Rozdział 44: Anioł z żelaza


Ból ustąpił, ale martwiłem się o Pepper. Nie odbierała żadnych z moich połączeń. Może coś jej się stało? Nie, nie myśl tak. Tony, spokojnie. Nic jej nie jest.

-Muszę naprawić Centuriona. Potrzebuję zbroi, by ją chronić. Jestem w pełni sił i mam naładowany implant, więc nie masz powodu, by mnie zatrzymywać- zdecydowałem

-Na pewno się czujesz lepiej?- spytał z troską w głosie

-Tak, ale z twoją pomocą szybciej skończę. Co ty na to?

-Zgoda, ale później spotykamy się z Pepper. Musimy powiedzieć, że grozi jej niebezpieczeństwo- zgodził się, proponując powiedzenie o Katrine

Wstałem z łóżka i bez problemu zszedłem po schodach, a później prosto do zbrojowni. Rhodey do mnie dołączył, ale dalej nie chciał odpuścić. Wiedział, że takich ataków nie powinienem lekceważyć, a mimo to właśnie robię. Z pomocą Rhodey'go szybko uporałem się ze zbroją. W niecałą godzinę wszystko działało poprawnie.

-No i gotowe. Możemy iść do niej. Tylko zadzwonię, czy jest w domu. I dzięki za pomoc

-Drobiazg. Od tego przecież jestem- w końcu pokazał odrobinę optymizmu

Czekałem, aż usłyszę głos mojej rudej. Czekałem dość długo, gdy nawiązałem kontakt. Nie brzmiała zbyt dobrze. Może faktycznie coś się wydarzyło? Nie, nie mogę o tym myśleć.

-Tony, czemu dzwonisz? Potrzebujecie pomocy?- spytała rozkojarzona

-Dzwoniłaś do mnie i przepraszam, że nie odbierałem, ale spałem- wyjaśniłem

-Wszystko gra?- spytała zmartwiona

-Tak. A z tobą jest dobrze?- tym razem to u mnie pojawił się niepokój i wewnętrzny strach

-Nic mi nie jest. Możemy się spotkać? Mam ci coś do przekazania, ale nie jest to rozmowa na telefon

Pepper mówiła dość tajemniczo. Miała do mnie sprawę, a ja nie wiedziałem, o co jej może chodzić. Mam nadzieję, że nic strasznego.

-Dobrze, Pepper. A gdzie chcesz się spotkać?

-W szpitalu, ale nic mi nie jest. Wyjaśnię ci, jak przyjdziesz. Ten sam, gdzie pracuje Victoria. To do zobaczenia

-Trzymaj się- po tych słowach od razu się wyłączyła

Chciałem poprosić o kolejną pomocną dłoń Rhodey'go.

-Potrzebuję zmienić zbroję w plecak. Pomożesz mi znowu?- po raz kolejny go poprosiłem

-Nie ma sprawy. Chodzi o Pepper?

-Tak- wyjąłem narzędzia na stół roboczy

-To do roboty- chwycił za klucz i razem zmienialiśmy formę Centuriona









Czy dobrze zrobiłam, że poprosiłam go o spotkanie? Coś czuję, że Tony nie będzie w dobrym stanie, kiedy go zobaczę. Mówił taki przygaszony. Czy ja o czymś nie wiem? Jednymi z fundamentów małżeństwa są wierność i uczciwość. Chyba nie w naszym związku. Co chwilę patrzyłam na zegarek, a przez ten telefon zapomniałam zanieść ojcu, wodę. W końcu ogarnęłam się i zaniosłam mu kubek do sali.

-Proszę-podałam

-Dziękuję, córeczko. Przepraszam, że nie jestem chętny do rozmów, ale nie potrafię żyć, kiedy myślę, ile osób przeze mnie straciło życie

-Tato, nie zadręczaj się tym. Trzeba żyć dalej- próbowałam go pocieszyć

-Pepper ma rację. Musisz wziąć się w garść, bo nic nie zdziałasz- popierała mnie Bobbie

-Ty ty powinnaś zrozumieć, Bobbie, że to przeze mnie prawie wszyscy, za wyjątkiem sześciu osób, zginęło przez moje próby negocjacji!- był wściekły, że sam łyk wody go nie uspokoił

Nie chciałam go denerwować i wyszłam z sali, czekając na pojawienie się Tony'ego. Poczułam się trochę urażona na postawę ojca. Przecież nie może siebie obwiniać za wypadek. Chciałam płakać, ale się powstrzymałam. Usiadłam tylko na krześle, chowając głowę w rękach. Spojrzałam nerwowo na zegar, wiszący na ścianie. Tony dalej się nie zjawił. Może coś go zatrzymało? Ale co?

-Tony, potrzebuję cię

Jak na zawołanie zjawił się, a już bałam się, że coś się stało. Nie wyglądał za dobrze. Żeby tylko mi nie lekceważył zaleceń Victorii, bo mnie popamięta. Pierwsze, co zrobiłam na jego widok, to przytuliłam.

-Dobrze, że jesteś

-Wybacz, że musiałaś długo czekać, ale coś mi zajęło więcej czasu, niż planowałem. Mieliśmy o czymś porozmawiać- cmoknął mnie w policzek

-Wiesz, co się wydarzyło na Arktyce?- spytałam prosto z mostu

-Niewiele. Znaleźliśmy z Rhodey'm rannych agentów no i też martwych przy ich bazie. Co z twoim ojcem?

-Żyje, ale jeden z jego agentów jest w ciężkim stanie. Nadal walczy o życie- odparłam z powagą

Nagle Tony poczuł się słabo i musiał usiąść. Czy ja o czymś nie wiem? Teraz muszę podwójnie martwić się o nich obu.

-Tony, co się dzieje?- chwyciłam go, by nie upadł

-To nic. Zwykłe przemęczenie

-Przestań kłamać i mów, co się stało?- nalegałam na jego szczerość, ale dalej próbował coś ukryć

-Byłaś w moim śnie i... ktoś cię zabił- czuł się coraz gorzej

Kiedy zemdlał, musiałam powiadomić Victorię, co się stało. Bałam się, że to coś poważnego.













Dlaczego to musi się dziać? Przecież naładowałem implant do końca i jedyne, co zrobiłem, to z Rhodey'm popracowałem nad Centurionem. Nic mi nie było, aż do teraz. Victoria sprawdzała odczyty z kardiomonitora. Szpital, naprawdę?

-Co ja tu robię? Powinienem być przy Pepper

-Zalecałam ci odpoczynek, a ty to ignorujesz. Zadam ci jedno pytanie. Czy ty chcesz żyć?

Nie wiedziałem, co miała na myśli. Nic z tego nie rozumiałem.

-Przecież to logiczne, że chcę żyć

-To czemu ignorujesz moje zalecenia?

-Przecież ładowałem implant!- byłem wściekły, że przez zbrojownię musiałem nagiąć regułę

-Tony, to nie wystarczy. Bez równowagi między pracą a odpoczynkiem, ładowanie jest nieskuteczne. Musisz zmienić swoje nawyki, bo następnym razem nie będziesz miał tyle szczęścia- ostrzegła Victoria

Miała rację, ale nie mogłem zrezygnować z bycia, kim jestem. Z bycia Iron Manem. Chyba bez zmian niczego nie zrobię. Nie mogę jej powiedzieć prawdy, bo tego nie zrozumie. Po kilku godzinach chciałem wrócić do Pepper. Odłączyłem od siebie wszelkie kable i wstałem z łóżka.

-Wracaj mu tu! Jesteś nieodpowiedzialny!

-Czuję się dobrze, Victorio. Nic mi nie jest

-Bo leki działają, ale nie na długo

Zignorowałem jej nakaz i wyszedłem z sali. Pepper na korytarzu nie było. Może poszła do ojca? Rozejrzałem się wokół, szukając rudej, ale nigdzie jej nie widziałem. Podbiegła do mnie Victoria bez zmiany swoich zamiarów. Chciała siłą zaprowadzić do sali, ale ja nie mogłem.

-Przestań się szarpać i chodź! Muszę zająć się tobą. Jeśli się nie zgodzisz na leczenie, zadzwonię po Robertę, a chyba nie chciałbyś jej tu widzieć, co?- nakazała, grożąc

-Niech ci będzie

Nienawidzę tego implantu. Przez ten wypadek nie mogę żyć. Jakieś ustrojstwo utrzymuje mnie przy życiu i tylko muszę się ładować, jakbym był żywą baterią. Victoria podpięła do kardiomonitora i kazała mi nie ruszać się stąd. Może zanim wezmę się za ratowanie Pepper przed Katrine, zmienię bieg wydarzeń?  Bez względu na to, jak dużo będzie mnie to kosztować.

-Nadal czujesz się dobrze?- spytała sarkastycznie

-Po prostu skaczę z radości- odparłem z ironią

-Trochę tu poleżysz, bo nie ukrywam, że po ostatniej wizycie miałeś lepsze wyniki, to teraz są pogorszone. A to wszystko przez to, że za mało odpoczywasz- przyznała bez ściemy

-Przepraszam. Po prostu to przez zmartwienie- przyznałem z ciężkim żalem na sercu, prosząc o wybaczenie za moje niestosowne zachowanie

-Dobrze, że w końcu rozumiesz, co zrobiłeś. Musisz odpoczywać i przestań się martwić na zapas- doradziła lekarka, a ja  czułem się okropnie, że wszystko zniszczyłem

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X