Part 131: Nieporozumienie cz.1



**Pepper**

Lily mogła mieć rację, co do tego, że zostały mu ledwie dwa dni. Sądząc po tym, jak wygląda, wszystko było możliwe. Jednak nie chciałam go stracić. Gdyby lekarze szybciej się pojawili, może powstrzymaliby Tony'ego przed wstrzyknięciem kylitu. Rhodey milczał, siedząc przy nim.

Pepper: Może powiesz coś? Tylko ty wiesz, co się z nim dzieje
Rhodey: Nie będę ci mówić. Sama przecież widzisz...  A Lily mówi prawdę
Pepper: Czyli on...
Rhodey: Ma coraz mniej czasu
Lily: Przecież oni go uratują, tak?
Rhodey: Trzeba wierzyć, że będzie walczył

I znowu cisza. Nikt nie odezwał się ani jednym słowem. Jedynie, co było słychać, to dźwięk maszyn przy łóżku Tony'ego. Jedna z nich zaczęła dziwnie reagować. Od razu pobiegłam po lekarza. Czy to możliwe, że się obudził? Lily wybiegła ze mną i też chciała, by wrócił do zdrowia.

**Rhodey**

Nie wierzyłem, co widziałem. On poruszył ręką, a jego powieki się uniosły, gdy otworzył oczy. Nie panikował i sam pozbył się rurki z gardła, która mu przeszkadzała. Oddychał spokojnie, ale nadal z bólem.

Rhodey: Tony, słyszysz mnie? Powiedz coś
Tony: Rhodey...
Rhodey: Ale nas wystraszyłeś, chłopie. Już więcej tego nie rób, jasne?
Tony: Rhodey...
Rhodey: Muszę to powiedzieć Pepper i Lily. Będą zachwycone
Tony: Nie... mów... przez chwilę
Rhodey: O co chodzi? Przecież powinny wiedzieć. To twoja rodzina
Tony: Ja... umieram
Rhodey: Oj! Nie pleć bzdur. Będzie dobrze. Wyzdrowiejesz
Tony: Obiecaj... że... otworzysz... kopertę
Rhodey: Tony, proszę

Chwyciłem go za dłoń. Nie chciałem, by nas opuszczał. Skoro oddycha samodzielnie, może walczyć. Wygra to... No musi.

Tony: Przeczytajcie... listy
Rhodey: Tony!

Opadła jego ręka, a na ekranie pojawiła się pozioma linia, co mogła oznaczać jedno. Na szczęście lekarze usłyszeli pisk kardiomonitora i przybiegli na OIOM. Musiałem wyjść z sali, a Pepper chciała wiedzieć, co się stało. Uniknąłem niechcianego wzroku. Nie potrafiłem spojrzeć w jej oczy.

Pepper: Rhodey, co się dzieje?
Rhodey: Obudził... się
Lily: Wujku?

Zbladłem na twarzy i musiałem usiąść. Chciałem się uspokoić, ale wiedziałem, że szanse zmalały do 2%.

**Matt**

Wróciłem do domu, ale nikogo nie było. Pomyślałem, że siedzą w zbrojowni. Jednak tam też nie znalazłem żywej duszy. Jedynie usłyszałem głos komputera.

<<Coś się stało?>>

Matt: Gdzie są wszyscy?

<<Pojechali do szpitala, ale nie martw się. Lily całkowicie wyzdrowiała. Chciały się zobaczyć z Tony'm>>

Matt: A coś wiadomo?

<<Nie wiem. Musiałbyś sam zobaczyć, ale lepiej zajmij się lekcjami>>

Matt: Nie mam żadnych

<<No to idź zobacz się z ojcem>>

Odłożyłem plecak na kanapę i szybko pobiegłem do szpitala. Dzięki moim genom, znalazłem się na miejscu w zaledwie pięć minut. Zdziwiłem się, że było tak pusto, lecz poczułem, jak coś przechodzi przez korytarz. Nie widziałem tego, ale wiedziałem, że to coś żyje. Od razu poszedłem za tym kimś, aż dotarłem pod salę ojca. Przed nią siedziała mama z Lily i wujkiem. Aż tak źle?

Matt: Mamo?
Pepper: Nic... nie wiem
Matt: A ty, Lily?
Lily: Musi być dobrze. Po prostu musi
Matt: Co robią lekarze?
Pepper: Walczą za niego

Nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Po prostu też musiałem usiąść. Próbowałem też myśleć jako pozytywnie, ale nie dało się.

**Duch**

Przeszedłem bez problemu po korytarzu, aż dotarłem do sali, gdzie leżał Iron Man. Przeniknąłem przez drzwi bez dotykania klamki. Widziałem, jak zaledwie dwójka lekarzy próbowała ocalić mu życie. Chyba raczej nie muszę go dobijać, skoro sam umrze. Jednak nie miał ran na ciele, więc on był temu winny. Samobójstwo? A! To nowość.

Dr Bernes: Kardiofryna
Dr Yinsen: Podano... Teraz trzeba czekać

Zaprzestał czynności ratowniczych, a stan Anthony'ego nie uległ poprawie. Zanim zniknąłem z sali, usłyszałem jedynie kilka kluczowych słów.

Dr Yinsen: Czas zgonu. Godzina 16:05

Żegnaj, Iron Manie. Chyba już nie doczekam się z tobą walki.

**Ho**

Nie udało się. Myślałem, że coś uda się zdziałać, ale on po prostu się poddał. Teraz muszę powiadomić jego rodzinę. Byłem załamany i nie chciałem im nic mówić.

Dr Bernes: Ho, spokojnie... Powiem im
Dr Yinsen: Nie, bo to ja prowadziłem całą akcję. Muszą poznać prawdę ode mnie
Dr Bernes: Robiliśmy, co się dało
Dr Yinsen: Przecież... Przecież powinien jeszcze wytrzymać
Dr Bernes: Sam się poddał
Dr Yinsen: Po nim nie spodziewałbym się czegoś takiego

---**---

Nie bijcie. To nie koniec opo. Jeszcze czeka nas sporo wątków. Wiem, że zrobiło się niefajnie, ale jakoś musicie przeżyć bez blaszaka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X