Rozdział 41: Eksperyment



Hummer nie potrafił dobrze negocjować. Z dziesięciu milionów schodzi do pięciu? Na to się nie zgodzę. Myślałam, że skoro miał firmę, to taktyki negocjacyjne są mu znane. Ciekawe za ile kasy mój ojciec miał te zlecenie? Teraz to na pewno się nie dowiem, bo ta panienka Potts go zabiła. Wkrótce dowie się, czym jest ból.Zagwarantuję jej piekło.

-Nie zgadzam się. Tak nisko się nie zniżę!- wykrzyczałam sprzeciw

-Profesjonalistom płaci się więcej, a amatorzy muszą mieć niższą stawkę

-Amator?!- rozzłościł mnie, że sztylet wbiłam w rdzeń jego zbroi

Z jego źródła zaczęło cieknąć vibranium. Hummer padł na kolana. To mi wyglądało, jakbym przebiła się przez pancerz do wewnątrz. Nie chcę go zabić. Co on robi za numery? Nie weźmie mnie na litość.

-Koniec przedstawienia. Przyjmę zlecenie, jeśli zapłacisz mi siedem milionów. Niżej już nie zejdę

-Przebiłaś mi rdzeń. Chcesz... mnie zabić?!- ledwo krzyknął

-Błagam, nie udawaj. Nie jestem głupia. Przestań grać w te swoje gierki. To umowa stoi, czy nie?

-Niech będzie, ale muszę już uciekać

Titanium Man dziwnie się zachowywał. Jakby jego zbroja stanowiła ciało. I to nie było zabawne. Próbował ukryć ból, który spowodowałam zepsuciem rdzenia. Postanowiłam go śledzić. Nim wzniósł się wysoko, przyczepiłam mu nadajnik.

-Trzeba było mnie nie nazywać amatorem

-I to był mój błąd- odleciał

Kiedy widziałam go niezbyt wyraźnie, skakałam po dachach, włączając niewidzialność w kostiumie. Byłam tak szybka, że bez trudu pokonywałam przeszkody takie, jak beczki, kominy, czy drabiny. Nawet nie zauważyłam, jak szybko go dogoniłam, skacząc na ostatni budynek. Przez klapę w dachu weszłam do środka, przyczepiając się do sufitu. Ojciec wiele mnie nauczył i jego wiedza przetrwa w moim umyśle. Gdy Hummer był przy maszynie, zeskoczyłam na dół.

-Możesz mi się przyznać, co się z tobą stało? Nikomu nie powiem

-To i tak nie ma znaczenia. Nic to już nie zmieni- odparł podejrzanie spokojnym głosem

-Naprawdę nie chciałam cię zabić. Przecież jesteś mi potrzebny- ponownie chciałam go przeprosić

-Tylko po to tu przyleciałaś?!- krzyknął

-To jeden z powodów. Naprawdę ja...- poczułam się dziwnie, tłumacząc się

-Naprawdę chcesz wiedzieć? Ciekawość cię może zgubić, ale powiem ci, skoro nalegasz- wtrącił się, mówiąc oschle









Virgil został zabrany do szpitala. Teraz pozostali czekali na wsparcie. Podobno ma zjawić się SHIELD. Zostało nas czterech, ale i tak nie jest to dobre. Tylu agentów zginęło przez Whitehalla, że nie wybaczę sobie tego, jak ratowałam swój tyłek, uciekając ze strefy wybuchu. A to ja powinnam cierpieć, a on chciał z nimi negocjować. Na szczęście zajmą się nim i tym rannym agentem. Gdybym mogła cofnąć czas, tyle ofiar, by nie było. Reszta, która została, miała niewielkie rany na ciele.

-SHIELD ma nam pomóc. Wierzycie w to?- spytała agentka z niedowierzaniem

-W coś trzeba wierzyć. Mieć jakąkolwiek nadzieję- przyznałam szczerze

-Rick umrze. Nie uda im się go uratować- stwierdziła zdenerwowana

Poczułam, że muszę ją podnieść na duchu. Za szybko się załamała. Skoro Virgil z tego wyjdzie, to jej przyjaciel, czy też partner, nie ma prawa umrzeć. Podeszłam do niej.

-Nie myśl tak. Na pewno jest silny i da radę, skoro nie zrezygnował z pracy jako agent FBI

-Może masz rację, ale on jest moim bratem i odpowiadam za niego- skuliła się, splatając palce na kolanach

-Nie wiedziałam. Też kiedyś się kimś opiekowałam. Dbałam o bezpieczeństwo byłego męża- Clinta. Po jego śmierci postanowiłam zadbać o Virgila i jego córkę

Agentka patrzyła na mnie zaciekawiona moją historią.

-Mówisz o Bartonie? Hawkeye?- spytała

-Tak. Zginął w czasie inwazji na Manhattan- zakręciła się łza w oku

-Przykro mi- wyraziła współczucie

-A nie powinno. On mnie uratował i nigdy go nie zapomnę, ale muszę żyć teraźniejszością, bo czasu nie cofnę

Później zamilkłam, gdy usłyszałam nadjeżdżający pojazd. Wszyscy wyszli z igloo, a tam SHIELD. Czyli pojawiła się pomoc, a ona w to nie wierzyła. Cała nasza czwórka stanęła w bezruchu. Jeden z agentów podszedł do nas.

-To wszyscy, czy ktoś jeszcze?

-Dwóch trafiło do szpitala, a to są wszyscy, którzy przetrwali atak Hydry- wyjaśniłam

-Hydra? A to ona jeszcze istnieje?- zdziwił się agent SHIELD

-Dowodzi nimi Daniel Whitehall. Szukają maski, jak wszyscy

Agent spojrzał na mnie, jakby chciał dać mi znać, że SHIELD też szuka. To był wzrok, wskazujący na ostrożność. Jednak cieszę się, że blaszaki coś zdziałały. W sumie to Tony i Rhodey. Dzięki wam wracamy do domu. Temat o ataku się skończył i zabrali nas do Quinjeta. Podziękowałam gospodarzowi za pomoc i odleciałam z agentami do domu. Po powrocie zajmę się Virgilem i Pepper.

-Dobrze, że nas uratowali. Nowy Jorku, nadchodzę- pomyślałam, uśmiechając się lekko








Hummer odwrócił się w moją stronę i zaczął mi opowiadać o zdarzeniu sprzed roku. Wypadku, który zrujnował mu życie. Pokazał mi laboratorium, gdzie doszło do tego incydentu. Na środku stał reaktor, zasilający cały budynek.

-Rok temu miałem sprawdzić, jak działa nowe źródło energii. Wszystko działało bez wad, ale tak mi się tylko wydawało. Doszło do przegrzania rdzenia reaktora i nastąpił wybuch. Wszyscy naukowcy zginęli. Cudem ocalałem, czego nie potrafię wyjaśnić

-Taka eksplozja, a ty jesteś w jednym kawałku? To wielkie szczęście- przyznałam z dumą

Hummer odsłonił twarz, która była popękana i zwęglona. Jeśli tak wygląda jego głowa, to co z resztą ciała? To nie wygląda na zwykły wypadek. I on już pewnie zna sprawcę. Nie chciałabym być w jego skórze. W laboratorium wyjął rdzeń ze zbroi i włożył nowy.

-A to nie wszystko. Całe ciało mam zniszczone, a jednej nogi nie mam wcale. Pod zbroją mam protezę, a ten rdzeń utrzymuje zasilanie Titanium Mana i moje życie

Nie wiedziałam, co mam o tym powiedzieć. Z jednej strony to okropne, skoro dokonywanie niebezpiecznego sabotażu w takim budynku zabiło mnóstwo ludzi. Teraz było mi głupio, że go zaatakowałam. Jedna z zasad najemnika, to nie zabijać zleceniodawcy przed wykonaniem zlecenia. Ojciec się w grobie przewraca, a ja chciałam zabić kogoś, kto mi pomoże wyciągnąć mnie z kłopotów z Maggią.

-Rozumiem, ale ktoś cię musiał znaleźć. Pamiętasz kto?- spytałam z ciekawości

-Ktoś był na spacerze z psem i usłyszał wybuch, a on był niedaleko wieżowca. Wezwał pomoc i w szpitalu obudziłem się bez nogi. Uznali, że była skażona i musieli ją amputować

Gdy go tak słuchałam, pomyślałam o ojcu. Kiedyś mi mówił, jak musiał zabić kogoś w laboratorium i też był wybuch i nie dostał zapłaty, bo zleceniodawca uznał to za wypadek przy pracy, a jako zabójstwo z jego ręki nie było.

-Zawsze mogłeś skończyć gorzej. Na przykład, jak ci twoi pracownicy, ginąc

-To nie żadne pocieszenie! Wolałbym umrzeć, niż tak żyć. I pomyśleć, że Blizzard to zrobił, który litował się nad Starkiem! I w taki sposób się mści za Unicorna i Killershrike'a!- rzucił szklaną fiolką o ścianę, aż ta pękła na małe części

-Widocznie byli dla niego ważni, skoro miałeś za to zapłacić najwyższą cenę. Nie zawsze trzeba się mścić

-Za to ty tego chcesz. Wiem to. Jesteś wściekła, że zabili Ducha i żądasz rozlewu krwi. Chcesz zabić Pepper Potts? Nie radzę, bo będziesz miała na głowie całe FBI- odczytał moje myśli

Przeklęta przewidywalność. Przez to, że znał mojego ojca, łatwo raz mnie rozszyfrował, ale nie wie, co mam zamiar z nią zrobić. Na pewno nie będę bawić się w porwanie i okupy.

-Poradzę sobie. W końcu zostałam wyszkolona do zabijania. To nie będzie dla mnie żaden problem. Nikt mi w tym nie przeszkodzi- weszłam na okno i rozpłynęłam się w powietrzu

Ona mi zapłaci za to. Nie będzie wiedziała, kiedy uderzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X