratowników zabrał rannych z wypadku. Kobieta ponownie usiadła za kółkiem, jadąc w odpowiednie miejsce. Dojazd nie zajął im zbyt długo i bez zwlekania z czasem zabrali geniusza na podstawową diagnostykę. Zbadali krew, wykonali prześwietlenie klatki piersiowej oraz sprawdzili stan serca poprzez inne badania. Położyli chłopaka w sali obserwacji, żeby mieć na niego oko.

Dr Yinsen: Nie ruszaj się stąd. Zaraz wrócę.
Dr Bernes: Dzwonisz do Roberty?
Dr Yinsen: Powinna wiedzieć co się stało. Wiem jak bardzo tego nie znosi, ale nie będę jej utrzymywać w niewiedzy.
Dr Bernes: A czy ja coś mówię? Dzwoń. Ja się nim zajmę.
Dr Yinsen: Trzymam cię za słowo.

Powiedział z powagą, wychodząc z sali. Wybrał numer do prawniczki. Wystarczył jeden sygnał, żeby odebrała. Nie zdziwił się na brak zachwytu z jej strony.

Dr Yinsen: Wiem, że tego nienawidzisz. Jednak musisz wiedzieć co się stało.
Roberta: Chodzi o Tony'ego?
Dr Yinsen: Rhodey też. W sumie, to nawet i Pepper.
Roberta: Boże! Co za dzieciaki! Co oni zrobili?!
Dr Yinsen: Roberto, nie krzycz. Sytuacja jest pod kontrolą. Żyją.
Roberta: A coś więcej mogę wiedzieć?
Dr Yinsen: Sam chciałbym znać przyczynę, lecz jeszcze nic nie znalazłem. Wiem tylko, że cała trójka musiała być wystawiona na czegoś działanie.
Roberta: Masz jakiś pomysł co to może być?
Dr Yinsen: Na chwilę obecną muszę zapoznać się z wynikami. Będę cię informować na bieżąco.
Roberta: I tak tam pojadę.
Dr Yinsen: Roberto...

Nie zdołał dokończyć, gdyż rozłączyła się. Na szybko zrobiła porządek na swoim stanowisku pracy, a następnie wyszła, jadąc do szpitala. Tego co zawsze.
Podczas kiedy Yinsen sprawdzał wyniki, wjechały nosze z rannymi. Również trafili na ten sam oddział co Tony. Dzięki temu mogli na spokojnie przejrzeć dane zebrane z wypadku oraz wszelkie wyniki z pierwszego wezwania.

Dr Bernes: Mieli ten sam spadek tlenu. Czyżby zatrucie?
Dr Yinsen: Jest to prawdopodobne, chociaż...
Dr Bernes: Chociaż co?
Dr Yinsen: Musieli być na nią wystawieni w tym samym czasie.
Dr Bernes: No tak. To ma sens.

Niespodziewanie obudziła się Pepper. Była przerażona, dlatego lekarka podała środek na uspokojenie przez kroplówkę.

Dr Bernes: Spokojnie. Nic ci nie grozi. Już jest dobrze.
Pepper: Co... Co się stało?
Dr Yinsen: Mieliście wypadek. Kojarzysz może czy była jakaś trucizna w szkole? Jakiś dym albo jedzenie o dziwnym smaku?
Dr Bernes: Ho, co ty sugerujesz?
Dr Yinsen: Muszę obalić jedną teorię... Przypominasz coś sobie?
Dr Bernes: Nie bój się. Waszym życiom już nie powinno nic zagrażać.

Uspokoiła ją, a mimo to nadal była zestresowana. Ciągle miała przed oczami jak Rhodey reanimował Tony'ego. Jednak wróciła myślami do tamtego miejsca, starając się pomóc lekarzom.

Pepper: Nie pamiętam. Chyba nie było. Nie widziałam nic podejrzanego, a jeśli coś było, to ktoś musiał działać w ukryciu.

Taka odpowiedź nie zachwyciła specjalisty. Zadzwonił do wychowawcy nastolatków. Nie miał czasu na miłą pogawędkę. Potrzebował informacji, od których zależał los trzech osób. Mężczyzna z lekkim niepokojem odezwał się po drugiej stronie.

Prof. Klein: Mówi Abraham Klein. Czy coś się stało?
Dr Yinsen: Mówi dr Ho Yinsen. Dzwonię ze szpitala, aby zapytać się czy widział pan jakąś truciznę w szkole? Może coś wzbudzającego podejrzenia?
Prof. Klein: Hmm... Chodzi o Tony'ego Starka?
Dr Yinsen: Nie tylko, ponieważ dwie inne osoby również mają objawy zatrucia. Z tego też powodu pytam się.
Prof. Klein: Cóż... Gdyby było coś niepokojącego, odwołałbym zajęcia.
Dr Yinsen: A czy jacyś uczniowie mają jakieś dolegliwości?
Prof. Klein: Nie. Nic z tych rzeczy.
Dr Yinsen: Dziwne.
Prof. Klein: Doktorze, czy oni wyzdrowieją?
Dr Yinsen: Proszę się nie martwić. Robimy co się da, a bez znania przyczyny można działać przeciw objawom... Przepraszam za przeszkodzenie w lekcji. Miłego dnia.

Rozłączył się, powracając do chorych. Lekarka była ciekawa czy czegoś się dowiedział, a on jedynie był bezradny.

Dr Bernes: Hej! Wszystko gra?
Dr Yinsen: Nie wiem. Muszę pomyśleć.

Wyszedł na zewnątrz, kierując się do swojego gabinetu. Nie potrafił myśleć. Usiadł przy biurku z wynikami. Dogłębnie je analizował. Szukał luk.

Dr Yinsen: Może coś przeoczyłem. Coś oczywistego?

Zapytał samego siebie, szukając odpowiedzi. Ledwie minęło pięć minut, a z przemyśleń wyrwał go dźwięk pagera. Od razu wziął papiery i przyszedł do sali. Nie ukrywał zdziwienia, widząc całą trójkę przytomną. Nadal coś mu nie pasowało, ale myśli zachował dla siebie. Błądził w nich co zauważyła jego partnerka. Zmartwiła się.

Dr Bernes: Hej! Dobrze się czujesz?
Dr Yinsen: Musimy pogadać.
Dr Bernes: Przecież gadamy.
Dr Yinsen: Ale nie tu!

Szarpnął za jej rękę, wyprowadzając za drzwi. Kobieta nie pojmowała zachowania przyjaciela. Zaczynała się bać.

Dr Bernes: Ho, to nie jest śmieszne. Co się dzieje?
Dr Yinsen: Nie rozumiem tego. W szkole nikt nie zachorował poza tą trójką. To naprawdę przechodzi ludzkie pojęcie.

Próbował nie podnosić tonu, chociaż był poddenerwowany całą sprawą.

Dr Bernes: Przyznaję ci rację.
Dr Yinsen: Nie rozumiem.
Dr Bernes: Co do otrucia.
Dr Yinsen: Ale wtedy cała klasa musiałaby mieć te same objawy.
Dr Bernes: Niekoniecznie.

Pokazała mu karty z wynikami. Na pierwszy rzut oka nie widział nic podejrzanego. Jednak partnerka była taka miła i zaznaczyła nieścisłość markerem.

Dr Bernes: Trucizna musiała wpłynąć na organizm od środka. Prawdopodobnie zalega w płucach. Stąd trudności z oddychaniem, a w przypadku Tony'ego, to utrudniona praca rozrusznika serca.
Dr Yinsen: Sprawdzałem implant. Jest w porządku.
Dr Bernes: Ogólnie działa, ale toksyna musiała dotrzeć blisko serca, osłabiając działanie urządzenia. Zastosujmy komorę.
Dr Yinsen: Niby to wszystko ma jakiś sens, ale to co proponujesz, to za duże ryzyko. Eksperymentalna technologia, która nie przeszła nawet testów.
Dr Bernes: Ho, musimy zaryzykować. Jeśli tego nie zrobimy, mogą umrzeć!
Dr Yinsen: Dobra, dobra. Nie krzycz. Przekonałaś mnie. Zrobimy to.

Z pomocą personelu medycznego zabrali chorych do komory. Od razu przyjaciele zaczęli ze sobą rozmawiać. Nawet nie pomyśleliby, że ktoś ich podsłuchuje a gapienie się na kartki było jedynie przykrywką. Bez skrępowania wymienili swoje myśli.

Pepper: Mówię wam. Whitney znowu się na nas mści.
Tony: Przecież... Przecież obiecała, że...
Rhodey: Szczerze? Obiecać sobie może. Jednak uderzyła w nas wszystkich?
Tony: Zwykle mnie atakuje.
Pepper: Och! Whitney to suka, która wykorzysta każdą okazję, aby zaatakować. Nie znam innej osoby winnej.
Tony: A może się mylisz?
Pepper: Ona chce zemsty!

Lekarze zastanowili się nad ich przypuszczeniami. Mogli mieć rację, gdyż Madame Masque sprawiała wielokrotnie kłopoty. Zanim zdołali coś powiedzieć, w komorze rozległ się hałas. Dochodził z implantu.

Rhodey, Pepper: TONY!
Dr Yinsen: Jasna cholera! Ostrzegałem!
Pepper: Tony, oddychaj!
Tony: P... Pepper...

Nie zdołał nic więcej powiedzieć i zemdlał. Krótko po tym duszności pojawiły się u pozostałej dwójki. Wszyscy byli przerażeni.

Dr Yinsen: Wyciągnij ich!
Dr Bernes: Już idę!

Nie potrafili zapanować nad paniką. Twórca maszyny wyłączył ją, zaś Victoria otworzyła wejście, wyciągając Starka na zewnątrz. Potem wzięła drugiego chłopaka, a na samym końcu zajęła się Pepper. Poklepała ich lekko po policzku. Yinsen także sprawdził ich stan. Tylko jedna osoba odzyskała przytomność.

Pepper: O rany! Co... to było?
Dr Bernes: Ho?

Poprosiła o wyjaśnienie, a on chwycił się za głowę.

Dr Bernes: Hej! Odpowiesz mi?
Dr Yinsen: Maszyna... powieliła ilość toksyny.
Dr Bernes: Niedobrze.
Dr Yinsen: Zabierz ich do sali i daj maksymalną ilość tlenu na maskę.
Dr Bernes: A co z tobą?

Jako odpowiedz usłyszała komunikat wypowiedziany przez mini słuchawkę.

Dr Yinsen: Wezwać ochronę! Szukać podejrzanej osoby ze środkami trującymi!
Dr Bernes: Ho...

Krótko po tym otrzymał potwierdzenie od służb, iż rozpoczęli poszukiwania.

Dr Yinsen: To nie są przelewki, Victorio. Ktoś dokonał sabotażu.

Ledwo odparł ze spokojem, lecz powaga nie zniknęła z jego twarzy. Ochrona szpitala z łatwością odnalazła podejrzaną osobę. Musieli gonić ją po całym oddziale. Daleko nie dobiegła, gdyż całe wyjście zostało obstawione przez straż.

Ochroniarz: Nie masz dokąd uciec. Poddaj się i ręce na kark. Już!

Jeden z mężczyzn pozbawił sprawcy maski, biorąc ją jako dowód w sprawie. Zakuli Whitney w kajdanki, wyprowadzając do radiowozu policyjnego. Ochroniarz błyskawicznie powiadomił lekarza o aresztowaniu.

Ochroniarz: Mamy sprawcę. Możecie pracować bez obaw.
Dr Yinsen: Dziękuję.

Odetchnął z ulgą, bo mogli działać bezpiecznie. Powrócił do potrzebujących, zaś Whitney siedziała w sali przesłuchań. Milczała. Nie odezwała się ani jednym słowem do funkcjonariusza policyjnego. Na szczęście była jedna osoba, która potrafiła skłonić do gadania. Roberta Rhodes. Została zmuszona zmienić trasę i pojechać na komisariat. Usiadła naprzeciwko niej, rzucając zdjęcia broni.

Roberta: Ciekawa zabawka. Nie powiem, ale i tak ulgowo nie zostaniesz potraktowana. Próba zabicia trzech osób może się skończyć nawet dożywociem, rozumiesz? Masz dopiero siedemnaście lat i chcesz resztę życia skończyć za kratkami?
Whitney: Dobra. Przyznaję się. Zrobiłam to! Wie pani czemu? Bo nigdy nie mogę być szczęśliwa! Stark mnie zniszczył! Zrujnował całe moje życie!
Roberta: Dlatego musiały ucierpieć trzy osoby? Skrzywdziłaś mojego syna. Nie odpuszczę ci tego.
Whitney: Musiałam! Dla lepszej sprawiedliwości! Niech wszyscy cierpią! Zasłużyli sobie na to!
Roberta: O! Naprawdę? Więc ty też masz swoją karę. Dożywocie.
Whitney: Co?! Nie! Nie może pani!
Roberta: Ja nie, ale sąd już tak.

Nastolatka waliła z furią w stół, krzycząc z wielką nienawiścią. Prawniczka zostawiła ją w spokoju i pojechała zobaczyć się ze swoimi pociechami. Akurat miała po drodze, więc zaparkowała auto na parkingu, a następnie znalazła doktorka, który stał przed salą. Przez przezroczyste drzwi widziała dzieciaki. Tylko Pepper leżała przytomna.

Roberta: Wybacz, że tak późno, ale musiałam coś załatwić.
Dr Yinsen: Nie szkodzi. Nigdzie ci nie uciekną.

Zaśmiał się głupawo, aż miała ochotę go uderzyć w twarz. Powstrzymała się, gdyż znała dziwaczny humor Yinsena.

Roberta: A tak na serio?
Dr Yinsen: Wkrótce wyzdrowieją.
Roberta: Nawet Tony?
Dr Yinsen: Nawet Tony. Cała trójka była zatruta dziwną toksyną, lecz sytuacja z nimi jest stabilna.
Roberta: Sprawczyni spędzi dożywocie, jeśli sąd się nie będzie nad nią litował.
Dr Yinsen: Jesteś zła, prawda?
Roberta: Skrzywdziła ich. Mogli umrzeć.
Dr Yinsen: Ale żyją.
Roberta: Bo ich uratowaliście. Dziękuję.

Uśmiechnęła się, a nawet pokusiła się o przytulenie lekarza. Mężczyzna jedynie odwzajemnił gest, dając jej wsparcie. Była im wdzięczna, bo znowu spisali się na medal. Jak to na tę dwójkę przystało.

KONIEC.

---**---

Kolejna bajeczka dla czytelniczki. Chyba wielokrotnie udowodniłam, że moja wyobraźnia nie zna granic :D
PS: To druga notka z dzisiaj, ale z racji, że rok się kończy to jest wstawiona przed nowym rokiem.

Urok wiedźmy (pisane dla Tusi na dobranoc)

4 | Skomentuj

Wersja Katari
PS: Postać Rose należy do Tusi.

Tradycyjnie w szkole wszyscy siedzieli grzecznie w ławkach. No nie wszyscy, ponieważ Rose coś knuła w swojej głowie. Coś co może zaszkodzić pewnemu osobnikowi.

Pewnie się domyślasz kto, tak więc zaczynajmy!

Tony także nie uważał zbytnio na lekcjach i po kilku minutach wyrwał się z klasy pod pretekstem pójścia do łazienki. Pepper od razu wiedziała, że wzywają blaszaka. Niechcący powiedziała to na głos co skłoniło Ro do działania. Wyszła z klasy. Szła za nim krok w krok.
Jakby była jego cieniem, a on jej nie widział. Po prostu otworzył szafkę i wyjął plecak ze zbroją. Już chciał go aktywować, lecz usłyszał jej głos. Przerażony odwrócił się. Spanikowany opuścił plecak na podłogę. 
Zapytał się dziewczyny czy zgubiła się. Głupie pytanie, ale jednak je zadał. Ro tylko się uśmiechnęła, udając zdezorientowanie.
Powiedziała, że chyba pomyliła klasy. 
Geniusz zaśmiał się i postanowił ją zaprowadzić do odpowiedniej sali. Nie zdążył chwycić za plecak, bo chwyciła go za rękę i szarpnęła.
Był skołowany. Nie rozumiał nic z tej sytuacji. Próbował zapytać, lecz oberwał z łokcia w klatkę piersiową, na co lekko skulił się z bólu. 
Rose przeprosiła, choć w duchu śmiała się diabelnie. Ten uznał, że nie będzie się gniewał i jakoś poszedł dalej z nią, nie wiedząc co będzie później, bo gdyby wiedział, cofnąłby się. 
Gdy znaleźli się przy wejściu na dach, Tony spanikował. 
Krzyknął do niej i spytał czemu idą w inna stronę jak klasy są po lewej. 
Rose tylko się uśmiechnęła, uspokajając go, że to droga na skróty. 
Wiadomo, że skłamała, bo droga na dach była jedna. Jednak Stark często znikał ze szkoły, więc nie mógł tego wiedzieć. 
No i w ten sposób dotarli na dach Akademii. Tony nie czuł się bezpiecznie. Zważywszy na wysokość dzielącą od chodnika. Bardzo wysoka. Serce przyspieszyło, a strach się nasilił wraz z bólem.
Ro poprosiła go, aby podszedł bliżej krawędzi.
Od razu spytał po co ma to zrobić, jednak poszedł.
Chyba działała jakimś urokiem na niego. 
Być może… 
Wiedźmy. 
Taa… 
Posłuchał się jej i podszedł tam. Bał się co powie mu tym razem. Na złość odezwało się przypomnienie, które bardziej go zgięło z bólu, bo implant domagał się ładowania.
Ro pomyślała, że lepszego momentu nie znajdzie do ataku.
Teraz mogła to zrobić.
Położyła głowę na jego ramieniu, patrząc mu w oczy.
Chwaliła jego geniusz oraz to, że nie może mu się oprzeć.
Powiedziała, że go kocha i nie chce, żeby skakał.
Chłopak nie ogarniał nic. 
Kompletnie stracił umysł.
Odpływał aż zatracił się w jej spojrzeniu.
Powiedział, że też ją kocha.
Ro przytuliła go mocno i lekko ucałowała w policzek.
Gdy chłopak był zauroczony, jej uśmiech zmienił się na diabelski.
Chłopak spytał się czy chciałaby gdzieś z nim wyskoczyć.
Ona odparła, że pewnie, ale raczej w zaświatach.
Szepnęła mu do ucha, a następnie swoją rękę przyłożyła do implantu.
Ściskała go mocno.
Czuł piekielny ból, bo w końcu uderzyła w jego mechaniczne serce, bez którego nie może żyć. Ściskała najmocniej jak się da, aż implant znajdował się coraz bliżej powierzchni.
Czuła jak umierał.
Jednak już nie jęczał z bólu.
Poddał się.
Gdy tortury dobiegły końca, wyjęła mechanizm, a on wypadł za krawędź budynku, padając na beton. Uczniowie widzieli, jak coś spada z dachu. Wszyscy podbiegli do okien i widzieli, że to Tony. Pepper krzyczała, zaś Ro jedynie się śmiała wniebowzięta. Potem już po niej żaden ślad nie został.
Koniec!

Wersja Tusi

To był dzień jak co dzień. Wstawać rano, iść do szkoły i słuchać bzdurnych i nudnych wykładów, które i tak mijają się z prawdą. Następnie po budzie wrócić do domu. Co za marnotrawstwo życia. Co ja sobie myślałam by udawać zwykłą nastolatkę… No tak… Łowcy. To oni zabili mi moją przyjaciółkę. Musiałam ich opuścić. Było zbyt bolesne, patrzeć na nich i wszędzie widzieć ją. Nie dość, że moja siostrzyczka poświęciła swoje życie by ich i mnie uratować w ostatniej bitwie to jeszcze na jej pogrzebie zaczęli się z niej wyśmiewać. Co za głupcy! Obiecałam sobie, że się zemszczę! Pożałują, że są takimi kretynami! Teraz zbliżałam się powolutku do szkoły. Nie obchodziło mnie, że się spóźnię. Mam na to wylane. Na ramieniu poprawiłam plecak i weszłam do budynku. Gdy mijałam korytarze to kątem oka widziałam jak męska część uczniów oglądała się za mną. To dobrze. Brzydotą nie grzeszyłam. Uśmiechnęłam się na tą myśl. Oczywiście z nudów flirtowałam z tymi nieudacznikami, ale byli na tyle żałośni, że ani jeden nie zwrócił na mnie uwagi. W tym momencie wchodziłam do sali. Uczniowie zamiast w ciszy czekać na wykładowczynię to gadali tak głośno jak na hali targowej. Szybko usiadłam w przedostatniej ławce i zaczęłam się bezmyślnie gapić w okno. Nauczycielka się spóźniała. To dobrze. Dziś nie mam siły nad nią stać i wysłuchiwać jej ględzenia na temat jaka to ja jestem niezdyscyplinowana. Nagle usłyszałam głosy a raczej szepty tuż za swoimi plecami. Kątem oka dostrzegłam dwójkę nastolatków. Pepper oraz Tony'ego. Ta wredna gaduła powinna iść na papugę. Gdyż jej paplanina nie miała końca. Zaś on… Jego przerośnięte ego było większe nawet od Jowisza! Moi informatorzy powiedzieli mi, że ten szatyn jest Iron Menem. Kiepski wiek by stać się bohaterem. Chociaż łowcy od dziecka uczą się zabijać demony a pierwsze wyprawy mają już wieku trzynastu lat. Nagle usłyszałam zgrzyt przesuwanego krzesła i głos blaszaka, który oznajmił wszystkim w klasie, że bardzo chcę mu się do toalety… Co za błazen! Mógłby zachować tą informację dla siebie!

– Znowu go wzywają a mnie nawet nie wziął ze sobą! – Usłyszałam zniesmaczony szept Pepper.

Uśmiechnęłam się pod nosem. Już wiem, jak zemścić się na łowcach. Szybciutko wyszłam z klasy i tak nauczycielki jeszcze nie było a ja miałam totalnie gdzieś tą lekcję. Po cichu niczym drapieżnik szłam za chłopakiem. Lata szkoleń na zabójczynię demonów nauczył mnie tego i owego. Ukryta za ścianą, patrzyłam, jak Tony wyciąga ze swojej szafki duży plecak. Teraz albo nigdy.

– Tony? – zapytałam bardzo niewinnym i słodki głosikiem, który mógłby świadczyć, że potrzebuje pomocy.

Och jak ja uwielbiałam grać na uczuciach mężczyzn. To już nie było hobby tylko zawód na pełen etat. Chłopak wyglądał na spanikowanego i puścił plecak. Słychać było, że w nim było coś dużego i ciężkiego.

– Rose, zgubiłaś się? – zapytał szatyn.

Udawałam na strasznie zdezorientowaną, ale uśmiechnęłam się delikatnie.

– Pomyliłam klasy. Zgubiłam się. Pomożesz mi? – Zaczęłam niezręcznie wyłamywać palce.

Tony zaśmiał się i rzekł:

– Oczywiście. Chodź.

Złapałam go za rękę i szarpnęłam w swoją stronę, gdy już miał chwycić plecak. Chłopak spojrzał się na mnie pytająco jakby chciał o coś zapytać. Lecz przez „przypadek” walnęłam go z łokcia w żebra. Stark aż skulił się z bólu.

– Przepraszam Tony. Naprawdę – powiedziałam przerażona. – Jaka ze mnie niezdara!

– Nic się nie stało. – Uśmiechnął się do mnie. – To jak idziemy?

– Jasne. – Odwzajemniłam uśmiech i zaczęłam iść w stronę rzekomych sali. A przywaliłam mu tylko dlatego, że już od dawna miałam prze niego kurwicę i w końcu mogłam za to się na nim wyżyć.

Wchodziliśmy po schodach na górę. Minęło trochę czasu aż blaszak się odezwał.

– Czemu idziemy w inną stronę, skoro klasy są na dole po lewej stronie. – Wyglądał na mocno spanikowanego.

– Słyszałam, że to najszybsza droga do klasy. – Uśmiechnęłam się pocieszycielsko i otworzyłam drzwi przed sobą.

Prowadziły one tylko na dach. Wyszłam na zewnątrz, zabierając go ze sobą, ale wyrwał mi się.

– Nas tutaj nie powinno być – odparł przerażony chłopak.

– Chodź do mnie, Tony. – Stałam blisko krawędzi dachu i uśmiechnęła się do niego słodko. – No chodź.

Stark niepewnie zaczął iść w moją stronę. Walczył sam ze sobą. Lecz po nie dłuższej chwili przegrał, bo już był tuż obok mnie. Nagle usłyszałam jakiś dziwny dźwięk i Tony zgiął się w pół. Następnie dotknął bransoletki na nadgarstku i znowu spojrzał mi w oczy. Zbliżyłam się do niego jeszcze bardziej. Byłam niższa o głowę. Wtuliłam się w niego.

– Tony niesamowity jest twój geniusz. Nie znam nikogo innego z taką wiedzą i umysłem – szepnęłam cicho tak by tylko on usłyszał. – Tak bardzo ciebie kocham i nie chcę byś skakał. – Spojrzałam mu głęboko w oczy. Musiałam być wiarygodna.

– Ja też ciebie kocham, Ro. – Uśmiechnął się do mnie. – Nie znam tak pięknej kobiety jak ty!

Odsunęłam się kawałek, zarzuciłam swoje ręce na jego szyję. Stanęłam na palcach i wbiłam się mu w usta. W pierwszym momencie był w szoku, ale później odwzajemnił pocałunek a nawet go pogłębił. Oderwałam się od niego by złapać oddech. Położyłam mu znowu swoją głowę na jego ramieniu. Czułam jak delikatnie głaszczę mnie po plecach. Och Tony, ale z ciebie idiota. Zaczęłam się diabelnie śmiać, ale szatyn nawet nie zwracał na to uwagi. Był już mój. Mogłam zrobić z nim to co bym chciała.

– Może tak byśmy gdzieś wyskoczyli? – zapytał.

Stanęłam na palcach i szepnęłam mu do ucha.

– Oczywiście skarbie. Tyle, że w zaświatach. – I w tym momencie położyłam swoją dłoń na klatce piersiowej tam, gdzie pod jego skórą był implant i mocno go ścisnęłam.

Chłopak wrzasnął przeraźliwie, lecz nikt tego nie słyszał. Stworzyłam wokół nas dźwiękoszczelną, niewidzialną barierę. Te krzyki słyszałam tylko ja. To była muzyka dla moich uszu. Czułam jak Stark się poddaje moim działaniom. Co za tchórz. Nawet nie walczył ze mną. Jego życie uciekało pomiędzy moimi palcami. Moja dłoń wbijała się jeszcze bardziej głęboko w jego ciało, aż znalazłam ten implant. Szybko wyrwałam mu go z piersi. Tony padł na kolana i przewrócił się poza krawędź dachu. Zaczął spadać aż uderzył o ziemie. To był nieprzyjemny widok. Zobaczyłam jak ludzie obok niego się zbiegają i usłyszałam przeraźliwy krzyk Pepper. Zaśmiałam się złowrogo. Teraz łowcy będą mieć co robić. Czas by znaleźć jakiegoś innego „bohatera” i się nim zająć. Rękoma stworzyłam portal, który wyglądał jak dziura w czasoprzestrzeni o kolorze niebieskim. Weszłam do niego. Nie mogłam pozwolić by ktoś widział, że Tony nie żyje przeze mnie.

Koniec

---***---

Dziękuję, że Tusia zezwoliła na publikację. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś coś napiszemy razem ;)

Specjalny one shot: Gdy jedni chcą zniszczyć bohatera, drudzy starają się go ocalić

0 | Skomentuj

Złoczyńcy z Nowego Jorku zorganizowali tajne spotkanie w opuszczonym magazynie na nadbrzeżu. Mr Fix rozesłał zaproszenia wszystkim kryminalistom. Niestety, lecz z całej listy gości pojawiła się tylko trójka zbirów, czyli Iron Monger, Titanium Man oraz Duch.

Mr Fix: To wszyscy?
Whiplash: Niestety, szefie.
Mr Fix: Hmm... Pewnie mają ważniejsze sprawy na głowie.
Titanium Man: A co może być ważniejszego od naszego celu?!

Nieco wkurzył się Hammer na swoich "dobrych" znajomych. Od razu zjawa zabrała głos.

Duch: Po co te nerwy, blaszaku? Nie wiem jak wy, ale ja znam naszego wroga na wylot.
Titanium Man: Doprawdy? W takim razie uchyl rąbka tajemnicy.
Duch: Zgoda, ale nie ma nic za darmo.

W tym samym czasie, Roberta siedziała z Tony'm w kuchni, jedząc śniadanie. Chłopak był nieco żywszy, niż przez ostatnie dni, ale i tak nalegała, aby odpoczywał w domu.

Roberta: Nie przejmuj się. Rhodey da ci lekcje do odpisania. Nic nie stracisz.
Tony: Niby tak, ale... Przepraszam za kłopot.
Roberta: Dziecko, byłeś chory przez ostatni tydzień i martwiłam się. Teraz chcę zadbać o twoje zdrowie, bo ten epizod z grypą mógł źle się skończyć.

Geniusz wiedział o zaleceniach lekarza, który pomógł mu zwalczyć paskudną chorobę. Jednak poza Starkiem, Rhodesem i Potts nikt nie znał prawdziwej przyczyny infekcji, gdyż wina stała przy wrogu.

Tony: Dziękuję, Roberto.
Roberta: Może nie uda mi się w pełni zastąpić twojej biologicznej mamy, lecz staram się, żebyś miał wszystko, czego potrzebujesz.

Uśmiechnęła się do niego, a on odwzajemnił gest tym samym. Przez chwilę zapomnieli o wszelkich troskach, kontynuując zajadanie grzanek z syropem klonowym. Jednak cała atmosfera pogorszyła się przez ciężki oddech nastolatka. Chwycił się za klatkę piersiową, próbując oddychać.

Roberta: Tony, co się dzieje?
Tony: To... To przypomnienie. Spokojnie.

Kobieta nie była tego pewna, ponieważ początek infekcji zaczął się od tych samych objawów. Podeszła do niego, pomagając mu wstać.

Roberta: Powoli. Zaraz się znajdziemy w laboratorium... Powinnam poprosić dr Yinsena o przenośną ładowarkę.
Tony: Ach! Dobry... pomysł.
Roberta: Już nic nie mów. To tylko pogorszy sprawę.

Przełożyła jego rękę przez ramię, prowadząc do fabryki bez pośpiechu. Przeszli kawałek drogi, a następnie dotarli pod stalowe drzwi. Tony wstukał kod, aby je odblokować. Ostrożnie położyła go na kanapie i podniosła ładowarkę z ziemi. Sam zdjął bluzkę, więc nie potrzebował pomocy przy podpięciu urządzenia.
Gdy oni siedzieli w zbrojowni, kryminaliści wysłuchiwali Ducha.

Duch: Wszyscy znają Iron Mana. Pojawił się rok temu i od tego czasu miesza nam w interesach.
Titanium Man: Tyle to sami wiemy, zjawo.

Najemnik nie lubił, gdy ktoś tak go nazywał. Od razu przeniósł się za tyły Justina, penetrując ręką jego wnętrzności. Ściskał za jelita. Bogacz czuł jak zbiera mu się odruch wymiotny.

Duch: Coś mówiłeś?
Titanium Man: Ach! Już nic.
Duch: Prawidłowa odpowiedź.

Odpuścił mu, wyjmując dłoń z ciała. Jednak pilot nie wytrzymał i zwrócił zawartość żołądka na podłogę. Whiplash odruchowo uderzył z bicza, reagując w imieniu Fixa.

Whiplash: Gdzie nam tu brudzisz?! Wypad!
Titanium Man: To przez Ducha!
Duch: O! Wreszcie wiesz, z kim masz do czynienia. Gratulacje.

Powiedział sarkastycznie do niego, zaś pod maską delikatnie się uśmiechnął złowrogo.

Duch: Czy mam kontynuować?
Mr Fix: Jesteś nam potrzebny, aby wprowadzić plan w życie. Trzeba zniszczyć Iron Man.

Bandyta zaśmiał się.

Mr Fix: Co się bawi?
Duch: Och! Wy naprawdę nic nie rozumiecie.
Iron Monger: To nas oświeć!
Duch: O! Ten blaszak też mówi. Jak miło.
Whiplash: Gadaj!

Wkurzył wszystkich, dlatego odszedł od nich nieco dalej. Rzucił im zdjęcie tożsamości bohatera. Przestępcy zdębieli na widok Anthony'ego Edwarda Starka. Najpierw spojrzeli na fotografię, a potem na Ducha.

Mr Fix: Jak długo o tym wiesz?
Duch: Cóż... To logiczne. Trochę mi to zajęło, ale wreszcie mogę przejść do ostatniego aktu.
Titanium Man: Co ty chcesz zrobić, Duch?
Duch: Zrobić? Muszę cię rozczarować, ale ja już podjąłem ostateczne kroki.

Przyznał, a po kilku minutach, nie znalazł się po nim żaden ślad. Szef biczownika zastanawiał się nad tym, do czego mógł posunąć się zabójca, a był do wielu rzeczy zdolny.
Kiedy minął zaledwie kwadrans, Tony nadal nie mógł oddychać bez bólu. Prawniczka bała się, że choroba powróciła.

Roberta: Tony, co z tobą? Nie zasypiaj, dobrze? Wytrzymaj jakoś.
Tony: R... Roberto.
Roberta: Cii... Nie bój się. Pomogę ci.

Czuła strach przez nieznanie zagrożenia. Sprawdziła czy miał gorączkę. Czoło nie było rozpalone, więc przyczyna leżała przy czymś innym.
Nagle na bransoletce pojawiło się czerwone światło oraz sygnał, który oznaczał bardzo słabe zasilanie.

Roberta: Co się dzieje?

Wszystko wskazywało na brak przesyłania energii do mechanizmu. Uważnie przyjrzała się ładowarce. No i znalazła przyczynę. W jednym miejscu było widać przecięty kabel.

Roberta: Niedobrze. Musisz jechać do szpitala.
Tony: A... Ale... ja...
Roberta: Musisz mieć naładowany implant, bo inaczej twoje serce przestanie bić! Nie mogę na to pozwolić.
Tony: P... Proszę... N... Nie.

Głos, a także ciało drżało zarówno ze strachu jak i z powodu serca. Założyła mu koszulkę, zaś zepsutą ładowarkę rzuciła na podłogę.

Roberta: Zbieramy się, Tony. Nie mamy innego wyboru.
Tony: P... Proszę... Zostań... my.

Dłużej nie potrafił mówić, aż stracił przytomność. Pani Rhodes chwyciła go sposobem matczynym, wynosząc z bazy. Szybko dotarła z nim do auta, aby bezpiecznie i w miarę błyskawicznie trafić do odpowiedniej placówki. Liczyła się każda minuta.

Roberta: Trzymaj się.

Powiedziała z nadzieją, a kluczyki przekręciła w stacyjce. Ruszyła w odpowiednią stronę, nie zważając na pozostałych uczestników ruchu drogowego.
Podczas gdy ona walczyła z czasem, Titanium Man wraz z pozostałymi uczestnikami spotkania próbowali zrozumieć rzuconą prawdę na światło dzienne.

Mr Fix: Stark to Iron Man. Jak mogliśmy być tacy ślepi?
Whiplash: Do tego Duch myśli, że z nim skończył. Ach! To ja chciałem zabić blaszaka! To moja działka!
Mr Fix: Whiplash, uspokój się... Co wy o tym sądzicie?
Titanium Man: Szczerze? Nawet bym o tym nie pomyślał, Fix.
Iron Monger: No błagam. To było raczej oczywiste od samego początku.
Titanium Man: A ty byś na to wpadł sam? Założę się, że miałeś go podanego na tacy, ale nic nie zrobiłeś. Mam rację?

Łysielec zamilknął. Nie zamierzał pogrążać się bardziej.

Mr Fix: Ale coś tu nie pasuje.
Iron Monger: Co takiego?
Mr Fix: Jak Duch go zabił? Przecież wielokrotnie próbowaliśmy.
Whiplash: Właśnie! Ilekroć obrywał prądem, to wstawał.
Iron Monger: Niezłomny.
Titanium Man: Ale z chorym... sercem. Tak! To jest klucz!

Uradował się mężczyzna ze swojego odkrycia. Reszta zgodziła się z nim.

Titanium Man: Widzicie? Odkryliśmy słaby punkt Iron Mana.
Iron Monger: Jednak trzeba odpowiednio wykorzystać tę informację.
Mr Fix: Masz rację, Iron Monger. Niestety, lecz spóźniliśmy się.
Whiplash: O nie! Dopóki nie ma aktu zgonu albo martwego ciała, nie uwierzę w żadną bajeczkę.

Już miał wskoczyć na piłę tarczową, lecz jego pan go powstrzymał.

Mr Fix: Cierpliwości, Whiplash. Jeśli Stark ma umrzeć, to dzisiaj. Dobrze wiesz, że Duch dopilnuje, aby znalazł się po "tamtej" stronie.
Whiplash: No dobra. Niech będzie. Uzbroję się w cierpliwość.
Titanium Man: My wszyscy musimy.

Zdecydowali poczekać na rozwój wydarzeń, a mając do dyspozycji zaawansowany sprzęt handlarza, mogli siedzieć w kryjówce, nie przegapiając niczego. Szczególnie momentu agonii bohatera.
Godzinę później, Roberta znalazła się w szpitalu. Stan geniusza był poważny, choć teoretycznie wystarczyło zasilić rozrusznik serca, żeby mógł spełniać swoje funkcje.
Nagle z jednej z sal wyszedł Yinsen. Na początku przyjrzał się znajomym twarzom.

Dr Yinsen: Zdaje się, że już się widzieliśmy tydzień temu. Co tym razem się stało?
Roberta: Ładowarka jest zniszczona i musi mieć naładowany implant.
Dr Yinsen: Hmm... Niech mu się porządnie przyjrzę.

Lustrował wzrokiem całe ciało Tony'ego, aż zdecydował się zerknąć na implant. Nie wyglądał na zachwyconego, a o swoich obawach nie pragnął się wypowiadać.

Roberta: Coś nie tak?
Dr Yinsen: Na chwilę obecną ciężko mi coś powiedzieć.
Roberta: Ale jest źle, prawda?

Spytała, licząc na odpowiedź. Zamiast tego sama została dopytana o dodatkowe szczegóły.

Dr Yinsen: Jakie pojawiły się objawy?
Roberta: Nie mógł oddychać, a potem doszły jeszcze drgawki.
Dr Yinsen: Drgawki? Oj! To nie brzmi dobrze.
Roberta: I co teraz?
Dr Yinsen: Zajmę się nim, Roberto. Tak jak zawsze.

Lekko uśmiechnął się, a następnie poprosił personel medyczny do pomocy w transporcie do odpowiedniej sali. Oczywiście ciekawość przypadku związanego z nastolatkiem skłoniło dr Bernes do udzielenia wsparcia. Zawsze działali razem. Byli niezastąpionym duetem.
Po podpięciu pacjenta do kardiomonitora, ładowarki oraz innych kabli wraz z założeniem maski tlenowej, Victoria analizowała odczyty z pierwszych minut.

Dr Bernes: Poziom energii implantu podniósł się o 15%. To dobrze?
Dr Yinsen: To wszystko zależy od wielu czynników, a w jego stanie sama możliwość zasilenia jest tu czymś dobrym.
Dr Bernes: Biedna, Roberta. Znowu musi siedzieć i czekać na wieści, które mogą nie być zbytnio satysfakcjonujące.
Dr Yinsen: Zgadzam się z tobą jak najbardziej. Oby tylko powód leżał tylko przez rozładowany mechanizm.
Dr Bernes: Widzę jak się martwisz. Co cię niepokoi, Ho?
Dr Yinsen: Wspomniała coś o drgawkach, więc trzeba zrobić dokładniejszą diagnostykę. Zajmiesz się tym?
Dr Bernes: Bez dwóch zdań. Przecież zawsze możesz na mnie liczyć.
Dr Yinsen: Świetnie, więc ja pójdę po teczkę Tony'ego i pogadam z Robertą.

Podzielili się obowiązkami między sobą, zostawiając nastolatka z pielęgniarkami, które były wyszkolone na większość przypadków. Zresztą, po Nowym Jorku mogli spodziewać się praktycznie wszystkiego i z wielką chęcią pomagali herosom, ryzykującym własne życia dla przetrwania miasta.
Po tym jak lekarze poszli załatwiać odpowiednie sprawy, rozdzwonił się telefon w poczekalni. To był Rhodey. Z początku Roberta wahała się nad odebraniem, ale w końcu połączyła się z synem.

Rhodey: Hej, mamo. Właśnie skończyłem lekcje. Jak tam pilnowanie Tony'ego? Chyba nigdzie się nie wymykał, prawda?
Roberta: Bez obaw. Jak wrócisz do domu, to pogadamy.
Rhodey: Mamo, dziwnie brzmisz. Tak, jakby coś się stało.
Roberta: Jestem w szpitalu.
Rhodey: Co?! Szpital?! Dlaczego?! Mamo!
Roberta: James, opanuj się i nie krzycz. Może i starzeję się coraz szybciej, ale to nie znaczy, że życzę sobie popsutego słuchu.
Rhodey: Wybacz, ale...

Przerwał wypowiedź, słysząc jakieś zamieszanie w tle. Akurat Yinsen był coraz bliżej poczekalni, dlatego postanowiła skrócić rozmowę do minimum.

Roberta: Przyjechałam tylko odebrać dokumentację medyczną. Potrzebuję do wypełnienia papierów dla wychowawcy.
Rhodey: Naprawdę? Och! Co za ulga, więc wróć szybko. Heh! Nie zagaduj się z doktorkiem, dobrze?
Roberta: Pewnie. Przyjadę od razu, gdy dostanę teczkę.

Uśmiechnęła się słabo, choć i tak tego nie widział. Rozłączyła się, kończąc pogawędkę przez telefon.

Dr Yinsen: Okłamywanie Rhodey'go nie wyjdzie ci na dobre.

Odezwał się specjalista, który miał przy sobie całą dokumentację. Usiadł obok prawniczki, starając się jakoś przekazać wysunięte wnioski.

Dr Yinsen: Tony jest na cyberchirurgii. Będzie tam do czasu poprawy stanu zdrowia.
Roberta: Rozumiem. Poza tym, znasz mojego syna. Prawdziwy z niego panikarz.
Dr Yinsen: Ale i też wspaniały brat, który zawsze pomoże w potrzebie.
Roberta: Trudno się nie zgodzić.
Dr Yinsen: Chcesz porozmawiać z Tony'm?
Roberta: A odzyskał już przytomność?
Dr Yinsen: Jeszcze trochę i otworzy oczy. Wszystko jest pod kontrolą.
Roberta: Kiedy wiem, że ty i Victoria jesteście przy nim, mogę w spokoju czekać na jakieś wieści.

Stwierdziła, chwaląc w duchu umiejętności wymienionej przez nią dwójki niezwykłych ludzi, znających tyle skomplikowanych przypadków, co Iron Man miał wrogów.
Niespodziewanie doktor odebrał sygnał alarmowy z pagera.

Dr Yinsen: Wybacz, że dłużej nie porozmawiamy, ale obowiązki wzywają.

Wstał z krzesła, mając zamiar ruszyć na wezwanie. Jednak został lekko szarpnięty za rękaw. Odwrócił się do niej.

Roberta: Pomóż mu jak najbardziej zdołasz.
Dr Yinsen: Składać obietnic nie mogę, lecz zrobię tyle, ile będę w stanie.

I tymi słowami pożegnał się z opiekunką Anthony'ego. Przeszedł parę kroków, aż trafił na specjalny oddział, gdzie zajmował się pacjentami z wszczepioną technologią, którą sam stworzył. Tego dnia znajdowała się jedna osoba, więc mógł wszystko robić w jednym pomieszczeniu bez konieczności załatwiania zabiegówek czy sal operacyjnych. Każdą ingerencję mógł zrobić właśnie tam.
Gdy lekarka podała mu kolejne dane, nie miał wątpliwości co do postawienia diagnozy.

Dr Yinsen: Jego serce już było wcześniej uszkodzone, ale teraz struktura mięśnia została bardziej naruszona.
Dr Bernes: Co proponujesz?
Dr Yinsen: Moc implantu zależała od uszkodzenia organu. Musimy zwiększyć moc, aby ładowanie było nadal skuteczne.
Dr Bernes: Czyli co? Operujemy?
Dr Yinsen: Inaczej tego nie zrobimy.
Dr Bernes: Przygotuję narzędzia.

Victoria przygotowała zestaw do dość złożonego zabiegu. Na drzwiach od oddziału nakleili kartkę, informując o podjętych czynnościach. Kilka minut zajęło im przygotowanie do operacji, zaś chory leżał uśpiony pod narkozą.

Dr Yinsen: Gotowa?
Dr Bernes: Bardziej już nie będę.
Dr Yinsen: No to możemy zaczynać.

W tym samym czasie, pani Rhodes siedziała spokojnie, nie próbując wpadać w panikę. Jednak nie chciała, aby Tony spędził większość życia w szpitalu. Chciała dać mu normalne, nastoletnie życie, a przez sekretną tożsamość nie było takiej możliwości.

Roberta: Tony, bądź dzielny.
Rhodey: Na pewno będzie.

Lekko podskoczyła do góry przez usłyszenie syna.

Roberta: Co ty tu robisz? Miałeś czekać w domu.
Rhodey: Chciałem, ale jakoś nie mogłem. Mamo, co się dzieje?
Roberta: Lekarz prosił, żeby przyjechać z Tony'm. Chciał coś sprawdzić i na razie go diagnozuje.
Rhodey: I ja mam w to uwierzyć? Czy tu chodzi o tę infekcję, z którą walczył tydzień temu?
Roberta: Lepiej usiądź. Proszę.
Rhodey: Mamo?

Kobieta nie potrafiła dłużej używać półprawdy. Z trudem wydusiła z siebie pozostałość informacji.

Roberta: Ktoś przeciął kabel od ładowarki, a Tony musiał mieć naładowany implant.
Rhodey: Co?!

Był w szoku, lecz bardziej nasuwało mu się pytanie. Czy winny był Duch? A może ktoś inny?

Rhodey: Jak to się stało?
Roberta: Nie mam bladego pojęcia, Rhodey. Ktoś chciał go skrzywdzić, bo to ewidentnie wygląda na sabotaż.
Rhodey: Sabotaż?
Roberta: Tak mi się wydaje, ale to nie ma żadnego sensu. Po co ten ktoś miał mu zaszkodzić?

Rhodes znał odpowiedź. Nie zamierzał się z nią podzielić, bo wtedy rozszyfrowanie ciągłych ucieczek oraz niesamowitych "wypadków" stałoby się banalne do rozwiązania. Od razu powiązałaby tak fakt, aż domyśliłaby się, iż Tony Stark i Iron Man to ta sama osoba.
Gdy chłopak wreszcie usiadł, żeby nie kręcić się nerwowo po szpitalu, lekarze kończyli zabieg. Ustawili moc implantu, uruchamiając działanie poprzez uderzenie specjalnym defibrylatorem. Zwykły mógł go zabić. Uderzył raz. Partnerka sprawdziła odczyty funkcji na kardiomonitorze.

Dr Bernes: Działa.
Dr Yinsen: Hmm...
Dr Bernes: Coś nie tak? Źle przeanalizowałam dane?
Dr Yinsen: Nie o to chodzi, Victorio. Jego wyniki pogarszają się z roku na rok, a to nie skończy się dobrze.
Dr Bernes: Rozumiem twoje obawy, dlatego nie martwmy się na zapas. Będzie żył.

Stwierdziła stanowczo, zszywając miejsca nacięć. Założyli opatrunek, owijając klatkę piersiową bandażem. Potem mogli zdjąć odzież chirurgiczną i umyć ręce, gdyż były we krwi. Ho wyszedł poinformować opiekunkę o przebiegu operacji. Jedynie nie pragnął zdradzać swoich obaw co do przyszłości chorego.

Dr Yinsen: A jednak rodzinka w komplecie. Nie dało się utrzymać tajemnicy, co?
Roberta: Przecież mówiłam, że tak będzie.
Rhodey: Co z nim? Czy wszystko będzie dobrze?
Dr Yinsen: Może chodźmy do mojego gabinetu. Tam dowiecie się to co powinniście zrozumieć.

Nikt nie wyrażał sprzeciwu i poszli w wyznaczone miejsce. Przeszli wzdłuż korytarza, a następnie skręcili w prawo, gdzie mieścił się kącik specjalistów.
Po zajęciu miejsc przy biurku, doktor podzielił się wiadomościami.

Dr Yinsen: Na początku naładowałem implant. Jednak to nie rozwiązało problemu. Aby było to skuteczne, operacyjnie z Victorią zmieniliśmy ustawienia rozrusznika serca, bo musi spełniać swoje wyznaczone działania. Teraz Tony nabiera sił, a wypis otrzyma nie szybciej, niż po tygodniu. Pytania?
Rhodey: Powiedział to pan tak spokojnie.
Dr Yinsen: Mój zawód tego wymaga. Opanowanie to klucz w tej dziedzinie.
Roberta: Możemy się z nim zobaczyć?
Dr Yinsen: Żaden problem, ale nie przeraźcie się na ilość maszyn. Są konieczne po takiej operacji.

Uspokoił ich, lecz oni nie czuli się z tą wiedzą lepiej. Szybko znaleźli się na cyberchirurgii, bo gabinet lekarza mieścił się prawie obok oddziału.
Kiedy weszli do środka, zmieszały się uczucia. Strach oraz opanowanie było odczuwalne w każdej komórce ich ciała. Ostrożnie podeszli do Starka, który powoli wybudzał się z narkozy. Najpierw poruszył się palec, potem cała dłoń, aż wreszcie mogli zobaczyć błękitne tęczówki z tętniącym życiem.

Roberta: Witaj z powrotem, Tony.
Tony: Roberto? Gdzie... ja jestem?
Roberta: Spokojnie. Już wszystko będzie dobrze.
Tony: Ale... Ale co się stało?

Był pogubiony. Nic dziwnego, skoro wiele przeszedł przez ostatnie lata. Oddychał przez maskę tlenową, żeby być w stanie nabrać powietrza do płuc bez bólu. Mimo wszystko, odczuwał rany pooperacyjne.

Rhodey: Jak się czujesz?
Tony: Jakoś... dobrze. A Pepper? Czy... Czy ona wie?
Rhodey: Na każdej lekcji i przerwie mówiła o tobie. Wiesz jak długo musiałem się z nią męczyć?
Tony: Heh! Na pewno... długo.

Lekko się zaśmiał, a szwy narywały dość mocno przez ruch.

Dr Yinsen: Na dzisiaj wam wystarczy odwiedzin. Muszę zrobić jeszcze kilka badań.
Tony: Nie... Niech zostaną.
Dr Yinsen: Przykro mi. Nie mogą, ale jutro też jest dzień.

Pocieszył, a nastolatek pożegnał się z nimi, machając dłonią. Rodzina opuściła salę, zaś doktorek z lekarką przeprowadzali diagnostykę. Oboje nie byli zachwyceni swoim odkryciem, bo złe przeczucia okazały się prawdą.
Podczas pracy zespołu specjalistów, do spotkania powrócił Duch. Nie kipiał radością jak poprzednio.

Mr Fix: I co? Chyba znowu zawiodłeś.
Duch: Mogłem przewidzieć, że ktoś mi skomplikuje plan.
Whiplash: Widocznie uderzyłeś w złym momencie.
Duch: Tak uważasz? Cóż... Anthony prędzej czy później umrze. Nikt nie jest nieśmiertelny, a skoro jest Iron Manem, to łatwej śmierci nie będzie miał.
Iron Monger: Słuszna uwaga. Ktoś ma jakiś plan na jego zagładę?

Spytał Stane, licząc na kreatywne pomysły uśmiercenia blaszaka. Wrogowie wymieniali wiele ciekawych realizacji planów. I tak siedzieli, aż do nadejścia kolejnego dnia. Ustalili proste działanie, więc z tym planem rozeszli się w swoje strony, zostawiając Fixa z Whiplashem samych.

KONIEC.

---**---

Nie ma to jak dodać notkę świeżo następnego dnia. To jest koniec one shota, choć wydawałoby się, że jest coś jeszcze. To takie koło zatacza, bo zawsze wrogowie chcą zniszczyć bohatera, a ten stara się z nimi walczyć i przetrwać.
© Mrs Black | WS X X X