One shot- Natasha Romanoff

7 | Skomentuj

Pewnie każdy z was kojarzy kobietę w czarnym, obcisłym stroju z rosyjskim akcentem, która w ułamek sekundy mogła zareagować na nadchodzące zagrożenie. A mówią na nią Czarna Wdowa. Zanim została tak nazwana, była po prostu zwyczajną Natashą Romanoff. Nie sprawiała zbytnio problemów z prawem, jednak wszystko się zmieniło, gdy brutalnie została zmieniona w kobietę do zabijania. Cofnijmy się do czasów, gdy Natasha nie była Czarną Wdową.

*** Jest rok 1945. Właśnie zakończyła się jedna z najokrutniejszych wojen świata.***

Natasha siedziała w kryjówce, gdzie przygotowywała się do misji. Nie miała wielkiego wyboru i musiała współpracować z Punisherem, bo bez jego informacji nie namierzyłaby ładunku broni, którego adresatem była Hydra. Nikt inny nie sprowadzał uzbrojenia na Syberii. Syberia? Niestety musiała w tak trudny klimat się wybrać. Frank naładował ostatnie magazynki karabinu. Jednego karabinu, jednej AK-47 no i tradycyjnej Beretty. Jednak, czy to było całe wyposażenie? Nie. Facet nie patyczkował się z takimi agentami, którzy nadal wywyższali swoją potęgę ponad inne organizacje.

-Frank, wojna się skończyła. Nie wystarczy ci zwykła spluwa?- zaśmiała się, ładując własne pistolety z o wiele mniejszym kalibrem

-Tak myślisz? Nim się obejrzysz, znowu się zacznie

-Dla ciebie każdy wybuch zbrojeniowy, to musi być wojna. To tylko Hydra. Załatwimy ich z łatwością. Tylko nikogo mi nie zabijaj

-Oj! Źle sobie wybrałaś partnera- uśmiechnął się diabelnie, pakując naboje do amunicji

-Nie wybrałam. Potrzebuję twoich informacji

-No jasne. Wmawiaj to sobie... Dobra, nieważne. Za 3 godziny mają odebrać przesyłkę. Jak chcesz ich dorwać, musimy się spieszyć

Oboje wyszli z bazy i jedyne, co musieli jeszcze zrobić, to załatwić transport. Punisher szybko na to wpadł i przez "negocjacje" dostał czarną furgonetkę. Natasha tylko spojrzała na kulę w głowie sprzedawcy i zignorowała to, co zrobił. Uznała, że da jakoś z nim radę i może odciągnie go od takich niezbyt normalnych zachowań.

-Dlaczego on? To zwykły cywil- nie rozumiała, dlaczego go zabił

-Hydra- wskazał na jego ramię, gdzie był znak organizacji

-Niech ci będzie, Castle- wrzuciła martwe ciało na tył pojazdu i wsiadła za kierownicę

-Zmiana. Nie będziesz mi siedzieć za kółkiem

-Bo co? Kobieta?- szturchnęła go, wciskając pedał gazu

Przestali się kłócić i skupili się na misji. Agentka mogła go już zostawić w spokoju, bo uzyskała informacje, ale chciała mieć dodatkową parę rąk do pomocy. Nawet tak bezlitosnego samozwańczego sędzię i kata, jak Frank Castle, że na widok czaszki od razu wszyscy w okolicy się go boją. Jednak na Syberii nie było czegoś takiego, jak strach. Większość drogi minęła w milczeniu. Jechali przez zaśnieżoną drogę ponad pół godziny. Mężczyzna sprawdzał, czy sprzedawca nie miał przy sobie jakiejś broni, która przydałaby im się w walce. Po śmierci rodziny stał się narzędziem zemsty i na własną rękę wymierzał sprawiedliwość. Kobieta też łatwo nie miała, ale po wstąpieniu w szeregi SHIELD próbowała uporać się z przeszłością. Oboje przypomnieli sobie, co musieli przeżyć, by stać się tym, kim są teraz. Z zamyśleń wyrwało ich zbliżające się niebezpieczeństwo.

-Uwaga!- krzyknęła ostrzegawczo

Na nich został wycelowana rakieta, która była w stanie  zabić. Natasha gwałtownie zahamowała i wyskoczyła z auta wraz z swoim towarzyszem na śnieg. Stoczyła się niżej, by rozpoznać, kto ich zaatakował. Wyjęła lornetkę szpiegowską, przyglądając się w oddali, czy znowu ktoś nie chce wznowić działania. Uważnie skupiła się w celu znalezienia sprawcy.

-Co to było?!- wyjął snajperkę, mierząc przed siebie, szukając tych złych

-To na pewno nie AIM. Hydra też odpada tak, jak Lewiatan. Chyba po prostu zwykłe wojsko. Musieliśmy wjechać na teren poligonu

-I od razu musieli atakować?- spytał z niedowierzaniem

-Sam mówiłeś, że kierowca był z Hydry,więc może pomyśleli, że to oni i po prostu zaatakowali dla obrony- pomyślała

-Dla obrony... Nie wierzę w takie bajeczki, Natasho- przyznał z kwaśną miną

Frankowi udało się znaleźć jednego z wojskowych na wieży strażniczej i zestrzelił go jednym strzałem. Kobieta nie była zadowolona z jego działań. On znowu obronił swój czyn, jaki był uzasadniony.

-Co tym razem?- spojrzała na niego zabójczym wzrokiem

-Bujać sobie możesz w obłokach, ale to nie wojsko. To Hydra

-Co?

-Używają maskowania. Załóż to- podał jej okulary

-Nie wierzę... Niemożliwe!- była w szoku, że on mówił prawdę

-Ja już znałem takich. Mają nanomaski, które pozwalają im na zmianę twarzy. Nie chronią przed pociskiem

-Niech zgadnę... Wypróbowałeś to?- próbowała się domyślić

-Bingo- strzelił w kolejnego strażnika, lecz tym razem na innej wieży

Natasha również użyła kamuflażu, by stać się niewidzialną, by nikt nie mógł jej dostrzec i łatwo zabić. Punisher nie chciał się ukrywać. Biegli przed siebie, co chwilę strzelając z broni. Oczywiście przez niego padali martwi, a ona ich tylko trafiała z bransolety, strzelając ładunkiem elektrycznym. Musieli przyspieszyć tempa, bo czas na odebranie przesyłki przez Hydrę był bliski. Dokładnie dwie godziny, a przez zniszczone auto musieli na piechotę jakoś dotrzeć do Syberii, co w surowych warunkach stało się trudniejsze. Kobieta spojrzała w biegu na zegarek. Przeklęła pod nosem nie zwalniając.

-Mamy mało czasu. Trzeba skądś wziąć coś szybkiego

-Da się zrobić-  uśmiechnął się chytrze, wystrzeliwując każdego agenta na swojej drodze

-Frank! Bez zabijania!- zwróciłam mu na to uwagę

-Ty masz swoje zasady, a ja też- przeładował amunicję, biegnąc do hangaru, gdzie znaleźli odrzutowiec

- Niech ci będzie- darowała mu kolejnego wypominania i wsiedli do pojazdu

Gwałtownie przyspieszyła, przebijając się przez drzwi. Żaden z agentów nie zdołał ich zastrzelić. Byli daleko. Agentka włączyła autopilota, włączając maksymalne obroty silnika. Nikt nie był za sterami.  Frank nie sprzeczał się, kto ma prowadzić. Znowu zajął się uzupełnianiem zapasów broni. Do tego dołączyły granaty dymne i laserowe. Natasha jedynie wyłączyła tryb niewidzialności, zdejmując kurtkę. Strój był dopracowany przez SHIELD w taki sposób, by zdołała przetrwać najgorsze zimno.
Minęła kolejna godzina. Była praktycznie zerowa widoczność przez wiatr oraz śnieg. Castle niecierpliwił się, kiedy będzie mógł po raz kolejny wymierzyć im sprawiedliwość uzasadnioną kulką w łeb. Sprawdził, czy każdy karabin był napakowany w ostre pociski. Nie wybaczyłby sobie, gdyby jakikolwiek zbrodniarz oberwał z ślepaków. Nigdy nie chciałby dopuścić do tak haniebnej pomyłki w całej karierze kata.
Gdy dotarli do celu, agenci Hydry byli już na miejscu przekazania przesyłki, co miało się wydarzyć za niecały kwadrans. Rozdzielili się i zaatakowali po cichu z różnych stron. Ona z lewej, on z prawej. Ich celem była przesyłka z najbardziej niebezpieczną bronią na świecie. W ułamek sekundy mogła zmieść całe miasto z powierzchni ziemi.

- Pamiętaj, jakie jest zadanie. Przesyłka. Nie zabijać dostawcy. Zrozumiano?

-Nie rozkazuj mi. Już ci mówiłem, że mam swoje zasady, więc się nie mieszaj- wymachnął spluwą, skacząc do gardła agentom

-Ale masz go nie zabijać! Słyszysz?! Punisher!- wystrzeliła z bransolety, robiąc salto nad kolejnym członkiem Hydry

-Nie! Zbyt wielu ludzi przez nich zginęło. Muszą ponieść tego konsekwencje- strzelił z karabinu w następną garstkę agentów, a było ich coraz więcej

-Musimy mieć plan

-Ty nie masz? A ja mam

Ponownie w powietrzu leciały kule wszelkiego dozwolonego kalibru, a jedne były zbyt wielkie, aż powodowały potężną falę eksplozji. Gdy nastała cisza, tylko silnik samolotu, lądującego w strefie przekazania przesyłki był słyszany. Natasha ukryła się za skrzyniami, zaś Punisher działał na własną rękę, Skradał się po cichu, ładując ostateczną broń do zakończenia transakcji. Kobieta przyspieszyła tempa, by nie dopuścić do zabicia klienta,albo samego doręczyciela. Mężczyzna wymierzył broń prosto w głowę agenta, który miał zamiar przejąć zawartość walizki. Wystarczył jeden ruch i kula zabiłaby go. Nie chciała mu na to pozwolić. Kiedy miał już wystrzelić, rzuciła się w strefę ognia.

-Nie!- krzyknęła, robiąc salto, strzelając z bransolety w Franka, by go powalić na ziemię

-Natasha!- nie zdołał nic więcej powiedzieć, bo strzała trafiła go w kark, a ona została trafiona w ramię

Szybko sparaliżowała obu agentów, wyrywając walizkę z ręki. Na szczęście Frank pozbył się większości wrogów, więc bez problemu mogła schować broń. Zabrała go do odrzutowca, gdzie odzyskał przytomność. Miał ochotę chwycić za pistolet i strzelić. Pohamował się, gdy spostrzegł, że Hydry w pobliżu nie ma , a jego partnerka opatrywała sobie ranę. Zaczynał sobie przypominać, do czego doszło.

-Jak misja? Fury hojnie cię wynagrodzi?- spytał z ironią

- Chciałeś go zabić, a teraz dzięki tobie będę miała bliznę

-Nikt cię nie prosił, żebyś mi wskakiwała pod celownik. Wiedziałaś, że i tak strzeliłbym. Nic mnie nie powstrzyma od wymierzenia sprawiedliwości, ale te twoje żądła. Czuję się, jakby mnie ugryzł jadowity pająk

- Czarna Wdowa




---***----

One shot z okazji urodzin Anki Wamp.  Może nie jest zbyt fajne, bo krótkie, ale myślę, że solenizantce się spodoba.

Rozdział 37: Wielkie powroty

4 | Skomentuj


Mieliśmy już dawno wrócić do miasta, ale przez przedłużenie misji, Pepper musi jeszcze na nas poczekać. Virgil prowadził śledztwo w sprawie Madame Mask. Znaleźliśmy niedawno jej zamarznięte ciało, jednak była bez maski. Stwierdzono zgon. Nie byliśmy w stanie do nikogo zadzwonić przez problemy z łącznością. Virgil ciągle próbował nawiązać kontakt.

-Odezwiemy się później, jak skończymy misję- zasugerowałam cierpliwość

-Wiem, ale chciałbym uspokoić moją córkę. Miała już nas widzieć w domu, a tak nadal marzniemy na Arktyce. Trzeba znaleźć maskę- stwierdził

-Znajdziemy. Nie może dostać się w niepowołane ręce- zapewniłam, przytakując głową

Wyszłam z namiotu, by poobserwować teren. Przez lornetkę rozglądałam się, czy ktoś nie zbliża. W oddali wpadł mi wzór czaszki na kostiumie agenta.

-Niedobrze. Hydra się zbliża!- ostrzegłam wszystkich

-Bądźcie w gotowości. Uzbroić się

Z arsenału zabrali każdy rodzaj pistoletu, kilka bomb gazowych i dymnych oraz niewielką ilość granatów. Stanęliśmy w szeregu z pełną gotowością do ataku.

-Czego oni mogą chcieć?- spytałam Virgila

-Pewnie oni też szukają maski. To jeden z wynalazków, który może być bronią na każdego przeciwnika- pomyślał

-Masz rację. Załatwmy ich- wyjęłam pałki

Hydra jako pierwsza zaatakowała. Byli lepiej uzbrojeni. Pewnie pszczelarze im załatwiają sprzęt. Na szczęście na moje ataki nie mieli odporności. Tak mi się wydawało, aż drżenie ziemi na wskutek jakiejś maszyny mnie zaskoczyło. To na pewno nie od AIM.

-Rozproszyć się i czekać na rozkaz!- krzyknął do swoich agentów, ale ta komenda mnie też dotyczyła

-Virgil, coś mi tu nie gra. To nie może być Hydra- miałam mętlik w głowie

Jego wyraz twarzy wskazywał na jego determinację, ale i po części strach. Co jest grane?! Zza mgły wyszli agenci Hydry, ale w innym wyglądzie. Cholera. Skąd oni to mają?

-Ognia!

Zaczęły się ostrzały z karabinów pełnych pocisków wszelakiego kalibru. Rozpoczęła się walka. Za pomocą pałek unieszkodliwiłam ich jeden po drugim. Niestety zaczęły się zbliżać jakieś blaszaki.Strzelały z repulsorów. Agenci nie dawali rady i jedna fala wyrzuciła ich do tyłu, robiąc obrót w powietrzu.

-Odwrót!- wrzasnął z niepokojem






Rhodey nadal próbował mnie dogonić. Przecież wiadomo, że ja wygram. Mam lżejszy pancerz, a on cały arsenał wojskowy, który go obciąża. Rescue jest najszybsza. Chyba, że Tony zbuduje jeszcze szybszą zbroję. Biedak. Siedzi w zbrojowni i sędziuje w tym wyścigu.

-Nie wygrasz ze mną, Rhodey. Odpuść sobie- zbliżyłam się bliżej niego

Od razu odpaliłam turbo. Musieliśmy dolecieć do zbrojowni. Tam była meta. Jestem przekonana, że to ja wygram. Nagle Rhodey mnie wyprzedził. Jak to możliwe? Nie dam łatwo za wygraną. Przyspieszyłam maksymalnie i całą moc przekierowałam do butów. I znowu byłam na prowadzeniu. Na ostatnim zakręcie miałam już prostą drogę do mety.

-Ha! Wygrałam!- krzyknęłam, dając mu znak, że nic nie zrobi

Kiedy miałam przekroczyć linię mety, znikąd pojawił się War Machine.

-Co to było?! Oszustwo!- zaczęłam oskarżać bez dowodów

-Po prostu byłem lepszy. Prawda, Tony?- nie powstrzymał się od śmiechu

Wleciałam do zbrojowni i stałam zdębiała na widok rezultatu. Nawet komputer to potwierdził. Za wcześnie się cieszyłam. Jakim cudem najcięższy pancerz pokonał lekką Rescue?

-Rhodey! Co to miało być?!- wyrzuciłam z siebie złość

-Wygrałem wyścig uczciwie, Pepper. Ty oszukiwałaś

-Co? To kłamstwa! Tony, powiedz coś!- liczyłam, że mnie obroni

-Rhodey wygrał uczciwie, a ty całą moc przekierowałaś do butów. To czyste oszustwo- podszedł do nas, schodząc z fotela

-To nic nie zmienia. Zbroja Rhodey'go jest ciężka i stawia większy opór. To przeczy fizyce!- nie chciałam pogodzić się z porażką

Może faktycznie grałam nie fair, ale chciałam przyspieszyć na maksa. Drugiej przegranej nie będzie.

-Następnym razem to ja wygram- spojrzałam na Rhodey'go zabójczym wzrokiem

-To się jeszcze okaże, bo kolejny wyścig będzie we troje- powiedział zdecydowanie

-Jak to? Budujesz nową zbroję?- spytałam ciekawa jego planów

-Aha. Na razie robię projekt, a później zajmę się jej budową- potwierdził moje przeczucia

Kolejna zbroja. Widać, że chce wrócić do akcji, ale wolałabym, gdyby tego nie robił. Przez pół roku walczył o życie i nie mogę pozwolić na powtórkę tej tragedii.

-Ja ci pomogę. Tony. Możesz na mnie liczyć- odezwał się przyjaciel









Musieliśmy szybko wymyślić jakiś plan, nim Hydra przedrze się do obozu. Mieli lepszy sprzęt. O dziwo też jakieś uzbrojenie, które przypominało technologię Iron Mana. Nawet Virgil zdołał to zauważyć, co go również zaniepokoiło.

-Jakiś plan?- spytałam, licząc na jakieś wyjście z tej sytuacji

-Są lepiej uzbrojeni. Musimy zakończyć misję- odparł spokojnym głosem

-Naprawdę chcesz tego? Kapitulacji?- prawie krzyknęłam z podirytowania

-Nie zawsze coś zdziałasz bronią. Czasem wystarczą negocjacje

Negocjacje? On chyba nie mówi poważnie? Hydra na pewno się na to nie zgodzi. Pchełki pokonaliśmy, ale te blaszaki nadal stały bez jakichkolwiek zadrapań. Coś trzeba wymyślić. Jeśli oni też szukają maski, nie znajdą jej u nas.
Agenci byli blisko naszej bazy. Gdy wyszłam z namiotu, zostaliśmy otoczeni z każdej strony

-Nadal chcesz negocjować?- spytałam go dla pewności

-Spróbować zawsze można- wyszedł im naprzeciw

-Powodzenia- szepnęłam cicho do niego

-Chcę rozmawiać z waszym dowódcą!- nalegał na jego ujawnienie się

Virgil próbował to jakoś załatwić. Może się uda? W końcu coś trzeba zrobić. Z szeregu wystąpił szef. Whitehall, a już myślałam, że już go nigdy nie spotkam w żywe oczy. Poznałam go po okrągłych okularach i lekkiej siwiźnie. Po śmierci Red Skulla on zajął się nazistowską organizacją.

-Czego chcecie, Whitehall? Maski?- spróbował zgadnąć

-Masz rację, agencie Potts. Oddajcie nam ją po dobroci, albo nasze spotkanie źle się dla was skończy-  wymusił warunki

-Nie mamy jej. Przy ciele maski nie było- zapewnił Virgil

- Dla pewności sprawdzimy to. Przeszukać teren!- rozkazał swoim agentom

Zaciskałam szczękę z wściekłością, patrząc na Whitehalla. Odkrycia wymagają eksperymentów. Przedstawiciel szalonych naukowców, dla których ilość ofiar nie ma znaczenia. Jeśli nie znajdą maski, co z nami zrobi? A może zabierze ciało? To by było bez sensu, bo Whitney to człowiek i nie ma specjalnych uzdolnień. Chociaż dla niego to nic nie znaczy.
Weszłam za nimi do obozu. Starzec zauważył, że poszukiwanej rzeczy nie posiadaliśmy.

-Faktycznie nie skłamałeś, ale pozwól, że zabiorę ciało. Przyda mi się do pewnych badań- zdecydowanie dotknął przezroczystej komory, gdzie leżała Madame Mask

-Przecież ona jest człowiekiem. Nic z niej nie wyciągniesz,Whitehall!-  wtrąciłam się, krzycząc na
niego

-To się jeszcze okaże- powiedział z dziwnym spokojem, co oznaczało, że coś planuje


---***----

A oto prawdziwa i żywa akcja. Wracamy do realności. Zaczyna się od Hydry na Arktyce. Witam w sezonie czwartym :)

Rozdział 36: Bitwa o przyszłość cz.2 Przebaczenie

6 | Skomentuj


--*Whiplash*--

Czy ja dobrze widzę? Stark pozbył się swojej zbroi? Widocznie wymięknął, a zawsze był taki silny. Zawiodłem się i walka trwać nadal musi. Jeden wróci jako zwycięzca. Kapitulacji nie przyjmuję.

-Wkładaj zbroję! Walczymy dalej!- rozkazałem

-Nie! Nie zamierzam z tobą walczyć!- krzyknął, ignorując rozkaz

-Wkładaj zbroję!- podniosłem bicze

-Nie!- nadal się zapierał

Uderzyłem go z biczy po kręgosłupie.

-Aaa!- wygiął się z bólu

Dzieciak był dalej nieugięty. Pozbawił się zbroi i poddał się.

-Wybaczam ci- ledwo wykrztusił z siebie

-Co?!- byłem w szoku

Tego się nie spodziewałem po Iron Manie. On też się mścił, a teraz mi wybacza. Nie wiem, co mam o tym myśleć.

-Wiem, że zostałeś stworzony do zabijania i ja to rozumiem. Nie będę z tobą walczył. Nie jestem zabójcą

-Przestań!- wrzasnąłem, bijąc go biczami po twarzy

Nie chciałem tego słuchać i musiałem dokończyć walkę bez względu na to, czy będzie w zbroi, czy też nie. Nadal nie skłonił się do założenia pancerza. Chce zginąć? Jak sobie życzy. Ciągle biłem go po całym ciele. W końcu zaplątałem dzieciaka biczami, porażając całe jego ciało.

-Nie powinieneś mi wybaczać. Jestem potworem i mam swoje zadania, ale sam pozbawiłeś się broni

-Ale...ci wybaczam za wszystko. Jeśli chcesz mnie wykończyć...zrób to!- rozkazał chrypliwie

-Z przyjemnością- przygotowałem się do kolejnego ciosu

Po raz kolejny zaplątałem go i poraziłem wysokim napięciem. Chłopak już nie wstawał.

-I tak ci...wybaczam- przypomniał, tracąc przytomność

Czy ja go zabiłem? To chyba mi się udało, a zemsta została wykonana. Mogłem wrócić do bazy. Gdy poleciałem do Mr. Fixa, tylko on był w bazie.

-Gdzie Blizzard?- spytałem

-Wyjechał. Chciał zacząć wszystko od początku. A ty, gdzie byłeś?- wyjaśnił, zadając mi pytanie

-Pozbyłem się Starka na zawsze. Najdziwniejsze było to, że mi wybaczył- zaśmiałem się z pogardą

-To musiałeś się przesłyszeć, Whiplash. A poza tym on już dawno padł. Nie mogłeś walczyć z Duchem- był zmieszany

-Ale i tak wygrałem





--*Tony*--

Widziałem światełko w tunelu. Mijałem za sobą duchy wszystkich, którzy umarli. Mogłem do nich dołączyć, ale coś mnie nadal trzymało przy życiu. Przecież Whiplash wywołał u mnie atak serca i nikogo nie było w pobliżu. Nie rozumiem, jak ja mogę żyć? A może dopiero zacząłem wędrówkę na "lepszy świat" ? Tylko po co? Jestem Tony Stark. Mam wspaniałą żonę i najlepszego przyjaciela, którzy zawsze mnie wspierają. Dlaczego miałbym odejść?
Gdy doszedłem do końca tunelu, rozbłysło się intensywnie żółte światło, które mnie przyciągnęło go siebie. W tym świetle widziałem Rhodey'go i Pepper. I ten widok stał się rzeczywistością. Otworzyłem oczy i ich ujrzałem z minami, jakby ducha zobaczyli. Pepper się rozpłakała i mnie przytuliła.

-Jak dobrze, że wróciłeś. Cieszę się, że jesteś już z nami

-Przecież minęło tylko kilka dni- nie rozumiałem ich reakcji

-Jakie dni? Minęło pół roku- powiedział Rhodey

-Jak wyście mnie znaleźli?- byłem w szoku i zdezorientowany

Pół roku? To nie mieści się w głowie.

-Zadzwoniłeś do mnie i namierzyliśmy twoją komórkę- odparła ruda

-Ale ja walczyłem z Whiplashem. Żegnałem się z wami. Czemu mówicie o czymś, co już dawno minęło?- czułem się zagubiony

-Tony, Whiplash już dawno zginął. Mówiłem ci o tym

-A ty, Pepper nie pamiętasz, że dałem ci kopertę? Miałaś ją otworzyć, gdy będzie bardzo źle

Oboje patrzyli na mnie, jak na szaleńca. Co się ze mną stało? Nic nie rozumiem.

-Nie wiem o jakiej kopercie mówisz. Nic mi nie dawałeś

-A randka?- spytałem skołowany

-Nie było żadnej randki- odparła Pepper z uśmieszkiem

-Czyli do czasu porwania, wszystko się wydarzyło. Reszta to tylko wielki sen, przypominający rzeczywistość?- chciałem w końcu znać prawdę

-Chyba tak. Zabrałam cię do zbrojowni, by naładować implant, a potem się z tobą pogorszyło i zabraliśmy cię z Rhodey'm do szpitala. Byłeś w śpiączce przez pół roku, a to wszystko przez to popsucie naszych planów- próbowała mi to wszystko wytłumaczyć

Dalej patrzyłem na nich z niedowierzaniem. Skoro to wszystko było snem, czemu działo się to tak realnie? Czyli Titanium Man żyje. A co...

-Co ze zbrojownią?- dopytałem

-Jest w całości- zapewnił Rhodey

-A Roberta?- zadałem kolejne pytanie

-Żyje- odparł przyjaciel

Po kilku dniach wyszedłem ze szpitala. Przyjaciele próbowali mi wyjaśnić wszystko, co się wydarzyło, a większość moich wspomnień było czymś z rodzaju jaw we śnie. Zmieniona rzeczywistość.






--*Whiplash*--

-Dobra, powiem ci prawdę. Ty nadal jesteś martwy. Z nikim nie walczyłeś, ale jeśli już tak, to z samym sobą w innej postaci, Whiplash

Byłem zagubiony. Ta walka była fikcją? Pewnie stąd usłyszałem przebaczenie z ust Starka.

-A Titanium Man?

-Uciekł i zniknął bez śladu, jak Blizzard

-Czemu mi to mówisz? To wszystko to kłamstwa!- uderzyłem biczami, a Fix stanął się hologramem

-Bo chciałbyś wierzyć, że dalej żyjesz, ale to nieprawda. Pogódź się i przestań marzyć o powrocie

Byłem wściekły i z całej siły wystrzeliłem bomby, aż cała kryjówka wybuchła. Zacząłem odchodzić w ciemność. W niebycie znalazłem Unicorna i Killershirike'a.

-Co wy tu robicie? Kto was zabił?

-Ten wariat, Whiplash. Ten, którego zwą Titanium Manem- wyznał Unicorn

-Mogłem z nim skończyć,ale głupi syfon energetyczny prawie wyżarł mi całą zbroją- powiedział Killershrike

-To z tego, co ja pamiętam, to War Machine załatwił mnie na Arktyce

-Biedak. Pewnie już miałeś złudzenia rzeczywistości?

-Tak, niestety- przyznałem mu rację







--*Rhodey*--

Po kilku tygodniach Tony zaczął żyć normalnie. Oprócz ładowania implantu i przesiadywania w zbrojowni, zaczął żyć z nami w prawdziwym świecie. Cieszyłem się, że wrócił do nas. Widać, jak starał się wrócić i to myśmy podtrzymywali go przy życiu. Siedzieliśmy w zbrojowni, słuchając o jego dziwnych złudzeniach we śnie.

-Poważnie? Niby zdałam, bo Duch namieszał?- Pepper śmiała się głośno z tego

-Fakt, ale SHIELD nie zna naszej tajemnicy?- chciał być pewny wszystkiego

-Nikt o nas nie wie, tylko rodzice i nikt inny. Naprawdę dobrze, że wróciłeś- uspokoiłem go





--*Tony*--

Powoli zacząłem rozumieć, co tak naprawdę się wydarzyło. Dobrze, że śmierć Roberty i powrót Whiplasha było kłamstwem, ale ta randka z Pepper była wyjątkowa, lecz niestety okazała się fikcją.

-Ja też się cieszę, że do was wróciłem- uściskałem ich, jak powinien przyjaciel

-Nie wiem, jak oni cię potraktowali, ale prawie cię zabili- zasmuciła się Pepper

-Pepper, jestem tu i nigdzie nie pójdę bez was- przytuliłem ich bardziej

Nagle  podskoczyła i pocałowała mnie. Brakowało mi jej pocałunków, ciepła i miłości. Dobrze, że najgorsze już za nami i możemy żyć razem od początku.

----**----

No i znowu zamykamy kolejną serię i zaczynamy następną. Jak widzicie, pomysłów nie brakuje, a do 100 rozdziałów jeszcze daleka droga. Jak na razie iluzja zamknięta. Pora na sezon czwarty.
Ale zanim zrobimy skok do przodu, pora na wyjaśnienia. Co było prawdą, a co fikcją?

PRAWDA: porwanie, tożsamość odtajniona przez Mr. Fixa, współpraca z Hummerem i Blizzardem, szantaż na Hummera, szantaż na Blizzarda, tortury, ocalenie przez Pepper, półroczna śpiączka, śmierć Unicorna i Killershirike'a przez Titanium Mana, atak serca, śmierć Whiplasha z rąk Rhodey'go, powrót do życia, walka na Arktyce,  nieudana próba zabicia Iron Mana

ILUZJA: powstanie Whiplasha, szybkie przebudzenie, randka, zniszczenie zbrojowni, śmierć Roberty, śmierć Titanium Mana, zemsta Whiplasha, stworzenie Centuriona, wręczenie listu, pomoc SHIELD, przebaczenie, zdanie egzaminu, istnienie nicości, spotkanie Unicorna i Killershrike'a

Dobra, koniec zabawy. Teraz tylko rzeczywistość.

Rozdział 35: Bitwa o przyszłość cz. 1 Bez granic

9 | Skomentuj

Musiałem wziąć się do roboty i pomyśleć o bezpieczeństwie najbliższych. Gdy skończę z Whiplashem, będziemy mogli żyć w spokoju. Oni tego potrzebują, zwłaszcza Rhodey po stracie matki. Nie przejmowałem się Fury'm i tym, że wie o naszej działalności, która i tak się skończyła.
Wziąłem się w garść i zacząłem tworzyć mój ostatni pancerz Iron Mana. Pomyślałem nad skuteczną obroną ataków, ulepszeniem repulsorów i napierśnika, wzmocnienie pola siłowego i dołożenie rakiet o niewielkim kalibrze. Siedziałem nad tym ponad dwie nieprzespane noce, aż w końcu była gotowa do ostatniego starcia z Whiplashem. Od razu pokazałem ją Rhodey'mu.

-Przedstawiam ci zbroję Centurion. Zmieniłem jej kolor na srebrny i ulepszyłem, by dobrze sprawowała funkcje obronne- odsłoniłem płachtę ze stołu

-A dla mnie i Pepper też zbudowałeś?

-Zbuduję, ale jeszcze nie teraz- musiałem skłamać

O dziwo Rhodey był skłonny odpuścić dalszych pytań.

-Mogę cię o coś spytać, ale bądź szczery. Czy ty chcesz sam walczyć z Whiplashem?- przejrzał moje zamiary

-Nie chcę was stracić i dlatego to robię- przyznałem

-To ma być pożegnanie?- próbował zachować spokój

-Chyba tak- niechętnie odparłem

Obudził się we mnie odruch, by przytulić go, jak przyjaciela. Wtedy poczułem, że to może być ostatni dzień, kiedy go widzę, bo potem wszystko stanie się niewiadomą, a sam powrót czymś niemożliwym.

-Żegnaj, Rhodey

Niespodziewanie wbiegła Pepper. No tak. Z nią też muszę się pożegnać, ale to trudne. Od razu rzuciła mi się na szyję.

-Masz wrócić cały i zdrowy, słyszysz? Nie zostawiaj nas- powiedziała błagalnym tonem

-Cokolwiek się zdarzy...zawsze będę przy tobie. Może nie ciałem, ale samym duchem- odwzajemniłem jej uścisk

Sprawdziłem stan implantu, który wskazywał na pełne naładowanie. Nie czułem żadnego bólu, oprócz zbliżającej się niepewnej walki. Nie wiedziałem, czy wrócę żywy i zacznę kolejny dzień z moim przyjacielem i najwspanialszą żoną.

-Żegnajcie- pomachałem im, widząc ich ostatni raz

Uzbroiłem się w Centuriona i poleciałem na miejsce, gdzie miało się wszystko zakończyć. Czekałem na Whiplasha w porcie. Jeszcze przez ostatnią chwilę myślałem o Rhodey'm, Pepper, Robercie i mojej matce. To dzięki nim stałem się kimś więcej. Whiplash wyszedł z ukrycia mi naprzeciw.

-Niezła zbroja. Zobaczymy, jak sobie poradzisz z moim uzbrojeniem. Fix dodał mi nowe ulepszenia i łatwo mnie nie pokonasz. Zakończymy tu naszą przeszłość i rozpoczniemy tworzyć przyszłość- przygotował bicze

-Dobrze powiedziane. No to zawalczmy- rozpędziłem się w jego kierunku, mierząc repulsorami















Nasza walka się rozpoczęła. Zacząłem od odbicia repulsorów i zaplątanie biczami jego zbroi. Bez problemu ją podniosłem, rzucając twardo o ziemię. Zbroja Starka była bez szwanku. Widać, że usprawnił ją, a jeszcze przemalował na inny kolor.To nieważne. I tak go pokonam. To kwestia czasu, gdy wyzionie ducha.
Niespodziewanie strzelił we mnie kilka rakiet, aż upadłem. Jednak nie zrobiły mi wielkiej krzywdy, więc szybko zrobiłem kontratak. Wbiłem w jego zbroję ponad trzy minibomby. Nie musiałem długo czekać na eksplozję. O dziwo wstał.

-Dalej chcesz walczyć? No dalej. Pokaż, na co cię stać!- wołałem go do dalszej walki

Dzieciak wzniósł się w powietrze i strzelił kolejną serię pocisków, którą zdołałem uniknąć.W powietrzu leciałem z biczami i uderzałem z całej mocy, by pozbawić go sił. Byłem dla niego zbyt szybki i to był mój atut. Stark dalej strzelał, ale z repulsorów, aż doszło do skumulowania energii w unibeam, co po uwolnieniu jej zwalił mnie z nóg. Bez problemu podniosłem się i zdecydowanie zaplątałem biczami jego zbroję. Wyładowałem duże napięcie elektryczne.

-Na pewno nie chcesz się poddać?- zaśmiałem się złowrogo

-Nigdy- wydusił z siebie dalsze siły do walki

-Żywy nie wrócisz, Stark! Pamiętaj!- rzuciłem kolejne bomby

-To się okaże!- krzyknął, ładując kolejny strzał

Po pięciu sekundach następne bomby wybuchły z potężną siłą, wyrzucając go wysoko w powietrze. Chłopak nie dawał łatwo za wygraną. Powoli wstał z ziemi, decydując się na kolejne uderzenie. Dość był wytrzymały. To mnie trochę irytowało. Ja go zniszczę. Zniszczę go.
Stark zaczął uciekać, ale nie mogłem mu na to pozwolić. Wskoczyłem na dysk, uderzając w niego i waląc w jego kręgosłup.

-Aaa!- krzyknął z bólu, upadając

-Nigdzie mi nie uciekaj

Chłopak się zaśmiał. Co on wyprawia?

-Myśl, jak chcesz- podłożył mi bombę do dysku

-Stark!- wrzasnąłem z furią

Na polu bitwy pojawił się dym i ogień. Widziałem, że zaczął tracić siły. To był dobry znak. Jeszcze trochę i go zabiję. Siła eksplozji wyrzuciła mnie, przebijając przez jedną ze skrzyń w porcie. Poczułem, jak mocno głowa dostała ostrego łomotu. Jakby ktoś rzucił we mnie jakimś tankowcem lub czołgiem. Nie chciałem się poddawać i wznowiłem atak. Użyłem promienia z biczy, by go zwalić ponownie na dół. To zadziałało. Jego zbroja już się iskrzyła i niektóre zniszczenia były zauważalne. Najbardziej miał uszkodzony napierśnik i rękawice.

-Nie skończyłem z tobą!- zacząłem okładać biczami całe jego ciało
















Ból był piekielny, ale nie chciałem dać się złamać. Musiałem wytrwać jeszcze. Nie mogłem tak łatwo się poddać. Ja tak nie robię. Będę walczył do końca. Za przyjaciół...Robertę...Victorię...Ho...i za moją rodzinę.
Zbroja była już w kilku miejscach poważnie naruszona, ale nie zamierzałem skończyć tak szybko pojedynek.

-Nigdy się nie poddam!- wystrzeliłem z repulsora

-Żałosne!- skomentował, unikając promienia

Wziąłem się w garść i wystrzeliłem całą amunicję na tego blaszaka, a on ani trochę nie został draśnięty.

-Ha! Tylko na tyle cię stać? Co powiesz na to?

Niespodziewanie rzucił swoje bicze, jak bumerangi, które przyczepiły się do napierśnika, porażając prądem. Czułem, że dojdzie do wybuchu i skumulowałem energię do unibeamu, by rozerwać te bicze. To było dla mnie coś nowego. Nigdy w życiu nie musiałem się z czymś takim zmierzyć. Widać, że Mr. Fix nie próżnował przy jego ulepszaniu.

-Fix mi mówił, że nie żyjesz i to mnie zasmuciło, ale teraz to ja zabiorę cię do grobu. Czas na zemstę!- wymierzył ciosy kolejnymi biczami

Nie znałem zbytnio jego usprawnień i tym razem nie byłem w stanie przewidzieć ataków. Mogłem tylko liczyć na jakiś dobry plan. Jednak nic mi nie przychodziło do głowy. Tylko wielkim szczęściem uda mi się z tego wyjść cało. Czułem się słabo. Zbroja zeszła na rezerwy.

<<Uwaga. Wykryto poważne uszkodzenie zbroi. Zalecany jest powrót>>

Whiplash długo nie czekał na kolejny atak. Strzeliłem z repulsora pełną mocą. Biczownik spadł. Znowu mogliśmy kontynuować walkę na lądzie.

-Nie nieźle. Nie chcesz przegrać, co? I tak przegrasz, rozumiesz?

-Zobaczymy, jak z tobą skończę- szykowałem się do kolejnego uderzenia

Za pomocą pola siłowego obroniłem się przed jego biczami. Gwałtownie wleciałem na niego, uderzając pięściami w jego pancerz. W końcu musi być osłabiony. Nie może być niezniszczalny. Jednak nie przewidziałem jego ataku i przygwoździł mnie do ziemi. Po raz kolejny poraził cały pancerz.

<< Uwaga. Zbroja jest na stanie krytycznym>>

Kolejny komunikat potwierdził, że dłużej nie wytrzyma ataków Whiplasha. Ostatkami sił podniosłem się i wystrzeliłem rakiety. Wybuch nastąpił bardzo szybko. To doprowadziło do częściowego zniszczenia biczy. Nasza walka trwała już zbyt długo. To nie ma sensu.

-Dosyć, Whiplash! Cały czas podskakujemy sobie do gardeł i nie widzisz, że to nic nie daje? Koniec! Rezygnuję! Nie będę z tobą walczyć!

Zdjąłem z siebie pancerz. Niech to się skończy. Ta jego zemsta.

Komedia IMAA

6 | Skomentuj
**Z dedykacją dla Selene i Wdowy, które wspierają mnie w pisaniu i dzięki nim mogę wymyślać niestworzone historie o blaszaku :D**

Rhodey: Tony, obudź się. Lekcja jeszcze trwa
Pepper: Nie budź śpiącej królewny .I tak go nie okradną, bo nie mają, z czego
Tony: Możecie dać mi spokój? Miałem ciężką noc. Ganianie za super zbirami bywa męczące
Pepper: Hah! Pszczółki? O nich mówisz? One są słabe. Sama dałabym sobie z nimi radę
Tony: To nie oni. To Maggia i Tong nie dają przerwy z atakami
Rhodey: Tylko zrozum, że obowiązki blaszaka nie mogą być ważniejsze od szkoły
Tony: Dobrze, mamusiu

Mocno ziewnął i położył się na ławce. Jednak prof. Klein nie tolerował takiego zachowania. Podszedł i uderzył książką w jego ławkę.

Prof. Klein: Panie Stark, proszę się obudzić. Pracujemy! A dokładnie, macie test
Rhodey: Test?!
Pepper: Test?! Ty debilu, ty mały, śmierdzący…
Rhodey: Pepper, dość. Starczy, bo jeszcze wylecisz do dyrektora. Po raz piąty w tym tygodniu!
Prof. Klein: Ponieważ większość z was ma słabe oceny, ten test będzie wyjątkowo ważny

Przeszedł się po klasie, rozdając kartki z arkuszami zadań. Oczywiście Pepper nadal pałała furią na Tony’ego. Uważała, że jego “lenistwo” zdenerwowało profesora, więc z tego powodu mają pisać test, który dla niej był trudny do rozwiązania. Pozostało 15 minut, a geniusz spał w najlepsze. Rhodey próbował coś wymyślić, by zdobyć jakieś punkty. Ruda jedynie podpisała kartkę i wstała.

Prof. Klein: Panno Potts, a pani dokąd?
Pepper: Do łazienki, jeśli można
Prof. Klein: Idź, ale masz wrócić
Pepper: Spokojnie, ja nie Stark

Uśmiechnęła się i wyszła. Tak naprawdę poszła w stronę szafek. Musiała wyrzucić z siebie swe emocje. Zaczęła od kopania w kosz na śmieci.

Pepper: Głupi, Stark! Głupi, głupi, głupi! Oj, zemsta będzie wyjątkowa dla niego

Zaczęła układać w swojej głowie jakiś dziwny plan, a diaboliczny śmiech zdradzał, że Tony powinien się jej bać. Wróciła do klasy i usiadła, czekając na zakończenie lekcji. Dalej nie wymyśliła
odpowiedzi na żadne z pytań, więc postrzelała na chybił trafił, by w jakimś stopniu zdać ten test.

Prof. Klein: Pozostało 5 minut. Ostatnie poprawki i oddajecie kartki

Dopiero, słysząc tę uwagę nauczyciela, Tony ociężale otworzył oczy. Zauważył jakąś kartkę i zaczął ją wypełniać. Był najlepszy w fizyce,a te pytania…

Tony: Dziecinne i proste

Ruszył swoją mózgownicą, kreśląc odpowiedzi. Profesor zadowolił się, że nikt nie śpi na jego lekcji.

Prof. Klein: Dobrze, klaso. Możecie wyjść, a testy są nieważne
Rhodey: Co?! Jak to?

Wszyscy byli w szoku. Pepper trochę ulżyło.

Pepper: Czy to jakiś żart?
Prof. Klein: Nie, a twoje odpowiedzi na każde pytanie były poza kluczem. Ciągle pisałaś. Człowiek puszka to wie

Klasa wybuchła śmiechem, Tony spojrzał na rudą i pomyślał, że musi pomóc przyjaciółce z fizyką. Wszyscy wyszli z klasy.

Prof. Klein: Zostań tu, Tony. Musimy pogadać
Pepper: Haha! Masz przerąbane!
Tony: Pepper, sio!

Wszyscy poszli na przerwę, Tradycyjnie oni siedzieli na dachu, gdy profesor rozmawiał z Tony’m.

Prof. Klein: Jak już mówiłem, testy są nieważne, Wiedziałem, że, jak zacznę mówić o końcu czasu, obudzisz się. Czy coś się stało?
Tony: Profesorze, ja przepraszam. Nie spałem przez dwie noce
Prof. Klein: Rozumiem, ale musisz znaleźć czas na lekcje. Może jesteś bystrzakiem, ale frekwencja się liczy do przejścia do następnej klasy
Tony: Wiem o tym
Prof. Klein: Dobra, nie smuć się. Idź na przerwę
Tony: Dziękuję

Wyszedł z klasy i miał zamiar pójść na dach, ale, widząc Pepper w stanie bliskiego wybuchu, wolał być daleko. Niestety ona go zauważyła, jak się czai przy schodach.

Pepper: Wiem, że tam jesteś. Wyłaź, albo niemiłosiernie poczujesz ból, jak cię taszczę po schodach. Hahaha!
Rhodey: Lepiej się jej posłuchaj. Macie do pogadania. Może ja was zostawię samych, a wy wyjaśnicie sobie kilka spraw?
Pepper: Rhodey, stój! Jesteś świadkiem
Rhodey: Procesu? Co ty chcesz zrobić?
Pepper: Nic złego. Chyba
Tony: Chyba?
Pepper: No chodź. Nie gryzę
Rhodey: Nie wydaje mi się
Pepper: Stul dziób! To było tylko raz
Rhodey: Taa…

Tony zaryzykował i wyszedł z ukrycia. Nie miał pojęcia, co się szykuje, ale z drugiej strony, to on też chciał pogadać. Chciał jej pomóc, a Pepper miała inne zamiary.

Tony: No to jestem. Co jest grane?
Pepper: Po pierwsze…
Rhodey: Pepper cię może zabić za test
Pepper: Milcz, bachorze! Po pierwsze…
Rhodey: Masz kłopoty
Pepper: Zamkniesz się wreszcie?!
Rhodey: Lubię, jak się pieklisz, papryczko
Pepper: Nie nazywaj mnie tak!

Przyjaciel w porę ich oddzielił, by nie doszło do bójki, co było bardzo możliwe.

Tony: Rhodey, nic nie mów. Pepper?
Pepper: Przejdę do sedna. Gdyby test nie zostałby unieważniony, czekałby cię poważny wpierdol
Rhodey: Oho! Pepper- policjantka! Strzeżcie się, obywatele!
Pepper: Znowu mi przerywasz! Rhodey, ja cię zaraz zabiję!
Tony: No i masz

Skomentował, gdy ci rzucili się do gardeł. Ruda walnęła Rhodey’go z “liścia” ponad 5 razy, a on jedynie próbował ją trzymać na dystans. Tony próbował ich rozdzielić.

Tony: Uspokójcie się! Oboje!
Pepper: Dobra, Rhodey. Tym razem ci daruję, ale drugiego razu nie będzie
Tony: Możesz dokończyć, co chciałaś powiedzieć?
Pepper: Może dodam jedynie, że miałeś wielkie szczęście. Nie lubię Tong i Maggii, a zwłaszcza szkoły. Dobrze, że test nic nie znaczył
Rhodey: Twoje odpowiedzi były genialne. Człowiek puszka to wie

Rhodey zaczął się niepohamowanie śmiać, a bolący policzek nie był zbyt uciążliwy przy ruchu twarzy. Na szczęście zadzwonił dzwonek i do dalszych rękoczynów nie doszło. Mieli lekcję angielskiego. Znienawidzony przedmiot przez całą trójcę. To była ich ostatnia lekcja. Tony dalej chciał porozmawiać z Pepper na osobności. Jednak ona interesowała się Rhodey’m.

Pepper: Co czytasz?
Rhodey: A od kiedy cię to obchodzi?
Pepper: Odkąd angielski to porażka
Rhodey: Haha! Od pierwszej klasy
Pepper: Dokładnie. To… o czym to jest?
Rhodey: Bitwa o Anglię
Pepper: Ach, no jasne. Historyczna histeria historycznego kochanka o historii
Tony: Świetnie to ujęłaś. Mogę cię o coś spytać?
Rhodey: No i się zaczyna. Boże, chroń mnie ode złego, a złym przebacz
Tony: Możesz się zamknąć?
Rhodey: Nie
Tony: To zamilcz. Na minutę
Rhodey: Dobra, wy sobie pogruchajcie

Ponownie uśmiechnął się głupkowato, że Pepper miała ochotę spuścić mu lanie. Gorsze od bicia w twarz. Po kilku minutach, Rhodey wrócił do swojej lektury. Teraz nikogo nie słyszał, bo skupiał się na czytaniu.

Pepper: Dobra, Tony. Na jakieś 10 minut mamy go z głowy. To… o co chciałeś zapytać?
Tony: Potrzebujesz pomocy?
Pepper: Ja? Niby w czym?
Tony: W fizyce
Pepper: Jaki jest haczyk?
Tony: A czemu miałby być?
Pepper: Bezinteresownie tego nie robisz
Tony: Chcę ci pomóc. To wszystko

Ruda przez chwilę zastanawiała się nad jego prawdziwym zamiarem. Jednak, jak to się mówi? Raz kozie śmierć.

Pepper: No zgoda. To dzisiaj o 17?
Tony: Jeśli Iron Man nie będzie potrzebny…
Pepper: Stul jadaczkę! Nie chcę blaszaka, a miasto samo poradzi bez niego

Chłopak szepnął jej do ucha.

Tony: Więc jesteśmy umówieni u ciebie
Pepper: Będę czekać

Zadzwonił dzwonek na koniec lekcji. Przyjaciele rozeszli się do domów. Tony tradycyjnie poszedł do zbrojowni, by przeszukać raporty, a Rhodey, jak na złość, musiał go pilnować.

Tony: No i zero kłopotów. Trochę nudno, ale chyba na dziś wystarczy wrażeń
Rhodey: Zgodzę się. Pepper czasem przesadza.
Tony: Przesadza? Ona mogła cię zabić!
Rhodey: Nie chcę ci nic mówić, ale jednak są kłopoty
Tony: Cholera. Czemu dzisiaj?
Rhodey: W czym ci to przeszkadza?
Tony: Nie muszę ci mówić!

Sprawdził zegarek i zauważył, że dochodziła 17. Od razu wybiegł, łapiąc taksówkę pod dom Pottsów. Rhodey nie rozumiał jego zachowania, ale zauważył, że zagrożeniem była walka między Tong a Maggią.

Rhodey: Nie będę za nim gonił. Niech ma spokój. W końcu jeszcze SHIELD działa i coś zdziała w ich wojnie

Tony stał przy drzwiach. Wahał się, czy dzwonić. A może pukać? Ruda zauważyła chłopaka przez wizjer. Od razu go wpuściła do środka.

Pepper: Iron Man ma wolne?
Tony: Tak jakby. To co? Od czego zaczynamy?
Pepper: No fizyka, geniuszu. To wejdź i zapraszam do mnie. Uwaga na tatę. Śpi, ale łatwo może się obudzić

Próbował chodzić bezszelestnie, lecz przez nieuwagę uderzył w szafkę na przedpokoju, gdzie stał wazon. W porę go złapał.

Pepper: Chodźmy do góry, zanim twoje pijane chodzenie narobi nam szkód. Wiesz, że on nie wie, że tu jesteś? I niech tak pozostanie
Tony: Nie lubi mnie?
Pepper: Ma problem do facetów. Każdego wita paralizatorem
Tony: To żart?
Pepper: Niestety, nie

Dziewczyna zaprowadziła go do pokoju, gdzie miała już przygotowany zeszyt na notatki i podręcznik, choć wiedziała, że taki geniusz nie potrzebuje pomocy naukowych.

Tony: Z czym masz największy problem?
Pepper: Wszystko, co jest naukami ścisłymi
Tony: To będzie długa noc

Lekko się uśmiechnął, a ona uderzyła Tony’ego w twarz.

Tony: Au! Za co?
Pepper: Skup się i nie myśl, że ci pozwolę tu nocować. To dla twojego dobra
Tony: A potem Roberta się będzie wypytywać o te ślady
Pepper: Nie marudź. To może zacznijmy od grawitacji
Tony: I tego nie rozumiesz? To banalne

Oberwał mocniej, aż głowa się obróciła w bok.

Pepper: Nie wymądrzaj się
Tony: No dobra. Żeby obliczyć siłę grawitacji, wystarczy pomnożyć masę przez przyspieszenie, które w zaokrągleniu wynosi…

Tak się rozgadał, a ona siedziała skołowana. Trzeci raz oberwał w ten sam policzek. To musiało boleć.

Tony: Pepper!
Pepper: Cicho, zgredzie. Zaraz go obudzisz
Tony: Nie obchodzi mnie to! Nie wierzę w twoje bajeczki
Pepper: Cześć, tatku

Zauważyła srogą minę ojca, który wyciągnął paralizator. Gestem ręki kazał wyjść córce z pokoju. Jednym ruchem poraził Tony’ego w plecy. Dziewczyna się śmiała.
Tony się obudził i był w domu.

Tony: Nigdy więcej. Nigdy

KONIEC

Rozdział 34: Szukając nowego świata

4 | Skomentuj

Czekałam, aż ktoś da mi znać, co się dzieje. Chłopaki się nie odzywają, a Bobbie nie wróciła z tatą do domu. A mieli być. I jeszcze ta koperta. Nie wiem, co mam o tym myśleć.
Kiedy tak nerwowo chodziłam po pokoju, w końcu ktoś zadzwonił. Ważne, że ktoś dał jakiś znak. Tylko pytanie brzmi, kto?

-Halo. Kto mówi?- spytałam, czekając na odpowiedź

-Skarbie, to ja, Tony. Mogłabyś przyjechać do nas?

-Pewnie, a coś się stało? Nie brzmisz za dobrze. Tony, dobrze się czujesz?- zbudziło się zmartwienie

-Jestem w szpitalu z Rhodey'm i potrzebujemy cię. Powiem ci wszystko, jak przyjedziesz. Proszę, bądź z nami- poprosił załamanym tonem

Nie takiej rozmowy się spodziewałam, ale widocznie problemy są nie do ominięcia. Trzeba stawić im czoła.

-Na pewno przyjadę- odłożyłam słuchawkę i bez zdenerwowania wyszłam z domu, zamykając drzwi na klucz

To było dziwne. Co im się stało, że są w szpitalu? Wypadek? A może znowu walka? Może mi Rhodey wyjaśni, bo jego najłatwiej skłonić do mówienia. W niecały kwadrans znalazłam się w szpitalu i szybko uzyskałam informację, gdzie oni są. Bez problemu natrafiłam na odpowiednią salę. Nie wyglądał, aż tak źle, jak mi się wydawało. To dobrze.

-Witajcie. Powiecie mi, czemu mnie tu ściągnęliście do szpitala?- chciałem, by mi to wyjaśnili

-Tego nie mogłem ci powiedzieć przez telefon

O czym on mówił? Wyglądali, jakby trupa widzieli. Trupa? Chwila, moment.

-Ale mów, co jest grane?- bałam się jego odpowiedzi

-Roberta- i zamilknął

-Nie rozumiem

-Ona nie żyje!- dokończył wściekły Rhodey

Byłam w szoku. To niemożliwe. No, bo...

-Jak to się mogło stać?- dopytywałam

-Titanium Man ją postrzelił pociskiem sporego kalibru. Pepper, to moja wina. To ja powinienem umrzeć!- obwiniał się Tony

- Tony, przestań tak mówić! Zaraz mi znowu odjedziesz- kazał mu się nie denerwować

To już jest okropne. Nie powinien się za to obwiniać. Przecież to nie on pociągał za spust. Zresztą mógł też walczyć w zbroi.

-A nie miałeś zbroi?- to mnie zastanowiło

- I to był ten problem, bo ,gdy ja z tobą randkowałem, oni zniszczyli ją!- mocno uniósł ton

-Aha, czyli to był błąd też ze mną się żenić?- wybiegłam z płaczem do łazienki















Jaki ja jestem głupi. Przez moje idiotyczne zachowanie mogę też stracić moją Pepper jako żonę i wspaniałą przyjaciółkę ze szkolnych lat. Na to nie pozwolę. Zerwałem z siebie wszystkie kable i pobiegłem za nią. Na szczęście ją dogoniłem.

-Pepper, przepraszam. Nie chciałem cię zranić. Źle powiedziałem. Po prostu w jeden dzień straciłem wszystko- prosiłem ją o wybaczenie

Przytuliłem się do niej, a ona to odwzajemniła.

-Wybaczam ci. Będzie dobrze, Tony. Razem przez to przejdziemy. Pomogę wam. Nie zostawię was w takim momencie- obiecała swoją pomoc

Cieszyłem się, że tu była. Nie mogłem im powiedzieć o walce, ale zbroję musiałem stworzyć i o tym mogę jej powiedzieć. Dowód był prosty. Bezpieczeństwo.

-Stworzę zbroję, by już nikt nigdy więcej nie cierpiał

-A pomyślałeś o tym, jak ja cierpię, gdy za każdy razem, kiedy walczysz, ty możesz umrzeć? Twojej śmierci nie zniosę- powiedziała załamanym głosem

-Wiem o tym, Pep. Kocham cię i nie chcę cię zostawić. Pamiętaj o kopercie- pocałowałem ją

Tego pocałunku nikt nie przerwał. Rozkoszowaliśmy się tym pięknym momentem. W takich trudnych chwilach trudno znaleźć odskocznię od problemów. Po chwili przyszedł do nas Rhodey.

-Victoria się pytała, gdzie zwiałeś. Powinieneś wracać- nalegał, prosząc

-Pójdę jej tylko powiedzieć, że już czuję się lepiej i wracamy do domu

-Dobrze- usiadła na korytarzu, czekając na mnie

Wyjaśniłem Victorii, że nie ma podstaw, by mnie przetrzymywać dłużej w szpitalu. Na dowód wykonała mi kilka badań, które potwierdziły moje odczucia. Zgodziła się mnie wypuścić.

-Dziękuję, Victorio- podziękowałem jej

-Pamiętaj, że masz zjawić się za kilka dni na wizytę kontrolną- przypomniała

-Dobrze. Nie zapomnę o tym. Rhodey na pewno będzie mi o tym przypominać- lekko się uśmiechnąłem, ale on nadal był pogrążony w rozpaczy

Rhodey dalej myślał o swojej mamie. Niestety czasu nie mogę cofnąć, ale musimy to jakoś przetrwać. Nie zostawię go, a z Pepper mamy więcej wsparcia. Zdecydowałem się zadzwonić do SHIELD o pomoc. Odebrała agentka Hill.

-Agentko Hill, mówi Tony Stark. Potrzebuję części do zbroi no i też przydałoby się schronienie. Whiplash nam zagraża, a do domu nie możemy wrócić- wyjaśniłem jej

-Co dokładnie się wydarzyło?

-Roberta zmarła, a baza została zniszczona. Potrzebuję części do zbudowania zbroi. To bardzo ważne. Pomożesz nam?- poprosiłem

-Nie ma problemu. Zaraz po was przyjedziemy. Namierzymy was i weźmiemy ze sobą- zgodziła się nam pomóc, co mi ulżyło












Jak to dobrze, że Tony mógł wrócić do domu. W sumie to nie całkiem, bo byli zagrożeni atakami Whiplasha, jeśli dobrze mi powiedział. Razem z chłopakami wyszliśmy na parking, gdzie stała już furgonetka agentki Hill. Ona też wróciła?

-Dobrze cię znów widzieć, agentko Potts- zasalutowała Hill

-Chwila. Agentka?

No tak. Zapomniałam im o tym powiedzieć, a to świetna wieść. Niestety, ale nie było okazji się tym pochwalić.

-Tak, jak się okazało to jednak zdałam

-Czemu nic nie powiedziałaś?- Tony czuł lekką urazę

-Bo zapomniałam ci powiedzieć, a poza tym nie pytałeś- wyjaśniła

Po pokonaniu trasy do helikariera, polecieliśmy helikopterem do centrali. Mam nadzieję, że pomogą Tony'emu.
Gdy dotarliśmy na miejsce, agentka Hill przygotowywała wolny warsztat. Jednak po spotkaniu generała Fury, dowiedzieliśmy się, że on zna nasz sekret. Tony nie był tym faktem zadowolony.

-Od kiedy wiesz?- był w szoku

-Na początku mieliśmy pewne podejrzenia, że współpracujesz z Iron Manem, bo jego technologia jest bardzo zaawansowana i tylko ty mogłeś być w stanie budować coś takiego-  przyznał generał

-Tony, możemy porozmawiać?- poprosiłam o rozmowę

Tony niezbyt się cieszył tym, co się dowiedział, a ja musiałam wiedzieć. Poszłam z nim z daleka od Rhodey'go i innych agentów.

-To nie jest dobry moment, Pepper

-Ale ja muszę wiedzieć, dlaczego mi dałeś tę kopertę? Co w niej jest ?

-Już ci mówiłam, że masz to otworzyć, gdy będzie źle. Kiedy nie będziesz pewna mojego powrotu

Z moich oczu chciały popłynąć łzy, ale się powstrzymałam. Bałam się, że go wkrótce stracę.

-Tony, proszę. Nie walcz z nikim. Nie rób nic głupiego- błagałam, ale on nie zamierzał słuchać

-Pogadamy, gdy to wszystko się skończy...jeśli będziemy mogli znowu się spotkać

Na tych słowach zakończył rozmowę. Agentka Hill zaprowadziła go do warsztatu, gdzie mógł zbudować zbroję. Wiem, że coś planuje, bo chce pogadać, "gdy wszystko się skończy". Co on miał na myśli? Nie mogę pozwolić na to, by zrobił coś głupiego. Poprosiłam Rhodey'go o pomoc.

-Rhodey, mogę cię prosić po raz ostatni. O pomoc?

-Nie ma problemu, Pepper. Mów, co się dzieje- był chętny do pomocy

-Tony coś planuje. Cokolwiek to jest, musisz go powstrzymać- podniosłam ton

-Pepper, spokojnie. Będę przy nim i na nic mu nie pozwolę- przytulił mnie po przyjacielsku, by zniknęły nerwy, ale strach wciąż był



Rozdział 33: Czas i miejsce

6 | Skomentuj

Bez wahania zadzwoniłem po karetkę. Dlaczego to zrobiła? Czemu nas ocaliła? Po wybraniu numeru czekaliśmy na pomoc.

-Potrzebujemy pomocy, Victorio! Przy domu Rhodes'ów . Roberta została zraniona mocnym pociskiem! Szybko! Zjaw się!- błagałem o pomoc

Rhodey był roztrzęsiony. Ciągle trzymał ją za rękę z nadzieją, że przeżyje. Jej rana mocno krwawiła. Musiała szybko mieć udzieloną pomoc medyczną, bo się wykrwawi na śmierć. Nie wybaczymy sobie tego, że daliśmy jej odejść. Lekko odwróciłem głowę i zauważyłem Hummera, jak leży bezwładnie. Zabili go. Po dziesięciu minutach zjawiła się lekarka.

-Dobra, powiedzcie, co z nią, a o przyczynie powiecie mi później?- spieszyła się z ratunkiem

-Ok, postrzelił ją z czegoś dużego w brzuch. Rana jest bardzo głęboka, ale wydobrzeje? Tak?- powiedział Rhodey ciągle roztrzęsiony

-A wam nic nie jest?- spytała dla pewności

-Mnie nic, ale Tony ostatnio się źle czuje

Byłem zły na przyjaciela, że o tym powiedział. Przecież mówiłem, że nic mi nie jest. Na "wezwanie" odezwał się ból, który mocno zgiął mnie w pół, aż upadłem.

-To nie wygląda dobrze. Najpierw zajmiemy się Robertą. Trzeba działać, zanim będzie za późno

Szybko zatamowała krwawienie i wsiedliśmy z nią do karetki Od razu próbowałem uspokoić Rhodey'go. Ciągle trzymałem się jedną ręką za bolące miejsce.

-Rhodey, będzie dobrze. Uratują ją, słyszysz?

-Była w niewłaściwym miejscu i czasie. Jeśli coś jej się stanie bardzo złego, nigdy sobie tego nie wybaczę- powstrzymywał łzy w oczach

Było widać, że cierpiał. W końcu to jego matka, a moja opiekunka. Też mi zależy na tym, by nadal była z nami. Zwłaszcza po tym, ile dla nas zrobiła. Uratowała nas.
Dość szybko trafiliśmy do szpitala. Robertę zabrali na salę operacyjną bez większych zamyśleń. Usiedliśmy na korytarzu przed wejściem na blok.

-Będzie dobrze. Będzie dobrze- powtarzałem sobie w głowie, by nie stracić nadziei

Gdy Victoria weszła do sali, minęły trzy długie godziny. Kończyła nam się cierpliwość, a Rhodey już nie potrafił powstrzymywać łez i wypłynęły z oczu.

-Rhodey, ona przeżyje. Zobaczysz. Wszystko się ułoży

-Dlaczego ona to zrobiła? Czemu?- pytał załamany

-Nie wiem. Może to taki instynkt macierzyński. Gdy matka broni swoje dziecko, czując zbliżające się zagrożenie- wymyśliłem

-Możliwe, ale nie chcę jej stracić- czuł wewnętrzny strach o to, co może się wydarzyć












Whiplash niechętnie mnie posłuchał, ale w końcu poszedł ze mną do bazy. Fix musi wiedzieć o wszystkim, zwłaszcza o śmierci Hummera. To go na pewno zadowoli. Szef siedział przy swoim komputerze, obserwując okolice. Dość niepewnie podszedłem do niego.

-Dobrze, że jesteście. Znaleźliście pozostałości po zbrojowni?- spytał o cel zadania

-Nic nie zostało. Same ruiny- odparłem zdecydowanie

-Coś się stało?

-Hummera dopadła śmierć!- krzyknął z radości Whiplash

-To prawda?- spytał oszołomiony

-Tak. Skończył swój żywot!- powiedziałem uradowany, ciesząc się z tego

Mój szantażysta i wróg, który mi wszystko popsuł w końcu nigdzie się nie pojawi. Teraz mogę zrealizować swój plan i wyjechać z tego przeklętego miasta.

-Dobra robota- pochwalił nas bez wielkiego entuzjazmu

-I tylko tyle? Fix, myśmy go zabili. Tego największego szaleńca, co chodził po tej ziemi, a ty mówisz "dobra robota" ?- byłem zdumiony jego reakcją

-Przecież to nic wielkiego kogoś zabić

-Nic wielkiego? Szaleńca ciężko zabić!

Dla Mr. Fixa każde zabójstwo to zwykła codzienność i nie ma w tym nic satysfakcjonującego, nawet zgon wroga. Musiałem wyjść przewietrzyć się. Na złość przyszedł na dach też Whiplash.

-Nie przejmuj się szefem. On taki jest. Dla niego to normalne, że ktoś ginie

-Nie to mnie martwi. To wkurza, ale przez Hummera niewinna kobieta została poważnie zraniona- czułem się okropnie

-Bez przesady. To jego wina, a nie twoja. Weź się w garść i bądź tym , kim jesteś- próbował mnie postawić do pionu

Dobrze powiedziane. Mam być, kim jestem. I tu mam problem. W końcu kim ja jestem? Naukowcem, zabójcą, czy zwykłym człowiekiem?

-Masz rację, ale nie powinno być niewinnych ofiar, Whiplash. To nie jest odpowiednie, ale jak uważasz

-A skoro o tym mowa. Muszę kończyć naszą pogawędkę, bo mam coś do dokończenia- podszedł do krawędzi dachu

-Co?- spytałem ciekawy jego planów

-To, co mi przerwaliście oboje- i skoczył na dysk, odlatując

Wiedziałem, gdzie go poniosło. Nie będę go śledzić, czy mu przeszkadzać. Niech robi, co chce, ale bez skrzywdzenia niewinnych. Pewnie poleciał do szpitala, gdzie z pewnością znajdzie dzieciaki. Błagam, Whiplash. Nie rób nic głupiego. Nic głupiego.














Mijały kolejne godziny, odkąd zaczęła się operacja. Nikt stamtąd nie wychodził i ciągle zostawaliśmy bez informacji o tym, co się tam dzieje. Był tak samo przerażony o Robertę, jak Rhodey, który załamywał się z każdą kolejną minutą.

-Dlaczego to tak długo musi trwać?- tracił cierpliwość

-Nie wiem. Po prostu nie wiem- czułem większy niepokój, aż go odczułem

Czułem się słabo i musiałem go na chwilę zostawić. Potrzebowałem odetchnąć powietrzem. To wszystko przez to, że dopuściłem do tego. Chciałem wtedy być z Pepper i odrobić z nią nasze stracone relacje. Nie wiedziałem, że to się zdarzy. Byłem w złym miejscu. Mogłem chociaż ocalić jedną zbroję, a Roberta nie walczyłaby teraz o życie. Jeśli ten bydlak ją skrzywdził za bardzo, będę do końca życia obwiniał się za to.
Nagle zaskoczył mnie Whiplash. No pięknie. Jeszcze mu mało? Już był gotowy do strzelenia biczami.

-Ej no spokojnie, Whiplash. To nie odpowiednie miejsce na rozstrzyganie spraw. Tu jest pełno ludzi!- starałem się opanować sytuację

-Nie wykręcisz się, Stark. Śmierć cię nie ominie

-Wiem o tym, dlatego mnie posłuchaj. Dobrze wiem, że teraz możesz mnie łatwo zabić, ale gdybym był w zbroi, miałbyś utrudnienia, a ty lubisz wyzwania, tak?- chciałem załatwić z nim to inaczej

-Mów dalej- schował bicze do rąk

-Pozwól mi zbudować zbroję, by moglibyśmy to zakończyć raz na zawsze- zaproponowałem

-Zgoda, ale nie wystaw mnie. Zbudujesz zbroję i lecisz do portu bez wsparcia. Bez Rhodey'go, Pepper i SHIELD- zgodził się, stawiając warunki

Dość w porę się ulotnił. Dobrze, że zyskałem czas. Muszę to w końcu zakończyć. Po tej rozmowie wróciłem do Rhodey'go.

-Coś już wiadomo?- spytałem zaniepokojony

Gdy chciał coś powiedzieć, wyszła lekarka z sali. Rhodey gwałtownie wstał z krzesła. Victoria stała z poważną miną. Nie. Tylko nie to.

-Robiłam, wszystko, co w mojej mocy. Jej rana była zbyt głęboka i straciła dużo krwi. Walczyłam o nią przez trzy godziny, ale nie udało się. Przykro mi- powiedziała najspokojniej tę informację

Byłem przerażony. Nasze światy nagle się zawaliły. To nie może się dziać. To powinienem być ja.

-Dlaczego ona? Co ona im zrobiła? To ja powinienem umrzeć! Po co mnie chroniła?! Po co?!- byłem roztrzęsiony i krzyczałem

Nagle poczułem się słabo i zemdlałem. To wszystko mnie przerosło. Ta rozmowa, wybuch zbrojowni i jeszcze ta wiadomość o śmierci Roberty. Chciałem się nigdy nie obudzić, by na nowo nie przeżywać tego koszmaru. Niestety dość szybko się ocknąłem, a Rhodey siedział obok.

-Jakoś to będzie. Musimy przez to przejść razem. Zadzwonię do ojca. Powinien wiedzieć- próbował się uspokoić, ale głos mu nadal drżał

Rozdział 32: Tylko zemsta i nic więcej

4 | Skomentuj

Oboje wpatrywali we mnie swoje ślepia. Nie wierzyli, co mówiłem, a to była prawda. To już bardziej wyprowadziło Mr. Fixa z równowagi.

-Ja wiem, jak go nienawidzisz, ale bezpodstawnie oskarżać o coś takiego? Nie gadaj mu bzdur, Gill!

-Ale uwierz mi. Byłem i widziałem to. Najpierw załatwił Unicorna. Killershrike mi powiedział o tym i przy jego ciele znalazł zielone ślady. Poza tym widział, że Hummer się tam kręci- próbowałem skłonić go do słuchania

Szef milczał, a Whiplash z furią rozwalił kolejne skrzynie. Dwie wybuchły, a trzecia płonęła w ogniu.

-Drań!- wrzasnął sługus, kończąc niszczenie

-Whiplash, dość! Opanuj się, bo będziemy musieli szukać nowej kryjówki, jak tą mi rozwalisz!- krzyknął, ostrzegając

-Mogę dokończyć?

-Tak, mów, co było dalej?- pozwolił mi na kontynuowanie

-Od razu po jego telefonie poszedłem do jego bazy i znalazłem go martwego obok Unicorna. Na ziemi były te same ślady, o których mi mówił wcześniej. Czy teraz mi wierzysz, Fix?- skończyłem wyżalać się

Whiplasha znowu poniosło i wysadził kolejne skrzynie, prawie rozwalając ścianę magazynu.

-Przestań demolować bazę, zakuty łbie! Teraz musimy wymyślić, co z nim zrobić?!

-Zabić!- krzyknęliśmy równocześnie

-Jeszcze nie teraz. Macie wrócić do tamtej fabryki i sprawdzić, czy coś ocalało. Możliwe, że ta jego zbrojownia mogła wytrzymać eksplozję, dlatego sprawdźcie to- wydał kolejny rozkaz z nowym zadaniem

Trochę mi ulżyło, jak im o tym powiedziałem, ale Whiplash powinien się pohamować. Rozumiem jego złość, ale to nie działa na naszą korzyść.
Razem z tym wariatem dotarliśmy do szczątków pozostałości fabryki. Ostrożnie weszliśmy do ruin, gdzie niczego nie było, nawet zbrojowni. Pod nami były rozsypane części różnych pancerzy.

-Nic tu po nas. Wszystko zniknęło. Wracajmy

-Nie tak szybko. Mam coś do załatwienia

-A co ty chcesz zrobić tak późno w nocy?- zdziwiły mnie jego plany

-Pora na odwet- ruszył w stronę domu Rhodes'ów

Chyba wiem, co ma na myśli, ale naprawdę chce się mścić? Dlaczego akurat dziś? Poszedłem za nim, by mieć go na oku. Był przy skrzynce, która doprowadzała prąd do urządzeń. Jednym biczem zniszczył ją. Mógł tylko wyjąć kable, ale on woli demolkę.

-Jak chcesz się mścić, to beze mnie

-Wiadomo. To moja zemsta- podkreślił Whiplash, przygotowując się do ataku















Pojechałem taksówką do domu, gdzie od razu czekał na mnie Rhodey. Nie wyglądał, jakby miał dobre wieści do przekazania. O zbrojowni mi powiedział. Jest coś jeszcze?

-Następnym razem, nie dzwoń mi w trakcie randki

-Nie moja wina, że się wtedy zjawili. Ze zbrojowni nic nie zostało. Masz jakiś plan?- mówił z grymasem na twarzy

-Na razie nie mam. A poza tym nie potrzebujemy planu. Przecież oni myślą, że nie żyję. Zbrojownię zniszczyli. więc po co coś kombinować?- zaśmiałem się głupio

-Gdybyś mógł to znowu przemyśleć

-Rhodey?- nie wiedziałem, czemu to powiedział

Odwróciłem się i zobaczyłem Whiplasha. Pewnie to miał na myśli Rhodey. O kurcze. Kłopoty.

-A jednak żyjesz, Stark. Nie na długo. A ty Rhodes, nie wrócisz żywy- miotał biczami

Szybko wybiegliśmy na zewnątrz i uciekaliśmy, myśląc, jak pozbyć się Whiplasha. Bez zbroi jesteśmy zdani tylko na improwizowanie.

-Mówiłeś, że go zabiłeś!

-No, bo tak było. Nie widzisz, że wygląda inaczej?!- był przerażony

-Rhodey, co mamy robić?- byłem zakłopotany

Pierwszy raz nie mogłem użyć żadnej technologii. Już wolałbym umrzeć na torturach, niż tracąc czas na ucieczce.
Niespodziewanie ktoś zaatakował Whiplasha. Titanium Man? No pięknie.

-Stark jest mój, złomie!- strzelił z syfonu energetycznego

-Ja byłem pierwszy!- strzelił bombami, wbijając w jego pancerz

Nastąpiła eksplozja. Oboje padliśmy na ziemię, wykorzystując czas na zniknięcie i opracowanie nowego planu. Nagle Rhodey zaczął być bardziej przerażony.

-W domu jest mama. Musimy ją stąd zabrać!

-Masz rację, ale jak ty chcesz się tam dostać?

Nie zauważyłem, jak zniknął w kłębie dymu. Pobiegłem za nim. Nie pozwolę, by coś mu się stało. Zwykle to ja przez moją głupotę się narażam. Rhodey tak nie może. Szybko dotarliśmy do domu i obudziliśmy Robertę.

-Ej! Czemu mnie budzicie? Miałam taki piękny sen, a wy mi go przerywacie! - krzyknęła z oburzaniem się na nas

-Musimy stąd uciekać! I to nie są żarty, mamo! Grozi nam poważne niebezpieczeństwo!

-Co się dzieje?- żądała wyjaśnień

-Nasi dawni wrogowie chcą nas zniszczyć. Zniszczyli fabrykę i nie mamy nic do obrony- streściłem krótko

Ciągle słyszeliśmy następujące wybuchy. Musieliśmy bezpiecznie wyjść z domu. Nikt nie może zginąć. Nikt.













Usłyszałem za sobą huki i strzały. Nie wierzyłem własnym oczom, co ja widzę. Whiplash walczył z Hummerem? Po jaką cholerę się tu zjawił? Znowu zjawia się, by wszystko popsuć, ale tym razem to Whiplashowi. Próbowałem zaprzestać ich bezsensowną walkę.

-Przestańcie oboje.Tracicie tylko czas

-Nie moja wina, że mi przeszkadza!- wyrzucił kolejne bomby na jego zbroję

Doszło do kolejnego wybuchu. Zauważyłem, że dzieciaki z jakąś kobietą uciekły z domu i chciały oddalić się stąd, jak najdalej. Nie mogłem tego ukryć. Nie chciałem psuć Whiplashowi jego planów.

-Whiplash, on ci ucieka- wskazałem na nich i od razu zerwał się do pościgu

Oczywiście Hummer poleciał za nim i co chwilę mu zawadzał na drodze. Whiplash chwycił biczami za kobietę. Co on pogrywa? To nieczyste zagranie.

-Mamo!- krzyknął ciemnoskóry chłopak

-Rhodey, biegnijcie. Nie przejmujcie się mną

Gdy Titanium Man chciał się zbliżyć do Starka, strzeliłem w niego z blastera. Pomogłem Whiplashowi.

-Co ci do łba strzeliło, Blizzard? Po której jesteś stronie?!- odmroził się się sfrustrowany

-Po mojej własnej- wystrzeliłem kolejny raz

Whiplash odstawił kobietę i zajął się chłopakiem. Zaplątał go biczami i był gotowy do porażenia go prądem. Jednak Stark wybawił swego przyjaciela i rzucił kamieniem w jego głowę, aż bicze opadły, uwalniając ciemnoskórego. Wzięli kobietę i biegli bez patrzenia w tył.
Gdy już znowu chciał zaatakować, Titanium Man strzelił z pocisku. Miał trafić dzieciaki, ale ta czarnowłosa kobieta rzuciła im się na obronę i przyjęła pocisk.

-Ty bydlaku!- rzuciłem się na Hummera

-A ty znowu współczujesz? Mięczak!

Na te słowa wpadłem w gniew i strzeliłem największą siłą w tego szaleńca. Whiplash mi pomógł go dobić. Rzucił go biczami i swoimi bombami zniszczył jego pancerz. Hummer był bezbronny. To koniec psychopaty?

-Żegnaj, Hummer- dobiłem go z ostatniego pocisku, który zamroził jego ciało

-Zgiń w piekle!- podniósł zamrożone ciało i z wysokości je zrzucił

Z głowy sączyła się krew i już nie przemówił. Czy to możliwe? To prawda? Titanium Man i Justin Hummer w jednej osobie polegli? Tacy szaleńcy przepadli marnie do grobu.

-Udało się! Już po nim!- cieszyłem się z tego, jak nigdy dotąd

-Sprawa załatwiona. Teraz tylko dorwać te dzieciaki

-Zaczekaj. Wróćmy do szefa i powiedzmy mu o wszystkim- kazałem mu wracać do bazy

Rozdział 31: Protokół

10 | Skomentuj



Czułem się coraz gorzej. Ten ból nie dawał mi pokoju, ale chciałem zadowolić Pepper, nie martwiąc jej niczym. To jest nasz dzień. Chciałem dać tyle szczęścia i miłości, której jej brakowało. Niebo było bezchmurne i bez problemu mogliśmy podziwiać gwiazdy i unoszące się lampiony w powietrzu. Widziałem, że Pepper czuła się szczęśliwa. Wtuliła się w moje ramię, patrząc na niebo.

-Jest cudownie. Dziękuję, Tony- cmoknęła mnie w policzek

-Dla ciebie zrobię wszystko- przyznałem, całując ją w usta

Nasz pocałunek został przerwany przez telefon Rhodey'go. Byłem bardzo podirytowany. Czy zawsze ktoś musi wszystko psuć?

-To Rhodey. Pewnie to nic ważnego- odrzuciłem połączenie

Znowu się dobijał. Czego on chce? Jak wrócę, to się z nim rozprawię.

-Odbierz. Może to coś ważnego- zasugerowała

-A co może być ważnego?- nie wiedziałem, co mam o tym myśleć

-Po prostu to odbierz!-  wściekła się na ciągle, dzwoniącą komórkę

Ostatecznie odebrałem połączenie.

-Rhodey, jestem na randce. Czemu dzwonisz?- prawie wydarłem się na niego

-Wybacz, że akurat teraz, ale mamy poważny problem

-Co się dzieje?- zaniepokoił mnie swoim tonem

- Titanium Man, Blizzard i Whiplash krążą na terenie zbrojowni- powiedział ze zdenerwowaniem

Byłem w szoku. Czy oni szukają mojej bazy? Kurcze, mamy kłopoty.

-Rhodey spokojnie. Idź do domu i włącz komputer. Uruchom protokół bezpieczeństwa

-Tony, ty na serio? Nie ma innego wyjścia?

-Nie ma. Zrób to. Ja się rozłączam. Dołączę później

Rozłączyłem sygnał. Pepper wiedziała, że coś jest nie tak. Od razu zaczęła pytać.

-Tony, wszystko gra?

-Tak, wróćmy do oglądania lampionów-  ukryłem niepokój, udając spokój

-Proszę cię, nie okłamuj mnie. Mów, co się dzieje?- nalegała na odpowiedź

-To nic takiego. Zaraz będzie po problemie

-Co ty chcesz zrobić?!- była wściekła brakiem informacji

-Rhodey włączył protokół bezpieczeństwa

Pepper straciła już chęci na randkę. Wszystko przez telefon.











Staliśmy we trójkę w fabryce. Uważnie obserwowałem Hummera. On coś kombinuje. Na szczęście dołączył Whiplash. Dobrze, że sam nie muszę się użerać z tym psychopatą.

-Witaj znowu, Whiplash. Widzę, że Fix cię ulepszył. Dobrze, że wróciłeś- przywitałem go z entuzjazmem

-I nawzajem, Blizzard. Znalazłeś już zbrojownię?

-Jeszcze nie, a Hummer będzie tylko przeszkadzał- wskazałem na Titanium Mana, który leciał w naszą stronę

-Whiplash, ty stary blaszaku. Wróciłeś z grobu. Co za niespodzianka!- udawał radość, zaczepiając go

Whiplash wkurzył się na słowa Hummera i już strzelił go biczami.

-Nie nazywaj mnie blaszakiem! Nigdy!- wciąż pałał gniewem

Widzę, że mamy wspólnego wroga. To świetnie. Nie jestem sam. Może razem załatwimy Hummera na dobre? Gdy ta rozmyślałem nad planem, Whiplash był wściekły, a Titanium Man ulotnił się. Co jest grane?

-Ten głupek podłożył bomby!

-Co?!- wyprowadziło mnie z równowagi

Wiedziałem, że wszystko zepsuje. Wiedziałem.

-Musimy stąd wiać! Ładunki podłożył wszędzie!- walnął biczami o ziemię

Nie musiał mi drugi raz powtarzać. Od razu zniknęliśmy z terenu fabryki i zamierzaliśmy wrócić do bazy. Tylko, co powiedzieć szefowi? Nie będzie zadowolony z misji, ale o tym idiocie trzeba mu powiedzieć. Koniec. Już go nie kryję. Mam dość ciągłego nadstawiania karku za niego. Niech szef dowie się o nim prawdy, jaka to z niego gnida.
Razem z Whiplashem dotarliśmy do bazy. Mr. Fix czekał też na Hummera, ale nie zjawił się. Musieliśmy mu wszystko wyjaśnić.

-A gdzie Hummer? Wiem, że dołączył do was. Co się stało?

-Zdradził nas! Ta perfidna pluskwa nas wykorzystała!- strzeliłem wściekły w skrzynie, aż rozpadły się na kawałki

-Whiplash, czy to prawda?- spytał z niedowierzaniem, licząc na pomyłkę lub kłamstwo

-Tak. Podstawił bomby i wysadził całą fabrykę

Mr. Fix nie ukrywał swej złości i pierwsze, co zrobił to strzelił promieniem w rząd stalowych skrzyń.

-A to podstępna szumowina! Macie go zniszczyć!- rozkazał w gniewie

Wiedziałem, że tak będzie. Wiedziałem, że w końcu się ulotni.. Dość przewidywalne. Teraz niech szef dowie się o nim wszystkiego.

-A wiesz, że to on załatwił Unicorna i Killershirke'a?













-Jaki protokół? Tony, co się dzieje?- nadal  żądała wyjaśnień

-Może dokończmy nasze spotkanie. Potem ci wyjaśnię

-Teraz, albo nigdy! Mów!- krzyknęła, nalegając

-Protokół bezpieczeństwa. To zaprogramowana autodestrukcja zbrojowni w razie nagłego wypadku- próbowałem jej wyjaśnić

Nagle zadzwonił telefon. Znowu Rhodey. Odbiorę, bo w końcu randka spalona. Gorzej być nie może. Chyba nigdy nie będziemy mieć normalnego życia.

- Tony, przysięgam, że nie odpaliłem protokołu. Od razu anulowałem, ale zbrojownia i tak wyleciała w powietrze- mówił Rhodey w szoku z przerażeniem

-Co? Ale kto to zrobił?

-Pewnie ta ich trójca. Tony, ja przepraszam- obwiniał się Rhodey

Z wściekłością rzuciłem komórkę o łódkę. Podpłynęliśmy do portu, kończąc nasze spotkanie. Jaki ja jestem głupi. Dlaczego do tego dopuściłem? Przez zdenerwowanie poczułem się słabo, a ból brzucha się nasilił, że straciłem równowagę i upadłem.

-Tony, co się dzieje? Słyszysz mnie?- szturchnęła mnie poddenerwowana

Powoli wstałem i usiadłem na pobliskiej ławce. To nie tak mało być. Miało być zero zmartwień. Zawiodłem wszystkich. I Rhodey'go i Pepper. Szybko się uspokoiłem i jeden ból przeszedł.

-Pepper, naprawdę chciałem, by było idealnie, ale zawiodłem. Przepraszam- czułem się winny za zniszczoną randkę

-Tony, w porządku. Było cudownie. Nie narzekam- przytuliła mnie czule

Po tym ciepłym jej uścisku poczułem się lepiej, ale ból brzucha dalej doskwierał, choć nieco mniej. Z kieszeni wyjąłem kopertę, którą jej podarowałem.

-Weź to i otwórz, gdy będzie bardzo źle

Po jej policzkach spłynęły łzy. Domyśliłem się, jaka pierwsza myśl przyszła do głowy.

-Ty na poważnie? Nie mów, że...-załamał się jej głos

-Jeszcze nie- przytuliłem ją, by przestała płakać

Otarłem dłonią jej łzy. Nie powinna się smucić. Moja Pepper powinna zawsze żyć energicznie i z radością. Bez niepotrzebnych zmartwień.

-Na razie nie myśl, co będzie później. Cieszmy się sobą, póki możemy- próbowałem ją uspokoić,a dodatkowo zmartwiłem

Chwyciłem ją za rękę, odprowadzając ją do domu. Ciągle milczała. Jeśli zacznie być zamknięta przeze mnie, nie wybaczę sobie tego, że dałem jej taki ciężar. W końcu odezwała się do mnie z dalszym smutkiem na twarzy.

-To do zobaczenia- cmoknęła mnie w policzek, a ja się tym odwdzięczyłem

-Trzymaj się i niczym się nie przejmuj- poprosiłem, machając jej na pożegnanie


-----***----

Zbrojownia zniszczona. Whiplash też nie trawi Hummera? Czy to przez to, że nazwał go blaszakiem? Randka była i już nie ma. Co się jeszcze musi wydarzyć? Jeszcze 5 rozdziałów i zaczniemy kolejny sezon.

Rozdział 30: W świecie złudzeń

2 | Skomentuj


Na chwilę przerwałem prace nad stołem. Usiadłem do komputera, by przejrzeć stare aktualizacje Whiplasha. Niespodziewanie natrafiłem na dawne pliki, gdy ojciec panny Potts prawie odnalazł moją bazę. Jeszcze przed tym plikiem znalazłem informacje o przyjacielu panienki agenta FBI. Przecież Whiplash już tam był. Pewnie ta stara fabryka za domem Rhodes'ów, to ukryta baza blaszaka.

-Ciekawe. Trzeba to sprawdzić

Zawołałem moich pomagierów do centrali. Tylko zjawił się Blizzard.

-Tylko ty jesteś, a gdzie Hummer?- byłem zdumiony brakiem jednego sojusznika

-Hummer gdzieś poleciał. Co mam zrobić, szefie?- Donnie był gotowy na misję

-Przeszukaj starą fabrykę niedaleko domu Rhodes'ów. Możliwe, że to tam znajduje się zbrojownia Starka. Jak spotkasz Titanium Mana, przekaż mu lokalizację, by do ciebie dołączył- przekazałem mu wytyczne zadania

-Nie zawiodę cię- obiecał Blizzard, wychodząc z bazy

Gdy Gill zajmie się przeszukiwaniem fabryki, jak dokończę tworzyć mego sługusa. Muszę mu stworzyć nowe ręce, ulepszyć bicze i wgrać najnowsze aktualizacje, by stał się niezawodnym zabójcą.

-Informuj mnie na bieżąco. Jak znajdziesz coś ciekawego, od razu mi powiedz- rozkazałem

-Nie ma problemu. Zrozumiałem, szefie. A Hummer musi tam też być?

-We dwoje lepiej. Wiem, co ci zrobił

-Nic nie wiesz!- krzyknął i wyszedł z bazy

Z nimi to same kłopoty. Zachowują się, jak rozwydrzone bachory, które za dużo mają swobody. Oni mają mnie słuchać, bo inaczej zrobi się nieprzyjemnie.
Wróciłem do swojej roboty, zostawiając włączony komputer dla kontaktu z Blizzardem. Wkręcałem kolejną rękę bez dłoni, co musiała być zmodyfikowana dla lepszych biczy. Gdy miałem już zająć się montażem prawej ręki, odezwał się Gill. Podszedłem do monitora.

-Chyba musisz mieć ważne informacje, skoro akurat teraz się odzywasz

-Jestem w tej fabryce i szukam jego bazy, Oprócz starych foteli i kosza do koszykówki nic tu nie widzę. Szukać dalej?

Musi mieć dobry kamuflaż, albo to zbyt oczywiste, gdzie się znajduje zbrojownia Iron Mana.

-Tak, szukaj, Przeczesz cały teren. Gdyby ktoś się pojawił z dzieciaków, schowaj się i obserwuj, gdzie idą. Niedługo zbrojownia zniknie na zawsze- rozkazałem, planując atak

-Zrozumiałem. Już biorę się do pracy- przytaknął i wrócił do poszukiwań













Jak miło było słuchać słów z ust Tony'ego. To było urocze. Jestem jego bohaterką. Cudownie jest to słyszeć. I ten pocałunek. Cieszę się z tego spotkania. Ciekawe, co jeszcze wymyślił? Z rytmu dnia wybił mnie telefon. To Bobbie.

-Wybacz, ale muszę odebrać- było mi głupio, że w takich momencie musiałam rozmawiać z nią

-W porządku, Odbierz. Nie ucieknę- cmoknął mnie w policzek

Nieco oddaliłam się od Tony'ego, by w spokoju porozmawiać. Dziwne, że teraz to ona dzwoni.

-Wybrałaś zły moment na rozmowy- powiedziałam podirytowana

-Wybacz, Pepper, ale to bardzo ważne. To cię powinno zainteresować

-Mów- poprosiłam

-Ostatnio przeglądałam dane SHIELD potrzebne do śledztwa i okazuje się, że Duch był jednym z agentów na helikarierze. Znalazłam twoją teczkę i masz potwierdzone, że zdałaś test

Byłam w szoku. Czy to jakiś wkręt? Niemożliwe, Przecież agentka Hill spytała się generała i on potwierdził oblany egzamin.

-Jak to możliwe?

-Duch to zrobił specjalnie. Podmienił dane, by mógł wykonać zamach. Dlatego miałaś wrócić, a nie przez egzamin na agentkę. Rozumiesz? Powinnaś się cieszyć

-Czyli ja...- nie potrafiłam wydobyć z siebie słów

-Tak, Pepper. Zdałaś. Twój ojciec już to wie i wrócimy po ciebie

I to chciałam usłyszeć. Wracają do domu.

-A co z misją?- zapytałam zaintrygowana

-Zakończona. Nic nikomu się nie stało. Wracamy jutro. To już ci nie przeszkadzam. Pa- odparła zadowolona

- Pa

Byłam uradowała trzykrotnie. Nie dość, że mam tak wspaniałego geniusza, który wymyślił tę randkę, zdałam test, a oni wracają. Rozpromieniona z uśmiechem wróciłam do Tony'ego. Spojrzałam na zegarek i dochodziła już szesnasta. Szybko ten czas leci.

-Już jestem. Bobbie dzwoniła i powiedziała, że wrócą jutro z ojcem- podzieliłam się tą informacją

-To świetnie. A teraz moja kolej, by znowu cię zadowolić, kochana. Idziemy na łódkę. Będziemy oglądać lampiony na niebie

-Dzięki, dzięki, dzięki!- przytuliłam go zachwycona

Nagle Tony odczuł ból. Próbował go ukryć, ale widziałam, ze dalej odczuwa "pamiątki" po torturach.

-Dasz radę? Może wrócimy do domu?- zaczęłam się martwić na nowo

-W porządku. Chodźmy do łódki- chwycił nie za rękę i powędrowaliśmy do portu

















Mijały kolejne godziny, odkąd Blizzard się odezwał. Moja robota dobiegała końca. Musiałem tyko doczepić dłonie i wrzucić aktualizacje. Tym razem go tak łatwo nie pokonają. Większość części stworzyłem z niezniszczalnego metalu. Bicze dalej mogły się odłączać i wybuchać, a do tego są mocniejsze i rażą większym napięciem.
Gdy zamontowałem ostatnie elementy, spawając je ze sobą, zająłem się wgrywaniem aktualizacji.

-Teraz nikt cię nie pokona- podłączyłem USB do jego głowy

Przez cały obwód przeszedł prąd, który zasilił wszystkie części, by działały. W oczach pojawił się czerwony blask i Whiplash przebudził się.

-Fix, ocaliłeś mnie- powiedział ochrypłym głosem

-Nie, Whiplash. Powstałeś na nowo, by dokończyć zadanie. Teraz łatwo cię nie zniszczą i głowy nie urwą

Sługus wstał ze stołu i czuł się inny. Zmieniony.

-Co ty mi zrobiłeś?!- rzucił biczami w skrzynię, aż wybuchła

-Na początku będziesz czuł się inaczej, niż poprzednio, ale zapewniam cię, że masz lepsze uzbrojenie

Whiplash przyjrzał się swoim rękom i wypróbował nowe bicze. Na początku chwycił nimi za skrzynię, wyrzucając nią powietrze i niszcząc mini bombami.

-Jesteś gotowy na misję?- spytałem, czekając na jego reakcję

-Z przyjemnością- powiedział złowieszczo, miotając biczami w powietrzu

-Doskonale. Dołącz do Blizzarda. Wysyłam ci współrzędne. Macie znaleźć bazę Starka- rozkazałem, dyktując cel misji

-Jak to Starka?- Whiplash był zmieszany

-Stark to Iron Man, a raczej był

On był dalej zagubiony. Powiedziałem mu o porwaniu, torturach i sojuszu Blizzarda z Hummerem, na co wybuchnął niehamowanym śmiechem. Kazałem mu ruszać w drogę.

-Budzę się na nowo w nowym ciele, a ty mi gadasz o jakimś sojuszu?- pytał z niedowierzaniem

-To było ryzykowne, ale przyda się każda para rąk do pomocy

-Hummerowi nie można ufać- przestrzegł i odleciał na dysku

Wszyscy mają rację, że takiemu typkowi, jak Hummer nie można ufać. Nie dość, że w bazie robił, co chciał bez hamulców, to jeszcze ma konflikt z Gillem. A to trochę podejrzane, że tylko on został i Blizzard, a Whiplash musiał na nowo powstać.
Niespodziewanie odezwał się komunikator naukowca.

-Szefie, jest problem. Pojawił się Hummer

-Nie rozumiem, w czym tkwi problem?

-On coś kombinuje i rozmawia z kimś. Szefie, on wszystko zepsuje!- wściekł się Gill


-----***-----

Whiplash powraca. To nie wróży nic dobrego, a Hummer wkurza Blizzarda. Pepper zdała? Czy to nie sen? Wszystko się wkrótce wyjaśni. Może nie tak hop do przodu, ale na pewno dowiecie się wszystkiego.
© Mrs Black | WS X X X