Part 129: Przemiana całkowita

4 | Skomentuj

**Matt**

Podniosłem się z podłogi, gdy przemiana dobiegła końca. Czułem, jakbym się odrodził na nowo. Byłem pełny energii, a ciało wypełniało przyjemne ciepło. Jednak musiałem wrócić na lekcję. Miałem szczęście. Od razu po wyjściu z łazienki, zadzwonił dzwonek. Znalazłem Katrine przy sali od historii. Trzymała w rękach mój plecak.

Katrine: Dość długo cię nie było, więc spakowałam twoje rzeczy
Matt: Dzięki
Katrine: Wszystko gra?
Matt: Tak jakby... A u ciebie?
Katrine: Chyba czuję się tak samo, jak ty. Niby dobrze, ale tak naprawdę...
Matt: Chodzi o ojca?
Katrine: Tak i chyba muszę ci się do czegoś przyznać
Matt: Ja w sumie też
Katrine: Ty pierwszy
Matt: Nie, bo sama chciałaś zacząć
Katrine: Ech! No dobrze. Nie przyznałam się do czegoś ważnego
Matt: Że jesteś córką Ducha? To prawda?
Katrine: Jak długo wiesz?
Matt: Zauważyłem, jak zareagowałaś na moje nazwisko
Katrine: Oni się nienawidzą
Matt: A kto każe się im kochać?
Katrine: Czyli rozumiesz, że...
Matt: Nie mogą wiedzieć, że się znamy
Katrine: Dokładnie, dlatego nie umawiajmy się nigdzie poza szkołą
Matt: Zgoda... Uszanuję twoją decyzję, Katrine

Wolałbym, żeby moje przeczucia nie okazały się prawdą. Jednak wyszło nie za ciekawie. Teraz chyba jedynie pozostało ukrywać naszą znajomość.

**Rhodey**

Nie zdołałem ani razu zmrużyć oczu do snu. Ciągle czuwałem przy Tony'm, bo jego stan jeszcze nie uległ poprawie. Lekarz próbował mnie podnieść na duchu, że organizm będzie na tyle silny, by walczyć. Jednak prawda na pewno była inna. Ukrywał ją, żebym nie tracił nadziei.

Dr Yinsen: Powinieneś się zdrzemnąć. Popilnuję go
Rhodey: Nie... Nie mogę
Dr Yinsen: Zrobiłeś już dość. Odpocznij
Rhodey: Chciałbym, ale nie teraz. Zrobię to, gdy wszystko będzie dobrze
Dr Yinsen: Nie chcę cię podkopywać, ale, co zrobisz, jeśli będzie inaczej?
Rhodey: Przeczytam list
Dr Yinsen: Jeszcze go nie przeczytałeś?
Rhodey: Mam czas

Gdy lekarz już miał zamiar wyjść, kardiomonitor zaczął piszczeć. Wszystkie maszyny przestały pracować. Nie wiedziałem, co się dzieje. Dr Yinsen kazał mi wyjść z sali i od razu zauważyłem, jak dzwoni do kogoś. Tym kimś była Victoria, bo pojawiła się niczym piorun. Bałem się, że Tony umrze, ale musiałem wierzyć, że wygra walkę. Chłopie, nie poddawaj się. Jesteś Iron Manem. Musisz być silny. Pepper na ciebie czeka. Dzieci.

Rhodey: Tony, walcz. Błagam cię... Nie zostawiaj nas

Byłem tak załamany, że każda sekunda stała się dla mnie udręką.

**Lily**

Mama próbowała jakoś mi wytłumaczyć, ale z każdą próbą łamał się jej głos. Kiedy chciałam zapytać po raz kolejny o zdrowie taty, poczułam, jak zamarzam. I tak się stało. Całe ciało zamieniło się w lód.

Pepper: Lily, co się dzieje? Słyszysz mnie? Lily!

Słyszałam każdy dźwięk, ale nie potrafiłam wydusić z siebie żadnego słowa. Dziwne, że przemieniam się w tak młodym wieku. Jeszcze wczoraj byłam umierająca, a dziś znowu czuje się tak samo. Jednak lód w końcu zaczął pękać. Powoli jego kawałki opadały wraz ze skórą, która zmieniła barwę. Odczułam ulgę, upadając w objęcia mamy, zaś obok nas był strażnik.

Pepper: Lily, wszystko gra?
Strażnik: Stała się prawdziwym Makluańczykiem z krwi i kości. Jednak wciąż będzie wyglądać, jak człowiek, ale zyskała nowe zdolności
Lily: Co? J... Jakie?
Strażnik: Będziesz w stanie usłyszeć nawet niewielki szept i możesz czytać w myślach... Lily, rozumiesz? Nie jesteś już zwyczajną osobą

Chłód zastąpiło ciepło, że mogłam w końcu coś powiedzieć. Czytanie w myślach? Brzmi strasznie, ale nie będzie, aż tak źle. Matt pewnie też uzyskał jakieś moce. Tylko niech to nie będzie rentgen w oczach. Brr...

Lily: Mój brat też przeszedł przemianę?
Strażnik: Tak
Lily: I jakie ma moce? Czy to jest...
Strażnik: Nie bój się. Nie będzie cię podglądać
Lily: Czytasz w moich myślach
Strażnik: Albo żartuję
Lily: Czyli na waszej...
Strażnik: I też twojej planecie... No tak. Ja wam dałem swoje moce
Lily: A zobaczymy się jeszcze?
Strażnik: Jestem waszym opiekunem. Nie zostawię was

Powiedział to gościu, który po chwili się rozpłynął w powietrzu. Czułam się pełna energii i chciałam wypróbować moje zdolności. Fajnie, że jeszcze się z nim spotkamy. Myślałam, że Makluańczycy jedynie zabijają. Widocznie nie wiem wszystkiego, skąd pochodzę. Z pomocą mamy wstałam na nogi.

Pepper: Jak się czujesz?
Lily: Świetnie. Teraz dzięki telepatii niczego przede mną nie ukryjecie
Pepper: To prawda
Lily: Więc powiedz mi, co z tatą?
Pepper: Jest w szpitalu
Lily: Wiem, ale, co się z nim dzieje?
Pepper: Lekarze próbują go uratować, by przeżył
Lily: Mamo

Przytuliłam ją, bo wiedziałam, że ma zamiar płakać.

Pepper: On musi wrócić... Musi
Lily: Wróci na pewno. Wszystko będzie dobrze

Part 128: To ma być "niezbyt dobrze"?

0 | Skomentuj
**Katrine**

Zamknęłam drzwi na klucz, by nikt mi nie wchodził do pokoju. Musiałam pobyć sama. Przemyśleć kilka spraw. Jak mam być szczęśliwa, skoro nasze rodziny są ze sobą skłócone? Przypomina to trochę "Romeo i Julia", ale ich miłość skończyła się tragicznie. Moja historia potoczy się inaczej.

**Pepper**

Lily dość szybko wracała do zdrowia, że lekarka nie chciała jej dłużej trzymać. Jedynie puścić następnego dnia z rana. Matt nie wiedział, co mówić i milczał. Wiedziałam, że nim też wstrząsnęło to samobójstwo ojca. Mam nadzieję, że Tony przeżyje. Jeszcze nigdy w życiu nie czułam tak wielkiego strachu. Wcześniej nie zwróciłam uwagi, jak zemdlał, bo zajmowałam się Lily.
Z zamyśleń wyrwało mnie pojawienie się lekarza.

Dr Yinsen: I jak tam się czuje nasza pacjentka?
Lily: Bardzo dobrze. Chcę już wyjść
Dr Yinsen: Myślę, że nie będę cię tu trzymał na siłę, ale przez jeden dzień zostań w domu. Potrzebujesz nabrać sił
Lily: Ale naprawdę czuję się świetnie
Pepper: A co z Tony'm?
Dr Yinsen: Znalazłem przy nim listy. Powinniście je przeczytać
Pepper: Ale... Ale w jakim jest stanie?
Dr Yinsen: Niezbyt dobrym... Chcesz się z nim zobaczyć?
Pepper: Tak
Matt: Ja też chcę
Lily: I ja!
Dr Bernes: Ty masz leżeć w łóżku, Lily, a twój brat niech zostanie z tobą
Dr Yinsen: Zajmiesz się nimi?
Dr Bernes: Bez problemu

Poszłam z lekarzem dość niepewnie na OIOM i już miałam ułożone najgorsze scenariusze w głowie. Jeśli dostaliśmy listy, czy to znaczy, że już nie wróci? Nawet tak nie myśl, Pepper. Wszystko będzie dobrze, tak?
Gdy weszłam do sali, zobaczyłam załamanego Rhodey'go przy łóżku Tony'ego. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Wokół niego było tyle maszyn, a każda odpowiadała za podtrzymywanie życia. Na samą myśl, że znalazł się w stanie krytycznym, do oczu cisnęły się łzy.

Pepper: To jest te "niezbyt dobre"?
Dr Yinsen: Nie chciałem, żeby dzieci zaczęły się bardziej przejmować
Pepper: Wyjdzie z tego?
Rhodey: Na co ty liczysz, Pepper? Przecież sam z własnej winy znalazł się w takim, a nie innym stanie
Dr Yinsen: Nie trać nadziei. Na razie jest w śpiączce przez tydzień. Później zobaczymy, co dalej. Grunt to wierzyć w cuda
Pepper: A z Lily jest już dobrze?
Dr Yinsen: Jutro zostanie wypisana
Pepper: Mogę przy nim zostać?
Dr Yinsen: Na chwilę, bo Rhodey tu robi za stróża
Pepper: Poważnie?
Rhodey: Miałem wylecieć do Akademii Wojskowej, ale teraz muszę go odwołać
Pepper: Czyli on może zostać, a ja nie?
Dr Yinsen: Musisz zająć się Lily i Mattem. Pamiętaj o swoich dzieciach
Pepper: Jakie są szanse, że się obudzi?
Dr Yinsen: 5%
Rhodey: I właśnie za tyle procent walczymy

~*Następnego dnia*~

**Lily**

O ósmej dostałam wypis ze szpitala i razem z mamą wróciliśmy do domu. Matt dalej się nie odzywał. Myślałam, że coś mu zrobiłam, ale nie potrafiłam sobie przypomnieć, co? Brat musiał iść do szkoły, a ja mogłam, a raczej musiałam zostać w domu. Próbowałam się jakoś dowiedzieć o stanie taty. Martwiłam się o niego. Poświęcił się dla mnie, by zniszczyć truciznę. Pożegnałam się z Mattem, gdy wyszedł na lekcje. Wykorzystałam to że byłam sama z mamą. Mogłam z nią przeprowadzić szczerą rozmowę. Zaparzyłam nam po owocowej herbacie i usiadłyśmy w salonie.

Lily: Mamo, nie jestem już małym dzieckiem, więc powiedz mi prawdę, co się dzieje z tatą?
Pepper: Nic się nie dzieje. Musiał zostać w szpitalu na dłuższe badania
Lily: Słyszałam, jak rozmawiasz z lekarką. Był operowany... Żyje?
Pepper: Musiałaś chyba źle usłyszeć, bo nic mu nie jest
Lily: To skąd te listy?! Nawet nie próbuj kłamać! Matt się do mnie nie odzywa i ty też nie chcesz mi udzielić odpowiedzi! Czy to takie trudne?! Martwię się!
Pepper: Lily, uspokój się. Dobrze wiesz, że nie możesz się denerwować
Lily: Próbował... Próbował się zabić... przeze mnie. I jak... tu mam być... spokojna?!

Znowu podniosłam głos, że lekko zakuło mnie przy implancie. Nie cierpiałam tego, jak wszyscy traktowali mnie, jak kalekę. Oby Matt czuł się lepiej w szkole. Ciekawe, co robi?

**Matt**

Czułem się jakoś dziwnie. I to nie przez głupotę ojca, czy uczucia do Katrine. Po prostu czułem się inaczej. Nie było mi słabo, ale bardziej skóra zrobiła się cieplejsza, niż zwykle. Musiałem wyjść z klasy pod pretekstem pójścia do łazienki. Dopiero w lustrze zauważyłem, jak pęka skóra na twarzy, dłoniach i pod ubraniem. Wiedziałem o przemianie ze snu, ale żeby tak szybko?
Nagle poczułem silnie ukłucie w sercu, aż upadłem na podłogę. Jednak o dziwo byłem spokojny. Może dlatego, że temu wszystkiemu przyglądał się jaszczur?

Strażnik: Zaczęło się, Matt. Teraz staniesz się prawdziwym Makluańczykiem z krwi i kości... Jednak nie bój się. Wciąż będziesz wyglądał, jak człowiek, ale twoje zdolności się ujawniają
Matt: J... Jakie?
Strażnik: Będziesz w stanie wyczuć zbliżające się zagrożenie, a twój wzrok będzie mógł zobaczyć najmniejsze detale
Matt: To... boli
Strażnik: Spokojnie. Przejdzie ci. Zaraz będzie po wszystkim

Dotknął mojego ciała, które wciąż się żarzyło niczym ogień. Nadal zachowywałem spokój, lecz chciałem, by przemiana dobiegła końca. Po chwili, jaszczur zniknął, a z "problemem" zostałem sam. Przecież miałem dopiero się zmienić, jak dorosnę. Dlaczego akurat teraz? Oby Lily przechodziła to łagodniej.
Gdy ból zniknął, mój kolor skóry lekko się zmienił na ciemniejszy, lecz wciąż byłem człowiekiem. Tak jakby.

---**---

Wybaczcie, że czasem używam tych samych zdjęć, co z "Unprotected", ale nie wiem, jakie wstawiać do notek. Jednak chcę was o coś prosić. Myślałam nad scenariuszem odcinka. Macie propozycje, jaki mógłby być z 1 sezonu? Czekam na odpowiedzi, a notka już jutro :)

Part 127: Ukryte uczucia

2 | Skomentuj

**Lily**

Cisza. Nadal nikt się nie odezwał. Co się dzieje? No to chyba będę musiała się zapytać, skoro nie mają nic do powiedzenia. Odwróciłam głowę w stronę Matta.

Lily: Matt, co się dzieje?
Matt: Dobrze się czujesz?
Lily: Tak, ale nie wymiguj się i mi odpowiedz. Czemu mama płacze i wszyscy milczą?
Matt: Nie... Nie wiem
Lily: Oj! Ty doskonale wiesz. Mów. Przecież to nie może być nic strasznego
Matt: Właśnie, że może
Lily: Matt?
Pepper: Powiedz jej. Niech wie
Lily: Co się stało?
Pepper: Niewiele wiemy
Lily: Pani doktor, a pani coś wie?
Dr Bernes: Chyba twój tata znowu lekceważy zalecenia i w tej chwili ma robione badania
Lily: Nie jestem głupia! Przecież widzę, że to coś poważnego!
Dr Bernes: Lily, uspokój się. Nie powinnaś się denerwować
Lily: Czuję się dobrze. Dziękuję
Dr Bernes: Co nie znaczy, że masz lekceważyć swój stan. Ledwo pozbyliśmy się trucizny z twojego organizmu, ale musisz odpocząć
Pepper: Dr Bernes, można na chwilkę?
Dr Bernes: Tak, proszę

Głupia mama. Nie jest głupia, ale myślała, że nie będę słyszała ich rozmowy. Błąd. Mam bardzo dobry słuch. Mogę ich usłyszeć z daleka i przy zamkniętych drzwiach. Coś ukrywają.

Pepper: Dlaczego pani skłamała?
Dr Bernes: Lily musi nabrać sił, bo to, co wymyśliliśmy z Ho, było bardziej ryzykowne od kylitu. Na szczęście Vortex razem z Extremis zniknęły z jej ciała
Pepper: A kiedy może wrócić do domu?
Dr Bernes: Jutro, jeśli w nocy nie pojawią się "niespodzianki"
Pepper: Rozumiem... Czy mogę zobaczyć się z Tony'm?
Dr Bernes: To ty nie wiesz, że jest operowany?
Pepper: Wiem... Jednak chcę wiedzieć, jak się czuje
Dr Bernes: Prawdopodobnie walczy o życie. Nic dziwnego, skoro pozbawił się kylitu
Pepper: To samobójstwo! Jak on mógł?!
Dr Bernes: Spokojnie, Pepper. On chciał jej pomóc
Pepper: Ryzykując własnym życiem?
Dr Bernes: Chyba skądś mamy tego Iron Mana
Pepper: Tak

Nie mogłam w to uwierzyć, co usłyszałam. Tata jest operowany? Przeze mnie? Dlaczego nie mógł wymyślić innego sposobu? Albo po prostu pozwolić działać lekarzom.

~*Pięć godzin później*~

**Rhodey**

Jest już dwudziesta, a z bloku nikt jeszcze nie wyszedł. Siedziałem, jak na szpilkach. Bałem się o Tony'ego. Chciałbym go opieprzyć za ten pomysł z pozbyciem się kylitu, choć jego ryzyko opłaciło się. Lily nie ma już trucizny. Tylko jakim kosztem? Błagam cię, Tony. Bądź cały. Błagam... Bądź cały.
W końcu drzwi się otworzyły i wyszedł z nich dr Yinsen. Jego twarz nie dawała powodów do radości, ale chciałem uzyskać informacje.

Dr Yinsen: Robiłem, co się dało
Rhodey: Co to ma znaczyć?
Dr Yinsen: Jest w śpiączce. Cały organizm się zbuntował. Jedynie maszyny podtrzymują go przy życiu
Rhodey: Boże! Ale będzie żyć?
Dr Yinsen: Nie będę ci dawać złudnej nadziei. Może tak z tydzień się uda
Rhodey: Jaki tydzień?
Dr Yinsen: Tyle zdoła jeszcze przeżyć... Chcesz się z nim zobaczyć?
Rhodey: Tak... Proszę

Byłem zdenerwowany, a strach nie opuścił mojego ciała. Zaprowadził mnie na OIOM, gdzie Tony leżał podpięty do każdej możliwej maszyny. Nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Nigdy nie widziałem go w tak krytycznym stanie.

Dr Yinsen: Pozwolę ci przy nim być, ale pod warunkiem, że mnie zawołasz, jeśli coś, by się działo... Rhodey?
Rhodey: Tak... Na pewno... zawołam
Dr Yinsen: Bądźmy dobrej myśli, że wyjdzie z tego
Rhodey: Jakie są szanse, że się obudzi?
Dr Yinsen: Bardzo nikłe. Ledwie 5%
Rhodey: Jak dla mnie, to dużo
Dr Yinsen: Rhodey, on będzie walczył
Rhodey: Wiem o tym. Tym razem powinien
Dr Yinsen: Znalazłem przy nim jakieś koperty. Nie otwierałem ich, ale pewnie chciał wam coś przekazać. Dam Pepper i dzieciom, a ta należy do ciebie
Rhodey: Dobrze

Lekarz sprawdził odczyty z urządzeń i wyszedł z sali. Byłem ciekawy, jaką Tony pozostawił dla mnie wiadomość. Jednak otworzę ją później. Będę czekał, aż się obudzi.

**Katrine**

Jadłam kolację z rodzicami, ale wolałabym uniknąć wzroku ojca. Po tym, czego się dowiedziałam, nie chciałabym narażać Matta na jego gniew. Skupiłam się na jedzeniu tostów z syropem klonowym. Za wszelką cenę próbowałam nie patrzeć w jego stronę.

Viper: Jakoś oboje jesteście cicho. Czy coś się stało?
Duch: Nefaria znowu przekłada zlecenie
Viper: Nie przejmuj się. W końcu je skończysz
Duch: Mam nadzieję... Jak w szkole?
Katrine: Dobrze. Wygrałam dziś w zbijaka

Nadal patrzyłam na zawartość talerza. Narażam się na gniew taty.

Duch: To świetnie. Ty nie dasz nikomu się pokonać. Widać, że jesteś z naszej rodziny
Katrine: No... Tak
Viper: Katrine, może powiesz coś tacie?
Katrine: Skończyłam jeść. Dziękuję za kolację. Idę do pokoju przygotować się do szkoły
Duch: Poczekaj chwilę

Już wstałam od stołu, ale musiał mnie zatrzymać. Co teraz? Nie miałam już ochoty z nikim gadać.

Duch: Nie pójdziesz stąd, dopóki się nie dowiem... Mów, co się dzieje?
Katrine: Zakochałam się! Czy taka odpowiedź ci wystarczy?!

Wybiegłam szybko, mijając go i zamknęłam się w pokoju. Dlaczego moje życie musi być takie skomplikowane?

Part 126: Ryzykowne lekarstwo

4 | Skomentuj
**Ho**

Razem z Victorią zeszliśmy do laboratorium, które było ukryte za półką pełną książek. Wystarczyło jedynie znaleźć z tyłu czarny guzik i go wcisnąć. Dlaczego je ukrywam? Ponieważ działamy poza prawem, gdy liczy się ratowanie ludzkiego życia.
Gdy znaleźliśmy się w sekretnym pomieszczeniu, zaczęliśmy nasz plan wcielać w życie. Dzięki próbce krwi Lily i Tony'ego zdołałem znaleźć niewielką ilość trucizn, by zostały wykorzystane w odwrotnym kierunku. Ich mieszanka powinna pomóc dziewczynie wrócić do zdrowia.

Dr Yinsen: Mam nadzieję, że Tony'emu nic nie mówiłaś
Dr Bernes: Nie. Akurat się minęliśmy, jak mnie wezwałeś, a on szedł do łazienki
Dr Yinsen: To dobrze, bo teraz mamy ważniejsze sprawy, niż go ciągle niańczyć
Dr Bernes: Przecież już nie musi leżeć, Ho. Nie rozumiem, o co ci chodzi?
Dr Yinsen: Chce jej pomóc, ale jest bezradny. Jeszcze go okłamałem, że jesteśmy blisko antidotum. Czuję się okropnie
Dr Bernes: A nie powinieneś. Przecież to może pomóc Lily
Dr Yinsen: Szanse są minimalne, a stawka zbyt wysoka
Dr Bernes: Będzie dobrze. Uda się nam. Tak, jak zawsze
Dr Yinsen: Próbujemy?
Dr Bernes: Tak. Zrób syntezę

~*Trzy godziny później*~

Extremis zostało połączone z Vortexem, dając mieszankę, która powinna pomóc Lily. Miejmy taką nadzieję, że się uda.

**Tony**

Nie mam czasu na pożegnanie. Pozbycie się kylitu z implantu jest nieodwracalne. Wiem, że umrę, dlatego zostawiłem krótką wiadomość lub list. Przeczytają go, jeśli się nie obudzę. Wcześniej wykradłem pusta strzykawkę, by pobrać metal do próbówki. Zanim jednak miałem pozbawić się życia, pomyślałem o moich najbliższych oraz o tych, których straciłem przez bycie Iron Manem. Pomyślałem też, jak poczuje się Pep razem z dziećmi po moim odejściu. Niestety, ale chciałem uratować Lily. Za wszelką cenę.

**Matt**

Po szkole postanowiłem zobaczyć się z Lily, jak się czuje. Liczyłem na jakąś poprawę, a przede wszystkim na zapomnienie o Katrine. Nie musiałem zbyt długo manewrować między korytarzami, by się znaleźć w odpowiedniej sali. Jednak nie wszedłem do środka, słysząc jakiś hałas z łazienki. Postanowiłem zajrzeć i dobrze zrobiłem.

Matt: Tato, co ty robisz?
Tony: Niechcący upuściłem strzykawkę. Wiem, na co to wygląda, ale nie jestem narkomanem
Matt: To, po co ci ta strzykawka?
Tony: Widziałeś lekarza?
Matt: Pewnie jest w sali. A czemu pytasz?
Tony: Mam odtrutkę dla Lily. Od razu... poczuje się... lepiej
Matt: Tato?
Tony: W porządku. To tylko... przemęczenie. Za długo tu siedzę

Wstał z podłogi i razem poszliśmy do niej. Wiedziałem, że coś ukrywał, bo zachowywał się dziwne. Co się z tobą dzieje? Co ty chcesz zrobić?

**Tony**

Powoli słabło moje serce, a implant kończył swoją pracę. Teraz świat będzie ratował ktoś inny. Nie chcę zwalać tej roli na Rhodey'go. SHIELD zajmie się walką z przestępcami. Pięć minut później znaleźliśmy się na cyberchirurgii, gdzie byli dr Yinsen z Victorią i Pepper z Rhodey'm. Podałem lekarzom próbówkę z kylitem.

Tony: Dajcie jej to
Dr Yinsen: Tony, my już znaleźliśmy rozwiązanie
Tony: To jej... pomoże. Proszę... weźcie kylit
Dr Bernes: Ho, większe szanse będą przy użyciu tego metalu. Jest mniejsze ryzyko
Tony: Błagam... Ratujcie... Lily

Czułem się coraz gorzej, a Rhodey to jako pierwszy zauważył. Widział brak światła z implantu. Chciał coś powiedzieć, ale nie potrafił ułożyć odpowiednich słów. Gdy lekarz podał jej metal, patrzyłem na kardiomonitor. Tak! Udało się! Jej serce biło i otworzyła oczy. Jej twarz zobaczyłem jako ostatnią, gdy upadłem na podłogę. Próbowałem oddychać, ale wiedziałem, że tak będzie. Przez chwilę Rhodey trzymał mnie za rękę, skoro Pep bardziej zwracała uwagę na to, że Lily wyzdrowiała.

Rhodey: Tony, co ty zrobiłeś?
Tony: To... co... trzeba. Najważniejsze... że... udało się
Rhodey: Tony, proszę. Nie zamykaj oczu
Tony: Żegnajcie

Spojrzałem na przyjaciela i na każdego, kto stał w pobliżu. Wszyscy byli zdziwieni. Na szczęście moje poświęcenie nie poszło na marne. Dołączę do mamy i taty, by żyć z nimi. W końcu pogrążyłem się w ciemności, lecz gdzieś w oddali było lekkie światło.

**Ho**

Przecież mieliśmy gotowe serum, a on pozbawił się życia. Próbowałem coś z nim zrobić, gdy Victoria miała sprawdzić, czy kylit zniszczył truciznę. Serce Tony'ego gwałtownie zatrzymało się, więc musiałem go zabrać na operację. O ile się uda, może przeżyje z jakiś tydzień. Rhodey pobiegł za mną, ale nie mogłem chłopaka wpuścić na blok.

Dr Yinsen: Poczekaj tu
Rhodey: Będzie żył?
Dr Yinsen: Zrobię wszystko, co w mojej mocy. Nie mogę nic obiecać
Rhodey: Dlaczego to zrobił? Dlaczego?
Dr Yinsen: Chciał ratować Lily
Rhodey: Ale takim kosztem?
Dr Yinsen: Chyba wiedział, że tak będzie

Szybko wezwałem zespół chirurgów na blok. Pierwszy raz byłem przekonany, że Tony'ego nie uratuję. Pozbawił się najważniejszego elementu do życia. Bez kylitu, implant nie może działać, przez co serce nie może pracować. Muszę coś wymyślić, póki jest cień szansy i nadziei, że może ocaleje.

**Lily**

Nikt nic nie mówił. Tak jakby stracili głos. Zdołałam zauważyć, że nie jestem w domu, a w szpitalu. Co się stało? Chwila... Coś mi tu nie pasuje. Mam trzymała mnie za rękę, płacząc. Chciałam zapytać, dlaczego płacze. Nawet Matt się nie odzywał ani jednym słowem. Lekarka również. Moment... Brakuje taty. Może ma jakąś misję. Nie wiem, ale część mojej podświadomości mi mówiła, że cierpi i nikt nie jest w stanie mu pomóc.

---**---

Hej. Zmieniłam z pomocą Martuśki szablon bloga, ale są pewne niedociągnięcia z pobranego gotowca z wioski szablonów. Teraz nie będę zmieniać koloru tekstu. Mam nadzieję, że jeszcze czytacie, bo zbliżamy się do połowy fazy szóstej, a zaplanowałam niespodzianki :)

Part 125: Pierwsza miłość

2 | Skomentuj
**Ho**

Wyszedłem na chwilę do swojego gabinetu. Poprosiłem Victorię, by pilnowała ich oboje. Tony'ego też to dotyczy. Musiałem na spokojnie obmyślić plan działania. Gdy usiadłem przy biurku, wypisałem nazwy trucizn, z którymi walczę oraz do nich odpowiedniki odtrutek. Jednak tu był problem. Niewielki, skoro posiada geny Makluan. Myślałem nad zastosowaniem mieszanki trucizn, ale w tym mam za dużo ryzyka. Pozostał jeszcze kylit i Extremis. Pierwszy metal byłby doskonałym antidotum, ale obecnie nie ma go nigdzie poza implantem Lily i Tony'ego.

Dr Yinsen: Musi być jakieś rozwiązanie. Tylko jakie?

Pomyślałem nad stworzeniem kylitu, co praktycznie było niemożliwe, zaś Extremis przyniosłoby niespodziewane szkody. Nie mogłem powiedzieć Victorii o metalu, bo Tony z łatwością wydusiłby z niej informację i pewnie zrobiłby coś głupiego.

**Matt**

Katrine wróciła po jakimś kwadransie, a przecież poszła jedynie do łazienki. Musiałem się dowiedzieć, co się stało. Nauczycielka zadała nam czytanie tekstu, więc to była odpowiednia okazja na szczerą rozmowę.

Matt: To moja winna?
Katrine: Nie. Ja tylko...
Matt: Posłuchaj mnie. Jeśli sprawiam ci jakiś kłopot lub obraziłem...
Katrine: Powiedziałam już, że to nie twoja wina. Po prostu... Ech! Mam surowego ojca
Matt: Przepraszam. Nie powinienem pytać, a sprawy rodzinne są własnym sporem. Ja na szczęście mam zwykłego ojca. Tak jakby
Katrine: Mój też nie jest normalny, a stara się jakoś być... tym ojcem
Matt: I nie udaje się?
Katrine: Próbować zawsze można, więc się nie poddaje
Matt: Haha! U mnie jest tak samo. Też próbuje, ale mu nie wychodzi
Katrine: A matka?
Matt: Jest bardzo troskliwa i jako jedyna wie, jaka ma być
Katrine: Z nimi nigdy nie ma kłopotów
Matt: Gorzej...
Katrine, Matt: Z OJCAMI

Bez problemu łatwo nawiązaliśmy kontakt, ale coś nam przeszkadzało. Nasze rodziny. Jednak ona nie wie, że mój ojciec jest Iron Manem.

**Katrine**

Mój ojciec wszystko psuje przez swoją "pracę". Miło jest pogadać z kimś, kto mnie rozumie, ale powiedziałam mu, że nie będę się zadawać ze Starkami. To było niechcący. I jak mam to odkręcić?
Całe szczęście, że zadzwonił dzwonek i mogłam wrócić do domu. Muszę jakoś ukryć przed ojcem, do czego doszło. Gorzej z mamą. Ona szybko zauważy, jak się zmieniłam. Skończyliśmy lekcje o dwunastej, więc na obiad miałam czas.

Viper: Dość szybko wróciłaś. Więcej lekcji nie mieliście?
Katrine: Trzy godziny
Viper: Nawet nie myśl o żadnych ucieczkach
Katrine: Mamo, wiem... Jest ojciec w domu?
Viper: Wyszedł niedawno. A coś się stało?
Katrine: Nie chcę go widzieć na oczy
Viper: A co ci takiego zrobił?
Katrine: Muszę mówić?
Viper: Możesz to przemilczeć, ale widzę, że coś się stało. Chciałabym ci jakoś pomóc
Katrine: Ech! To nic
Viper: Katrine, jestem twoją matką. To, co powiesz, zostanie między nami
Katrine: Chyba wiesz, jaki mam problem
Viper: Domyślam się. Czyżby jakiś chłopak zawrócił ci w głowie?
Katrine: Aż tak widać? Niczego nie ukryję przed tobą?
Viper: Miłość nie jest zła
Katrine: Ale to właśnie źle, że się zakochałam. Przez przypadek trafiłam na niewłaściwą osobę
Viper: Chodzi o tego chłopaka, co ostatnio tak rozrabiał? Ten nowy?
Katrine: Tak... Czy mogę iść do pokoju?
Viper: Idź

Nie chciałam dłużej rozmawiać na ten temat, ale wiedziała, co się ze mną dzieje. Gdy już szłam schodami do pokoju, mama podeszła do mnie, zatrzymując.

Viper: Jeśli zadajesz się z Mattem Stark, musisz z tym skończyć. On się o tym dowie
Katrine: Skąd wiesz, że chodzi o niego?
Viper: No raczej nie chodzisz z dziewczyną
Katrine: Mamo, proszę. Nie powiesz tacie?
Viper: Nie chcę, żebyś miała kłopoty, więc zerwij z nim kontakty, jeśli nie masz zamiaru cierpieć. Prędzej, czy później, twój ojciec pozna prawdę. Katrine, zastanów się, jakie podejmujesz decyzje
Katrine: Nawet nie może być moim przyjacielem?
Viper: Dam ci radę. Przestań, póki możesz

Po tych słowach wróciła do kuchni, a ja trzasnęłam drzwiami, wchodząc do swojego kącika. Myślałam, że matka przynajmniej stanie po mojej stronie. Zawiodłam się na niej. Szukałam pomysłu, jak rozwiązać tę sytuację, a zapomnienie o nim nie wchodziło w grę.

**Ho**

Stan Tony'ego szybko się poprawił, więc mogłem go odłączyć od maszyn, monitorujących implant. Poprosiłem Victorię na poważną rozmowę. Chciałem, by sama zaproponowała lepszy pomysł na wyleczenie Lily. Zamknąłem gabinet, żeby nikt nie usłyszał, o czym rozmawiamy.

Dr Yinsen: Nikt nie idzie?
Dr Bernes: Nikt. Możesz być spokojny. Jesteśmy sami... Domyślam się, po co miałam tu przyjść. Chodzi o Lily, prawda?
Dr Yinsen: Tak. Szukam dalej odpowiedniego lekarstwa na jej przypadłość
Dr Bernes: Chodzi o zatrucie przez Extremis i Vortex? Myślisz, że znalazłam jakieś lekarstwo?
Dr Yinsen: Dobrze, by było, Victorio. Czasu jest coraz mniej. Musimy się spieszyć
Dr Bernes: A próbowałeś coś?
Dr Yinsen: Mieszanka trucizn lub stworzenie kylitu
Dr Bernes: To pierwsze wiąże się z wielkim ryzykiem, a kylitu nie da się stworzyć. Może masz lepszy pomysł?
Dr Yinsen: Pomóż mi. Co byś zrobiła na moim miejscu?
Dr Bernes: Zaryzykujmy z truciznami. Oby geny wystarczyły na walkę. W przeciwnym razie, finał będzie tragiczny
Dr Yinsen: Kiedy mamy zacząć?
Dr Bernes: Teraz. Im szybciej, tym lepiej

Part 124: Dzień zakochanych

0 | Skomentuj
**Katrine**

Chłopak nie zdołał rzucić ani jednym samolocikiem, bo zadzwonił dzwonek. Każdy uczeń szybko wybiegł z klasy, a my wyszliśmy jako ostatni, pakując książki do torby. Pomyślałam, by pokazać mu te miejsce, gdzie zwykle uciekam od nudnych lekcji, jak fizyka, mata, czy historia. Po kilku minutach znaleźliśmy się przed wejściem na dach Akademii. Usiedliśmy wysoko na schodach.

Katrine: Tutaj spędzam większość czasu. Podoba ci się?
Matt: Fajnie, ale chciałbym też zobaczyć dach
Katrine: Jeszcze przyjdzie na to czas... Ech! Mamy długą przerwę, nim będziemy musieli iść na matę... Chcę cię bardziej poznać. Powiedz mi, co lubisz, a potem ja zdradzę swoje zainteresowania
Matt: No zgoda, choć nie wiem, co mam powiedzieć
Katrine: Na razie widzę, że lubisz sprawiać kłopoty, jak ta nowa ruda
Matt: To moja siostra. Nawet nie próbuj jej obrażać!
Katrine: Nic takiego nie powiedziałam. Współczuję, że masz rodzeństwo. Ja na szczęście jestem jedynaczką
Matt: Kocham moją siostrę i nigdy nie żałowałem, że ją mam
Katrine: Jesteś chyba pierwszą osobą, która tak mówi. Zwykle nie znosi się ich
Matt: Widocznie nie znasz wszystkich
Katrine: Faktycznie... A lubisz sport?
Matt: Bardzo. Przynajmniej mogę porządnie wyrzucić z siebie energię, bo siedzenie godzinę w ławce jest dla mnie koszmarem
Katrine: Hahaha! Dla mnie też... Uwielbiam grać w gry drużynowe. Może dzisiaj natrafimy na siatkówkę. O! A może w zbijaka?
Matt: Jak się w to gra?
Katrine: To proste. Nie możesz pozwolić, by uderzyli cię piłką. Wygrywa ta drużyna, która skuła ostatniego zawodnika z przeciwnej drużyny
Matt: Brzmi ciekawie. Warto spróbować

Fajnie z nim toczyła się rozmowa. No poza tą wpadką z rodzeństwem. Naprawdę jest wyjątkiem. Jednak muszę jakoś sprawdzić, czy ma na nazwisko Stark.

**Tony**

Obudziłem się w tej samej sali, gdzie leżała Lily. Czułem się o wiele lepiej, co pewnie było spowodowane przez wyregulowanie implantu, bo Whiplash nieźle go sknocił. Pep była przy Lily, a Rhodey siedział obok mojego łóżka.

Tony: Powinieneś zająć się swoją kochanką, a nie tracić czas na siedzenie tutaj
Rhodey: Bardzo śmieszne, Tony. Mam teraz inne sprawy na głowie poza pilnowaniem ciebie byś nie dał dyla ze szpitala
Tony: Aha! Doktorka gdzieś wywiało i ty musisz mnie niańczyć... Co z Lily?
Rhodey: Nie wiem. Pepper się nie odzywa
Tony: Pep, co się dzieje?
Rhodey: Nic ci nie powie. Siedzi tak przy niej cały czas
Tony: Kochanie, proszę. Powiedz coś... Pepper, błagam cię. Odezwij się

Już byłem gotowy zerwać z siebie te wszystkie kable i odłączyć implant od urządzenia. Chciałem z nią porozmawiać, a moje plany zostały pokrzyżowane przez doktorka. Od razu mnie ochrzanił, że chciałem wstać.

Dr Yinsen: Nawet nie próbuj się ruszać. Niedawno ustawiłem implant. Lepiej będzie dla ciebie, jak poleżysz trochę
Tony: Muszę porozmawiać z Pepper
Dr Yinsen: Przecież jest tu
Tony: Ale się nie odzywa!
Dr Yinsen: Tony, spokojnie. Po prostu bardzo przeżywa chorobę Lily
Tony: Trucizna ją zabija?
Dr Yinsen: Jej przypadek jest skomplikowany, więc nie wiem, co mam ci powiedzieć
Tony: Prawdę
Dr Yinsen: Na razie leki działają. Nie martw się
Tony: Tylko, jak długo? Jeśli ona umrze... Nie! Ja muszę jej pomóc!
Dr Yinsen: Najpierw musisz odpocząć, a my z Victorią pracujemy nad antidotum
Tony: I na jakim jesteście etapie?
Dr Yinsen: Jesteśmy blisko. Odpoczywaj
Pepper: On nikogo... nie słucha
Tony: Pepper...

W końcu coś powiedziała, ale później na nowo zamilkła. Nie mogłem tak jedynie słuchać, co dolega mojej córce. Pep pewnie mnie obwinia, skoro faktycznie bierze wzór z mojego zachowania. Byłem bezradny. Wiedziałem, że umierała i koniecznie musiałem coś z tym zrobić.

~*Godzinę później*~

**Matt**

Świetnie mi się grało z Katrine. Była naprawdę niezła, że jej drużyna wygrała w zbijaka. Miło było przez chwilę zapomnieć o wszelkich troskach. Jednak chciałem po szkole zobaczyć się z siostrą. Może poczuła się lepiej? Mam taką nadzieję, a na razie muszę przetrwać ostatnią lekcję. Angielski. Ledwo nauczycielka sprawdziła obecność, że ciekawszym zajęciem było patrzenie na Katrine, które coś rysowała na kartce. Różę, ale na czaszce. Przyznaję, że dziewczyna ma talent. Gdy potwierdziłem swoją obecność, słysząc swoje nazwisko, patrzyła na mnie bardzo zdziwiona. Widziałem, że się zaniepokoiła, ale później wróciła do swojego rysunku.

Matt: Czy coś się stało?
Katrine: Nie, nie... Nie. Ja... przepraszam
Matt: Za co? Przecież nic nie zrobiłaś
Katrine: Przepraszam, pani profesor. Mogę iść do łazienki?
Pani Daniels: Tak, proszę
Katrine: Dziękuję

Nie wiedziałem, o co chodzi. Zrobiłem coś złego?

**Katrine**

Cholera! Tata mnie zabije! Ja nie wiedziałam, że Matt ma na nazwisko Stark. I co mam teraz zrobić? Musiałam wybiec do łazienki, by ochłonąć.

Katrine: Co poradzę, skoro od pierwszego wejrzenia się zakochałam?

Zaczęłam płakać, bo poczułam, jak coś we mnie pęka. Przez głupiego Iron Mana nie mogę być szczęśliwa. Dlaczego go nie zostawił na śmierć? Dlaczego muszę cierpieć? Czym sobie zasłużyłam? Gdy przestałam się użalać, wzięłam się w garść i wróciłam na lekcję.

**Ho**

Nie powiedziałem im całej prawdy o stanie Lily. Trucizna błyskawicznie ją zabija, a antidotum wciąż nie znaleźliśmy. Kończy nam się czas.

Part 123: Sprawa osobista

0 | Skomentuj

**Pepper**

Tony z początku się upierał, że nie będzie nigdzie szedł i da radę, ale Rhodey powiedział mi o konieczności naładowania implantu. Pewnie dr Yinsen znajdzie mu jakąś ładowarkę. Po kilku minutach znaleźliśmy się przy sali cyberchirurgii, gdzie leżała Lily. Nie musieliśmy wołać lekarza, bo sam nas zauważył zza szklanych drzwi. Wyszedł z sali, a Victoria została przy niej.

Dr Yinsen: Co tym razem się stało?
Rhodey: Musi się naładować
Dr Yinsen: Hmm... To nie wystarczy, sądząc po stanie implantu... Tony, słyszysz mnie?
Tony: Tak
Dr Yinsen: Muszę cię zabrać na mały zabieg, bo coś mi się wydaje, że znowu mechanizm szwankuje
Pepper: A to coś poważnego?
Dr Yinsen: Nie martw się. Już raz tak miał, ale ze stresu. W tym przypadku, to mi wygląda na czyjś atak
Tony: Walczyłem...  z... Whiplashem
Dr Yinsen: Rozumiem. Teraz nic nie mów... Zabiorę go na zabieg, a później podłączę implant do ładowania

Przeniósł Tony'ego na wózek, zabierając na małą ingerencję chirurgiczną, gdy my z Rhodey'm myśleliśmy, co zrobić. Matt musiał chodzić do szkoły, a Lily zostanie w szpitalu, bo nie jesteśmy w stanie jej pomóc. Za pozwoleniem lekarki weszliśmy do sali. Nawet Rhodey został wpuszczony. Była nadal nieprzytomna, ale Matt nie odstąpił jej ani na krok.

Pepper: Powinieneś wrócić do domu, Matt. Lekarze się nią zajmą
Matt: Nie mogę. Muszę tu być
Pepper: Wiem, że się martwisz, ale tutaj jest bezpieczna. Gdy poczuje się lepiej, wróci do domu, a ty będziesz chodził do szkoły, by potem mogła nadrobić zaległości. Mogę na ciebie liczyć?
Matt: Tak
Pepper: Zuch chłopak. Jesteś kochany

Ucałowałam go w czoło, tuląc do siebie. Zaczął się uspokajać i nawet się uśmiechnął.

**Ho**

Zdołałem naprawić implant, zmieniając ustawienie, które przez porażenie prądem znowu były źle skorygowane. Na szczęście już pracuje dobrze, a żeby nie uciekał od razu ze szpitala, bo poczuł się lepiej, dałem mu silne leki na uspokojenie. Teraz leżał na cyberchirurgii, gdzie jego córka. Nawet przyznał się, kto go doprowadził do takiego stanu. Whiplash. Mogłem się tego spodziewać.

~*Następnego dnia*~

**Katrine**

Siedziałam w ławce, czekając na nauczyciela. Dyrektor go wezwał, aż byłam ciekawa, o co chodzi. Z nudów zaczęłam rysować po zeszycie z fizyki. Kwiatki w czaszce i inne takie. Nigdy nie przepadałam za fizyką. Zawsze wolałam ćwiczyć na sali gimnastycznej. Najlepsze są gry drużynowe, bo przynajmniej można się powygłupiać, ale przy tym mam niezły ubaw.
Z zamyśleń wyrwało mnie pojawienie się nauczyciela, a za nim wszedł jakiś uczeń. Usiadł ze mną, bo tylko tu było wolne miejsce.

Prof. Klein: No dobrze. Zanim przejdziemy do nowego tematu lekcji, napiszecie kartkówkę
Katrine: Co?!
Prof. Klein: Nie bójcie się. Dam wam proste pytania
Katrine: Taa... Na pewno
Prof. Klein: Z ostatniej lekcji. Powodzenia

Nie cierpiałam tego profesorka. Zawsze wyskakuje z "niespodziankami". Dobrze, że po tej lekcji mam W-F. Wybawienie od ogłupiających przedmiotów. Jednak mojemu sąsiadowi z ławki nie przeszkadzało to, że musimy pisać kartkówkę.

Katrine: Ej! Żyjesz? Wiem, że się nie znamy, ale radzę ci nie olewać profesora Kleina, bo zrobi ci takie piekło, że znowu cię wywali z klasy
Matt: Tak się o mnie martwisz? Nie musisz
Katrine: Przepraszam. Chciałam ci jedynie pomóc
Matt: Nie musisz

Cóż... Może nie chciał mojej pomocy, ale wolałabym, by nauczyciel się nie wkurzył na całą klasę.

**Matt**

Nie obchodziły mnie oceny, gdy Lily leżała w szpitalu. Zresztą, nie jestem typem ucznia, który lubi się uczyć. Nienawidzę, więc wolę czekać na jakieś rozgrywki sportowe. Chyba dziewczyna też o tym myślała. W sensie, że o czymś innym. co na pewno nie jest związane z nauką. Po pięciu minutach musieliśmy oddać kartki. Nie zdążyłem nic napisać poza imieniem i nazwiskiem. Reszta lekcji polegała na robieniu zadań z podręcznika o grawitacji.

Matt: Chciałbym już mieć W-F
Katrine: Ja też... A napisałeś coś?
Matt: Nic
Katrine: To było głupie, bo na tej lekcji nic nie było poza teorią
Matt: Nie wiem. Byłem przez chwilę
Katrine: No tak. Przecież to ty plułeś wtedy ze słomki. Pamiętam cię. Eee... Jak masz na imię?
Matt: Matt
Katrine: Matt. Ładnie. Mów mi Katrine

Podaliśmy sobie ręce, przedstawiając się. Przez chwilę przyglądałem się jej i była naprawdę piękna. Też lubi sport. Może powinniśmy się bardziej poznać?

**Katrine**

Matt. Tylko tyle wiem. Ojciec nie wspominał o imionach, więc dziś jakoś wydobędę te informacje. Nie powiem, ale miło poznać bratnią duszę. Przez chwilę poczułam jakąś iskrę, lecz po rozłączeniu dłoni, wszystko wróciło do normy.

Matt: Długo już tu chodzisz?
Katrine: Gdzieś z rok, ale nie przejmuj się. Jakoś wytrzymasz
Matt: Mam nadzieję. Jeszcze dobrze, że są inne lekcje poza fizyką, ale on chyba tego nie wie
Katrine: Hahaha! Prawda. Spróbuj wytrzymać z nim godzinę dłużej... Coś niemożliwego. Często uciekam na dach Akademii, lecz teraz jest zima, wiec pozostały schody
Matt: Musiałabyś mi je pokazać
Katrine: Dzisiaj?
Matt: Jak chcesz

Uśmiechnął się i próbował zająć się czymś innym. Chyba niecierpliwie czekał na dzwonek, ale jakoś nie robił kulek z papieru. Kombinował coś innego. Samolociki? Hmm... Tak też można.

Part 122: Katrine

0 | Skomentuj

**Tony**

Nie spodziewałbym się, że Whiplash stchórzy na widok War Machine. Już prawie z nim skończyłem, a on ze mną. Skąd w ogóle Rhodey wiedział, z kim walczę? No fajnie. Pepper musiała mu powiedzieć. Miałem ochotę go opieprzyć za przerwanie walki, ale z trudem oddychałem. Za dużo zużyłem energii implantu.

Rhodey: Wszystko gra?
Tony: Wszystko psujesz! Wiesz... o tym? Ach! Prawie... go... miałem
Rhodey: Spokojnie, Tony. Czego chciał?
Tony: Dałem się... podpuścić... jak dziecko. Teraz wie... gdzie... mam dom. On... ich... zabije
Rhodey:  Najpierw wróćmy do zbrojowni, by Pepper się nie martwiła
Tony: A Lily?
Rhodey: Nie rozumiem
Tony: Obudziła się?
Rhodey: Nie widziałem jej. A coś się stało?
Tony: Jest... chora

<<Tony, moc spadła poniżej normy. Musisz wracać. Włączyć autopilota?>>

Tony: Tak

Rhodey poleciał ze mną do bazy. Mam nadzieję, że Pepper nie będzie na mnie krzyczeć. Obiecałem się zmienić, lecz czasem obowiązki Iron Mana są naprawdę ważne. Teraz przeze mnie, Whiplash i Mr. Fix wiedzą, gdzie uderzyć. Muszę zapewnić dzieciom większe bezpieczeństwo. Gdy wylądowaliśmy w zbrojowni, zdjęliśmy zbroje. Ruda gwałtownie wstała z fotela.

Pepper: Jesteś totalnym idiotą! Twoja córka cierpi, a ty ganiasz za tym swoim Whiplashem!
Rhodey: Pepper, nie krzycz na niego
Pepper: Bo co? Mam do tego prawo! Mam prawo być wściekła, że dla niego ważniejszy jest blaszak, niż własna rodzina! Mam tego dość!
Tony: Pepper... przepraszam
Pepper: Przepraszam? Teraz cię oświeciło. Pewnie, jak dom będzie stał w ogniu, to ważniejszy będzie Iron Man? Mam rację?
Rhodey: Pepper, przestań
Pepper: To nie twoja sprawa!
Rhodey: A właśnie, że moja. Tony jest moim bratem i najlepszym przyjacielem, więc będę go bronił. Nie wiem, co się dzieje z Lily, ale nie powinnaś tak na niego najeżdżać. Nie widzisz, że źle się czuje?
Tony: Rhodey... wystarczy. Gdzie... ona... jest?
Pepper: Tu leży

Wskazała na kanapę, gdzie leżała przykryta kocem. Widziałem, jak zrobiła się sina na twarzy, więc pewnie miała problemy z oddychaniem. Tak samo, jak ja, ale w gorszym stopniu. Trucizna była rozprzestrzeniona po całym organizmie i jedynym wyjściem pozostało zabranie jej do szpitala.

Tony: Podałaś... jej coś?
Pepper: Tylko to, co wcześniej
Rhodey: Tony, musisz się naładować
Tony: Nie muszę. Dam... radę

Chwyciłem Lily sposobem matczynym i zabrałem do samochodu. Pepper wzięła kluczyki, jadąc ze mną oraz zabrała też Matta. Rhodey nalegał, by go też wziąć. Wiedziałem, że chciał mieć na mnie oko. Wciąż nie znudziło mu się niańczenie. Może zamiast zostać generałem wojskowym, będzie opiekunką? Oj! I na co ci były te lekcje historii, skoro gdzieś indziej znajdzie się dla ciebie miejsce?

**Katrine**

Już dawno nie rozmawialiśmy przy jednym stole. Zwykle każdy był zajęty sobą, a teraz ojciec nalegał na poważną rozmowę. Zazwyczaj do tego dochodzi, gdy jego "praca" kłóci się ze zwykłym życiem. No nic. Ciekawe, jak długo będzie gadać? Wolałabym przygotować się jutro do szkoły.

Katrine: Skończmy to szybko, bo mam coś do zrobienia
Viper: Kochanie, daj jej spokój. Możemy sami o tym porozmawiać
Duch: Niestety, ale tu chodzi głównie o nią
Katrine: Nic nie naskrobałam. Ostatnio jedynie dwóch nowych zostało wysłanych do dyra na dywanik
Viper: Widzisz? Jest bez winy
Duch: Ech! Nie dajecie mi dokończyć
Katrine: Do rzeczy, tato
Duch: Masz zakaz zadawania się ze Starkami
Katrine: A przepraszam bardzo, ale chyba mam prawo zadawać się z kim mi się podoba?
Duch: Nie w tym przypadku. Iron Man jest moim wrogiem
Viper: Przecież masz z nim sojusz
Duch: Na razie, lecz to wszystko może się zmienić
Katrine: No dobra. Dotarło. Żadnych kontaktów ze Starkami. Czy to wszystko, a może masz jeszcze jakiś temat do gadki?
Duch: Możesz iść. Pamiętaj, co ci powiedziałem. Jeśli złamiesz zakaz, będziesz tego żałowała
Viper: Nie bądź dla niej taki surowy
Duch: Nie pozwolę, by któraś z was próbowała bratać się z moim wrogiem. Nie pozwolę na to, Viper. Póki żyję, żaden Ghost nie będzie miał styczności z Iron Manem

**Tony**

Dopiero o dziewiętnastej zdołaliśmy się znaleźć w szpitalu. Stan Lily był kiepski. Z trudem oddychała. Na całe szczęście szybko znalazłem odpowiedniego lekarza, który mógłby jej pomóc. Od razu ją zabrał na cyberchirurgię, choć wydawało mi się, że wystarczy było ją poobserwować.
Gdy lekarz ją zabrał, podparłem się ściany, próbując złapać oddech.

Rhodey: Lepiej usiądź
Tony: Nie mogę. Muszę... przy niej... być
Rhodey: Nic nie zrobisz w takim stanie. Siadaj

Zrobiłem, jak nalegał, ale nadal czułem się słabo, a wolałbym być jakoś przydatny, by jakoś pomóc Lily. Próbowałem być spokojny, lecz nie dało się, gdy ktoś z mojej rodziny mógł umrzeć. Czekaliśmy na jakieś informacje, co było zabójcze. Pepper próbowała mnie z Rhodey'm uspokoić. Bezskutecznie.

Pepper: Przepraszam, że na ciebie nakrzyczałam. Teraz czuję się głupio, jak wyszło
Tony: W porządku. Nic... się ... nie stało

**Pepper**

Mogłam na niego się tak nie wyżywać. Widziałam, jak sam ciężko przeżywał całą sytuację. Nie wiedziałam, co robić, a on chwycił się za klatkę piersiową i zemdlał. Lekko go uderzyłam w policzek. Powoli otwierał oczy, więc nie było tak źle.

Tony: Pepper...
Pepper: Już dobrze. Lily wyzdrowieje
Tony: Na pewno?
Pepper: Na pewno

Z jednej strony, to mogło być kłamstwo, ale wolałabym go podnieść na duchu. Razem z Rhodey'm pomogliśmy mu wstać i wzięliśmy do lekarza.

Part 121: Śmiertelna choroba

0 | Skomentuj


**Lily**

Nie miałam zamiaru spędzić mojego życia, patrząc ciągle w okno. Postanowiłam wykorzystać wolny czas na prysznic. Wzięłam ze sobą piżamę i czystą bieliznę, a następnie zamknęłam się w łazience. Ledwo zdołałam zdjąć bluzkę, zauważając coś dziwnego. Przy implancie miałam jakieś inne żyły, niż powinny być. Na rękach zauważyłam to samo. Spojrzałam w lustro i zakryłam usta z przerażenia.

Lily: Nie... Nie chcę umierać w tak młodym... wieku. Nie chcę

Dotknęłam ręką mechanizmu, a w lustrze widziałam rozmazany obraz. Jednak wzięłam krótki prysznic, aż pod koniec owinęłam się ręcznikiem. Teraz zauważyłam inne żyły, lecz w okolicy stóp. Niedobrze.
Po skończeniu kąpieli, ubrałam się w piżamę, idąc do mojego pokoju chwiejnym krokiem, ale oparłam się o ścianę, by nie upaść. Nie zauważyłam, jak padłam na łóżko, zamykając oczy.

**Matt**

Martwię się o Lily. Jeśli jest poważnie chora, powinna trafić do szpitala. Nie pozwolę, by lekceważyła swój stan. Aby upewnić się, czy dobrze się czuje, wszedłem do jej pokoju. Leżała na łóżku bez kołdry. Chciałem sprawdzić, czy faktycznie śpi, więc lekko ją szturchnąłem.

Matt: Lily, obudź się. Tata już wrócił. Chcesz się z nim zobaczyć?

Nie reagowała. Nagle zauważyłem, jak jej implant słabnie. Światełko było takie lekkie, a na rękach miała widoczne żyły ze zmieszaną barwą. Dotknąłem jej czoła i miała gorączkę. Musiałem ją zabrać do mamy. Muszę powiedzieć, że potrzebuję dla niej pomocy. Chwyciłem Lily w objęcia, idąc szybszym chodem do zbrojowni, gdzie na pewno znajdę mamę.

**Tony**

Whiplash nie dawał za wygraną. Miotał swoimi biczami na prawo i lewo. Jego gierka zaczęła mnie denerwować. Uderzyłem z repulsorów, a ten się śmiał. Próbowałem zniszczyć mu bicze, które były bardziej odporne od poprzednich. Gdy oplótł nimi całe moje ciało, poczułem wzrost napięcia, co FRIDAY też zdążyła zauważyć.

<<Uwaga. Wzrost napięcia. Konieczne pozbycie się energii>>

Tony: Cała moc... do unibeamu

<<To szaleństwo, Tony>>

Tony: Zrób to. Już!

<<Przekierowywanie mocy...>>

Wykorzystałem moc do rdzenia zbroi, aż nastąpił potężny strzał. Ten drań nie mógłby tego przeżyć. Tak mocno uderzył w ścianę, a bicze powinny spłonąć. Moment... Coś się rusza... Nie! Nie wierzę! Jeszcze żyje?

Tony: Jak to możliwe?!
Whiplash: Zaskoczony? Przecież mówiłem, że Mr. Fix mnie ulepszył i tak łatwo mnie nie zniszczysz
Tony: Tak... ci się... tylko wydaje
Whiplash: Spokojnie, Iron Manie. Zaraz z tobą skończę

Wystrzelił bomby w stronę pancerza, ale dzięki polu siłowemu zdołałem je zatrzymać, odwracając działanie, że poleciały w jego stronę, atakując mechaniczne ciało. Tak łatwo się nie poddam, ale on też nie ma zamiaru zawiesić białej flagi.

**Rhodey**

Za długo się zasiedziałem przy książkach. Chciałem jedynie poczytać o pracy w wojsku. Długo nad tym myślałem. Chyba jestem na to gotów. Jednak odłożyłem na chwilę swoją ostatnią lekturkę, by pójść zobaczyć się z przyjaciółmi. Tony pewnie siedzi w zbrojowni lub świetnie się bawi z Pepper. Wkrótce ich rocznica. Ciekawe, co wymyślił?
Po kwadransie znalazłem się na terenie fabryki. Później jedynie wstukałem kod, by wejść do środka. Zauważyłem Pepper na fotelu. Czyżby z kimś walczył, a ja nic o tym nie wiem?

Rhodey: Czemu mnie nie wezwaliście? Z kim musi walczyć? Unicorn, Killershrike, Maggia...
Pepper: Whiplash
Rhodey: Chyba się przesłyszałem. Whiplash? To on żyje?!
Pepper: Najwyraźniej, tak
Rhodey: Na mózg mu padło?! Co mu odbiło?! I ty go puściłaś samego?! To... To samobójstwo!
Pepper: Rhodey, uspokój się
Rhodey: Nie! Nie uspokoję się. Lecę do niego, bo Whiplash nigdy przyjemniaczkiem nie był
Pepper: Wróć z nim cały i zdrowy
Rhodey: Wrócę

**Pepper**

Gdy wyleciał z bazy, próbowałam sama ochłonąć. Rhodey miał rację. Tony zadarł z niewłaściwym wrogiem. Kiedy dalej obserwowałam funkcje życiowe w zbroi Tony'ego, usłyszałam wołanie Matta. Wszystko stało się jasne, gdy wszedł z Lily na rękach. Nie wiedziałam, co się dokładnie stało. Na chwilę zeszłam z fotela, biegnąc do niego.

Pepper: Co się stało?
Matt: Nie wiem. Chyba zemdlała. Mamo, nie jest dobrze. Trzeba ją zabrać do szpitala
Pepper: W porządku, ale najpierw dajmy jej lekarstwo

Wzięłam z szafki dwutlenek litu i podałam go Lily przez ramię. Zauważyłam, że żyły na rękach się zmniejszyły, ale na moment. Matt położył ją na kanapie. Musieliśmy czekać na Tony'ego bez względu na ciężki stan córki.

Matt: Tracimy jedynie czas. Trzeba jej pomóc!
Pepper: Wiem, ale najpierw niech wróci Tony z Rhodey'm
Matt: Mamo, proszę. Ona potrzebuje, jak najszybciej lekarza!
Pepper: Spokojnie, Matt. Będzie dobrze. Musimy czekać
Matt: Nie potrafię
Pepper: Lekarstwo działa
Matt: Chwilowo
Pepper: Bądź cierpliwy. Zobaczysz, że poczuje się lepiej

To go nie uspokoiło. Wciąż martwił się o swoją siostrę. Nadal chciał, by zajął się nią lekarz, ale musieliśmy czekać, aż akcja Iron Mana dobiegnie końca.

**Tony**

Zbroja w kilku miejscach była nieźle pokiereszowana, ale nie poddawałem się. Może moc zeszła na rezerwy, lecz musiałem kontynuować walkę. Whiplash jest zbyt wielkim zagrożeniem, by je zlekceważyć. Chce skrzywdzić moich bliskich. Moją rodzinę. Nie mogę mu na to pozwolić. Powoli traciłem siły, używając energii implantu. Jednak nie dałem po sobie tego poznać. Użyłem wiązki unibeamu do rozproszenia biczy. Gdy chciał już mnie po raz kolejny porazić prądem, zrezygnował i po prostu uciekł. Nie rozumiem. Dlaczego stchórzył?

---**--

Jeśli uważacie, że Katari poszła na emeryturę i ktoś inny ją zastępuje, to jesteście w błędzie. Przepraszam za tak długą nieobecność. Teraz mam ferie, więc mogę nadrobić zaległości z przepisywaniem notek. W zeszycie mam zapisane obecnie do 128, a jeszcze poprawianie i pisanie do czystopisu. To czasochłonne, ale mam nadzieję, że nie opuściliście tego bloga. Jednak z drugiej strony, nie wiem, jak często będą pojawiały się notki, bo piszę też o Civil War na Wattpad. Taki mały projekcik, a film się dopiero ukaże w maju, więc takie coś powstało na czas nieokreślony. Myślę, że mnie nie zostawicie, bo właśnie zaczęliśmy fazę szóstą. Macie pytania, pytać. Może chcecie jakiś zmian? Śmiało. Nie wstydźcie się mówić. Nawet wytknąć błędów. Wszystko spoko, ale czytajcie :)

Part 120: Pułapka

2 | Skomentuj
**Tony**

Czekaliśmy, aż Lily się obudzi. Oby mieszanka doktorka była skuteczna w walce z trucizną. Musiała to mieć po mnie, bo kiedyś Whiplash mnie zainfekował Vortexem i kilka kropel Extremis wystarczyło na pozbycie się wirusa z ciała. Jednak ona ma obie te substancje, co wskazują na to niebieskozielone żyły przy implancie.
Gdy minęła zaledwie godzina, Lily wciąż się nie obudziła, a zamiast tego odezwał się alarm.

Pepper: Nawet nie próbuj mi się stąd ruszać
Tony: Muszę. W końcu jestem Iron Manem
Pepper: Nigdzie nie lecisz sam!
Tony: Pepper, to moja sprawa i lepiej, żeby Rhodey się w to nie mieszał
Pepper: O co chodzi?
Tony: FRIDAY, znowu się uaktywnił?

<<Zgadza się. Jest daleko za miastem>>

Pepper: Ale kto?! Kto taki?! Gadać mi do cholery!
Matt: Mamo, nie denerwuj się. Niech robi, co chce
Pepper: Co?! Przecież mówiłeś, że ma się zmienić
Matt: Ma to zrobić, bo inaczej będzie miał kolejną osobę na sumieniu... Tak, tato. Wiem, co się stało w trakcie twojej akcji
Tony: Niby co wiesz? Że nie chciałem walczyć z moim przyjacielem?! Że starałem się go uratować?! Tyle wiesz, co nic

Włożyłem na siebie zbroję, lecąc na miejsce, gdzie znajdował się Whiplash. Poprosiłem, by wyłączyła komunikację.

<<Powinieneś się zająć swoją córką. Whiplash może poczekać>>

Tony: Wiem, że z Lily nie jest dobrze

<<Źle>>

Tony: No wiem, ale...

<<Bardzo źle>>

Tony: Dobra, skończ. Rozumiem to, ale muszę wiedzieć, czego ten drań szuka. Pep zajmie się nią. Będzie dobrze

<<Ona potrzebuje ciebie. Tylko ty wiesz, co się z nią dzieje>>

Tony: Bo dr Yinsen mi powiedział

<<Ale sam znasz skutki Vortexa i Extremis>>

Tony: Możliwe... Zajmijmy się Whiplashem, a później wrócimy do tej rozmowy

Biczownika dało się łatwo zauważyć. Dzięki maskowaniu, wylądowałem niezauważony w porcie. Obserwowałem, go, czekając na jeden ruch ze strony przeciwnika.

Whiplash: Nie ukrywaj się, Iron Manie. Wiem, że przyleciałeś tu za mną. W sumie, czekałem na ciebie
Tony: Chyba musiałeś się za mną stęsknić, skoro chcesz dostać niezłego łupnia. Nie wiem, jak przeżyłeś, ale teraz nie pozostawię ci szansy do odwrotu
Whiplash: Ciekawe. Miałem zamiar ci powiedzieć to samo
Tony: Więc, po co wróciłeś? Mandroidy nie dały tobie popalić?
Whiplash: Mr. Fix ulepszył mnie, że tak łatwo mnie nie zniszczysz. Jednak pytasz się, czemu wróciłem? Chyba najpierw ci muszę podziękować
Tony: Nie rozumiem
Whiplash: Mój szef śledził całą trasę twojego lotu i teraz wie, gdzie oni są
Tony: Kto?
Whiplash: Twoja rodzina

Cholera! Mogłem to przewidzieć. Tak łatwo dałem się podpuścić. Teraz Pep nie była jedynym celem, ale i też Matt z Lily. Nie mogłem tak stać i słuchać, co ma mi jeszcze do powiedzenia. Zacząłem mierzyć w niego z repulsorów.

Tony: Nie pozwolę ci skrzywdzić mojej rodziny!
Whiplash: To w takim razie walcz

Wyjął swoje bicze, które były podwójne. Złączył je, że w rękach miał je po dwa, ale z większą mocą. Faktycznie Fix nie nudził się przez ostatni rok. Byłem gotowy go walki. Bez względu na to, jak wiele będzie mnie kosztowała. Chyba sobie zasłużyłem na cierpienie przez to, że Lily jest śmiertelnie chora.

**Lily**

Naprawdę? Po raz drugi zemdlałam? Może trzeci? Nieważne. Poczułam się pełna energii, aż gwałtownie zerwałam się z kanapy. Brat mi odradzał wstawania.

Matt: Leż i odpoczywaj
Lily: Spoko, Matt. Nic mi nie jest. A gdzie tata?
Pepper: Szybko nie wróci
Lily: Mamo, czy to moja wina? Nie chciałam na was krzyczeć, ale traktujecie mnie, jak jakąś kalekę
Matt: Lily, nie mów tak. Po prostu jesteś chora
Lily: Jakoś się tak nie czuję... Idziesz ze mną do parku?
Pepper: Lepiej nigdzie nie wychodźcie, skoro jeden ze złoczyńców lata po mieście
Lily: I on z nim walczy?
Pepper: Tak i nie chcę, by coś wam się stało. Lepiej zajmijcie się szkołą. Macie jakieś zadania na jutro?
Lily: Nie
Pepper: To zagrajcie w coś razem, ale nie wychodźcie z domu
Lily: A z kim walczy?
Pepper: Nie wiem, ale sądząc po spadku energii, to Whiplash
Lily: Jest bardzo groźnym przeciwnikiem?
Pepper: Tak, dlatego zostańcie

Mama wyglądała na bardzo zmartwioną. Założyłam bluzkę i razem z Mattem poszliśmy do mojego pokoju. Nie potrafiłam myśleć o niczym innym, jak o walce Iron Mana z Whiplashem. Chciałam go też przeprosić za moje zachowanie. Za oknami zrobiło się ciemno, aż zaczął padał deszcz i gdzieś w oddali było widać pioruny. Siedziałam tak, patrząc na nie, myśląc o ojcu. Wszyscy się mną martwią, a nie wiedziałam, co to za choroba.

Matt: Coś cię trapi. Mów
Lily: Przepraszam, że krzyczałam
Matt: Już to mówiłaś
Lily: A teraz boję się, że tata nie wróci
Matt: Ej! Nie mów tak. Pewnie nie jest to jego pierwsza walka. Jestem pewien, że wróci do nas
Lily: Może nie trzeba się martwić. W końcu jest w zbroi bezpieczny. On wróci. Musi wrócić

---**---

Hej. Muszę teraz podjąć poważną decyzję w sprawie tego opo i samego bloga. Nie mam myśli, by go usuwać. Nic z tych rzeczy, ale zastanawiam się, czy pisać kolejną fazę. Kolejne party i nowe wątki. Ktoś już zasugerował, że to opo zamienia się w telenowelę. Zgadzam się z tym. A wy? Uważacie, by kontynuować te opo, czy może zacząć inne. Jest jeszcze jedna opcja. Wrócić do Daredevila lub innej historii. Głos zostawiam wam, więc zagłosujcie w ankiecie lub w komentarzu, bo nie wszyscy korzystają z komputera. Czas do końca tego tygodnia. Liczę na was :)


Jest sens pisać dalej IMAA inaczej?
TAK czy NIE

© Mrs Black | WS X X X