Rozdział 38: Mechaniczne szaleństwo


Pepper wróciła do domu. Nie była zadowolona z wyniku wyścigu, ale mogła grać fair. Zostałem z Rhodey'm w zbrojowni. Pokazałem mu schematy nowej zbroi. Kiedyś go stworzyłem we śnie, gdy miałem walczyć z Whiplashem. Pół roku mnie nie było i nadal nie potrafię w to uwierzyć, że to porwanie było ostatnim dniem, gdy miałem naprawić relacje z rudą.

-Nazwałem ją Centurion. Pamiętasz, jak ci mówiłem o tym, jak podobno walczyłem z Whiplashem?

-Tak, kojarzę. I to ma być ta zbroja ze snu?- wskazał palcem na schemat

-Zgadza się. Potrzebuję zbroi, by walczyć. Rhodey, ja nie mogę siedzieć bezczynnie w zbrojowni. Tak się nie da- wyrzuciłem z siebie

-Rozumiem cię, ale na razie nie ma takiej potrzeby. Od dłuższego czasu alarm milczy, więc nie musisz już majstrować- próbował mnie skłonić do spokoju

-Rhodey, ja nadal pamiętam, jak Duch was skrzywdził. Nie mogę pozwolić na to znowu. Chcesz tego, czy nie, ale będę chronić moją rodzinę, jaką dla mnie jesteście- zwinąłem dłoń w pięść z chęcią w uderzenie o cokolwiek

Podszedłem do swoich narzędzi, by zacząć pracę nad zbroją. Wciąż obwiniałem się za tamten dzień. Gdybym miał zbroję, nikt by nie ucierpiał, a tak to Rhodey walczył o życie i Pepper zabiła Ducha, co było dla niej trudne.

-Tony, spokojnie. To nie była twoja wina. To on to wszystko zaplanował i wiedział, kiedy uderzyć. Chodź do domu. Mama zrobiła zapiekankę- nadal nalegał na zostawienie tej sprawy

-Dołączę do ciebie, jak się podładuję- skłamałem, licząc, że mnie zostawi samego

-Dobra, ale masz być na kolacji- próbował wymusić posłuszeństwo

-W porządku, mamo- powiedziałem oschle

Rhodey szybko zniknął mi z oczu. Postanowiłem zająć się Centurionem bez jego pomocy. Na pewno zmienił zdanie, a ja muszę mieć coś do obrony. Wziąłem narzędzia do ręki i zacząłem tworzyć zbroję. Wyglądem przypominała tą ze snu. Pokryłem ją złotym i srebrnym lakierem. Poprawiłem repulsory i napierśnik, a do tego włożyłem rakiety i wzmocniłem pole siłowe. Pancerz był prawie gotowy. Minęło ponad sześć godzin, odkąd siedzę przy projekcie.

-Robię to dla was. Już nikt nie skrzywdzi mojej rodziny- powiedziałem do siebie, spawając ostatnie elementy

Jeszcze tego samego wieczora wyleciałem ze zbrojowni, by przetestować nowe uzbrojenie. Od razu poczułem się lepiej, wiedząc, że w końcu mogę coś zrobić. Wszystkie części były sprawne. Bez problemu unosiłem się w powietrzu. Żeby wypróbować broń udałem się na opuszczony poligon wojskowy. Na szczęście nikogo nie było. Strzeliłem w atrapę robota z rakiet, które po części mu zniszczyły osłonę. Celność repulsorów była nienaganna, a unibeam również sprawował się doskonale. Po teście wróciłem do zbrojowni. Zdjąłem pancerz i poszedłem do domu. Rhodey już czekał na mnie w pokoju. Kłopoty.





Uważnie przyglądałam się tej pluskwie. Bez niczyjej zgody zaczął odsuwać komorę z ciałem. Nikt nie widział sprzeciwu zatrzymywania go. Widocznie nie chcieli mieć większych kłopotów na głowie.

-Weźcie ją i idźcie- wskazałam im drogę do wyjścia

-Już nas wyganiacie? Ach, wielka szkoda. Żegnajcie- rzucił coś na ziemię i ulotnił się

Jego słudzy poszli za nim w swoich pancerzach. To co nam rzucił, to bomba.

-Znikajcie stąd!- krzyknęłam do agentów ostrzegawczo

Wszyscy ruszyli na zewnątrz. Zabrałam Virgila i dołączyliśmy do reszty. Oddaliliśmy się od obozu kilka metrów dalej na bezpieczną odległość. W kilka sekund nastąpiła potężna eksplozja, która swoją siłą nas dosięgła. Padliśmy na ziemię, ale to nie uchroniło nas przed uderzeniem. Agenci byli ranni w różnych miejscach ciała. Jedni mieli powbijane odłamki głęboko pod skórą. Niektórzy mieli więcej szczęścia i oprócz zadrapań nic im się nie stało. Jednak Virgil oberwał.

-Virgil, co się dzieje?- podbiegłam do niego

-To tylko noga. Nic wielkiego- syknął z bólu, gdy chciałam to zobaczyć

-Nie wygląda to dobrze. Odłamek mógł przebić się nawet do głównych żył

-Bywało gorzej- stwierdził, wymuszając uśmiech

-Trzeba wezwać pomoc- wzięłam telefon do ręki, wybierając numer do SHIELD

Nikt nie odbierał, a baza została całkowicie zniszczona. Musiałam coś wymyślić. Sprawdziłam swoje ciało, czy we mnie również nie zostały wbite odłamki bomby. Na szczęście nic się nie przebiło przez mój kostium. Jedynie miałam lewą dłoń z odłamkami.

-Tobie też trzeba pomóc

-Wszyscy jej potrzebują. Zobaczę, co z resztą- poszłam rozejrzeć się za agentami

-Mamy zgon!- krzyknął jeden z nich

Od razu podbiegłam do niego. Sprawdziłam puls na jego szyi i nadgarstku. Martwy. Potem następna osoba krzyknęła to samo. Znowu podeszłam do kolejnej ofiary. Tutaj też był zgon. Wróciłam do Virgila po zwiadach. Próbował sam wstać, ale od razu położyłam go z powrotem.

-Nigdzie się nie ruszaj. Jesteś ranny i musimy znaleźć schronienie, bo umrzemy!

- Moi agenci umarli. I to przeze mnie. Myślałem, że coś zdziałam, ale myliłem się

-To nie twoja wina. Zrobiliby to samo, gdybyśmy mieli maskę- chciałam, by przestał się obwiniać

Chwyciłam go sposobem matczynym i poszłam w kierunku północy. Ktoś tu musi mieszkać. Potrzebujemy pomocy.







Rhodey stał przy futrynie z skrzyżowanymi rękami. Nie wyglądał na szczęśliwego. Jego mina sugerowała, że zacznie robić wykład.

-Miałeś być na kolacji. Czemu mnie okłamałeś?- czuł żal do mnie

-Musiałem się naładować i coś jeszcze zrobić- chciałem się jakoś wytłumaczyć

-Tony, nie jestem głupi! Ładowarka nie została ruszona, ale narzędzia i owszem tak. Powiedz, że ty coś majstrowałeś? Centuriona?!- dalej był wściekły, aż krzyknął

-Ty tego nie zrozumiesz, Rhodey! Ja musiałem!- teraz to ja zacząłem krzyczeć

-Co musiałeś?! Okłamywać mnie, tylko po to, bym ci nie przeszkadzał?! Czy ty dalej masz mnie za przyjaciela, lub wroga?! Powiedz!

-Rhodey, to nie tak. Ty jesteś dla mnie przyjacielem, ale i też bratem- wyszedłem z pokoju, schodząc po schodach

Czułem w sobie wielką złość, ale i zagubienie. Rhodey nie wie, co ja czuję. Nikt go nie odciął na pół roku od życia. Uznałem, że poczuję się lepiej, gdy coś zbuduję.. Usiadłem przy stole, tworząc jakiś gadżet. Nie miał mieć żadnej funkcji, tylko dać mi ulgę. Tej nocy stworzyłem z kilka małych pilotów i przycisków do zbrojowni i niewielką ilość powiększonych sześciennych kostek. Do czego mi to wszystko, skoro tego nie potrzebuję? To daje mi spokój.

-Od razu lepiej- powiedziałem dumnie do siebie

Niespodziewanie odezwało się przypomnienie, które przez ucisk dało mi znać o doładowaniu implantu. Zignorowałem alarm, wyłączając go. Dalej siedziałem przy stole roboczym. Pomyślałem, żeby nieco poprawić zbroję Centuriona. Wymagała dodatkowych ulepszeń. Zacząłem tworzyć aktualizacje z nowym oprogramowaniem.Chciałem zrobić powiększenie zasobów mocy, szybkości i lekkości zbroi. Gdy miałem już wgrywać program, alarm znowu się odezwał. Zaczęło mnie ściskać coraz bardziej, że lekko się pochyliłem, trzymając za implant. Wkurzyłem się na to i rzuciłem bransoletką o ścianę.

-Dość!- krzyknąłem

W zbrojowni odezwał się inny alarm. W końcu coś się dzieje. Pierwsza misja w nowej zbroi. Podszedłem do fotela.

-Co się dzieje?

<< Hydra zaatakowała bazę na Arktyce. Baza została zniszczona>>

-Niedobrze. Komputerze, zlokalizuj dokładnie położenie miejsca, gdzie nastąpił atak

<< Lokalizacja udostępniona>>

Już miałem wskoczyć w pancerz, ale zacząłem się krztusić tak bardzo, że z trudem mi się oddychało, a implant ściskał mnie, aż poczułem to na skórze. Jednak nie chciałem się poddać i stałem przy zbroi, ale ból się nasilił, że upadłem. Próbowałem wstać, a nie miałem siły. Ogarnęła mnie ciemność.

2 komentarze:

  1. Ja ci dam konczyc w takim momencie!!! A kiedy nn jutro? ♡

    OdpowiedzUsuń

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X