Część 11: Nie śpij, bo cię okradną

0 | Skomentuj
Po dość długich godzinach biegania w poszukiwaniu słoika nutelli, odnalazła półkę z łakociami. Został ostatni egzemplarz. Rozglądała się na wszystkie strony, aby mieć pewność, że nikt się na to nie rzuci. Większość klientów sklepu jedynie obserwowali jej zachowanie, co do normalnych się nie zaliczało. Dlaczego? Czy ktoś o zdrowych zmysłach gapi się na durny słoik jakiejś mazi jak na jakąś zdobycz? Oczywiście, że nie. Zresztą, Pepper Potts nie zaliczała się do zwykłych ludzi na tym globie. Chwyciła za produkt i pobiegła do kasy, przepychając się przez tłum kupujących. Nie zwracała uwagi na starców. Osobiście miała w głębokim poważaniu szacunek. Potrzebowała zrealizować misję.
Gdy zapłaciła za zakupy, wróciła do ośrodka wypoczynkowego. Jako, że zapadł zmrok, nikogo nie zastała na korytarzu. Wszyscy zamknęli się w swoich domkach. Bez pukania wparowała do męskiej części, podając Selene czekoladowy skarb.

Pepper: Był tylko jeden. Wystarczy?
Selene: Hmm… Przymknę na to oko.

Oczy Rhodey’go nabrały zdumienia. Nie tego się spodziewał po ważnym zadaniu.

Rhodey: Żartujesz sobie? Miała ci przynieść nutellę?!
Selene: Była mi to winna za Tony’ego.
Rhodey: Pepper?
Pepper: Mówi prawdę. Poza tym, chciałam się stąd ruszyć.
Rhodey: Bo wolisz unikać odpowiedzialności. Mogłaś go zabić!

Ruda popatrzyła się gniewnie na przyjaciółkę, co już zdołała zanurzyć palce w czekoladzie.

Pepper: Sel, powiedziałaś mu?
Selene: A co miałam powiedzieć? Przecież nie wiem co zrobiłaś.
Rhodey: No widzę, że prawdziwa z ciebie przyjaciółka.
Selene: Bądź cicho, Rhodey. Lepiej zajmij się naprawą.
Rhodey: Przecież ci mówiłem, że nie umiem.
Selene: Coś wymyślisz.
Pepper: Nadal się nie obudził?
Selene: Śpi sobie w najlepsze.
Pepper: Więc nadeszła pora zbudzić księżniczkę ze snów.

Potts podeszła do jego łóżka, szturchając z całej siły.

Pepper: Śpiochu, wstajemy! Halo!
Selene: Pepper, to nie zadziała. To trzeba zrobić porządnie.
Pepper: Ej! Krzyczę i szarpię go na wszystkie strony. Znasz lepszy sposób na pobudkę.
Selene: A uwierz, że znam. Poradzę sobie bez problemu.
Rhodey: Błagam was. Dajcie mu żyć. Takie rude powinny być trzymane z dala od facetów.
Pepper, Selene: RHODEY, BO SIĘ POGNIEWAMY.

Zagroziły paluszkiem, gotując się w środku za wnioski histeryka. Od razu zamilkł i nie zamierzał odezwać się do dziewczyn ani jednym słówkiem. Bogini wykorzystała swoje zdolności, wytwarzając powiew wiatru. Na początku był słaby, lecz później zwiększyła podmuch na tyle, że włosy bruneta stanęły ku górze.
Gdy Rhodes starał się jakoś ją powstrzymać przed dalszym używaniem mocy, geniusz wreszcie otworzył oczy. Był w szoku, widząc całą trójkę przed sobą dość blisko. Za blisko.

Selene: I co? Mówiłam, że dam radę?
Tony: Eee… Co jest grane? Co wy tu robicie?
Pepper: Długo, by opowiadać. Najważniejsze, że nic ci nie jest.
Rhodey: Pepper?
Pepper: A! No poza ładowarką. Zepsułam ci ją. Ups?
Tony: Pep, coś ty zrobiła?
Selene: Chyba ci zawiało w uszy. Wybacz, chociaż… Ty po prostu od zawsze jesteś głuchy.
Tony: Okej. Nie wnikam. Mam nadzieję, że świetnie się bawicie.

Wstał na równe nogi, a następnie wziął do ręki zepsute urządzenie. Nie musiał długo analizować szkód. Wiedział co to dla niego oznaczało. Kaplicę.

Tony: Faktycznie. Zepsuta.
Pepper: Gniewasz się na mnie?
Rhodey: Próbowała cię zabić.
Pepper, Selene: A TY SIĘ ZAMKNIJ!

Krzyknęły w jego stronę, aż ponownie zamilkł. Wycofał się na bezpieczną odległość, unikając kontaktu z kobietami o istnie diabelskim wcieleniu.

Pepper: Trzeba to naprawić. Wiesz jak to zrobić?
Tony: Hmm… Potrzebuję narzędzi, a nie wziąłem żadnych ze sobą.
Pepper: Mamy problem.
Tony: Wy nie macie. To się tyczy jedynie mojej kondycji. Cieszcie się z tego, bo to nic przyjemnego mieć implant.
Pepper: Pomożemy ci w naprawie… Prawda, Sel?
Selene: No pewnie. Jesteśmy przyjaciółmi. Trzeba sobie pomagać.

Stwierdziła, uśmiechając się lekko. Chłopak zastanawiał się nad improwizacją. Zaczął szperać w całym plecaku, żeby stworzyć jakieś prowizoryczne narzędzia pracy. Jednak stracił na tym czas.
Nagle bogini wpadła na pomysł.

Selene: Hej! Chyba wiem co można zrobić.
Tony: Co?
Selene: Macie ładowarki do komórki?
Tony: Każdy powinien mieć przynajmniej jedną.
Selene: Świetnie, więc wyjmijcie je.
Pepper: I co to ma dać? Chcesz je skleić ze sobą taśmą?
Selene: Otóż to.
Tony: To nie zadziała. Za słaba moc. Nawet nie starczy na połowę.
Selene: Ej! Nie szalej. Nie powiedziałam jeszcze wszystkiego.
Tony: Mów.
Selene: Mogę sama wygenerować odpowiednią ilość energii, ale do tego potrzebuję jakiś przewodów.

Panikarz sam zaczął działać, przekopując plecaki na wylot. Znalazł ładowarki, które skleił taśmą. Miał wiele rzeczy w swoim małym bagażu. Był zachwycony, bo sam dał sobie radę.

Rhodey: No i gotowe. Nie ma za co.
Tony: Rhodey, jednak nie trzeba. Selene załatwiła sprawę jednym pstryknięciem.
Rhodey: Co?!

Dziewczyna pokazała mu ładowarkę co wyglądała, jakby była nieużytkowana. Nie zawierała żadnych usterek. Szczęka synowi prawniczki opadła. Zamiast krzyczeć postanowił wyjść. Jednak zauważyli, że wkurzył się.

Selene: Widzicie? A wy wątpicie w moje umiejętności.
Tony: Dziękuję. To już drugi raz, prawda?
Selene: Spoko. Kiedyś mi się odpłacisz.
Pepper: Jupi! Kryzys zażegnany.

Rzuciła się na Anthony’ego, aż upadł na podłogę. Happy dość twardo spał, więc taki huk go nie obudził. Pepper leżała na swojej drugiej połówce, nie mając zamiaru zejścia z niej. Choćby błagał o litość nie pragnęła ugiąć się przed prośbą. Selene śmiała się dość głośno, gdyż sytuacja była zabawna. Najbardziej bawił ją fakt, iż Rhodey uwierzył w podsunięte kłamstewko.

Część 10: Nutella. Ja chcę Nutellę!

0 | Skomentuj
Dziewczyny siedziały w milczeniu. Jako, że Pepper była największą gadułą świata nie wytrzymała dłużej niż minutę. Musiała się odezwać nawet, gdyby ktoś groziłby jej śmiercią. Z taką lepiej nie zadzierać.

Pepper: Nuda. Poróbmy coś.
Selene: Myślałam, że przejmujesz się swoim chłopakiem.
Pepper: Co? Ja? W życiu.
Selene: Mnie nie okłamiesz.
Pepper: Ech! No i masz rację. Może pójdę rozruszać kości. Nie wiem jak długo będzie sobie drzemał.
Selene: Jest nieprzytomny.
Pepper: Eee… Dla mnie to jest to samo.
Selene: Ej! Jak ci się nudzi, możesz polecieć do sklepu po nutellę. W końcu jesteś mi ją winna.
Pepper: Rany! Takiego masz głoda? Oj! Pasujesz do Rhodey’go. Kochanka historii, żarłok i ten charakter.
Selene: Słucham?!

Bogini nieco wkurzyła się na określenia rudzielca, aż miała ochotę ją trzepnąć w łepetynę. No i tak zrobiła.

Pepper: Au! Za co to?!
Selene: Gadać to potrafisz, ale jak jeszcze raz mnie nazwiesz żarłokiem, wylecisz z hukiem, jasne?
Pepper: Się wie, szefowo. Już lecę po nutellę. Aha! A gdyby ten gamoń się ocknął, przekaż mu, że niech następnym razem uważa na swoje zabawki.
Selene: Przecież ty mu zepsułaś ładowarkę.
Pepper: Hahaha! Szczegół.

Uśmiechnęła się głupawo, wychodząc z pokoju.

Selene: Wariatka.
Pepper: SŁYSZAŁAM TO!

Podczas gdy ona szła do sklepu na małe zakupy, Tośka dłużej nie mogła powstrzymywać chłopaków. Cokolwiek wymyśliła za temat czy grę, nie zamierzali spędzić reszty dnia na stołówce przy żarciu. Wyszli z pomieszczenia, kierując się do swojej części.
Niespodziewanie zderzyła się z nimi córeczka tatusia, prawie przewracając ich.

Rhodey, Happy: EJ!
Pepper: Sorki. Śpieszę się. Ciao!

W pośpiechu minęła ich, a oni nie mieli bladego pojęcia co zrobiła.

Rhodey: Coś ma za uszami.
Happy: No ba! Widać, że psociła.
Rhodey: Tylko kto jest ofiarą?

Dość krótko zastanawiał się nad tym, gdyż po wejściu do pokoju wszystko stało się jasne. Siłacz odnalazł pobrudzone plecaki, lecz panikarz bardziej zastygł w przejściu na widok nieprzytomnego kumpla.

Selene: Rhodey, zanim zaczniesz drzeć japę, to ci coś wyjaśnię.
Rhodey: A co tu jest do wyjaśniania?! To sprawka Pepper?!
Happy: No nieźle nas urządziła. Baby spiskują przeciwko nam.
Selene: Słucham?! Nic z tych rzeczy! Zresztą, wy nie jesteście lepsi.
Happy: Jeszcze nic nie zrobiliśmy.
Selene: Ale na pewno coś kombinujecie. Mam rację, Rhodey?

Popatrzyła na histeryka, aż wypalił rumieńca. Tak to już jest, kiedy piękna istota boska patrzy się w ślepia prawiczka.

Rhodey: Tak.
Selene: Wiedziałam. Od razu powiem Pep jak wróci.
Happy: Dzięki, Rhodes.
Rhodey: Ej! Nie potrafię kłamać przy Sel. Jest na to za… Za piękna.

Zaczął ślinić się na jej widok, przez co musiała się odsunąć od Romeo. Mimo wszystko, bawiło ją te zaloty śmiertelnika.

Selene: No dobra. Gdyby ktoś pytał, to nie mam z tym nic wspólnego. Nic nie widziałam, jasne?
Rhodey: Oczywiście, moja pani.
Selene: Heh! Nie przeginaj.
Happy: Hahaha! Wy sobie romansujcie, a ja idę w kimę. Słuchanie o jednym i tym samym doprowadza mnie do snu.
Selene: Robota Tośki?
Happy: Boże! Ile można gadać o jakimś Levim?!
Selene: Hahaha! Jak widać, to nawet całe życie.
Rhodey: No to dobranoc.
Happy: Pchły na noc.
Selene: A karaluchy na rano.

Zaśmiała się lekko. Jednego faceta miała z głowy. Niestety, lecz potrzebowała pomocy Jamesa, więc olać go nie mogła.

Selene: Skończyłeś się ślinić?
Rhodey: Nie powiesz mi prawdy, prawda?
Selene: Nie mogę, ale muszę cię o coś poprosić.
Rhodey: Nie będę robić kawału Happy’emu.
Selene: Nie o to chodzi.
Rhodey: A o co?

Dziewczyna pokazała mu zepsute urządzenie.

Selene: Potrafisz coś na to poradzić?
Rhodey: Jestem dobry z historii, ale nie z majstrowania.
Selene: Więc Tony ma przekichane.
Rhodey: Dlatego jest nieprzytomny?
Selene: Zdołałam jakoś dodać energii do tego badziewia, co ma na klatce piersiowej, ale długo nie wytrzyma. Bez naprawienia ładowarki nie przeżyje kolejnych dni.
Rhodey: Jeśli to sprawka Pepper, niech zapłaci za szkody.
Selene: Teraz ma ważniejsze zadanie na głowie.
Rhodey: Jakie?

Rudzielec szukał po półkach słoików nutelli, lecz poza zwykłym masłem orzechowym nie trafiała na odpowiedni produkt. Nawet pytała się kupujących na różnych stanowiskach. Bezskutecznie. Traciła cierpliwość, bo na zakupach ugrzęzła godzinę.

Pepper: Ach! No gdzie jest ta głupia nutella?!

Zaczęła drzeć się na cały sklep, zwracając na siebie uwagę. Przez krzyki wybudziła dzieci z wózków, które jak zawołanie beczały.

Pepper: Aaa! Litości! Ja chcę tylko dostać nutellę! Pomocy!

Część 9: Kłopotliwe nieporozumienie

0 | Skomentuj
Uczniowie spożywali obiad na stołówce. Oczywiście chłopaki siedzieli z daleka od dziewczyn, żeby nie ryzykować. Wymieniali ze sobą jakieś słowa, a one jedynie skupiały się na posiłku. Nauczyciel przerwał niezręczną ciszę, przemawiając do wszystkich.

Prof. Klein: Jako, że dziś mamy pierwszy dzień wyjazdu, chciałbym przypomnieć o przestrzeganiu ustalonych zasad. Jeśli ktoś z was złamie, chociaż jedną regułę, dostanie upomnienie, a przy powtórzeniu sytuacji, wpiszę uwagę. Skupcie się na zawieraniu przyjaźni i nie bądźcie dla siebie wrogami. Macie jakieś pytania?

Zgłosił się Happy.

Prof. Klein: Tak, panie Hogan?
Happy: Czy wywijanie numerów też się wlicza?
Prof. Klein: Zależy czy komuś szkodzą. Jednak radziłbym tego nie robić. Bądźcie przyjaciółmi, a nie bawcie się jak przedszkolaki. Zrozumiano?

Klasa odpowiedziała chórem, wiedząc co mogą robić a czego nie. Pepper dostrzegła głupawy uśmieszek na twarzy sportowca i miała ochotę mu przyłożyć. Szarpnęła go za bluzkę, podciągając nieco do góry.

Pepper: Gadaj! To twoja sprawka!
Happy: Ale co?! Przysięgam, że nic nie zrobiłem!
Pepper: Taa… Akurat, a kto uciaprał mi bluzkę?! No kto?!
Prof. Klein: Panno Potts, proszę zostawić kolegę.
Selene: Pepper, nie warto. Widzisz, że nic nie wie.
Pepper: Udaje niewiniątko,a sam wycina żarty! Mścisz się, co?!
Happy: Nie! W życiu! Jestem niewinny!
Tony: Pep, daj mu spokój. Był ze mną i z Rhodey’m cały czas.
Tośka: Ale ktoś był u nas w pokoju. Sama widziałam.
Selene: A może ci się przywidziało?
Happy: Jak czyta te swoje książeczki, to mogła się pomylić. Naprawdę nic nie zrobiłem.
Pepper: Chyba mi nie wmówicie, że sam się ubrudził.
Rhodey: Twoje zarzuty są bezpodstawne. Widocznie sama jesteś sobie winna.

Ruda puściła Happy’ego wolno. Na moment przypomniała sobie czy Rhodey mógł mieć rację.

Pepper: A! Faktycznie! Nie zakręciłam do końca słoika.

Na tą informację nastolatkowie uderzyli się w czoło, niedowierzając głupocie dziewczyny. Topór wojenny został zakopany. Kontynuowali w spokoju jedzenie posiłku.

Pepper: Jesteś pewna, że kogoś widziałaś?
Tośka: Przecież mówiłam. Na sto procent ktoś był w pokoju.
Selene: A może nie wchodził do środka. Mógł to być nauczyciel albo jakiś pracownik. Opcji jest multum.
Tośka: Faktycznie. Mogło tak być, a Pepper prawie się wygadała o żartach.
Pepper: Będę musiała wyprać bluzkę po powrocie. Ech! Teraz muszę go przeprosić.
Selene: Zrób to.
Pepper: Rany!
Selene: Nie marudź, tylko idź, bo cię kopnę.
Pepper: Ej! Zrozumiałam. Idę.

Ponownie wstała od jedzenia, podchodząc do chłopaków.

Pepper: Przepraszam.
Happy: Nie słyszę. Możesz głośniej?
Pepper: Przepraszam, że cię oskarżyłam!
Happy: No i tak lepiej. Nie gniewam się. Gorzej by było, jakbyś wycięła mi jakiś dziwny numer. Jakiś z majonezem albo jeszcze gorzej.
Pepper: Nie, nie! Spokojnie, kolego. Do niczego takiego nie dojdzie.

Zapewniła przyjaciela, choć tak naprawdę, to skłamała. Wróciła ponownie do swojej gromadki.
Kiedy talerze były już opróżnione, odezwał się alarm z bransoletki Tony’ego. Rhodey już włączył tryb mamusi i chciał zająć się nim.

Tony: Nie, Rhodey. Dam radę.
Rhodey: Na pewno?
Tony: Pewnie. Zaraz wrócę.

Zignorował ból, idąc do pokoju. Gaduła nie zamierzała go zostawiać, dlatego poszła za nim.

Selene: Gdzie idziesz?
Pepper: Pogadać z Tony’m.
Selene: Chyba ci chodzi o coś innego. Martwisz się.
Pepper: Szybko mnie rozgryzłaś, Sel. Martwię się, bo chyba przesadziłam z keczupem. Będę mieć kłopoty.
Selene: Pójdę z tobą.
Pepper: Nie musisz. Nie zrobiłaś nic złego.
Selene: Chcę się do czegoś przydać. Pozwolisz?
Pepper: Zgoda… Tośka, kryj nas.
Tośka: Znowu? Oj! Będziecie mi coś winne.
Pepper: Później się rozliczymy. Nie pozwól im wyjść ze stołówki. Choćby się paliło, nie mogą stąd uciec, jasne?
Tośka: Spoko. Możecie na mnie liczyć.

Podczas gdy Otaku pilnowała facetów, dziewczyny szły za geniuszem, który słaniał się na nogach. Słabł z każdym krokiem, a implant mocno ściskał w klatce piersiowej. Ledwo doszedł do wejścia budynku i lekko się zachwiał. W porę złapała go Pepper.

Tony: Pepper?
Pepper: Nigdzie mi nie uciekniesz. Prawda, Sel?
Tony: Ty też? Ach! Poddaję się.
Selene: Nie zrobimy ci nic złego. Dziś nie, bo mamy inny cel z Pep.
Tony: Nie pytam.
Pepper: Możliwe, że zepsułam twoją ładowarkę, dlatego będzie malutki problem.
Tony: Co zrobiłaś?! Ach! Cholera!

Ból wzrastał na sile, dlatego przeniosły go w inne miejsce. Bogini niebios wraz z dziewczyną geniusza asekurowały go przy chodzeniu, dzięki czemu doszli na miejsce.

Pepper: No dobra. Co teraz?
Tony: Na pewno jest… zepsuta?
Pepper: Mogę sprawdzić, ale to raczej pewne. Masz plecak w keczupie, więc nie spodziewaj się cudów.
Tony: Okej.

Tylko tyle zdołał powiedzieć, gdyż miał coraz większy problem z oddychaniem. Położyły chłopaka na podłodze, lecz to nie rozwiązało problemu. Potts sprawdziła zawartość plecaka, utwierdzając w przekonaniu, iż zepsuła urządzenie na amen.

Pepper: Tak jak myślałam. Nie do użytku. Jakieś pomysły?
Tony: Ach! Muszę… Muszę… ją… naprawić.
Pepper: Tony!

Na nic krzyki brązowookiej. Organizm nie wytrzymał, dlatego stracił przytomność. Sytuacja robiła się gorsza z minuty na minutę.

Pepper: Nie! Błagam! Nie rób mi tego!
Selene: Pep, nie krzycz.
Pepper: Trzeba mu pomóc! Tylko jak?
Selene: Dziewczyno, weź się w garść. Nie wszystko stracone.

Selene przyłożyła rękę tam, gdzie był umieszczony mechanizm. Jej dłoń emanowała energią, którą zaczęła przesyłać do rozrusznika serca.

Pepper: Co ty robisz?
Selene: Ratuję go. Nie widzisz?
Pepper: Ale… Czy to cię nie boli?
Selene: Przestań. Żaden kłopot podładować takie ustrojstwo. Jednak i tak będzie musiał naprawić ładowarkę.
Pepper: Ile wytrzyma?
Selene: Najwyżej dwie godziny.
Pepper: To już coś.

Po zakończeniu procesu, chłopak lekko otworzył oczy.

Pepper: Tony!
Selene: Heh! Tylko się na niego nie rzucaj. Jeszcze będziesz miała na to niejedną okazję… Co tam, Einsteinie?
Tony: Sel… Selene… Dziękuję.
Selene: Drobiazg. W końcu tak postępują przyjaciele.

Uśmiechnęła się dość szczerze, ciesząc się z tego co zrobiła. Gaduła przeniosła Starka na łóżko, aby odpoczął. Jednak nie chciała opuszczać pokoju.

Selene: Zostaniesz tu?
Pepper: Chcę być przy nim tak długo jak będzie trzeba, a tak poza tym, to dzięki, że go ocaliłaś.
Selene: Zrobiłam co trzeba było zrobić. Wiesz, że jak tutaj będziesz, oni odkryją twoje kawały, które im zrobiłaś.
Pepper: Oj! Zaryzykuję.
Selene: Jesteś mi winna słoik nutelli.
Pepper: Hahaha! Jutro skoczę ci kupić nawet pięć słoików.
Selene: No to trzymam cię za słowo.

Obie zaśmiały się, gdyż wreszcie potrafiły się ze sobą dogadać. Ich przyjaźń dopiero zaczęła rozkwitać.
~~~~~~~**~~~~~
No to mamy połowę. Fakt, że ten rodzaj humoru może nie przemawiać do wszystkich, ale tak właśnie wyszło w pisaniu. Słowa same przychodzą na język, a w głowie tworzą się dziwne scenki. Tak zwana wena, nie?

Część 8: Psoty i figle idą w parze

0 | Skomentuj
Dziewczyny rozpakowywały swoje rzeczy, kładąc je obok swojego łóżka. Najdziwniejsze drobiazgi wyciągała Pepper, co rzuciło się w oczy pozostałym. Słoiki, pędzle i bardzo nietypowe “zabawki”.

Selene: Majonez? Po co ci to?
Pepper: Nie wiem jak wy, ale ja lubię wycinać żarty. Możecie się przyłączyć, jeśli chcecie. Wybierzemy ofiarę. Starczy dla każdego.
Tośka: Kuszące, ale wolę nie robić kłopotów. Jeszcze mnie wykopią.
Pepper: A ty, Sel?
Selene: Jaka Sel?! Jestem Selene!
Pepper: To tak w skrócie, bo nie chce mi się wymawiać pełnego imienia.
Selene: Co za leń.
Pepper: Ej! Dla ciebie, to kreatywny leń.
Tośka: Dobra, dziewczyny. Wy róbcie im numery, a ja będę siedzieć cicho.
Pepper: To co, Sel? Wchodzisz w to?

Rudowłosa na moment zastanawiała się nad udzieleniem odpowiedzi. Myślała nad korzyściami z tego, dlatego też wyraziła zgodę.

Selene: Nic mi nie szkodzi spróbować. Jestem za.
Pepper: Super, więc zaczynamy.
Selene: Tak szybko? Nie lepiej zaczekać, aż będzie ciemno?
Pepper: Oj! Nie ma mowy. Nie traćmy czasu. Im szybciej, tym lepiej. Atak w biały dzień będzie idealny.

Zaśmiała się złowieszczo, ukazując swą prawdziwą naturę. Maniaczka mang zignorowała je, sięgając po jeden z tomów “Tokyo Ghoul”, a rudzielce zaczęły działać. I to nie może się skończyć dobrze dla chłopaków. Zdecydowanie nie.
Gdy one zbliżały się do domku z facetami, oni leżeli na łóżkach, gapiąc się w ścianę.

Happy: Nuda!
Rhodey: Serio? Co ty nie powiesz?
Tony: Może zamiast marudzić, wymyślmy coś.
Rhodey: Niby co?
Tony: No nie wiem. Profesor mówił coś o grach i zabawach. Chodźmy do niego.

Nagle usłyszeli dźwięk tłuczonego szkła.

Rhodey: Co to było?
Tony: Nie panikuj. Pewnie komuś spadła szklanka.
Rhodey: Głupie wytłumaczenie.
Happy: Popieram.

Pepper przeklęła po cichu, bo zwaliła słoik z nutellą. Na sam rarytas narobiła smaka przyjaciółce.

Selene: No i zmarnowałaś nutellę. Mam cię czymś grzmotnąć?
Pepper: Ej! Gramy po tej samej stronie, więc nie groź mi, jasne?
Selene: Dobra, dobra.
Pepper: A! Właśnie! Wykorzystaj swoje moce.
Selene: Po jaką cholerę? Myślisz, że to takie łatwe?
Pepper: A co? Jakiś masz limit?
Selene: Ech! Nieważne, ale wolę z nich nie korzystać.
Pepper: Nawet, żeby lekko ich postraszyć?
Selene: Hmm… To zmienia postać rzeczy.

Uśmiechnęła się, knując coś. Tak. Diabełek obudził się w kolejnej kobiecie. Za pomocą wiatru otworzyła drzwi, jakby zrobił się przeciąg. Rhodey lekko się przestraszył.

Rhodey: To dziwne. Ktoś nie zamknął okna?
Tony: Na mnie nie patrz. Przecież ledwo tu przyszliśmy i wszystko było zamknięte.
Rhodey: Happy?
Happy: Na mnie nie patrz. Nic nie zrobiłem.
Tony: Tak jak zawsze.
Happy: Kiedyś ci przywalę, Stark, ale jesteś mi potrzebny.
Tony: No widzisz. Dobrze to słyszeć.

Kiedy histeryk chciał zająć się czymś innym poza zbijaniem bąków, wiatr przybrał na sile, przewracając mały stolik obok okna.

Rhodey: Whoa! Co jest grane?!
Happy: Aaa! Duchy!
Tony: Jakie duchy? To niedorzeczne.

Dziewczyny śmiały się w ukryciu. Prawie zostały odkryte, gdyż jeden z nich wybiegł z płaczem.

Pepper: Wow! Niezła jesteś.
Selene: W końcu jestem boginią niebios.
Pepper: Z nimi będzie najgorzej.
Selene: Twój ruch, Pep.
Pepper: Pep? Tylko Tony tak może do mnie mówić i nikt inny.
Selene: Okej. Wyluzuj. Ty mówisz do mnie Sel, więc ja będę do ciebie zwracać się Pep. Może być?
Pepper: Ech! No niech ci będzie.
Selene: Może teraz ty coś zrobisz? Chyba nie sądzisz, że będę za ciebie odwalać całą robotę.
Pepper: Wykurz ich, a ja zajmę się resztą.
Selene: Powodzenia.
Pepper: I wzajemnie, partnerko.

Jakkolwiek niezręcznie to brzmiało, szybko zapomniała o tym. Skupiły się na zadaniu. Bogini weszła do ich pokoju bez wypowiadania ani jednego słowa. Jednak jej twarz przybrała diabelne oblicze.

Selene: Cześć, chłopaki. Co porabiacie?
Tony: Eee… My tylko… Rhodey?
Selene: Coś ty taki strachliwy? Przecież nie skrzywdzę cię.

Zapaliła ogień w dłoni, który nie był maleńki jak ostatnio. Był ogromny.

Selene: Zabawimy się?
Tony: Nie! Nie weźmiesz mnie żywcem!
Rhodey: Tony!

I tak geniusz wybiegł z krzykiem. Pozostała niańka od siedmiu boleści.

Selene: Naprawdę jestem taka straszna?
Rhodey: Nie… Nie jesteś, ale on…
Selene: Obgadywał mnie? Nieładnie.

Wzmocniła płomień, zbliżając się niebezpiecznie blisko Rhodey’go. Długo nie wytrzymał i także zwiał, gdzie pieprz rośnie. Obie zaśmiały się głupawo.

Pepper: Ale tchórze.
Selene: Hahaha! No i to jeszcze jacy.
Pepper: Okej. Jak coś, to mnie kryj.

Gaduła wyjęła słoik majonezu, brudząc cały plecak Happy’ego od środka. Większość spadła na ubrania, a szczególnie na bieliznę.

Selene: Soli?
Pepper: Nie trzeba.

Potem zajęła się torbą panikarza, którą posmarowała bitą śmietaną, dosypując słodkiej posypki cukrowej.

Pepper: Na pewno zgłodnieje. Hahaha! Czas na Tony’ego.

Zawartość jego plecaka została ubrudzona keczupem. Nie jednym, a dwoma tubkami.

Pepper: Perfekto.

Zadowoliła się ze swojego dzieła.

Pepper: Dobra. Zwiewajmy stąd.
Selene: To chodźmy.

Próbowały nie śmiać się, ale przez wywinięte numery było to wręcz niewykonalne. Na szczęście nie trafiły na facetów i bez problemu znalazły się w swoim domku. Jednak nie wyglądał tak jak poprzednio. Coś uległo zmianie.

Pepper: Eee… Tośka, co tu się stało? Widziałaś tu kogoś?
Tośka: Ktoś się kręcił. A co?
Pepper: Sprawdźmy czy nie wywinęli nam kawału.
Selene: Myślisz, że by takie coś nam zrobili?
Pepper: Jeśli zobaczę, że któryś z nich ruszał moje rzeczy, zabiję tak boleśnie, aż będą kajać na kamieniach.
Tośka: Może to zemsta za wasze występki.
Pepper: Oj! Nie stała się im krzywda.
Selene: Eee… Pepper?
Pepper: Co?
Selene: Twój plecak.

Brązowooka podeszła do niego, sprawdzając zawartość. Jej ulubiona bluzka była pomazana chrzanem, co śmierdział na kilometr.

Pepper: Zabiję. ZABIJĘ! JUŻ SĄ MARTWI!

Część 7: Iron Man na wakacjach

0 | Skomentuj
Papierkowa robota związana z wycieczką szkolną została ogarnięta w przedostatni dzień tygodnia, gdyż wszyscy przynieśli regulaminy, a także zgody. W piątek nikt nie przyszedł, bo woleli zająć się pakowaniem niż dręczyć biedny mózg pochłanianiem wiedzy. Jak można się domyślić, to nasz tak zwany geniusz siedział w zbrojowni, robiąc małe porządki z pomocą Rhodey’go. Ignorował wszelkie alarmy, zostawiając walkę z przestępcami zwykłym funkcjonariuszom, agentom specjalnym czy samej T.A.R.C.Z.Y.

Rhodey: Czyli Iron Man też robi sobie wolne? Aż ciężko mi w to uwierzyć. To nie w twoim stylu, Tony.
Tony: Przyda się małe oderwanie od obowiązków.
Rhodey: Naprawdę się tobie dziwię. Skąd taka zmiana?
Tony: No wiesz. Integracja klasy i w ogóle. Zresztą, miło będzie nie słuchać Roberty przez trzy dni.
Rhodey: Hahaha! To dowaliłeś. Dobrze, że cię nie słyszy.
Tony: Wtedy byłby przypał.
Rhodey: I to niemały.
Tony: Ciekawe jak z pozostałymi.
Rhodey: Znając Pepper, szykuje coś na nas.
Tony: Happy zapewne też.
Rhodey: Jeszcze została Selene.
Tony: Oj! Z nią nawet nie będę zadzierać.
Rhodey: O! Czyżbyś się bał naszej bogini niebios?
Tony: Wszystkie rudzielce są wcieleniem demona. Będę trzymał się od nich jak najdalej.
Rhodey: Od Pepper też?
Tony: Tak.

Odparł stanowczo, zaś przyjaciel patrzył się w sufit. Rozkojarzył się, bo miał słabość do rudowłosych dziewcząt.

Tony: Ej! Romeo, nie odpływaj.
Rhodey: Ech! Sorki, Tony. Zwykle to mi się nie zdarza.
Tony: Oj! Bracie, trafiła cię strzała Amora.
Rhodey: Niestety.

Gdy oni ze sobą rozmawiali, Selene wcisnęła ostatnie rzeczy do walizki i z całej siły wskoczyła na nią. Po przygotowaniu bagażu na podróż, zaczęła bawić się wygenerowaną niewielką kulę światła, dzięki czemu rozświetliła swój pokój.

Selene: Hmm… Wycieczka szkolna. Coś czuję, że to będzie niezapomniany wyjazd.

Powiedziała sama do siebie, zwiększając wielkość mocy na tyle, że lampy okazały się zbędne.
Niespodziewanie otrzymała wiadomość. Doskonale zdawała sobie sprawę kto mógł czegoś od niej chcieć. Odczytała treść.

Obserwuj Starka. Znowu są z nim kłopoty.

Selene: Oj! Fury, bez obaw. Przecież mam na niego oko.

Błyskawicznie odpisała to samo co wypowiedziała na głos. Do tego dodała buźkę z mrugniętym okiem i wysłała komunikat do szefa.
Cztery dni później, uczniowie siedzieli w autobusie, jadąc na wycieczkę. Tradycyjne nasza para gołąbków była blisko siebie, za plecami mieli Rhodey’go, zaś po przeciwnej stronie siedziała bogini z Tośką, a na samym końcu autokaru rozsiadł się Happy. Nauczyciel sprawdził listę obecności, odhaczając wszystkich. Nikt się nie spóźnił, więc mogli wyruszyć w drogę. Nie minęło pięć minut, a panikarz musiał zamienić się w mamusię.

Rhodey: Wziąłeś ze sobą wszystko? Ładowarkę, śniadanie, picie…
Tony: Tak, mamo.
Pepper: Rany! Znowu cię będzie męczył? Chyba dostaniesz za to łupnia.
Rhodey: Pepper, to zwyczajna troska.
Pepper: Czyżby? Może jeszcze sprawdzisz czy majtki ma czyste?
Rhodey: Ej! No bez przesady. Taki nie będę.
Tony: Chciałem odpocząć od przesłuchań Roberty, a zamiast tego mam jej męską wersję.

Gaduła nie potrafiła się opanować ze śmiechu. Tak się śmiała, aż zaraziła tym innych. Nie wiedzieli, z czego mieli taki ubaw i nawet nie próbowali tego zrozumieć.

Tony: Gdyby nie implant, nie byłbyś taką mamuśką. Może kiedyś wynajdą coś na całkowite wyleczenie. Jakieś serum albo coś innego.
Rhodey: Będzie dobrze. Dasz radę.
Pepper: Ale wiesz co? Jakby tak przeszczepić mózg, to będzie w innym ciele.
Tony: Pep, skąd ty masz takie chore pomysły?
Pepper: Hahaha! Z domu. No wiesz. Gdybyś nie był takim bezmyślnym idiotą, nie zasugerowałabym czegoś takiego.
Tony: Wiem, że czasem mnie ponosi, lecz tak to już jest jak jesteś Iron Manem.
Happy: Jesteś Iron Manem?
Tony: Cholera.

No i tak udowodnił swój debilizm, mówiąc przy innych otwarcie o drugim wcieleniu. Tylko Selene nie była zaskoczona. Wiedziała kim jest. Jednak przysłuchiwała się wymianie zdań. Była ciekawa jak wybrnie z tej niezbyt dobrej sytuacji.

Tony: Happy, to nie tak jak myślisz.
Happy: Oj! Przestań kłamać.
Tony: Happy…
Happy: Przecież Iron Man jest robotem. Zazdrościsz mu, co?
Tony: Eee… Nie. Ja tylko…
Happy: Nic nie mów, jasne?
Tony: Zgoda.

Z łatwością wybrnął, chroniąc swój sekret. Reszta drogi została przebyta w milczeniu. Prawie każdy coś cykał na telefonie lub słuchał muzyki. Żadnych rozmów co również odpowiadało profesorowi klasy.
Kiedy znaleźli się na miejscu, przed sobą widzieli malowniczy krajobraz gór oraz ośrodek wypoczynkowy, który składał się z dwóch odosobnionych budynków. Klein wstał z siedzenia, przemawiając do uczniów.

Prof. Klein: Podzielimy się na dwie grupy. Najpierw niech podejdą do mnie wszystkie dziewczyny.

Na prośbę wstały i podeszły do niego.

Prof. Klein: Idźcie do budynku po lewej stronie. Jedna osoba bierze klucz. Kto chętny?
Selene: Ja mogę.
Prof. Klein: Zatem proszę.

Podał jej klucz wraz z rozpiską planu dnia, gdzie poza spisanymi godzinami na posiłek nie było nic szczególnego, na co powinny zwrócić uwagę. Żeńska część opuściła bus, kierując się do odpowiedniego domku.

Prof. Klein: No dobra, a z wami zrobię to samo. Jedna osoba ma klucz i plan dnia.
Rhodey: Mogę wziąć.
Prof. Klein: W porządku, więc możemy dołączyć do reszty.
Tony: Ale na pewno jesteśmy odseparowani od dziewczyn?
Prof. Klein: Tak, dlatego liczę na przestrzeganie regulaminu. Nie róbcie głupstw.
Rhodey: Niech pan im też to powie.
Happy: Właśnie! Nie jesteśmy jedyni!
Prof. Klein: Rozumiem was, ale bez obaw. Nikomu włos z głowy nie spadnie.

Żaden z nich nie umiał w to uwierzyć, gdyż znali Pepper Potts, zaś Tony najbardziej bał się Selene Khan.

Prof. Klein: Ogłaszam wycieczkę szkolną za rozpoczętą.

Część 6: Bądźcie przyjaciółmi

0 | Skomentuj
Prawie cała klasa wróciła z przerwy. Nawet Tony, który zdołał się ogarnąć po małym wypadku (czytaj zmoczenie spodni). Jedynie ławka Tośki była pusta. No dobra. Happy także zniknął. Oboje poszli na papierosa za budynkiem szkoły. Profesor postanowił na nich jeszcze poczekać, gdyż na tej godzinie chciał zająć się kwestią organizacyjną na temat wyjazdu integracyjnego.
Gdy minął kwadrans, cierpliwość Kleina dobiegła końca.

Prof. Klein: No dobra. Zaczniemy bez...

Nie zdołał dokończyć. W mgnieniu oka pojawili się palacze.

Tośka: Przepraszamy za spóźnienie.
Prof. Klein: Macie wyczucie czasu. Właśnie zamierzałem zacząć mówić o wycieczce. Siadajcie.

Uczniowie wydawali się skupieni. Nic w tym dziwnego, bo nie byli katowani nauką. Zresztą,  byli ciekawi wyjazdu. Mężczyzna przeszedł się po klasie, rozdając kartki z regulaminem wycieczki oraz zgodami dla rodziców.

Prof. Klein: Podpisane zgody wraz z regulaminem proszę przynieść do końca tego tygodnia. Pytania?

Pepper podniosła rękę.

Prof. Klein: Tak, panno Potts?
Pepper:  Będą osobne pokoje czy mamy zrobić jakieś grupy?
Prof. Klein: Hmm... Dobre pytanie. Raczej będą grupy ze względu na charakter integracyjny waszej wycieczki.
Rhodey :Ale dziewczyny będą osobno?
Prof. Klein: Oczywiście. Nie można pozwolić na inny układ. Bezpieczeństwo przede wszystkim.
Pepper: Czy pan coś sugeruje?
Prof. Klein: Wszystko macie wypisane w regulaminie. Wyraźnie podkreśliłem jedną z najbardziej istotnych zasad, czyli zakaz seksu.
Rhodey: Ej! Przecież wiemy co możemy.
Prof. Klein: Przykro mi to mówić, ale dochodziło do samowolki, przez co były gwałty,  kradzieże i pobicia.
Happy: Ha! Tony, nie poruchasz.

Uczniowie śmiali się na całe gardło, zaś geniusz był zniesmaczony. W końcu wszyscy znali jego skryte pragnienia.

Prof. Klein: Panie Hogan, proszę uważać na słownictwo. Więcej dojrzałości.
Happy: No co? Każdy ma jakieś marzenia.
Tony: Happy, przesadziłeś.
Rhodey: Jak kocha, to poczeka.
Pepper: Zamorduję cię, debilu!
Prof. Klein: Panno Potts, pół tonu ciszej.
Happy: Tony, przyznaj się. Wszyscy wiemy, że chcesz ją porządnie przelecieć.
Pepper: Przelecisz zaraz przez ławkę, a potem zmiażdżę twoje jądra, aż piśniesz jak malutka dziewczynka.
Happy: Ej! Groźby są karalne, Potts!
Pepper: O nie! Tylko nie po nazwisku!

Ruda już miała ochotę wstać, ale geniusz w porę ją powstrzymał.

Tony: Pep, nie złość się tak na niego.
Prof. Klein: Klaso, proszę o spokój.
Tośka: Ech! Niech pan już powie coś o tej wycieczce, bo zaraz zrobi się tu niezła rzeź.

Nauczyciel postanowił zastosować odpowiednie środki, aby załagodzić spór.

Prof. Klein: Każdy kto będzie przeszkadzał, nie pojedzie na wycieczkę.

I ta magiczna formułka zdziałała cuda. Na ten moment zapomnieli o sporach. Wychowawca przedstawił ogólny plan wycieczki.

Prof. Klein: Przez trzy dni będziecie wypoczywać w górskim ośrodku wypoczynkowym. Nie będziecie nic zwiedzać. Głównym celem jest integracja, dlatego zaplanowałem mnóstwo gier i zabaw.
Pepper: Eee… My nie jesteśmy przedszkolakami. Wie pan?
Prof. Klein: No nie powiedziałbym. Większość z was tak się zachowuje, jakby nigdy nie wyrosła z pieluch. Mam nadzieję, że dzięki temu stworzycie ze sobą przyjaźnie.
Selene: Kiedy będzie wyjazd?
Prof. Klein: Za tydzień w poniedziałek, jeśli nie będziecie sprawiać kłopotów.
Happy: Spoko, profesorku. Już ja tego dopilnuję.
Prof. Klein: W porządku, więc to tyle na dziś. Możecie wracać do domu.
Rhodey: Czy to jakiś żart?
Prof. Klein: Mówię prawdę. Nie będę was zatrzymywać. Lekcje skończone.

Więcej nic nie musiał mówić, bo wszyscy wybiegli z klasy, przepychając się przez drzwi, zaś wychowawca jedynie uśmiechnął się pod nosem.

Prof. Klein: Ach! Te dzieciaki.

Kiedy on zajmował się wypełnianiem dziennika o dodatkowe dane, zgraja przygłupów walczyła z rodzicami o durnowaty podpis. Mama Happy’ego zgodziła się puścić syna na wycieczkę, rodzice Tośki nawet nie czytali papierku i podpisali bez problem,Tony z Rhodey’m także nie musieli specjalnie przekonywać Roberty, Selene zwinnym ruchem podrobiła podpis, zaś Pepper nie miała tak łatwo. Surowy ojczulek dokładnie analizował każde zdanie regulaminu, aby niczego nie przeoczyć. Troska ponad granice. Rudzielcowi przypadło najlepsze “szczęście”.

Virgil: Kto dokładnie jedzie na wycieczkę?
Pepper: Praktycznie każdy, bo nikt nie chce gnić w szkole na głupich lekcjach, więc raczej wszyscy podpiszą zgody.
Virgil: Widzę, że nie brakuje ci energii. Zanim zdecyduję się to podpisać, sama przeczytaj spis zasad. Musisz wiedzieć w co się pakujesz.
Pepper: Tatku, ja wiem, co ma być. Spokojnie. Potrafię o siebie zadbać, jeśli ci o to chodzi.
Virgil: Czyżby? Masz podejrzaną klasę.
Pepper: Cholera! Dla ciebie każdy jest podejrzanym typkiem. Nawet dziewczyna!
Virgil: Tylko mi nie mów, że zmieniłaś orientację.
Pepper: Tato! Jestem z Tony’m od pół roku!
Virgil: Ech! Jakbyś nie mogła wybrać lepszego.

W nastolatce gotowała się wściekłość. Z uśmieszkiem diablicy chwyciła za rękę rodzica, wskazując na miejsce podpisu.

Pepper: A teraz mi tu się machnij, dobrze?
Virgil: Obym tego nie pożałował.
Pepper: A może mam skręcić paluszek? O! Ten malutki.
Virgil: Dobra, dobra! Wygrałaś.
Pepper: Jesteś super, tatku.

Wykonał prośbę, a ta w nagrodę przytuliła go dość czule. Raczej tym uściskiem mogła udusić Virgila, ale jakoś przeżył. Tak jak zwykle.

Część 5: Nie chcę umrzeć

0 | Skomentuj
Nadszedł kolejny, przecudowny dzień w szkole. No dobra. Nikt nie uwierzy, że ktoś chciałby ruszyć dupsko w dość porządną ulewę. Tak się rozpadało, aż cała klasa siedziała przemoczona, czekając na nauczyciela. Każdy wykorzystali ten czas na swój sposób. Pepper migdaliła się z Tony’m, Rhodey zaczytywał się w książce o historii, Happy bujał się na krześle, Tośka pochłaniała mangę, zaś Selene była jedyną osobą, która próbowała na szybko rozwiązać zadania z fizyki. Jednak miała pecha. Nie zdążyła nawet rozwiązać pierwszej części i już profesorek się pojawił.

Prof. Klein: Dobrze, klaso. Dziś sprawdzimy czy odrobiliście pracę domowę. Może ktoś na ochotnika? O! Widzę łąkę nóg, więc będę losować.

Przyjrzał się numerom z dziennika, a następnie zamknął oczy.

Prof. Klein: Entliczek, pentliczek, czerwony stoliczek, a kozłem ofIarnym będziesz… TY!

Nauczyciel specjalnie powodował u nich palpitację serca, gdyż dreszczyk emocji podobno poprawia pracę na lekcji. Siedzieli tak spięci, że nie zamierzali się ruszyć.

Happy: Przepraszam, profesorze.

Nie wytrzymał i musiał wybiec z pomieszczenia. Można było pomyśleć o błyskawicznej ucieczce do domu. Bzdura. Nie chciał nawalić w spodnie, dlatego pobiegł najszybciej jak się da do łazienki. Mężczyzna lekko się uśmiechnął.

Prof. Klein: Biedak, ale i tak wybrałem kogoś innego.
Pepper: No niech pan już mówi, do cholery, bo zaraz wszyscy wylecą w podskokach i lekcji nie będzie, a panu przecież płacą za siedzenie tutaj z nami, prawda?
Prof. Klein: Skoro się odzywasz, zgłaszasz się do zadania. Świetnie.
Pepper: Co?! Nie! To nieporozumienie!
Prof. Klein: Wybawiłaś pannę Khan.
Selene: Dzięki, Pepper.
Pepper: Ej!
Prof. Klein: Zapraszam do tablicy.

Gaduła była niezachwycona co mogła dostrzec jej sąsiadka z ławki. Ten gniew w oczach. Zdecydowanie pragnęła kogoś zabić.

Pepper: Zabiję ją. Jeszcze mnie popamięta.
Selene: Słyszałam!
Prof. Klein: Proszę o spokój! Panno Potts, proszę rozwiązać zadanie trzecie z testu A, a ja w tym czasie zobaczę pani zeszyt.

Dziewczyna wstała z ławki i poszła na miejsce śmierci, zwane tablicą. Użyła całej mocy mózgu, aby wykombinować jakieś rozwiązanie, choć fizyka należała do tych przedmiotów, które bez pomocy klasowego geniusza przygwoździłyby ją do trumny. No i w taki sposób nie miałaby szans na przejście do kolejnej klasy.

Prof. Klein: Jakiś problem?
Pepper: Nie. nie! Ja… już to… liczę.
Prof. Klein: Dobra. Siadaj. Widzę, że jesteś nieprzygotowana, a zadań również nie zrobiłaś. Jedynka.
Pepper: Ale jeszcze nie skończyłam!
Prof. Klein: Nie będę tracić dodatkowo czasu.

Uczennica wzięła swój zeszyt, przeklinając w myślach, ponieważ twarz zdradzała wszystko. Wróciła na swoje miejsce, a za nią wszedł Happy.

Selene: Wybacz. Nie chciałam, żeby tak wyszło.
Pepper: Ech! Trudno. Poprawię jakoś, a poza tym, to wina Tony’ego.
Tony: Co?! Czemu moja?!
Prof. Klein: Proszę o spokój!

Facet gadał swoje, ale wianuszek przyjaciół rozpoczął swoje małe rozmówki.

Tony: Zapytam się jeszcze raz. Dlaczego mnie winisz za brak zadania?
Pepper: Bo nie pomogłeś, a wiesz jaka jestem cienka z fizy.
Tony: Wybacz. Po prostu byłem zmęczony.
Pepper: Och! Kiedyś ci zrobię taki raban w twoim sanktuarium, że gorzko pożałujesz tego jak mnie olewasz. Chyba nie chciałbyś zgubić swoich cennych zabaweczek, Anthony?
Tony: Ej! Tylko nie Anthony.
Selene: Ulala! Weszła ci na ego.
Tony: Nie twoja sprawa.
Selene: Już jestem w to wmieszana.
Rhodey: Eee… Możecie być ciszej? Ja tu czytam.
Tośka: Nie ty jeden.
Happy: Mój jest ten kawałek podłogi.
Pepper: Idioci. Wszędzie idioci.
Tony: Myszko, następnym razem ci pomogę. Jednak znasz moje hobby. Czasami jestem tak zmęczony, że nie potrafię nic wymyślić.
Pepper: Myszko?! Jestem dla ciebie gryzoniem?!
Tony: Pep, masz okres czy co?
Selene: Oj! Radzę ci nie mówić takich rzeczy kobiecie.
Rhodey: Czy możecie być cicho, chociaż na pięć minut?
Happy: Wśród nocnej ciszy.
Tośka: To my już mamy święta?
Selene: Czy tylko ja tu jestem normalna? O! Przepraszam. Też nie jestem.

Śpiew Happy’ego zmieszał się z krzykami rudej, pretensjami książkoholików i pozostałą wymianą zdań między uczniami. Nauczyciel stracił cierpliwość i wrzasnął na cały głos.

Prof. Klein: CISZA!

No i była cisza. W jednej chwili zamarli.

Prof. Klein: Widzę, iż dziś naprawdę ciężko o skupienie. Widocznie będę musiał odwołać wycieczkę.
Pepper, Rhodey, Selene, Happy, Tony, Tośka: WYCIECZKĘ?!
Prof. Klein: Tak. Planowałem zrobić wyjazd integracyjny. Dyrektor zgodził się pod warunkiem podpisania regulaminu. Jak będziecie grzeczni, spędzicie trzy dni bez konieczności nauki. Zgadzacie się na coś takiego? Ręka w górę.

Nikt nie zamierzał sprzeciwiać się, ponieważ każdy wyjazd był lepszy od katorgi w Akademii Jutra.

Prof. Klein: No i proszę. Wszyscy chętni. Świetnie, więc rozdam wam zgody oraz regulaminy. Gdybyście mieli pytania, nie bójcie się podejść. Wyjaśnię wszelkie wątpliwości.

I ta wiadomość uratowała Starkowi życie. W ten sposób nie doszło do bójki i na dźwięk dzwonka mogli wybiec na przerwę. Większość z nich poszła w swoje strony. Oczywiście nasza “święta” trójca weszła na dach, gdzie skonsumowała swoje śniadanko. Selene nie znała szkoły, lecz z jakiegoś powodu była ciekawa dlaczego akurat tam spędzają wolny czas. Usiadła gdzieś z boku, obserwując ich. Rudzielec nie hamował się i przywalił porządnie z lewego sierpowego w pysk.

Tony: Au! Pepper, litości!
Rhodey: Ona chyba naprawdę ma okres. Te hormony. Boże! Faceci mają przez was przerąbane.
Pepper: Trzeba było pomóc, a nie bawić się w bohatera w latającej puszce po konserwie.
Tony: Pepper, znasz moje obowiązki. Musiałem zareagować.
Pepper: Ale nie tylko ty stoisz po tej dobrej stronie. Ile razy mam ci powtarzać jak wielu herosów także naraża swoje życie, a agenci T.A.R.C.Z.Y. nie bawią się na placu zabaw, tylko pomagają.
Tony: Dobra, dobra. Pojmuję. Ech! Jednak nie zrezygnuję z tego kim jestem.
Pepper: Wiem.
Rhodey: Okej. Pozwólcie, że wam przerwę na moment.
Pepper: No wal.
Rhodey: Czy tylko ja mam wrażenie jak ktoś się na nas gapi?
Selene: Ojć!

Cała trójka odwróciła się za siebie, skąd dostrzegli koleżankę z klasy.

Pepper: Ej! Ty tam! Przywalić ci?
Tony: Pepper, nie tak ostro.
Pepper: Głucha jesteś?!

Bogini wstała, gdyż jej cierpliwość miała swoje granice.

Pepper: O! Jednak słyszysz. Świetnie.
Selene: Nazwałaś mnie głuchą?
Pepper: No, bo nie reagowałaś.

Kobieta wytworzyła niewielki płomień w dłoni, pokazując go bardzo blisko brązowookiej.

Pepper: Whoa! Kim tym jesteś?!
Selene: Jeśli jeszcze raz będziesz się tak do mnie odnosisz, staniesz w płomieniach. Czy wyraziłam się jasno?
Pepper: T...tak.
Selene: I dobrze.

W ułamku sekundy ogień zgasł. Pierwszy raz córeczka tatusia przestraszyła się osoby o tej samej płci. Nigdy w życiu nie przeraziła się na starcie z istotą żeńską. Ta akurat nie wyglądała na zwykłą.
Kiedy Selene chciała ich zostawić, geniusz odezwał się.

Tony: Zaczekaj! Nie możesz iść.
Selene: Zabronisz mi?
Rhodey: Tony, ona jest niebezpieczna. Czy wszystkie rude muszą takie być?
Pepper: Zabiję cię zaraz cyrklem.
Selene: Mogę dołączyć? W takiej sytuacji musimy być po tej samej stronie.

Histeryk schował się za Anthony’m, trzęsąc ze strachu.

Rhodey: Może… Może zostawmy je. Wiejmy stąd, póki są zajęte sobą.
Tony: Co jak co, ale ja się nie przestraszyłem.
Pepper: Zlałeś się w spodnie.
Tony: Co?!

Miała rację. Była ewidentnie widoczna plama moczu. Zawstydził się i również planował uciec.

Tony: Pepper, zajmij się nią, a ja… później wrócę.
Pepper: Ej! Wracaj mi tu!

No i tak geniusz zniknął, biegnąc szybko do łazienki. Na szczęście miał w zapasie jakieś ubrania. Można pomyśleć, iż jest zabezpieczony na każdy możliwy wypadek. Prawda, ale plecak Rhodey’go skrywał więcej skarbów.
Gdy on doprowadzał się do porządku, rudowłose rozpoczęły swój słowotok.

Pepper: Nie mogę cię puścić, bo podsłuchiwałaś. Wiesz o wszystkim.
Selene: Szczerze? Nie masz pojęcia jak dużo o was wiem.
Pepper: Opowiadaj. Mamy czas. Rhodey nawet nie podejdzie, bo go spalisz, a ja dźgnę.
Selene: Chyba jesteśmy zbyt wredne dla facetów. Nie sądzisz?
Pepper: Hmm… Mój tatuś tak mnie wychował, żeby do żadnego gwałtu nie doszło. Dzięki niemu potrafię obronić się przed zboczeńcami.
Selene: Eee… Może zacznijmy od nowa. Selene.
Pepper: Pepper.

Podały sobie ręce na znak zawarcia przyjaźni. Topór wojenny został zakopany.

Część 4: Czat klasowy

0 | Skomentuj
Selene padła zmęczona na łóżko przez wcześniejsze doznania. W jej głowie się nie mieściło, że znowu kochała się z Gene’m. No nic. Miłość przychodzi i odchodzi, ale i tak już mu powiedziała, że ma innego. Nieważne. Nie mogła pozbierać myśli, więc otworzyła swój laptop, błądząc w sieci. Przeglądała różne strony, aż natrafiła na wiadomość.

Selene: Zaproszenie do czatu klasowego? Dziwne. Okej. Zobaczmy, co to jest.

Zaakceptowała je i już miała wgląd na wszystkich uczestników konwersacji. Przez chwilę była zagubiona, bo tyle razy zmieniali swoje pseudonimy, że każdy zdrowo myślący człowiek pogubiłby się w tym od razu. Jednak natrafiła na jedną znajomą.

Selene: Gaduła od siedmiu boleści? O! To pewnie Pepper. Kto jeszcze? Hmm…

Gaduła od siedmiu boleści: Halo? Ktoś tu żyje? Nie wierzę, że się wszyscy uczą. No Rhodey pewnie kocha się ze swoją kochanką, ale reszta na pewno mnie tylko ignoruje, a to się źle dla was skończy! Grr! Odpiszcie!

Selene: Czyli jest gadułą nawet w internecie. Dobra. Odpiszę jej.

Ustawiła swój pseudonim jako bogini niebios.

Bogini niebios: Ty też powinnaś się uczyć. Podobno jest test z historii, a do niego nie przygotujesz się pięć minut przed lekcją.

Gaduła od siedmiu boleści pisze...

Selene: Oj! Chyba ją wkurzyłam.

Komunikat był wyświetlany ponad cztery minuty. Czyżby rozpisywała się w nieskończoność? Ruda potrafi. Trzeba je cenić za ten dar lub może dla niektórych, to przekleństwo. Na szczęście większość słów zostało ocenzurowanych, żeby prof. Klein, co jest ich wychowawcą, nie ubolewał nad tym, co czyta.

Gaduła od siedmiu boleści: Że co ku**a?! Ja ci dam! To ty, Rhodey? Ty się ze mnie nabijasz? Pier****ć historię! Popisze ktoś ze mną do cho***y? Każdy histeryk powinien skończyć w piekle. Tam wasze miejsce.
Bogini niebios: Nie jestem Rhodey’m. On pewnie zajmuje się tym, co trzeba. Dla mnie druga wojna światowa to pryszcz. Nie widzę w tym nic skomplikowanego. Rozróżniam poszczególne bitwy, dowódców i wszystko, co jest ważne.

Do czatu dołącza Rhodey.

Histeria: Bogini niebios, nie kłóć się z nią. Nie warto. Chcesz skończyć tak, jak Tośka? Tym razem, śpiewka o ADHD nie pomoże.
Gaduła od siedmiu boleści: O! Spisek przeciwko mnie? Jesteście w zmowie? Rewelacja! Teraz mamy dwóch histeryków w klasie.
Bogini niebios: Ja po prostu lubię historię i rozumiem ją.
Histeria: O! Bratnia dusza. Już cię lubię. Może poznamy się?

Selene wytrzeszczyła oczy ze zdumienia. Podrywy? I co tu odpisać? Najpiękniejsza i najmądrzejsza, więc każdy chciałby taką dziewczynę. Jednak była zajęta.

Selene: Co mu napisać? Eee… Nie będę się rozwijać.

Zaczęła wstukiwać słowa, które miała na myśli przekazać.

Bogini niebios: Jestem zajęta. Mam już chłopaka.
Histeria: :( Smuteczek. No trudno, ale możemy być przyjaciółmi.
Bogini niebios: Pewnie ;)
Gaduła od siedmiu boleści: Romansujcie sobie, ale nie tutaj. No i gdzie Tony? Gdzie go wcięło? A tak w ogóle, szybko doszedłeś do siebie. Mogłeś dostać mocniej. Och! Zrobiłabym zaje***tą powtórkę.

Do czatu dołączyła kolejna osoba. Nie Tony, a Happy pod dziwną nazwą. Trzy lata i widnieje ten sam pseudonim.

Lubię placki: Hejka, przyjaciele! Kto ma zadanie z fizyki na jutro?
Histeria: Nie mam. Czekam, aż Tony zrobi.
Gaduła od siedmiu boleści: Ja to samo, co on.
Bogini niebios: Było jakieś zadanie?

No tak. Rzadkością było, że ktoś wytrwałby w gadaninie profesorka do samego końca i tylko 1% klasy wiedziało o zadanej pracy domowej na następny dzień. Dziewczyna sprawdziła na zegarku czas. Godzina do północy, a lekcje zaczynają się od dziewiątej, czyli miała czas na zrobienie zadania.

Bogini niebios: A co było zadane?
Lubię placki: Jakiś test A ze strony 30.
Bogini niebios: To nie powinno być trudne.
Lubię placki: Hahaha! Każdy tak mówi, jak tego jeszcze nie zobaczył.
Bogini niebios: O ja pier***ę! Co to ku**a jest?! 20 zadań otwartych?! Leżę -_- Nienawidzę tego. Gdyby były zamknięte, postrzelałabym odpowiedzi i po sprawie.

Lubię placki rozłączył się.

Bogini niebios: Powiedziałam coś nie tak?
Histeria: Nie. Wi-Fi mu padło.
Bogini niebios: Znam ten ból.
Gaduła od siedmiu boleści: Długo mu to zajmie, czy siedzi w klopie kolejne trzy godziny?
Histeria: Zobaczę.

Niestety, lecz nieliczni wiedzieli, co tak naprawdę geniusz robił o tak późnej porze. Nie miał zatwardzenia, nie masturbował się ani też nie zajmował się szkołą. No to, co taki chłoptaś mógł robić? Walczył ze swoim nemezis, którego wszyscy znają jako Whiplash. Dostawał porządny wpierdol, ale za każdym razem podnosił się i obrywał bardziej.

Tony: Whiplash, na dziś wystarczy. Nie mam dla ciebie więcej czasu.
Whiplash: Lepiej nie lekceważ mnie, Iron Manie. Skończymy, kiedy ja na to pozwolę.
Tony: Aaa!

Poczuł piekielny ból pleców, lecz to nie był koniec. Drań rzucił mini bomby, aż doszło do potężnej eksplozji. Blaszak przebił się przez budynek. Zaraz… Nie jeden. Drugi, trzeci, czwarty i... poleciał, zderzając się z koszem na śmieci.

Whiplash: Auć! To musiało boleć. No nic. Masz dosyć?

Iron Man nie odezwał się. Nie chciał, żeby dobijał go bardziej, a jeszcze czekała pogawędka z prawniczką, czego nie uniknie. Żadna wyrzutnia rakiet mu nie pomoże. Wróg zniknął, gdyż jego metalowe serce też miało uczucia. Zostawił przeciwnika przy życiu, lecąc na pile tarczowej do szefa.
Kiedy Tony wrócił do zbrojowni, zdjął pancerz i powolnymi krokami szedł do pokoju, żeby Roberta nie dostrzegła obecności chłopaka. Udało się. Odetchnął z ulgą, wchodząc do swojego kącika. O dziwo dostrzegł przy biurku Rhodey’go.

Tony: Nie masz swojego pokoju?
Rhodey: Chciałem sprawdzić, czy zrobiłeś zadania. Został kwadrans do północy.
Tony: Rhodey…
Rhodey: Nie tylko ja liczę na twoją pomoc. Dolicz Happy’ego, Pepper i jakąś jeszcze boginię niebios.
Tony: Boginię niebios? Człowieku, co ty ćpałeś? Nie mów, że Gene ci wcisnął te chińskie ziółka.
Rhodey: Nie, nie. Taka jedna ma taki pseudonim na czacie… Tony, skąd masz te siniaki?
Tony: A jak myślisz?
Rhodey: Whiplash?
Tony: Whiplash.
Rhodey: Oj! Ile tym razem zaliczyłeś budynków?
Tony: Chyba pięć, ale nie wiem.
Rhodey: Lepiej im wytłumacz, że nie zrobisz tego.
Tony: Ej! Dam radę. Au!
Rhodey: Na pewno poradzisz sobie?
Tony: Pewnie. Tylko trochę to potrwa.
Rhodey: Spoko, więc trzymaj się.
Tony: Rhodey?
Rhodey: Tak?
Tony: Gdybyś spotkał swoją mamę, powiedz, że wyjechałem.
Rhodey: Hahaha! Już się jej tak nie bój. Będzie dobrze.

Klepnął go w plecy, że znowu poczuł ból. Fajny przyjaciel. Dobija bardziej zamiast pomóc. Syn Roberty poszedł do siebie, gdzie wrócił do czatu. Sprawdził, kto był aktywny.

Rhodey: Tylko jedna osoba? Ha! Pepper nie wytrzymała.

Przewinął historię rozmów i zobaczył, jak bogini niebios rozwijała się swoją wiedzą historyczną. Pepper zwątpiła dość szybko. Historyk zaśmiał się, bo znalazła się trzecia osoba, co potrafiła wyprowadzić ją z równowagi.

Rhodey: Hahaha! Brawo!

Do czatu dołącza lubię placki.

Lubię placki: Ej! Co z tymi zadaniami?
Histeria: Tony dopiero teraz je robi :D
Lubię placki: Co?! Dopiero teraz?!
Histeria: Wcześniej musiał pomóc znosić kartony.
Lubię placki: Kartony?
Histeria: Taa… Co w tym dziwnego?
Lubię placki: Wszystko.

Do czatu dołącza gaduła od siedmiu boleści.

Gaduła od siedmiu boleści: Co ten Tony tak się z tym smoli? Nawet dla niego to takie trudne? Ach! Kartony? Rhodey, ty perfidny kłamco. Jesteś gorszy od Gene’a.
Bogini niebios: Gene może potrafi kłamać, ale nie dorówna Lokiemu. Hahaha!
Histeria: ???
Bogini niebios: Przeczytajcie mitologię, a będziecie wiedzieć, że to bóg kłamstw.

Do czatu dołącza geniusz, na którego wszyscy czekali. Również dawno nie zmieniał swojego nicku.

Einstein: Coś mnie ominęło?
Gaduła od siedmiu boleści: Tony, nareszcie! I co z tą fizyką? Masz odpowiedzi?
Lubię placki: Witamy wśród żywych. Hehehe!
Bogini niebios: Wszyscy na ciebie czekali, wiesz?
Einstein: Wybaczcie, ale niektóre zadania są dość skomplikowane. Nawet ja nie umiem ich rozwiązać szybko.
Gaduła od siedmiu boleści: Czyli od dziś już nie jesteś Einsteinem.
Einstein: Sorki. To mnie przerosło :(

Einstein rozłączył się.

Gaduła od siedmiu boleści rozłączyła się.

Lubię placki rozłączył się.

Histeria rozłączył się.

Bogini niebios rozłączyła się.

Część 3: Mój "były"

0 | Skomentuj
Selene siedziała, myśląc nad tym, co przeczytała. No i jeszcze ta poprzednia sytuacja w szkole. Na jej twarzy gościł uśmieszek. Jednak wszystko zgasło przez znany dźwięk. Tak. To był on. Słyszała głos Gene’a. Na początku myślała, że miała omamy słuchowe. Jednak była w błędzie. Rozpoznała go po pedalskich okularkach i tej bluzie z chińskim smokiem. Właśnie sprzedawał ostatnią porcję dobrego ziółka ze Wschodu. Ostrożnie podeszła, żeby już mieć stuprocentową pewność, że to na pewno jej “były”.

Gene: Sel, kopę lat, nie sądzisz?

Selene: A jednak dalej handlujesz tym gównem.

Gene: Przynajmniej mam z tego zysk… Co u ciebie?

Selene: Zaczęłam chodzić do Akademii Jutra. No i w sumie tylko tyle.

Gene: Zmieniłaś się.

Selene: Ty również, Gene.

Gene: Nadal pamiętasz Chiny?

Selene: No było ciekawie.

Gene: Ale nie narzekałaś. Podobało ci się.

Selene: Hmm… Może.

Gene: Chcesz powtóreczkę?

Selene: Już nie jesteśmy razem.

Gene: Oj! No wiem, ale daj mi jeszcze jedną szansę. A zrobię co tylko zechcesz, moja pani.

Selene: Więc spraw, żebym krzyczała.

Gene: Da się zrobić.

Uśmiechnął się tak, jakby coś kombinował. Wszelkie zamiary zdradził, kiedy pocałował ją delikatnie w policzek, aż się zarumieniła. Poczuła chęć pożądania chinola na tyle mocno, że odwdzięczyła się, lecz pocałowała centralnie w jego wargi. Ich języki plotły się w tańcu, rozpalając gorące wnętrza. Dziewczyna wskoczyła na niego, a on zaniósł swą księżniczkę pod najbliższe drzewo.

Gene: Tu nikt nie będzie nam przeszkadzać.

Podszedł bliżej, składając pocałunki wzdłuż jej szyi. Swoimi dłońmi ściskał jej piersi, na co ta jęczała z rozkoszy.

Selene: Pieprz mnie, do cholery!

Gene: Mam pominąć grę wstępną?

Selene: Tak!

Gene: Dobrze, kochanie.

Bez dłuższego cackania podwinął jej sukienkę i zerwał bieliznę. Ufnie rozchyliła nogi i pozwoliła mu wejść w siebie. Poczuła się nieziemsko, że musiała chwycić się od drzewo, żeby nie odlecieć.

Selene: Tak… Taak! Szybciej! Ach! Mocniej!

Krzyczała coraz głośniej, a oddech przyspieszył wraz z biciem serca. To trwało kilka sekund, bo wnętrze eksplodowało. Wydawało jej się, że pływa w chmurach niczym bogini, wrzeszcząc na cały głos.
W końcu rozkosz rozlała się po ich ciałach, a oni opadli pod drzewem wycieńczeni.Dziewczyna siedziała, dysząc ciężko. W końcu otworzyła oczy i spojrzała na Chińczyka beznamiętnie. Wstała powoli, poprawiła ubranie i fryzurę.

Selene: To był ten jeden raz. Już nie jestem z tobą i nigdy nie będę.

Gene: Bo co? Masz innego?

Selene: Tak, ale to już nie twoja sprawa. Żegnaj, Gene.

Dziewczyna szybkim krokiem ruszyła do domu.

Część 2: Chodź na solo, szmato!

0 | Skomentuj
W końcu zbawienny dzwonek ogłosił koniec lekcji. Chyba każdy z uczniów chciał być świadkiem wielkiego widowiska, jak dwie dziewczyny tłuką się na korytarzu, na którego końcu musiało być okno. Zebrała się spora grupka gapiów, otaczająca miejsce pojedynku. Happy nawet miał swój interes, robiąc zakłady. Najwięcej szmalu obstawili na Pepper, lecz Tośka również posiadała swoich faworytów. Selene, Tony i Rhodey również byli obserwatorami. Wszyscy jedynie czekali na rozpoczęcie walki.

Kiedy pojawiły się rywalki, stanęły na środku.

Happy: Znacie zasady. Nie ma zasad.

Selene: Zaraz… To one mogą walczyć, aż do usranej śmierci?

Happy: Każdego szkoda.

No i rozpoczął się pojedynek jednym uderzeniem gongu. Tośka agresywnie wymachiwała pięściami w swoją przeciwniczkę, aż oberwała lewym sierpowym w ryj. Żaden ząbek na szczęście nie poleciał, ale wkurzyła papryczkę. To była poważna walka. Śmiertelnie poważna, dlatego nie mogły udawać. Tośka wykorzystała swoją siłę nóg do zwalenia wroga. Zrobiła haka, pozbawiając jej równowagi.

Pepper: O kurwa! Przegięłaś, szmato!

Tośka: Chwila… Jak ty mnie nazwałaś?!

Rhodey: Boże, proszę cię. Nie pozwól mi tu zginąć!

Pepper: Zamknij się, Rhodey! Rozpraszasz mnie swoimi modłami! Idź pierdolić litanię gdzie indziej!

Tak zagadała się z nim, że nie zauważyła, jak rywalka wyrwała rurę ze ściany. Do tej pory się zastanawiam, jak to było do chuja możliwe.

Tośka: I leżysz, dziwko!

Jednym ciosem uderzyła w jej łeb, aż ponownie pocałowała podłogę. Publiczność nieco się odsunęła, by nie oberwać metalem w ryj lub, co się tyczyło facetów, to w klejnoty. Ruda wstała wkurwiona na maxa, dlatego wyrwała drzwi z takim impetem, aż tynk poleciał z sufitu na głowę. Rhodey oberwał nim i stracił przytomność. Tony natychmiast zabrał przyjaciela z dala od tłumu, lecz bójka trwała dalej. Wejście do klasy, co było w rękach Pepper zostało wyrzucone. Tym razem i niebieskowłosa została porządnie znokautowana.

Pepper: Masz dość?

Tośka: Au! Czekam na mocniejsze doznania, wariatko. A tak w ogóle, o co poszło?

Pepper: Serio? Ty też nie pamiętasz? Auć! To kurwa bolało.

Toska: To co? Rozejm?

Pepper: Tak.

Wyrzuciła z hukiem drzwi przez okno, aż zrobiło się jaśniej. Rozczarowani widzowie tylko buczeli, a później rozeszli się. Happy też nie był zachwycony, gdyż cały hajs mu zabrali z puszki i nic nie zarobił.

Selene: I jak to wyjaśnimy nauczycielom?

Pepper: Spoko. Mój tatuś powie, że miałam atak ADHD i dyrektor uspokoi resztę.

Selene: Poważnie? Masz coś takiego?

Pepper: Hahaha! Żartuję, ale zawsze tak mu ściemniamy z ojcem… Tony, co z paranoikiem? Jeszcze żyje?

Tony: Będzie miał guza na głowie, ale będzie dobrze. Gorzej, jak będę musiał tłumaczyć się Robercie.

Pepper: Oj! Nie chcę być przy tym.

Selene: O kim on mówi?

Pepper: Najgroźniejsza ze wszystkich. Roberta Rhodes, czyli mamusia tego chłoptasia, co tu leży.

Tośka: Czy ktoś mi przypomni, o co poszło?

Tony: Nie pytaj. Nie słuchałem.

Selene: Chyba coś o chińskich bajkach. I nie dziwię się, bo Chiny to zło wcielone...

Tośka: Aha! To standardzik. Niepotrzebnie tak się złościłam.

Pepper: Ja też.

Parsknęły śmiechem i we czwórkę opuścili szkołę. Nie przez okno, ale normalnym wyjściem. Geniusz wziął kumpla na plecy i szedł z nim do domu, Pepper wróciła też do swojego kącika, Tośka rozdzieliła się z nimi na pasach, a Selene poszła do parku. Otrzymała kolejne SMS-y od Niego. Nie była w stanie dłużej tego ignorować. Chciała przemyśleć całą sprawę na spokojnie.
© Mrs Black | WS X X X