Odcinek 2: Nowy początek cz.2

0 | Skomentuj
Tony i Rhodey namierzają położenie wrogów przez ostatnią rozmowę z Madame Masque.

Tony: To na nic. Gadaliśmy zbyt krótko, żeby ustalić, gdzie oni są
Rhodey: A Rhona?
Tony: Szuka jej Tarcza… Chyba mam pomysł
Rhodey: Co takiego?
Tony: Maska. Ona pomoże nam odnaleźć Pepper
Rhodey: Dobra myśl

Na ekranie wyświetla się ślad sygnatury.

Tony: Bingo!

Zakładają zbroje. Tony zabiera pluskwę.

Tony: Wezmę ją na przetestowanie

I wylatują ze zbrojowni.

Tony: Trzymaj się, Pepper. Lecimy po ciebie

Magazyn na nadbrzeżu. Pepper jest zakuta w kajdany. Rozgląda się. Szuka wyjścia z pułapki.

Pepper: Och! Jak mogłam dać się tak nabrać? Przecież Whitney może zmienić się w każdego, więc chłopaków też musiała zmylić. Do licha. Nie mam zamiaru tu zagrzać dłużej miejsca. Gdzieś muszą być drzwi. Moment… Coś mi tu nie gra. Gdzie ja jestem?

Nagle do środka wlewa się woda. Z głośnika słyszy komunikat. Od Ducha.

Duch: Z normalnej celi mogłabyś uciec, dlatego przenieśliśmy cię w inne miejsce, kiedy spałaś. Chyba nie boisz się wody?
Pepper: Co to ma znaczyć?! Czego wy ode mnie chcecie?!
Duch: Twoi przyjaciele cię tak łatwo nie znajdą. Wystarczy, że Stark wpadnie w naszą pułapkę. Ślepo ufa technologii. Tym razem się na niej zawiedzie
Pepper: Tony mnie znajdzie i rozprawi się z wami
Rhona: Ha! Niedoczekanie twoje. On będzie tracił czas, a ty sobie popływasz
Pepper: Rhona? Jak ty uciekłaś z Ravencroft? Raczej nie wyszłaś za dobre sprawowanie, bo takich szajbusek nikt nie chce słuchać

Wody jest coraz więcej. Sięga do kolan.

Rhona: Masz rację, ponieważ Duch i Whitney pomogli mi w tym… Lepiej oszczędzaj tlen, gaduło. Czas ucieka. Hahaha!

Koniec komunikatu. Dziewczyna rusza skutymi rękami.

Pepper: To nie są zwykłe kajdanki. Nie rozwalę ich! Dobra, Pepper. Skup się. Weź się w garść i nie panikuj, bo zmarnujesz cenny tlen

Patrzy w dół. Widzi kratę pod nogami.

Pepper: Bez szans. Tego też nie ruszę. Muszę czekać, aż mnie odnajdą. Chłopaki, pospieszcie się

Tony i Rhodey znajdują magazyn. Wchodzą do środka. Świecą reaktorami. Szukają przyjaciółki. Patrzą. Nikogo nie ma. Jest tylko hologram. Włącza się. Widzą sylwetkę Masque.

Whitney: Dobra robota, Iron Manie. Myślałeś, że tak łatwo mnie dorwiecie? Oj! Rhona wiedziała, że będziesz śledził sygnaturę maski. Mieliśmy sporo czasu na zatarcie prawdziwych śladów. Cóż… Pepper właśnie uczy się pływać i raczej nie zobaczycie jej już nigdy

Hologram znika. Na skrzyni leży bomba. Trwa odliczanie. 30 sekund. 29, 28…

Tony: Świetnie. Znowu nas zmyliła. Co teraz?
Rhodey: Nie powinniśmy uciekać?

24, 23, 22, 21…

Tony: Masz rację, ale skoro uruchomiła zegar, musi być gdzieś w pobliżu. Znajdziemy Whitney, to dojdziemy do Pepper
Rhodey: I tym razem nas nie zrobi w balona
Tony: Oj! Nie

8, 7, 6, 5

Biegną do wyjścia.

4, 3, 2, 1. Wybuch. Oboje padają na podłogę. Magazyn staje w ogniu. Znienacka ktoś strzela w ich stronę. Obrywa Iron Man. Leży bez ruchu.

Rhodey: Tony!

Rhodey szuka przeciwnika. Namierza i strzela rakietami. Trafia. Napastnik rusza do ucieczki. Tony wstaje. Rzuca pluskwę. War Machine nadal ostrzeliwuje wroga. Jednak sprawca ucieka. Opuszcza zgniecioną kartkę. Chłopak chwyta za nią. Przyjaciel podchodzi do niego.

Rhodey: Żyjesz?
Tony: W porządku. Bywało gorzej… Co tam masz?
Rhodey: Kartkę
Tony: Kartkę?
Rhodey: No tak. Ten, kto podłożył ładunki, uciekł i zostawił za sobą właśnie to

Rozkłada papier. Widzą list.

Tony: To do brata Rhony. Musiała go pisać w Ravencroft
Rhodey: Pewnie tak, ale on nie żyje. Po co to zrobiła?
Tony: Nie wiem. Pewnie tęskni za nim
Rhodey: Rhona współpracuje z Whitney i Duchem? Naprawdę dziwna sprawa. Nie uważasz? Eee… Tony? Halo! Ziemia do Iron Mana

Pstryka palcami. Bohater przytomnieje.

Tony: Wybacz, ale właśnie się nad tym zastanawiam. Ona chce zemsty, Whitney też, a Duch? Już nie zarobi na mojej tożsamości. Wszyscy wiedzą, kim jest Iron Man
Rhodey: Może chce czegoś innego
Tony: I one mają mu to dać? Nie sądzę… Zanim uciekła, udało mi się podłożyć pluskwę. Możemy ją śledzić
Rhodey: I w ten sposób znajdziemy Pepper… Genialne
Tony: W końcu jestem tym geniuszem

Uśmiecha się pod hełmem. Lecą za sygnałem urządzenia. Wody przybiera. Sięga do talii porwanej. Akurat Rhona pojawia się w kryjówce. Ruda słyszy kłótnię. Są bardzo głośno. Wie, że jest nad nimi.

Whitney: Co takiego?! Przeżyli?! Nie taki był plan! Miałaś ich załatwić! Och! Widać, że wszystko muszę robić sama
Rhona: Naprawdę? Wysadziłam magazyn, jak byli w środku! Trafiłam Starka promieniem!
Whitney: Ale szybko się pozbierał!
Rhona: Może sama chciałabyś…
Duch: Cisza! Zamknąć się i mnie słuchać! Wiedziałem, że wyjdą z tego cało, a naszym priorytetem jest Pepper Potts. To genialna przynęta na Iron Mana. Bez niej nic nie zdziałamy. Jeśli nie macie nic do roboty, sprawdźcie, jak wysoki jest poziom wody
Whitney: Ech! Niech będzie
Duch: Aha! I nie zapominaj o kasie, Whitney. Jak on nie zapłaci, leci z twojej kieszeni
Rhona: Uhu! Ktoś tu ma problem
Whitney: Zamknij się

Kiedy Whitney schodzi do piwnicy, Rhodey rozwala ścianę. Tony strzela z repulsorów w Madame Masque. Pojawia się Rhona. Uwięziona woła przyjaciół.

Pepper: Hej!
Tony: Pepper!

Już biegnie do niej. Przed nim pojawia się Duch.

Duch: Nie tak szybko, Anthony

Strzela z pistoletu laserowego. Pancerz robi unik. Atakuje z rękawicy. Najemnik znika. Potem znowu się pojawia. Zostawia bombę. Wybucha. Iron Man pada. Ponownie jest niewidzialny. Ucieka. Rhona strzela z działa w Rhodey’go. Trafia. Rhodey odpowiada rakietami. Uciekinierka pada. Tony wstaje. Biegnie po Pepper.

Tony: Pepper, gdzie jesteś?
Pepper: Na dole! Pospiesz się!
Tony: Nie bój się. Zaraz tam będę

Znajduje drzwi do celi. Są zablokowane. Szuka innego sposobu. Widzi pompę. Dotyka jej. Dochodzi do końca. Uderza z repulsora. Dostrzega Pepper. Przykrywa ją woda.

Tony: Wytrzymaj jeszcze trochę

Nie odpowiada. Wstrzymuje oddech. Rhodey dołącza do Tony’ego.

Tony: Mamy niewiele czasu. Masz jakiś pomysł?
Rhodey: Wystarczy zakręcić dopływ wody i rozwalić ścianę
Tony: Zgoda. Tak zrobimy

Znajdują zawór i zakręcają go. Woda przestaje wlewać się do pomieszczenia. Dziewczyna zamyka oczy. Rhodey rozwala ścianę. Cały korytarz zalewa substancja. Tony chwyta Pepper. Jest nieprzytomna. Uciekają przez dach. Wracają do zbrojowni.

Rhodey: Raczej nie będą nas ścigać
Tony: Chyba mają większe zmartwienia na głowie

Kryjówka Ducha. Rhona ulepsza broń. Whitney rozmawia z Duchem.

Whitney: Wiem, że miałam ci zapłacić, ale daj mi czas
Duch: Za późno. Zawaliłaś całą misję. Nie będę tolerował czegoś takiego… Kasa
Whitney: Nie mam
Duch: Więc lepiej stąd znikaj. Kończę z tobą współpracę. Mścij się na Starku sama
Whitney: A ona?!

Wskazuje na kobiecą wersję Einsteina.

Duch: Zrobiła to, co trzeba. Nie winię jej, a z jej zabaweczkami mogę zrobić wiele. Ty nie jesteś potrzebna. Żegnam, Whitney
Whitney: Oj! Pożałujesz, że tak mnie potraktowałeś
Duch: Raczej nie

Masque wybiega. Skacze przez okno.

Rhona: Naprawdę już jej nie potrzebujemy?
Duch: Niech działa sama. Ja tylko działam dla pieniędzy. Nie interesuje mnie zemsta
Rhona: Czyli mi nie pomożesz?
Duch: Nie… Radzę tobie wrócić do normalnego życia
Rhona: Niestety, ale moje nigdy nie będzie normalne. Chyba zbuduję nowego Androida. Będzie moim drugim bratem i niego tak łatwo nie zniszczą
Duch: Dlatego chciałaś mścić się na Iron Manie? Zabił ci brata?
Rhona: Whitney nie odpuści i ja też nie zamierzam

Pakuje narzędzia. Wychodzi przez okno. Duch zostaje sam.

Duch: Powodzenia

Zbrojownia. Pepper leży na kanapie. Otwiera oczy. Tony przytula ją.

Tony: Dobrze cię znów widzieć. Mało brakowało, a byłoby po tobie

Siada obok niej.

Pepper: Wiem, lecz powinnam zapisać się na kurs pływania. Wtedy nie musiałabym czekać na was. A właśnie? Jak wam poszło? Dorwaliście ich? Uciekli, czy kogoś złapaliście?
Rhodey: Jak zwykle dużo mówisz… Chyba nic jej nie jest, Tony
Tony: No taka, jaka była zawsze. Nic, a nic się nie zmieniła
Rhodey: Duch uciekł, a z resztą nie wiemy, co się stało. Za to Tarcza nadal poszukuje Rhony. Wsadzą ją za kratki
Pepper: Ale dziwne, że Whitney współpracowała z nimi
Tony: To fakt, ale coś czuję, że Duch zerwał z nią układy
Pepper: Pewnie tak

Tony wstaje. Podchodzi do komputera. Przeszukuje bazę danych Tarczy.

Rhodey: Legalnie?
Tony: Niezupełnie, ale Fury jest zajęty, żeby zauważyć jedno włamanie
Rhodey: Czego szukasz?
Tony: Rhona i Whitney uciekła. Może ktoś jeszcze zwiał
Rhodey: Kto na przykład?
Tony: Ktoś zamknięty rok temu

Helikarier Tarczy. Sasha odwiedza Justina Hammera. Nie jest już zombie, dlatego zostaje wpuszczona.

Sasha: Stark International ma coraz większe zyski. Możesz to zmienić. Wystarczy, że znowu będziesz Titanium Manem

Justin odwraca się. Uśmiecha złowrogo.

Justin: Jutro jest nasz dzień. Wkrótce firma Starków upadnie i to ja odniosę sukces
Sasha: W takim razie, na co czekasz?
Justin: Na klucz

Sekretarka otwiera celę. Więzień wychodzi.

Justin: Dobrze, Sasho. Pora, żebym ci wyjawił mój plan niezwykłego geniuszu
Sasha: Zamieniam się w słuch

Szepcze do ucha.

Justin: Genialne, prawda?
Sasha: Może się udać


Wychodzą z więzienia. Wsiadają do limuzyny. Odjeżdżają.

Odcinek 1: Nowy początek cz.1

0 | Skomentuj
Tony, Rhodey i Pepper wrócili do zbrojowni. Pojawia się Howard i Roberta z tortem.

WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!
Howard: Synu, pomyśl życzenie

Tony myśli. Patrzy na wszystkich.

Tony: Mam wszystko, czego potrzebuję

Zdmuchnął świeczki. Klaszczą. Syn przytula ojca.

Tony: Dziękuję

Nagle odzywa się alarm.

Tony: No i tyle z imprezy
Pepper: Myślisz, że to Gene?
Tony: Nie sądzę. Zresztą, zaraz się dowiemy

Pepper sprawdza źródło alarmu.

Pepper: Tony, nie jest dobrze
Tony: Co się dzieje?
Pepper: Madame Masque. Ona uciekła

Przerażenie.

Rhodey: Co zamierzasz zrobić?
Tony: Odnaleźć ją, nim narobi chaosu

Wzywa zbroję. Lecą szukać zbiega.

Tymczasem w kryjówce, Duch ogląda telewizję.

Cały świat poznał prawdę. Teraz wiemy, że przez cały ten czas trójka nastolatków z Akademii Jutra walczyła z przestępcami. Tony Stark jako Iron Man, James Rhodes w zbroi War Machine, a całkiem niedawno dołączyła Patricia Potts z ksywką Rescue. Czy zdołają nas uratować przed kolejną inwazją? Jedno jest pewne. Możemy na nich liczyć. W końcu zapewnili pokój na długie lata.

Wyłącza telewizor. Podchodzi do okna.

Duch: Głupi, Stark. Przez ciebie nie zarobię już na twoim sekrecie. Jednak, to nie znaczy, że możesz siedzieć spokojnie. Dostanę pieniądze, które mi się należą

Niespodziewanie pojawia się Madame Masque. Stoi za jego plecami.

Whitney: Nikt się tego nie spodziewał, ale nie martw się. Ty pomożesz mi, a ja tobie
Duch: Doprawdy? Hmm… Myślałem, że jesteś spłukana
Whitney: Mylisz się. Zapłacę, ile zechcesz. Wystarczy, że zrobisz coś dla mnie

Masque podchodzi bliżej. Pokazuje hologram. W oknie odbija się sylwetka.

Duch: Pragniesz zemsty na nim?
Whitney: Zasłużył sobie, ale tym razem, ktoś inny oberwie
Duch: Kogo masz na myśli?
Whitney: Pepper Potts

Duch odwraca się. Wskazuje na jej telefon.

Duch: Zrób przelew na 20 milionów
Whitney: Najpierw wykonaj zadanie, a potem się rozliczymy
Duch: Jeśli spróbujesz się wykręcić, nie będziemy tak miło gadać. Chyba chcesz, żeby twój ojciec wyzdrowiał?

Whitney jest w szoku.

Whitney: Ty wiesz?
Duch: Było o tym głośno, a poza tym… Obserwowałem was
Whitney: Potrzebujesz broni, która unieszkodliwi każdy rodzaj zbroi. Nawet tej z Extremis
Duch: Mr. Fix nie żyje, a Hammer nadal jest zombie. Od kogo mogę ją zdobyć?
Whitney: Znam jedną osobę, która będzie chętna do współpracy
Duch: Kto taki?

Zmienia się w Rhonę. Duch milczy.

Duch: Gdzie ona jest?
Whitney: W Instytucie Ravencroft

Tony namierza sygnaturę maski. Cała trójka leci do hotelu. Jest pusty. Nikogo nie ma.

Tony: Tu była ostatni raz
Pepper: To gdzie teraz?
Rhodey: Sugerowałbym mieć jakiś plan
Tony: Jak zawsze, Rhodey
Rhodey: No co? Musimy wiedzieć, co zrobimy, jak ją schwytamy
Pepper: Trafi do Vault. To logiczne

Iron Man sprawdza pokój. Skanuje. Słyszy tykanie zegara. Zerka do szafy. Jest bomba.

Tony: Kryć się! To pułapka!

Wybuch. Wszędzie dym. Ochronili się polem siłowym.

Tony: Wszyscy cali?
Pepper: Tak
Rhodey: Jest okej
Tony: Dziwne… Whitney tak nie postępuje. Ktoś inny zastawił na nas pułapkę
Pepper: Ale to ją śledzimy, tak? Kto inny chce nam zaszkodzić?
Tony: Duch
Rhodey: Jesteś pewien?
Tony: Pamiętam jeszcze, jak goniłem za nim całą noc. Ciągle natrafiałem na bomby. To oczywiste, że on za tym stoi
Rhodey: I współpracuje z Madame Masque? Jakim cudem?
Tony: Musi czegoś chcieć
Pepper: Pewnie dalej jej szkoda ojca, bo nie wybudził się ze śpiączki. Nadal pragnie zemsty. Ona nie odpuści
Tony: I tu się nie mylisz, Pepper

Instytut Ravenroft. Rhona czyta Szekspira. Strażnicy leżą na ziemi. Coś nuci pod nosem.

Duch: Rhona Erwin?
Rhona: Zgadza się. Czego chcecie?
Whitney: Pomożesz nam zemścić się na Iron Manie?
Rhona: Hmm… Podobno Tony Stark to Iron Man, więc dwie pieczenie na jednym ogniu… Czego potrzebujecie?
Duch: Masz broń, która może zneutralizować każdy pancerz
Rhona: Nie tylko mam takie zabawki. Wszystko mi skonfiskowali i wrzucili do sejfu
Whitney: Żaden problem

Odzywa się alarm. Strażnicy biegną po schodach do więźniów.

Strażnik: Szukać zbiega! Nie pozwólcie mu uciec!

Przeładowują broń. Strzelają w Ducha, który znika i atakuje z pistoletów laserowych. Obezwładnia dwóch strażników. Pozostała tylko czwórka. Strzelają w niego, a on znowu zaskakuje. Przenika przez ścianę. Ochrona rozgląda się uważnie. Patrzą wokół siebie. Jeden z nich dostrzega Ducha.

Strażnik: Tam jest!

Strzela w niego, lecz on znowu jest niewidzialny.

Duch: Moja kolej

Materializuje się i rzuca granat. Unosi się dym.

Duch: Pora stąd zmykać

Przechodzi przez drzwi. Rhona wychodzi z celi. Whitney wbiega z torbą pełną broni. Rozsuwa zamek. Bierze granatnik. Celuje w ścianę. Rozwala ją.

Rhona: Hahaha! Nareszcie wolność!

Wyskakują przez dziurę. Wspinają się po drabinie na dach. Wsiadają do helikoptera. Uciekają.

Duch: Zanim zaczną cię szukać, my będziemy daleko stąd
Rhona: I tak mnie nie znajdą. Nie mają szans… Od czego mamy zacząć?
Whitney: Zająć się Pepper Potts

Iron Man leci w kierunku bazy. Nagle dostrzega bliską sygnaturę maski. Zmienia kierunek lotu. Rescue i War Machine są za nim. Też widzą na mapie uciekinierkę. Przyspieszają. Po chwili tracą sygnał.

Pepper: No i gdzie ona jest? Przecież nie mogła rozpłynąć się w powietrzu
Tony: Ona nie, ale Duch tak
Duch: I nie mylisz się

Rzuca bombę. Wybucha. Tony uderza w budynek. Wróg znika. Pozostałe zbroje lądują.

Tony: Au! Na dziś wystarczy bomb

Wstaje. Wracają do zbrojowni. Duch zmienia się w Whitney.

Whitney: To było prostsze, niż myślałam. Przynęta zarzucona

Uśmiecha się złowrogo. Zmienia się w Ducha. Przenika przez dach. Rhona ulepsza broń. Grzebie w obwodach. Prawdziwy najemnik mierzy ze snajperki w Rescue. Pociąga za spust. Strzela. Nie trafia.

Duch: Jest za daleko, ale pamiętam nadal położenie zbrojowni
Whitney: Jeśli mamy ją schwytać, musimy odseparować od niej resztę
Duch: Niech będzie. Ja zajmę się Starkiem, Rhona dorwie Rhodesa, a ty zajmiesz się naszym celem
Whitney: A kto ci pozwolił nami rządzić?
Duch: Beze mnie nie dacie rady
Rhona: Whitney, nie kłóć się z nim. On ma rację… Zrobimy, jak każesz
Duch: Świetnie, więc do roboty

Madame Masque zmienia się w zbroję Tony’ego. Przebija się przez ścianę. Podlatuje do Pepper. Duch wystrzeliwuje siatkę. Paraliżuje systemy Mark II. Spada. Rhona mierzy z działa laserowego w Rhodey’go. Trafia za pierwszym strzałem. Jedynie fioletowa zbroja jest w powietrzu. Rhodey spada.

Pepper: Rhodey?
Tony: Nic mu nie będzie. Dołączy do nas
Pepper: Widzisz go?
Tony: Nie martw się. Rhodey to duży chłopiec. Nie trzeba go trzymać za rączkę

Śmieją się. Lecą do bazy. Rhodey wstaje powoli. Wrogowie znikają.

Tony: Jesteś cały?
Rhodey: Taa… Tak. Co to było?
Tony: Nie wiem. Ktoś w nas strzelił. Moment… Gdzie Pepper?
Rhodey: Pewnie wróciła do świątyni
Tony: No nie wiem, Rhodey. Coś mi tu nie gra

W zbrojowni nie ma nikogo. Pepper odkłada pancerz. “Tony” również zdejmuje uzbrojenie. Podchodzi do fotela.

Tony: Rhodey zaraz będzie w bazie
Pepper: Trochę dziwny dzień, co? Najpierw ratujemy świat przed inwazją, potem twoje urodziny, a jeszcze Whitney z nami pogrywa
Tony: Złapiemy ją. Jest bliżej, niż ci się wydaje
Pepper: Raczej dobrowolnie się nie podda
Tony: Masz rację, Pepper

Wyjmuje paralizator. Pepper krzyczy. Pada na podłogę. Jest nieprzytomna.

Tony: Łatwizna

Przyjmuje postać Madame Masque. Zabiera dziewczynę. Ucieka. Przyjaciele rudej wlatują do zbrojowni. Zdejmują pancerze. Tony woła dziewczynę.

Tony: Pepper, wróciliśmy. Gdzie jesteś?
Rhodey: Może jest w domu
Tony: Lepiej do niej zadzwonię

Wyciąga telefon z kieszeni. Nawiązuje połączenie. Ktoś odbiera.

Tony: Hej, Pepper. Czemu na nas nie zaczekałaś? Rhodey myślał, że będziesz w świątyni
Whitney: Pepper nie może teraz rozmawiać. Zadzwoń później
Tony: Whitney?

Oboje są zdziwieni.

Tony: Co ty jej zrobiłaś?!
Whitney: Na razie żyje, ale to szybko może się zmienić. Lepiej mnie posłuchaj, Stark. Daj mi dwadzieścia milionów, a odzyskasz swojego rudzielca. 24 godziny od... teraz

Rozłącza się. Cisza.

Rhodey: Dobrze słyszałem? Whitney ma telefon Pepper?

Tony zrzuca narzędzia na podłogę. Jest wściekły.

Tony: Czego ja nie widziałem?! Ach! Jak ona mogła?!
Rhodey: Tony, uspokój się. Znajdziemy ją
Tony: Byłem głupi. Tak łatwo dałem się podpuścić. Przez cały ten czas Masque nami manipulowała
Rhodey: Whitney chce zemsty. Ona nie potrzebuje kasy
Tony: Widocznie teraz musi mieć
Rhodey: Nie rozumiesz? Ona dla kogoś pracuje!
Tony: To ma sens

Wspomnienie, jak spada. Przed sobą widzi Ducha. Geniusz porządkuje myśli. Z nich wyrywa go alarm. Siada na fotelu.

Rhodey: To ona?
Tony Nie. Rhona zwiała z Ravencroft

Noc. Pepper budzi się w celi. Słyszy rozmowę za drzwiami.

Duch: Myślisz, że zapłaci ci tyle? Jeśli dobrze pamiętam, to ty miałaś mi dać swoją kasę

Rozpoznaje jeden głos.

Pepper: Duch?
Whitney: Za bardzo mu na niej zależy, żeby tego nie zrobił
Pepper: Whitney?


Wraca na swoje miejsce. Zasypia.

---**---

Projekt opuścił szkice, a dziś jest dzień ósmej rocznicy emisji serialu. Już więcej nie będzie nowych opowiadań. Jedynie kontynuacja serialu.

Zbyt dużo pecha, jak na jeden dzień

2 | Skomentuj

**Pepper**

Rany! Czekam na niego już ponad trzy godziny. Wybiła dwudziesta! Co się dzieje?! Ja rozumiem ratować miasto przed przestępcami, ale nikt niczego nie wykrył. Dziś nie miało być żadnej akcji. Zero blaszaka. To do niego niepodobne. Zaczynam się martwić. Wybrałam numer do Tony’ego. Trwało łączenie. Pierwszy sygnał… Drugi… Trzeci… No ile można?! Czwarty… Piąty… Koniec!

Pepper: Ach! Głupek!

Wrzuciłam telefon do torebki. Tak bardzo się rozgniewałam, że nie zwracałam uwagi na innych klientów kawiarni. Zapłaciłam za kawę i wyszłam. Szłam prosto do domu. Noc była taka spokojna, więc nie bałam się wracać sama.
Nagle wpadłam na kogoś. To był on.

Pepper: No nareszcie! Co tak długo?!
Tony: Pepper, muszę ci coś powiedzieć.
Pepper: To znaczy?
Tony: Z nami koniec.
Pepper: Tony, ty chyba żartujesz. Masz gorączkę? Co się z tobą dzieje? Nie możesz mówić poważnie.
Tony: Miałem ci to już dawno powiedzieć, bo ja…
Pepper: Jesteś gejem?!
Tony: Słucham?! Nie! Po prostu mam… Mam inną dziewczynę. Nie jesteś już dla mnie ważna.
Pepper: Tony…

Skamieniałam po tych słowach. Odbiło mu. Kto namieszał geniuszowi w głowie? Nie wierzyłam, żeby mówił to na serio.

Tony: Powinienem się przyznać przed naszą randką, ale nie miałem odwagi. Poza tym, ty masz Happy’ego. Nie będziesz sama.
Pepper: Ej! Jak możesz tak mówić?! Przecież zależało ci na mnie! Po tylu latach masz mnie dość! Nie wierzę! To… To nieprawda!
Tony: Pepper, nie rób scen i zaakceptuj to.
Pepper: Ale… Ale ja…

Nie wytrzymałam i pobiegłam do domu z płaczem. Zranił mnie. Tak dotkliwie w serce. Byłam załamana.

**Virgil**

Moja córka nie odezwała się ani jednym słowem po powrocie. Wiedziałem, że coś poszło nie tak. Jeśli jakiś chłopak ją skrzywdził, popamięta mnie. Znałem Tony’ego. Zawsze troszczył się o nią. A może coś przeoczyłem? Może cała ich relacja okazała się wielkim złudzeniem.

**Tony**

Miałem wrażenie, iż o czymś zapomniałem. Tak pochłonęło mnie poprawianie zbroi, że… O nie! Zapomniałem o Pep! Jak ja mogłem? Idiota ze mnie. Pieprzony tchórz, a nie facet. Musiałem do niej zadzwonić. Od razu wybrałem numer. Nie odbierała. Bałem się, czy nie została ranna. W końcu nie raz Maggia próbowała zrobić jej krzywdę. Jednak alarmy milczały.
Kiedy chciałem ponownie nawiązać połączenie, do zbrojowni wszedł Rhodey.

Rhodey: A ty dalej tutaj? Kolacja gotowa. Może zjesz z nami?
Tony: Wybacz. Muszę coś zrobić.
Rhodey: Przy okazji pogadaj z Pepper.
Tony: Nie rozumiem.
Rhodey: Pan Potts przyszedł do ciebie.
Tony: Nie skrzywdziłem jej!
Rhodey: Tony, wyluzuj. Nic nie mówił. Chce z tobą zamienić parę słów. Nie bój się.
Tony: Skoro tak mówisz, to okej.

Zostawiłem narzędzia, wychodząc z bazy. Miałem złe przeczucia, co do nadchodzącej rozmowy z ojcem rudej. Starałem się chować w sobie strach, ale i tak serce biło, jak szalone. Przez ten stres kiedyś wykituję na dobre, czego każdy wróg życzy Iron Manowi. Nie ważne, czy są Święta, a może zwyczajny dzień. Łomot musi być.
Po pojawieniu się w domu Rhodesów, pokierowałem się do salonu. Rhodey był również przy tej rozmowie. No i Roberta oczywiście też musiała słuchać, co ja zrobiłem albo, co powinienem uczynić. Usiadłem na kanapie, próbując oddychać spokojnie. Niestety, lecz na marne. Bałem się.

Virgil: Tony, zawsze cię lubiłem. Nigdy nie podejrzewałbym, żebyś zranił Patricię, ale dziś wróciła zapłakana. Zamknęła się w pokoju i nie chce wyjść. Martwię się o nią, a podobno to twoja wina.
Tony: Moja? Ja wiem, że zawiodłem, panie Potts. Zapomniałem o…
Virgil: Podobno zerwałeś z nią.
Tony: SŁUCHAM?!
Rhodey: Tony, uspokój się.
Tony: Łatwo ci powiedzieć.
Virgil: Dlaczego to zrobiłeś?
Tony: Ja… Ja nie zerwałem z Pep. Nie ośmieliłbym się.
Virgil: Więc kłamie?
Tony: Nie wiem.
Virgil: Przysięgam, że jeśli coś sobie zrobi, będziesz cierpiał.
Tony: Nic nowego.

Gdy chciałem odejść od stołu, chwycił mnie za bluzkę i szarpnął dość mocno.

Virgil: Ja jeszcze nie skończyłem!
Roberta: Virgil, nie denerwuj się. Widzisz, że on nie wie nic o zerwaniu.
Virgil: Ona cierpi! On też będzie.
Roberta: Proszę cię! Nie rób tego!
Tony: Panie Potts…
Virgil: Dość tej dobroci!

Ścisnął moje gardło na tyle silnie, że nie mogłem oddychać. Dusiłem się.

Rhodey: Proszę przestać!
Virgil: Ona czuje się tak samo. I co? Miło?
Tony: Nie… Nie… jest.
Virgil: Dlatego dostałeś nauczkę.

Puścił mnie wolno, aż musiałem nabrać powietrza do płuc. Nic więcej nie powiedział do nas. Po prostu wyszedł, trzaskając drzwiami. Nie miałem ochotę na jakąkolwiek pogawędkę. Poszedłem schodami do swojego pokoju. Padłem na łóżko i zasnąłem.

~*Następnego dnia*~

**Pepper**

Przestałam użalać się nad sobą. Niech ma swoją nową dziewczynę. Czułam się i tak podle, bo mnie wykorzystał, ale trudno. Nie ma prawdziwych facetów na świecie. Są tylko kretyni z pięknym spojrzeniem. To wszystko. Nie chciałam ruszać się z łóżka. Mogłam w nim leżeć całą wieczność. Niestety, lecz tatuś musiał się wprosić.

Virgil: Córuś, wszystko gra?
Pepper: A mogę kłamać?
Virgil: Nie przy mnie. Wiem, jak ci ciężko. Nie zawracaj sobie głowy takim głupkiem. Zresztą, już zapłacił za swoje.
Pepper: Tato?
Virgil: Tak, słonko?
Pepper: Co ty zrobiłeś?
Virgil: Nic wielkiego. Dostał karę i już cię nie skrzywdzi.
Pepper: Co mu zrobiłeś?!
Virgil: Nie martw się. On żyje, chociaż powinien zdychać.
Pepper: Tato!
Virgil: No co? Skrzywdził cię. Nie mogę pozwolić, żeby znowu zrobił to samo.
Pepper: Ale nie zachowuj się tak! W ten sposób pokazujesz, że sam nie jesteś od niego lepszy… Mogę zostać sama?
Virgil: O ile nie wyrządzisz sobie krzywdy. Może zabrałem ci ostre narzędzia, ale słyszałem, że dzieciaki mają przeróżne pomysły. Bardzo chore pomysły.
Pepper: Zaufaj mi. Ja taka nie jestem.

**Tony**

Ojciec Pepper miał rację. Ona cierpiała z mojej winy, choć tak naprawdę tamtego dnia nie widziałem się z nią na żywo. To musiał być ktoś inny. Nawet miałem podejrzenia, co do pewnej osoby. Tak obiecała nie sprawiać problemów, a znowu je powoduje.
Po przebudzeniu, odezwało się przypomnienie o naładowaniu implantu. Zignorowałem je. Nie chciałem dbać o siebie, kiedy moja ukochana została poważnie zraniona. Zszedłem na dół, gdzie umyłem twarz. Nie była zbyt wyraźna w lustrze. Wszystko przez brak energii w mechanizmie. Jakoś wytrzymam dwie albo trzy godziny. Zjadłem jedną kanapkę i poszedłem do zbrojowni. Tam natknąłem się na przyjaciela, który szperal przy zbroi.

Tony: Co ty robisz?! Zostaw to!

Wyrwałem mu z rąk narzędzia. Co on kombinował?!

Rhodey: Nic. Po prostu chciałem ci pomóc.
Tony: Nie wierzę. Niby jak?
Rhodey: Przecież jestem, jakby twoim bratem. Zawsze możesz na mnie liczyć.
Tony: Ale nie zmieniaj żadnych ustawień, jasne?
Rhodey: Spoko.

Niezbyt mu ufałem. Szczególnie po moich domysłach, jakie dotyczyły starego wroga. Jednak pozwoliłem na pracę. Na początku nie widziałem żadnych zastrzeżeń. Słuchał się wytycznych, więc nie musiałem niczego się czepiać. Dopiero później zauważyłem jakąś usterkę. Dość poważną.

Tony: Co ty zrobiłeś?!
Rhodey: Wszystko działa. Nie widzisz?
Tony: Zepsułeś system podtrzymywania życia! Chcesz, żebym zginął na akcji? Ty też masz mnie za potwora?! Nie! To musi być sen. CHCĘ SIĘ OBUDZIĆ!
Rhodey: Przestań krzyczeć, Tony. To nic ci nie da, a pogarsza twoją sytuację.

Miał rację, aż na złość poczułem ból w klatce piersiowej.

Rhodey: Idź naładuj implant, a ja poprawię ten błąd.
Tony: Niczego już nie ruszasz, jasne?!

Zrzuciłem narzędzia ze stołu. Byłem wściekły, przez co ból nasilał się bardziej. Do tego odezwał się alarm. Miałem pecha. Iron Man był potrzebny. Niby coś mówił, a ja go olałem. Poleciałem na samobójczą misję. Dlaczego? Bo mogłem już z niej nie wrócić.
Gdy wyleciałem ze zbrojowni, dostrzegłem Whiplasha. No tak. Zawsze na niego wpadam. Nie musiałem podlatywać zbyt blisko, bo szybko zostałem zauważony. Od razu oplótł zbroję biczami, porażając systemy. Błagałem, żeby przestał. Cierpiałem psychicznie, więc fizyczny ból był trudniejszy do zniesienia.

Tony: Aaa!
Whiplash: Jesteś dziś zbyt słaby. Czyżby zły dzień?
Tony: Aaa! Można tak… Aaa! Powiedzieć!
Whiplash: Nie martw się, Iron Manie. Wkrótce będzie po wszystkim.
Tony: Aaa!

Zawsze walczyłem do samego końca, a teraz byłem słaby. Nie wytrzymałem zbyt długo, bo na obronę też nie miałem sił. Czułem, jak umieram od środka i od wewnątrz. Płonęła skóra, serce biło coraz wolniej, ściskając rozrusznik tak mocno, że miałem wrażenie, jak rozrywa płuca. Nie mogłem oddychać.
Już miałem się poddać, gdy usłyszałem czyjś głos.

Pepper: Tony, nie daj mu się!
Rhodey: Tony, walcz!
Tony: Pepper… Rhodey?

Wydawało mi się, że miałem omamy słuchowe. Jednak słyszałem ich głos. Jak to możliwe?

Tony: Umieram.
Pepper: Nawet tak nie mów. Jesteś Iron Manem! Człowiekiem z żelaznym sercem! Uda ci się! Wygrasz!
Tony: Ale system…
Rhodey: Nikt nie zniszczy twojej woli życia.
Tony: Ty jesteś… winny.
Rhodey: Ja? Dlaczego?
Pepper: O! Już wiem! To ma sens! Tony, to Madame Masque cię wrobiła! Nie zerwałeś ze mną tylko ona to zrobiła, a Rhodey nigdy nie skrzywdziłby ciebie. Tony, musisz do nas wrócić. Musisz.

W jej głosie słyszałem zbliżający się płacz.

Tony: Ach! Nie… Nie mogę.
Whiplash: Tyle wystarczy, bo i tak szybko skonasz.

Zaśmiał się złowrogo i odleciał. Opadłem z sił, rozbijając się. Nie byłem w stanie wstać, a autopilot nie działał. To koniec. Koniec Tony’ego Starka oraz Iron Mana. Straciłem przytomność.

**Rhodey**

Pepper krzyczała na cały głos. Nie mogłem go zostawić na śmierć. Musiałem mu pomóc. W tym celu poleciałem moim pancerzem na miejsce ostatniego sygnału Mark II. Byłem przerażony. Zbroja była w opłakanym stanie, a pewnie jej użytkownik też nie miał się najlepiej. Skan wykazał spore obrażenia.

Pepper: Rhodey, masz go? Powiedz, że znalazłeś Tony’ego!
Rhodey: Jest, ale…
Pepper: Ale?! Ja cię zabiję, jak on umrze! Zrób coś!
Rhodey: Nie świeci się reaktor. Nie jest dobrze… Tony, słyszysz mnie? Powiedz coś.
Pepper: Zabierz go do szpitala. Natychmiast!
Rhodey: Komputerze, jakie są szanse przeżycia?

<<Szanse są niewielkie ze względu na spore uszkodzenia fizyczne, wyłączony rozrusznik oraz rozległe poparzenia trzeciego stopnia>>

Pepper: Rhodey?

Nie odpowiedziałem. Wyjąłem przyjaciela ze zbroi, zabierając do najbliższej placówki medycznej. Błagałem pierwszego, napotkanego lekarza o pomoc. Natychmiast go zabrał na blok. Mama dowiedziała się o “wypadku”. Za każdym razem, gdy Tony walczył o życie z winy walk, wmawiałem jej, że to tylko kraksa samochodem, potrącenie przez pijaka i inne takie brednie. Ruda pojawiła się krótko po niej. Była wściekła, zrozpaczona, a zarazem bardzo przerażona całą sytuacją.

Pepper: Głupia Whitney! To wszystko jej wina!
Rhodey: Wiem, Pepper. Jednak nie zauważyliśmy nic podejrzanego. My też zawiniliśmy.
Roberta: Tony za dużo ma ostatnio tych “wypadków”. Ma niezłego pecha.
Rhodey: Mamo, to nie jest śmieszne.
Roberta: Nie śmieję się.
Pepper: Oby uratowali Tony’ego.

Czekaliśmy dość długo na informację, aż wreszcie wyszedł jakiś lekarz. Długo milczał, ale skłoniliśmy do rozplątania języka.

Lekarz: Robiłem, co w mojej mocy. Bardzo mi przykro.
Pepper: Nie. Nie! Nie może być! Kłamie pan!
Rhodey: Pepper, spokojnie.
Lekarz: Gdybyśmy znali lepiej tę technologię, którą miał zepsutą, być może dalej mógłby żyć. Współczuję wam.

Więcej nie powiedział nic i poszedł. Pepper chciała rzucić się na niego z pięściami, ale w porę ją powstrzymałem.

Pepper: ZOSTAW MNIE!
Rhodey: Pepper, cii… Ochłoń, bo kogoś zabijesz.
Pepper: Nie wierzę. Oni… Oni kłamią. Tony nie zostawiłby nas.
Rhodey: Wiem o tym, ale to koniec.

Wybuchła płaczem i jedyne, co mogłem zrobić, to ją przytulić. Pewnie po paru minutach sam uświadomię sobie, do czego doszło. Na razie nie czułem nic, bo za dużo uczuć próbowało dać o sobie znać. Gdybyśmy wcześniej rozgryźli sztuczkę Whitney, on wygrałby walkę z Whiplashem. Na pewno tak skończyłaby się potyczka z największym nemezis. A teraz? Teraz nie ma nic.


Koniec.

--***---

Dziękuję Karolinie aka Sadystka za zainspirowanie, danie pomysłu na ten dramat. Oj! Takich tortur Tony jeszcze nie miał. Zerwanie z Pep, kłótnia z Rhodey'm, zła funkcjonująca zbroja i do tego niedbanie o zdrowie. Jutro widzimy się z projektem, a tak dobranoc. ;)

Message/ Wiadomość [PL]

0 | Skomentuj

Pokój. Po prostu zwyczajny pokój. Pokój, gdzie spędziłem resztę mojego życia. Nieważne. Kogo to obchodzi? Nikogo. Więc dlaczego? Dlaczego siedziałem tutaj i pisałem ten tekst? Dlaczego ty jesteś czytelnikiem, Pep? Dlaczego nie ktoś inny? W porządku. Powiem ci na końcu wiadomości.
Więc siedziałem w moim pokoju. Byłem sam. Co robiłem? Myślałem. Myślałem o przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Przyszłości? Taa... Coś w tym rodzaju. To nic. Po prostu myśli o każdym i wszystkim. Więc siedziałem i ktoś otworzył drzwi. To był mój przyjaciel.
"Wszystko gra? Obiad jest gotowy. Przyjdź, jeśli chcesz” Powiedział i zamknął drzwi.
Co zrobiłem? Nic. Siedziałem tutaj i myślałem znowu. Znowu,znowu, znowu. Powtórz. Znowu, znowu, znowu. Ale to pomyłka. Miałem jedną myśl i jedno marzenie. Co to było? Chciałem zakończyć moje życie. Czy pomyślałem "zabij siebie" albo "zrób coś głupiego"? Dobra. Była zwykła myśl i to wszystko. To nic.
Kiedy próbowałem zasnąć, mój przyjaciel znowu przyszedł do mnie. Przyszedł i dotknął mojego ramienia.
"W porządku, Tony? Jesteś zbyt cichy" Spytał z obawą, że planuję coś z liną, lekami na ból, nożem, czy czymś gorszym.
"Wszystko gra" Powiedziałem spokojnie.
"Poważnie? Nie wiem. Gdybyś chciał pogadać, powiedz to, okej? Chcę pomóc. Wiesz o tym, więc proszę, powiedz mi, jeśli coś będzie nie w porządku”
Był tak zmartwiony, że pomyślałem o czasie.
"Pora spać" Pomyślałem.
"Pora spać" Powiedziałem.
"Taa... Wiem. Dobranoc, kolego”
"Branoc"
I zostałem sam. Znowu. Zasnąłem. Mój umysł był czarną dziurą. Bez wspomnień, bez zdjęć i bez myśli. Jedynie pustka.
Następnego dnia, obudziłem się bardzo późno. O dwunastej. Nie potrafiłem wstać z łóżka. Nie potrafiłem ruszyć moim ciałem. Byłem przerażony, co się dzieje. Chciałem krzyczeć lub płakać, ale nie mogłem. Rhodey przyszedł tu i podał mi rękę. Ledwo wstałem na nogi. Jednak czułem się słabo. To był zły znak.
"Może powinieneś iść do lekarza"
"Nie panikuj, Rhodey. Zjem coś i będzie dobrze"
"Jesteś pewny?"
"Taa...Tak myślę. Jest okej"
"W porządku”

I poszedłem do łazienki. Popatrzyłem w lustro. Widziałem moją bladą skórę z oznakami zmęczenia. Jesteś zmęczona? Ja byłem.  Ja byłem tego dnia. Ostatniego dnia. Moja wiadomość kończy się tutaj. Dlaczego? Co się ze mną stało? To normalne, ponieważ zniszczyłem lustro i kawałek szkła użyłem, żebym podciąć nadgarstki. Powoli, boleśnie i bez krzyku.  I w końcu zemdlałem. Umierałem. Umierałem też samotnie. Myśli zabiły mnie. I pamiętaj, moja kochana. Kiedy ktoś powie “Jest okej”, to kłamstwo i to uczucie nie jest prawdą. Bałem się mojego życia bez prawdziwej rodziny i tego dziwnego świata. Tak mi przykro, Pep.

KONIEC

Message [ENG]

0 | Skomentuj


Room. Just a simple room. The room when I spent rest of my life. Nevermind. Who cares? Nobody. So why? Why I was sitting here and wrote this text? Why are you reader, Pep? Why someone different? It's okay. I will tell you at the end of this message.
So, I was sitting in my room. I was alone. What was I doing? Thinking. I was thinking about past, present, and future. Future? Yeah. Some kind of that. It's nothing. Just thoughts about everyone and everything. So, I was sitting and someone opened the door. It was my friend.
"Are you okay? Dinner is ready. Come if you want" He said and closed the door.
What was I doing? Nothing. I was sitting here and thinking again. Again, again, again. Repeat. Again, again, again. But it's mistake. I had one thought and one dream. What was that? I wanted to finish my life. Did I thought "kill yourself" or "do something stupid"? Ok. I was a simple thought and that's all. It's nothing.
When I was trying to fell asleep, my friend comes again to me. He came and touch my arm.
"Are you all right, Tony? You are so silent" He asks with afraid that I was planning something with a rope, painkillers, knife or something worse.
"I'm fine," I said calmly.
"Really? I don't know. If you want to walk, say it, okay? I want help, you know so please, tell me if something isn't alright"
He was so worried that I was thinking about time.
"Time to sleep," I thought.
"Time to sleep," I said.
"Yeah. I know. Good night, pal"
"Night"
And I stayed alone. Again. I fell asleep. My mind was a dark hole. No memories, no pictures, and no thoughts. Just emptiness.
The next day, I woke up very late. At twelve o'clock. I couldn't stand with the bed. I couldn't move my body. I was terrified what's going on. I wanted to scream or cry but I couldn't. Rhodey came there and gave me a hand. Barely I stood on my feet. However, I felt weak. It was a bad sign.
"Maybe you should visit the doctor"
"Don't panic, Rhodey. I just eat something and it will be fine"
"Are you sure?"
"Yeah. I think so. It's okay"
"Fine"
And I went to the bathroom. I looked at the mirror. I saw my pale skin with the sign of tired. Are you being tired? I was. I was that day. The last day. My message is over here. Why? What happened with me? It's normal because I destroy a mirror and a piece of glass I used to cut my wrists. Slowly, painfully and without a scream. And in the end, I fainted. I was dying. I was dying alone too. The thoughts killed me. And remember, my sweetheart. When someone says "I'm okay", it's a lie and this feeling isn't truth. I was afraid my life without a real family and this strange world. I'm so sorry, Pep.

THE END.

---***---

Wieczorem pojawi się tłumaczenie.

Wyprawa

0 | Skomentuj

Tony, Rhodey i Pepper wybrali się w góry. Na wypadek spotkania Mandaryna mieli przy sobie plecaki ze zbrojami. Według danych o aktywności pierścieni Makluan, polecieli, aż do Himalajów. Pogoda im nie dopisywała. Ciągle wiał wiatr, a kontakt przez urządzenia komunikacyjne był zakłócony. Nie mogli z nikim porozmawiać. Byli zdani tylko i wyłącznie na siebie.
Kiedy byli już wysoko, zrobili sobie krótki czas na odpoczynek.

Tony: Jesteśmy blisko. Czuję to. Muszę go odnaleźć. Po prostu muszę.
Rhodey: Wiemy, że ci zależy na ojcu, ale może Gene kłamał. Może tak naprawdę powiedział jedynie po to, żeby ci namieszać w głowie.
Pepper: Rhodey ma rację. No, bo zauważ. Prawie z nim wygrałeś i tak nagle ci powiedział coś, co chciałbyś usłyszeć. Chcesz wierzyć, że nie zginął, a pewnie…
Tony: Wiem, co masz na myśli, ale muszę spróbować. Jeśli chcecie, możecie wracać. Dopóki go nie odnajdę, nie wrócę. Nie poddam się.
Rhodey: Trzeba oszczędzać siły, bo im wyżej, tym gorzej z oddychaniem. Dobrze wiesz, jak może być w twoim przypadku.
Tony: Tak. Pamiętam o implancie.
Rhodey: Okej. Idziemy powoli i spokojnie.

Kiwnęli głową na znak zrozumienia jego słów. Ostrożnie kroczyli po skale. Tony trzymał za haki, zaś reszta chwytała się za linę. I tak szli pod górkę. Aura nadal nie pozwalała na kontakt ze światem, zaś Khan walczył ze strażnikiem. W każdej chwili mogła wytworzyć się lawina. Jednak on nie przejmował się tym i swoją mocą pokonał obrońcę szóstego pierścienia.

Gene: Udało się. Teraz pozostało zdobyć resztę.
Howard: A nie wolisz odpuścić sobie? Nie wiesz, co się stanie, gdy połączysz je wszystkie. Może…
Gene: Zamilcz, starcze! Przez ciebie zaraz się rozmyślę i cię tu porzucę. Może powinienem wziąć twojego syna, bo ty nie pomagasz!

Wściekł się, aż uderzył swoją mocą w kolumny świątyni. Drżenia doszły na cały obszar pasma górskiego.

Howard: Przestań, bo obaj zginiemy!
Gene: Tak myślisz? Ja nie umrę. Nie przed spełnieniem przeznaczenia.

Mandaryn zniknął, zabierając ze sobą więźnia. Tymczasem przyjaciele nadal mierzyli się z utrudnieniami. Uważnie patrzyli, czy nie wchodzą na liche kamienie. Na złość odezwało się przypomnienie. Tony był wściekły, lecz ból zakrył złe emocje. Zatrzymał się, próbując złapać oddech.

Rhodey: Tony?
Pepper: Ej! Co tam się dzieje?
Rhodey: Powinniśmy wrócić.
Tony: Nie… Nie… możemy. On… tam jest. Ach!
Pepper, Rhodey: NIE!

I runął w dół. Dziewczyna próbowała go chwycić, lecz on spadł. Mgła utrudniała widoczność. Oboje byli przerażeni.

Pepper: Rhodey?
Rhodey: Schodzimy… Powoli.
Pepper: A on?
Rhodey: Zaraz. Powoli, Pepper... Powoli.

Małymi krokami stąpali, schodząc niżej. Przyjaciel pomógł jej zejść bezpiecznie. Po kilku minutach, rozpoczęli poszukiwania geniusza. Nie mogli krzyczeć, dlatego musieli znaleźć inny sposób na zawołanie go. Zeszli jeszcze niżej, rozglądając się wokół.

Pepper: Widzisz go?
Rhodey: Szukam.
Pepper: Boże! Oby nic mu się nie stało.

Nagle zauważyli za swoimi plecami lawinę. Tak. Mandaryn spowodował katastrofę. Nawet lina nie pomogła i zostali przykryci grubą warstwą śniegu oraz wyrzuceni gdzieś w głąb góry.
Kiedy przyroda powodowała niszczenie wszystkiego na swojej drodze, zostało ewakuowane najbliższe miasteczko. Ludzie uciekali, zabierając najważniejszy asortyment. Nie zostawiali nikogo. Zabierali również swoje zwierzęta. Stacja ratownicza od razu otrzymała alarm, by działać. W centrali uzbrajali się dr Yinsen i dr Bernes.

Dr Bernes: Dlaczego akurat tutaj mam odbyć następną część szkolenia?
Dr Yinsen: Muszę zobaczyć, jak działasz przy takiej sytuacji. Jest bardzo niebezpiecznie i naszym zadaniem jest pomóc tym, którzy zostali w górach. Podobno jakaś trójka nastolatków była w obszarze lawiny.
Dr Bernes: Myślisz o tym samym, co ja?
Dr Yinsen: Powiedzmy, choć dowiemy się, jak będziemy na miejscu. Pakuj sprzęt i jedziemy.

Wzięli skuter oraz duży plecak z akcesoriami medycznymi, aż mogli ruszyć w drogę. Pozostała część ratowników zajmowała się ofiarami w wiosce, współpracując ze służbami, które ewakuowały ludność z dala od zagrożenia. Lekarze przejechali przez ogromne zaspy, kierując się drogą, żeby pomóc.
Gdy znaleźli się na miejscu, skąd system wyłapał oznaki życia, zaczęli kopać łopatami.

Dr Bernes: Skąd wiesz, że w tym miejscu?
Dr Yinsen: Tu były ostatnie ślady ich aktywności. Trzeba spróbować.
Dr Bernes: Czekaj… Widzisz to?
Dr Yinsen: Co?
Dr Bernes: No patrz!

Wskazała na miejsce, gdzie świeciło się coś na niebiesko. Znali ten kolor.

Dr Yinsen: Niemożliwe.
Dr Bernes: A jednak. To musi być Tony, Rhodey i Pepper. Chodźmy tam.
Dr Yinsen: Jesteś pewna? Może te światło jest z czegoś innego.
Dr Bernes: Nie dowiemy się, jeśli tego nie sprawdzimy.
Dr Yinsen: Racja. Okej. Ruszajmy.

Przypuszczenia potwierdziły się. Przekopali się do jednego ciało i był nim Tony Stark. Blady, zmarznięty, a do tego z wyczerpanym implantem. Ho bez dłuższego namysłu, przeniósł chłopaka na nosze i przykrył folią izotermiczną.

Dr Yinsen: Jest nieprzytomny i to z winy implantu. Tylko, gdzie jest reszta?
Dr Bernes: Od niego się nie dowiemy. Co robimy?
Dr Yinsen: Zabiorę go, a ty poszukasz reszty. Może być?
Dr Bernes: Tak, ale…
Dr Yinsen: Co?
Dr Bernes: Myślisz, że sobie poradzę?
Dr Yinsen: Sama zobaczysz.

Rozdzielili się. Victoria na własną rękę szukała pozostałych. Ponad kwadrans przeszukiwała najbardziej możliwy obszar, gdzie mogli zostać zasypani. Co chwilę brała się za kopanie, lecz nie odnajdywała nic. Chyba, że kamienie. Nie zamierzała się poddać, więc szukała dalej.
Kiedy minęło pół godziny, znalazła obie osoby. Zrobiła to, co wcześniej Ho. Wyjęła ciała, okrywając folią życia.

Dr Bernes: Okej. Nie jest źle. Teraz wystarczy zabrać ich do bazy.

Wezwała przez krótkofalówkę zespół, co znajdował się najbliżej w jej otoczeniu. Szybko zabrali poszkodowanych, a ona mogła wrócić do swego mentora. Na szczęście ratownicy mogli skończyć ewakuację, gdyż miasteczko stało opustoszałe. Kolejnym fartem było brak ofiar. No może bez patrzenia na tych, znalezionych w górach. Dołączyła do niego i chciała mu powiedzieć wszystko, lecz on przerwał jej.

Dr Yinsen: Nie musisz nic mówić. Wiem o wszystkim. Dowiedziałem się od reszty ekipy. Znaleźliśmy ich w ostatniej chwili.
Dr Bernes: Ważne, że żyją. Jak się czują?
Dr Yinsen: Cała trójka utrzymuje się nieprzytomna. Zostali dodatkowo przykryci kocem, bo muszą odzyskać ciepło, ale…
Dr Bernes: Wiedziałam. Coś zepsułam?
Dr Yinsen: Nie. Nic takiego nie miałem na myśli. Tony potrzebował ładowania, ale jest już stabilny.
Dr Bernes: Himalaje. Co im odbiło?
Dr Yinsen: Powiedzą nam sami.
Następnego dnia, cała trójka obudziła się. Jako że nie doznali żadnych złamań, mogli wrócić do domu. Zanim jednak to miało nastąpić, doktorek chciał otrzymać odpowiedź na najbardziej nurtujące go pytanie.

Dr Yinsen: Nikt normalny nie wyjeżdża w tak ekstremalne warunki. Możecie powiedzieć, co wam strzeliło do głowy?
Tony: Bo mój ojciec żyje i… I chciałem go odnaleźć. Tylko tyle.
Dr Yinsen: Mhm… To i tak było głupie. Mogliście zginąć.
Dr Bernes: Na szczęście uratowaliśmy wam życie. Standardzik.

Wtrąciła się lekarka z uśmiechem.

Pepper: Przepraszamy.
Dr Bernes: Nie szkodzi. Następnym razem wybierzcie się w bardziej bezpieczne miejsce.
Rhodey: Dopilnuję tego.
Dr Yinsen: Mamy taką nadzieję. No nic… Gratuluję, Victorio. Test zdany pozytywnie.
Dr Bernes: Dziękuję.
Pepper: Eee… To wy przyjechaliście, bo jakiś głupi test? I kto tu ma durnowate pomysły, co? Doktorku, jak tak można?
Dr Yinsen: Jakoś można.


Zaśmiał się i zostawił ich samych. Zabrali swoje rzeczy, a żeby nie ryzykować kolejną katastrofą, wskoczyli w pancerze i wrócili do domu.

--**--

Miało nie być nic, ale one shot jest krótki. Zaispirowałam się polskim serialem medycznym, gdzie jeden z ratowników stacji wyruszył w Himalaje. Pomyślałam, że Tony będzie chciał szukać ojca. No i tak oto mamy to coś.

Notka informacyjna

0 | Skomentuj
Witajcie. Z tej strony tradycyjnie Katari, która jest sadystką i maniaczką serialu Iron Man: Armored Adventures. Zrezygnowałam z pisania nowego opo, dlatego jako ostatnie pojawi się projekt. To nad nim będę się najbardziej skupiać, ale jest problem. Potrzebuję pomocy. Z tego właśnie powodu piszę to na blogu. Może ktoś poda pomocną dłoń do tego projektu. Ok. No to, co taka osoba musi wiedzieć?

Osoba musi być:

  • aktywna
  • chętna
  • zaangażowana w projekt (chodzi o kreatywność i nie olewanie tego)
  • zapoznana z fabułą serialu
  • konieczny kontakt ze mną pisemny lub rozmowa na komunikatorach (Messenger, Skype lub Hangout, a jeśli byłby problem, to mailowo lub telefonicznie)

To jest podstawa. A czego nie może być?

  • braku aktywności do dwóch miesięcy
  • braku kontaktu z osobą współpracującą nad scenariuszem
  • kopiowania żywcem
  • rezygnacji bez podania powodu
  • zbyt mrocznych scenariuszy (nie może być wulgaryzmów i opisów, jak z rzezi)
  • dodawania własnych postaci
Może to wydać się skomplikowane, ale więcej szczegółów podam prywatnie. Z okazji rocznicy IMAA, czyli 24 kwietnia, bo wtedy była emisja pierwszego odcinka, zacznę wstawiać pierwsze odcinki. Obecnie mam zrobionych 9. Jeszcze sporo pracy, a naprawdę sama tego nie ukończę. To co? Mogę na kogoś liczyć?

PS: Można pisać na maila, jeśli ktoś tak woli.

yoanka2415@gmail.com

Epilog

0 | Skomentuj
Podobny obraz
Whitney umarła mimo walki lekarzy o jej życie. Duch już się nie pojawił, a Tony mógł wrócić do domu. Powinnam zakończyć na tym swój pamiętnik, ale było coś jeszcze, co powinnam opisać. Otóż Pepper odważyła się powiedzieć temu pacanowi, że go kocha. Jak zareagował? Zdziwił się, ale na szczęście czuł to samo do rudej. To był spokojny dzień. Ostatni dzień. Siedzieliśmy we czwórkę w ogrodzie, aż do naszych uszu dotarł odgłos strzał. Natychmiast padliśmy na ziemię. Jednak rodzice nie wiedzieli nic o tym i nieświadomie przyszli do nas. Od razu dostali kulkę w łeb. Nie potrafiłam krzyczeć. Zamurowało mnie, ale czułam strach. Dlaczego wszystko, kiedy szło po naszej myśli, coś musiało nam przeszkodzić? Tony chronił dziewczynę całym swoim ciałem i nie chciał, żeby stała się jej krzywda.
Nagle strzały ucichły. Rhodey lekko wychylił się, sprawdzając, czy faktycznie zaprzestano ataku.

Rhodey: Czysto. Możemy…
Tony, Pepper: RHODEY!

I ponownie zaczęła się strzelanina. Zostaliśmy we trójkę, a jego już nie dało się uratować.

Pepper: Zginiemy. My zginiemy!
Tony: Pepper, opanuj się. Wyjdziemy z tego cało.
Pepper: Obiecujesz?
Tony: Obiecuję.
Anne: Lepiej go nie słuchaj, bo sam nie wie, co mówi, a my nawet nie mamy dobrego schronienia, żeby to przeżyć, choć sam strzelec nie wie, ilu nas zostało, ale na pewno zaatakuje ponownie.
Pepper: No racja, ale ja chcę przeżyć. Damy radę. Poświęcenie Rhodey’go nie pójdzie na marne.
Tony: I rodziców.
Anne: Byli głupi, że tu przyszli. Mogli tego nie robić, a nie zginęliby.

Znowu nastała cisza. Nikt się nie wychylał. Jednak on był wariatem. Po co mu mówić, by tego nie robił, skoro za chwilę sam to zrobi.

Anne: Zostajesz!
Tony: Pójdę po zbroję.
Pepper: Nie ma mowy!
Tony: Rany! Nie rozumiecie, że potrzebujemy się bronić?
Anne: Prędzej zginiesz, durniu! Masz tu zostać, jasne?!
Tony: Czy ty się o mnie martwisz?
Anne: Wydaje ci się.
Tony: Wrócę.
Pepper: Obiecujesz?
Anne: Zamknij się! Nie pytaj o to! Nie wróci żywy, bo jest głupi!
Pepper: Obrażasz mojego chłopaka, przyszłego męża i…
Anne: Guzik mnie to obchodzi! Nikt stąd nie wychodzi, jasne?!

Powiedziałam stanowczym głosem, ale ten kretyn wybiegł. Ruda już chciała za nim płakać. Nie lepiej ryczeć na pogrzebie?

Anne: Debil, idiota, patelnia i jeszcze raz debil.
Pepper: Patelnia?
Anne: Tak. Jest tak płaska, jak jego mózg.

Ponownie była strzelanina, a Tony nie zdołał nawet opuścić ogrodu. Krzyknął i upadł. Chyba też zarobił w łeb.

Anne: Ostrzegałam.
Pepper: Zostałyśmy same. Co teraz?
Anne: Zostajemy.
Pepper: Ale…
Anne: Nic nie możemy zrobić.
Pepper: Świetnie. Cały życie mamy spędzić tutaj?
Anne: No bez przesady. W końcu sobie pójdzie i zostawi nas.
Pepper: Nie! Ja tak nie mogę! Nie chcę być sama! Chcę być z Tony’m!
Anne: Pepper!

No i kolejna osoba padła. Zostałam tylko ja. Jako jedyna byłam w ukryciu. Nie wiedziałam, jak długo musiałam czekać.
Kiedy minęło pół dnia, rzuciłam kamień, skąd zwykle snajper celował. Było cicho. Postanowiłam wyjść. Szłam powoli. Powoli, powoli… Ukrywałam strach, dlatego szłam bardzo wolnym tempem. Minęłam zwłoki i poszłam do łazienki. Zdjęłam ubrania i zaczęłam brać prysznic. Nie spodziewałam się, że zacznę płakać. Nie wytrzymałam. Pękłam.

Anne: To juz koniec.
Duch: Zgadza się.


Przestraszyłam się, słysząc wrogi głos. Trafił mnie w klatkę piersiową trzykrotnie, a następnie odchodząc, sam sobie strzelił w głowę. Umierałam. Krew mieszała się z wodą. Traciłam siły. Upadłam, uderzając o krawędź wanny i odpłynęłam. Przegrałam ze śmiercią.

---***---

I kolejne opowiadanie kończy się w podobny sposób, gdzie wszyscy giną. Nie było pomysłu na dalsze notki, a tak pojawiło się nowe opo. To straszne, bo taka mania do tego serialu, że piszę dalej.

Notatka 10: Wszystko, co dobre kiedyś się kończy

0 | Skomentuj

Przed salą znowu stała mama, ale uśmiechała się. Miała do tego dobre powody. Lekarz powiedział, że Tony obudził się i chce gadać ze mną. Zdziwiłam się, bo nie wiedziałam, co miał mi do powiedzenia, a jako jedyna nie bałam się o niego. Nie czułam żadnych emocji i on woli rozmawiać akurat z siostrą, która go nie znosi. No nic. Zgodziłam się. Weszłam do środka. Nadal wyglądał słabo, co było widać po wymuszonym uśmiechu na twarzy. Próbował ukryć grymas bólu, lecz nie udawało mu się.

Anne: Cześć. Jak tam? Przestaniesz już straszyć mamę i wszystkich innych?
Tony: Dziękuję.
Anne: Za co? Czekaj… Pogubiłam się. Przyszłam tu, bo chciałeś pogadać, a zamiast tego, ty mi dziękujesz za coś.
Tony: Słyszałem, co zrobiłaś.
Anne: Nadal nie jesteś bezpieczny. Co z tego, że cię przenieśli, jak on pewnie nie odpuści, bo gadanie o kasie raczej niewiele dało, choć pewnie przez chwilę nad tym myślał.
Tony: Nie rozumiem, jak można tyle gadać.
Anne: Problem?
Tony: Mały na pewno.
Anne: Mam coś im przekazać?
Tony: Nie.
Anne:  Więc, czego jeszcze chcesz?
Tony: Nie tak wyobrażałaś sobie wakacje, co?
Anne: Szczerze? Jest ciekawie i podoba mi się. Zero monotonii, ciągła adrenalina i w ogóle tyle się dzieje.
Tony: Z Duchem nie ma żartów.
Anne: A wiesz, że znam twój sekret? Wiem, kim naprawdę jesteś.
Tony: No twoim bratem, a kim miałbym być?
Anne: Iron Manem.

Zamilknął. Chyba próbował to jakoś strawić, bo poznałam jego największą tajemnicę. Powiedziałam coś bardzo cicho, co szybko zapomniałam. Pożegnałam się z nim i wyszłam. Mama weszła do sali, a my siedzieliśmy.

Pepper: O czym gadaliście?
Rhodey: Pepper, nie bądź taka ciekawska. Może mają jakieś rodzinne sprawy.
Anne: Nie gadaliśmy za wiele, bo go męczyło moje gadulstwo, ale jakoś żyje. Heh! Nawet się zdziwił, że wiem o blaszaku.
Rhodey: Powiedziałaś mu?!
Anne: Co w tym złego?
Rhodey: Nie powinien wiedzieć.
Anne: Wy macie też przed nim jakieś sekrety? Nieładnie. Tacy z was przyjaciele, jak pies z kotem.
Pepper: Cóż… Kot z psem mogą być przyjaciółmi.
Anne: Ech! Wiesz, co mam na myśli.
Pepper: Tak.


Niespodziewanie przy nas pojawiła się jakaś zakrwawiona postać. Trzymała się za ranę, jaką miała przy klatce piersiowej. Długo nie została w masce i rozpoznaliśmy blondynę. Ta sama, co wtedy ostrzegła przed atakiem, umierała.

Notatka 9: Szybko i bezboleśnie

0 | Skomentuj


Głos przestał być słyszalny. Widocznie ta zjawa rozpłynęła się w powietrzu. Albo i nie. Nadal była w szpitalu. Co robić? Na pewno nie możemy pozwolić, żeby skrzywdził Tony'ego. Już wystarczająco chłopaczyna wycierpiała.
Nagle usłyszałam dźwięk pistoletu. Ludzie zaczęli panikować i przepychać się, żeby uciec z dala od strzelaniny.

Pepper: On ma broń!
Rhodey: To logiczne. Musiał z czymś przyjść.
Pepper: Tony musi żyć. Trzeba jakoś wykurzyć Ducha.
Rhodey: Jak?
Anne: Mam pomysł.
Rhodey: Czekaj! Chyba nie zamierzasz z nim walczyć?
Anne: Rozumu jeszcze nie zjadłam, Rhodey. Wiem, co robię. Chyba.
Rhodey, Pepper: CHYBA?
Anne: Życzcie mi powodzenia.

Natychmiast ruszyłam do biegu szukać sprawcy chaosu. Rozglądałam się za każdym kątem, zakamarkiem oddziału. I co? Nic. Zero śladów po Duchu.

Anne: On tu jest. Nie mógł uciec.
Duch: Masz rację.

Odskoczyłam przestraszona, szukając wroga. Dobrowolnie pokazał swoją sylwetkę. Nie był już niewidzialny.  Stał i jedynie, co robił, to patrzył na mnie.

Anne: Eee… Coś nie tak? Jestem brudna na twarzy?
Duch:  Bezmyślnie jest działać w pojedynkę, wiesz? Zrobię jeden ruch i umrzesz.
Anne: Próbuj. Proszę bardzo, ale mam ci coś do powiedzenia, jeśli chcesz mnie wysłuchać przed zabiciem mnie, bo chyba jesteś ciekaw, czemu cię szukałam, co?
Duch: Kolejna gaduła. Rany! Mów wolniej.
Anne: Powiem krótko. Wiesz, dlaczego cię szukałam?
Duch: Lubisz kłopoty.
Anne: Nie.
Duch: Kochasz Starka?
Anne: Nie? Skąd taki pomysł?!
Duch: No to, jaki może być powód?
Anne: Tony Stark nie jest warty śmierci.
Duch: Dlaczego? Sądzisz, że pozostawiając go przy życiu będzie lepiej, niż wykonać zlecenie?
Anne: Nieważne, ile ci płacą. Pomyśl. Co on ci zrobił? Może… Może znajdź lepsze zlecenie. Bardziej… płatne?
Duch: Dostanę 10 milionów za niego.
Anne: Oj! To słabo.
Duch: Sądzisz, iż mój zleceniodawca dał małą kwotę?
Anne: Oczywiście. Mogłeś targować się o większą sumkę, ale widać, że nie masz jaj.
Duch: Oj! Lepiej tak nie mów, bo ciebie zabiję.
Anne: Nie boję się śmierci. Proszę. Zrób to.

Rozgadać się potrafiłam, ale tym razem, miałam do tego dobry cel. Kiedy ja z nim nawijałam, oni powinni przenieść mojego brata w bezpieczniejsze miejsce.

Duch: Jesteś nietypową osobą. Zawsze spotykałem się z tchórzami, którzy chcieli uniknąć śmierci, a ty nie. Dlaczego?
Anne: Bo to w końcu wszystkich czeka. Prędzej, czy później, umrzemy… Nadal chcesz go zabić?
Duch: Dostałem takie zadanie, więc muszę je wykonać. Dobrze będzie, jeśli zejdziesz mi z drogi.

Spojrzałam na zegarek. Trochę ta gadka trwała.

Duch: Rozumiesz?
Anne: Pewnie. Droga wolna.

Odeszłam od niego, idąc w stronę łazienki. Czekałam, aż zniknie. Ponownie stał się niewidzialny. Od razu mogłam wrócić do Pepper i Rhodey’go. Nadal stali przed intensywną terapią, ale mama zniknęła.

Anne: Chyba się udało… Gdzie wcięło moją mamę?
Pepper: Rozmawia z lekarzem.
Anne: A Tony?
Pepper: Na początku nie wiedziałam, co jest grane, bo tak poszłaś na konfrontację z Duchem i tak myślałam, że już nie wrócisz, ale jesteś, więc się cieszę.
Anne: Dostaliście sporo czasu. No tak mi się wydaje.
Pepper: Rhodey domyślił się, czemu tak długo nie wracałaś. Powiedzieliśmy lekarzom, skąd te zamieszanie niewidzialnego zamachowca i zgodzili się zabrać go na inny oddział. W ogóle, to trochę cię minęło.
Anne: Co takiego?
Pepper: Poprawiło mu się i nie musi być ciągle monitorowany. Został przeniesiony również z tego powodu, a poza tym…
Anne: Chyba brakuje ci tlenu. Spoko. Możesz zwolnić.
Pepper: Nie no. To emocje. Wreszcie wszystko się poukładało, a on żyje. Po prostu kamień mi spadł z serca, bo nawet widziałam, jak lekko otworzył oczy, a potem mruczał coś pod nosem. Nie wiem, co to były za słowa, ale…
Rhodey: Dość, Pepper. Jesteś szczęśliwa. Wiemy o tym.
Anne: Heh! Oby Duch zniknął.
Rhodey: O czym z nim gadałaś?
Anne: Próbowałam go przekonać, że jego zlecenie jest nic niewarte.


Uśmiechnęłam się lekko, a następnie poszłam z nimi tam, gdzie leżał Tony. Jednak miałam nadal jakieś obawy. Coś mnie drażniło. Nie wiedziałam tylko, co.
© Mrs Black | WS X X X