Urok wiedźmy (pisane dla Tusi na dobranoc)

4 | Skomentuj

Wersja Katari
PS: Postać Rose należy do Tusi.

Tradycyjnie w szkole wszyscy siedzieli grzecznie w ławkach. No nie wszyscy, ponieważ Rose coś knuła w swojej głowie. Coś co może zaszkodzić pewnemu osobnikowi.

Pewnie się domyślasz kto, tak więc zaczynajmy!

Tony także nie uważał zbytnio na lekcjach i po kilku minutach wyrwał się z klasy pod pretekstem pójścia do łazienki. Pepper od razu wiedziała, że wzywają blaszaka. Niechcący powiedziała to na głos co skłoniło Ro do działania. Wyszła z klasy. Szła za nim krok w krok.
Jakby była jego cieniem, a on jej nie widział. Po prostu otworzył szafkę i wyjął plecak ze zbroją. Już chciał go aktywować, lecz usłyszał jej głos. Przerażony odwrócił się. Spanikowany opuścił plecak na podłogę. 
Zapytał się dziewczyny czy zgubiła się. Głupie pytanie, ale jednak je zadał. Ro tylko się uśmiechnęła, udając zdezorientowanie.
Powiedziała, że chyba pomyliła klasy. 
Geniusz zaśmiał się i postanowił ją zaprowadzić do odpowiedniej sali. Nie zdążył chwycić za plecak, bo chwyciła go za rękę i szarpnęła.
Był skołowany. Nie rozumiał nic z tej sytuacji. Próbował zapytać, lecz oberwał z łokcia w klatkę piersiową, na co lekko skulił się z bólu. 
Rose przeprosiła, choć w duchu śmiała się diabelnie. Ten uznał, że nie będzie się gniewał i jakoś poszedł dalej z nią, nie wiedząc co będzie później, bo gdyby wiedział, cofnąłby się. 
Gdy znaleźli się przy wejściu na dach, Tony spanikował. 
Krzyknął do niej i spytał czemu idą w inna stronę jak klasy są po lewej. 
Rose tylko się uśmiechnęła, uspokajając go, że to droga na skróty. 
Wiadomo, że skłamała, bo droga na dach była jedna. Jednak Stark często znikał ze szkoły, więc nie mógł tego wiedzieć. 
No i w ten sposób dotarli na dach Akademii. Tony nie czuł się bezpiecznie. Zważywszy na wysokość dzielącą od chodnika. Bardzo wysoka. Serce przyspieszyło, a strach się nasilił wraz z bólem.
Ro poprosiła go, aby podszedł bliżej krawędzi.
Od razu spytał po co ma to zrobić, jednak poszedł.
Chyba działała jakimś urokiem na niego. 
Być może… 
Wiedźmy. 
Taa… 
Posłuchał się jej i podszedł tam. Bał się co powie mu tym razem. Na złość odezwało się przypomnienie, które bardziej go zgięło z bólu, bo implant domagał się ładowania.
Ro pomyślała, że lepszego momentu nie znajdzie do ataku.
Teraz mogła to zrobić.
Położyła głowę na jego ramieniu, patrząc mu w oczy.
Chwaliła jego geniusz oraz to, że nie może mu się oprzeć.
Powiedziała, że go kocha i nie chce, żeby skakał.
Chłopak nie ogarniał nic. 
Kompletnie stracił umysł.
Odpływał aż zatracił się w jej spojrzeniu.
Powiedział, że też ją kocha.
Ro przytuliła go mocno i lekko ucałowała w policzek.
Gdy chłopak był zauroczony, jej uśmiech zmienił się na diabelski.
Chłopak spytał się czy chciałaby gdzieś z nim wyskoczyć.
Ona odparła, że pewnie, ale raczej w zaświatach.
Szepnęła mu do ucha, a następnie swoją rękę przyłożyła do implantu.
Ściskała go mocno.
Czuł piekielny ból, bo w końcu uderzyła w jego mechaniczne serce, bez którego nie może żyć. Ściskała najmocniej jak się da, aż implant znajdował się coraz bliżej powierzchni.
Czuła jak umierał.
Jednak już nie jęczał z bólu.
Poddał się.
Gdy tortury dobiegły końca, wyjęła mechanizm, a on wypadł za krawędź budynku, padając na beton. Uczniowie widzieli, jak coś spada z dachu. Wszyscy podbiegli do okien i widzieli, że to Tony. Pepper krzyczała, zaś Ro jedynie się śmiała wniebowzięta. Potem już po niej żaden ślad nie został.
Koniec!

Wersja Tusi

To był dzień jak co dzień. Wstawać rano, iść do szkoły i słuchać bzdurnych i nudnych wykładów, które i tak mijają się z prawdą. Następnie po budzie wrócić do domu. Co za marnotrawstwo życia. Co ja sobie myślałam by udawać zwykłą nastolatkę… No tak… Łowcy. To oni zabili mi moją przyjaciółkę. Musiałam ich opuścić. Było zbyt bolesne, patrzeć na nich i wszędzie widzieć ją. Nie dość, że moja siostrzyczka poświęciła swoje życie by ich i mnie uratować w ostatniej bitwie to jeszcze na jej pogrzebie zaczęli się z niej wyśmiewać. Co za głupcy! Obiecałam sobie, że się zemszczę! Pożałują, że są takimi kretynami! Teraz zbliżałam się powolutku do szkoły. Nie obchodziło mnie, że się spóźnię. Mam na to wylane. Na ramieniu poprawiłam plecak i weszłam do budynku. Gdy mijałam korytarze to kątem oka widziałam jak męska część uczniów oglądała się za mną. To dobrze. Brzydotą nie grzeszyłam. Uśmiechnęłam się na tą myśl. Oczywiście z nudów flirtowałam z tymi nieudacznikami, ale byli na tyle żałośni, że ani jeden nie zwrócił na mnie uwagi. W tym momencie wchodziłam do sali. Uczniowie zamiast w ciszy czekać na wykładowczynię to gadali tak głośno jak na hali targowej. Szybko usiadłam w przedostatniej ławce i zaczęłam się bezmyślnie gapić w okno. Nauczycielka się spóźniała. To dobrze. Dziś nie mam siły nad nią stać i wysłuchiwać jej ględzenia na temat jaka to ja jestem niezdyscyplinowana. Nagle usłyszałam głosy a raczej szepty tuż za swoimi plecami. Kątem oka dostrzegłam dwójkę nastolatków. Pepper oraz Tony'ego. Ta wredna gaduła powinna iść na papugę. Gdyż jej paplanina nie miała końca. Zaś on… Jego przerośnięte ego było większe nawet od Jowisza! Moi informatorzy powiedzieli mi, że ten szatyn jest Iron Menem. Kiepski wiek by stać się bohaterem. Chociaż łowcy od dziecka uczą się zabijać demony a pierwsze wyprawy mają już wieku trzynastu lat. Nagle usłyszałam zgrzyt przesuwanego krzesła i głos blaszaka, który oznajmił wszystkim w klasie, że bardzo chcę mu się do toalety… Co za błazen! Mógłby zachować tą informację dla siebie!

– Znowu go wzywają a mnie nawet nie wziął ze sobą! – Usłyszałam zniesmaczony szept Pepper.

Uśmiechnęłam się pod nosem. Już wiem, jak zemścić się na łowcach. Szybciutko wyszłam z klasy i tak nauczycielki jeszcze nie było a ja miałam totalnie gdzieś tą lekcję. Po cichu niczym drapieżnik szłam za chłopakiem. Lata szkoleń na zabójczynię demonów nauczył mnie tego i owego. Ukryta za ścianą, patrzyłam, jak Tony wyciąga ze swojej szafki duży plecak. Teraz albo nigdy.

– Tony? – zapytałam bardzo niewinnym i słodki głosikiem, który mógłby świadczyć, że potrzebuje pomocy.

Och jak ja uwielbiałam grać na uczuciach mężczyzn. To już nie było hobby tylko zawód na pełen etat. Chłopak wyglądał na spanikowanego i puścił plecak. Słychać było, że w nim było coś dużego i ciężkiego.

– Rose, zgubiłaś się? – zapytał szatyn.

Udawałam na strasznie zdezorientowaną, ale uśmiechnęłam się delikatnie.

– Pomyliłam klasy. Zgubiłam się. Pomożesz mi? – Zaczęłam niezręcznie wyłamywać palce.

Tony zaśmiał się i rzekł:

– Oczywiście. Chodź.

Złapałam go za rękę i szarpnęłam w swoją stronę, gdy już miał chwycić plecak. Chłopak spojrzał się na mnie pytająco jakby chciał o coś zapytać. Lecz przez „przypadek” walnęłam go z łokcia w żebra. Stark aż skulił się z bólu.

– Przepraszam Tony. Naprawdę – powiedziałam przerażona. – Jaka ze mnie niezdara!

– Nic się nie stało. – Uśmiechnął się do mnie. – To jak idziemy?

– Jasne. – Odwzajemniłam uśmiech i zaczęłam iść w stronę rzekomych sali. A przywaliłam mu tylko dlatego, że już od dawna miałam prze niego kurwicę i w końcu mogłam za to się na nim wyżyć.

Wchodziliśmy po schodach na górę. Minęło trochę czasu aż blaszak się odezwał.

– Czemu idziemy w inną stronę, skoro klasy są na dole po lewej stronie. – Wyglądał na mocno spanikowanego.

– Słyszałam, że to najszybsza droga do klasy. – Uśmiechnęłam się pocieszycielsko i otworzyłam drzwi przed sobą.

Prowadziły one tylko na dach. Wyszłam na zewnątrz, zabierając go ze sobą, ale wyrwał mi się.

– Nas tutaj nie powinno być – odparł przerażony chłopak.

– Chodź do mnie, Tony. – Stałam blisko krawędzi dachu i uśmiechnęła się do niego słodko. – No chodź.

Stark niepewnie zaczął iść w moją stronę. Walczył sam ze sobą. Lecz po nie dłuższej chwili przegrał, bo już był tuż obok mnie. Nagle usłyszałam jakiś dziwny dźwięk i Tony zgiął się w pół. Następnie dotknął bransoletki na nadgarstku i znowu spojrzał mi w oczy. Zbliżyłam się do niego jeszcze bardziej. Byłam niższa o głowę. Wtuliłam się w niego.

– Tony niesamowity jest twój geniusz. Nie znam nikogo innego z taką wiedzą i umysłem – szepnęłam cicho tak by tylko on usłyszał. – Tak bardzo ciebie kocham i nie chcę byś skakał. – Spojrzałam mu głęboko w oczy. Musiałam być wiarygodna.

– Ja też ciebie kocham, Ro. – Uśmiechnął się do mnie. – Nie znam tak pięknej kobiety jak ty!

Odsunęłam się kawałek, zarzuciłam swoje ręce na jego szyję. Stanęłam na palcach i wbiłam się mu w usta. W pierwszym momencie był w szoku, ale później odwzajemnił pocałunek a nawet go pogłębił. Oderwałam się od niego by złapać oddech. Położyłam mu znowu swoją głowę na jego ramieniu. Czułam jak delikatnie głaszczę mnie po plecach. Och Tony, ale z ciebie idiota. Zaczęłam się diabelnie śmiać, ale szatyn nawet nie zwracał na to uwagi. Był już mój. Mogłam zrobić z nim to co bym chciała.

– Może tak byśmy gdzieś wyskoczyli? – zapytał.

Stanęłam na palcach i szepnęłam mu do ucha.

– Oczywiście skarbie. Tyle, że w zaświatach. – I w tym momencie położyłam swoją dłoń na klatce piersiowej tam, gdzie pod jego skórą był implant i mocno go ścisnęłam.

Chłopak wrzasnął przeraźliwie, lecz nikt tego nie słyszał. Stworzyłam wokół nas dźwiękoszczelną, niewidzialną barierę. Te krzyki słyszałam tylko ja. To była muzyka dla moich uszu. Czułam jak Stark się poddaje moim działaniom. Co za tchórz. Nawet nie walczył ze mną. Jego życie uciekało pomiędzy moimi palcami. Moja dłoń wbijała się jeszcze bardziej głęboko w jego ciało, aż znalazłam ten implant. Szybko wyrwałam mu go z piersi. Tony padł na kolana i przewrócił się poza krawędź dachu. Zaczął spadać aż uderzył o ziemie. To był nieprzyjemny widok. Zobaczyłam jak ludzie obok niego się zbiegają i usłyszałam przeraźliwy krzyk Pepper. Zaśmiałam się złowrogo. Teraz łowcy będą mieć co robić. Czas by znaleźć jakiegoś innego „bohatera” i się nim zająć. Rękoma stworzyłam portal, który wyglądał jak dziura w czasoprzestrzeni o kolorze niebieskim. Weszłam do niego. Nie mogłam pozwolić by ktoś widział, że Tony nie żyje przeze mnie.

Koniec

---***---

Dziękuję, że Tusia zezwoliła na publikację. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś coś napiszemy razem ;)

Specjalny one shot: Gdy jedni chcą zniszczyć bohatera, drudzy starają się go ocalić

0 | Skomentuj

Złoczyńcy z Nowego Jorku zorganizowali tajne spotkanie w opuszczonym magazynie na nadbrzeżu. Mr Fix rozesłał zaproszenia wszystkim kryminalistom. Niestety, lecz z całej listy gości pojawiła się tylko trójka zbirów, czyli Iron Monger, Titanium Man oraz Duch.

Mr Fix: To wszyscy?
Whiplash: Niestety, szefie.
Mr Fix: Hmm... Pewnie mają ważniejsze sprawy na głowie.
Titanium Man: A co może być ważniejszego od naszego celu?!

Nieco wkurzył się Hammer na swoich "dobrych" znajomych. Od razu zjawa zabrała głos.

Duch: Po co te nerwy, blaszaku? Nie wiem jak wy, ale ja znam naszego wroga na wylot.
Titanium Man: Doprawdy? W takim razie uchyl rąbka tajemnicy.
Duch: Zgoda, ale nie ma nic za darmo.

W tym samym czasie, Roberta siedziała z Tony'm w kuchni, jedząc śniadanie. Chłopak był nieco żywszy, niż przez ostatnie dni, ale i tak nalegała, aby odpoczywał w domu.

Roberta: Nie przejmuj się. Rhodey da ci lekcje do odpisania. Nic nie stracisz.
Tony: Niby tak, ale... Przepraszam za kłopot.
Roberta: Dziecko, byłeś chory przez ostatni tydzień i martwiłam się. Teraz chcę zadbać o twoje zdrowie, bo ten epizod z grypą mógł źle się skończyć.

Geniusz wiedział o zaleceniach lekarza, który pomógł mu zwalczyć paskudną chorobę. Jednak poza Starkiem, Rhodesem i Potts nikt nie znał prawdziwej przyczyny infekcji, gdyż wina stała przy wrogu.

Tony: Dziękuję, Roberto.
Roberta: Może nie uda mi się w pełni zastąpić twojej biologicznej mamy, lecz staram się, żebyś miał wszystko, czego potrzebujesz.

Uśmiechnęła się do niego, a on odwzajemnił gest tym samym. Przez chwilę zapomnieli o wszelkich troskach, kontynuując zajadanie grzanek z syropem klonowym. Jednak cała atmosfera pogorszyła się przez ciężki oddech nastolatka. Chwycił się za klatkę piersiową, próbując oddychać.

Roberta: Tony, co się dzieje?
Tony: To... To przypomnienie. Spokojnie.

Kobieta nie była tego pewna, ponieważ początek infekcji zaczął się od tych samych objawów. Podeszła do niego, pomagając mu wstać.

Roberta: Powoli. Zaraz się znajdziemy w laboratorium... Powinnam poprosić dr Yinsena o przenośną ładowarkę.
Tony: Ach! Dobry... pomysł.
Roberta: Już nic nie mów. To tylko pogorszy sprawę.

Przełożyła jego rękę przez ramię, prowadząc do fabryki bez pośpiechu. Przeszli kawałek drogi, a następnie dotarli pod stalowe drzwi. Tony wstukał kod, aby je odblokować. Ostrożnie położyła go na kanapie i podniosła ładowarkę z ziemi. Sam zdjął bluzkę, więc nie potrzebował pomocy przy podpięciu urządzenia.
Gdy oni siedzieli w zbrojowni, kryminaliści wysłuchiwali Ducha.

Duch: Wszyscy znają Iron Mana. Pojawił się rok temu i od tego czasu miesza nam w interesach.
Titanium Man: Tyle to sami wiemy, zjawo.

Najemnik nie lubił, gdy ktoś tak go nazywał. Od razu przeniósł się za tyły Justina, penetrując ręką jego wnętrzności. Ściskał za jelita. Bogacz czuł jak zbiera mu się odruch wymiotny.

Duch: Coś mówiłeś?
Titanium Man: Ach! Już nic.
Duch: Prawidłowa odpowiedź.

Odpuścił mu, wyjmując dłoń z ciała. Jednak pilot nie wytrzymał i zwrócił zawartość żołądka na podłogę. Whiplash odruchowo uderzył z bicza, reagując w imieniu Fixa.

Whiplash: Gdzie nam tu brudzisz?! Wypad!
Titanium Man: To przez Ducha!
Duch: O! Wreszcie wiesz, z kim masz do czynienia. Gratulacje.

Powiedział sarkastycznie do niego, zaś pod maską delikatnie się uśmiechnął złowrogo.

Duch: Czy mam kontynuować?
Mr Fix: Jesteś nam potrzebny, aby wprowadzić plan w życie. Trzeba zniszczyć Iron Man.

Bandyta zaśmiał się.

Mr Fix: Co się bawi?
Duch: Och! Wy naprawdę nic nie rozumiecie.
Iron Monger: To nas oświeć!
Duch: O! Ten blaszak też mówi. Jak miło.
Whiplash: Gadaj!

Wkurzył wszystkich, dlatego odszedł od nich nieco dalej. Rzucił im zdjęcie tożsamości bohatera. Przestępcy zdębieli na widok Anthony'ego Edwarda Starka. Najpierw spojrzeli na fotografię, a potem na Ducha.

Mr Fix: Jak długo o tym wiesz?
Duch: Cóż... To logiczne. Trochę mi to zajęło, ale wreszcie mogę przejść do ostatniego aktu.
Titanium Man: Co ty chcesz zrobić, Duch?
Duch: Zrobić? Muszę cię rozczarować, ale ja już podjąłem ostateczne kroki.

Przyznał, a po kilku minutach, nie znalazł się po nim żaden ślad. Szef biczownika zastanawiał się nad tym, do czego mógł posunąć się zabójca, a był do wielu rzeczy zdolny.
Kiedy minął zaledwie kwadrans, Tony nadal nie mógł oddychać bez bólu. Prawniczka bała się, że choroba powróciła.

Roberta: Tony, co z tobą? Nie zasypiaj, dobrze? Wytrzymaj jakoś.
Tony: R... Roberto.
Roberta: Cii... Nie bój się. Pomogę ci.

Czuła strach przez nieznanie zagrożenia. Sprawdziła czy miał gorączkę. Czoło nie było rozpalone, więc przyczyna leżała przy czymś innym.
Nagle na bransoletce pojawiło się czerwone światło oraz sygnał, który oznaczał bardzo słabe zasilanie.

Roberta: Co się dzieje?

Wszystko wskazywało na brak przesyłania energii do mechanizmu. Uważnie przyjrzała się ładowarce. No i znalazła przyczynę. W jednym miejscu było widać przecięty kabel.

Roberta: Niedobrze. Musisz jechać do szpitala.
Tony: A... Ale... ja...
Roberta: Musisz mieć naładowany implant, bo inaczej twoje serce przestanie bić! Nie mogę na to pozwolić.
Tony: P... Proszę... N... Nie.

Głos, a także ciało drżało zarówno ze strachu jak i z powodu serca. Założyła mu koszulkę, zaś zepsutą ładowarkę rzuciła na podłogę.

Roberta: Zbieramy się, Tony. Nie mamy innego wyboru.
Tony: P... Proszę... Zostań... my.

Dłużej nie potrafił mówić, aż stracił przytomność. Pani Rhodes chwyciła go sposobem matczynym, wynosząc z bazy. Szybko dotarła z nim do auta, aby bezpiecznie i w miarę błyskawicznie trafić do odpowiedniej placówki. Liczyła się każda minuta.

Roberta: Trzymaj się.

Powiedziała z nadzieją, a kluczyki przekręciła w stacyjce. Ruszyła w odpowiednią stronę, nie zważając na pozostałych uczestników ruchu drogowego.
Podczas gdy ona walczyła z czasem, Titanium Man wraz z pozostałymi uczestnikami spotkania próbowali zrozumieć rzuconą prawdę na światło dzienne.

Mr Fix: Stark to Iron Man. Jak mogliśmy być tacy ślepi?
Whiplash: Do tego Duch myśli, że z nim skończył. Ach! To ja chciałem zabić blaszaka! To moja działka!
Mr Fix: Whiplash, uspokój się... Co wy o tym sądzicie?
Titanium Man: Szczerze? Nawet bym o tym nie pomyślał, Fix.
Iron Monger: No błagam. To było raczej oczywiste od samego początku.
Titanium Man: A ty byś na to wpadł sam? Założę się, że miałeś go podanego na tacy, ale nic nie zrobiłeś. Mam rację?

Łysielec zamilknął. Nie zamierzał pogrążać się bardziej.

Mr Fix: Ale coś tu nie pasuje.
Iron Monger: Co takiego?
Mr Fix: Jak Duch go zabił? Przecież wielokrotnie próbowaliśmy.
Whiplash: Właśnie! Ilekroć obrywał prądem, to wstawał.
Iron Monger: Niezłomny.
Titanium Man: Ale z chorym... sercem. Tak! To jest klucz!

Uradował się mężczyzna ze swojego odkrycia. Reszta zgodziła się z nim.

Titanium Man: Widzicie? Odkryliśmy słaby punkt Iron Mana.
Iron Monger: Jednak trzeba odpowiednio wykorzystać tę informację.
Mr Fix: Masz rację, Iron Monger. Niestety, lecz spóźniliśmy się.
Whiplash: O nie! Dopóki nie ma aktu zgonu albo martwego ciała, nie uwierzę w żadną bajeczkę.

Już miał wskoczyć na piłę tarczową, lecz jego pan go powstrzymał.

Mr Fix: Cierpliwości, Whiplash. Jeśli Stark ma umrzeć, to dzisiaj. Dobrze wiesz, że Duch dopilnuje, aby znalazł się po "tamtej" stronie.
Whiplash: No dobra. Niech będzie. Uzbroję się w cierpliwość.
Titanium Man: My wszyscy musimy.

Zdecydowali poczekać na rozwój wydarzeń, a mając do dyspozycji zaawansowany sprzęt handlarza, mogli siedzieć w kryjówce, nie przegapiając niczego. Szczególnie momentu agonii bohatera.
Godzinę później, Roberta znalazła się w szpitalu. Stan geniusza był poważny, choć teoretycznie wystarczyło zasilić rozrusznik serca, żeby mógł spełniać swoje funkcje.
Nagle z jednej z sal wyszedł Yinsen. Na początku przyjrzał się znajomym twarzom.

Dr Yinsen: Zdaje się, że już się widzieliśmy tydzień temu. Co tym razem się stało?
Roberta: Ładowarka jest zniszczona i musi mieć naładowany implant.
Dr Yinsen: Hmm... Niech mu się porządnie przyjrzę.

Lustrował wzrokiem całe ciało Tony'ego, aż zdecydował się zerknąć na implant. Nie wyglądał na zachwyconego, a o swoich obawach nie pragnął się wypowiadać.

Roberta: Coś nie tak?
Dr Yinsen: Na chwilę obecną ciężko mi coś powiedzieć.
Roberta: Ale jest źle, prawda?

Spytała, licząc na odpowiedź. Zamiast tego sama została dopytana o dodatkowe szczegóły.

Dr Yinsen: Jakie pojawiły się objawy?
Roberta: Nie mógł oddychać, a potem doszły jeszcze drgawki.
Dr Yinsen: Drgawki? Oj! To nie brzmi dobrze.
Roberta: I co teraz?
Dr Yinsen: Zajmę się nim, Roberto. Tak jak zawsze.

Lekko uśmiechnął się, a następnie poprosił personel medyczny do pomocy w transporcie do odpowiedniej sali. Oczywiście ciekawość przypadku związanego z nastolatkiem skłoniło dr Bernes do udzielenia wsparcia. Zawsze działali razem. Byli niezastąpionym duetem.
Po podpięciu pacjenta do kardiomonitora, ładowarki oraz innych kabli wraz z założeniem maski tlenowej, Victoria analizowała odczyty z pierwszych minut.

Dr Bernes: Poziom energii implantu podniósł się o 15%. To dobrze?
Dr Yinsen: To wszystko zależy od wielu czynników, a w jego stanie sama możliwość zasilenia jest tu czymś dobrym.
Dr Bernes: Biedna, Roberta. Znowu musi siedzieć i czekać na wieści, które mogą nie być zbytnio satysfakcjonujące.
Dr Yinsen: Zgadzam się z tobą jak najbardziej. Oby tylko powód leżał tylko przez rozładowany mechanizm.
Dr Bernes: Widzę jak się martwisz. Co cię niepokoi, Ho?
Dr Yinsen: Wspomniała coś o drgawkach, więc trzeba zrobić dokładniejszą diagnostykę. Zajmiesz się tym?
Dr Bernes: Bez dwóch zdań. Przecież zawsze możesz na mnie liczyć.
Dr Yinsen: Świetnie, więc ja pójdę po teczkę Tony'ego i pogadam z Robertą.

Podzielili się obowiązkami między sobą, zostawiając nastolatka z pielęgniarkami, które były wyszkolone na większość przypadków. Zresztą, po Nowym Jorku mogli spodziewać się praktycznie wszystkiego i z wielką chęcią pomagali herosom, ryzykującym własne życia dla przetrwania miasta.
Po tym jak lekarze poszli załatwiać odpowiednie sprawy, rozdzwonił się telefon w poczekalni. To był Rhodey. Z początku Roberta wahała się nad odebraniem, ale w końcu połączyła się z synem.

Rhodey: Hej, mamo. Właśnie skończyłem lekcje. Jak tam pilnowanie Tony'ego? Chyba nigdzie się nie wymykał, prawda?
Roberta: Bez obaw. Jak wrócisz do domu, to pogadamy.
Rhodey: Mamo, dziwnie brzmisz. Tak, jakby coś się stało.
Roberta: Jestem w szpitalu.
Rhodey: Co?! Szpital?! Dlaczego?! Mamo!
Roberta: James, opanuj się i nie krzycz. Może i starzeję się coraz szybciej, ale to nie znaczy, że życzę sobie popsutego słuchu.
Rhodey: Wybacz, ale...

Przerwał wypowiedź, słysząc jakieś zamieszanie w tle. Akurat Yinsen był coraz bliżej poczekalni, dlatego postanowiła skrócić rozmowę do minimum.

Roberta: Przyjechałam tylko odebrać dokumentację medyczną. Potrzebuję do wypełnienia papierów dla wychowawcy.
Rhodey: Naprawdę? Och! Co za ulga, więc wróć szybko. Heh! Nie zagaduj się z doktorkiem, dobrze?
Roberta: Pewnie. Przyjadę od razu, gdy dostanę teczkę.

Uśmiechnęła się słabo, choć i tak tego nie widział. Rozłączyła się, kończąc pogawędkę przez telefon.

Dr Yinsen: Okłamywanie Rhodey'go nie wyjdzie ci na dobre.

Odezwał się specjalista, który miał przy sobie całą dokumentację. Usiadł obok prawniczki, starając się jakoś przekazać wysunięte wnioski.

Dr Yinsen: Tony jest na cyberchirurgii. Będzie tam do czasu poprawy stanu zdrowia.
Roberta: Rozumiem. Poza tym, znasz mojego syna. Prawdziwy z niego panikarz.
Dr Yinsen: Ale i też wspaniały brat, który zawsze pomoże w potrzebie.
Roberta: Trudno się nie zgodzić.
Dr Yinsen: Chcesz porozmawiać z Tony'm?
Roberta: A odzyskał już przytomność?
Dr Yinsen: Jeszcze trochę i otworzy oczy. Wszystko jest pod kontrolą.
Roberta: Kiedy wiem, że ty i Victoria jesteście przy nim, mogę w spokoju czekać na jakieś wieści.

Stwierdziła, chwaląc w duchu umiejętności wymienionej przez nią dwójki niezwykłych ludzi, znających tyle skomplikowanych przypadków, co Iron Man miał wrogów.
Niespodziewanie doktor odebrał sygnał alarmowy z pagera.

Dr Yinsen: Wybacz, że dłużej nie porozmawiamy, ale obowiązki wzywają.

Wstał z krzesła, mając zamiar ruszyć na wezwanie. Jednak został lekko szarpnięty za rękaw. Odwrócił się do niej.

Roberta: Pomóż mu jak najbardziej zdołasz.
Dr Yinsen: Składać obietnic nie mogę, lecz zrobię tyle, ile będę w stanie.

I tymi słowami pożegnał się z opiekunką Anthony'ego. Przeszedł parę kroków, aż trafił na specjalny oddział, gdzie zajmował się pacjentami z wszczepioną technologią, którą sam stworzył. Tego dnia znajdowała się jedna osoba, więc mógł wszystko robić w jednym pomieszczeniu bez konieczności załatwiania zabiegówek czy sal operacyjnych. Każdą ingerencję mógł zrobić właśnie tam.
Gdy lekarka podała mu kolejne dane, nie miał wątpliwości co do postawienia diagnozy.

Dr Yinsen: Jego serce już było wcześniej uszkodzone, ale teraz struktura mięśnia została bardziej naruszona.
Dr Bernes: Co proponujesz?
Dr Yinsen: Moc implantu zależała od uszkodzenia organu. Musimy zwiększyć moc, aby ładowanie było nadal skuteczne.
Dr Bernes: Czyli co? Operujemy?
Dr Yinsen: Inaczej tego nie zrobimy.
Dr Bernes: Przygotuję narzędzia.

Victoria przygotowała zestaw do dość złożonego zabiegu. Na drzwiach od oddziału nakleili kartkę, informując o podjętych czynnościach. Kilka minut zajęło im przygotowanie do operacji, zaś chory leżał uśpiony pod narkozą.

Dr Yinsen: Gotowa?
Dr Bernes: Bardziej już nie będę.
Dr Yinsen: No to możemy zaczynać.

W tym samym czasie, pani Rhodes siedziała spokojnie, nie próbując wpadać w panikę. Jednak nie chciała, aby Tony spędził większość życia w szpitalu. Chciała dać mu normalne, nastoletnie życie, a przez sekretną tożsamość nie było takiej możliwości.

Roberta: Tony, bądź dzielny.
Rhodey: Na pewno będzie.

Lekko podskoczyła do góry przez usłyszenie syna.

Roberta: Co ty tu robisz? Miałeś czekać w domu.
Rhodey: Chciałem, ale jakoś nie mogłem. Mamo, co się dzieje?
Roberta: Lekarz prosił, żeby przyjechać z Tony'm. Chciał coś sprawdzić i na razie go diagnozuje.
Rhodey: I ja mam w to uwierzyć? Czy tu chodzi o tę infekcję, z którą walczył tydzień temu?
Roberta: Lepiej usiądź. Proszę.
Rhodey: Mamo?

Kobieta nie potrafiła dłużej używać półprawdy. Z trudem wydusiła z siebie pozostałość informacji.

Roberta: Ktoś przeciął kabel od ładowarki, a Tony musiał mieć naładowany implant.
Rhodey: Co?!

Był w szoku, lecz bardziej nasuwało mu się pytanie. Czy winny był Duch? A może ktoś inny?

Rhodey: Jak to się stało?
Roberta: Nie mam bladego pojęcia, Rhodey. Ktoś chciał go skrzywdzić, bo to ewidentnie wygląda na sabotaż.
Rhodey: Sabotaż?
Roberta: Tak mi się wydaje, ale to nie ma żadnego sensu. Po co ten ktoś miał mu zaszkodzić?

Rhodes znał odpowiedź. Nie zamierzał się z nią podzielić, bo wtedy rozszyfrowanie ciągłych ucieczek oraz niesamowitych "wypadków" stałoby się banalne do rozwiązania. Od razu powiązałaby tak fakt, aż domyśliłaby się, iż Tony Stark i Iron Man to ta sama osoba.
Gdy chłopak wreszcie usiadł, żeby nie kręcić się nerwowo po szpitalu, lekarze kończyli zabieg. Ustawili moc implantu, uruchamiając działanie poprzez uderzenie specjalnym defibrylatorem. Zwykły mógł go zabić. Uderzył raz. Partnerka sprawdziła odczyty funkcji na kardiomonitorze.

Dr Bernes: Działa.
Dr Yinsen: Hmm...
Dr Bernes: Coś nie tak? Źle przeanalizowałam dane?
Dr Yinsen: Nie o to chodzi, Victorio. Jego wyniki pogarszają się z roku na rok, a to nie skończy się dobrze.
Dr Bernes: Rozumiem twoje obawy, dlatego nie martwmy się na zapas. Będzie żył.

Stwierdziła stanowczo, zszywając miejsca nacięć. Założyli opatrunek, owijając klatkę piersiową bandażem. Potem mogli zdjąć odzież chirurgiczną i umyć ręce, gdyż były we krwi. Ho wyszedł poinformować opiekunkę o przebiegu operacji. Jedynie nie pragnął zdradzać swoich obaw co do przyszłości chorego.

Dr Yinsen: A jednak rodzinka w komplecie. Nie dało się utrzymać tajemnicy, co?
Roberta: Przecież mówiłam, że tak będzie.
Rhodey: Co z nim? Czy wszystko będzie dobrze?
Dr Yinsen: Może chodźmy do mojego gabinetu. Tam dowiecie się to co powinniście zrozumieć.

Nikt nie wyrażał sprzeciwu i poszli w wyznaczone miejsce. Przeszli wzdłuż korytarza, a następnie skręcili w prawo, gdzie mieścił się kącik specjalistów.
Po zajęciu miejsc przy biurku, doktor podzielił się wiadomościami.

Dr Yinsen: Na początku naładowałem implant. Jednak to nie rozwiązało problemu. Aby było to skuteczne, operacyjnie z Victorią zmieniliśmy ustawienia rozrusznika serca, bo musi spełniać swoje wyznaczone działania. Teraz Tony nabiera sił, a wypis otrzyma nie szybciej, niż po tygodniu. Pytania?
Rhodey: Powiedział to pan tak spokojnie.
Dr Yinsen: Mój zawód tego wymaga. Opanowanie to klucz w tej dziedzinie.
Roberta: Możemy się z nim zobaczyć?
Dr Yinsen: Żaden problem, ale nie przeraźcie się na ilość maszyn. Są konieczne po takiej operacji.

Uspokoił ich, lecz oni nie czuli się z tą wiedzą lepiej. Szybko znaleźli się na cyberchirurgii, bo gabinet lekarza mieścił się prawie obok oddziału.
Kiedy weszli do środka, zmieszały się uczucia. Strach oraz opanowanie było odczuwalne w każdej komórce ich ciała. Ostrożnie podeszli do Starka, który powoli wybudzał się z narkozy. Najpierw poruszył się palec, potem cała dłoń, aż wreszcie mogli zobaczyć błękitne tęczówki z tętniącym życiem.

Roberta: Witaj z powrotem, Tony.
Tony: Roberto? Gdzie... ja jestem?
Roberta: Spokojnie. Już wszystko będzie dobrze.
Tony: Ale... Ale co się stało?

Był pogubiony. Nic dziwnego, skoro wiele przeszedł przez ostatnie lata. Oddychał przez maskę tlenową, żeby być w stanie nabrać powietrza do płuc bez bólu. Mimo wszystko, odczuwał rany pooperacyjne.

Rhodey: Jak się czujesz?
Tony: Jakoś... dobrze. A Pepper? Czy... Czy ona wie?
Rhodey: Na każdej lekcji i przerwie mówiła o tobie. Wiesz jak długo musiałem się z nią męczyć?
Tony: Heh! Na pewno... długo.

Lekko się zaśmiał, a szwy narywały dość mocno przez ruch.

Dr Yinsen: Na dzisiaj wam wystarczy odwiedzin. Muszę zrobić jeszcze kilka badań.
Tony: Nie... Niech zostaną.
Dr Yinsen: Przykro mi. Nie mogą, ale jutro też jest dzień.

Pocieszył, a nastolatek pożegnał się z nimi, machając dłonią. Rodzina opuściła salę, zaś doktorek z lekarką przeprowadzali diagnostykę. Oboje nie byli zachwyceni swoim odkryciem, bo złe przeczucia okazały się prawdą.
Podczas pracy zespołu specjalistów, do spotkania powrócił Duch. Nie kipiał radością jak poprzednio.

Mr Fix: I co? Chyba znowu zawiodłeś.
Duch: Mogłem przewidzieć, że ktoś mi skomplikuje plan.
Whiplash: Widocznie uderzyłeś w złym momencie.
Duch: Tak uważasz? Cóż... Anthony prędzej czy później umrze. Nikt nie jest nieśmiertelny, a skoro jest Iron Manem, to łatwej śmierci nie będzie miał.
Iron Monger: Słuszna uwaga. Ktoś ma jakiś plan na jego zagładę?

Spytał Stane, licząc na kreatywne pomysły uśmiercenia blaszaka. Wrogowie wymieniali wiele ciekawych realizacji planów. I tak siedzieli, aż do nadejścia kolejnego dnia. Ustalili proste działanie, więc z tym planem rozeszli się w swoje strony, zostawiając Fixa z Whiplashem samych.

KONIEC.

---**---

Nie ma to jak dodać notkę świeżo następnego dnia. To jest koniec one shota, choć wydawałoby się, że jest coś jeszcze. To takie koło zatacza, bo zawsze wrogowie chcą zniszczyć bohatera, a ten stara się z nimi walczyć i przetrwać.

Zmiany i wieści z zaświatów

0 | Skomentuj
No dobra. Nie przypuszczałam, że przez moje zamiłowanie do szukania dziur w fabule serialu tak mnie przyciągnie z powrotem do projektu. Planuję zrobić czwarty sezon, który będzie bardziej alternatywną wersją po drugiej serii IMAA. Wszystko z winy jednej teorii na temat magistrali. Pisałam już o tym trzy razy: w opowiadaniu, one shocie i jakimś rodziale projektu. Z racji tego, że mam napięty grafik przez szkolne egzaminy zaliczeniowe (pierwszy rok, więc muszę się postarać), to zmieniłam kontent na Gintamę. Jednak moje blaszakowe serduszko dalej bije dla IMAA i to nic nie zmieni. Ogólnie, jak idę spać to myślę o blaszaku, a jak jestem na nogach, to jestem w świecie anime. Zanim wyjaśnię o co będzie chodziło w projekcie, zaznaczę ważną rzecz. A mianowicie.

Jeśli nie będzie weny, czasu oraz czytelników, w każdej chwili projekt kontynuacji zostanie anulowany.
Jeśli nie będzie weny, czasu oraz czytelników, w każdej chwili projekt kontynuacji zostanie anulowany
Rysowanie storyboard też nie wyszło dobrze, bo cała fabuła okazała się być tylko w 3 minutach. Za mało. No i jeszcze mój brak umiejętności.

Z tym wszystkim wiążą się też chęci, a przez brak możliwości animacji, to zostało pisanie. Brakuje zdolności artystycznych, a przede wszystkim odpowiednich aplikacji i sprzętu. Przez ostatnie miesiące wertowałam, szukając prostych zamienników. Wszystko sprowadzało się do tabletu graficznego. Jednak lista zamienników była także taka:

filmiki fanowskie

komiks

manga

film amatorski (coś ala live action)

gify

teatralne przedstawienie


Tak. To prawda. Nawet stworzyłam osobny folder, a do tego zastanawiałam się nad pewną alternatywą, czyli innym sposobem na ożywienie historii. Motywuje sam fakt, że niektórzy jeszcze piszą o IMAA, a petycja nadal jest w ruchu. Ciągle ludzie podpisują, więc jest nadzieja.

Dobra. Tak wyglądają plany do części czwartej.



Ogólnie teoria w pigułce wraz z planowanymi tytułami. Nie uwzględniłam poprzednich wątków, które już rozpisałam w poprzedniej części. To jest AU- Alternative Universe. Odpowiada na pytanie: Co by było, gdyby świat po magistrali nie istniał?


Wniosek: To nasza percepcja. Nasze spojrzenie na świat, a rzeczywistość jest wizualizacją w naszych mózgach.

Na Fanfiction. net spotkałam się z jednym opowiadaniem, które właśnie opowiadało o tej wersji. Bardzo ciekawie pokazane, aż pomyślałam, żeby usiąść i pobawić się w rozgryzanie teorii. Jakoś lubię myśleć nad czymś takim. Było nawet zabawnie, a sama nie mogłam uwierzyć, że przez cały ten czas byłam tak blisko klucza. Miałam rozwiązanie tuż przed nosem.

Szperanie po wikipediach, starych forach, analizach odcinków, tłumaczeniach z angielskiego odcinka i polskiego, porównanie ich, a także wnioski z rozmów na ten temat odnalazły rozwiązanie problemu.

Jednak jedna kwestia nie została rozwiązana.

Jaka?


Inne teorie, które też coś wnoszą. Przede wszystkim ta o wypadku samolotu i działaniu implantu. Może któregoś dnia uda mi się dojść do prostego wniosku. Kto wie? A na razie nic tylko próbować kombinować nad projektem. Z jakiegoś powodu do niego wracam, bo czuję, że nie zrobiłam wszystkiego. Tak nie może być, ponieważ najczęściej wszystko doprowadzam do samego końca.

Rany! Jak na post z informacją zrobił się całkiem długi, a to jeszcze nie koniec. Wybaczcie, że to nie rozdział. Plany pisania na 2018 rok wciąż ulegają zmianie.


Okej. Na zakończenie przedstawię ogólny plan notek. Wiadomo, że mogą ulec zmianie. Oto one.

Odcinek 1: Błąd logiczny cz.1
Tony walczy z drobnymi złodziejaszkami. Po udanej walce, przychodzi do Vault porozmawiać z Duchem. Kiedy mówi mu, że nie jest więźniem, pomieszczenie jest rozsypywane w piksele.
Premiera: styczeń 2018r.

Odcinek 2: Błąd logiczny cz.2
Tony błądzi w Magistrali, szukając wyjścia. Natrafia na Kontrolera, który chce otrzymać recepturę serum. Geniusz nie zgadza się. Jednak wirtualny świat zaczął się niszczyć, więc miał mało czasu na ucieczkę.
Premiera: styczeń 2018r.

Odcinek 3: Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej
Iron Man próbuje zrozumieć, co wydarzyło się naprawdę. Okazuje się, że jego ojciec nadal jest więziony. Chce go odnaleźć.
Premiera: luty 2018r.

Odcinek 4: Pamiętaj o bólu
Whitney odwiedza ojca, który nadal jest w śpiączce. Tony przychodzi ją przeprosić. Próba zgody kończy się porwaniem.
Premiera: luty 2018r.

Odcinek 5: Chciwy drań
Whiplash powoduje chaos w mieście w czasie nocnej zmiany Iron Mana. Tony zostaje ranny, więc Rhodey postanawia dokończyć porachunki w jego imieniu.
Premiera: marzec 2018r.

Odcinek 6: Przeznaczenie
Gene pokonał ósmego strażnika, a Howard ostrzega go, że szukanie następnego może sprowadzić kłopoty. W tym samym czasie, Tony wraca do roli Iron Mana.
Premiera: marzec 2018r.

Odcinek 7: Strażnicy z żelaza
Ludzie Hammera przychodzą na teren zbrojowni. Jako, że Tony jest na uczelni, Pepper z Rhodey’m muszą zatrzymać robotników przed zburzeniem świątyni.
Premiera: kwiecień 2018r.

Odcinek 8: Nadszedł czas dla Rescue
Pepper wreszcie otrzymała swoją zbroję i jej pierwszą misją będzie powstrzymanie pszczelarzy, którzy włamali się do laboratorium biotechnologii.
Premiera: kwiecień 2018r.

Odcinek 9: Powrót Crimson Dynamo
Anton Harchov siada za sterami mecha z Projektu Pegaz, gdy Iron Man niszczy jego plany.
Premiera: maj 2018r.

Odcinek 10: Test godności
Mandaryn zdobył ostatni pierścień, przez co otworzył się portal na niebie, skąd wyszli strażnicy z poprzednich testów. Gene będzie musiał współpracować z Iron Manem, War Machine oraz Rescue, żeby zachować moc.
Premiera: maj 2018r.

Odcinek 11: Szantaż
Howard próbuje odzyskać swój dorobek życia, używając prawa. Jednak w walce z Hammerem to było niewystarczające. Iron Man postanawia zmusić Justina do oddania firmy, bo inaczej wszyscy się dowiedzą, że jest kryminalistą.
Premiera: czerwiec 2018r.

Odcinek 12: Krok w przyszłość
W czasie patrolu Tony’ego, z nieba coś spada. Kiedy podchodzi bliżej, zauważa młodego Andrew w zbroi z roku 2099. Potrzebuje pomocy Iron Mana, żeby znalazł sposób na pokonanie Ultrona.
Premiera: czerwiec 2018r.

Odcinek 13: Unieważniona umowa
Duch dotkliwie niszczy zbroję Mark II, pozostawiając Tony’ego na śmierć. Na szczęście ratuje go Rhodey, który zabiera do szpitala.
Premiera: lipiec 2018r.

~~**POŁOWA SEZONU**~~

Odcinek 14: Tylko jeden jest bohater
Tony testuje Mark III. Znienacka zostaje zaatakowany przez Force’a i Shockwave’a.
Premiera: lipiec 2018r.

Odcinek 15: W głębi umysłu
M.O.D.O.K. zostaje naprawiony i przywrócony do życia. Hammer chce go wykorzystać do poznania tożsamości Iron Mana.
Premiera: sierpień 2018r.

Odcinek 16: Nowe sojusze. Nowe kłopoty
Hydra nawiązuje kontakt z Hammerem, co doprowadza Pepper do odkrycia planów zniszczenia konkurencji. Kiedy zamierza ostrzec Tony’ego, Titanium Man już zaczął realizację swych działań.
Premiera: sierpień 2018r.

Odcinek 17: Szaleństwo
Rhona wydostaje się z Ravencroft. Pragnie zniszczyć Iron Mana, zaczynając od namierzenia zbrojowni.
Premiera: wrzesień 2018r.

Odcinek 18: Po stronie Diabła
Daredevil wyręcza Iron Mana z nocnej zmiany, zajmując się oprychami, przez co Tony nie musi zarywać nocy.
Premiera: wrzesień 2018r.

Odcinek 19: Królestwo Wakandy
T’Challa musi uporać się ze złodziejami vibranium i Tony miesza się w to, przez co jest uznawany za intruza.
Premiera: październik 2018r.

Odcinek 20: Pobudka, Iron Manie
Zbroja Tony’ego nie działa jak należy przez wirus, którym został zainfekowany. Po raz drugi musi walczyć ze sztuczną inteligencją o własną wolność, a przede wszystkim o życie.
Premiera: październik 2018r.

Odcinek 21: Podróż w jedną stronę
T.A.R.C.Z.A. niepokoi się, że w kosmosie pojawił się jakiś statek obcych. Tony zamierza to sprawdzić, lecąc kosmiczną zbroją.
Premiera: listopad 2018r.

Odcinek 22: Bo najważniejsza jest rodzina
Hawkeye pomaga bratu wyjść z długów u Nefarii, co powoduje, że staje się celem Maggii.
Premiera: listopad 2018r.

Odcinek 23: Żadnych kłamstw
Howard odkrywa prawdę o Tony’m, znajdując zbrojownię. Gdy Iron Man wraca do bazy, dochodzi do kłótni.
Premiera: grudzień 2018r.

Odcinek 24: Złych się nie nagradza. Ich trzeba karać
Punisher sieje postrach w Nowym Jorku, zabijając wielu kryminalistów. Jego ostatni cel ucieka i zabije każdego, kto przeszkodzi mu w zabójstwie Ducha.
Premiera: grudzień 2018r.

Odcinek 25: Walcząc po raz ostatni cz.1
Frank Castle nadal przelewa krew. Tony łączy siły z tymi, którzy chcą go powstrzymać.
Premiera: styczeń 2019r.

Odcinek 26: Walcząc po raz ostatni cz.2
Walka wciąż trwa, a bohaterowie mają coraz mniej amunicji. Do tego są ranni, więc ostatnie ruchy będą decydujące.
Premiera: styczeń 2019r.

I tyle. To już wszystko. Jednak zaznaczę, że czwarty sezon nie obejmuje wydarzeń z trzeciego, a pewne zagubione wątki zostały pokazane w inny sposób. Zobaczymy jak to wyjdzie w praktyce. A może zrobić coś na zasadzie losowania? Może seria one shotów o tych tematach będzie lepsza? Czekam na wasze zdanie.

PS: Jeszcze raz przepraszam za długość wiadomości.

PS 2: A jak wy widzicie czwarty sezon? No i podstawowe pytanie: Czy chcecie, żeby był? Czekam na wasz odzew.
~Katari

Gra

0 | Skomentuj


Cała klasa Tony'ego rozpoczęła już pierwszą godzinę lekcyjną. Jednak jego jeszcze nie było. Przyjaciele nieco zmartwili się. Jednak na szczęście pojawił się po pięciu minutach. Zajął swoje miejsce, a następnie zapytał o materiał, który przeoczył.

Tony: Pisaliście już coś?
Rhodey: Ledwo sprawdził obecność.
Tony: Poważnie? To dobrze.
Pepper: Gdzie byłeś? Już nawet myśleliśmy, że to sprawy...

Zasłonił jej usta, domyślając się, co zamierzała powiedzieć za przypuszczenia. jako, że byli na lekcjach, nie mogli mówić swobodnie o wszystkim, co im na język przyjdzie.

Pepper: Ale gdzie ty byłeś?
Tony: Musiałem coś sprawdzić. Spokojnie.
Rhodey: Chyba coś ukrywasz, prawda?
Pepper: Dokładnie! Śmierdzi kłamstwem na kilometr. Co konkretnie sprawdzałeś?
Tony: Po prostu musiałem odłożyć wszystko na miejsce. Gdyby tak Roberta chciała sprawdzić laboratorium, to lepiej, żeby nie natknęła się na... No wiecie.

Przyjaciele kiwnęli głową, przyjmując takie wytłumaczenie do wiadomości. Zresztą, za długo nie mogli rozmawiać na ten temat, aby nie wpaść w kłopoty. Z profesorem Kleinem nie było żartów.
Gdy minęła połowa lekcji, geniusz zaczął się krztusić.

Rhodey: Hej! Wszystko gra?

O dziwo nie tylko on miał duszności. Reszta uczniów cierpiała na tą samą przypadłość.

Rhodey: Ej! Co jest... grane? Ekhm...

Teraz i on czuł trudność w podstawowej czynności człowieka, czyli oddychaniu. Nie minęły kolejne minuty, a wszyscy padli na ławki lub zsunęli się na podłogę. Ten drugi przypadek dotyczył jedynie Anthony'ego.
Kiedy James ocknął się, zauważył znajome elementy pomieszczenia, jakim była sala gimnastyczna. Był jedyną osobą przytomną, co zdziwiło samego oprawcę, który odważył się odezwać przez głośniki. Brzmiał znajomo.

Rhona: Gratulacje. Zostałeś wybrany do wzięcia udziału w grze.
Rhodey: Co? Rhona? Myślałem, że siedzisz w Vault.
Rhona: Jak widzisz, to jestem tu, bo musicie odpokutować za mojego brata.
Rhodey: Przecież my go nie zabiliśmy! O nie!

Od razu przypomniał sobie zdarzenie z poprzedniego miesiąca. Pamiętał, że Iron Man walczył z Androidem, a psychopatkę zabrali do specjalnego instytutu. Zaczął obawiać się o życie przyjaciela, chociaż z drugiej strony, to Rhona nie znała prawdziwej tożsamości bohatera.

Rhodey: Wypuść nas!
Rhona: Oj! To nie takie proste, bo widzisz...

W sali pojawiła się beczka z dymiącymi oparami. Był przerażony.

Rhodey: Rhona, przestań! W ten sposób nic nie zdziałasz!
Rhona: Wiem, że Iron Man jest wśród was. Jeśli poświęci się, zostaniecie oszczędzeni.
Rhodey: A Iron Man?
Rhona: Będzie w nieco gorszej sytuacji. Lepiej się pospieszcie, bo inaczej ktoś umrze.

Zaśmiała się złowrogo, dając powód do strachu. Trujący gaz coraz szybciej rozprzestrzeniał się po sali.

Rhodey: Muszę obudzić Tony'ego.

Natychmiast podbiegł do niego, szturchając bezwładnym ciałem.

Rhodey: Tony, ocknij się. Jesteś mi potrzebny.

Prośba została wysłuchana. Chłopak powoli otworzył oczy, lecz i tak nie rozumiał sytuacji, w jakiej się znaleźli.

Tony: Rhodey? Gdzie my jesteśmy?
Rhodey: W sali gimnastycznej. Rhona nas zamknęła.
Tony: Rhona? Ta Rhona Erwin?
Rhodey: Tak. Ta sama, co zaatakowała Akademię miesiąc temu.

Geniusz próbował zrozumieć działanie wariatki z intelektem Einsteina. Rhodes wyjaśnił mu dość skrótowo, gdyż trucizna mogła ich w każdej chwili bardziej pogrążyć, a nawet zabić.

Rhodey: Ona chce dostać Iron Mana. Jeśli się podda, uwolni wszystkich i przestanie nas podtruwać.
Tony: Co takiego?! Jak... Jak ona może?!

Nie minęła minuta, a Tony zaczął się dusić.

Rhodey: Musimy oszczędzać tlen.
Tony: Rhodey...
Rhodey: Hej! Jakoś z tego wyjdziemy. Zobaczysz.

Nagle beczka wybuchła, odrzucając ich do ściany, w którą uderzyli. Jednak jego siła pozwoliła Starkowi utrzymać się dłużej na nogach.

Rhodey: Trzymasz się jakoś?
Tony: Tak... Chyba tak.
Rhodey: Jakiś pomysł?
Tony: Musimy się... wydostać... na korytarz.
Rhodey: Wiem. Tylko jak?
Tony: Zbudźmy resztę.

Postanowił poszukać wsparcia u przyjaciół. Zdołali przywrócić do przytomności Happy'ego, Whitney i Pepper. Krótko wytłumaczyli obecną sytuację.

Rhodey: Jeśli stąd nie uciekniemy, to będzie po nas.
Whitney: Chyba, że Iron Man się podda.

Popatrzyła na geniusza, znając jego tożsamość. Ruda stanęła mu w obronie.

Pepper: Nawet niczego nie kombinuj!
Whitney: A co masz takiego na myśli?
Pepper: Wyłupię ci te oczy i wbiję na płot, jeśli nie przestaniesz knuć, jasne?!
Happy: Pepper, wyluzuj. Zaraz nas stąd wydostanę.

Uderzył z całej siły w zamek, aż się wyłamał. Teraz mogli uciec z budynku. Heros pobiegnął do szafek, żeby wziąć zbroję.

Rhodey: Tony, stój!
Pepper: Tony!

Nalegali na zwolnienie tempa. Jednak on chciał załatwić porachunki z kryminalistką, bo przez Iron Mana mogli zginąć.

Pepper: Tony!

Krzyknęła, gdyż ledwo dotknął plecaka i runął na ziemię. Natychmiast podbiegli do niego.  Ciężko oddychał.

Rhodey: Tony, słyszysz mnie?
Tony: Rhodey...
Pepper: Musiałeś biec?! Musiałeś?!
Tony: Pepper... przepraszam. Nie wiem... co... się... dzieje.

Nie wiedział, że taka dawka trucizny w organizmie szybko zatruwała. Tak było w przypadku słabego ciała. Ledwo się podniósł, podpierając ściany.

Pepper: Przestań... Już nic nie zrobisz. Po prostu odpuść, Tony. Proszę!
Tony: Ja... muszę... to zrobić.

Cokolwiek powiedzieli, nie słuchał ich. Na korytarzu minął Whitney, która była nieco skołowana.

Whitney: Poddasz się? Zanim tam dojdziesz, sam się wykończysz.
Tony: Whitney...
Whitney: Tak nas nie uratujesz.
Tony: Masz... jakiś pomysł?
Whitney: A uwierz mi, że mam.

Uderzyła z pięści w implant, przez co nie potrafił wstać. Na twarzy blondynki pojawiła się maska. Zmieniła sylwetkę na Iron Mana. Przyjaciele byli w szoku.

Whitney: Nie krytykujcie mnie. Chce Iron Mana, to będzie go miała.

I tylko tyle im powiedziała, lecąc do położenia wroga. Oboje nic nie rozumieli.

Pepper: Czy ty to widziałeś?
Rhodey: Taa... Najwidoczniej myliliśmy się co do Whitney.
Pepper: Tony, słyszysz mnie? Powiedz coś!

Nie otrzymała odpowiedzi. Chłopak zemdlał przez ból. Dla pewności dziewczyna sprawdziła bransoletkę. Bateria implantu znajdowała się na poziomie 20%, a taka ilość nie wystarczyłaby na długie przetrwanie.
Podczas gdy oni zabierali chorego z dala od toksyny, Madame Masque rozwaliła drzwi przez lewą rękawicę.

Whitney: Jak widzisz, to jestem. Masz ich uwolnić!
Rhona: Oj! Chyba masz mnie za idiotkę.
Whitney: Nie rozumiem.
Rhona: W szkole są kamery. Widziałam cię, Whitney.
Whitney: Cholera!
Rhona: Więc wolności nie dam. Zginiecie.
Whitney: A to się okaże.

Wykorzystała moc repulsorów do rozwalenia okien. pozwalając truciźnie zniknąć z budynku.

Whitney: Twoja gra skończona, Rhona. Przegrałaś.
Rhona: O nie, Whitney. Gra dopiero się rozpoczęła.
Whitney: Co?

Zdziwiła się na dźwięk maszyn. Z komór wyszły Androidy o podobiźnie zmarłego brata wariatki. Otoczyły fałszywego bohatera, przygotowując się do uderzenia. Whitney uśmiechała się pod maską, nie czując zagrożenia z ich strony.

Whitney: Sprytne, ale zapomniałaś o jednym szczególe.
Rhona: Jakim?

Maska zeskanowała robota, upodabniając się do niego.

Whitney: Mogę być kimkolwiek zechcę.

Strzeliła laserowym wzrokiem w oponentów, niszcząc za jednym zamachem całą armię. Psychopatka zaczęła wpadać w panikę, nie widząc wyjścia z porażki.

Rhona: Dobra. Masz mnie.

Dobrowolnie poddała się, likwidując opary z Akademii Jutra. Po chwili, usłyszała pojazdy takie jak pogotowie, policja czy furgonetka FBI. Masque wyszła z pomieszczenia, wracając do pierwotnej postaci. Dołączyła do pozostałych, którzy byli badani przez lekarzy we wnętrzu karetki. Tylko Rhodey nie znajdował się w pojeździe. Odważył się porozmawiać z panną Stane.

Rhodey: Dziękuję... W imieniu nas wszystkich. Nie myślałem...
Whitney: Że odpuszczę z zemstą na Starku? Tu chodziło o całą Akademię. Musiałam działać.
Rhodey: Jakby nie patrzeć, to jesteś bohaterką.
Whitney: Mylisz się. Nigdy nią nie byłam, a Tony'ego nie ocaliłam. Nawet nie miałam takiego zamiaru.

Przyznała, a następnie rozpłynęła się w powietrzu. Przyjaciel wrócił zobaczyć się z pozostałymi czy byli w stanie wrócić do domu. Happy mógł oraz ci, którzy przespali całą akcję. Pepper także mogła, ale nie Tony Stark. Gaduła siedziała przy nim, martwiąc się.

Pepper: Dalej się nie budzi.
Rhodey: Potrzebuje czasu.
Pepper: Ale nie o to chodzi! Whitney coś mu zrobiła!
Rhodey: Dlaczego tak sądzisz? Uratowała nas. Ryzykowała własne życie, żeby...
Dr Yinsen: Ten kto uderzył w mechanizm, zepsuł jego działanie. Konieczna jest naprawa.
Rhodey: Mówi pan poważnie?

Nie potrafił ukryć swego przerażenia. Z jednej strony już był gotowy odpuścić Whitney wszelkie przewinienia, ale gdy dowiedział się jak bardzo zaszkodziła geniuszowi, miał ochotę jej przyłożyć, a przede wszystkim zesłać do więzienia o zaostrzonym rygorze.

Pepper: Rhodey... Rhodey!
Rhodey: Eee... Co?
Pepper: Odleciałeś. Co ci zaprząta głowę?

Chłopak zdziwił się, gdyż znajdowali się w szpitalu. Nie miał bladego pojęcia, że na długo zerwał się z rzeczywistości.

Rhodey: Wybacz, ale... Chyba się zamyśliłem.
Pepper: Cóż... Zdarza się, więc powiem co cię ominęło.
Rhodey: Możesz w skrócie.
Pepper: Tony jest operowany od godziny i nadal nic nie wiadomo, ale doktorek prosił o cierpliwość, bo trochę to potrwa, a nieźle oberwał, więc... Rhodey, bez obaw. Będzie żył.
Rhodey: Gdybym wiedział...
Pepper: To była trudna sytuacja, ale dobrze się skończyło.
Rhodey: Dla nas tak, ale nie wiemy czy...

Przerwał, widząc lekarza, który wyszedł z sali operacyjnej. Rzucili się w jego stronę.

Dr Yinsen: Whoa! Dzieciaki, po kolei. Nie ucieknę.
Rhodey: Co z nim? Operacja się udała?
Dr Yinsen: Hmm... Jakby to ująć?
Pepper, Rhodey: NORMALNIE!
Dr Yinsen: W porządku, więc mam dobre i złe wieści.
Pepper: No i się zaczyna.

Oboje znali ten schemat na wylot, zaś przekazywanie wieści przez doktorka zawsze odbywało się z powagą. Jednak postanowili wysłuchać specjalisty, aż do samego końca bez względu na to czy będę przeważać te złe wieści.

Dr Yinsen: Od czego mam zacząć?
Pepper: Od dobrych.
Dr Yinsen: Rhodey?
Rhodey: Zgadzam się.
Dr Yinsen: Stan Tony'ego jest w miarę stabilny.
Rhodey: W miarę? Co to ma znaczyć?
Dr Yinsen: Dajcie mi dokończyć!

Nieco podniósł ton, lecz szybko powrócił do normalnego głosu.

Dr Yinsen: Mogę dalej?
Pepper: Prosimy.
Dr Yinsen: Jest już przytomny, ale wypis dostanie dopiero za tydzień ze względu na przebytą operację.
Pepper: Czyli jest dobrze?
Dr Yinsen: Najgorsze zniósł, a jak z wami?
Pepper: Wszystko gra.
Rhodey: Tylko przez szybkie pozbycie się oparów. Inaczej byłoby fatalnie.
Dr Yinsen: Zgadzam się, ponieważ to było bardzo niebezpieczne dla waszego zdrowia.
Rhodey: Najgorzej z Tony'm.
Dr Yinsen: Coś wam powiem... Rozumu to on raczej nie używa, ale pewnie chciał was chronić.

Stwierdził, powracając do sali swego pacjenta. Z otępionym wzrokiem rozglądał się po pomieszczeniu. Nienawidził sterylnych miejsc, ale nie miał siły do ucieczki. Czekał, aż ktoś zechce mu wytłumaczyć obecny stan rzeczy. Yinsen w kilku słowach streścił najważniejsze fakty.

Dr Yinsen: Ty i twoi przyjaciele zostaliście nastawieni na działanie trucizny, ale w porę zajęliśmy się wami. Nic nikomu się nie stało. No poza tobą, bo ktoś zniszczył implant.
Tony: Ale?
Dr Yinsen: A co mam więcej dodać? Chyba, że chcesz wiedzieć, kiedy cię wypiszę ze szpitala.
Tony: Proszę, aby jak najszybciej.
Dr Yinsen: Jak na razie, to będziesz leżał tu tydzień, bo byłeś operowany. Muszę cię obserwować, rozumiesz?

Chłopak kiwnął głową.

Dr Yinsen: Świetnie, a teraz pozwól, że wpuszczę twoje niańki.
Tony: Niańki?
Dr Yinsen: Ekhm... To znaczy... Twoich przyjaciół.

Lekko się zaśmiał, a oni wpadli do sali, prawie potrącając personel medyczny. Chory cieszył się, widząc ich całych i zdrowych. Tylko to się dla niego liczyło. Nic więcej.

Koniec.

---**---

Blog powoli zmierza do końca, ale bez obaw. Szykuję coś specjalnego na koniec. Czy czytaliście kiedyś IMAA w wersji fantasy? Pewnie pamiętacie parodię bajki wyjętą z różnych bajek Disneya. Głównie "Shreka" i "Królewny Śnieżki". To teraz wyobraźcie sobie, że to będzie totalna improwizacja świata fantasy. Mam nadzieję, że do Sylwestra uda mi się to napisać. Do nastepnego ;)

Powrót do domu

0 | Skomentuj

Tony wyleciał ze zbrojowni na nocny patrol. Rhodey z Pepper obserwowali wszystko, aby w razie kłopotów interweniować. Jednak oboje mieli złe przeczucia.

Pepper: Poleciał sam. Myślisz, że dobrze zrobiliśmy? A jakby spotkał Whiplasha albo rozładowałby się implant, miałby zmasakrowaną zbroję na kawałki?! A co jeśli umrze i do nas nie wróci?!
Rhodey: Pepper, starczy! Dopóki jest w zbroi, nic mu nie będzie, a poza tym…
Pepper: Nawet nie próbuj nic tłumaczyć.

Wpatrywała się w ekran, gdzie był wyświetlony stan zbroi. Przez powiedzenie wszystkich obaw na głos bardziej się bała o chłopaka. Wiedziała jak często ryzykował własnym życiem. Znała rolę blaszaka, a także miała pojęcie, że kiedyś może się zdarzyć taki dzień, że już nie wróci. Z zamyśleń wyrwał ją głos przyjaciela.

Tony: Dzisiaj jest dość spokojnie, ale dla pewności sprawdzę jeszcze jeden teren.
Rhodey: Nie musisz. Sprawdziłeś to, co trzeba.
Pepper: Rhodey ma rację. Wracaj do nas.
Tony: Tylko zobaczę czy Whiplash gdzieś się nie kręci.
Pepper: Przecież dobrze słyszałeś, że… Co?! Ty lecisz na obrzeża?!
Rhodey: Zgłupiałeś do reszty?! Masz w tej chwili wracać do zbrojowni!

Oboje krzyczeli na niego, aby ten odpuścił dalsze obserwacje. Niestety, lecz poleciał na własną rękę, gdzie najczęściej spotykał biczownika oraz innych kryminalistów. Skany nie wykazały żadnej aktywności.

Tony: To dziwne. Zupełnie tak, jakby…

Nie zdołał dokończyć, gdyż oberwał silną wiązką. W ostatniej chwili uniknął promienia.

Rhodey: Tony, wycofaj się! Nie wiesz, z kim masz do czynienia!
Pepper: Tony, błagam cię! Wracaj!
Tony: Hej! Przecież nic…

Tym razem, przerwało połączenie.

Pepper: Co się dzieje?
Rhodey: Padła łączność. Niedobrze.
Pepper: I co teraz?
Rhodey: Spróbuję je wznowić.

Jakiekolwiek wprowadzał ustawienia czy komendy, na kanałach pozostała głucha cisza, która chwilę później została przerwana przez krzyk pilota.

Tony: Aaa!
Rhodey, Pepper: TONY!

Byli przerażeni, nie wiedząc dokładnie, z czym musiał mierzyć się Iron Man. Po kolejnej chwili znów wszystko zamilkło.

Pepper: Rhodey?

Dziewczyna gubiła się w tym, nie pojmując tego co się działo. Gdy ponownie usłyszeli wrzask przepełniony bólem, nie potrafili siedzieć z założonymi rękami. Później przerwało po raz kolejny sygnał. Jednak nie to było najgorsze. Moc zaczęła drastycznie spadać.

Pepper: Co się dzieje?
Rhodey: Sam chciałbym to wiedzieć. Muszę mu pomóc.

Zerwał się z krzesła, aby uzbroić się w pancerz.

Tony: Aaa!

Do ich uszu ponownie dotarła agonia bohatera. To był dla nich horror. Rhodey starał się nie wpadać w panikę. Usiadł w fotelu, starając się nawiązać jakikolwiek kontakt z pilotem.

Rhodey: Tony, co się dzieje? Jesteś ranny? Powiedz coś!
Pepper: Tony, nie daj się! Walcz! Czekamy na ciebie, rozumiesz?! Czekamy, aż wrócisz!
Rhodey: Pepper…

Przyjaciółka załamała się, aż miała ochotę płakać. Gdyby otrzymali jakąś wiadomość, strach mógłby zmaleć. Jednak jej nie dostali.

Pepper: On… On musi wrócić. Musi.
Rhodey: Pepper…
Pepper: Sprowadź go tu. Proszę!

Błagała, a on nie zamierzał kłamać dla dobra dziewczyny. Chwilę odczekali, aż na ekranie zauważyli komunikat.

Rhodey: Zbroja wraca.
Pepper: Co?
Rhodey: Dobrze słyszysz. On wraca do nas.

Odetchnęła z ulgą, uspokajając nieco swoje nerwy. Czekali na niego z godzinę, aż ucieszyli się na widok lądującej zbroi. Podeszli do niej. Chcieli coś powiedzieć, ale z wnętrza wypadł pilot.

Rhodey, Pepper: TONY!

Natychmiast podbiegli do niego, sprawdzając rany. Przerażenie sięgnęło zenitu na widok dymiącego się implantu, zaś ranny z trudem oddychał. Nie potrafił nic powiedzieć. Syn Roberty bezapelacyjnie zabrał go do szpitala.
Gdy znaleźli się na miejscu, pozwolili działać lekarzom. Od razu powiedzieli, aby zawiadomili dr Yinsena. Usiedli na korytarzu, czekając niecierpliwie na jakieś wieści. Przez większość czasu tkwili tam, załamując się jeszcze bardziej.

Rhodey: Będę musiał wyjaśnić to jakoś mamie, a ściema o wypadku nie przejdzie.
Pepper: Wiem, Rhodey. Może… Może powiemy prawdę? Co nam szkodzi?
Rhodey: Jeśli się dowie, wtedy będziemy mogli pożegnać się ze zbrojami.
Pepper: No racja, ale… Ale kto mu to zrobił?
Rhodey: Nie wiem. Musimy wierzyć, że uratuje go.
Pepper: Masz rację… Musimy.

Niespodziewanie otworzyły się drzwi od sali. Spokojnie podszedł do nich, bo nie byli w stanie ruszyć się z miejsca, a winą był strach. Przetarł ręce i zaczął im wyjaśniać wszystko. Patrzyli na niego z uwagą co mówił.

Dr Yinsen: Nie wiem jak się bawicie, że znowu musiałem go widzieć w tak kiepskim stanie, ale to chyba coś innego, prawda?
Rhodey: Doktorze…
Dr Yinsen: Nie musicie mi mówić. Zresztą, moim zadaniem jest ratowanie życia, a nie bycie ciekawskim. Jednak muszę wiedzieć co tak naprawdę się stało.
Rhodey: My… My sami niewiele wiemy.
Dr Yinsen: Uszkodzenia implantu wyglądały jak po użyciu ogromnej mocy lasera, która zniszczyła strukturę mechanizmu. Czy Tony zajmował się czymś… niebezpiecznym?

Przyjaciele zastanawiali się nad dość banalną odpowiedzią. Lekarz prawie ich rozgryzł, ale i tak nie mogli przyznać się do roli Iron Mana.

Rhodey: Tak, bo często siedzi w laboratorium.
Dr Yinsen: Więc na swoje życzenie ma śpiączkę.
Rhodey, Pepper: ŚPIĄCZKĘ?!

Strach ogarnął ich ciała.

Pepper: Jak to… śpiączka?
Dr Yinsen: Był na skraju śmierci. Chyba więcej nie muszę tłumaczyć.
Pepper: Czy on… umrze?
Dr Yinsen: Zależy od tego jak bardzo będzie chciał żyć.

Gdy mężczyzna wrócił do sali chorego, nastolatkowie siedzieli przed wejściem. Czekali na pojawienie się prawniczki, a przede wszystkim zastanawiali się nad sprawcą.

Rhodey: Kto mógł mu to zrobić?
Pepper: Ktoś, kto znał jego słaby punkt.
Rhodey: No i też tożsamość.

W głowie pojawiły się wspomnienia wszystkich wrogów jakich napotkali przez ostatnie lata. Była to długa lista, lecz szukali tych najbardziej prawdopodobnych. Madame Masque nie miała celu, MODOK nie żył, Doom siedział w Latverii, pszczelarze zajmowali się swoimi sprawami. Co do Fixa była wątpliwość na temat jego aktywności przestępczej. Za to Blizzard siedział w Vault, a Hammer nie znał tożsamości Iron Mana. Z Kontrolerem sprawa wyglądała tak samo. Jednak Duch to była inna bajka. Jako, że Crimson Dynamo był zniszczony, a Ivan powrócił do rodziny, to również nie miał motywu do ataku. Whiplash o dziwo nie dawał oznak życia, zaś Mandaryn zajmował się poszukiwaniami pierścieni.
Nagle za plecami usłyszeli czyjś złowrogi głos.

Duch: Witam, przyjaciół Iron Mana. Jak zdrówko?

Natychmiast odwrócili się,

Rhodey, Pepper: DUCH!
Duch: Nie inaczej.
Rhodey: To ty! Ty zraniłeś Tony’ego!
Duch: Szybko na to wpadłeś, dzieciaku. A teraz pozwólcie, że nim się zajmę.

Znali zjawę, ale jeden element im nie pasował.

Rhodey: A co z szantażem? Już nie chcesz na nim zarobić?

Przestępca nie zamierzał im zdradzić powodu. Pepper była wściekła, aż miała ochotę wymierzyć swoją własną sprawiedliwość.

Pepper: Jak mogłeś?! Jak śmiałeś skrzywdzić Tony’ego?!
Rhodey: Pepper!

Z gniewem rzuciła się na zjawę.

Pepper: Zniszczę cię! Słyszysz?! Popamiętasz mnie!
Duch: Jesteś głupia, ale dzielna.

Stwierdził, strzelając do niej z blastera.

Rhodey: Ochrona! Wezwijcie ochronę!

Wołał pomoc, lecz jak pojawił się przeciwnik, tak szybko zniknął z oczu. Na szczęście Pepper nie została ranna, choć jej głupota prawie kosztowała ją życie.

Rhodey: Naprawdę zachowujesz się tak, jak on. Co ci strzeliło do głowy, żeby z nim walczyć?!
Pepper: Nie… Nie może skrzywdzić… Tony’ego.
Rhodey: Nie martw się. Wszystko się jakoś ułoży.

Przytulił ją po przyjacielsku, uspokajając. Jednak Duch nadal znajdował się w szpitalu, a dokładnie zakradł się do sali Tony’ego, będąc niewidzialnym jak na jego pseudonim przystało. Podszedł do niego, zbliżając rękę do implantu. Stark był bezbronny, więc mógł zabić nastolatka bez najmniejszego problemu.

Duch: Wybacz, Anthony. Plany uległy zmianie. Robię to po to, ponieważ ktoś bardzo chce twojej śmierci, a za twoją głowę… Cóż… Dał wysoką stawkę, więc już się nie zobaczymy.

Zdecydowanym ruchem zanurzył dłoń w klatce piersiowej, ściskając za mechanizm. Czuł jak serce ofiary umierało, gdy rozrusznik znajdował się coraz bliżej powierzchni.
Kiedy był bliski zakończenia żywota chłopaka, oberwał nieznaną wiązką promieni.

Duch: Co jest?

Odwrócił się, dostrzegając agentkę T.A.R.C.Z.Y.

Agentka Hill: Wreszcie cię dopadłam, zjawo.
Duch: Oj! Nie tym razem.

Natychmiast się ulotnił, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu. Pozwolił Iron Manowi żyć. Jeszcze.

Koniec

---***---

Dziękuję, Terra za to, że chciałaś słuchać moich chorych pomysłów. Dzięki tobie powstała ta drama ;)

Zaginiony

0 | Skomentuj



Rhodey zszedł na śniadanie, jedząc jak najwięcej. Roberta zdziwiła się, że jednej osoby było brak, a tym kimś był Tony. Chciała zapytać syna, gdy naje się do syta. Odczekała z jakąś chwilę, aż mogła zadać pytanie.

Roberta: A Tony jeszcze nie zszedł? Zaraz macie wychodzić do szkoły.
Rhodey: Pewnie śpi. Już idę go budzić.
Roberta: Byle szybko, bo autobus wam ucieknie.
Rhodey: Dobrze, mamo. Pamiętam.

Ruszył schodami do góry, skręcając do pokoju geniusza. Otworzył drzwi bez pukania.

Rhodey: Tony, pobudka. Musimy się sprężyć, żebyśmy nie musieli iść na… piechotę?

Zdziwił się na brak przyjaciela, a bardziej rzucało mu się w oczy biurko zawalone książkami.

Rhodey: To dziwne… Coś jest nie tak.

Zmartwił się, a przez głowę przechodziło wiele dramatycznych scenariuszy. Tony Stark był Iron Manem z chorym sercem, które musiał ładować, co godzinę. Wiedział, że jego zniknięcie miało związek z sekretną tożsamością.
Gdy wrócił do kuchni, wybiegł z domu, aby jak najszybciej znaleźć się w szkole. Na szczęście na autobus zdążył, więc u celu znalazł się po kwadransie. Na korytarzu dostrzegł Pepper. Od razu szykował się do odwrotu.

Pepper: O! Hej, Rhodey. Gdzie Tony?
Rhodey: Naprawdę musisz pytać? Pewnie jest gdzieś w szkole. Zaraz zaczynamy lekcje, więc…
Pepper: Ej! Ty coś kręcisz!

Rudzielec był wyczulony na kłamstwa. Od razu rozpoznała fałszywą informację.

Pepper: Gadaj mi tu zaraz prawdę, bo inaczej zrzucę cię z dachu, a chyba nie chciałbyś zginąć, prawda?
Rhodey: Pepper…

Pokazał swój niepokój przez drżące ręce. Zwykle panował nad emocjami, ale tego dnia nie potrafił zachować spokoju. Szczególnie, jeśli chodziło o przyszywanego brata.

Pepper: Hej! Ty nigdy się nie denerwujesz. Co się stało?
Rhodey: On… On zaginął.
Pepper: Co?!

Nie wierzyła słowom panikarza. Po prostu nie przeszłoby jej przez myśl coś takiego. Jednak przez pojawienie się nauczyciela musieli wejść do klasy. Zajęli miejsca w tym samym rzędzie.
Podczas gdy profesor coś tłumaczył z chemii, dziewczyna dopytywała o wszystko. Także bała się o Anthony’ego, a znając prawdę na temat ucieczek z lekcji, strach był silniejszy.

Pepper: Jak długo go nie ma? Co wiesz? Znalazłeś jakiś ślad po nim?
Rhodey: Nie mam nic.
Pepper: Jak… Jak to się stało?
Rhodey: Nie wiem, a wczoraj wszystko grało. Czego ja nie widziałem?

Zaczął się zastanawiać, szukając logicznej odpowiedzi, której nie zdołał znaleźć. Coraz trudniej było mu usiedzieć w ławce.

Pepper: Rhodey, musi być dobrze. Może… Może jest w zbroi. Sprawdziłeś zbrojownię?
Rhodey: Nie.
Pepper: Więc może tam być, dlatego nie bój się. Rany! Aż dziwne, że to ja muszę uspokajać ciebie. Zwykle jest na odwrót.
Rhodey: Nie umiem… Nie umiem tego wytłumaczyć… Profesorze!

Podniósł rękę do góry, prosząc o zwolnienie z lekcji. Symulował problemy z żołądkiem, a nauczyciel zgodził się go puścić do domu. Chłopak przed wyjściem dał znak Pepper, że zadzwoni, jeśli czegoś się dowie.

Pepper: Tony, gdzie jesteś?

James pojechał taksówką na teren fabryki, płacąc gotówką za przejazd. Z jakiegoś powodu serce mu biło jak szalone. Dawno nie odczuwał takiego stresu. Podszedł do stalowych drzwi, otwierając je kodem. Bicie organu przyspieszyło bardziej na widok zbroi w komorze. Usiadł na fotelu, przeglądając mapę miasta.

Rhodey: Komputerze, namierz komórkę Tony’ego.

<<Namierzanie...>>

Z niecierpliwością oczekiwał na komunikat, lecz dopiero po pięciu minutach, coś pojawiło się na mapie. Jedna kropka, druga, trzecia… Było wiele współrzędnych.

Rhodey: Co to jest? Przecież… Przecież nie sklonował się.

Uważnie wpatrywał się w punkty rozsiane po mieście. Nie pojmował wyświetlanych danych.

Rhodey: Komputerze, o co tu chodzi? Czy to jakiś błąd? Ktoś zhakował system?

<<Błąd logiczny. System działa prawidłowo. Ilość punktów na mapie wskazuje na aktywność urządzenia z ostatnich godzin>>

Rhodey: Godzin? Od której dokładnie?

<<Według moich obliczeń, aktywność zaczęła się od godziny 18:00>>

Sztuczna inteligencja utwierdziła go w przekonaniu, iż poprzedniego dnia coś się wydarzyło. Pytanie nasuwało się samo. Co się stało?

Rhodey: Czy są jakieś nagrania ze wczoraj?

<<Tak. Czy mam odtworzyć?>>

Rhodey: Zrób to.

Na ekranie pojawił się ostatni zapis. Dostrzegał na wideo Tony’ego, który odłączył się od ładowarki. Jednak najbardziej głowił się nad tym, że czegoś szukał.

Rhodey: Czy możesz zbliżyć ekran?

<<Wykonuję>>

Teraz wszystko układało się w logiczną całość. Połączył ze sobą fakty, otrzymując pewną teorię możliwego biegu zdarzeń.

Rhodey: Nie wierzę. On tam poszedł. Bez zbroi?!

<<Prawdopodobnie>>

Rhodey: Ale… Ale dlaczego sam?

Na to pytanie nikt nie znał odpowiedzi. Postanowił połączyć kropki na mapie, aby zmniejszyć obszar poszukiwań. Długo główkował nad tym czy faktycznie Tony szukał kryjówki wroga, nie zabierając ze sobą uzbrojenia.

Rhodey: Komórka musi być aktywna. Jednak coś mi tu nie gra.

Ponownie przyjrzał się danym. Rysował kolejne drogi, szukając dodatkowych poszlak. Mijały kwadranse, a on nadal męczył się z odnalezieniem tropu, który doprowadzi go do przyjaciela bez względu na to czy będzie żył, czy też został w jakiś sposób zraniony.

Pepper: Rhodey!

Przeraził się na krzyk przyjaciółki, przez co zleciał z krzesła.

Rhodey: Pepper!
Pepper: Dzwoniłam do ciebie! Co z tobą?! Miałeś mi powiedzieć, jeśli czegoś się dowiesz!
Rhodey: Pepper, usiądź.
Pepper: Nie!
Rhodey: Dobrze ci radzę.
Pepper: To jest takie straszne? No mów!
Rhodey: Sama sobie odpowiedz.

Wskazał na ekran pełny notatek. Gdyby Patricia nie miała smykałki detektywistycznej, z bazgrołów nie zrozumiałaby nic. Na szczęście z łatwością odczytała wiadomość z zebranych informacji. Na samą myśl, że mógł mieć rację poczuła się słabo. W porę ją złapał, zanim upadła na podłogę.

Rhodey: Ostrzegałem, ale jak zwykle musiałaś mnie olać.
Pepper: P… Przepraszam.
Rhodey: Teraz najważniejsze jest to, aby go znaleźć całego i zdrowego.
Pepper: Dlaczego szukał Mr. Fixa?! Życie mu niemiłe?!
Rhodey: Znasz go. Pewnie próbował dorwać handlarza bronią, żeby do kolejnych zbrodni nie doszło.
Pepper: Jakich zbrodni?
Rhodey: Wszystkich, Pepper. Począwszy od małych zbrodniarzy, aż do terrorystów.
Pepper: Ale bez zbroi?! To… To bezmyślne!
Rhodey: Dlatego przyjdziemy mu z pomocą.

Otworzył komorę ze zbroją War Machine, przygotowując się do wylotu ze świątyni Makluan. Zanim wystartował, Pepper poprosiła o coś bardzo ważnego.

Pepper: Sprowadź go w jednym kawałku.
Rhodey: Wiesz mi. Też tego chcę.

I te słowa wypowiedział jako ostatnie, żegnając się z gadułą. Natychmiast zajęła miejsce na fotelu, obserwując wszystko oczami pilota pancerza. Leciał nad Nowym Jorkiem, kierując się szlakiem wyznaczonym przez poprzednie współrzędne aktywności komórki zaginionego. Przez większość lotu obaj milczeli, skupiając się na jednym. Odnalezieniu Starka.
Gdy Rhodes wylądował na miejscu, dostrzegł mnóstwo opuszczonych magazynów, co były odpowiednie na kryjówkę.

Rhodey: Komputerze, szukaj oznak życia. Przeskanuj cały teren.

<<Skanowanie...>>

<<Znaleziono trzy oznaki życia>>

Rhodey: Trzy?
Pepper: Rhodey, za tobą!
Rhodey: Aaa!

Oberwał znanym orężem broni, czyli biczami.

Rhodey: Cholera! Whiplash!

Wykorzystał cały arsenał do powalenia biczownika. Czymkolwiek starał się zranić oponenta, ten odbijał tarczą wszelkie pociski. Nawet ataki z repulsora czy unibeamu. Bohater pomimo zaplątania w bicze, nie zamierzał odpuścić. Wykorzystał całą moc do zniszczenia ich. Potężny promień z rdzenia mocy odrzucił Whiplasha daleko. Ten hałas wkurzył handlarza, dlatego też chciał zobaczyć intruza na własne oczy.

Mr. Fix: Co się wyrabia Whiplash?!
Rhodey: Gdzie jest Tony Stark?!

Krzyczał, lecz mężczyzna nie zamierzał odpowiedzieć.

Rhodey: Gadaj! Gdzie on jest?!
Mr. Fix: I tylko po to tu przyszedłeś, War Machine? Raczej jest dla ciebie kimś bliskim, prawda?
Rhodey: Odpowiesz mi czy mam cię zmusić?!

Z gniewem podszedł do niego, zaś przeciwnik szykował się do ataku. Już miał uderzyć, lecz szef zabronił mu.

Mr. Fix: Whiplash, odpuść. Załatwię to sam.
Whiplash: Ale…
Mr. Fix: To był rozkaz i lepiej mi się podporządkuj. Raczej nie chciałbyś stracić ręki po raz kolejny. Nie? No właśnie.

Ulubiony zabójca wynalazcy wycofał się, odlatując na swoim dysku gdzieś na obrzeża miasta.

Mr. Fix: Na pewno przyszedłeś tylko po niego?
Rhodey: Tak.

Stwierdził krótko, tłumiąc złość w sobie.

Rhodey: Gdzie go znalazłeś?
Mr. Fix: Zapraszam.

Zaprowadził blaszaka do jednego z magazynów, gdzie skrzynie pełne broni czekały na transport. Niezbyt interesował się nielegalną przesyłką, ponieważ większym priorytetem był powrót do domu z przyszywanym bratem.

Rhodey: No i? Nigdzie go nie ma.
Mr. Fix: Spokojnie. Uzbrój się w cierpliwość.

Pozwolił dać mu szansę i szli dalej. Po raz kolejny mijał rzędy skrzyń gotowych do wysłania.
Nagle usłyszał dźwięk implantu. Słaby, ale ten odgłos mógł należeć jedynie do mechanizmu z rolą podtrzymywania życia. Na widok chorego zamarł.

Rhodey: Tony!
Pepper: Tony! O mój Boże!

Usłyszał również krzyk przyjaciółki, obserwującej wszystko.

Pepper: Rhodey, co z nim? Powiedz coś!
Rhodey: Hej! Słyszysz mnie?

Szturchnął nim delikatnie. Reakcji nie było żadnej. Znał możliwą przyczynę.

Rhodey: Jak długo tu jest?
Mr. Fix: Z jakieś pięć godzin.
Rhodey: Pięć godzin?!
Mr. Fix: Tak długo go trzymałem, bo mógłby uciec i powiedzieć o moich interesach. Jednak nie zrobiłem mu krzywdy. Widziałem, że zaczął zwijać się z bólu, aż zemdlał.
Rhodey: Serce… Jego serce!

Przeraził się jeszcze bardziej. Wiedział, co musiał zrobić. Dla pewności przyjrzał się bransoletce, która wskazywała 10%. Zbroja wykonała skan organizmu.

<<Utrata przytomności spowodowana rozładowanym rozrusznikiem serca. Zalecane jest długie ładowanie>>

Mr. Fix: Bierz tego dzieciaka, a o tym co widziałeś, to ani słowa. Rozumiesz, War Machine?
Rhodey: Tak… Przyjąłem to do wiadomości.

Chwycił nieprzytomnego sposobem matczynym, lecąc z zawrotną prędkością do zbrojowni.

Rhodey: Tony, trzymaj się.
Pepper: Rhodey, czy on mówił prawdę? Był bez ładowania pięć godzin?
Rhodey: Raczej nie, bo byłby już martwy. Zresztą, sprawdzałem bransoletkę. Niedawno wyczerpało się zasilanie.
Pepper: Jesteś pewien?
Rhodey: Muszę być. Innej opcji nie przewiduję.

Zmaksymalizował prędkość, docierając do bazy przed całkowitym rozładowaniem baterii implantu. Od razu zdjął zbroję i podpiął urządzenie do ładowania. Oboje odetchnęli z ulgą, gdyż zdążyli na czas. Na moment histeryk odszedł od łóżka, gdzie leżał Tony, aby przekazać swojej mamie dobre wieści. Prawniczka ucieszyła się, że odnalazł zgubę, a żadna im krzywda się nie stała.
Po kilku godzinach, niebieskie oczy ujrzały światło nad sobą. Chłopak ostrożnie wstał, odłączając się od ładowarki. Przyjaciele rzucili mu się w ramiona, prawie płacząc ze szczęścia.

Tony: Hej! Co się wam stało? Umarłem czy jak?
Rhodey: Głupku, prawie brakowało. To było bezmyślne iść na teren wroga bez zbroi.
Tony: Pepper?
Pepper: Nie będę krzyczeć, bo cieszę się, że nic ci się nie stało. Tęskniliśmy.
Tony: Oj! Ja za wami też.

Odwzajemnił gest, tuląc ich do siebie najbardziej jak potrafił. Pozostały czas spędzili w świątyni, ucząc się do testu z chemii. I tak nie mieli nic innego do roboty, bo James z pomocą Patricii zablokował powiadomienia o zagrożeniach. Nie chciał przeżywać tego samego piekła po raz któryś raz z kolei. Zdecydował się odpocząć, a Fixa i jego zamiary puścić w niepamięć.

KONIEC

Szósteczka: Szczęśliwie powrócmy na nasze śmieci

0 | Skomentuj

UWAGA! BARDZO DZIWNY ROZDZIAŁ! OSTRZEGAM! CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!

**Gin**

Ledwo przyszliśmy do tego starego pierda, a on już miał czelność się ze mnie śmiać. No tak. To już któryś raz z kolei znajduję się w innym ciele. Jeśli on nie odwróci procesu, to kto? Musiałem liczyć na to, że jakaś jego maszyna pomoże. Tylko, że... W warsztacie znajdowały się wyłącznie części do robotów oraz zwykły szmelc.

Gengai: Widzę, że znowu masz niewiarygodne szczęście poczuć się w innej skórze. Jednak nie przypominam sobie, aby tacy ludzie chodzili po dzielnicy Kabuki.
Kagura: Oni przenieśli się w czasie, my w nich uderzyliśmy, aż doszło do zamiany ciał.
Gengai: Hmm...
Gin: Coś na to poradzisz, prawda? Prawda?

Błagałem na kolanach, bo nie zamierzałem tkwić w ciele z tym badziewiem na baterię. Już wolałem być cukrzykiem i jeść jeden deser na tydzień.

Shinpachi: Pomożesz nam?
Gengai: Hmm... Pierwszy raz mam do czynienia z innym wymiarem. Kosmici to inna bajka, ale... Z trudem się wam przyznam, lecz nie znam żadnego rozwiązania.
Tony: Czy pan mówi na serio? My musimy wrócić do naszych czasów w naszych ciałach!
Rhodey: Właśnie! Moja mama się wścieknie jak zauważy, że nie przyszedłem na czas.
Pepper: Nawet nie będę wspominać, że mamy szkołę na głowie.
Gengai: Oj! Dzieciaki, dajcie mi pomyśleć.

Poszedł na stronę, a my czekaliśmy. Czekaliśmy wystarczająco długo, aż nowa Kagura nie zamierzała siedzieć cicho. Zaczęła katować nas swoim gadulstwem.

Kagura: Ale skoro jest mechanikiem i jakimś tak wynalazcą, a przy zamianie dusz nam pomógł, to może teraz też znajdzie jakiś sposób. Zresztą, nie mamy zbyt wiele czasu, więc trzeba się pospieszyć.

Gin: Tony, czy wasza przyjaciółka tak zawsze nawija?
Tony: Heh! Bez przerwy. Przyzwyczaisz się z tak może... rok?
Gin: Co? Nie! Nie ma mowy! Chcę moją Kagurę z powrotem! STARY PRYKU, ILE JESZCZE?!

Straciłem cierpliwość, co nie tylko tyczyło się mnie. Pozostali także stali wręcz nerwowo. Na szczęście wyszedł do nas, rozciągając swoje kończyny. Tak je rozciągnął, aż pierdnął.

Gengai: Och! Od razu lepiej.

Smród był nie do zniesienia, więc wybiegliśmy z warsztatu, aby odetchnąć świeżym powietrzem.

Gin: Co on jadł?!
Pepper: O Boże! To nawet Rhodey takich bąków nie puszcza!
Rhodey: Ej!
Tony: Ale musimy tam wrócić.
Pepper: Jeśli znowu zrobi to samo, wysadzę go w powietrze!
Shinpachi: Chyba coraz bardziej zadomawia się w ciele Kagury.
Pepper: To dobrze?
Kagura: Źle!
Tony: Bardzo źle!

Nie mieliśmy wątpliwości, co do pozostałego nam czasu. Odważyliśmy się ponownie wejść do warsztatu Gengaia. Nie czuliśmy brzydkiego zapachu. Błyskawicznie zniknął. Podał nam jakieś czarne kulki.

Gin: Co to jest?
Gengai: Musicie to połknąć.
Gin: I wtedy wrócimy do naszych ciał?
Gengai: Przypuszczam, że tak.

Z jakiegoś powodu mu nie ufałem. Wydawało mi się, że potrzebna będzie jakaś maszyna, a on dał jakieś kulki. Nastolatkowie z innego wymiaru czasu połknęli je bez zastanowienia. Kagura z Shinpachim również, dlatego zaryzykowałem.

Gin: Nic się nie dzieje.
Gengai: Dziwne. Powinno zadziałać błyskawicznie.
Pepper: To miało mieć włosy?

Natychmiast wszyscy splunęliśmy mu w twarz. Złość gotowała się w nas i z gniewem patrzyliśmy na niego. Pepper miała ochotę mu przyłożyć, a skoro trafiła do ciała Yato, to starzec miał niewielkie szanse na przetrwanie.

Gengai: Ojej! Pomyliłem się! Ach! Wybaczcie. Już poprawiam ten błąd.

Ponownie podał nam przedmioty o tej samej wielkości.

Pepper: Skąd mamy wiedzieć, że to nie są twoje bobki?
Gengai: Posmakujesz, a się dowiesz.
Pepper: Eee... Chyba odmówię.
Tony: Pepper, musimy jakoś wrócić. Zaufaj mu.
Rhodey: Mmm... Dobre.
Shinpachi: Faktycznie. Smaczne. Możecie połknąć bez obaw.

Byłem w szoku. Nie myśleli nad zaufaniem i tak po prostu przełknęli to. Jednak zaczęli wyglądać na chorych.

Gin: Shinpachi?
Shinpachi: O rany! Mój brzuch.
Rhodey: Do toalety! Gdzie jest łazienka?!

No i wybiegli w podskokach. Nie ukrywałem zdziwienia. Co to był za specyfik? Środek na przeczyszczenie? Nie! Niemożliwe!

Gengai: Hahaha! Na zdrowie, Gin.
Gin: Ty wredny...
Tony: Hej! Uspokój się. Poczekamy na nich i zobaczymy czy podziałało.
Gengai: Eee... Niestety, ale nie możecie czekać.
Tony, Gin: DLACZEGO?

Spytaliśmy go, nalegając na wyjaśnienia.

Gengai: Wkrótce wasze dusze powiążą się z ciałem, w którym jesteście. Poza tym, ta metoda wyjdzie wam na zdrowie.

Zaśmiał się, aż dziewczyny przygotowywały się do ataku. Jednak w porę zahamowaliśmy ich działanie.

Gin: Tony, ryzykujesz?
Tony: Będzie trzeba.
Gin: No to smacznego.
Tony: I wzajemnie.

Wrzuciliśmy kulkę do przełyku, na której efekty nie musieliśmy czekać za długo. Pojawiły się te same objawy.

Gin: Teraz wasza kolej.
Pepper: Musimy?
Kagura: Pepper, nie mamy innego wyboru. Chcesz wrócić do swojego ciała? Chcesz czy nie?
Pepper: No chcę!
Tony: O jezu!

Niemiłosiernie ściskało i obaj czuliśmy to samo. Kagura z Pepper także połknęły to świństwo, czując efekty już po połknięciu.

Pepper, Kagura: AU!

Zaczęły wyć, niczym wilki. Ból wzrastał na sile, więc wybiegliśmy na ulicę, szukając najbliższego sracza. Każdy z nas pobiegł w inną stronę, starając się wysadzić biologiczną bombę z dala od gapiów.

Gdy ucisk stał się silniejszy, nie potrafiłem dłużej szukać odpowiedniego miejsca.

Gin: Och! Od razu lepiej.

Postawiłem klocka w małym zaułku. Na mojego pecha jedno z dzieci widziało moją gołą dupę.

Gin: Ups? Mnie tu już nie ma.

Natychmiast włożyłem na siebie majciochy, zapinając też spodnie. Poczułem ulgę, a mimo to, nadal tkwiłem w ciele Tony'ego. Poszedłem do domu Yorozuyi. I tak wszyscy się tam spotkamy. Tego byłem pewien.
Dziesięć minut później znalazłem się u celu. W pewnym ustronnym miejscu ktoś stękał. Widząc osoby w pokoju zauważyłem, że tym kimś musiał być Shinpachi. Usiadłem przy nich.

Gin: I co? Natura była złośliwa?
Tony: Już dawno... nie miałem... takiego... stresu!
Pepper: Ale nic się nie zmieniło.
Gin: Pewnie wszyscy muszą przejść ten „proces". Jak długo tam siedzi?
Pepper: Z jakieś pół godziny.
Kagura: Moment... Chyba już wychodzi.
Gin: No nareszcie! Co tak długo?!

Wyszedł z kabiny z krwawiącym nosem. Nie wierzę.

Tony: Co ci się stało?
Gin: Czytał świerszczyki.
Shinpachi: Dłużej nie mogłem się powstrzymać! To... To jest silniejsze ode mnie!
Gin: Shinpachi?

Popatrzyłem na ciało przyjaciela. Kolor skóry był taki sam, zaś ubiór również należał do niego. Chyba te kulki podziałały albo siła zwieraczy. Dotknąłem klatki piersiowej, upewniając się, że diabelstwo zniknęło. Od razu odetchnąłem z ulgą.

Gin: Udało się.
Tony: Poważnie?
Gin: No sprawdź sam.
Tony: Jest! Jest! Znowu jestem sobą!
Gin: Kagura?

Uderzyła pięścią w stół, aż się złamał.

Kagura: Tak! Wróciłam!
Shinpachi: Nie tylko ty.

Do drzwi zapukała klientka. Poznałem ją po głosie. Kazałem schować się przyjaciołom, żeby niczego nie zepsuli. Sam musiałem naprawić wizerunek najemników. Otworzyłem jej, zapraszając do środka. O dziwo wolała stać przed wejściem.

Klientka: Znaleźliście mojego męża?
Gin: Przykro mi. Dopóki pani nie zapłaci, nici z poszukiwań.

Długo nie czekałem na reakcję, bo mój policzek odczuł siłę wkurzonej kobiety.

Klientka: Wiedziałam! Za darmo nie zrobicie!
Gin: My też musimy zarabiać na życie. Jesteśmy najemnikami i niech pani sobie to wbije do głowy. Bez kasy nie ma zlecenia.

Mężatka odwróciła się i odeszła. Cała piątka śmiała się z tego.

Gin: No co? Nie wie jaka to praca.
Tony: Często macie takich klientów?
Gin: Różnie bywa.
Tony: Szkoda, że musimy się pożegnać.
Gin: Ale wpadnijcie jeszcze kiedyś.
Tony: Heh! A może tym razem, to wy wskoczycie do nas? Pasuje?
Gin: Hmm... Brzmi interesująco. Nawet jestem ciekawy, z czym musicie się zmierzyć.
Tony: Więc do zobaczenia.

Podaliśmy sobie dłonie.

Gin: Zapraszamy ponownie.
Tony: Dzięki.
Pepper: Będziemy na was czekać, a jak nie przyjdziecie, to zginiecie z mojej ręki.
Rhodey: O! Gaduła wróciła.
Pepper: Haha! Bardzo śmieszne.
Shinpachi: Ej! Zanim znikniecie, zróbmy sobie wspólne zdjęcie. Tak na pamiątkę.

Zgodzili się. Shinpachi ustawił aparat, a następnie zrobiliśmy głupie miny.

Shinpachi: Yorozuya!
Tony, Rhodey, Pepper, Gin, Kagura, Shinpachi: YOROZUYA!

I wraz z wykonaniem fotografii, każdy z nas wziął po jednej kopii. Wtedy widzieliśmy ich po raz ostatni tego dnia. Wszyscy myśleli, że tak będzie. Portal się otworzył, a on nadal stali w tym samym miejscu. Krzyknęli z niedowierzaniem.

Tony, Rhodey, Pepper: AAA! CO TO MA BYĆ?!
Gin: Mam poprosić Gengaia o pomoc?
Tony, Rhodey, Pepper: NIE! WIĘCEJ BÓLU DUPY NIE ZNIESIEMY!

Zaśmiałem się, a oni dalej krzyczeli.

Teraźniejszość, Nowy Jork


**Tony**

Obudziłem się w swoim łóżku. Wydawało mi się, że to wszystko było dziwacznym snem. Jednak na biurku dostrzegłem znane mi zdjęcie. Chwyciłem za nie, przyglądając się uważnie. Nawet był podpis pod nim.

Tony: Heh! Yorozuya, tak?

Odstawiłem zdjęcie na miejsce, powracając do snu.

KONIEC


---***---

Życzę wam spokojnych, radosnych i wesołych świąt. Żebyście miło go spędzili w rodzinnej atmosferze ;)
© Mrs Black | WS X X X