40. Krok ku przyszłości

0 | Skomentuj

Jeszcze tego samego dnia, coś skłoniło Tony'ego, by zadzwonić do rudowłosej przyjaciółki. Jednak nie miał numeru, ale na jego szczęście ona pomyślała o tym samym zamiarze. Martwiła się, czy na pewno dawał sobie radę. Znalazła odpowiedni ciąg cyfr, wskazujący na odpowiednią osobę.
Kiedy czekała na odpowiedź po drugiej stronie słuchawki, Tony lekko wzdrygnął się z obawą na nieznane połączenie. Strach zniknął, biorąc komórkę do ręki. Zastanawiał się, czy dobrze zrobi, jeśli odbierze. Zadecydował wybrać tę opcję.

Pepper: Tony, słyszysz mnie? Wszystko gra?
Tony: Ach! To ty, Pepper. Przestraszyłem się, bo myślałem, że dzwoni ktoś inny
Pepper: Mandaryna nie ma. Już nikt ci nie zagraża... Jak się czujesz?
Tony: Całkiem dobrze. A ty, mój aniołku?
Pepper: Nawet jest okej. Mam fajną rodzinę zastępczą
Tony: Ja też nie narzekam... Wpadłabyś może dzisiaj do mnie? Chciałbym coś tobie pokazać
Pepper: Co to jest?
Tony: Nie powiem... To niespodzianka
Pepper: Ładowałeś już implant?
Tony: Pepper, mam już jedną niańkę. Nie potrzebuję więcej... Nie ładowałem go jeszcze
Pepper: Więc zrób to, jak najszybciej...  Przy ładowarce masz bransoletkę. Będzie cię alarmowała, kiedy musisz jej użyć
Tony: Dziękuję za instrukcje. Teraz na pewno sobie poradzę
Pepper: Zobaczymy
Tony: Czyli jesteśmy umówieni?
Pepper: O trzynastej
Tony: Świetnie. No to do zobaczenia
Pepper: Trzymaj się

Dzięki tej rozmowie, przestał się smucić i zadecydował wziąć się w garść. Najpierw spełnił prośbę, podpinając implant do ładowania, zaś bransoletkę umieścił na lewym nadgarstku. Od razu usłyszał głośne pikanie oraz odczuł ból w klatce piersiowej. Tak miało wyglądać przypomnienie, żeby nie lekceważył swego stanu.
Po godzinnym ładowaniu, razem z Rhodey'm poszli do laboratorium, gdzie miał pokazać swój wynalazek.

Rhodey: Zaprosiłeś ją tu?
Tony: Ocaliła moje życie. Ma prawo wiedzieć, co zrobiłem
Rhodey: A może chcesz podbić jej serce, by zaimponować?
Tony: Do Akademii Jutra i tak mam zamiar chodzić
Rhodey: Bo ona
Tony: Dobra, dobra. Czekaj... Chyba tu idzie

Wyszedł nastolatce naprzeciw, prowadząc do sekretnego pomieszczenia. Młody wynalazca przedstawił najnowsze dzieło, jakie miał zamiar zaprezentować swojemu ojcu, ale plany się zmieniły. Odsłonił płachtę.

Tony: Przedstawiam ci projekt "Iron Man". Ma służyć ratowaniu ludzkiego życia w przypadku różnych katastrof... I jak ci się podoba?
Pepper: Jest świetna. Na pewno będziesz bohaterem

Uśmiechnęła się, chwaląc go za pomysł. Zarząd przejął firmę, a Stane został z niej wyrzucony. Stark International czekało na odpowiednią osobę. Pepper planowała studia medyczne, zaś Rhodey wolał kształcić się w kierunku psychologii.

---**--

I w ten oto sposób kończymy kolejne opko. Następne będzie coś z klimatami Japonii. O wakacjach Tony'ego i Pepper. Wstawiać będę od czwartku, a na razie odpocznijcie :)

39. Spoczywaj w pokoju

0 | Skomentuj

Pepper musiała się przystosować do swojego nowego domu, zaś Tony'ego czekało to samo wyzwanie. Zwłaszcza życie z implantem. Dziewczyna z pomocą nowej matki próbowała znaleźć dla siebie miejsce, lecz chłopak nie miał z tym problemu. W końcu jego rodzina od zawsze przyjaźniła się z Rhodesami.
Żeby zacząć wszystko od nowa, pojechał z przyjacielem na cmentarz. Tam bezceremonialnie pochowano Howarda Starka. Akurat obok Marii. Nastolatek wpatrywał się w nagrobek.

Tony: Nie dam rady, Rhodey. To zbyt wiele
Rhodey: Oj! Poradzisz sobie
Tony: Straciłem ojca, a do tego wszystkiego mam życie żywej baterii
Rhodey: Przyzwyczaisz się... We wszystkim ci pomogę. Możesz na mnie liczyć w każdej sprawie
Tony: Nawet sercowej?
Rhodey: Uu... Kim jest twa wybranka?
Tony: Pepper
Rhodey: No nieźle
Tony: Spoczywaj w pokoju, tato. Później do was dołączę

Położył kwiaty, spuszczając swój wzrok z kamienia na trawę. Po chwilowej zadumie nad grobem, wrócili do domu. Przyszywany brat Rhodey'go nie potrafił zaakceptować tych wielkich zmian, których winien był Mandaryn.
Gdy wrócili do domu, Roberta zauważyła po minie drugiego "syna", że był bardzo przygnębiony. Chwyciła go za rękę i nalegała na rozmowę. Zgodził się, choć wolał pobyć sam w pokoju. Usiedli w salonie.

Roberta: Byliście na cmentarzu? Tak?
Tony: Przecież wiedziałaś, Roberto
Roberta: Bardzo zbladłeś. Lepiej się połóż
Tony: To nic
Roberta: Na pewno dobrze się czujesz?
Tony: Tak... Czy mogę już iść?
Roberta: Idź

Już chciała mu dać chwilę spokoju, lecz na chwilę został zatrzymany.

Roberta: Tony, gdybyś potrzebował wsparcia. Jakiejkolwiek pomocy, to możesz na nas liczyć... Niezależnie, z czym się musisz borykać, dobrze?
Tony: Dziękuję
Roberta: Gdyby coś się działo, zawołaj
Tony: Na pewno tak zrobię

Przytulił ją, aż przypomniał sobie słowa matki. Również mówiła tak samo i zawsze mógł mieć jej wsparcie. Jednak odeszła. W oku zakręciła się łza.

Roberta: W porządku?

Kiwnął jedynie głową i pomaszerował do swojego pokoju, który sąsiadował obok kącika Rhodey'go. Położył się na łóżku, próbując zasnąć. Ciągle miał łzy w oczach, bo wspomnienia dały o sobie znać.
Gdy on chciał zapomnieć, Pepper powoli zaaklimatyzowała się we własnym pomieszczeniu. Żona agenta FBI zadbała o każdy szczegół. Wszystkie rzeczy z dawnego domu miała przyniesione. Jedynie brakowało jej ojca oraz matki. Też czuła pustkę, choć nie przeżywała tak bardzo. Po prostu zrozumiała, co trzeba zrobić. Trzeba żyć dalej.

38. Mój aniołek

0 | Skomentuj

Nadeszła noc. Pepper pozwoliła Tony'emu zasnąć bez męczenia go kolejną diagnostyką. Widziała, że wszystko było dobrze i jedynie musiał nauczyć się nowego życia.
Spojrzała przez okno w jego sali, dopatrując się bezchmurnego nieba. Zaczęła myśleć, jak będzie wyglądało jej życie z nową rodziną.
Gdy zaczęła marzyć, zauważyła niespokojne ruchy chłopaka. Wskazywały na koszmar. I właśnie śnił mu się, jak znowu są więźniami Mandaryna. Z jego rozkazu miał zabić Pepper, lecz upierał się. Krzyczał w myślach, bo nie miał zamiaru zabić swojej przyjaciółki dla wolności. Jednak bez woli wykonał rozkaz. Gwałtownie się zbudził, chwytając za serce.

Pepper: Tony, spokojnie... Miałeś zły sen
Tony: Bałem się... Bałem... że przeze mnie umrzesz
Pepper: Koszmary są objawami naszych skrytych lęków... Spróbuj zasnąć, dobrze? Nie możesz się tak denerwować
Tony: To normalne
Pepper: Stres cię może zabić, rozumiesz?
Tony: Nie... mówiłaś... mi tego
Pepper: Niezbyt mieliśmy czas na rozmowę... Zaśnij, a ja będę obok, gdyby coś się działo
Tony: Mój aniołek
Pepper: Dobranoc

Uśmiechnęła się, przytulając chorego i siedziała w tej samej sali. Czuwała przy nim, lecz sama pragnęła odpłynąć w krainę snów.
Następnego dnia, młoda lekarka nie widziała przeszkód, żeby wypisać Tony'ego do domu. Roberta przyszła razem z resztą członków rodziny na zabranie w nowe cztery ściany.

Pepper: Tu jest kartka z zaleceniami, co może robić, a czego powinien unikać
Roberta: Myślę, że z tym akurat nie będzie problemu. Rhodey o to zadba
Rhodey: Tak. Osobiście zostanę jego niańką
Tony: Rhodey?
Rhodey: No co? Nadaję się do tego
Tony: Hahaha! Zobaczymy się jeszcze?
Pepper: Z twoją drugą mamuśką na pewno w szkole
Tony: To może zacznę się uczyć?
Pepper: Twoje życie. Nie patrz na mnie
Tony: W porządku... Dziękuję za wszystko
Pepper: Nie ma sprawy

Przytulił ją na pożegnanie oraz szepnął kilka słówek.

Tony: Jesteś moim aniołkiem
Pepper: A ty nie

Uśmiechnęła się głupawo, machając na pożegnanie. Agent FBI również przyszedł zabrać nastolatkę. Zanim jednak miała odjechać, poszła zobaczyć się z agentami, którzy narazili własne życie ku ich wolności. Przeszła przez korytarz, trafiając na drzwi po lewej stronie. Przez szybę zauważyła, jak się uśmiechają, a twarz Natashy powoli się regenerowała po oparzeniach. Clint ciągle towarzyszył swojej partnerce.
Nagle usłyszała czyjś głos.

Agent FBI: Gotowa rozpocząć nowe życie?
Pepper: Chyba tak
Agent FBI: Przyzwyczaisz się szybko i niczym się nie martw... We wszystkim ci pomożemy
Pepper: Dziękuję... Dziękuję jeszcze raz za wszystko

Z oka popłynęła maleńka łezka. Wciąż nie potrafiła pojąć, że skończył się koszmar niewoli.

37. Rodzina

0 | Skomentuj

Dziewczyna pozwoliła przyjacielowi Tony'ego wejść razem z rodziną w odwiedzimy, gdy ona musiała przeprowadzić poważną rozmowę. Rozmowę, która zadecyduje o jej dachu nad głową. Poprosiła agenta do barku, by mogli na spokojnie porozmawiać.

Agent FBI: Pamiętasz mnie, Patricio?
Pepper: Przyjaźniłeś się z moim ojcem
Agent FBI: Do czasu twojego porwania... Bardzo mi przykro z powodu śmierci zarówno ojca, jak i matki
Pepper: Ginęli na moich oczach
Agent FBI: Nie mogłaś nic zrobić
Pepper: Mogłam! Mogłam chwycić za broń!
Agent FBI: Nikt cię nie będzie ścigał za zabójstwo Mandaryna. Masz czystą kartę
Pepper: Nie do końca, bo Tong...
Agent FBI: Pozostają nieuchwytni, ale raczej nie będą ciebie nachodzić... Gdyby spróbowali, jesteś pod ochroną
Pepper: Naprawdę? Po tym, co zrobiłam? Po tym, jak... odebrałam ojca przyjacielowi?
Agent FBI: Spokojnie, dziecko. Nikt o niczym nie wie. Zresztą, wkrótce zapomnisz
Pepper: I tylko po to pan tu przyszedł?
Agent FBI: Coś ci pokażę

Z kieszeni wyjął pomiętą fotografię swojej żony z czasów ślubu.. Nie znała powodu pokazywania tak osobistych pamiątek. Już chciała zapytać, lecz sam zaczął wyjaśniać.

Agent FBI: Zawsze blisko trzymałem się z twoim ojcem. Kiedyś rozmawialiśmy o dzieciach i to było jeszcze, zanim się urodziłaś. Moja żona nie może mieć dzieci i marzyła o córce. Wtedy zawsze sobie żartował, że jak będzie miał taką gadatliwą rudą, to chętnie nam ją oda
Pepper: Żartował?
Agent FBI: Akurat był pijany. Trochę za bardzo wczuł się w rolę. Pamiętam, jak musiałem go podwieźć do domu, bo na nogach nie umiał stać prosto
Pepper: Mam mało czasu... Proszę przejść do rzeczy
Agent FBI: Chcieliśmy cię adoptować. Kiedy będziesz pełnoletnia, zrobisz, co zechcesz... Zgadzasz się?

Na chwila skupiła myśli o nowej rodzinie. Bardzo chciała mieć oboje rodziców i miała ochotę skorzystać z proponowanej okazji.

Pepper: Zgoda
Agent FBI: Nie pożałujesz tego
Pepper: Dziękuję

Po jej policzkach spłynęła łza, lecz musiała się do kogoś przytulić. Poczuła odbudowę szczęścia oraz własnego istnienia. Kiedy zakończyli konwersację, wróciła do sali pooperacyjnej. Tony też zyskał rodzinę zastępczą. Usłyszała z ust Roberty, że wolą Howarda było zamieszkanie z nimi, gdyby umarł.

Pepper: Przepraszam za najście... Czas odwiedzin się skończył
Tony; Mam rodzinę
Pepper: Ja też
Tony: Znowu chcę żyć. A ty?
Pepper: Nawet bardziej, niż wydawałoby ci się

Cała trójka wyszła, a Pepper zrobiła podstawowe badanie implantu. Nie potrafiła ukryć odrodzonej chęci do życia. Tony tak samo.

36. Przytulisz mnie?

0 | Skomentuj

Pepper zabandażowała klatkę piersiową i uruchomiła implant. Według odczytów z kardiomonitora, serce przyjęło wspomagacz bez problemu. Zakończyła operację po sześciu godzinach. Musiała wyjść z sali, by uspokoić jego przyjaciela. Sam rzucił się w jej stronę, licząc na informacje.

Pepper: Operacja się powiodła. Na razie odpoczywa, lecz powoli zacznie się wybudzać z narkozy. Jednak nie zdołałam uratować uszkodzonego serca, więc wszczepiłam mu implant. Żeby odpowiednio funkcjonował, potrzebne są godzinne ładowania. Dam ładowarkę, gdy będzie w stanie wrócić do domu
Rhodey: Dziękuję, a można się z nim zobaczyć?
Pepper: Na chwilę, lecz zawołam, kiedy uznam, że wszystko gra
David: Wycofuję, co wcześniej powiedziałem... Nie jesteś za młoda na bycie lekarzem
Pepper: Trochę jestem, choć sama się edukowałam w tym kierunku. Szkoda, bo może dyrektor Nara zrobiłby miesięczny kurs pierwszej pomocy
Rhodey: Chodzisz do Akademii Jutra?
Pepper: Zgadza się. Jakiś problem?
Rhodey: Dziwne, bo też tam chodzę, a nigdy cię nie widziałem
Pepper: Widocznie nie zwracałeś na mnie uwagi... Porozmawiamy później. Muszę się zająć Tony'm

Poszła w stronę sali pooperacyjnej, gdzie leżał nastolatek podpięty do urządzeń monitorujących funkcje życiowe, zaś na twarzy miał maskę tlenową. Powoli otwierał oczy, rozglądając się po pomieszczeniu. Nie panikował, bo dziewczyna trzymała go za rękę.

Pepper: Mówiłam, że jestem przy tobie
Tony: Pepper...
Pepper: Jak się czujesz?
Tony: Dobrze... Dziękuję ci
Pepper: Przynajmniej w ten sposób mogłam odkupić swoje winy
Tony: Ej! Zrobiłaś, co ci kazał
Pepper: Ale miałam wybór
Tony: Najważniejsze, że żyjemy... Przytulisz mnie?
Pepper: Tak bardzo tobie tego brakuje?
Tony: Tak

Młoda lekarka uścisnęła Tony'ego dość lekko, by nie sprawić mu bólu przez świeże rany pooperacyjne. Uśmiechnął się do niej, aż spaliła buraka na twarzy.
Nagle ich usta się zetknęły, powodując krótki pocałunek.

Tony: Kocham cię
Pepper: A ja tego nie ukrywam

Ponownie się pocałowali, lecz na dłużej. Całą miłosną atmosferę ktoś musiał brutalnie przerwać. Tą osobą była Roberta. Zapukała do drzwi, bo miała ważną wiadomość do przekazania.

Pepper: Pozwolisz?
Tony: Idź... Poczekam na ciebie
Pepper: Nie uciekaj
Tony: Nawet nie mam takiego zamiaru

Puścił oczko, uśmiechając się głupawo. Ona odwzajemniła gest. Po wyjściu na korytarz, spostrzegła dodatkowe dwie osoby plus nowo przybyłą. Miała do pogadania z prawniczką, Rhodey'm, Davidem oraz znanym agentem FBI. Przyjacielem jej ojca.

35. Nowe serce

0 | Skomentuj

Rhodey był przerażony stanem Tony'ego, ale Pepper starała się go uspokoić, że wszystko będzie dobrze. SHIELD zezwoliła jej na operację, bo wiedzieli o niezwykłych zdolnościach dziewczyny.
Kiedy znaleźli się na helikarierze, chłopak na chwilę odzyskał przytomność. Leżał na łóżku szpitalnym i był zabierany na ingerencję chirurgiczną. Dla łatwiejszego oddychania miał maskę tlenową.

Tony: Pepper...
Pepper: Teraz cię zabiorę do krainy snów. Gdy się obudzisz, od razu poczujesz na nowo życie... Zrelaksuj się i pomyśl o czymś miłym
Tony: Będziesz... przy... mnie?
Pepper: Cały czas

Chwyciła go za rękę, uśmiechając się, by przestał się bać, co się wydarzy za drzwiami sali operacyjnej. Rhodey czekał na jakieś wieści razem z ojcem.

David: Nie martw się. To mądra dziewczyna
Rhodey: Widocznie tak, ale boję się, co z nim będzie
David: Pewnie Howard zapisał jakiś testament. Zapytamy się mamy, gdy wrócimy
Rhodey: Przynajmniej porywacz już nie żyje
David: A jego armia się ulotniła
Rhodey: Teraz tylko czekać, aż skończy operować
David: Tony zawsze był silny. Skoro zniósł tyle tortur, będzie żył
Rhodey: Mam taką nadzieję

Młoda lekarka zajęła się narkozą, używając specjalnego gazu.

Pepper: Tony, słyszysz mnie?
Tony: Tak
Pepper: W porządku, więc odlicz do dziesięciu. Spokojnie oddychaj i zrelaksuj się
Tony: Jeden... dwa... trzy...

Powieki powoli mu się zamykały, lecz czuł uścisk jej dłoni.

Tony: Cztery... pięć... sześć...
Pepper: Dobranoc

Uśmiechnęła się, kończąc za niego odliczanie. Chłopak zasnął. Wszelkie urządzenia do monitorowania były podłączone, zaś nowy implant czekał na wstawienie przy narzędziach chirurgicznych.
Po upewnieniu się, że pacjent zapadł w głęboki sen, rozpoczęła działanie. Najpierw zdjęła napierśnik, odsłaniając zepsuty mechanizm. Delikatnie użyła lekkich nacięć, żeby go wyjąć. Wystarczyło kilka minut, a prowizoryczne urządzenie znalazło się na metalowej tacy. Dziewczyna wykonała kolejne nacięcie, lecz głębsze, żeby odnaleźć inne odłamki metalu, jakie mogły utrudniać oddychanie. Znalazła z kilka kawałków, wyciągając je pęsetą.
Nagle kardiomonitor zaczął piszczeć. Ciśnienie niebezpiecznie spadło nisko, że musiała odpowiednio zareagować. Wstrzyknęła specjalną substancję, aż sytuacja nadal pozostała stabilna. Jako ostatni element było wstawienie nowego serca.

Pepper: Teraz będzie ci się żyło lepiej

Implant powoli akceptował organizm Tony'ego, lecz dopiero później się okaże, czy się udało.

34. I już po wielkim Mandarynie

0 | Skomentuj

Przyjaciele musieli się nacieszyć swoim widokiem, bo przez wypadek zostali na długo rozdzieleni. Tony dalej pamiętał o swojej bohaterce i chciał pójść ją poszukać. Jednak ból w klatce piersiowej zaczął go dusić, że z trudem przychodziło mu powiedzenie kilku słów.

Rhodey: Jak dobrze, że już po wszystkim
Tony: Pepper...
Rhodey: Co Pepper?
Tony: Ona... ciągle... tam... jest
Rhodey: Spokojnie. Znajdzie się
Tony: Zabije... go
Rhodey: Tony, skąd taka myśl?
Tony: Bo... odebrał... jej... rodziców
Rhodey: Nie martw się... A kim w ogóle jest?
Tony: Uratowała... mnie

Wojsko wraz z agentami FBI zabezpieczyli odnalezione zwłoki Howarda. David zadecydował o sprowadzenie ich do Nowego Jorku. Spakowali ciało w czarny worek, wynosząc je ostrożnie z kryjówki Mandaryna.
Nagle usłyszeli strzał. Jeden, ale tak głośny, że serce chłopaka zamarło na chwilę.

Tony: Pepper! Ach! Pepper!

Mundurowi natychmiast pobiegli w stronę strzelaniny. Mierzyli z broni, czekając na wyjście sprawcy. To, co zobaczyli, nie potrafili opisać. Najpierw z kryjówki wyszli ci, którzy zabrali martwego, a następnie dołączyła pozostała część jednostek. Nastolatek umierał z przerażenia o dziewczynę. Bał się, bo mogła zostać dotkliwie zraniona.
Gdy ojciec Rhodey'go wyszedł z workiem, powiedział swoim ludziom, dokąd mają je zabrać. I wtedy spostrzegł swojego syna. Podbiegł do niego i przytulił.

David: Rhodey, co ty tu robisz?
Rhodey: Chciałem uczestniczyć w akcji
David: Przykro mi z powodu twojego taty, Tony
Rhodey: Ej! Wy też to widzicie?
Tony: Pepper?

Był w szoku, widząc, jak ciągnęła trupa za nogę. Wpakowała oprawcy kulkę w łeb, ale agenci nie osądzili jej. Chcieli, by żyła normalnym życiem. Uznali, że Khan nie wytrzymał psychicznie, więc popełnił samobójstwo.
Po kilku minutach, Pepper znalazła się przy Tony'm, a FBI zabrało ciało dawnego władcy pierścieni.

Pepper: Trzymasz się jakoś?
Tony: Jesteś... tu
Pepper: Przecież powiedziałam... Nie pozwolę ci umrzeć
Rhodey: Umiera? Nie! Tony, nie rób tego!
Pepper: Uspokój się, dobra? Zaraz temu zaradzę, lecz potrzebuję warunków do przeprowadzenia operacji
David: Masz 16 lat. Nie możesz...
Pepper: Tylko ja znam jego obrażenia... Tony, słyszysz mnie?
Tony: Tak
Pepper: Ufasz mi?
Tony: Bez... dwóch... zdań
Pepper: Świetnie, więc trochę sobie pośpisz, dobrze?
Tony: Dobrze

Uśmiechnął się, mdlejąc w ramionach przyjaciela.

33. Akcja ratunkowa

0 | Skomentuj


Wszystkie jednostki ratunkowe za pośrednictwem SHIELD zostały wysłane na miejsce, gdzie namierzyli komunikator Natashy. Rhodey poleciał z nimi i miał nadzieję, że ta historia szczęśliwie się zakończy. Agentka Hill powiedziała agentom plan działania.

Agentka Hill: Mamy dwie godziny, by odbić więźniów Mandaryna oraz naszych agentów. Gdy wylądujemy na miejscu, musimy przede wszystkim zapewnić bezpieczeństwo rannym, a wojsko nam pomoże walczyć z armią przeciwnika
Rhodey: Idę tam z wami
Agentka Hill: Wystarczy, że poczekasz w bazie powietrznej
Rhodey: Nie! Ktoś musi być, kto go uspokoi. Na pewno będzie w szoku
Agentka Hill: Twój ojciec też tam będzie
Rhodey: Wiem, dlatego nic mi się nie stanie
Agentka Hill: Obyś się nie mylił... No dobra, to miejcie na niego oko

Zgodzili się, a on się cieszył, bo w końcu zobaczy się z Tony'm, którego stan ciągle się pogarszał. Agentka zdołała znieść ból przez oparzenia, lecz on nie potrafił oddychać.

Agentka Romanoff: Zatrzymaj się na chwilę... Tony, słyszysz mnie?
Tony: Tak
Agentka Romanoff: Bardzo źle się czujesz?
Tony: Trochę... ale... dam... radę
Agent Barton: Jest wycieńczony, Natasho... Widzisz, że prawie nic nie jadł, a jeszcze znosił te tortury
Agentka Romanoff: Spróbuj wytrzymać, dobrze?

Kiwnął głową i znowu ruszyli w stronę wyjścia. Byli coraz bliżej. Straży nigdzie nie było, co wyjaśniało jedynie jedno. Mandaryn miał kłopoty. Chłopak nadal z trudem oddychał, a czas mu się kończył.
Dwie godziny później, FBI, SHIELD oraz wojsko otoczyło dom Khana, rozpraszając wszystkie jednostki po całej posesji. Kilku z nich przedarło się przez główne wejście.
Nagle zostali zaatakowani przez Tong, choć większość strzegła swego pana przed Pepper. Dziewczyna z chęcią zemsty chciała wymierzyć własną sprawiedliwość. Jednak wahała się, czy strzelić.

Gene: Wydaje ci się, że uratowałaś Starka? Moi ludzie wkrótce go dobiją, a wtedy ty będziesz obarczona jego śmiercią
Pepper: Prędzej wpakuję ci kulkę w łeb! Za to, co zrobiłeś moim rodzicom! Odebrałeś ich!
Gene: Oj! I nadal masz z tym problem? Pogódź się z tym, chociaż mogę pomóc tobie spotkać się z nimi. Co ty na to?
Pepper: Zamilcz!

Załadowała pistolet, celując w sprawcę morderstwa rodziny. Kiedy ona chciała skończyć z nim, agenci zdołali wydostać rannego na zewnątrz. Pierwsze, co zobaczył, to mnóstwo ludzi w mundurach, aż dopatrzył się znajomej twarzy. Rhodey zauważył przyjaciela, więc rzucił mu się na szyję.

Rhodey: Tony, to ty! Boże! Co ci się stało?
Tony: Rhodey... Dobrze... cię... widzieć

Przytulił go, a z oczu wypłynęły łzy. Nie wierzył, że skończył się ten koszmar.

32. Mamy rannych!

0 | Skomentuj

Generał otrzymał kolejne informacje, lecz teraz w nich znalazł zdjęcie sprawcy. Jedno, gdy był w zbroi, zaś kolejne przedstawiało jego prawdziwą tożsamość.

Gen. Fury: Macie mi natychmiast znaleźć wszystko, co o nim wiecie!

Jednak na fotkach nie skończyła się wiadomość. Agent Barton zdołał też im załączyć fragment tortur nastolatków. Rhodey się wściekł, że nikt nic nie robił, by pomóc więźniom Mandaryna. Przeraził się na widok Tony'ego. Szczególnie zwrócił uwagę na to, co miał na klatce piersiowej.

Rhodey: Co to jest?

Gdy on zastanawiał się, skąd przyjaciel miał coś w rodzaju napierśnika, Natasha dalej krzyczała z bólu. Z jej twarzy zaczęła schodzić skóra, a piekło czuła też w innych partiach ciała.
Nagle do pokoju tortur wparował Clint, mierząc w pistoletu w Gene'a.

Agent Barton: Odsuń się od niej! Natychmiast!
Gene: W porządku

Przestał używać mocy, a agentka upadła na podłogę.

Agentka Romanoff: Clint?
Agent Barton: Już jestem... Wytrzymaj, rozumiesz? Pomoc niebawem się zjawi... Coś ty jej zrobił?!
Gene: Powiedzmy, że musiałem jej pokazać, że nie jest mile widziana w moim domu
Pepper, Tony: DOMU?
Gene: Tong, zająć się intruzami! Tong!
Agent Barton: Na razie sobie odpoczywają
Gene: Ech! Później się z wami rozprawię

Nikt nie przypuszczał, że Mandaryn tak po prostu im odpuści. Clint pomógł wstać partnerce, a później wspólnie uwolnili Tony'ego i Pepper. Chłopak stracił siły i padł, chwytając się za serce.

Agentka Romanoff: Kiedy będzie pomoc?
Agent Barton: Już wiedzą o nas. Jeszcze dziś uciekniemy
Pepper: Tony, co się dzieje?
Tony: Ach! Znowu... serce
Pepper: Musimy stąd wiać, bo ma coraz mniej czasu
Agentka Romanoff: Właśnie widzę... On umiera
Tony: Pepper...
Pepper: Nie bój się. Nie dopuszczę do tego... Weźcie go stąd
Agent Barton: A co z tobą?
Pepper: Mam coś do załatwienia
Tony: Pepper... uważaj... na siebie
Pepper: Będę na pewno

Cmoknęła go w policzek i pobiegła dorwać oprawcę. Mężczyzna nie spostrzegł braku pistoletu. Wraz z ukochaną próbował wydostać rannego na zewnątrz. Ponownie wezwała wsparcie.

Agentka Romanoff: Halo! Mówi agentka Romanoff. Potrzebna nam pomoc! Powtarzam... Potrzebujemy wsparcia! Namierzcie mój sygnał i przylećcie! Mamy rannych! Powtarzam... Są ranni! Wezwijcie wszystkie jednostki ratunkowe! Powtarzam... Wezwijcie ich!

31. Wysłać wsparcie! Powtarzam... Wysłać...

0 | Skomentuj


Milczenie. Mandaryn nic nie powiedział. Doskonale pamiętał, jaką złożył im obietnicę, ale potrzebował ich jeszcze do czegoś. Do testów pierścieni. Zabrał więźniów do swojego pokoju tortur. Nigdy w nim nie byli, bo zwykle bił niewolników w celi lub na korytarzu, choć raz zdarzyło się w lecznicy. Przypiął ich osobno do metalowych stołów, a agenci poszli za nimi.

Agentka Romanoff: Kręcisz to?
Agent Barton: Tak... Teraz coś będą mogli zrobić

Strach przeszedł przez ciała uwięzionych. Nie wiedzieli, jak silne mogły być pierścienie.

Pepper: Nie taka była umowa!
Gene: Naprawdę? Jeśli nie była naniesiona na papier, można ją ciągle modyfikować
Tony: Kłamca... Oni... cię... znajdą
Gene: O! Chyba wiem, kto będzie pierwszy

Ruda zaczęła szarpać łańcuchami, by oswobodzić ręce.

Pepper: Nie! Zostaw! Chcesz go zabić?!
Gene: Już jesteście zbędni

Niespodziewanie ktoś strzelił pistoletem w lampę. Nie był to nikt inny, jak Clint Barton.

Agentka Romanoff: Co ty wyprawiasz?
Gene: Tong, mamy intruza! Znaleźć i zabić!
Dowódca Tong: Tak jest, panie
Agentka Romanoff: Clint, zabiję cię
Agent Barton: Ustaw się w kolejce. Chyba oni będą pierwsi

Armia Tong przegrupowała się, żeby przeczesać efektywnie bazę w poszukiwaniu intruza. Jednak Gene nie miał zamiaru rezygnować. Clint pobiegł zająć się strażą, zaś Natasha pozostała na miejscu, obserwując działania tyrana. Zaczął od fioletowego pierścieni, uderzając w Tony'ego eksplodującą falą energii. Chłopak jedynie krzyknął z bólu, lecz starał się nie zemdleć. Kolejnym był zielony, którego użył na dziewczynie, strzelając pomarańczowym promieniem.

Agentka Romanoff: Nie... Nie będę dłużej na to patrzeć. Wybacz mi, Clint

Wyszła z ukrycia, mierząc w Mandaryna.

Agentka Romanoff: Poddaj się! Odłóż broń i uwolnij dzieciaki!
Gene: Śmiesz mi rozkazywać?

Wykorzystał moc trzeciego pierścienia, by bariera zniszczyła jej pistolety. Agentka szybko wyjęła krótkofalówkę.

Agentka Romanoff: Wysłać wsparcie! Powtarzam... Wysłać...

I te urządzenie również zniszczył.

Gene: SHIELD, tak? No proszę... Powinienem się domyślić, że wysłali wsparcie. Hmm... Chcesz mieć oszpeconą twarz na całe życie?
Agentka Romanoff: Nie. Nie! NIEE!
Agent Barton: NATASHA!

Krzyknął jej partner, który kończył rozprawiać się z ninja. Natychmiast sam wezwał dodatkowe siły i pobiegł do pokoju tortur. Krzyki kobiety były na tyle donośne, że i ludzie w pobliskiej wiosce mogli je usłyszeć.
© Mrs Black | WS X X X