Part 225: Nienawidzę szpitali


**Rhodey**

Walczyłem, by nie zasnąć, choć ból nie dawał mi spokoju. Czułem, jak moją nogę rozrywa od środka. Zostałem pozbawiony rurki z przełyku, nabierając powietrza do płuc. Zwykłym oddechem chciałem rozproszyć uwagę od piekła w lewej kończynie. Otrzymałem jakieś leki przeciwbólowe, które nie były w stanie pomóc. Długo nie utrzymałem się przytomny, zasypiając.
Zasnąłem? Raczej nie. Wciąż widziałem te pomieszczenie, gdzie się obudziłem po operacji. Jednak nigdzie nie mogłem znaleźć lekarza. Mogłem wstać z łóżka i wyjść z sali. Tak też zrobiłem, lecz nie czułem bólu. Widocznie później zareagowały leki. Szukałem znajomej twarzy, ale musiałem wyjść na korytarz, by natrafić na kogoś. Udało się. Znalazłem mamę. Stała do mnie tyłem, a jej głos odbijał się od ścian, przekazując kilka słów.

Roberta: Nie poddawaj się, Rhodey... Jesteś bohaterem... Nawet, gdy brakuje ci sił, musisz walczyć
Rhodey: Na pewno będę
Roberta: Więc walcz

Postać rodzicielki zmieniła się w Madame Mask, trzymającą broń, którą poprzednio oberwałem wiele razy. Chyba miałem omamy, bo nie powinna tu być. Przestraszyłem się na dźwięk ładowania broni. Od razu pobiegłem, ile zdołałem wydobyć z siebie energii. Wydawało mi się, że te pociski powiększyły się. Co to ma znaczyć?

Rhodey: Zostaw mnie!
Nebula: Nie tak szybko

Machnęła ręką, aż zastygłem, topiąc się w podłożu. Próbowałem się uwolnić, lecz bezskutecznie. Wołanie o pomoc też nie działało. Jeśli śniłem, mogłem być Bogiem. Mogłem zrobić wszystko. Pomyślałem, żeby moja ręka zyskała funkcję repulsora. Wystarczyła maleńka myśl i szala zwycięstwa przechyliła się na odpowiednią stronę.

Rhodey: Przegrałaś

Strzeliłem w wariatkę, która rozpłynęła się w powietrzu. To nie powinno się zdarzyć. To musiał być... sen.
Kiedy uświadomiłem sobie obecny stan rzeczy, obudziłem się w łóżku szpitalnym z przerażeniem, co zarejestrował kardiomonitor. Ktoś starał się mnie uspokoić. Podszedł bliżej doktorek w okularkach. Nie wierzyłem, czy nikt w niego się nie podszył.

Rhodey: Kim... jesteś?!
Dr Yinsen: Dr Ho Yinsen. Lekarz cybermedycyny... Rhodey, już dobrze. Madame Mask została aresztowana... Jesteś bezpieczny. Wszystko gra... Rhodey, słyszysz mnie?
Rhodey: Na pewno... jej tu... nie ma?
Dr Yinsen: Na sto procent
Rhodey: Gdzie jest mama? Była tu?
Dr Yinsen: Razem z twoją narzeczoną chciały wiedzieć, co się z tobą dzieje... Zwariowany sen?
Rhodey: Można tak powiedzieć
Dr Yinsen: Nadal odczuwasz ból w nodze?
Rhodey: Trochę mniej
Dr Yinsen: Hmm... Prawie doszło do zerwania więzadeł w kolanie
Rhodey: Auć!
Dr Yinsen: A tak, jak się czujesz?
Rhodey: W miarę dobrze
Dr Yinsen: Żadnych innych dolegliwości?
Rhodey: Lekko ramię boli
Dr Yinsen: Wina szwów, bo mało brakowało, żebyś wpakował nogi do grobu
Rhodey: Co się dokładnie stało?
Dr Yinsen: Zostałeś poważnie ranny podczas strzelaniny. Oberwałeś w nogę, ramię oraz klatkę piersiową
Rhodey: I żyję?
Dr Yinsen: I żyjesz, choć wiele razy twoje serce przestało bić
Rhodey: Walczyłem
Dr Yinsen: Dlatego jesteś wśród żywych

Uśmiechnął się, badając ogólny stan ciała. Sprawdzał rany oraz reakcję źrenic, czy same bicie serca. Kiwał głową, więc nie musiałem się martwić.

~*Godzinę później*~

**Tony**

Przeprosiłem syna i podzieliłem się z nim ostatnią poradą. Jeśli naprawdę kochał Katrine, powinien wiedzieć, kiedy okazywać te uczucie intymnie i poznać granice. Zrobiłem się senny, a do tego słabłem. Musiałem popracować nad ulepszeniami zbroi, więc poszedłem do zbrojowni. FRIDAY nalegała na odpoczynek, lecz nawet nie zacząłem tworzyć udoskonaleń. Usiadłem przy stole roboczym, majstrując przy pancerzu Iron Mana.

Tony: FRIDAY, jakie są uszkodzenia?

<<Należy popracować nad odpornością przed falami elektromagnetycznymi>>

Tony: Coś jeszcze?

<<Idź spać>>

Tony: Nie

<<Więc nic nie mówię>>

Tony: Ej!

<<Pozostała kwestia wytrzymałości zbroi, ale zajmij się tym później>>

Tony: Nie mogę

<<Bo zło nigdy nie śpi?>>

Tony: Bo muszę ratować ludzi i odnaleźć Mask... Zemszczę się za Rhodey'go

Chwyciłem za narzędzia, rozpoczynając naprawy. Ledwo majstrowałem przy napierśniku, aż zasnąłem, padając twarzą na część, gdzie znajdowało się źródło zasilania. Zamknąłem oczy, trafiając do innego świata.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X