Rozdział 9: Nawet w mroku istnieje światło

0 | Skomentuj
**Rhodey**

Zostałem sam z lekarzem. Próbowałem jakoś ukrywać prawdę, ale każda moja odpowiedź coraz bardziej przybliżała go do prawdy. Mogłem zrobić tylko jedno.

Rhodey: Tak… Pokopał… mnie prąd.
Dr Yinsen: Ale widocznie ktoś ci to zrobił. Sam byś się tak nie urządził, prawda? Ta sama osoba zraniła Tony’ego?

Kiwnąłem tylko głową.

Dr Yinsen: Więc wyjaśnij mi czemu zostaliście zaatakowani?
Rhodey: Bo… Bo my… przy… jaź… nimy się… z Pepper.
Dr Yinsen: Oddychaj. Spokojnie.

Zaprzestałem mówienia przez ból. Wykonałem kilka głębszych wdechów.

Dr Yinsen: Ta osoba miała bicze?
Rhodey: Tak.
Dr Yinsen: No to ładnie.
Rhodey: Ale… Tony…
Dr Yinsen: Wydobrzeje, ale jak widzisz, to nie ma światła. Wszyscy biegają z latarkami.

Cholera. Miał rację. Dopiero teraz uświadomiłem sobie ciemność. Specjaliści mieli utrudnione zadanie, bo maszyny nie działały.

Rhodey: Czy… mogę… zobaczyć… się… z nim?
Dr Yinsen: Na razie odpocznij. Przyniosę plastry, które pomogą ci z oparzeniami.
Rhodey: Dziękuję.
Dr Yinsen: Drobiazg, Rhodey.

Uśmiechnął się ciepło i wyszedł. Mama jedynie weszła do sali. Nawet nie miałem zamiaru się do niej odzywać. Jeszcze drążyłaby temat głębiej, a wtedy sekret Iron Mana ujrzałby światło dzienne.

**Pepper**

Im dłużej mnie atakował prądem, tym bardziej miałam dość tej kontroli. Wyrwałam nadajnik i spojrzałam na fabrykę. Zaczęłam sobie przypominać. Pewnie skrawki, ale jednak to były wspomnienia. Moje momenty z życia, gdy z jakąś dwójką dzieciaków odrabiałam lekcje na fotelach z samolotu. Te granie w koszykówkę, a potem znikanie za tymi drzwiami. Wtedy nasunęła mi się jedna myśl. Muszę ich odnaleźć. Ponownie sprawdziłam szpitale. Pozostał ostatni.

Pepper: Nadchodzę, Iron Manie.

Powiedziałam, lecąc nisko, aż rozprzestrzeniła się panika. Nie zamierzałam nikogo skrzywdzić. Przez metalowe ciało mogłam odstraszać, lecz bicze miałam schowane. Byłam potworem.

Mr. Fix: Myślisz, że to koniec? Że nie przygotowałem się na to?

W jednej chwili popieścił mnie spory ładunek. Straciłam kontrolę nad swoimi ruchami. Znowu nie miałam wolnej woli. Walczyłam z ciałem.

Pepper: Nie. Nie!
Mr. Fix: Tutaj skończy się twoja misja.
Pepper: Zabijesz mnie?

Byłam przerażona. Naprawdę chciał to zrobić.

Mr. Fix: Zginiesz razem z innymi. Uczciwa cena za bunt.

Nie wiedziałam co powiedzieć. Usłyszałam tykanie w głowie. Mój czas się kończył.

**Ho**

Już miałem wracać do Victorii, ale zmieniłem plany na ludzi w panice. Przez brak prądu nadal panował chaos. No i przez coś jeszcze. Zdziwiłem się, widząc postać, która nie była człowiekiem. Nie bardzo rozumiałem co tu robiła, chociaż bicze… Chce dokończyć dzieła?

Dr Yinsen: Czego chcesz? Tu leżą chorzy ludzie!

Nie powiedział nic. Nie zastanawiałem się ani chwili dłużej i wezwałem ochronę.

Dr Yinsen: Idź stąd! Rozumiesz mnie?!

Nadal nie reagował, więc wskazałem na drzwi.

Dr Yinsen: Wynocha!

Ledwo to powiedziałem, aż oberwałem biczami, uderzając o ścianę. Próbowałem jakoś się podnieść. Jednak byłem za słaby. Starość nie radość.

Dr Yinsen: Odejdź.

Na nic moje słowa, bo chyba go wkurzyłem. Oplótł moje ciało, aż poczułem ból. Ciało wręcz płonęło. Myślałem, że to mój koniec, bo ledwo czułem bicie serca. Zaczęło stopniowo zwalniać.
Nagle ktoś strzelił w niego z broni. Oniemiałem na widok przyjaciółki. I ją ujrzałem jako ostatni zanim całkowicie wpadłem do nicości.

Rozdział 8: Nie czuję nic

0 | Skomentuj
**Pepper**

Sprawdziłam każdy z możliwych szpitali i ani śladu blaszaka. W sumie, to musiał być sam pilot. Nie bardzo wiedziałam, jak go odnaleźć. Jednak musiałam to zrobić, żeby nie umrzeć. Próbowałam przypomnieć sobie ważne szczegóły. Fabryka, dom Rhodesów, magazyny…
Po chwili poczułam porażenie prądem. Atakował mnie za każdym razem, gdy tylko miałam chwilę do namysłu. Widocznie nie chciał żadnych swobodnych działań.

Mr. Fix: Jak często chcesz czuć ból, Whiplash? Weź się w garść albo zakończę twój żywot.
Pepper: Robię co mogę, ale… Ale nie wiem, gdzie może…

Ponownie przez ciało przeszedł ładunek o sporej mocy. Krzyknęłam z bólu, mobilizując się aktywniej do misji. Poleciałam do tych miejsc, które były moimi pierwszymi zapisami w pamięci. Może coś dzięki temu znajdę. Zaczęłam od fabryki.

**Ho**

Nadal nie mieliśmy zasilania w budynku. Wspomagaliśmy się jedną latarką, defibrylatorem na baterie, zaś wszelkie parametry odczytywaliśmy ręcznie lub przez bransoletkę Tony’ego. Serce dalej biło zbyt słabo. To nie wróżyło nic dobrego. Zacząłem coraz bardziej wątpić, czy uda nam się go poskładać do kupy.

Dr Yinsen: Coś tu nie pasuje, a ja nie wiem co.
Dr Bernes: Kable są zlutowane. Poza tym, to tylko tymczasowe rozwiązanie. I tak musi mieć nowy rozrusznik.
Dr Yinsen: No to kończymy.

Stwierdziłem niechętnie, zakładając szwy. Założyłem opatrunki, zaś Victoria powoli wybudzała chłopaka. Odpięła od respiratora, zamieniając na maskę tlenową. Nic więcej nie mogliśmy zrobić. Posprzątaliśmy wszystko, doprowadzając się do porządku i zabraliśmy do tej samej sali co poprzednio. Staliśmy przy nim, a jedyne światło w sali wydobywało się z implantu.

Dr Bernes: Następnym razem nie będzie naprawy. Wiesz o tym, prawda?
Dr Yinsen: Niestety.

Byłem na swój sposób przybity, a nawet załamany. Czułem się za dzieciaka odpowiedzialny, bo pół roku temu mój wynalazek ochronił go przed śmiercią. Dał szansę na życie.

Dr Bernes: Nie poddawajmy się, Ho. On jest silny.
Dr Yinsen: Powiedzmy, że będzie nowy wspomagacz. A jeśli samego zabiegu nie przeżyje?
Dr Bernes: To nie czas, żeby już myśleć o najgorszym. Po prostu róbmy co w naszej mocy. Jak przystało na lekarzy cybermedycyny.

Uśmiechnęła się przyjaźnie. Cieszyłem się, mając ją jako wsparcie. Potrafiła wielokrotnie mnie podnieść na duchu. Położyła tablet obok łóżka i kable z niego podpięła do klatki piersiowej chorego. Prawdziwa mistrzyni improwizacji.

Dr Yinsen: Mogłem wcześniej o tym pomyśleć.

Zaśmiałem się. Takie proste rozwiązanie leżało przed nosem.

Dr Bernes: Teraz możemy obserwować zmiany. Podam kolejny środek na wzmocnienie.
Dr Yinsen: No i to ja rozumiem.

Uśmiechnąłem się, obserwując działania Victorii. Jednak jedna rzecz nie dawała mi spokoju. Jakim cudem doszło do takiego przeciążenia?

Kiedy tak zastanawiałem się nad odpowiedzią, otrzymałem sygnał.

Dr Yinsen: Ktoś mnie wzywa z oddziału obserwacji. Muszę tam zajrzeć. Poradzisz sobie?
Dr Bernes: Żaden kłopot. Wezwę, gdyby coś się działo.
Dr Yinsen: Dzięki.

Powiedziałem na odchodne i z latarką przemieszczałem się po ciemnych korytarzach. Wszyscy próbowali dać sobie radę bez światła, choć starali się włączyć generatory zapasowe szpitala. Mogliśmy tylko czekać.

**Roberta**

Zauważyłam jak Rhodey się budził, dlatego wcisnęłam przycisk. Nie wiedziałam, że w sali pojawi się doktor Yinsen. Jednak to była dobra okazja, żeby dowiedzieć się o stanie Tony’ego. Na początku tylko stał, bo nie bardzo potrafił coś z siebie wydusić.

Roberta: Operacja się skończyła?
Dr Yinsen: Tak i teraz tylko czekać, aż się obudzi.
Rhodey: Czy… Czy wszystko… z nim… gra?
Roberta: Rhodey, nie wysilaj się. Masz spore poparzenia.
Dr Yinsen: Ktoś cię poraził prądem?

Na to pytanie zamilknął, a lekarz dociekliwie węszył. Czyżby ta sama osoba narobiła szkód im obu? Chyba stąd ta odwaga, żeby przyjrzeć się temu bliżej. Wyszłam z sali, chociaż i tak sam by mnie wyprosił. Usiadłam przed salą, licząc na dobre wieści.

**Pepper**

Oblatywałam całą fabrykę, aż pokusiłam się o zobaczenie jej środka. Wydawała się być opuszczona, chociaż w jednym miejscu znalazło się coś bez rdzy. Stalowe drzwi na kod. Podeszłam bliżej.

Pepper: Mam coś.
Mr. Fix: Miałeś iść do szpitala. Na cholerę zaglądasz do fabryki?!
Pepper: Szefie, ja...

Nie dokończyłam, bo ponownie oberwałam sporym wyładowaniem. O dziwo nie krzyczałam. Coraz bardziej stawałam się obojętna na tortury.

Rozdział 7: Krzyk

0 | Skomentuj
**Ho**

Sprawnie wykonaliśmy cięcia, aż dotarliśmy do korzeni implantu. Powoli wyjmowaliśmy go na zewnątrz bez odpinania. Przyglądaliśmy się dokładnie uszkodzeniom.

Dr Yinsen: Niezły bigos.
Dr Bernes: Wyjąłeś mi to z ust. Może dojść do porażenia.
Dr Yinsen: No to dawaj rękawice.

Poprosiłem, zakładając je na te białe. Teraz nie mogła nam stać się krzywda. Ostrożnie chwyciłem za jeden z przewodów, aż dostrzegłem lekkie iskry.

Dr Yinsen: Widać przerwania. Trzeba zlutować.
Dr Bernes: A może najpierw go wyłączmy?
Dr Yinsen: Nie, bo nam się zatrzyma. Musimy bez tego zrobić.
Dr Bernes: Więc lutujemy.

Chwyciłem za narzędzie, naprawiając łącza. Przyjaciółka ciągle obserwowała odczyty na kardiomonitorze. Wciąż były nierówne, a mogło być jeszcze gorzej. Wystarczyło wyłączyć rozrusznik, choć i tak to było konieczne.

Dr Bernes: Jak ci idzie?
Dr Yinsen: Całkiem nieźle, choć trzeba naprawić cztery kable. Trochę nam to zajmie.
Dr Bernes: Poradzimy sobie. Nie ma dla nas rzeczy niemożliwych.

Uśmiechnęła się ciepło, kontrolując wszelkie funkcje życiowe. Byliśmy przygotowani na wszystko. Na niespodzianki również.

**Rhodey**

Nie mogłem oddychać. Cała klatka piersiowa była oparzona. Ledwo wylądowałem w zbrojowni i upadłem. Zbroja rozpadła się na kawałki, a ja powoli wstawałem na równe nogi. Przez ból nie było to łatwe. Ciągle myślałem nad zachowaniem Whiplasha. To było dość dziwne.

Rhodey: Gdzie… jest Whi… plash?

<<Brak sygnatury wroga>>

Rhodey: Świetnie.

Powiedziałem niezadowolony do siebie i pojechałem do szpitala. Zapłaciłem kierowcy, bo sam nie potrafiłem tam dojść. Z trudem łapałem oddech. Przez całą drogę zastanawiałem się czy poprzednia walka miała jakikolwiek sens. Zachowałem się nieodpowiednio. Głupio. Tony będzie zły, a może i będzie się śmiał.
Po dotarciu na miejsce, próbowałem znaleźć jakiegoś lekarza. Ledwo mogłem mówić. Na szczęście ktoś mnie dostrzegł i zabrał do jednej z sal. Byłem podłączony do kroplówki, miałem na twarzy maskę tlenową, zaś dożylnie dali mi coś na ból. Od razu poczułem się lepiej.

Rhodey: Dziękuję.

Tyle powiedziałem lekarzowi, aż usnąłem. Musiałem nabrać sił. Miałem tylko nadzieję, że Tony wyjdzie z tego.

**Roberta **

Chciałam czekać na lekarza, lecz zostałam poproszona o udanie się do innej sali. Nie bardzo pojmowałam o co chodziło. Wszystko się stało jasne, kiedy przekroczyłam próg drzwi. Dowiedziałam się jedynie, że miał oparzenia, a reszta pozostała nieznana. Z kim on się spotkał, że tak oberwał? Usiadłam przy jego łóżku za pozwoleniem doktora. Wszyscy w szpitalu. Chyba nigdy stąd nie wyjdę.

**Pepper**

Wreszcie ból minął. Ponownie myślałam według schematu działań, skupiając się jedynie na wyznaczonym celu. Zajęłam się tym jak należy. Nic mnie nie rozpraszało.

Pepper: Czas zaszaleć.

Wleciałam wprost w umiejscowienie generatorów. Rzuciłam mini bomby, które spowodowały ogromną eksplozję. Słupy wysokiego napięcia upadły, zapalając się. Potem doszło do kolejnego wybuchu.

Pepper: Moja robota skończona.
Mr. Fix: Jeszcze nie.
Pepper: Jak to?
Mr. Fix: Iron Man nadal żyje. Jest w jednym ze szpitali. Znajdź go.
Pepper: Czy to ma sens? On i tak umiera. Po co go dobijać bardziej?

Niepotrzebnie to powiedziałam, bo przez ciało przeszedł potężny impuls.

Mr. Fix: Znajdź go i zabij. To twoje najważniejsze zadanie. W razie porażki, zabiję cię jednym kliknięciem.

Wiedziałam co to znaczyło. Chyba miałam coś w sobie, skoro bez problemu mógł sterować moim ciałem. Nie miałam wyjścia, dlatego musiałam być posłuszna swojemu twórcy.

**Victoria**

Spoglądałam na odczyty, obserwując naprzemiennie lutowanie kabli. Pozostały dwa ostatnie. Podałam leki na wzmocnienie serca, żeby zwiększyć siłę chłopaka na przeżycie. Byliśmy blisko końca. Zachowywaliśmy spokój, choć łatwo nie było.

Dr Bernes: Zamieńmy się. Ja dokończę resztę.
Dr Yinsen: Nie trzeba, Victorio. Poradzę sobie.
Dr Bernes: Nie, Ho. Ty już zrobiłeś dość. Poobserwuj.

Poprosiłam, a on tylko westchnął ciężko. Chwyciłam za lutownicę, naprawiając szkody. Robiłam to dosyć ostrożnie, żeby niczego nie spartolić.

Dr Yinsen: Zmiana.
Dr Bernes: Dam radę. Nie panikuj. Powiedz mi lepiej jak odczyty?
Dr Yinsen: Nadal słabe, ale wyrównuje się.
Dr Bernes: No to teraz tylko…

Nie dokończyłam, gdyż zgasło światło. Całe zasilanie w budynku padło. Nie wpadałam w panikę. Na spokojnie zastanawiałam się co zrobić. Ho od razu wyciągnął latarkę i mi oświetlił operowane miejsce.

Dr Bernes: Dzięki.
Dr Yinsen: Trzeba improwizować. Gorzej z resetowaniem.
Dr Bernes: A jak sprawdzimy funkcje życiowe?
Dr Yinsen: Posłużymy się bransoletką.
Dr Bernes: Faktycznie. Czasem zapominam, że ją ma.

Zaśmiałam się, lutując ostatnie końcówki z mechanizmu. W kilka minut kable wyglądały jak nowe. Pozostał drugi etap. Ten najistotniejszy. Restart.

Dr Bernes: Potrzebujemy defibrylatora. Masz jakiś?
Dr Yinsen: Na baterie? A! I owszem. Tylko, że może mu zaszkodzić. To nie ten specjalny dla Tony’ego.
Dr Bernes: Więc miejmy jakiś plan w zapasie. W razie czego.
Dr Yinsen: Stare metody. Nic nam więcej nie zostało.

No tak. Pozostała jedynie umiejętność szybkiego myślenia w tak krytycznych warunkach. Przygotowałam się do uderzenia z defibrylatora. Załadowałam do średniej mocy.

Dr Bernes: Uwaga. Strzelam.

Odsunął się, kiedy uderzyłam. Dotknęłam palcami szyi, nie wyczuwając pulsu. Uderzyłam po raz kolejny, aby wznowić działanie rozrusznika. Ponownie sprawdziłam tętno Tony’ego.

Dr Bernes: Nadal nic. Coś przeoczyliśmy?
Dr Yinsen: Raczej nie. Podaj mu biowspomagacz.

Nie powiedziałam nic, wykonując polecenie. Podałam niewielką dawkę, patrząc na zapisy z gadżetu. Coś się nie zgadzało. Wszystko stało się jasne, gdy ciało chorego zaczęło wpadać we wstrząs. Przez chwilę myślałam, że krzyczał, choć miał rurkę w gardle. Podałam mu szybko coś na ból, aż każda część ciała rozluźniła się.

Dr Bernes: I jak z nim?
Dr Yinsen: Jest puls. Słaby, ale jest.
Dr Bernes: Czyli co? Zszywamy?
Dr Yinsen: Tak, ale nie spieszmy się, bo jeszcze coś się sknoci.
Dr Bernes: Błagam cię. Nie kracz.

Nieco mnie dobił tymi słowami, chociaż bardziej fakt, że implant nadal nie działał, jak należy. Ledwo wspomagał serce. Zdecydowanie coś przeoczyliśmy.

Rozdział 6: Potwór

0 | Skomentuj
**Rhodey**

Byłem przerażony, widząc stan Tony’ego. Lekarz za wszelką cenę starał się mu pomóc, zaś implant iskrzył. Tylko jedna osoba byłaby do tego zdolna. Whiplash, chociaż ostatnio był widziany tydzień temu, a z jego ciała nie zostało nic prócz rąk. Chyba, że powrócił.

Roberta: On mu pomoże, ale powiedz mi jedno. Dlaczego implant jest tak poważnie uszkodzony?
Rhodey: Nie wiem, mamo. Naprawdę nie wiem. Sam lekarz mówił, że to eksperymentalna technologia. Może… Może przez ostatni stres rozregulowały się napięcia?
Roberta: W sumie? Coś chyba jest na rzeczy.
Rhodey: Jeśli coś się zmieni, zadzwoń.
Roberta: Wracasz do domu?
Rhodey: Muszę z kimś się spotkać. To bardzo ważne.

Tyle powiedziałem i wyszedłem ze szpitala. Udałem się wprost do zbrojowni. Tak jak mogłem przypuszczać. Zbroja była porządnie zniszczona. W paru miejscach schodził lakier. Dla pewności o powrocie wroga sprawdziłem wszelkie raporty.

Rhodey: Czyli naprawdę wrócił. Kiepska wiadomość… Komputerze, wyświetl mi ostatnie nagranie ze zbroi Mark I.

<<Trwa odtwarzanie>>

Usiadłem obok, patrząc na holograficzny zapis walki. To było trudne patrzeć na ból brata. Bardzo cierpiał. Te jego krzyki. Zdecydowanie Whiplash próbował go zabić. Jednak zdziwiłem się, widząc, jak odleciał od niego. Zrezygnował. To było do niego niepodobne. Jednak był ulepszony. Teraz mógł rzucać bombami. Niedobrze.

Rhodey: Jaki był stan użytkownika po walce?

<<Wykazano przeciążenie serca oraz rozrusznika przez sporą ilość energii wywołanej przez bicze>>

Rhodey: Więc stąd brak konieczności ładowania.

<<Twierdzenie prawidłowe>>

Rhodey: Cholera. Oby doktor Yinsen coś z tym zrobił… Komputerze, namierz mi Pepper Potts.

Pomyślałem, aby na własną rękę odnaleźć rudzielca. Problem był w tym, że nie wiedziałem od czego zacząć. Skan okolicy nic nie wykrył. Nawet satelity nie wykazały o jej obecności. Zapadła się pod ziemię albo… nie żyła. Chyba, że znajdowała się poza Stanami. To mogło być możliwe. Zważywszy na fakt, iż jest córką agenta FBI. Usiadłem na fotelu, przeszukując jakiegoś śladu po przyjaciółce.
Nagle zawył alarm, sygnalizujący pojawienie się zagrożenia.

<<Oznaczenie sygnatury: Whiplash>>

Rhodey: Szybko wrócił. Szkoda, że zbroja nie nadaje się do walki… Komputerze, czy jest jakaś inna?

<<Zbrojownia posiada dwa dodatkowe egzemplarze. Niezalecane użycie dla użytkownika>>

Rhodey: Ej! Przecież mogę szybko opanować podstawy. Na autopilocie czy też…

<<Niezalecane użycie…>>

System nie dokończył, bo sam wskoczyłem w pancerz. Wziąłem pancerz zwiadowczy i wyleciałem z bazy. Miała słabe uzbrojenie, dlatego musiałem trzymać się dystansu.

**Ho**

Leki nie działały. Cokolwiek podawałem, sytuacja wciąż nie ulegała poprawie. Wręcz była jeszcze gorsza. Czekałem na Victorię z ponad dziesięć minut. Im dłużej zwlekałem, tym bardziej przekonywałem się do operacji. Problem był taki, że nie było zastępczego implantu. Wszczepiłem mu jedyny, a sama naprawa mogłaby na niewiele się zdać.
Gdy już miałem podać inny środek lecznicy, pojawiła się przyjaciółka.

Dr Yinsen: Nie spieszyło ci się.
Dr Bernes: To nie było łatwe, Ho. Z tego co widzę, to mamy niewesoło.
Dr Yinsen: Wiem i jest kłopot.
Dr Bernes: Jaki to?
Dr Yinsen: Nie mam w zapasach innego rozrusznika. Tymczasowy nie wspomoże serca. Nie ma takiej mocy.
Dr Bernes: Pozostaje naprawa. Inaczej mu nie pomożemy.

Stwierdziła z powagą, a ja tylko przytaknąłem. Niechętnie zgodziłem się na tak skomplikowaną ingerencję chirurgiczną. Na tym oddziale znajdywało się pomieszczenie z salą operacyjną. Od razu go tam przenieśliśmy, przygotowując się do operacji. Ubraliśmy się odpowiednio oraz wysterylizowaliśmy narzędzia.

Dr Bernes: Podam mu mieszankę. Nie masz nic przeciwko?
Dr Yinsen: Jasne, że nie. Poza tym, tutaj nas prawo nie obowiązuje.
Dr Bernes: No to już podaję.

Widziałem, że przez wenflon wstrzyknęła połączenie dwóch substancji. Usypiającej oraz przeciwbólowej. Cały sprzęt stał z boku na każdą ewentualność. Tak bardzo nie chciałem go kroić.

Dr Bernes: Coś nie tak?
Dr Yinsen: Nie chcę tego robić, ale muszę.
Dr Bernes: Wiem o tym. Tylko, że to jedyny sposób, aby go ocalić.
Dr Yinsen: Winą jest spora ilość mocy. Implant ma za dużo energii.
Dr Bernes: Czyli trzeba go wyłączyć, zrestartować i sprawdzić, czy kable nie są uszkodzone.
Dr Yinsen; Wiedziałem, że to nie był błąd, powierzając ci tę tajemnicę.

Lekko się uśmiechnąłem, gdyż na kardiomonitorze pojawiły się nieregularne linie. Nie mieliśmy już zbytnio czasu na pogaduszki. Musieliśmy działać.

**Pepper**

Nie sądziłam, że ponownie się zbudzę do misji. Zostałam wysłana na miasto, a tam dostrzegłam innego blaszaka. W niebieskich kolorach. Chyba lubił przebieranki. Przygotowałam się do ataku.

Pepper: Chyba niczego się nie nauczyłeś.
Rhodey: Nauczyłem sporo.
Pepper: O! Czyli ktoś inny teraz jest Iron Manem? Wygrana jest moja.

Uśmiechnęłam się złowrogo, uderzając z biczy. Był słabszy, bo nawet nie potrafił korzystać z broni.

Pepper: Co tak słabo? I ty niby jesteś bohaterem? Gdybyś wiedział jaka piękna symfonia bólu wydobywała się z jego gardła, gdy tak obrywał.

Uderzyłam biczami, a następnie rzuciłam bomby. W kilka sekund wybuchły, a on upadł.

Pepper: Gdybyś tylko widział, jak cierpi, wtedy…

Nie dokończyłam, bo oberwałam z repulsora. Wreszcie zaczął walczyć, jak należy. Mimo tego oplotłam jego zbroję, smażąc od środka.

Pepper: Poddasz się wreszcie?
Rhodey: Nie mam… takiego… zamiaru.
Pepper: A powinieneś.

Dołożyłam swoich starań, żeby bardziej cierpiał. Jego krzyki były moim ukojeniem. Tak na początku myślałam. Ponownie pojawiło się zawahanie. Czy ja go znałam?

Rhodey: Jesteś… potworem. Zniszczę cię… Za brata!
Pepper: Brata?

Nieco się zdziwiłam, lecz znowu ponowiłam atak. Całe ciało wyginało mu się pod wpływem porażenia prądem.

Pepper: Czyli Iron Man miał brata? Cóż… Już nie ma.

Kiedy chciałam dowalić bardziej, moja ręka odmówiła mi posłuszeństwa. Nie wiedziałam co jest grane. Wykorzystał to i uderzył z silnej wiązki. Teraz moje ciało leżało, a on próbował mi przywalić.

Pepper: Na co czekasz? Ja nic nie zrobię.
Rhodey: Korzystam… z tego.

Poczułam niewyobrażalny ból. Chciał wyrwać mi rękę.

Pepper: B… Błagam. Nie!
Rhodey: Ty błagasz? Coś… nowego.

Nadal się nade mną pastwił, a ja nic nie mogłam zrobić. W jednej chwili i ból głowy dał mi o sobie znać. Cierpiałam jeszcze bardziej. Ledwo widziałam przeciwnika.

Pepper: Rhodey…

Nie wiedziałam czemu to powiedziałam. Zupełnie tak jakbym wiedziała kto jest wewnątrz pancerza. Chyba sam się przestraszył, bo zostawił mnie w spokoju. Po prostu odleciał. Wróciłam piłą tarczową do kryjówki. Fix znowu był wściekły i dotkliwie uderzył we mnie elektrowstrząsami. Wyłam z bólu, błagając o litość. Czym sobie zasłużyłam na takie traktowanie?

Rozdział 5: Rozdarty na pół

0 | Skomentuj
**Pepper**

Wreszcie widziałam wroga na własne oczy. Nie wyglądał na bardzo silnego. Bardzo łatwo padał, a ja z tego korzystałam, oplatając biczami jego zbroję. Musiał poczuć porażenie prądem o sporej mocy. Słyszałam, jak krzyczał pilot w środku. Z jednej strony dawało mi to satysfakcję, lecz z drugiej sama odczuwałam ból. To było dość dziwne doświadczenie. Mimo wszystko, był moim celem. Moim przeciwnikiem.

Pepper: Kiedy zamierzasz się poddać? Ja mogę tak cały dzień.
Tony: Tak… myślisz? Co powiesz… na to?

Znienacka oberwałam potężną wiązką światła z napierśnika. Odrzuciło mnie nieco do tyłu, lecz w porę wskoczyłam na tarczę i wymierzyłam kolejne ciosy biczami. Uderzyłam w jego plecy tak mocno, aż spadł na ziemię. Natychmiast podleciałam do niego.

Pepper: Masz dość?
Tony: N… Nie… Nie mam.
Pepper: Byłeś niemal godnym przeciwnikiem.

Miałam okazję, żeby go dobić. Ledwo mógł oddychać, a to sprawiało mu sporą trudność. Poczułam część ludzką w sobie, która walczyła ze mną. Kazała nie ranić Iron Mana.

Pepper: Ja… Ja muszę go zniszczyć!
Tony: Zrób… to. Już dla mnie… nie ma… znaczenia czy… przeżyję. Już umarłem, bo… straciłem… przyjaciółkę.
Pepper: Przyjaciółkę?

Momentalnie się zawahałam nad ciosem. Stchórzyłam i odleciałam. Coś we mnie pękło.
Po dotarciu do bazy, szef nie ukrywał swojego rozczarowania, a także wściekłości.

Mr. Fix: Miałeś tak proste zadanie. Byłeś tak blisko i się wycofałeś. Jakieś słowa na obronę?
Pepper: Nie wiem… To… To się już nie powtórzy.
Mr. Fix: Dopilnuję tego.

Wrzasnęłam z bólu, gdyż całe ciało poczuło olbrzymie wyładowanie energii. Zapomniałam kolejnych minut z życia. Tak jakby porażka nie miała miejsca. Wyprostowałam się, stając naprzeciw twórcy.

Mr. Fix: Jaki jest cel twojej misji?
Pepper: Zabić Iron Mana i zniszczyć całe FBI.
Mr. Fix: Otóż to. Nigdy o tym nie zapominaj, Whiplash. W przeciwnym wypadku trafisz na złom.
Pepper: Zrozumiano.

Na moment spojrzałam w jego twarz, aż wszystko stało się puste. Chyba mnie wyłączył.

**Tony**

Nie czułem się najlepiej. Miałem wrażenie, iż jedną nogą już znalazłem się po tamtej stronie. Nie miałem wyboru. Coś było nie tak z implantem. Klatka piersiowa była w ogniu, zaś serce biło bardzo szybko. Cierpiałem, choć może zasłużyłem sobie na to. Wylądowałem blisko szpitala, a zbroję odesłałem do zbrojowni przy użyciu komórki. Powoli wchodziłem do budynku, trzymając się za mechanizm. Nie mogłem oddychać, a duszności wzrastały. Przerażonym wzrokiem szukałem lekarza. Jedynie natrafiłem na wzrok Rhodey’go.

Rhodey: Tony?
Tony: Po… móż… mi.

Więcej nie zdołałem powiedzieć, padając nieprzytomnie na podłogę. Wydawało mi się, iż czas się dla mnie zatrzymał w miejscu. Przez chwilę jedynie słyszałem szumy, a potem zupełnie nic.

**Roberta**

Usłyszałam krzyki syna. Wołał o pomoc. Natychmiast poszłam sprawdzić co się dzieje. Byłam przerażona, widząc go przy Tony’m. Zanim zdołałam o cokolwiek zapytać pojawił się doktor Yinsen. Podszedł do chorego i bez słowa położył na łóżku, zabierając na oddział cyberchirurgii. Oboje pobiegliśmy tam za nim, a bardzo się spieszył. Jak bardzo było źle? Usiadłam przed salą.

Roberta: Rhodey, ty coś wiesz?
Rhodey: Co? Nie! Ja nie wiem co się stało!
Roberta: Niepotrzebnie wykrakałam.
Rhodey: Musimy czekać, prawda?
Roberta: Musimy.

Niechętnie się zgodziłam. Czekałam na wieści o stanie chłopaka. Coś mi mówiło, że sam był sobie winien. Może wina burzy. Oberwał piorunem? Niezbyt możliwe, bo wtedy mógłby umrzeć. Wiedziałam jedno. Był w odpowiednich rękach i nikt nie wyrządzi mu krzywdy.

**Ho**

Coś tak czułem, że wina leżała przy implancie. Omdlenia były tylko początkiem. Zdołałem podać leki na ustabilizowanie pracy serca, ale mechanizm był przeciążony sporą dawką energii. Jedyny sposób byłoby wymienić go lub spróbować naprawić. Tak czy owak, dał mi sporo do roboty. Potrzebowałem wsparcia. Wysłałem sygnał do Victorii Bernes. Była też toksykologiem, a o implancie ją nauczyłem. Tylko jej ufałem.
Po pięciu minutach pojawiła się ze swoją słynną walizką o wielu narzędziach. Pokazałem wszystkie wyniki.

Dr Yinsen: Utrzymuje się nieprzytomny od godziny. Podałem tlen na maskę i ustabilizowałem serce, ale…
Dr Bernes: Przyczyna tkwi w implancie.
Dr Yinsen: Właśnie, dlatego trzeba coś z nim zrobić.
Dr Bernes: No operujemy. Nie mamy wyjścia.
Dr Yinsen: A może obejdzie się bez tego?
Dr Bernes: Nie wydaje mi się, chociaż to ty stworzyłeś ten rozrusznik serca.

Miała rację, ale za wszelką cenę wolałem nie kroić dzieciaka. Tyle musiał znieść i znowu miałby sporo czasu na rekonwalescencję.

Dr Yinsen: To zanim podejmiemy się tego, sprawdzisz mi jednego agenta?
Dr Bernes: Jakieś otrucia wykryłeś? Odtrutki zwykłe nie działają?
Dr Yinsen: Żadna, a próbowałem każdej. Jest na intensywnej terapii, a krwi ma za mało. Ciągle ją traci.
Dr Bernes: W porządku, więc zajmę się tym. Gdybyś mnie potrzebował, użyj pagera.
Dr Yinsen: Zawsze o tym pamiętam.

Uśmiechnąłem się do przyjaciółki, a następnie spisałem kolejne parametry. Nadal nic nie ulegało zmianie.

Dr Yinsen: Tak przede mną uciekałeś, a teraz tu sobie ładnie poleżysz z kilka tygodni. Tego chciałeś?

Powiedziałem to do niego i wiedziałem, że mnie słyszał. Odpowiedzieć nie mógł. Usiadłem przy nim, przyglądając się wynikom z badań. Musiałem podjąć decyzję.
Nagle implant zaczął iskrzyć, a chłopaka, aż wyginało z bólu. Natychmiast podałem mu leki.

Dr Yinsen: Trzymaj się. Nie umieraj mi tu zanim ja tego nie zrobię.

Zażartowałem sobie, lecz powaga szybko wróciła. Odczyty spadały dość nisko. Nie mogłem ryzykować. Musiałem go podłączyć do respiratora. Z minuty na minutę było coraz gorzej. Załamywałem ręce. Chyba bez operacji się nie obejdzie.

Rozdział 4: Nigdy więcej kłamstw

0 | Skomentuj
**Rhodey**

Ostatnie lekcje minęły dość szybko. Nadal dziwił mnie fakt braku przypomnienia o naładowaniu implantu. Jednak wyglądał w porządku. Nie licząc tego, że ciągle się obwiniał z tego samego powodu. Wyszliśmy ze szkoły, kierując się do domu. Taki był zamiar, ale on szedł w innym kierunku.

Rhodey: Mamy wracać do domu. Słyszałeś mamę.
Tony: Muszę iść do szpitala.
Rhodey: Co się dzieje?
Tony: No już tak nie matkuj! Muszę wiedzieć co z tatą Pepper.
Rhodey: Nie dowiesz się tego. Nie jesteś nikim z rodziny. Nic ci nie zdradzą.
Tony: To się jeszcze okaże.

Nie miałem innego wyjścia jak iść z nim. Może przy okazji wpadłby do doktorka na badania kontrolne. Unikał go jak tylko mógł, wykręcając się na trylion sposobów.

Rhodey: Tylko niczego nie kombinuj, jasne?
Tony: O co ci chodzi?
Rhodey: O twoje drugie życie.

Nie powiedziałem tego wprost, bo byliśmy na ulicach Nowego Jorku. Każdy mógł podsłuchać, gdyby go kusiło o czym rozmawiamy. Nikt nie powinien wiedzieć o tym kto tak naprawdę znajduje się pod zbroją Iron Mana.

Tony: I tak będę jej szukał. Sprawdzę każdy najmniejszy kawałek miasta. Znajdę ją, rozumiesz? Znajdę i sprowadzę do domu.
Rhodey: Tony, musisz się oszczędzać. Pamiętaj o zaleceniach. Żadnego przeciążania serca i stresu.
Tony: Znajdę ją.

Chyba mnie kompletnie nie słuchał. Ignorował każde moje słowo. Nie pozostało mi nic innego jak dopilnować, żeby obeszło się bez kłopotów. Weszliśmy do budynku dość spokojnie, chociaż białe ściany zawsze przyprawiały o dreszcze. Sam je czułem, bo przypominały mi ten feralny dzień. Ten sam, gdy Tony walczył o życie. Powoli szliśmy po korytarzu, szukając znajomego lekarza.

**Roberta**

Trzy godziny tam tkwił, choć reanimacja zakończyła się wcześniej. Nie wiedziałam co o tym myśleć. Dopiero kiedy Ho wyszedł z sali, mogłam z nim pomówić.

Dr Yinsen: Nie tutaj. Chodźmy w bardziej cichsze miejsce.
Roberta: Powiesz mi co się dzieje?
Dr Yinsen: Wszystko ci wytłumaczę.

Poszłam zaraz za nim do jednej z kawiarenek na oddziale. Usiedliśmy przy stole i w milczeniu oczekiwałam na początek rozmowy. Trochę to trwało, aż wreszcie rozwiązał swój język.

Dr Yinsen: Powiem tak. Najgorsze za nim.
Roberta: Wiem, że znowu łamiesz zasady, bo nie powinieneś mi mówić o tym, ale…
Dr Yinsen: Roberto, to żaden problem. Jest twoim przyjacielem dość bliskim, więc rozumiem to.

Ciągle był poważny, a zwykle żartował sobie. Nie poznawałam go.

Roberta: Co z nim?
Dr Yinsen: Jest stabilny. Na razie, gdyż we krwi krąży jakaś dziwna substancja. Muszę się skonsultować z toksykologiem. Podana odtrutka nie pomogła.
Roberta: Nawet nie wiem co to była za akcja.
Dr Yinsen: Ja też nie wiem. Wiem tylko, że obrażenia są bardzo poważne. Nie jestem w stanie określić, ile będę go składał do kupy.
Roberta: Virgil jest silny. Ostatnio zniósł oparzenia. Teraz też da radę.
Dr Yinsen: Mam taką nadzieję.

Po chwili usłyszałam dźwięk z jego kieszeni. Wyjął pager, bo dostał sygnał z jakiejś sali.

Roberta: Obowiązki wzywają?
Dr Yinsen: Nie ma nudy w szpitalu, Roberto.

Wstaliśmy z miejsc i się rozdzieliliśmy. Ja poszłam w stronę wyjścia, a on na inny oddział. Bodajże cyberchirurgia. Ciekawe co dzieciaki porabiały. Akurat, gdy o nich pomyślałam, to spotkałam ich na korytarzu.

Roberta: Co wy tu robicie? Nie rozumiecie co to znaczy „iść do domu”?
Rhodey: Przepraszamy, mamo.
Roberta: No nic. Wracamy do domu.
Tony: Co z ojcem Pepper?

Wiedziałam, że o to zapyta. Nie dawała mu spokoju odpowiedź z rana. Kłamać również nie mogłam.

Roberta: Doktor Yinsen zajął się nim i próbuje go doprowadzić do porządku. Potrzebuje sporo czasu, żeby wydobrzeć.
Tony: Aż tak… źle?
Roberta: Robi co może. Nie martw się. Zajmij się sobą.
Rhodey: Od rana nie naładował implantu.
Tony: Rhodey, musiałeś?
Roberta: Jak to nie naładowałeś?

Nie rozumiałam co mówił, a wyglądał na dość żywego. Chwyciłam go za rękę, patrząc na bransoletkę. Alarm nie był wyciszony. Coś tu nie pasowało.

Roberta: Musi to zobaczyć lekarz. Teraz nie uciekniesz.
Tony: Nic mi nie jest.
Rhodey: Tony, proszę cię.
Tony: Przecież mówię. Wszystko gra.
Roberta: Poproszę cię grzecznie, żebyś poszedł do doktora Yinsena na badania. Jeśli sam tego nie zrobisz, zabiorę cię tam siłą.
Tony: Powiedziałem. Nic mi nie jest!
Roberta, Rhodey: TONY!

Dość szybko wybiegł ze szpitala, a nie powinien tego robić. Czasem do tego chłopaka nie miałam sił. Jednak obiecałam jego ojcu, że zajmę się nim, gdyby był pozostawiony sam sobie.

Rhodey: Mam za nim biec?
Roberta: Zaraz sam tu wróci albo ktoś go przyniesie.
Rhodey: Mamo?
Roberta: Ma bardzo słabe serce.

Usiadłam na korytarzu razem z synem, czekając na powrót Tony’ego. Tym razem się nie wymknie.

**Tony**

Byłem wściekły na swoich bliskich. Fakt, że to zastępcza rodzina, ale wiele dla mnie znaczyli. Nie chciałem, aby coś im się stało. Udałem się do zbrojowni. Miałem zamiar pozbyć się emocji przez tworzenie ulepszeń do zbroi. Jednak nie było mi to dane, gdyż rozległ się alarm. Podbiegłem do fotela, analizując sygnaturę.

Tony: Whiplash?

Oniemiałem z przerażenia. Jakim cudem jeszcze żył? To nie mogło być możliwe. Chyba, że Fix stworzył następnego. Nie potrafiłem siedzieć na miejscu i uzbroiłem się, wylatując z bazy za współrzędnymi wroga. Niebo było zachmurzone, aż waliło błyskawicami.
Nagle oberwałem w plecy, aż uderzyłem o budynek. To było dość mocne, choć wszystkie kości miałem w całości. Kończyny również. Powoli podniosłem się, dostrzegając wroga.

Tony: Szybko wróciłeś. Czyżbyś się za mną zatęsknił?
Pepper: Pora na rewanż, Iron Manie.

Ponownie oberwałem jakimiś bombami. Tego u niego nie znałem. Był inny. Zmieniony.

Rozdział 3: Walcz dla niej

0 | Skomentuj
**Roberta**

Nie mogłam im odpuścić szkoły, choć po wczorajszym dniu na pewno nie mieli ochoty. Przynajmniej jutro mieli wolne. Przygotowałam im prowiant, a następnie poszłam ich obudzić. Zapukałam do Rhodey’go.

Roberta: Do szkoły.

Tyle powiedziałam, bo było słychać skrzypnięcie łóżka. Wiedziałam, że wstał, więc poszłam do ostatniego z pokoi. Również uderzyłam delikatnie w drzwi.

Roberta: Tony, wstajemy. Szkoła wzywa.

Nie usłyszałam nic i to mnie zaniepokoiło. Weszłam do środka, zastając go na ziemi. Siedział, a myślami gdzieś błądził.

Roberta: Wiem, że to dla ciebie trudne, ale nie możesz olewać swoich obowiązków związanych z nauką. Wszystko się jakoś ułoży. Znajdą ją.
Tony: Nikt tego nie wie.

Mówił dość przybitym głosem. Usiadłam obok niego i przytuliłam do siebie, aby poczuł, że nie był z tym sam.

Roberta: Będzie dobrze, Tony. Pomyśl o tym w ten sposób. Jej ojciec dzielnie walczy i nie podda się. Nawet gdyby miał trafić do pustego domu, to wróci. Wróci tam i będzie czekał na nią.
Tony: Wiem o tym. Jak się trzyma?

Spojrzał na mnie, licząc na jakąś odpowiedź. Nie wiedziałam, czy mu powiedzieć prawdę. Ciężko zniósł same informacje o zdarzeniu, a co dopiero o stanie zdrowia Virgila.

Roberta: Jest w szpitalu pod dobrą opieką. Teraz się tym nie przejmuj i wstawaj. Autobus zaraz wam odjedzie.

Uśmiechnęłam się do niego, dając mu pozory, że wszystko grało, choć w rzeczywistości tak nie było. Pomogłam mu wstać z podłogi i dołączyliśmy do Rhodey’go w kuchni. Akurat pakował śniadanie do plecaka.

Roberta: Wróćcie od razu do domu po szkole. No i nie wyłączajcie telefonów. Ja się dowiem o wagarach.

Pogroziłam im palcem, a oni jedynie pokiwali głową. Pożegnali się ze mną, wychodząc z domu. Zajęłam się przygotowywaniem do pracy.

**Tony**

Przez całą noc nie mogłem zmrużyć oka, choć zrobiłem małe drzemki. Przez to nie byłem w pełni aktywny na lekcjach. Ledwo co siedziałem na nich, a oczy zamykały się. Dopiero dźwięki z sali obok jakoś mnie obudziły. Jakaś klasa oglądała film wojenny, a Rhodey z zainteresowaniem próbował zgadnąć o czym był. Za to mój wzrok ciągle był wbity w pustą ławkę, gdzie zwykle siedziała Pepper. Czułem tę pustkę, chociaż zdawałem sobie sprawę, że łatwo nie da za wygraną. Wróci do nas.

Prof. Klein: Panie Stark, jaka będzie odpowiedź?
Tony: Eee… Co?

Nieco potrząsnąłem głową, żeby jakoś oprzytomnieć. Jednak i tak musiałem zapytać o samo zadanie. Spojrzałem na chwilę do podręcznika, aż odpowiedziałem prawidłowy wynik równania. Nawet fizyka nie była dziś moim atutem. Pepper, gdzie jesteś?

**Rhodey**

Widziałem, że Tony nie potrafił się skupić na lekcji. Ciągle wpatrywał się w puste miejsce. Sam też czułem się dziwnie, bo brakowało tej żywiołowości. Tego gadulstwa oraz docinek przyjaciółki. Jeszcze jej nie straciliśmy.

Po tym jak zadzwonił dzwonek udaliśmy się na przerwę. Zdziwiłem się, bo bransoletka się nie aktywowała. Podszedłem do brata przy szafkach.

Rhodey: Hej. Wiem, że ci jest ciężko, ale musimy się skupić na nauce. Nie mamy wyjścia. Poza tym, dobrze się czujesz?
Tony: Głupie pytanie. Jak mam się niby czuć? Mogłem… Mogłem coś zrobić, ale… Ale nie dostałem nawet sygnału. Zupełnie nic. Może gdybym został w laboratorium…
Rhodey: To niczego by nie zmieniło. Stało się i nie jesteś temu winny.
Tony: A jej ojciec leży w szpitalu i nie wiadomo co z nim. Może być z nim ciężko, a ja… Ja przecież mogłem…
Rhodey: Nie jesteśmy wszechwiedzący. Pewnych rzeczy nie da się przewidzieć. Musimy być silni dla niej, rozumiesz? Odnajdą ją.

Próbowałem go jakoś podnieść na duchu, żeby bardziej się nie dobijał. Na niewiele się to zdało, lecz nie chciałem go zostawiać samego. Nawet na kilka minut. Zmieniłem nieco temat.

Rhodey: Wyłączyłeś alarm w bransoletce?
Tony: Nie.
Rhodey: Więc czemu nie musisz się ładować?
Tony: Jak widać, to nie muszę.

Coś mi tu ewidentnie nie pasowało. Na pewno grzebał przy tym. Nie zdążyłem mu nic powiedzieć, bo dość szybko musieliśmy pójść na następne zajęcia. Biologia. Kolejna nauka z tych ścisłych. To był idealny dzień, żeby brat zabłysnął swoim geniuszem. Cokolwiek próbowałem mu powiedzieć, on nawet nie starał się podnieść swojej średniej. Zgasła jego ambicja.

**Roberta**

Nie potrafiłam dłużej usiedzieć w pracy. Zresztą, większość spraw była zakończona, a papierkowa robota była dość nużąca. Postanowiłam pojechać do szpitala, żeby rozeznać się w sprawie Virgila. Był moim przyjacielem, dlatego miałam nadzieję, że moje odwiedziny dodadzą mu siły.
Gdy dotarłam do odpowiedniej sali, skamieniałam przy szybie, przez którą widziałam najgorszy obraz z możliwych. Bandaże, krew, kroplówki oraz mnóstwo maszyn. Leżał praktycznie bez życia.

Dr Yinsen: Jesteś dość szybka, Roberto.

Odwróciłam się na głos specjalisty. Ten sam, który uratował Tony’ego, a teraz miał na barkach życie szefa FBI.

Roberta: Chciałam wiedzieć czy coś się zmieniło.
Dr Yinsen: Przykro mi. Wciąż bez zmian. Szkoda dziewczyny, bo znowu może kogoś stracić.
Roberta: O ile sama wciąż żyje.
Dr Yinsen: Wątpisz w to? To do ciebie niepodobne.
Roberta: Wiele widziałam w życiu.
Dr Yinsen: Nie ty jedna. Oby Tony dał radę to znieść. Nadal tak się denerwuje?
Roberta: Na tyle, że prawie wczoraj zemdlał. Miał zdecydowanie za dużo wrażeń.
Dr Yinsen: Chyba, że chodzi o coś innego.

Zaniepokoiły mnie te słowa. Moje ciało nieco się spięło na samą myśl, że z chłopakiem coś mogło być nie tak.

Roberta: Co masz na myśli?
Dr Yinsen: Minęło pół roku od wypadku. Jego ciało wiele zniosło. To cud, że żyje i przyjął eksperymentalną technologię.
Roberta: Chyba sam myśli podobnie.
Dr Yinsen: Z pewnością tak jest.

Niespodziewanie usłyszałam pisk maszyn. Wiedziałam co to oznaczało. Przeprosił mnie i wszedł do sali Virgila. Zaczął go reanimować, a ja z trudem patrzyłam na to jak bezsilnie starał się wykrzesać z niego życie.

Roberta: Walcz, Virgil. Walcz dla niej.

Rozdział 2: Poczuj nowe ciało

0 | Skomentuj
**Rhodey**

Siedziałem tak długo przy Tony’m, aż miałem pewność, że uspokoił się. Trochę to trwało i wróciłem do rodziców. Powoli sprzątali wszystko ze stołu.

Roberta: Co z nim?
Rhodey: A co może być? Właśnie dowiedział się najgorszej rzeczy z możliwych. Sam w to nie wierzę.
Roberta: Biedny Virgil. Mam nadzieję, że przeżył.
David: Jego praca zawsze była niebezpieczna. Widocznie Patricia musiała być wtedy z nim.
Rhodey: Naraziłby ją na niebezpieczeństwo?
Roberta: Możliwe, że nie miał wyboru.

Stwierdziła mama z powagą. Wszyscy byli poruszeni tą wieścią. Nic nie wskazywało, że dojdzie do takiej eksplozji.
Nagle zadzwonił jej telefon. Zostawiła nas na chwilę, żeby pogadać. Pomogłem przy zmywaniu talerzy. Była to też okazja na męską pogawędkę. Rzadko miałem na to okazję.

David: No mów co cię gryzie? Dziewczyna?
Rhodey: Co? Nie! Ja tylko…
David: Oj! Wiem, że zakochałeś się w książkach. Coś ci chodzi po głowie. Opowiedz mi o tym.
Rhodey: Przydałaby się rada. Taka sercowa.
David: O! Brzmi poważnie.
Rhodey: Mam znajomego, który ma pewien problem.
David: No nie kryj się. Wiem, że chodzi o Tony’ego.

Lekko się zaśmiał, gdyż nikomu nie było do śmiechu. Jednak bardzo szybko mnie rozgryzł. Musiałem uważać co mówię, żeby nie zaczął drążyć tematu.

Rhodey: Jeśli ktoś kogoś kocha, ale boi się, że na tym ucierpi przyjaźń, co wtedy? Kochać dalej i bez wzajemności?
David: Hmm… Ciężki temat. Nie powiem, lecz doradzę ci jedno, James.
Rhodey: Co dokładnie?
David: Trzeba próbować, zanim będzie za późno. Później przez resztę życia zostanie tylko wracanie do tego z myślą, że mogło się powiedzieć wprost o uczuciach.
Rhodey: Oby miał na to okazję.
David: Będzie miał. Po prostu nie może się bać.

Położył mi rękę na ramieniu. Od razu poczułem się lepiej. Niestety, lecz czas prysł na pojawienie się rodzicielki. Nie wyglądała jakby miała nam przekazać dobre wiadomości. Raczej te złe.

Rhodey: Mamo, wszystko gra?
David: Już wiesz co z Virgilem, prawda? Powiedz nam.
Roberta: Zajmuje się nim doktor Yinsen. Powiedział mi, że operacja była bardzo skomplikowana i teraz pilnuje go na intensywnej terapii. Miał wbity metal w klatkę piersiową, brzuch i jakiś uraz głowy.
David: Rany! Aż tak?
Rhodey: A o Pepper coś wiadomo?
Roberta: Nadal jest poszukiwana. Niewielu przeżyło tę akcję.

Byłem w szoku, a raczej bardziej załamany. Bez Pepper nasze życie nie będzie takie wesołe. Zawsze ta jej radość poprawiała nam nastroje, a żywiołowość rudzielca jedynie pokazywała, że pomimo wielu trudów, można żyć. Poszedłem do swojego pokoju i usnąłem.

**Pepper**

Obudziłam się bez bólu. Nie czułam nic. Poza tym, że coś było nie tak z moimi rękami, nogami… Z każdą częścią ciała. Leżałam na jakimś stole. Niczego nie pamiętałam. Nawet nie wiedziałam kim jestem. Próbowałam się uwolnić, lecz nie byłam w stanie. Dopiero gdy podszedł jakiś mężczyzna z cybernetycznym okiem mogłam wstać na nogi.

Mr. Fix: Witaj wśród żywych, Whiplash.
Pepper: Whiplash?

Mój głos brzmiał męsko, choć wiedziałam, że byłam kobietą. Widocznie jakiś modulator. Zbroja? Być może.

Pepper: Co ja tu robię?
Mr. Fix: Wskrzesiłem cię do życia, bo mam do ciebie plany.
Pepper: Jakie to?

Nienawidziłam tego głosu robota. Nie mógł należeć do mnie.

Mr. Fix: Musisz coś dla mnie zrobić, lecz wpierw ci coś wyjaśnię, mój sługo.

Sługo? Teraz oniemiałam. Większość ciała działała mechanicznie. Wszędzie jakieś części metalu. Zupełnie tak jakbym nie była człowiekiem. Czyżbym nigdy nim nie byłam? Może i także moja płeć nie jest oznaczalna? Nijaka? Pogubiłam się w tym wszystkim.

Mr. Fix: Iron Man zniszczył twoje ciało, więc musiałem je odnowić. Masz nowe bicze oraz parę udoskonaleń.
Pepper: Kim jest Iron Man?
Mr. Fix: To twój wróg. Tak samo jak FBI. Każdy osobnik w zbroi lub uzbrojony po pas w broń jest dla ciebie zagrożeniem, Whiplash. Masz ich zniszczyć, żeby nie rujnowali kolejnych moich planów. Mogę na ciebie liczyć?
Pepper: Tak, ale nie wiem od czego zacząć?
Mr. Fix: Zrobimy mały trening. Trochę zaboli.

Znienacka pojawił się olbrzymi ból głowy, zaś ciało doznało paraliżu. Przez każdą kończynę przeszedł potężny impuls, który myślałam, że mnie zabije. O dziwo tak się nie stało.
Po zakończonym procesie, odzyskałam siły, a moja pamięć się uzupełniła o wiedzę bojową. O wspomnienia walk z tym Iron Manem oraz wszelkimi starciami z agentami federalnymi. Wreszcie coś rozumiałam.

Pepper: Kiedy mam zacząć?
Mr. Fix: Wkrótce, mój sługo. Cierpliwości.

Rozdział 1: Tragedia

0 | Skomentuj
**Pepper**

Kolejny dzień zapowiadał się bez jakichkolwiek niespodzianek, choć tydzień temu poznałam największą tajemnicę Tony’ego. Kto mógłby przypuszczać, że przyjaźnię się z Iron Manem? Bohaterem Nowego Jorku, który pomimo chorego serca walczy ponad wszystko. Od tamtego dnia wiele się zmieniło. Tatuś zaczął bardziej zajmować się mną, ale po odejściu mamy robił to samo. Tylko, że teraz z jeszcze większą troską. Sama bałam się, że i jego los mi odbierze. Jednak wyleczył swoje rany, a nawet obiecał być bardziej ostrożnym na misjach. W końcu dowodził całym FBI.
Nagle ktoś mnie szturchnął w ramię. No tak. Zdecydowanie odpłynęłam. Nie potrafiłam słuchać nauczyciela od historii. To raj Rhodey’go. Nie mój.

Pepper: Coś się stało, Tony?
Tony: Sam chciałem o to zapytać. Wydajesz się nieobecna.
Pepper: Eee… Bo jesteśmy na historii, a ja tego nie lubię i Rhodey jak zwykle musi przedłużać lekcje, bo nie byłby sobą, gdyby tego nie zrobił. Ty też chyba o czymś myślisz, co? Kolejna zbroja? Jakieś ulepszenia? Zbudujesz mi też jakąś?
Tony: Pepper, nie tutaj. No i mów ciszej.

Poprosił, bo jak zwykle swoim gadulstwem zwróciłam uwagę pani profesor.

Pepper: Wybacz. Pogadamy po lekcjach o tym? O! Albo na dachu?
Tony: Wiesz, że już przed tobą nic nie ukryję.
Pepper: Chyba, że myśli.
Tony: Pep, ja tylko…
Pepper: No co, Anthony?
Tony: Ej! Tylko nie Anthony.

Od razu parsknęłam śmiechem. Wiedziałam, jak mu wleźć na ego.

Pepper: Oj! No nie bądź zły.
Tony: Kto mówił, że jestem?
Pepper: Bo wyglądasz jakbyś miał zaraz wybuchnąć.
Tony: To nie… to.
Pepper: Tony?

Do uszu dotarł dźwięk bransoletki. No tak. Musiał zniknąć się naładować. Rozumiałam to, bo bez tego jego serce mogłoby całkowicie zaprzestać pracy. Był moim najlepszym przyjacielem. Nie chciałam, żeby odszedł za wcześnie. Jednak przez akcje Iron Mana bardziej skraca sobie życie.

Pepper: Masz przy sobie ładowarkę?
Tony: Przenośną. Spokojnie.

Podniósł rękę i poprosił o pójście do toalety. Słyszałam tylko jakieś głosy w klasie, komentujące, że znowu przesiedzi tam pół dnia. Mało kto znał prawdę. Miał naprawdę ciężkie życie.

**Tony**

Wyszedłem do łazienki, gdzie zamknąłem się w jednej z kabin. Podłączyłem implant do ładowania. Proces przedłużał się, lecz nie dziwiło mnie to. Urządzenie było prototypem. To cud, że działa.
Kiedy minęło pół godziny, energia sięgała trzydziestu procent.

Tony: Powinno wystarczyć.

Powiedziałem sam do siebie, doprowadzając się do porządku. Wróciłem na spokojnie do klasy. Akurat nauczycielka zaczęła zadawać pracę domową. Nie przejmowałem się tym. Zresztą, od czegoś miałem Rhodey’go. To jego działka. Pomagaliśmy sobie wzajemnie, aby nie oblać szkoły. No i te kłamstwa wciskane Robercie. Mimo wszystko, wspieraliśmy się jak bracia. Jak prawdziwa rodzina.
Po tym jak zadzwonił dzwonek, skończyły się lekcje. Resztę odwołali przez chorobę nauczycieli. Rozłożyła ich jakaś grypa. Postanowiliśmy się spotkać w zbrojowni i tam zająć się zadaną pracą domową. Jednak zanim tam doszliśmy, musieliśmy przejść niewielki kawałek pieszo.

Pepper: No to co chcecie dziś robić? Nie liczę referatu, ale ogólnie jakieś plany?
Tony: Sam nie wiem. Chciałem coś pomajstrować.
Rhodey: Tony, ty chyba zapomniałeś.
Tony: O czym?
Rhodey: Dzisiaj mój tata przyjeżdża i musimy być na kolacji.
Tony: O cholera! Zapomniałem! Ja nawet nie mam garnituru!
Pepper: Serio? To twój problem? Rany! Przecież coś tam znajdziesz. Spokojna głowa. Na pewno jest jeszcze czas.

Uśmiechnęła się i ten właśnie uśmiech jakoś mnie podniósł na duchu. Poczułem się pewniejszy siebie.
Po chwili usłyszałem telefon. Nie mój, lecz gaduły.

Tony: Nie odbierzesz?
Pepper: To tata. Możliwe, że już się dziś nie zobaczymy.
Tony: Oj! Nie smuć się tak. Jutro też jest dzień.
Rhodey: Pogruchacie sobie później.
Tony: Rhodey, bo ci przywalę.
Rhodey: Ha! Nie masz takiej siły.
Pepper: To ja z wielką chęcią zrobię to za niego.

Zaśmiała się złowieszczo. To był znak, żeby się pożegnać. Jednak na pech brata dostał po głowie książką od historii. Śmiałem się jak głupi.

Tony: Dobra, dobra. Już go tak nie bij. Potrzebuję jego głowy.
Rhodey: Głowy?! Błagam. Nie bądź szalonym naukowcem.
Pepper: Już jest.

No to dowaliła, aż mina mu bardzo szybko zrzedła. Rozdzieliliśmy się, idąc w swoje strony.

Rhodey: Stary, kiedy w końcu jej to powiesz?
Tony: Niby co?
Rhodey: Że jednak coś między wami zadziałało. Jakaś chemia.
Tony: Rhodey, daruj. To nie wyjdzie, a nawet, gdyby się udało, jej ojciec mnie poćwiartuje przy wejściu.
Rhodey: Agent FBI. Wiem o tym.
Tony: Nawet nie zapytałem jak się… czuje.

W jednej chwili poczułem się słabo i zatoczyłem. Wiedziałem, że to przez niedoładowanie. Przed glebą uratował mnie Rhodey. Podpierałem się jego ramienia, żeby nie upaść. Zdołaliśmy jakoś przejść do bazy. Podłączyłem się do ładowania. Mina brata sugerowała jedno. Zacznie się matkowanie.

Tony: No mów. Wiem, że tego chcesz.
Rhodey: Daruje ci.
Tony: Poważnie?
Rhodey: Tak, bo widzę, że dbasz o siebie. Może i byłem zajęty rozmową z panią profesor, ale widziałem, że wyszedłeś z klasy przez alarm z bransoletki. Postąpiłeś rozważnie.

Byłem w szoku. Prawił mi komplementy.

Tony: Ty serio nie zamieniłeś się z kimś ciałem?
Rhodey: Dziwi cię to, bo pochwaliłem twoje zachowanie? Powinieneś się cieszyć.
Tony: To trochę straszne.

Zaśmiałem się, aż oberwałem poduszką. Nie przeszkadzał mi kabel od ładowarki i zaczęliśmy się tłuc do momentu rozwalenia pierza.

Rhodey: Ja tego sprzątać nie będę.
Tony: Potem się to zrobi.

Byliśmy tak rozleniwieni, siedząc na kanapie do końca procesu. Z dwie godziny potrwał i mogłem wrócić do reszty obowiązków. Wyszliśmy ze zbrojowni, udając się do domu. Trzeba było przygotować wszystko. Na wszelki wypadek miałem połączenie z komputerem, gdyby kłopoty miały jakieś się pojawić. Może i Whiplash był załatwiony na amen, lecz pozostała druga strona medalu. Fix. On tak łatwo nie odpuści.

**Pepper**

Odrobiłam większość zadanych prac. Tych zaległych oraz te na kolejny dzień. Poza historią. Siedziałam w pokoju, zajmując się rysowaniem. W ten sposób zapominałam o problemach. Niby tatuś zachowywał się naturalnie, ale gdzieś w głębi duszy wiedziałam, iż miał jakąś tajemnicę.
Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi. Oderwałam się od kartki, patrząc na tatę. Był ubrany w swój mundur.

Pepper: Tatku, co jest grane?
Virgil: Nie mogę cię zostawić samej. Roberta jest zajęta, dlatego w drodze wyjątku będziesz dziś ze mną.
Pepper: Poważnie? Zobaczę cię w akcji! Cudownie!

Rzuciłam mu się na szyję i o mało nie udusiłam z tej euforii. Zawsze marzyłam, aby być świadkiem misji taty.

Pepper: To nie żart?
Virgil: Oczywiście, że nie, a teraz chodź. Wyjaśnię ci wszystko. Ważne, żebyś trzymała dystans.
Pepper: Się wie, tatku.

Zasalutowałam z głupawym uśmieszkiem. On tam wiedział co się pod nim kryło. Zeszliśmy na dół po schodach, a następnie wyszliśmy z domu. Wsiedliśmy do auta, jadąc do jakiś magazynów. Całą drogę byłam podekscytowana, aż musiałam się pochwalić przyjaciołom. Chciałam napisać Tony’emu wiadomość, lecz gwałtownie auto zahamowało.

Virgil: Pepper, zostajesz tu.
Pepper: Ale mówiłeś…
Virgil: Zostań!

Byłam wściekła na niego. Nie potrafiłam usiedzieć w miejscu, więc wyszłam kilka minut po nim. Zauważyłam mnóstwo agentów, a przede wszystkim terrorystów w maskach. Maggia, a wokół nich jakiś handlarz broni wręczał broń facetowi z laską. Nie słyszałam nic. Schowałam się za skrzyniami, obserwując wszystko.

Pepper: Tato, błagam cię. Bądź cały.

Liczyłam na to, że ta akcja pójdzie gładko. Po raz któryś z kolei doświadczyłam potęgi strachu. Nie z winy terrorystów, a przez słowa, które powiedział.

Nefaria: Lepiej nie zbliżajcie się, bo wszyscy zginą. Każdy bez wyjątku.

Gdzieś już słyszałam ten głos. Był notowany wielokrotnie. Tego nie da się zapomnieć. Nikt się nie wycofywał. To było najgorsze.

Nefaria: Widzę, że jesteście naprawdę uparci.
Virgil: Odłóż to, bo inaczej nie ręczę za siebie!
Nefaria: Po co te nerwy? Już odkładam.

Nie wierzyłam, że to zrobił, dlatego nieco bardziej zerknęłam. Faktycznie. Odłożył jakąś paczkę, a ręce podniósł na znak kapitulacji.
Gdy już miał mieć zakute ręce, on tylko uśmiechnął się w moim kierunku. Serce mi biło jak szalone. Dowiedział się o mojej obecności.

Virgil: Idziemy.

Zakuł go w kajdanki, lecz uśmiech nie znikał. Coś było nie tak. Wszystko stało się jasne przez krzyk, a potem był wybuch. Cały magazyn płonął, a wszelkie metale wyleciały w moją stronę. Wrzasnęłam z bólu, a potem nie było już nic.

**Tony**

Siedzieliśmy przy stole, jedząc kolację. Wymieniłem parę zdań z ojcem Rhodey’go. Był przeciwieństwem Roberty. Cieszyłem się, że mogłem mieszkać pod jego dachem. Na lepszą rodzinę bym nie trafił.

Tony: Miło było pana poznać.
David: I wzajemnie, Tony. Wyglądasz naprawdę zdrowo. Zwłaszcza po tym co przeszedłeś. Jednak zawsze możesz liczyć na moją pomoc.
Tony: I jestem za to… wdzięczny.
Rhodey: Tony, wszystko gra?

Nie docierały do mnie słowa. W telewizji mówili o jakiejś eksplozji na nadbrzeżu. Stałem bez żadnej reakcji. Nie mogłem w to uwierzyć.

Tony: Nie… To nie może być… prawda.
Rhodey: Tony, uspokój się.

Miałem wrażenie, że to zły sen. Jeden z koszmarów, który szybko minie. Dopiero jak przekazali ilość ofiar oraz pokazali zdjęcie osoby zaginionej, moje serce zamarło. Myślałem, że zaraz zemdleję.

Tony: Pepper… To… To jej zdjęcie.

Więcej nie zdołałem powiedzieć. Gdyby nie Rhodey, mógłbym zbierać się z podłogi. Zaprowadził mnie do pokoju, gdzie położyłem się na łóżko. Nadal nie rozumiałem tego co się wydarzyło.

Tony: Ona… Ona żyje. Wiem to.
Rhodey: Tony…
Tony: Nie znaleźli ciała. Musi… żyć. Musi.
Rhodey: Dlatego bądź silny dla niej. Odnajdzie się.
Tony: Obyś miał rację.

Nie wiedziałem co mogłem mu jeszcze powiedzieć. Próbowałem zasnąć. Zapomnieć tych kilka minut z mojego życia.

~~~~~**~~~~~
Czas na ostatnie opowiadanie, które do tej pory powstało. Jest większy sadyzm. Naprawdę to ewoluuje w straszne rzeczy, ale sadystki mają do tego, że uwielbiają się pastwić nad postaciami.

BONUS#25: Scenariusz z serialu (oryginalnie z odcinka): Na celowniku

0 | Skomentuj








8
00:00:41,812 --> 00:00:43,871
<i> 1x10 - Na celowniku</i>

9
00:00:51,600 --> 00:00:53,840
whoa!

10
00:00:53,920 --> 00:00:55,639
Aah-ah!

11
00:00:55,640 --> 00:00:57,479
Eee... Mógłbyś powtórzyć?

12
00:00:57,480 --> 00:00:59,680
Chyba słyszałem "pszczelarze"

13
00:00:59,818 --> 00:01:00,676
Tak właśnie wyglądają.

14
00:01:00,677 --> 00:01:01,829
Mają latające pojazdy

15
00:01:01,830 --> 00:01:03,291
i imponująco wyglądający
sprzęt.

16
00:01:03,292 --> 00:01:04,928
Obrabowali magazyn
biotechnologiczny,

17
00:01:04,929 --> 00:01:06,298
a ja byłem w okolicy.

18
00:01:06,299 --> 00:01:07,424
Przestań.

19
00:01:07,425 --> 00:01:08,510
Chyba zmyślasz.

20
00:01:08,511 --> 00:01:10,711
Pszczelarze?

21
00:01:12,284 --> 00:01:14,484
Z laserami.

22
00:01:31,094 --> 00:01:33,294
Co to jest? Granat dymny?

23
00:01:36,348 --> 00:01:38,111
Moment. To nie dym!

24
00:01:38,112 --> 00:01:40,159
To namagnetyzowane
nanocząsteczki.

25
00:01:40,160 --> 00:01:41,066
Moje sensory wysiadły.

26
00:01:41,067 --> 00:01:42,543
Nic nie widzę!

27
00:01:42,544 --> 00:01:44,744
Przełącz na wzrok.

28
00:01:48,103 --> 00:01:49,639
Huh, tak lepiej.

29
00:01:49,640 --> 00:01:50,917
Kurcze. Kim oni są?

30
00:01:50,918 --> 00:01:53,118
Ich sprzęt... Ooł.

31
00:01:55,011 --> 00:01:56,569
Tony!

32
00:01:56,570 --> 00:01:58,813
W porządku. Chyba.

33
00:01:59,061 --> 00:02:00,502
Trafili mnie, ale nic się nie
stało.

34
00:02:00,503 --> 00:02:03,063
Zbroja musiała--
auuuuugh!

35
00:02:03,340 --> 00:02:05,274
Tony, co się dzieje?

36
00:02:05,275 --> 00:02:06,528
Nie wiem.

37
00:02:06,529 --> 00:02:07,625
Strzelili we mnie

38
00:02:07,626 --> 00:02:09,826
i przestała działać na mnie
grawitacja.

39
00:02:10,493 --> 00:02:12,377
Dobra, zwalniam.

40
00:02:12,378 --> 00:02:14,399
To musiało być chwilowe.

41
00:02:14,400 --> 00:02:15,493
Rhodey?

42
00:02:15,494 --> 00:02:17,532
Systemy komunikacyjne niesprawne.

43
00:02:17,533 --> 00:02:19,733
Błąd. System nie działa prawidłowo.

44
00:02:20,619 --> 00:02:22,514
Rhodey, słyszysz mnie?

45
00:02:22,515 --> 00:02:23,866
Zbroja przestała działać.

46
00:02:23,867 --> 00:02:25,469
Blaster grawitacyjny musiał...

47
00:02:25,470 --> 00:02:27,670
O nie... Grawitacja.

48
00:02:28,475 --> 00:02:31,202
To będzie bolało.

49
00:02:32,114 --> 00:02:34,085
Tony...

50
00:02:34,086 --> 00:02:35,856
Tony, słyszysz mnie?

51
00:02:35,857 --> 00:02:38,649
No dalej. Włącz się głupi
kawałku złomu!

52
00:02:41,984 --> 00:02:44,892
Witaj w oprogramowaniu Iron
Mana. Wersja 3.7.

53
00:02:45,150 --> 00:02:47,101
System napotkał nieznany błąd

54
00:02:47,102 --> 00:02:48,565
i trwa właśnie ponowne uruchamianie.

55
00:02:48,566 --> 00:02:50,766
Proszę czekać.

56
00:02:52,656 --> 00:02:54,856
aaaaaaah!

57
00:02:56,285 --> 00:02:58,485
Ponowne uruchomienie zakończone
sukcesem.

58
00:03:05,009 --> 00:03:07,209
Tony...

59
00:03:20,491 --> 00:03:22,691
Muszę zmienić tę muzyczkę.

60
00:03:24,611 --> 00:03:26,650
Doprawdy. Działka laserowe?

61
00:03:26,651 --> 00:03:29,836
Anty techniczne nanogranaty?
Blaster grawitacyjny?

62
00:03:30,052 --> 00:03:32,065
To musi być jakaś grupa
szalonych naukowców

63
00:03:32,066 --> 00:03:34,706
pszczelarzy walczących w służbie
zła.

64
00:03:34,904 --> 00:03:36,915
Jesteś zły, że mają lepszy sprzęt.

65
00:03:36,916 --> 00:03:38,039
Nie mają!

66
00:03:38,040 --> 00:03:39,418
Po prostu wzięli mnie z zaskoczenia.

67
00:03:39,419 --> 00:03:40,396
I tyle.

68
00:03:40,397 --> 00:03:42,247
Muszę się dowiedzieć, co
oni chcieli

69
00:03:42,248 --> 00:03:43,284
stamtąd ukraść i...

70
00:03:43,285 --> 00:03:45,643
I... Rhodey.

71
00:03:46,744 --> 00:03:49,549
Hej! Wystrzelili mnie w kosmos,
a ty mnie nawet nie słuchasz.

72
00:03:50,282 --> 00:03:52,482
Świetnie. Po prostu świetnie...
Ta...

74
00:03:58,218 --> 00:03:59,302
Gdzie jesteśmy?

75
00:03:59,303 --> 00:04:00,817
Nazywają to salą gimnastyczną,
geniuszu.

76
00:04:00,818 --> 00:04:02,557
Dzisiaj są targi pracy. No wiesz.

77
00:04:02,558 --> 00:04:04,758
Moja mama nam mówiła o
tym setki razy.

78
00:04:05,956 --> 00:04:08,156
Po co ci ta praca? Dla pieniędzy?

79
00:04:08,469 --> 00:04:10,515
Serio, Rhodey.
Mogę ci trochę pożyczyć.

80
00:04:10,516 --> 00:04:11,930
Jestem bogaty.

81
00:04:11,931 --> 00:04:13,953
Heh! Zabawne.

82
00:04:13,954 --> 00:04:16,418
Nie. Ona sądzi, że praca uczy
odpowiedzialności.

83
00:04:16,669 --> 00:04:18,565
Nie wie co muszę robić
dla ciebie

84
00:04:18,566 --> 00:04:20,327
jako swojego przyjaciela.

85
00:04:20,328 --> 00:04:21,253
Cześć!

86
00:04:21,254 --> 00:04:21,989
Ach!

87
00:04:21,990 --> 00:04:23,273
T.A.R.C.Z.A.

88
00:04:23,274 --> 00:04:24,413
Możecie w to uwierzyć?

89
00:04:24,414 --> 00:04:25,615
Powinnam zostać agentką
T.A.R.C.Z.Y.

90
00:04:25,616 --> 00:04:27,455
Mogłabym aresztować różnych
ludzi

91
00:04:27,456 --> 00:04:29,514
i miałabym plecak rakietowy!

92
00:04:29,515 --> 00:04:30,627
Jacy wy jesteście głupi!

93
00:04:30,628 --> 00:04:32,443
Za dwa lata, będziecie mogli
pracować dla mnie

94
00:04:32,444 --> 00:04:34,074
w Stark International.

95
00:04:34,075 --> 00:04:36,275
Przejmiecie dawne obowiązki
Stane'a.

96
00:04:36,342 --> 00:04:39,399
Jej! Jak to jest czuć się pępkiem
świata?

97
00:04:39,747 --> 00:04:41,947
Bez żartów! Jak tak można?!

98
00:04:42,097 --> 00:04:44,297
T.A.R.C.Z.A. dałaby mi plecak
rakietowy.

99
00:04:44,836 --> 00:04:46,641
Panie Stark.

100
00:04:46,642 --> 00:04:48,842
Eee... Dzień dobry, dyrektorze Nara.

101
00:04:49,210 --> 00:04:50,873
Nie ominąłem ostatnio
żadnej lekcji,

102
00:04:50,874 --> 00:04:52,083
jeśli o to...

103
00:04:52,084 --> 00:04:54,073
Nie, nie, nie, Tony.

104
00:04:54,074 --> 00:04:56,238
Do naszej szkoły zacznie
chodzić nowa uczennica.

105
00:04:56,239 --> 00:04:58,439
i chciałbym, żebyś oprowadził
ją po szkole.

106
00:04:58,443 --> 00:04:59,935
Serio?

107
00:04:59,936 --> 00:05:01,685
Jestem tu dopiero kilka tygodni.

108
00:05:01,686 --> 00:05:03,158
Rhodey byłby lepszy.

109
00:05:03,159 --> 00:05:05,359
Cóż... Ona prosiła o ciebie.

110
00:05:08,266 --> 00:05:10,891
Panna Stane mówiła, że się znacie.

111
00:05:12,766 --> 00:05:15,868
Jeśli chcesz, ja mogę
to zrobić.

112
00:05:16,097 --> 00:05:17,987
No wiesz. Taka przysługa.

113
00:05:17,988 --> 00:05:20,188
Auć!

114
00:05:21,531 --> 00:05:22,809
Ona ma złe zamiary.

115
00:05:22,810 --> 00:05:23,896
Musi tak być, nie?

116
00:05:23,897 --> 00:05:25,147
To nie może być zbieg
okoliczności.

117
00:05:25,148 --> 00:05:26,851
To znaczy. Naprawdę dlaczego
ona chce...

118
00:05:26,852 --> 00:05:28,635
Chodzić właśnie tutaj?

119
00:05:28,636 --> 00:05:29,746
A gdzie indziej?

120
00:05:29,747 --> 00:05:31,203
Chcę być blisko ciebie.

121
00:05:31,204 --> 00:05:32,519
A tak naprawdę?

122
00:05:32,520 --> 00:05:33,930
Mówię prawdę.

123
00:05:33,931 --> 00:05:37,067
Ty i twój tata zawsze byliście
dla mnie tacy mili a mój tata...

124
00:05:37,382 --> 00:05:39,127
Jej tata jest zły do szpiku kości,
prawda?

125
00:05:39,128 --> 00:05:40,911
Jabłko, jabłoń, halo!

126
00:05:41,661 --> 00:05:42,579
Zazdrosna.

127
00:05:42,580 --> 00:05:44,338
Ahhh!

128
00:05:44,339 --> 00:05:46,544
Dlatego tu jestem, ale co z tobą?

129
00:05:46,833 --> 00:05:48,332
Nie pasujesz tu, Tony.

130
00:05:48,333 --> 00:05:50,200
Zgadzam się, młoda panno.

131
00:05:50,201 --> 00:05:52,499
Nazywam się Basil Sandhurst

132
00:05:52,785 --> 00:05:54,985
i chciałbym porozmawiać
o twojej przyszłości, Tony.

133
00:05:56,151 --> 00:05:58,351
Przykro mi, ale ja nie szukam
pracy.

134
00:05:58,691 --> 00:06:00,891
Skąd pan wie kim on jest?

135
00:06:01,052 --> 00:06:03,593
Pracuję dla grupy
zwanej A.I.M., panno Stane.

136
00:06:04,076 --> 00:06:06,188
To Agencja Innowacji
Mechanicznych.

137
00:06:06,189 --> 00:06:07,958
Jesteśmy grupą ekspertów

138
00:06:07,959 --> 00:06:10,400
i obserwowaliśmy Tony'ego
Starka od pewnego czasu.

139
00:06:11,103 --> 00:06:12,340
Serio?

140
00:06:12,341 --> 00:06:14,374
Twój tata był geniuszem,

141
00:06:14,375 --> 00:06:16,575
ale A.I.M. zdaje sobie sprawę,
że to ty byłeś

142
00:06:16,761 --> 00:06:19,047
twórcą dużej części
dokonań Stark International.

143
00:06:19,656 --> 00:06:21,610
Tak samo jak wiemy, że nie
możesz

144
00:06:21,611 --> 00:06:24,256
przejąć firmy, dopóki
nie skończysz osiemnastu
lat.

145
00:06:24,719 --> 00:06:26,990
Nie pasujesz do tej szkoły, synu.

146
00:06:27,271 --> 00:06:28,783
Nie czekają cię tu żadne
wyzwania.

147
00:06:28,784 --> 00:06:30,185
Będziesz tylko ulegał stagnacji.

148
00:06:30,186 --> 00:06:33,245
A.I.M. może dać ci ludzi,
laboratoria, zasoby, fundusze.

149
00:06:33,549 --> 00:06:35,471
Co tylko chcesz.

150
00:06:35,472 --> 00:06:37,672
A tak tylko... No wie pan.
Z ciekawości.

151
00:06:38,827 --> 00:06:41,027
Nad czym pracujecie?

152
00:06:42,596 --> 00:06:44,796
Powiedz mi co widzisz.

153
00:06:46,532 --> 00:06:48,732
Interfejs człowiek maszyna.

154
00:06:48,779 --> 00:06:50,385
Bardzo dobrze.

155
00:06:50,386 --> 00:06:52,079
A.I.M. pracuje nad umożliwieniem

156
00:06:52,080 --> 00:06:54,367
ludzkiemu układowi nerwowemu
kontroli nad maszynami.

157
00:06:54,890 --> 00:06:57,010
Zajęliśmy się sprawami biologicznymi.

158
00:06:57,011 --> 00:06:58,980
Pozostały mechaniczne.

159
Potrzebujemy twojej pomocy.

160
00:07:00,623 --> 00:07:02,823
Nie wydaje mi się.

161
00:07:03,567 --> 00:07:06,633
Nim się zdecydujesz, pozwól
sobie to dać.

162
00:07:07,713 --> 00:07:09,816
To dyski kontroli.

163
00:07:09,817 --> 00:07:13,405
Jeśli je uruchomisz, zmienisz
świat, Tony.

164
00:07:13,670 --> 00:07:15,870
Zastanów się.

165
00:07:16,110 --> 00:07:18,512
W środku znajdziesz moją
wizytówkę.

166
00:07:18,840 --> 00:07:21,040
A teraz, jeśli pozwolisz.

167
00:07:22,829 --> 00:07:24,223
Już pan idzie?

168
00:07:24,224 --> 00:07:26,033
Targi pracy dopiero się zaczęły.

169
00:07:26,034 --> 00:07:29,429
Mówiłem. Przyszliśmy tu
dla ciebie, Tony.

170
00:07:29,853 --> 00:07:32,053
Tylko dla ciebie.

171
00:07:33,038 --> 00:07:34,400
Widzisz? Nie tylko ja.

172
00:07:34,401 --> 00:07:36,601
Wszyscy wiedzą, że tu nie
pasujesz.

173
00:07:41,235 --> 00:07:42,681
Całkiem nieźle.

174
00:07:42,682 --> 00:07:44,294
Słyszałem, że A.I.M.
nie rozmawiało

175
00:07:44,295 --> 00:07:45,634
nawet z braćmi Erwin,

176
00:07:45,635 --> 00:07:47,478
a oni są szkolnymi geniuszami.

177
00:07:47,479 --> 00:07:50,652
No cóż... Są normalni geniusze
i jest Tony Stark...

178
00:07:51,300 --> 00:07:54,513
Ale na serio, ile ta technika
mogłaby zrobić dla zbroi
Iron Mana.

179
00:07:54,761 --> 00:07:57,190
Kontrola zbroi tylko za pomocą myśli.

180
00:07:57,427 --> 00:07:59,128
Byłbym niezły.

181
00:07:59,129 --> 00:08:00,720
No nie wiem, chłopie.

182
00:08:00,721 --> 00:08:02,628
I tak masz już wiele do roboty.

183
00:08:02,629 --> 00:08:04,221
Pamiętasz o tym całym,
"jeśli się nie skupisz na szkole,

184
00:08:04,222 --> 00:08:06,306
to stracisz swoją firmę?"

185
00:08:07,009 --> 00:08:09,107
Ach. Tak, wiem, ale...

186
00:08:09,108 --> 00:08:10,365
Ale co?

187
00:08:10,366 --> 00:08:12,247
Ale po prostu miło mi, kiedy
ktoś traktuje mnie,

188
00:08:12,248 --> 00:08:14,448
tak jak mój tata.

189
00:08:27,204 --> 00:08:29,132
Dobra, wchodzę w to.

190
00:08:29,133 --> 00:08:31,934
Tony,
podjąłeś dobrą decyzję.

191
00:08:37,832 --> 00:08:39,652
Skup się!

192
00:08:39,653 --> 00:08:41,817
Skupiam się. Nie widzisz?

193
00:08:41,818 --> 00:08:43,385
Pracujemy nad tym przez cały
ranek.

194
00:08:43,386 --> 00:08:44,475
Nie! Moment!

195
00:08:44,476 --> 00:08:45,835
Spróbuj, aby zadzwonił.

196
00:08:45,836 --> 00:08:47,366
Dysk kontroli powinien
wysłać sygnał

197
00:08:47,367 --> 00:08:48,660
do każdej maszyny.

198
00:08:48,661 --> 00:08:50,088
Może wyłącz światła.

199
00:08:50,089 --> 00:08:51,318
Musimy zacząć od czegoś
mniejszego.

200
00:08:51,319 --> 00:08:53,481
Po prostu wybierz... i skup się.

201
00:08:53,482 --> 00:08:55,124
Będziesz mi za to coś winien.

202
00:08:55,125 --> 00:08:56,775
Próbuję teraz ze światłami.

203
00:08:56,776 --> 00:08:58,262
Skupiasz się na nich? Co?

204
00:08:58,263 --> 00:08:59,728
Tak!

205
00:08:59,729 --> 00:09:02,004
A czy mógłbyś może bardziej?

206
00:09:02,195 --> 00:09:03,627
Dobra. To tyle.

207
00:09:03,628 --> 00:09:04,929
Skończyłem.

208
00:09:04,930 --> 00:09:06,172
To chyba dobry pomysł.

209
00:09:06,173 --> 00:09:08,373
Wyglądałeś, jakbyś miał wybuchnąć.

210
00:09:08,983 --> 00:09:10,058
No co?

211
00:09:10,059 --> 00:09:11,256
Coś jest nie tak.

212
00:09:11,257 --> 00:09:12,719
Udało mi się rozpracować

213
00:09:12,720 --> 00:09:14,539
większość mechanizmów
dysku,

214
00:09:14,540 --> 00:09:16,946
ale po prostu nie mogę
zrozumieć kilku jego elementów.

215
00:09:19,442 --> 00:09:21,394
Ech. Muszę wracać do szkolnego
laboratorium.

216
00:09:21,395 --> 00:09:22,836
Zostawiłem tam kilka części.

217
00:09:24,776 --> 00:09:26,994
Wow! Czy zrobiłam
to za pomocą mózgu?

218
00:09:27,598 --> 00:09:30,279
Przychodząca rozmowa
od Whitney Stane.

219
00:09:30,602 --> 00:09:32,802
Nie, to ona.

220
00:09:35,874 --> 00:09:38,376
I za każdym razem, kiedy się
odwracam, jest tam Whitney.

221
00:09:38,598 --> 00:09:40,073
Jest jak mój cień.

222
00:09:40,074 --> 00:09:41,346
Idzie za mną do domu,

223
00:09:41,347 --> 00:09:43,547
nawet do laboratorium w szkole.

224
00:09:45,384 --> 00:09:47,312
Nie widać jej.

225
00:09:47,313 --> 00:09:49,513
Jesteś bezpieczny.

226
00:09:52,635 --> 00:09:53,961
Tu jesteś!

227
00:09:53,962 --> 00:09:55,752
Ciągle gdzieś znikasz.

228
00:09:55,753 --> 00:09:57,953
Pomóż mi.

229
00:09:58,754 --> 00:10:00,005
Musisz natychmiast iść ze mną.

231
00:10:06,225 --> 00:10:08,747
A.I.M. to elitarna grupa
super naukowców,

232
00:10:10,058 --> 00:10:12,183
a nie złodziejaszków.

233
00:10:12,184 --> 00:10:14,583
Słuchaj. Potrzebowaliśmy
tych odkryć do...

234
00:10:14,852 --> 00:10:18,450
A co gorsza, oddałeś technologię
A.I.M. dziecku!

235
00:10:18,725 --> 00:10:20,737
Straciłeś głowę?

236
00:10:20,738 --> 00:10:22,938
Czytałeś akta Tony'ego Starka?

237
00:10:23,042 --> 00:10:25,750
Jest lepszy od wszystkich
naszych pracowników
razem wziętych.

238
00:10:25,980 --> 00:10:26,884
Mówię ci.

239
00:10:26,885 --> 00:10:28,776
On może uruchomić dysk kontroli.

240
00:10:28,777 --> 00:10:30,973
Jesteś tutaj, żeby pracować
nad MODOKIEM.

241
00:10:30,974 --> 00:10:33,174
Ale kiedy dyski kontroli
zaczną działać,

242
00:10:33,243 --> 00:10:35,443
będziemy mogli mieć dokładnie
wszystko!

243
00:10:35,525 --> 00:10:36,795
Nie dyskutuj ze mną!

244
00:10:36,796 --> 00:10:39,322
Projekt Kontrolera został
zakończony!

245
00:10:41,901 --> 00:10:43,770
Wychwyciliśmy chwilowy
sygnał

246
00:10:43,771 --> 00:10:45,159
z dysku kontroli.

247
00:10:45,160 --> 00:10:47,360
Jakie były rozkazy
naczelnego naukowca?

248
00:10:48,220 --> 00:10:50,272
Kontynuujcie projekt.

249
00:10:50,273 --> 00:10:52,473
i dalej obserwujcie Starka.

250
00:11:03,230 --> 00:11:05,993
Stark,
chcesz, żebym cię zabił?

251
00:11:06,222 --> 00:11:07,599
Dlaczego to robisz?

252
00:11:07,600 --> 00:11:09,566
O co ci znowu chodzi, Gene?

253
00:11:09,567 --> 00:11:11,767
Pomóż przyjacielowi.

254
00:11:13,366 --> 00:11:14,718
Niech zgadnę.

255
00:11:14,719 --> 00:11:16,650
Tony robi twoją pracę domową
przez kolejny miesiąc?

256
00:11:16,651 --> 00:11:18,559
Nigdy wcześniej nie dostawałem
tak dobrych ocen!

257
00:11:18,560 --> 00:11:20,760
Warto poświęcić wolną sobotę.

258
00:11:25,978 --> 00:11:27,664
Kiedy włączę dyski,

259
00:11:27,665 --> 00:11:29,865
chcę, żebyście skupili się
na światłach.

260
00:11:30,074 --> 00:11:32,036
Wyobraźcie sobie, że je
wyłączacie.

261
00:11:32,037 --> 00:11:33,666
Wow.
Dzieciaki z Akademii Jutra

262
00:11:33,667 --> 00:11:35,537
wiedzą jak się dobrze bawić.

263
00:11:35,538 --> 00:11:38,452
Bardzo ciekawe dodatki.
Takie stylowe.

264
00:11:41,388 --> 00:11:42,828
Czy to od A.I.M?

265
00:11:42,829 --> 00:11:44,393
Jeszcze nie skończyłeś?

266
00:11:44,394 --> 00:11:45,598
Mogłabyś pomóc.

267
00:11:45,599 --> 00:11:47,383
Sprawdzam czy dyski zadziałają

268
00:11:47,384 --> 00:11:48,713
przy większej ilości mózgów.

269
00:11:48,714 --> 00:11:50,914
I myślisz, że ona ma mózg?

270
00:11:51,511 --> 00:11:53,158
Nie spróbuję.

271
00:11:53,159 --> 00:11:54,816
Nie będę się tak dla nikogo
poświęcać

272
00:11:54,817 --> 00:11:57,017
w przeciwieństwie do tych
twoich tresowanych pcheł.

273
00:11:57,120 --> 00:12:01,632
Och! Zaraz pożałujesz, że nazwałaś
mnie pchłą!

274
00:12:02,088 --> 00:12:05,147
No... dobra.
Wypróbujmy to, okej?

275
00:12:09,224 --> 00:12:13,100
Wszyscy zamknijcie oczy
i skupcie się. Teraz!

276
00:12:19,789 --> 00:12:21,412
Dyski kontroli są aktywne.

278
00:12:22,690 --> 00:12:24,773
On naprawdę to zrobił.

279
00:12:24,774 --> 00:12:26,433
Sandhurst!

280
00:12:26,434 --> 00:12:29,395
Wydałem ci bezpośredni
rozkaz, a ty się przeciwstawiłeś!

281
00:12:29,793 --> 00:12:32,408
Zapłacisz za to swoim życiem.

282
00:12:32,954 --> 00:12:34,189
Ale Stark to zrobił!

283
00:12:34,190 --> 00:12:35,387
Dyski są aktywne!

284
00:12:35,388 --> 00:12:36,993
Widać, że one--

285
00:12:36,994 --> 00:12:39,194
Jeśli dyski działają, udowodnij.

286
00:12:39,266 --> 00:12:41,466
Użyj hełmu Kontrolera i niech
tu przyjdą!

287
00:12:41,601 --> 00:12:42,674
Że co?

289
00:12:43,849 --> 00:12:45,559
Dopiero zaczęliśmy wykorzystywać
potencjał Starka.

290
00:12:45,560 --> 00:12:46,784
Nie możemy przestać!

291
00:12:46,785 --> 00:12:47,883
Dlaczego mielibyśmy--

292
00:12:47,884 --> 00:12:50,084
To był rozkaz.

293
00:12:51,887 --> 00:12:54,087
Tak jest, naczelny.

294
00:12:55,599 --> 00:12:56,598
Eee...

295
00:12:56,599 --> 00:12:58,656
Tak, koncentruję się..

296
00:12:58,657 --> 00:13:01,064
Myślę w jaki sposób mogę cię...

297
00:13:01,348 --> 00:13:03,548
Gene?

298
00:13:04,654 --> 00:13:06,854
Ludzie, co z wami?

299
00:13:07,230 --> 00:13:09,430
Halo?

300
00:13:10,821 --> 00:13:13,582
No... dobra. To nie powinno
się dziać.

301
00:13:13,787 --> 00:13:15,034
Może je popsułeś.

302
00:13:15,035 --> 00:13:17,235
Nie. Nie sądzę.

303
00:13:24,959 --> 00:13:27,159
Dyski: To tak, jakby
sygnał został odwrócony.

304
00:13:27,276 --> 00:13:29,105
Maszyna oddziałuje na człowieka,

305
00:13:29,106 --> 00:13:31,306
a nie na odwrót.

306
00:13:31,846 --> 00:13:33,461
To bardzo bystre, Stark.

307
00:13:33,462 --> 00:13:34,858
ahh!

308
00:13:34,859 --> 00:13:37,059
Ugh!

309
00:13:37,236 --> 00:13:38,875
Tony!

310
00:13:40,310 --> 00:13:41,523
Arrgh!

311
00:13:41,524 --> 00:13:43,724
ugh.

312
00:13:47,393 --> 00:13:48,850
Ahh-ahh-ahhhh.

313
00:13:48,851 --> 00:13:51,051
A.I.M. chce ci podziękować
za pracę.

314
00:13:51,717 --> 00:13:52,788
A.I.M.?

315
00:13:52,789 --> 00:13:54,085
Rhodey, co ty...

316
00:13:54,086 --> 00:13:55,814
O nie.

317
00:13:55,815 --> 00:13:57,100
Sandhurst?

318
00:13:57,101 --> 00:13:59,301
Jesteś genialnym młodzieńcem,
Tony.

319
00:13:59,511 --> 00:14:01,711
Miałeś przed sobą świetlaną
przyszłość,

320
00:14:01,782 --> 00:14:03,959
ale niestety, już nie.

321
00:14:03,960 --> 00:14:06,160
ugh!

322
00:14:06,356 --> 00:14:08,556
Wynośmy się stąd. Teraz!

323
00:14:08,578 --> 00:14:10,469
Moment. Muszę zabrać notatki

324
00:14:10,470 --> 00:14:11,708
i pomyśleć jak to zatrzymać.

325
00:14:11,709 --> 00:14:13,673
Moja torba...
Muszę ją mieć!

326
00:14:13,674 --> 00:14:15,874
No dalej!

327
00:14:22,319 --> 00:14:24,519
Zadzwonimy na policję,
a potem...

328
00:14:25,445 --> 00:14:27,085
O nie.

329
00:14:27,086 --> 00:14:29,286
Nie wyjdziesz stąd, Stark.

330
00:14:31,087 --> 00:14:33,287
Wszyscy: Nie wyjdziesz stąd,
Stark.

331
00:14:34,971 --> 00:14:37,194
Całkiem panuję nad sytuacją.

332
00:14:37,440 --> 00:14:39,640
Wszyscy: Całkiem panuję
nad sytuacją.

333
00:14:44,394 --> 00:14:47,233
Dobra. Te stroje są... zabawne.

334
00:14:48,801 --> 00:14:52,070
Powinnaś się bardziej przejmować
naszą bronią, panno Stane.

335
00:14:54,602 --> 00:14:56,802
ugh!

336
00:14:57,713 --> 00:14:59,913
Argh!

337
00:15:04,045 --> 00:15:05,094
Co dalej?

338
00:15:05,095 --> 00:15:07,295
Jaka szkoda.

339
00:15:07,303 --> 00:15:09,714
Znajdźcie laboratorium
chłopca, zabierzcie wszystko,

340
00:15:10,007 --> 00:15:12,072
a potem je spalcie.

341
00:15:12,073 --> 00:15:14,596
Moje marionetki zajmą się
Starkiem i dziewczyną.

342
00:15:27,900 --> 00:15:30,399
Och. Wiedziałam, że powinnam
była zabrać torebkę.

343
00:15:30,794 --> 00:15:32,194
Mówisz serio?!

344
00:15:32,195 --> 00:15:33,672
Gonią nas szaleni naukowcy,

345
00:15:33,673 --> 00:15:35,720
a ty się martwisz o
głupią torebkę?!

346
00:15:35,721 --> 00:15:37,382
A ty chciałeś wziąć torbę.

347
00:15:37,383 --> 00:15:39,583
Poza tym, to bardzo droga
torebka.

348
00:15:40,149 --> 00:15:41,525
Ech. Tędy.

349
00:15:41,526 --> 00:15:42,809
Znam skrót.

350
00:15:44,014 --> 00:15:44,738
ugh!

351
00:15:44,739 --> 00:15:47,876
Tony, to nie jest--
Co ty wyprawiasz?

352
00:15:50,319 --> 00:15:51,625
Tony!

353
00:16:18,457 --> 00:16:20,489
Cóż... To było głupie.

355
00:16:34,524 --> 00:16:35,670
Mamy!

356
00:16:35,671 --> 00:16:37,177
Podpalmy to miejsce--

357
00:16:41,913 --> 00:16:44,675
Okradacie szkołę?
Smutny widok.

358
00:16:44,931 --> 00:16:46,924
Wszystkim dzieciom w mieście
skończyły się cukierki?

359
00:16:53,972 --> 00:16:55,955
Iron Man?

360
00:16:55,956 --> 00:16:59,385
Genialnie, jakby to nie było
dostatecznie skomplikowane.

361
00:17:01,835 --> 00:17:03,537
Macie te dyski?

362
00:17:03,538 --> 00:17:05,531
I tak i nie.

363
00:17:05,532 --> 00:17:07,732
Mamy je, ale Iron Man jest
tutaj.

365
00:17:09,228 --> 00:17:10,686
Nie obchodzi mnie co
musicie zrobić.

366
00:17:10,687 --> 00:17:12,457
Macie odzyskać technologię
A.I.M.!

367
00:17:12,458 --> 00:17:13,779
Słyszycie mnie?

368
00:17:13,780 --> 00:17:15,980
Utrata sygnału.

369
00:17:18,601 --> 00:17:20,801
ahhhh!

370
00:17:21,353 --> 00:17:23,553
auuugh!

371
00:17:25,272 --> 00:17:27,472
Nie tym razem.

372
00:17:29,824 --> 00:17:31,635
Macie przestarzały sprzęt.

373
00:17:31,636 --> 00:17:33,768
Bardzo imponujące, Iron Manie.

374
00:17:33,769 --> 00:17:35,612
Nie wiem jak nas znalazłeś,

375
00:17:35,613 --> 00:17:37,301
ale powinieneś być ostrożny.

376
00:17:37,302 --> 00:17:39,677
Nie chciałbym, żeby jakieś
niewinne dzieciaki

377
00:17:39,968 --> 00:17:41,540
zostały poszkodowane podczas
walki.

378
00:17:41,541 --> 00:17:43,741
Natychmiast ich wypuść!

379
00:17:44,002 --> 00:17:45,782
Zastanowię się nad tym

380
00:17:45,783 --> 00:17:50,553
i proszę Iron Manie,
nazywaj mnie... Kontroler.

381
00:17:54,563 --> 00:17:56,646
Chcę tylko zabrać moją własność.

382
00:17:56,647 --> 00:17:58,847
Nie musisz sobie tym zawracać
głowy.

383
00:17:58,981 --> 00:18:02,052
Jeśli teraz przestaniesz,
nic im się nie stanie.

384
00:18:02,460 --> 00:18:04,660
Nie sądzę!

385
00:18:14,666 --> 00:18:16,199
Oto dane, Kontrolerze.

386
00:18:16,200 --> 00:18:17,384
Świetnie

387
00:18:17,385 --> 00:18:18,966
A teraz, Iron Manie.

388
00:18:18,967 --> 00:18:22,514
Wybierasz sposób trudniejszy
czy prostszy?

389
00:18:24,159 --> 00:18:26,088
Ja wolę trudniejszy.

390
00:18:49,812 --> 00:18:51,578
Haha. Niezłe ruchy.

391
00:18:51,579 --> 00:18:53,779
Lekcje kickboxingu, które mój
tata mi opłacił.

392
00:18:53,980 --> 00:18:56,078
A! Oni uciekają.

393
00:19:14,379 --> 00:19:16,579
Zostawiłeś otwarte drzwi,
Iron Manie.

394
00:19:17,260 --> 00:19:19,279
Niezbyt sprytnie.

395
00:19:19,280 --> 00:19:21,195
Co chcesz osiągnąć?

396
00:19:21,196 --> 00:19:22,604
To.

397
00:19:22,605 --> 00:19:23,875
Nie!

398
00:19:35,531 --> 00:19:36,446
Co...

399
00:19:36,447 --> 00:19:37,487
Whitney?

400
00:19:37,488 --> 00:19:38,705
Co się stało?

401
00:19:38,706 --> 00:19:40,046
Jak ty...

402
00:19:40,047 --> 00:19:41,793
Gdzie są ci pszczelarze?

403
00:19:41,794 --> 00:19:43,040
Nie wiem.

404
00:19:43,041 --> 00:19:44,974
Ktoś mnie zamknął w szafce,
pamiętasz?

405
00:19:44,975 --> 00:19:46,498
Znalazłam twoich przyjaciół

406
00:19:46,499 --> 00:19:47,369
w holu.

407
00:19:47,370 --> 00:19:49,570
Już zadzwoniłem na policję.

408
00:19:50,616 --> 00:19:52,609
Dyski na dzieciakach spaliły
się,

409
00:19:52,610 --> 00:19:54,671
kiedy hełm Kontrolera
został uszkodzony,

410
00:19:54,672 --> 00:19:56,872
a jego naprawienie zajmie
miesiące.

411
00:19:56,926 --> 00:19:59,126
Iron Man zniszczył resztę
prototypów

412
00:19:59,194 --> 00:20:01,394
i wszystkie odkrycia Starka.

413
00:20:01,469 --> 00:20:04,567
Może mi powiesz, dlaczego
miałbym cię nie zniszczyć?

414
00:20:04,855 --> 00:20:07,286
Ponieważ potrzebujesz mnie
do mentalnego interfejsu
MODOKA.

415
00:20:08,431 --> 00:20:11,151
Nigdy więcej sprzeciwu.
Masz moje słowo.

416
00:20:11,400 --> 00:20:13,600
Możesz mi wierzyć.

417
00:20:20,368 --> 00:20:21,971
Serio. Czyli kiedy wyszłaś

418
00:20:21,972 --> 00:20:23,393
z szafki, nikogo już nie było?

419
00:20:23,394 --> 00:20:25,216
Mówiłam już sto razy.

420
00:20:25,217 --> 00:20:26,931
Czemu mi nie wierzysz?

421
00:20:26,932 --> 00:20:29,132
Bo ja umiem rozpoznawać
twoje kłamstwa.

422
00:20:30,982 --> 00:20:32,781
Ech. No cóż, Tony.

423
00:20:32,782 --> 00:20:34,982
Słuchaj. Nie obchodzi mnie
co się wczoraj stało.

424
00:20:35,025 --> 00:20:37,898
Chcę tylko wiedzieć, co
tu tak naprawdę robisz?

425
00:20:38,134 --> 00:20:40,842
Naprawdę? Ojciec chciał,
żebym cię szpiegowała.

426
00:20:42,461 --> 00:20:44,435
I zgodziłaś się?

427
00:20:44,436 --> 00:20:46,636
Tak...

428
00:20:47,980 --> 00:20:49,739
Ale nie dla niego.

429
00:20:49,740 --> 00:20:51,940
Miałam swój własny powód.
© Mrs Black | WS X X X