Part 112: Prawdziwy dom


**Pepper**

Wybiegłam z domu dorwać tych gamoni. Czasem zachowują się gorzej od dzieci. Przecież Tony miał odpoczywać. I co zamiast tego robi? Wyburza ściany. Coraz bardziej słyszałam dźwięki repulsorów, co oznaczały, że byłam blisko. Po kilku minutach poczułam, jak dopada mnie zmęczenie, bo ziewnęłam bez zasłaniania ust. Szybko wbiegłam do zbrojowni, przechodząc do części domowej. No i byli tam. Już nie niszczyli ścian, tylko je malowali. W zbrojach?

Pepper: Powiecie mi, co tu się wyrabia?!
Tony: Pepper, miałaś być w domu Roberty. Nie dostałaś ode mnie wiadomości?
Pepper: Dostałam, ale...
Tony: No właśnie, więc tam zostań, a my wrócimy
Pepper: Olewasz zalecenia, A RHODEY CI POMAGA!
Rhodey: Ej! Uspokój się, bo zaraz coś rozwalisz swoją mocą
Pepper: Ty tam jeszcze nie wiesz, do czego jestem zdolna
Rhodey: Zabiłaś Gene'a i Whitney. Więcej dowodów nie potrzeba. Te w zupełności wystarczą
Tony: Whitney? Ale... Ale dlaczego?
Pepper: A co? Zdradzałeś mnie z nią?! Perfidna świnia!

Rzuciłam w niego wiadro z niebieską i czerwoną farbą, a on odsunął się, że na ścianie zrobiły się kolorowe plamy.

Tony: To będzie pokój Lily. Albo Matta. Jak uważasz?
Pepper: Grr! Przywalę ci mocniej, ale żeby było fair, zdejmij tę zbroję!
Tony: Uspokój się. Zaraz kończymy. Pozostało nam jedynie malowanie ścian i umeblowanie pokoi
Pepper: Masz wrócić do domu, jak skończysz. Zrozumiano? Ty też, Rhodey
Rhodey: Nie rozkazujesz mi
Pepper: Tak? A co? Bo mamusi się poskarżysz? Hehehe! A ty za zdradę oberwiesz tak mocno, że już nigdy nie pomyślisz o tym
Tony: Pepper, nie zdradziłem cię. Po prostu jestem w szoku, że zabiłaś bez problemu Whitney
Rhodey: Ale wcześniej zabiła Mandaryna
Tony: Z Gene'm to inna historia, Rhodey
Pepper: Ona chciała zabić Lily
Tony: Co?!
Pepper: No tak, dlatego nie pozwoliłam jej przeżyć
Tony: Rozumiem, ale śmierć nie zawsze bywa najlepszym rozwiązaniem
Pepper: Gdybyś wtedy widział swoją córeczkę, to zmieniłbyś zdanie od razu, jak ono się pojawiło
Rhodey: Ech! Pogadacie sobie o tym później. Pepper, mam na niego oko i gdyby coś się działo, przestaniemy pracować
Pepper: No dobra. Zgoda, ale wróćcie szybko. Już dwudziesta druga

Zostawiłam ich samych i nie poszłam do Roberty. Zasnęłam na kanapie w zbrojowni, myśląc nad przyszłością swoich pociech.

**Tony**

Dzięki zbroi nie odczuwałem zbyt wielkiego zmęczenia, choć oczy chciały się zamknąć. Jednak starałem się być wytrzymały jeszcze przez jedną godzinę. Szybko nam poszło z malowaniem, a ostatnim elementem były meble.

Rhodey: Dobrze się czujesz?
Tony: Tak. Po prosu trochę jestem zmęczony. Tak trochę
Rhodey: Sam dam radę z meblami, a ty idź się zdrzemnąć do zbrojowni
Tony: Nie, bo skoro już zaczęliśmy razem, to też tak skończymy
Rhodey: Dasz radę?
Tony: Dam. Zaufaj mi
Rhodey: Trochę dajesz niewykonalne zadanie
Tony: Rhodey, czy ty coś sugerujesz?
Rhodey: Hehe! Odrobinkę

Wzięliśmy meble, przenosząc je do kuchni. Później wstawiliśmy do łazienki, salonu i pokoi dzieci. Elektrykę zrobiliśmy wcześniej, więc pozostało nam jedynie posprzątać bałagan, a potem pójść do rzeczy. Po ogarnięciu całej części domowej, zdjęliśmy zbroję i padliśmy na kanapę ze zmęczenia. Pancerze automatycznie zostały przekierowane do zbrojowni.

Tony: No i się udało
Rhodey: Jakoś mnie to dziwi, że tak szybko się z tym uporaliśmy
Tony: Ciesz się. To... był... pracowity dzień
Rhodey: Eee... Tony?

Położyłem się na kanapie i zasnąłem, zapadając w głęboki sen.

**Pepper**

Zasnęłam może tak na godzinę i znowu się przebudziłam. FRIDAY zauważyła, że wstałam, a do pomieszczenia wleciały zbroje Iron Mana i War Machine. Czyżby skończyli remont? To dobrze.

<<Pomóc ci w czymś?>>

Pepper: Nie trzeba. Muszę wrócić do dzieci

<<Może najpierw zobacz się z Tony'm>>

Pepper: Coś mu się stało?

<<Nie wiem, ale raczej powinnaś sama sprawdzić>>

Pepper: Czyli nie widzisz, co się dzieje w części domowej?

<<Nie mam do niej dostępu>>

Pepper: No dobra. To zobaczę się z nim, jeśli mnie wpuszczą

Wzięłam koc. Przeszłam przez przejście do części domowej i na pierwszy rzut oka widziałam, że skończyli pracę z końcowym rezultatem. Udało im się. Chwila... Słyszę czyjeś chrapanie. Aż dwa. Śpią, jak susły. Poszłam do salonu, gdzie leżeli na tej samej kanapie. Są braćmi i przyjaciółmi, ale jeden obejmował... drugiego. Nie! Niemożliwe! Czyżby mnie zdradził? Nie wierzę. Nie będę tworzyć teorii spiskowych.
Zrzuciłam Rhodey'go na dywan i się nie obudził, a Tony'ego przykryłam kocem, kładąc się obok niego. Niespodziewanie Rhodey się zbudził, aż niechcący uderzył w stół swoją łepetyną, który był nad nim.

Rhodey: Au!
Pepper: Uważaj, Rhodey
Rhodey: Co ty zrobiłaś?!
Pepper: Cicho! Nie wrzeszcz. Daj mu spać, geju
Rhodey: Geju? Pepper, o czym ty myślisz?
Pepper: Przecież widziałam, jak się do niego tulisz
Rhodey: Byliśmy zmęczeni, więc padliśmy i zasnęliśmy... A ty? Co tu robisz?
Pepper: Chciałam pójść po Tony'ego i jak widzę, muszę zostać z wami
Rhodey: A dla twojej wiadomości, nie jestem gejem
Pepper: Na razie śpij, młotku. Podłoga jest wygodna. Hahaha!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X