10. Pierwsze odkrycie

0 | Skomentuj

Pepper nie chciała nic mówić Tony'emu, dlatego wyszła pod pretekstem pójścia do łazienki, której nie było w kryjówce. Musiała zdać raport Gene'owi ze stanu chłopaka. Akurat zmierzał do celi Howarda. Natrafiła na niego przy wejściu.

Gene: I co z nim?
Pepper: Może pracować, ale potrzebuje mieć przerwy, co godzinę
Gene: Nie mogę przystać na warunek, jeśli nie zobaczę poprawy w badaniach... Przyprowadź go do celi!
Pepper: Zgoda

Zdołała przed nim zataić prawdę, by zyskać szanse na wolność przy pomocy współpracy Starków. Od razu poszła po Tony'ego, ale sam wstał i miał zamiar iść do ojca.

Pepper: Musisz dziś zacząć poszukiwania. Dasz radę?
Tony: Spoko... Będzie dobrze
Pepper: Mam taką nadzieję

Nadal przejmowała się stanem nastolatka. Tak, jakby czuła coś do niego. Jednak nie zwracała na to uwagi, bo bardziej skupiła się ku ucieczce.
Po znalezieniu się w celi Howarda, dziewczyna otworzyła mu drzwi, by ten wszedł. Od razu zatrzasnęła je dla pewności, że nie spróbują żadnych sztuczek.

Howard: Tony, co ty tu robisz?
Tony: Pracuję... Coś masz?
Howard: Niezbyt. Ciągle w punkcie wyjścia
Tony: Dlatego... jestem potrzebny

Uśmiechnął się, dając mu poczucie spokoju, choć dokładnie nie wiedział, jak bardzo był ranny przez katastrofę samolotu. Siedzieli długie trzy godziny nad wszelkimi wzmiankami o pierścieniach. Nagle Tony coś odkrył. Coś, co mogło pozwolić Mandarynowi zbliżyć się do mocy.

Tony: Mam!
Howard: Co to?
Tony: Tato, spójrz... na znaki. Każdy z nich... pochodzi... sprzed... tysiąca lat. Te artefakty... wskazują na... wytyczoną... drogę... Mandaryna
Howard: Masz rację... Jesteś genialny, Tony!
Tony: Heh! Po kimś... to... mam
Howard: Ej! Co się dzieje? Tony?

Zauważył, jak syn zbladł, aż zaczął z trudem oddychać, chwytając się za klatkę piersiową. Przez chwilę patrzył na ojca, nim upadł.

Howard: Tony, słyszysz mnie? Powiedz coś!

Pepper od razu podbiegła, słysząc krzyki z celi. Nie była zadowolona stanem Tony'ego, a wiedziała, że wina leżała po jej stronie. Otworzyła drzwi i uklękła przy rannym. Gdy przyłożyła głowę, nasłuchując bicie serca oraz obserwowaniu ruchu klatki piersiowej, przeraziła się na tyle, że musiała rozpocząć 30 ucisków i 2 wdechy.

Howard: Co się dzieje?
Pepper: Nie jest dobrze. Może umrzeć

9. Odwiedziny

0 | Skomentuj

Pepper bez wiedzy Gene'a zaprowadziła chłopaka do jego ojca. Gdyby porywacz dowiedziałby się o tej wizycie, na pewno ktoś mógłby ucierpieć. Gorzej, niż uderzenia biczem po plecach. Tony zauważył, że Howard przysnął przy poszukiwaniach pierścieni Makluan. Patrzył na niego z żalem i chciał, choć na chwilę dotknąć dłoni taty.

Tony: Tato... słyszysz... mnie?
Howard: Tony?

Lekko otworzył oczy, patrząc na postać przy celi. Gwałtownie wstał z nadzieją, że nie pomylił się, kogo głos usłyszał. Przecisnął rękę przez kratę, by przez dotyk upewnić się o braku złudzeń.

Tony: Jestem tu
Howard: Tony, nie powinieneś był przychodzić. Znowu się na tobie zemści
Tony: Chcę... ci... pomóc
Pepper: Miałeś jedynie się z nim zobaczyć. Masz mało czasu... Zresztą, pozostała jeszcze kwestia Tong
Tony: Tong?
Pepper: Armia Mandaryna. Wykorzystuje ich jako straż, ale i też pomoc przy przechodzeniu testów
Tony: Otwórz drzwi
Pepper: Nie mogę
Howard: Wróć z nią, bo Gene ci nie daruje
Tony: Chce pierścieni? Pomogę... mu... Nie jesteś... sam

Dotknął jego ręki, ściskając ją, aż oboje odczuli przypływ sił, która przydałaby się im do przetrwania. Gdy Tony już chciał w jakiś sposób być blisko Howarda, usłyszeli czyjeś kroki. To był Gene wraz ze swoją armią. Dziewczyna próbowała, jak najszybciej zniknąć z oczu oprawcy. Jednak nie udało się. Stanęli przed nim, czekając, co im powie.

Gene: Co tu robisz? Wracaj do siebie!
Pepper: Przepraszam, ale pomyślałam że powinien porozmawiać na chwilę z ojcem. Może oboje będą współpracować i szybciej znajdziesz pierścienie?
Gene: Hmm... Mówisz, że mógłbym na tym zyskać? A jest już w stanie pracować?
Pepper: Sprawdzę za chwilę
Gene: No dobrze. Tylko, dlatego, że mnie przekonałaś, nie otrzymacie kary... Chcę wiedzieć od razu, czy zaczną współpracę
Tony: Mogę już
Gene: Nie. Muszę mieć pewność, że nie umrzesz, zanim zdobędę wszystkie pierścienie Makluan... Zabierz go!
Pepper: Dobrze
Gene: A ty masz dalej pracować!

Howard niechętnie powrócił do przymusowego wysiłku intelektualnego, a Tony również nie chciał przesiadywać kolejnej godziny w lecznicy. Jednak Pepper musiała mu zrobić badania. Prosiła, żeby położył się na łóżku i chwyciła do ręki nożyczki. Chłopak znowu się bał. Nawet nie przyszłoby mu do głowy, że chce nimi przeciąć bandaże owinięte wokół klatki piersiowej, skąd przebijało się niebieskie światło implantu. Zauważyła rany, które nadal nie chciały się zabliźnić. Ten fakt wolała pominąć, ale niepokój na jej twarzy sam zdradzał ukrywanie prawdy. Jednak najgorsze było odkrycie kolejnych odłamków metalu. Postanowiła zaryzykować. Dla wolności chciała pozwolić Tony'emu na poszukiwania.

8. Boisz się?

0 | Skomentuj

Pepper opatrzyła mu plecy, które musiała spryskać środkiem dezynfekującym. Tony syknął z bólu, lecz jakoś przeżył. Dziewczyna starała się być delikatna. Jednak głębokość ran jej na to nie pozwalała.

Tony: Muszę... mu... pomóc
Pepper: Na razie leż... Zresztą, chyba muszę ci coś wyjaśnić
Tony: Mów
Pepper: Wszczepiłam ci implant, który pobudza twoje serce do działania. Niestety, ale ma jedną wadę
Tony: Jaką?
Pepper: Przez tydzień zdoła cię utrzymać przy życiu
Tony: Ja... umieram?
Pepper: Przepraszam, że dopiero ci teraz o tym mówię. Powinieneś wiedzieć
Tony: Rozumiem
Pepper: Nałożyłam opatrunek i masz się nie ruszać

Ruda chwyciła za strzykawkę, aż chłopak zaczął powoli wpadać w panikę.

Pepper: Boisz się igieł? Taki duży chłopczyk, a ma takiego stracha?
Tony: Nie... ufam... ci
Pepper: Ranisz, wiesz? Uratowałam ci życie. Próbuję cię chronić, a ty jesteś niewdzięczny. Mogłam w ogóle się tobą nie zajmować i zginąć
Tony: Przepraszam... Chciałem... powiedzieć...
Pepper: Co?
Tony: Nie... wiem... czy... on... tobie... czegoś... nie kazał
Pepper: Nie martw się. Poczujesz lekkie ukłucie, a  Gene cię nie zabije... Jeszcze nie... Zrelaksuj się i pomyśl o czymś miłym

Tony odwrócił głowę, próbując nie myśleć o igle. Zaczął widzieć wspomnienia swojej mamy, że uronił jedną łzę. Ona to zauważyła, ale chciała mu jakoś uśmierzyć ból. Wstrzyknęła przez ramię środek nasenny. Nie powiedziała, co z nim dalej będzie. Gene kazał jej uśpić chłopaka, by znowu szantażować Howarda. Właśnie odwiedził go po raz kolejny, patrząc zachwycony, że w końcu zaczął pracować.

Gene: I tak trzymaj. Zdobędę wszystkie pierścienie, a zwrócę wam wszystkim wolność
Howard: Zrobię wszystko, co chcesz, jeśli to ma ocalić Tony'ego
Gene: Pepper świetnie się nim zajmuje. Za góra dwa dni, twój syn stanie na nogi, choć o pełnej sprawności mógłby jedynie pomarzyć... Wracaj do roboty, ale masz coś do zjedzenia

Wrzucił mu do klatki kromkę chleba, bo raczej nie tknąłby ryżu. Mężczyzna z trudem próbował przydać się Mandarynowi. Jednak, gdyby był w innej sytuacji, na pewno Khan stałby się jedynie wspomnieniem.
Trzy godziny później, Tony się obudził i wstał z łóżka. Żaden ból go nie zatrzymywał. Po prostu bardzo chciał zobaczyć się z ojcem.

Pepper: Miałeś się nigdzie nie ruszać
Tony: Pozwól mi... Chcę... zobaczyć... tatę
Pepper: Tylko na chwilę, bo jeszcze nie wydobrzałeś

Ostrożnie podniosła go z łóżka, podtrzymując, by nie upadł.

7. Ostrzegałem

0 | Skomentuj

David natychmiast powiadomił wszelkie jednostki ratownicze w celu odnalezienia zaginionych. Policja, marynarka, a nawet SHIELD. Rhodey nadal nie mógł przyjąć do wiadomości, że jego przyjaciel miał wypadek. Przecież tego samego dnia zwyczajnie rozmawiali. Nikt nie spodziewałby się katastrofy samolotu.
Następnego dnia, Gene ponownie sprawdził przebieg prac. Jednak się rozczarował brakiem jakichkolwiek odkryć. Howard się bał, do czego się posunie, a szczególnie, grożąc życiu jego syna.

Gene: Nadal nic? Howard, wiesz, co zrobię?
Howard: Nie! Proszę cię... Zostaw Tony'ego w spokoju!
Gene: Ostrzegałem cię
Howard: D...daj mi z pół godziny. Na pewno coś wymyślę
Gene: Za późno... Teraz twój syn będzie cierpiał

Zabrał swojego więźnia, żeby był świadkiem tortur. Chciał go w ten sposób złamać. Za wszelką cenę chciał mieć pierścienie Makluan. Pierwszą ofiarą był jego ojczym Zhang. Przez to, jak go poniżał, że nic nie osiągnie, Gene udusił go, zaś ciało zrzucił w przepaść. Teraz Tony'ego czekał bardziej bolesny los. Chłopak nadal nie odzyskał sił. Pepper nalegała, żeby dać mu odpocząć.

Gene: Bądź w pobliżu. Nie chcę, żebyś na to patrzyła
Pepper: Jeszcze nie może pracować. Ciągle jego serce jest zbyt słabe
Gene: Pomoże mi zmotywować staruszka do działania
Pepper: Nie rób mu krzywdy. Chcesz go zabić?
Gene: Wyjdź stąd
Pepper: Ale...
Gene: Już!

Wskazał na drzwi i z niechęcią wyszła. Usłyszała jedynie pierwszy krzyk przez ból, jaki odczuwał przy uderzeniu bicza. Nie potrafiła tego słuchać, więc wparowała do pomieszczenia, a jej wzrok się skupił na zwisającej postaci. Ręce u góry, a oprawca używał bata do ranienia pleców. Tony wrzeszczał z bólu, czego sam Howard nie zdołał znieść.

Howard: Proszę cię! Przestań!
Pepper: Gene, opanuj się!
Gene: Teraz się przyłożysz do poszukiwań?

Zapytał, uderzając mocniej, aż trysnęła krew. Szybko znudziła mu się metoda tortur. Chwycił za rozgrzany węgiel, zbliżając do brzucha Tony'ego.

Howard: Będę pracować, ale zostaw go w spokoju!
Gene: Na pewno masz się wziąć do roboty, bo inaczej znowu będziesz na to patrzył

Odłożył narzędzia i rozwiązał chłopakowi ręce, a jego ciało upadło bezwładne. Na szczęście dziewczyna się zajęła rannym, a jego ojciec jedynie widział, jak miał zamiar się poddać. Mężczyzna znowu był w celi. Zmusił się do szukania pierścieni, ale tylko po to, żeby nie oglądać cierpienia syna.

6. Albo on, albo ty

0 | Skomentuj

Gene przyszedł do celi Howarda. Musiał to odpowiednio rozegrać, żeby obaj Starkowie zaczęli mu pomagać w poszukiwaniach pierścieni. Nie mógł traktować ich łagodnie, więc był skłonny do najgorszych z metod.

Gene: Wstań! Ktoś chce się z tobą widzieć
Howard: Kto?
Gene: Najpierw sobie coś wyjaśnijmy. Jeśli nadal będziesz mi się sprzeciwiał...
Howard: To mnie zabijesz. Nie musisz przypominać
Gene: Naprawdę? Zdziwisz się, bo zmieniłem warunek
Howard: Będziesz stosował tortury? Proszę bardzo. Nie boję się ciebie, Gene
Gene: A powinieneś. Twój syn nadal żyje i to on będzie cierpiał za twoje nieposłuszeństwo
Howard: Co? Przecież mówiłeś...
Gene: Nie uratowałem go. Podziękowania należą się komuś innemu
Howard: Podziękuj jej w moim imieniu... Proszę cię... Chcę zobaczyć się z Tony'm
Gene: Właśnie miałem zamiar cię do niego zabrać. Musisz wierzyć, że będę go katować przez ciebie

Otworzył drzwi od celi i zaprowadził do syna, który znowu stracił przytomność. Pepper czuwała nad nim, próbując ustabilizować bicie serca przez urządzenie, które wszczepiła Tony'emu. Howard był przerażony, widząc, w jakim stanie znajdował się nastolatek. Wewnątrz zapaliła się chęć nienawiści do Gene'a.
Gdy chciał dotknąć czoła chłopaka, Khan mu zabronił.

Gene: Na dziś wystarczy
Howard: Jak mogłeś do tego dopuścić? Jak?
Gene: Tak wyszło

Odparł bez empatii, zabierając więźnia za kratki. Mężczyzna nie potrafił długo dusić w sobie uczuć i rozpłakał się, padając na kolana.

Howard: Dlaczego to nas spotyka? Dlaczego?

Po upływie kolejnych godzin, nastała noc. Rhodey zjadł razem z mamą kolację i czekał na powrót ojca. Na szczęście nie musieli zbyt długo czekać. Pojawił się punktualnie o dwudziestej. Roberta przytuliła męża, cmokając w policzek, a syn przybił mu "żółwika".

David: Hej! Jak wam minął dzień?
Roberta: Rhodey pobił rekord. Zjadł cały garnek zupy
David: No brawo! Gratuluję, synu
Rhodey: Tato, co się stało? Wyglądasz jakoś...
David: Inaczej? Dziwnie? Ech! Muszę wam coś powiedzieć
Rhodey: Co takiego?
David: Z jakąś godzinę temu, gdy do was leciałem, zauważyłem szczątki samolotu ze Stark International
Roberta: Kochanie, co chcesz przez to powiedzieć?
David: Prawdopodobnie, Howard z Tony'm mieli wypadek
Roberta: Mój Boże!
David: Wciąż nie odnaleźli ciał

Rhodey był w szoku. Nie wiedział, co miał powiedzieć. W telewizji już mówiły o tym media. David się nie mylił. Wypadek dotyczył rodziny Starków.

5. Mów mi Pepper

0 | Skomentuj

Godzinę później, nastolatka uruchomiła urządzenie, które miało wspomagać serce Tony'ego. Chłopak gwałtownie się obudził, próbując oddychać.

Pepper: Spokojnie. Na razie żyjesz
Tony: Kim... jesteś?
Pepper: Tak, jak ty. Jestem tu z tego samego powodu. Nazywam się Pepper i zajmuję się opatrywaniem kolejnych niewolników Mandaryna
Tony: Kogo?
Pepper: Chiński tyran z legend. Nigdy o nim nie słyszałeś? Mam nadzieję, że mu pomożesz zdobyć pierścienie, żebyśmy mogli być wolni
Tony: Ktoś... jeszcze... tu... jest?
Pepper: Nie mów zbyt wiele. Potrzebujesz odpocząć
Tony: Odpowiedz... na... pytanie
Pepper: Howard Stark

Nagle jego oczy nabrały  zarazem zdumienia, jaki i nadziei. Chciał wierzyć, że nadal żyje. Chciał się z nim zobaczyć. Już kusiło go wstać z łóżka, ale ona mu to odradzała. Zrezygnował, gdy poczuł okropny ból w klatce piersiowej.

Pepper: Wiem, że to twój ojciec. Słyszałam, jak mówił o tobie
Tony: Dziękuję
Pepper: Za co?
Tony: Dobrze... wiesz... za... co
Pepper: Nie uratowałam cię. Jedynie odwlekłam wyrok. Nie wiem, jak długo twoje serce wytrzyma, ale nieźle oberwałeś
Tony: Jak... tu... się... znalazłaś?
Pepper: Naprawdę chcesz wiedzieć?
Tony: Proszę
Pepper: No dobrze... Gene zabił moich rodziców, a ja musiałam na to patrzeć. A wiesz, dlaczego się do tego posunął? Bo wiedzieli coś o pierścieniach. Porywa każdego, kto wie, ale darował mi życie i teraz mu służę
Tony: Przykro... mi
Pepper: Kiedyś się zemszczę, ale jeszcze nie teraz

Po jej policzkach spłynęły łzy. Od razu je wytarła, by nie okazywać słabości. Niespodziewanie w lecznicy pojawił się porywacz. Zauważył, że Tony był przytomny, więc mógł spróbować go skłonić do współpracy.

Gene: Wstawaj!
Pepper: Jeszcze nie wyzdrowiał. Jego serce...
Gene: Nie obchodzi mnie to!
Pepper: Martwy ci się do niczego nie przyda!

Wyjaśniła z powagą, a chińczyk jedynie został w "sali". Pepper musiała na chwilę wyjść, bo tak rozkazał Mandaryn.

Gene: Jesteś mi potrzebny, Tony. Jeśli chcesz zobaczyć ojca, rób, co do ciebie należy
Tony: Co... muszę...
Gene: Słyszałeś kiedyś o pierścieniach Makluan?
Tony: Nie... Wypuść... mnie... i tatę
Gene: Powtórzę jeszcze raz, bo widzę, że nie rozumiesz. Uwolnię was oboje, jeśli posiądę wszystkie pierścienie Makluan... Pomóż mi, a ja pomogę tobie
Tony: Uwolnisz... go?
Gene: Tak. Daję ci moje słowo. To jak?
Tony: Zgoda
Gene: Świetnie. Jutro się zajmiesz pracą
Tony: Mogę... zobaczyć... się... z tatą?

Gene wyszedł rozmyślić tę sytuację. Pomyślał, co mógłby na tym zyskać.

4. Ocalony

0 | Skomentuj

Dziewczyna zdołała opatrzyć ranną głowę Howarda. Owinęła ją bandażem i prosiła, by się nie ruszał.

Pepper: Lepiej go nie denerwuj. Chyba chcesz stąd wyjść żywy?
Howard: Chyba nie mam żadnych szans na powrót
Pepper: Po prostu mu pomóż, a wszyscy będą wolni
Howard: Jak długo cię więzi?
Pepper: Kilka dni, ale to nieważne. Od ciebie zależy, czy wyjdziemy na wolność
Howard: Rozumiem, że ma obsesję na punkcie pierścieni
Pepper: Tak, bo według niego, są jego przeznaczeniem
Howard: Wiesz, gdzie jesteśmy?
Pepper: W Chinach
Howard: W Chinach? Niemożliwe
Pepper: Posiada dwa pierścienie. Jeden służy mu do teleportacji. Dzięki niemu, znajduje innych, którzy coś wiedzą o potędze pierścieni Makluan
Howard: Zabił mojego syna. Nie odpuszczę mu
Pepper: Coś mi mówi, że jeszcze może żyć
Howard: Dlaczego?
Pepper: Mam takie przeczucie, co często się sprawdza. Zaufaj mi
Howard: Ech! No dobrze, a ja masz na imię?

Nie zdołała dokończyć, bo wrócił Gene nieco spokojniejszy. Kazał nastolatce wrócić do swojej celi. Posłusznie wykonała rozkaz.

Gene: Lepiej mnie nie denerwuj, bo naprawdę nie dożyjesz jutra
Howard: Nadal nic nie mam
Gene: Pozwalam ci żyć, a ty nadal nic nie robisz?! Jesteś bezużyteczny, Stark! Z twojego syna miałbym większy pożytek!
Howard: Teraz już go nie ma
Gene: Zobaczymy

Użył pierścienia, przenosząc się na miejsce katastrofy samolotu. Nie trudno było spostrzec ciało Tony'ego. Podszedł w swojej zbroi, sprawdzając, czy nadal oddycha. Przeczucia dziewczyny okazały się prawdą. Syn Howarda nadal żył. Wziął go na ręce i przeniósł do swojej kryjówki.

Gene: Zajmij się nim! Nie obchodzi mnie, jak to zrobisz, ale on ma żyć! Czy wyraziłem się jasno?!
Pepper: Tak
Gene: Potrzebuję go żywego, rozumiesz?!
Pepper: Tak
Gene: Idź już i rób, co do ciebie należy

Pod koniec złagodniał, bo widział, że była przerażona. Jednak zajęła się rannym. Ostrożnie wyjmowała odłamki z klatki piersiowej, odkażając każdą ranę. Widziała, że było z nim kiepsko, a nie miała możliwości go znieczulić. Żeby nie krzyczał, gdyby się obudził, przygotowała chustkę nasiąkniętą chloroformem.

Pepper: To może zaboleć

Chwyciła za skalpel, nacinając skórę, by pozbyć się sporego odłamka metalu. Chłopak zaczął krzyczeć. Od razu przyłożyła mu materiał do ust, aż po kilku minutach znowu leżał nieprzytomny. Gdy wszelkie uszkodzenia mogły się zagoić, pozostała sprawa utrzymania go przy życiu. I miała pewien pomysł.

3. Porwanie

0 | Skomentuj

Howard obudził się w nieznanym pomieszczeniu. Z sufitu zwisała jedna lampa, która piekielnie go raziła w oczy. Nie wiedział, jak się tu znalazł. Pamiętał jedynie, jak leciał samolotem do domu razem z Tony'm. A teraz? Bał się, że stała się mu krzywda.
Nagle usłyszał czyjeś kroki. Miał takie wrażenie, jakby znał tę osobę. I miał rację. Do pomieszczenia wszedł szesnastolatek o azjatyckich rysach twarzy.

Howard: Ty?
Gene: Znowu się spotykamy, Howardzie
Howard: Co zrobiłeś?! Gdzie Tony?! Gadaj!
Gene: Jego już nie ma. Pogódź się z tym
Howard: Zabiłeś go?! Ty potworze!
Gene: Jeśli mi nie pomożesz w szukaniu pierścieni, dołączysz do niego
Howard: Przecież pierścienie Makluan są legendą! Odpuść sobie!
Gene: Nie wypuszczę cię, jeśli nie zdobędę wszystkich pierścieni
Howard: Jak mogłeś zabić mojego syna?! Tak cię rodzice wychowali?! Na mordercę?!
Gene: Skończ gadać i bierz się do roboty!

Rzucił mu książki i materiały, jakie zdobył w trakcie poszukiwania mocy Mandaryna. Gdy Howard był zmuszony do pracy, Tony lekko otworzył powieki. Wokół niego leżały szczątki samolotu. Chłopak czuł piekielny ból w okolicy klatki piersiowej, którą miał naszpikowaną odłamkami metalu. Z trudem oddychał, lecz chciał odnaleźć ojca. Zaczął się czołgać po ziemi, wołając na całe gardło.

Tony: TATO... GDZIE... JESTEŚ?!

Nie zważał na obrażenia, bo chciał jedynie się z nim zobaczyć. Nawet nie przeszłoby mu przez myśl, że już go nigdy nie zobaczy.

Tony: TATO!

Krzyczał coraz głośniej, aż stracił siły na wszystko. Powoli śmierć zaciskała na nim swoje sidła. Jednak walczył.
Tymczasem starszy Stark siedział nad badaniami już dwie godziny. Załamywał się, bo nic nie odkrył. W głębi duszy chciał zabić Khana za zabicie Tony'ego. Jednak nie wiedział, że on nadal żył.

Gene: Pracuj dalej! Nie dostaniesz ani kawałku chleba za nieróbstwo!
Howard: Skoro sam jesteś taki mądry, czemu ich nie możesz znaleźć?

Chłopak się wściekł, chwytając go za koszulę.

Gene: Posłuchaj mnie, Stark! Próbowałem już nie raz, ale nadal jestem w punkcie wyjścia!
Howard: Nie... będę... pracował

Nastolatek z furią rzucił mężczyznę o ścianę. Kazał mu stać prosto. Kiedy już to zrobił, uderzył kamieniem w jego głowę.

Gene: Więcej nie chcę sprzeciwu! Do roboty! A ty zajmij się naszym "gościem"

Wskazał na rudą dziewczynę również w wieku oprawcy. Wzięła do ręki bandaże i zaczęła zajmować się raną. Mężczyzna był w szoku, że ona również znajdowała się w niewoli. Jednak jej historia przedstawiała się o wiele inaczej.

2. Awaria

0 | Skomentuj

Tony zjadł całą zupę bez grymasu, a Rhodey pokusił się o dokładkę. Można powiedzieć, że tak mu danie smakowało, aż garnek stał się pusty.

Rhodey: Mogę jeszcze?
Roberta: Jak sobie sam nawarzysz, proszę bardzo, bo na razie zjadłeś wszystko, co miałam
Tony: A ja chciałem jeszcze zjeść
Rhodey: Poważnie? Wybacz. Nie pomyślałem
Tony: Żartuję
Roberta: Tony, jeśli jesteś głodny...
Tony: Nie. Ja naprawdę już podziękuję. Muszę się zobaczyć z tatą
Rhodey: No to trzymaj się
Tony: Dziękuję za obiad, Roberto

Podziękował i wyszedł, kierując się do Stark International. Do firmy, w której miał pracować razem z ojcem po ukończeniu 18 lat. Miał już zaplanowaną przyszłość. Wiedział, że będzie tworzył wynalazki, pomagające ludziom. Coś, co będzie pchało świat naprzód.
Gdy został wpuszczony przez jego sekretarkę do biura, przerwał mu jakąś rozmowę z Stane'm. Obadiah był wspólnikiem Howarda, który po raz kolejny chciał zmienić wynalazek w broń, co nie podobało się szefowi firmy.

Stane: Ostatni raz ci mówię, Howard. Wojsko da za to miliony!  Pomyśl o tym!
Howard: Już postanowiłem, Obadiah. Nie będziesz modyfikował moich wynalazków, by sprzedać je wojsku
Stane: Jeszcze zmienisz zdanie, a twój smarkacz niech się w to nie miesza
Tony: Do widzenia, Stane

Uśmiechnął się głupawo, a łysielec trzasnął drzwiami ze wściekłości. Howard był ciekaw, co sprowadziło tu syna.

Howard: Pogodziłeś się z moją decyzją?
Tony: Ja właśnie przyszedłem w tej sprawie. Chcę ci coś pokazać. Coś, że zrezygnujesz z tego pomysłu
Howard: Dobrze wiesz, że musisz się uczyć do czasu...
Tony: Osiemnastki. Wiem o tym. Pani Rhodes mi mówiła
Howard: Czyli się nie wywiniesz, Tony
Tony: Ale mógłbyś zobaczyć ten projekt?
Howard: Hmm... Pod warunkiem, że będzie bardzo przekonywujący
Tony: Będzie

Powiedział z nadzieją i wyszli z budynku. Najpierw samolotem polecieli na wykopaliska, gdzie archeolodzy szukali jakiś artefaktów. Ojciec pokazał mu przez chwilę, jak idą prace, a później mieli zamiar wrócić do domu. Howard był ciekawy, co wymyślił jego szesnastoletni syn. Jedyny z porównywalną wiedzą do Einsteina.
Nagle rozbłysło się światło, które oślepiło chłopaka. Zauważył zniknięcie ojca.

Tony: Tato?

To było ostatnie słowo, jakie powiedział, gdy rozległ się hałas silnika, który oznaczał jedno. Samolot się rozbił.

1. Projekt

0 | Skomentuj


Tony siedział z Rhodey'm nad swoim najnowszym projektem. Coś, co przekona ojca, by nie wysyłał do go szkoły. Siedział już nad tym trzy godziny i nie miał zamiaru robić sobie przerwy.

Rhodey: Odpuść sobie, Tony. Szkoła wcale nie jest taka zła
Tony: Jestem mądrzejszy od tych wszystkich profesorów razem wziętych
Rhodey: No tak. Zapomniałem, że pozjadałeś wszystkie rozumy
Tony: A ty? Szkoła cię zmieniła w kochanka historii. Wcześniej taki nie byłeś
Rhodey: Ale chcę być w Akademii Lotniczej
Tony: Życzę ci powodzenia

Klepnął go po ramieniu, uśmiechając się, a później wrócił do pracy. Przyjaciel pomógł mu zespawać elementy, które już miał dokończone. Jednak potrzebował nad nimi jeszcze popracować. 
Natłok pracy przerwało pojawienie się matki przyjaciela.

Roberta: Jeszcze tu siedzicie? Chodźcie zjeść obiad. Na pewno jesteście głodni
Tony: Dziękujemy, pani Rhodes, ale musimy wnieść ostatnie poprawki
Rhodey: Mów za siebie. Ja padam z głodu
Roberta: Jak zawsze, Rhodey... Kiedy skończysz, dołącz do nas. Twój ojciec coś załatwia w firmie, więc na razie zostań
Tony: W porządku. Dołączę do was później
Rhodey: Tony chce przekonać ojca, by go nie wysyłał do Akademii Jutra
Roberta: Heh! I tak tam pójdzie. Cokolwiek mu pokaże, będzie musiał się uczyć. Taki obowiązek, aż do ukończenia 18 lat
Rhodey: Dobra, dobra. Koniec gadki, bo zupa wystygnie
Roberta: A skąd wiesz, że akurat zupa?
Rhodey: Zmysł smakosza

Zaśmiał się i wyszli, a chłopak kończył budować swoje dzieło.

Tony: Opadnie ci szczena, gdy to zobaczysz, tato

Pomyślał, będąc dumny z tego, co stworzył razem z Rhodey'm. Postanowił długo nie zwlekać i zobaczyć się z Howardem, ale musiał zmienić plany. W końcu, Roberty trzeba słuchać. Zajmowała się nim, kiedy jego ojciec pracował. Był jej wdzięczny za pomoc oraz za to, że w jakiś sposób zapełnia mu pustkę przez brak matki.
Po przyjściu do domu prawniczki, zasiadł do stołu, jedząc zupę. Rhodey się nie mylił, co do obiadu. Żarłok zawsze ma rację.

---**--

Witajcie. Czas wstawić kolejne opowiadanie. Jest bardzo krótkie, bo pisałam je na jednej kartce z zeszytu podczas luźnych lekcji. Ma 40 części, ale naprawdę szybko przez to przebrniecie. Oby ta historia wam się spodobała. To było gdybanie o tym, że Tony był zaginiony przez tydzień oraz to jakim cudem przeżył. Ja w międzyczasie będę dalej kontynuować projekt z odcinkami oraz przygotowywać się do matury (lub nie). No to start.
© Mrs Black | WS X X X