Part 228: Godzina do śmierci cz.2


**Duch**

Nigdy nie pokazałem się jako tchórz. Pragnąłem walki. Pragnąłem jego śmierci za to, że przekroczył wtedy próg mojego domu, rozbijając rodzinę, która była dla mnie najważniejsza. Mogłem stracić Katrine bez odwrotu. Dlatego czekałem, aż Baron von Strucker ruszy dupę, strzelając na oślep. Musiałem jedynie lekko go wkurwić. A może i mocno?

Duch: Jestem tu, dupku! Czekam na ciebie!
Baron von Strucker: Pokaż się!
Duch: Oj! Nie tak szybko!
Baron von Strucker: Może cię nie widzę, ale za to doskonale słyszę!
Duch: Świetnie, gnido! Strzelaj do cholery i miejmy to z głowy!
Baron von Strucker: Znajdę cię! Znajdę i wypatroszę, bo niszczysz moje plany! Tak świetnie działała Hydra, dopóki nie zrobiłeś jej prania mózgu!
Duch: Kurwa! Sama chciała wrócić, więc odpierdol się! Powinienem cię zabić na początku, ale tylko czekałem, aż wyjdziesz z ukrycia!
Baron von Strucker: Więc strzelaj!
Duch: Jeden terrorysta patrzy, drugi podkłada bombę. Cyk, cyk, cyk... Teraz martwy będziesz TY!

Wystrzeliłem z bazooki w przeciwnika. Szybko schowałem się za kolejnym kontenerem. Wiedziałem, na co czekał, ale wykonałem pierwszy etap planu. Był wściekły, aż strzelał bez celowania w jeden obiekt. Śmiałem się z niego, mierząc po raz kolejny. Wymierzyłem w dwie beczki blisko portu, które wybuchły, zataczając ogień wokół ofiary.

Duch: Masz dość?!
Baron von Strucker: Nie!
Duch: I tego nie chciałem usłyszeć!

Kolejne beczki eksplodowały, rozprzestrzeniając więcej płomieni. Pora na drugą część.

~*Pół godziny później*~

**Katrine**

Razem z matką odnalazłyśmy miejsce potyczki. Magazyny na nadbrzeżu. Widziałam, jak ten typek z Hydry próbował trafić mojego ojca, który świetnie się z nim bawił. Już bałam się, że zostanie ranny, ale zdążyłyśmy na czas. O dziwo nikt nie strzegł terenu. Żadnych agentów?

Viper: Katrine, uważaj!
Duch: KATRINE!

Nagle przede mną pojawił się jeden z wysłanników Struckera. Za nim wyszedł następny. Musiałam pomyśleć o nich? Musiałam?! Pięknie. Zgotowałam sobie prawdziwe piekło. Zaczęłam atakować mężczyznę, uderzając z łatwością w czuły punkt. Po ciosie w kokoski szybko się nie pozbiera. Mama wbiła mu sztylet w nogę, aż syknął z bólu. Dobiła go, kopiąc w brzuch. Padł. Pozostało czterech. Myślałam, że ich też pokonamy, ale sam baron strzelił w naszą stronę.

Viper: Uciekaj stąd! Już!
Katrine: Nie!
Viper: To nie była prośba! Uwaga! Kryj się!

Padłam na podłogę, obrywając w ramię z pistoletu. Nie chciałam się poddać. Podczołgałam się, chowając za magazynem. Miałam sześć strzałów. Raz strzeliłam nad nim dla ostrzeżenia. Drugi oznaczał sygnał, by tata dokończył walkę. Trzeci miał służyć do zabicia w razie konieczności. Byłam na to gotowa.

**Duch**

Zabiję żonę za ryzykowanie życia Katrine. Nie dość, że oberwała, to dalej chciała walczyć. Zuch dziewczyna, lecz zarazem i bezmyślna. Musiałem coś wymyślić. Zmieniłem broń na snajperkę, mierząc w agentów. Pierwszy padł przez strzał w głowę. Kolejny dołączył z tego samego powodu, lecz pozostałej pary nie mogłem namierzyć.
Kiedy usłyszałem przeraźliwy pisk córki, dostrzegłem przeciwników, którzy zmierzali do niej z nożami. Viper brakowało sztyletów, a karabin mógł zranić też Katrine. Jedyną opcją pozostało zlikwidować ich szefa.
Już mierzyłem z broni, gdy nastąpił z innej strony strzał. W powietrzu pojawiły się trzy pociski.

Duch: Katrine?
Baron von Strucker: Nie... mogę... odejść... Mam misję
Duch: Która kończy się tu i teraz

Padł na podłogę z przebitym płucem. Od razu agenci chcieli mnie zaatakować, lecz zostali powaleni zwykłymi ciosami przez moją kobietę. Podbiegłem do żony i córki.

Duch: Co ci strzeliło do głowy ją brać na tak niebezpieczną akcję?!
Viper: Nie mogłam zostawić jej samej
Duch: Katrine, nie zasypiaj... Słyszysz mnie?
Katrine: Przeżyję
Viper: Potrzebuje lekarza
Duch: Niekoniecznie. Zajmiemy się nią w domu

Chwyciłem Katrine sposobem matczynym i pojechaliśmy do naszych czterech ścian.

~*Kolejne pół godziny później*~

**Tony**

Zbroja była gotowa do użytku, choć na misję nie mogła lecieć przed przetestowaniem. Do tego ładowałem implant. Dość długo trwał ten proces. Pozostało mi jeszcze sprawdzić wytrzymałość przed impulsem elektromagnetycznym. Na chwilę odłączyłem mechanizm od ładowarki. Wszedłem do pancerza testowego. FRIDAY wykorzystała jeden impuls o niskiej częstotliwości. Zbroja nie miała uszkodzeń. Zwiększyła moc do średniej. Nadal bez zmian, ale przy silnej fali poczułem potężny ucisk w klatce piersiowej. Nie mogłem zemdleć w trakcie testów.

<<Tony, na dziś wystarczy>>

Tony: Aaa! Nie! Muszę... dalej... Zwiększ moc! Teraz!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X