Rozdział 11: Ostatnia wola cz.1 Zapisane w testamencie

6 | Skomentuj

Kolejną częścią treningu było składanie broni. Miałam przy sobie schemat i musiałam prawidłowo go złożyć, by potem z blastera strzelać.
Schemat był zbyt skomplikowany. Na pewno Tony złożyłby to bez patrzenia na instrukcję.
Kiedy chciałam zacząć składać pierwsze elementy, zadzwonił mój telefon. Tata? Czemu dzwoni tak wcześnie? Może to nic ważnego. Muszę skupić się na zadaniu. Odrzuciłam połączenie.

-To od czego tu zacząć?- spytałam się samej siebie na głos

Wzięłam do ręki poprzednie części, próbując ułożyć je w odpowiedniej kolejności. Jednak dzwonił coraz częściej, co mnie podirytowało. Postanowiłam odebrać.

-Musisz mi przeszkadzać? Muszę złożyć blaster!- wyrzuciłam swój gniew

-Wybacz, że ci przeszkadzam, ale chciałbym wiedzieć, czy nic ci się nie stało?- przeprosił, pytając z troską

-Jest dobrze. A czemu pytasz?- ciekawiła mnie jego odpowiedź

-Na szczęście nie jest źle. Jednak zawaliłem akcję. Jakiś wariat zranił moich agentów

-Tato, wszystko gra? Nie jesteś ranny?- zaczęłam się denerwować

-W porządku, Pepper. Byłem daleko od terrorysty. Jednak nie lubię cię okłamywać i muszę ci coś jeszcze powiedzieć, bo dzwonię ze szpitala

W głębi duszy czułam, jak serce się zatrzymuje. Co on chce mi przekazać?

-Co się jeszcze stało? Tony i Rhodey też tam byli? Są cali?- wyrzuciłam szybko pytania

-Nie było ich tam, ale właśnie stoi obok mnie Rhodey. Tony miał wypadek- przeszedł do sedna wiadomości

-Co?!- byłam zdruzgotana

-Dam ci Rhodey'go do słuchawki. Wszystko ci wyjaśni

Już chciałam krzyczeć, ale w porę się powstrzymałam. Ciekawe, co Rhodey ma mi do powiedzenia. Jest nieudolnym kłamcą, więc niech nawet nie próbuje mi wciskać ciemnoty.

-Tylko nie panikuj, Pepper. To był zwykły wypadek. Nie martw się. Nic mu nie będzie

-Jaki wypadek? Czemu mnie okłamujesz?- złapałam go na kłamstwie

-Mówię prawdę!- zaparł się Rhodey

-Akurat. Mów, co jest grane, bo przylecę do was- zagroziłam mu

Mogłam wziąć Rescue w każdej chwili i polecieć do nich. Nawet wiedziałam, w jakim byli szpitalu. Ciągle bałam się, że to coś poważnego. A jeśli to Whitney sprawka?

-Mieliśmy walkę na Arktyce- przyznał w końcu prawdę

-Arktyka? Ale z kim walczyliście?- nie mogłam w to uwierzyć

-Powiem ci później. Muszę kończyć. Trzymaj się- i rozłączył się


Libster Award

1 | Skomentuj



Otrzymałam nominację do Libster Award i jestem w szoku. Ta nominacja jest dla blogerów którzy wykazali "dobrą robotę". A mi się wydaje, że nie jest dobra.  Dla blogerów o małej liczbie obserwatorów.Ok przejdę do sedna. Musze odpowiedzieć na 11 pytań i nominować 11 osób. Nie można nominować osoby, która cię nominowała. No to start.

1. Ulubiona piosenka?
 Jak na razie to Breaking Benjamin- Had enough. Tyle mam przy niej wspomnień z pisaniem
2. Oglądasz jakiś kanał na yt? Czyj? 
 Tak, oglądam. 5 sposobów na, Matura to Bzdura i Krzysztof Gonciarz

3. Masz ulubiony kubek? Zdjęcie :)
  Kubek z kotkiem. Zdjęcia nie ma 

4. Dlaczego warto pisać?
 Pisanie pozwala odpłynąć od naszego świata, który nie jest dostępny dla innych i czujemy się w nim bezpieczni. Dzięki niemu zapominamy o problemach i fantazja jest piękna :)

5. Ile masz lat?
17

6. Jak długo już piszesz?
 Oj no nie pamiętam dokładnie, ale już 5 lat na pewno.

7. Czy zawsze jesteś szczera/ szczery?

Nie ma osób do końca szczerych. Przecież czasem trzeba zachować milczenie. Wolę część ukrywać siebie

8. Często przeklinasz?
 Oj tak. Bardzo często, bo łatwo mnie zdenerwować.

9. grasz na jakimś instrumencie?
 Niestety nie :(

10. Ulubione zajęcie o 3 w nocy?

Nic nie robię. Śpię :D

11. Tak czy nie? Dlaczego?

Tak ( ale nie wiem co to za pytanie :) )

Nominuję

http://pots-stark.blogspot.com

http://imaa.blog.pl

http://smoczy-straznicy.blogspot.com

http://iron-man-aa.blogspot.com

http://pepperpotstonystark.blog.pl

http://miloscimagia.blog.pl

http://tmnt-sekret.blogspot.com

http://maybe-life-isnt-for-everyone.blogspot.com

http://magiaiprzeznaczenie.blog.pl

Jest mniej, bo dwa zostały już nominowane przez osobę, która mi zadała pytania. Dobra, to moja kolej.

Pytania

1. Oglądasz jakieś anime?
2. Jesteś Otaku?
3. Co kochasz robić?
4. Masz fioła na punkcie jakiegoś serialu czy filmu? Jaki?
5. Bez czego nie możesz żyć?
6. Jakie masz motto życiowe?
7. Co cię doprowadza do szału?
8.Masz jakiegoś pupila w domu?
9.  Gdybyś miała jedną super moc, jaka by to była?
10. Jakie masz najskrytsze marzenia?
11.   Co robisz, jak piszesz? 


Ok. Tyle. Ja jeszcze raz dziękuję Jane Cat i czekam na wasz odzew :)

Rozdział 10: Koniec Whiplasha

11 | Skomentuj

----*Tony*----

Chciałem chociaż strzelić w Whiplasha, ale silny ból w klatce piersiowej zmusił mnie do bezwładnego leżenia na ziemi.

<<Uwaga. Zasilanie na 15%>>

-Tak, wiem.Czuję to- ledwo czułem, że żyję

Trzymałem się za klatkę piersiową, próbując wstać. Z trudem udało mi się stanąć na nogi, a Rhodey dalej strzelał rakietami.

-Jeszcze z tobą nie skończyłem-  użyłem reszty energii do strzelenia z repulsora

Wróg poleciał od Rhodey'go. Wykorzystałem czas na ucieczkę.

-Nie uciekniesz mi- rzucił pięć bomb na zbroję

Nadal nie mogłem nic zrobić. Zbroja nie była w stanie wykonać żadnych poleceń. Całą zbroję oplótł biczami, elektryzując cały pancerz.

-To już twój koniec. Żegnaj, Iron Manie

5...4...3...2...1

I znowu bomby wybuchły, wyrzucając mnie w powietrze. Spadłem do wody, a za mną poleciał Whiplash.

-Tony!- wykrzyczał Rhodey

Obraz zamazywał się. Nie chciałem panikować, ale nie potrafiłem oddychać pod wodą. Niestety wpadłem w panikę.
Trzymałem się za szyję i spadałem na dno. Nikogo nie słyszałem. Jedynie widziałem, jak Rhodey obrywa głowę Whiplasha. Nie wierzę, że to zrobił.
Mechaniczne ciało wpadło do wody wraz z oberwaną głową. Moje oczy powoli się zamykały, ale dostrzegłem War Machine, gdy wyciągnął do mnie rękę.

<<Uwaga. Stan krytyczny. Zbroja poważnie uszkodzona>>

To był ostatni komunikat, który otrzymałem, nim ogarnęła mnie ciemność.





---*Rhodey*---

Wyłowiłem go z wody. Wciąż miałem nadzieję, że wydobrzeje, ale, jak zobaczyłem zniszczoną zbroję, iskrzący implant wraz z ciężkimi ranami na ciele, musiałem go, jak  najszybciej zabrać do szpitala. Tylko, że z Arktyki to trochę potrwa, ale muszę go uratować.
I nie żałuję, co zrobiłem Whiplashowi. Należało mu się.

-Tony, będzie dobrze. Błagam, wytrzymaj jeszcze

Zabrałem go na ręce i poleciałem najszybciej, jak się da. Czułem, że z nim ciężko.

-Komputerze. Jaki jest stan zbroi?

<<Zbroja poważnie uszkodzona. Stan wynosi 5%>>

-Niedobrze. Pełna moc do silników!- przekierowałem całą moc do butów

<<Ostrzeżenie. Wykryto poważne uszkodzenia mechanizmu. Implant zakończy działanie>>

No dalej, Tony. Trzymaj się. Jeszcze tylko trochę. Błagam, nie umieraj.




---*Pepper*---

Byłam przygotowana do treningu. Po wyjściu z łazienki poszłam do pomieszczenia, gdzie ostatnio waliłam do worka. Agentka Hill już na mnie czekała.
Na podłodze leżały materace. Musiałam zdjąć buty, by nie pobrudzić. Agentka stała już w pozycji bojowej.

-Pora na ciąg dalszy treningu. Nauczę cię prostych ciosów i kilka bloków uderzeń. Gotowa?

-Tak. To zaczynamy

Stanęłam na materacu, przygotowując ułożenia rąk. Jedną zwinęłam w pięść, a tą drugą użyłam jako tarczy do blokowania ciosów.
Ruchy były płynne. Stałam prawidłowo i bez żadnych wahań ręka zrobiła pierwszy atak. Agentka oczywiście zrobiła unik.
Nim spostrzegłam, że trzyma mnie za nadgarstek, z łatwością mnie przewróciła.

-Lekcja pierwsza. Czujność. Nie może cię nic rozpraszać. Działaj z instynktem- podała mi rękę, bym mogła wstać

Spróbowałam dostosować się do jej rad. Robiłam wszystko według jej zalecenia, ale i tak za każdym razem była szybsza ode mnie.
Jednym ciosem powaliła mnie na materac.

-Spróbuj jeszcze raz. Skup się i nie rozpraszaj

Kolejne podejście. Teraz musi się udać. Próbowałam słuchać jej kroków, by wiedzieć, kiedy zaatakuje w moją stronę. Maksymalnie wytężyłam słuch.
Kiedy wyczułam, że się zbliża, gwałtownie odwróciłam się i chwyciłam ją za nadgarstek. Udało mi się ją powalić na materac. Sukces.

-Dobra robota, Pepper. Teraz tylko to powtórz i przejdziemy do dalszej części

Kiwnęłam głową. Zrobiłam sobie przerwę. Usiadłam na ławce, przeglądając telefon, czy nikt do mnie nie dzwonił.

Niespodziewanie dostałam anonimową wiadomość.

Umrzesz tak samo, jak on

Co to ma znaczyć? Kolejna groźba od Whitney?
Zignorowałam tę wiadomość i wróciłam do treningu.

-Dobra, co teraz?- zapomniałam, co miałam robić

-Powtórz ten ruch i możemy przejść dalej- przypomniała mi mentorka

Ostatni raz weszłam na materac, zajmując pozycję. Zrobiłam to, co wtedy.
Wytężyłam słuch i przewidziałam jej ruch. Bez problemu chwyciłam  za nadgarstek, przewracając ją do tyłu.

-Świetnie. Masz to opanowane

Po jej słowach otrzymałam kolejny SMS. Też od anonima. To była ta sama treść, ale zamiast słowa on było napisane Tony. To mnie wyprowadziło z równowagi. Zaczęłam obawiać się o jego życie.
Wybrałam numer do Tony'ego. Nie odbierał. Spróbowałam połączyć się z Rhodey'm. Był brak sygnału. Też mnie ignorował. Całe ręce mi drżały. Agentka od razu to zauważyła.

-Co się stało?- spytała zdziwiona moim zachowaniem

-To nic. Trenujmy dalej- rzuciłam niepewną odpowiedź

-Na pewno?- chciała się upewnić

-Na pewno- kliknęłam na usunięcie wiadomości





---*Rhodey*---

Przed wejściem do szpitala, zdjąłem z niego pancerz. Moją zbroję automatycznie odesłałem do zbrojowni. Wciąż trzymałem go na rękach. Wparowałem zdenerwowany do szpitala.

-Potrzebuję lekarza! Pomóżcie mi!- wołałem o pomoc

Na korytarz przybiegło dwóch lekarzy. Jedna to była kobieta w białym fartuchu z ledwo widocznym wydrukiem białego orła. A po jej prawej stronie był mężczyzna w zielonym fartuchu chirurgicznym. Od razu pobiegł po nosze. Próbowałem jej wyjaśnić, co się wydarzyło. Tylko, co mam jej mówić?

-Jego serce przestało bić. Musimy go zabrać na blok operacyjny- przyłożyła stetoskop w pobliżu jego implantu

-Nie, tylko nie to. Ratujcie go, proszę!

-Będzie dobrze, Rhodey- usłyszałem, jak ona do mnie mówi po imieniu

Skąd ona wie, jak się nazywam? To nieważne. Później z nią porozmawiam. Teraz jest najważniejsze, by Tony żył. Tylko to się liczy.
Czekałem długo na jakieś informacje, aż tu nagle ktoś wbiegł z rannymi agentami FBI. Co im się stało? Chwila, a ojciec Pepper?
Na całe szczęście nie był ranny. Podszedłem do niego. Byłem ciekaw, czemu komputer tego nie wykrył. Może faktycznie się popsuł?

-Co się stało, panie Potts?

-Był atak terrorystów. Jeden z nich miał na sobie bombę i wysadził się, raniąc resztę wokół

-Jak to terroryści?- byłem w szoku, bo powinienem był wtedy pomóc, a nic o tym nie wiedziałem

-Próbowaliśmy z nim negocjować, ale był zbyt uparty, żeby zgadzać się na jakiekolwiek warunki. W porę się wycofałem i prowadziłem akcję z daleka od tego typka- wyrzucił szybko swój gniew

Jak Tony wydobrzeje to mu powiem o naprawie komputera w zbrojowni. Tak nie może być, że nie wiemy o takim zagrożeniu. Mogła stać się jeszcze większa krzywda, ale dobrze, że z ojcem Pepper nic nie jest.

-A ty Rhodey, co tu robisz?

No i zaczęły się niewygodne pytania. Normalnie, jakbym mamę słyszał.

-Przyszedłem coś odebrać i...-zacierałem ręce

Nie umiem kłamać. On mnie przejrzy na wylot.

-Powiedz prawdę, bo powiem Robercie o waszej małej tajemnicy- nalegał, grożąc sekretem

-No dobra. Przejrzał mnie pan, ale proszę nie mówić Pepper. Nie chcę jej niepotrzebnie martwić. Powinna skupić się na szkoleniu, prawda?- prosiłem o dochowanie tajemnicy

-No to, co się naprawdę stało?

-Tony miał wypadek. Proszę jej nie mówić. Będzie histeryzować

-Nie lubię okłamywać mojej córki, nawet, jak trzeba. Roberta nie dowie się o was, ale Pepper powinienem to powiedzieć- wyciągnął telefon, by zadzwonić do niej


------------------********************--------------------------------------------------------------------

No i koniec akcji na Arktyce. Whiplash przepadł. Co będzie teraz? Czy lekarka, która się zjawiła, uratuje naszego geniusza? A jak pójdzie egzamin Pepper?  Kto stoi za pogróżkami? Zostały nam dwa rozdziały i witamy nowy sezon. Na wszystkie pytania powoli udzielę  odpowiedzi.. Jeśli macie jakieś inne wątpliwości to pytajcie :)

Rozdział 9: Każdy ekspert był kiedyś nowicjuszem

8 | Skomentuj


Wstałam wcześnie na trening. O dziwo byłam wyspana. Krótko byłam w łazience, by umyć się, ogarnąć wygląd i przebrać się w strój treningowy. Byłam spokojna, ale ten koszmar nie dawał mi spokoju. Czy to coś znaczy?
Po kilku minutach zeszłam do stołówki, gdzie zjadłam śniadanie. Kwadrans później został ogłoszony komunikat przez radiowęzeł.

- Proszę skierować się za 5 minut do holu głównego. Tam czekają na was mentorzy. Dziękuję- skończył mówić

Wstałam od stołu zaniosłam talerz do zmywania. Wszyscy kadeci poszli do holu. Ja też poszłam, ale za każdym razem próbowałam powstrzymać się od ziewania. Nie moja wina, że robią te głupie alarmy w środku nocy. I weź się wyśpij do porządku. Mam nadzieję, że dam radę na treningu.
Punktualnie dołączyłam do reszty.

-Dziś wszyscy idą na strzelnicę. Poćwiczycie swoją celność i refleks przez atrapy blasterów. Odmaszerować z mentorem do strzelnicy

-Tak, jest- zasalutowaliśmy

Razem z agentką Hill poszłam na strzelnicę. Tylko, żeby tak szybko mieć już opanowywanie strzelania? Przecież nawet fizycznie jestem słaba, a co dopiero moja celność. No nic. Trzeba spróbować. Zresztą to są atrapy i nikomu krzywdy nie zrobię.

-Dlaczego akurat strzelnica? Nie za wcześnie? - spytałam mentorki

-To nie zależy ode mnie. Generał Fury ustawił taki grafik. To co, gotowa?- podała mi okulary ochronne i broń

-Nie bardzo- byłam zdenerwowana

-Luzik. Musisz tylko celować w tę tarczę na środku. Dasz radę- klepnęła mnie po ramieniu, by dodać mi otuchy

Zajęłam pozycję. Włożyłam okulary i przyłożyłam blaster do siebie. Próbowałam skupić się na celu.

-Skup się tylko na tarczy. Bez obaw. Nikogo nie zranisz

-Na pewno?- spytałam dla pewności

-Na pewno. Dobra, strzelaj

Przede mną pojawiła się tarcza biało czarna. Załadowałam pociski i strzeliłam wprost z lekkim spustem. Trafiłam gdzieś z boku. Jedna porażka to nic.
Próbowałam dalej. Załadowałam blaster, strzelając do tarczy. Znowu minęłam środek.

-Nie wychodzi mi to!- byłam wściekła na samą siebie

-Spokojnie. Potrenujesz dłużej to będzie ci łatwiej szło. Jeszcze raz spróbuj- doradziła agentka Hill

Podeszłam do kolejnej próby ze słabszym zapałem. Powoli zaczęło mnie to męczyć. Pewnie chłopaki świetnie się bawią, gdy mnie zgryzają nerwy przez brak trafienia w cel.
Kolejny raz wycelowałam w tarczę. Znowu się minęłam z celem. To są chyba jakieś jaja!






Dlaczego nikt nie potrafi zostawić mnie w spokoju? Najpierw Blizzard, a teraz Whiplash. Wiedziałem, że może wrócić, ale żeby tak szybko? Niedobrze. Bardzo niedobrze. Jak ja mam z nim walczyć? Rhodey przydałaby się twoja pomoc.

-Jakim cudem ty jeszcze żyjesz?

-To samo mnie ciekawi, jak ty to robisz. Jednak tym razem nie będziesz miał tyle szczęścia

Podniósł mnie biczami wysoko i rzucił na lód. Nie miałem siły, by wstać. Wszystko mnie bolało.

<<Uwaga. Zbroja poważnie uszkodzona. Zostało 15%>>

-Jak z tobą skończę, nikt cię nie ocali, nawet twój blaszany kumpel, War Machine- wymierzył biczami kolejne ciosy

-Aaa!!

Ledwo podniosłem się z ziemi, chwytając go za bicze. Z rozmachem wyrzuciłem go daleko ode mnie. Jednak szybko wskoczył na swój latający dysk i już chciał rzucić biczami, ale czyjś strzał go powstrzymał. Nie wierzę. Rhodey?

-Zostaw go w spokoju- wystrzelił rakiety z arsenału

-War Machine- odetchnąłem z ulgą

Czyli jeszcze jest szansa na powrót.

Wstałem i chciałem pomóc Rhodey'mu. Niestety nie miałem mocy, nawet na strzelenie z repulsora. Byłem bezradny.

<<Uwaga. Zbroja jest namierzana>>

-Nie! Nie!- w kilka sekund zostałem trafiony bombami

-Zrzuć pancerz!- krzyczałem do zbroi

<<Błąd. Zbroja nie może być zdjęta>>

3...2...1

Nastąpił wybuch, który wyrzucił mnie w górę, aż spadłem na krę.

-Ty potworze!- strzelił Rhodey z repulsora

Whiplash wpadł do wody. Może to go załatwi. Rhodey podleciał do mnie.

-Długo zwlekałeś. Co się stało?

-Nie miałem z tobą żadnego kontaktu, a widziałem, że zbroja jest na rezerwach, to wyleciałem ze zbrojowni. Wybacz, że tak długo musiałeś czekać- wyjaśnił mi Rhodey

-Nie szkodzi. Jak nie Blizzard to Whiplash. Super!- powiedziałem z pogardą

-A skąd tu się Whiplash wziął? Miała być Whitney i...- przerwał, gdy pokazałem jej martwe ciało

-Czy ona...?

-Nie żyje. Blizzard się nie przyznaje. Mówił, że ktoś go w to wrabia- próbowałem wstać, ale od razu upadłem

Było mi słabo. Najgorsze było to, bo nie mogłem walczyć.
Nagle Whiplash podleciał dyskiem, miotając biczami na prawo i lewo.

-Jeszcze ci mało?- Rhodey rzucił się do walki





Mam już po dziurki w nosie tej strzelnicy. Cały czas nie potrafiłam trafić do celu. Co chwilę pocisk leciał w bok. I ja jestem córką ojca FBI? No nie wydaje mi się.

-Agentko Hill, możemy przejść do sali treningowej? Mam dość strzelnicy na dziś!- trzymałam się za głowę prawie krzycząc

-Jeszcze tylko godzina. Wytrzymaj- zaśmiała się

-Godzina?!- to mnie wyprowadziło z równowagi

Ze wściekłością w oczach ładowałam blaster i strzelałam do tarczy. Cała była przedziurawiona i żaden z pocisków nie trafił do celu.

-To są chyba jakieś jaja!- pisknęłam na cały głos

-Dobra, chodźmy już stąd. Musisz ochłonąć- uśmiechnęła się, otwierając drzwi

Agentka zaprowadziła mnie do swojego pokoju. Zrobiła nam po herbacie i już czułam się spokojniejsza.

Usiadłam na kanapie, popijając zioła.

-Lepiej?

-Lepiej. A powiesz mi, czemu mnie tu przyprowadziłaś?

-Musisz się uspokoić. Chciałam też ci coś powiedzieć- wstała z sofy i poszła do jakiegoś pomieszczenia

Chwilę później wróciła na sofę z jakimś albumem. Co ona chce mi powiedzieć?

-Każdy ekspert był kiedyś uczniem. Popełniał wiele błędów, by stać się najlepszym. Ta zasada dotyczy każdego. Nie tylko agentów. Myślisz, że świetnie mi szły treningi? Bzdura

-Jak to możliwe?- zaczęłam się interesować jej historią

-Kiedy byłam w twoim wieku, mój ojciec wysłał mnie do jednej z siedzib SHIELD. Widział, że mam do tego predyspozycje. Byłam twarda i nieugięta, ale zawsze byłam słaba w walce wręcz. Natomiast używanie gadżetów stało się dla mnie czymś banalnie prostym. Teraz rozumiesz, o co mi chodzi? Wiesz, co chcę ci przekazać?

Niewiarygodne. Nie mogę w to uwierzyć. Wielka agentka z helikariera, która nie raz stoi u boku Fury'ego nie potrafiła walczyć bez broni? Tylko, jak jest u mnie? Mam słabość w strzelaniu i w walce fizycznej. To co ja robię na tym szkoleniu?

-To był błąd, zgadzać się na te szkolenie- zaczęłam żałować swojej decyzji

-Pepper, to nie był błąd. Pierwsze dni zawsze są trudne, ale nie rezygnuj. Dziś poprawimy trochę twoją siłę fizyczną. Dasz radę bez wyrywania włosów?- zaśmiała się

-Tak, dam radę- odparłam zdecydowanie

Po wypiciu herbaty poszłam do łazienki. Załatwiłam wszelkie potrzeby, umyłam ręce, a później twarz. Spojrzałam w lustro.

-Tak. Jestem gotowa


---------------***************---------------------------------------------------------------------------------

Whiplash wrócił. Pepper traci kontrolę nad gniewem. Co się jeszcze wydarzy? Jak już wcześniej wspomniałam to już zbliżamy się do końca jednego sezonu. Dokładnie to rozdział dwunasty go zakończy. Oczywiście to nie oznacza, że miną kłopoty, ale doczekacie się też tych upragnionych chwil z naszą parką. Jakieś pytania?

Rozdział 8: Maska

8 | Skomentuj

Arktyka? Co robi Whitney na Arktyce? A może to pomyłka komputera? Jest jeden sposób, żeby się dowiedzieć. Polecę tam.
Wyjąłem zbroję na takie mroźne klimaty.

-Naprawdę chcesz tam lecieć ? To może być pomyłka. Zresztą nie masz zbroi na warunki takiego zimna

-Ulepszyłem ją specjalnie, by przetrwała większy mróz. Poza tym dodałem kilka ulepszeń. Jest sprawniejsza w walce

Rhodey z powagą podszedł do fotela.

-No to na co czekasz? Leć!

Rhodey mnie nie powstrzymywał. Może znudziło mu się matkowanie. Tak, to , by wyszło na dobre.
Wzniosłem się w powietrze, włączając moc do butów. Na Arktyce znalazłem się po godzinie.

-Jak coś ,to nie odpowiadam za twoją głupotę

-Dobra, Rhodey. Wystarczy. Muszę się tylko upewnić, bo jeśli naprawdę tu jest, mam z nią do pogadania

Otworzyłem drzwi od bazy, gdzie wykrył komputer sygnaturę maski. Jednak wszystko było zamarznięte.

-Komputer. Skan otoczenia

<<Skanuję...>>

<<Błąd>>

<<Brak obecności innego życia>>

-Czyli to pomyłka. Wracaj już- wtrącił się Rhodey

Nie chciałem szybko wrócić do zbrojowni. Musiałem sam upewnić się, bo może teraz system też się pomylił. Może ktoś faktycznie tu jest?
Włączyłem latarkę na hełmie, chodząc po całym budynku.
Po dłuższym poszukiwaniu, zauważyłem blask.

-Rhodey, tam coś jest. Musiał ktoś tu być przede mną

Podszedłem do ściany, gdzie znalazłem maskę. Od Madame Mask. Czyli to prawda.

-Ona tu musi być. To jej maska. Tylko gdzie ona?

Nagle ktoś mnie zaatakował z jakiegoś blastera, zamrażając moją zbroję. Nie,to niemożliwe.

-Blizzard. A ty tu czego?

-Widzę, że wpadłeś w odwiedziny, Iron Manie. Myślałeś, że mnie zniszczyłeś, ale Gill czekał na odwet

Szybko odmroziłem strój, traktując wroga płomieniami.

-Ty też nie próżnowałeś. Ja też mam dla ciebie niespodziankę

Strzelałem repulsorami, ale on nadal stał. Niespodziewanie rzucił jakąś bombą, która poraziła cały system.

<<Nastąpi wyłączenie systemów>>

Dalej mogłem mówić, ale o broni nie było, ani mowy. Co tu robi Blizzard?





Chciałam w spokoju zasnąć. Jednak, co chwilę moja głowa obracała się szalenie w różne strony. Widziałam coś okropnego.

Byłam w jakimś mieście. Ciągnęła się gęsta mgła. Nie dostrzegłam nikogo.
Dopiero, gdy powoli szłam nieco dalej, spostrzegłam znane mi twarze. Otoczył mnie krąg ognia.
Rozglądałam się, szukając ucieczki, ale przed wyjściem stał Duch, który trzymał Iron Mana, wciskając swoją rękę w pancerz. Zaś kolejną osobą to był Whiplash. Trzymał zaplątanego biczami, porażonego Rhodey'go. Byłam przerażona.


-Nie ufaj nikomu- powiedział Duch

Te słowa powtarzały się i przewijały, aż ucichł jego głos. Po moich policzkach spłynęły łzy.
Później zauważyłam, że z mojego brzucha sączy się krew. Moje białe ubranie zmieniło się w krwistą i przerażającą sukienkę. Całe ciało zbladło w biel.


-Na pomoc!- krzyczałam, obejmując się ramionami przy ranie


Duch puścił Iron Mana. Zbroja zniknęła, a w ręce trzymał jego implant. Tony był blady i ciężko oddychał. Po kilku głośnych dusznościach, ucichł.
Już miałam do niego biec, ale instynktownie odwróciłam się i zobaczyłam, jak Rhodey doszczętnie płonął. Ich agonia naciskała na moją ranę, aż doszło do tego, że upadłam.
Nim powieki opadły, usłyszałam te same słowa, ale nie od Ducha. Twarz się zmieniła. To był mój ojciec.


-Nie ufaj nikomu


Obłęd tych słów gwałtownie mnie wybudził z tego koszmaru. Byłam przerażona.
Sprawdziłam, czy nie mam żadnych dziur. Upewniłam się, że to naprawdę nie była rzeczywistość. Próbowałam dojść do siebie.
Nawet nie zauważyłam, że po przebudzeniu coś krzyknęłam. Do pokoju weszła Bobbie.

-Pepper, w porządku?- spytała z troską

-Tak, to nic. Możesz wracać- odwróciłam się do ściany

Ona nie chciała odpuścić. Nie musiałam nic mówić. Nie znała mnie, a mimo tego wiedziała, że coś jest nie tak.

-Mów prawdę. Miałaś jakiś koszmar?- spytała

-Nie ważne. Jutro mam treningi i muszę się na tym skupić

-Przyszłam też się z tobą pożegnać. Wyjeżdżam, więc trzymaj się jakoś i nie daj się złamać- kiwnęła głową, uśmiechając się

-Dzięki. Udanej podróży- odwzajemniłam uśmiech

Nawet nie zauważyłam, kiedy zniknęła. Wzięłam się w garść i próbowałam zasnąć. Muszę być wypoczęta na jutrzejszy trening. Agentka Hill nie da mi forów. Tylko, co mam zrobić z tą kopertą ? Lepiej schowam do torebki.
Kiedy chciałam już zamknąć oczy, rozległ się alarm w placówce.

-Na serio?!- byłam podirytowana, że prawie wyrwałam sobie włosy

Ubrałam buty i zeszłam na hol. Jak się później okazało, to były tylko ćwiczenia jednego z agentów.

-Doskonały refleks, kadeci. Możecie wracać do koszar i widzimy się rano

Ziewnęłam ze zmęczenia i doczołgałam się do łóżka.



Musiałem coś zrobić. Rhodey kazał mi uciekać, ale co z Whitney? Muszę jej pomóc, chociaż chciała mnie wielokrotnie zabić. W końcu jest człowiekiem i ta maska ją zmieniła. Nie pozwolę jej umrzeć.
Włączyłem zapasowy generator, by być zdolnym do walki. Wystrzeliłem z unibeamu do Blizzarda. Poleciał na ścianę z hukiem, aż całą nią przebiłem się z nim.

-Widzę, że nie dajesz za wygraną. Co powiesz na to?

Rzucił kolejną bombę, ale użyłem pola siłowego. Pole nie wytrzymało i znów upadłem.

-Uciekaj stamtąd ! Już !

-Nie, Rhodey. Muszę ją znaleźć! - powoli zacząłem wstawać na nogi

-Wciąż nie masz dość?! Żałosne! Tracisz tylko czas!

-Komputer. Skan otoczenia

<<Skanowanie...>>

<<Brak jakichkolwiek oznak życia>>

Blizzard naładował swój blaster i wystrzelił mroźną kapsułę,  która rozpadając się zamarzała wszystko na swojej drodze. Baza ledwo stała, a ja nadal nie znalazłem Whitney.
Repulsorem strzeliłem w niego i wzniosłem się w powietrze. Nadal rozglądałem się, czy ona tu jest.
Szybko dostrzegłem jakąś dłoń ludzką.

-Rhodey, chyba ją znalazłem!

Wylądowałem z powrotem na ziemi, podchodząc do ciała. Rhodey nic nie mówił. Musiała paść łączność.
Wykorzystałem nieobecność wroga i sprawdziłem dokładnie, czy to była Whitney. Po jej blond włosach i zamkniętych powiekach rozpoznałem ją. Była zimna, jak lód.
Rzuciłem się na Blizzarda, szarpiąc go za kostium.

-Co ty jej zrobiłeś?!

Podniósł swój hełm.

-To nie ja! Ktoś chce mnie w to wrobić! Fakt, nienawidzę, gdy ktoś mi przeszkadza, ale jej tu nie było, Iron Manie!- strzelił z armaty, zamrażając moje nogi

Szybko się lód stopił. Niestety cała konstrukcja zaczęła nam spadać na głowę.

-Do zobaczenia, Iron Manie- zniknął Gill

Musiałem działać. Wziąłem Whitney i wyleciałem z bazy arktycznej. W porę udało mi się uciec. Jednak zbroja ledwo była na chodzie.

-Rhodey, jeśli mnie słyszysz, wezwij Mark II

Na kanałach wciąż była cisza. Gdzieś niezbyt daleko od pozostałości bazy, położyłem Whitney na śniegu.

-Komputerze. Wykonaj skan medyczny

<<Skanuję...>>

<<Brak funkcji życiowych>>

Nie wierzę. Blizzard ją zabił, ale nie przyznaje się do tego. Co się dzieje?
Najgorsze jest to, że to nie był koniec kłopotów. Zbroja była na rezerwach mocy. Nie byłem w stanie wrócić do zbrojowni, a autopilot nie działał.
Niespodziewanie zostałem przez kogoś zaatakowany. Poczułem silny ból kręgosłupa.

-Nie! To niemożliwe!

------------------------------*******************************---------------------------------------

Sytuacja robi się napięta i trudna do wyjścia. Za niecały miesiąc żegnamy sezon pierwszy i witamy nową część. Whitney padła martwa. Na kogo stawiacie? Czy to Blizzard ją zabił, a może ktoś inny? Jedno jest pewne, że dojdzie do nieuchronnego starcia z biczownikiem. Macie jakieś pytania odnośnie opo? Widzimy się za tydzień, bo na prośbę pewnej czytelniczki przyspieszam z premierą rozdziałów. To pewnie dla was dobra wiadomość, więc cieszcie się i łapcie pozytywne wibracje :)
+ Informacja
Unprotected- są plany na powrót, ale to zależy, czy się uda. Jesteście za czy przeciw? Wydarzenia 10 lat później.

http://unprotected-colia.blogspot.com/2015/03/unprotected-10-lat-pozniej-czy-to.html

Jeśli ktoś ma Twittera to właśie tam można mnie znaleźć. Dodaję wszelkie niusy odnośnie blogów.

https://twitter.com/anna_katari

Aha no i Wattpad. Wszystkie moje opowiadania tam zapisuję, Warto zajrzeć :)

Time to the end , czyli co by było gdyby...? Tony Stark nie żyje

20 | Skomentuj
Mija pół roku od wypadku samolotu, gdzie zginął ojciec Tony'ego- Howard Stark. Od tego czasu ma uszkodzone nieodwracalnie serce i mieszka z Robertą- matką jego najlepszego przyjaciela-Rhodey'ego, oraz ratuje świat jako Iron Man wraz z War Machine i Rescue. Przez wypadek ,za który odpowiada Mandaryn, Tony musi ładować implant, utrzymujący go przy życiu, co godzinę. Ocalenie przed niechybną śmiercią jest wdzięczny Rhodey'mu i dr Yinsenowi. To dzięki nim może oddychać tym samym powietrzem, co reszta świata.


---
Właśnie Tony był w zbrojowni, ulepszając pancerz Mark II. Rhodey wpadł zobaczyć, jak mu idą prace.

Rhodey: Co tym razem będzie robić?
Tony: Dowiesz się w swoim czasie. Wkrótce ją wypróbuję
Rhodey: Przyniosłem kanapki. Nie jesteś głodny?
Tony: Rhodey, siedzę tu dopiero od dwóch godzin
Rhodey: Raczej cztery dni
Tony: Żartujesz? Czyli już jest czwartek?
Rhodey: Uwierz mi, ale tak. Stary, ale się tu zasiedziałeś. Tylko nie przesadzaj, bo wiesz, że...
Tony: Tak, moje serce. Muszę ładować implant. Pamiętam o tym

Tony powrócił do dalszych prac. Nagłe kłucie w klatce piersiowej przypomniało mu o kolejnym ładowaniu.

Tony: Eh...znowu to samo. Mam już tego dość

Chłopak odłożył maskę i narzędzia. Zdjął bluzkę i ręką chwycił za ładowarkę, którą podpiął do implantu. Po minionej godzinie założył bluzkę, a ładowarkę odłożył na miejsce. Był zmęczony i wieczorem zasnął w swoim pokoju. Kiedy Rhodey zmierzał do swojego pokoju, zatrzymała go Roberta.

Roberta: Zanim pójdziesz, musisz mi coś powiedzieć
Rhodey: Ale mamo, proszę. Ja chcę już spać. Czy nie możemy pogadać jutro?
Roberta: Rhodey, odpowiesz mi na pytanie i jesteś wolny. Czemu Tony większość czasu spędza w laboratorium?
Rhodey: Po prostu tworzy wynalazki, jak na wynalazcę przystało. Pamiętasz, że jego ojciec...
Roberta: Był wynalazcą i też tam siedział. Tylko nie, aż tyle, co Tony. Czy coś się stało?
Rhodey: Nie, nic
Roberta: Możecie mi zaufać
Rhodey: Wiemy, ale naprawdę to nic takiego
Roberta: Mam taką nadzieję

Wszyscy zasnęli...

Następnego dnia, Tony'ego obudził kolejny ból w klatce. Próbował go ukryć i o piątej rano chciał pójść do zbrojowni. Nawet nie zdołał zejść ze schodów. Krztusił się i nie potrafił oddychać. Podpełznął pod drzwi pokoju Rhodey'go. Uderzał pięściami w drzwi.

Tony: Rhodey...Pomoż mi! Rhodey...Wstań!

Rhodey usłyszał głosy za drzwiami. Myślał, że to żart, ale, jak słyszał wielokrotne bicie w drzwi, gwałtownie wstał i otworzył drzwi.

Rhodey: No co to ma być?! Tony?

Chłopak ciężko trzymał się za implant.

Tony: No w końcu...Myślałem, że...nie reagujesz!
Rhodey: Co się stało? Tony? Tony?!

Tony słabł. Był już blady i ledwo trzymał głowę.

Tony: Do zbrojowni
Rhodey: Co?
Tony: Zabierz mnie...do zbrojowni
Rhodey: Tobie potrzebny jest lekarz
Tony: Rhodey...zbrojownia

Nalegał, trzymając go za rękę. Przyjaciel wykonał jego prośbę. Podparł go na ramieniu. Zszedł z nim po schodach i po kilku minutach byli w zbrojowni. Rhodey podpiął jego implant do ładowania. Tony czuł się nieco lepiej, ale nadal było mu słabo.

Rhodey: Powiesz mi, jak to się stało? Nie ładowałeś implantu?
Tony: Ładowałem...Dziękuję ci...że mnie tu przyprowadziłeś
Rhodey: Nie ma za co. Jesteśmy przyjaciółmi. Nigdy bym cię nie zostawił od czasu...
Tony: Wypadku, wiem. Jestem ci wdzięczny. Za wszystko
Rhodey: Drobiazg. Jak się czujesz?
Tony: Lepiej, ale nie wiem, jak to się stało? Gwarantuję ci, że wczoraj ładowałem implant. To już kolejny atak w tym tygodniu
Rhodey: Kolejny? Czyli tak już było?
Tony: Akurat byłem w zbrojowni. Tylko dr Yinsen może znać przyczynę. W końcu to on z moim ojcem zaprojektowali tę technologię. Tego eksperymentu nikt nie zna
Rhodey: To pójdźmy do niego. Może mechanizm zaczął być niefunkcjonalny. Psuje się, a to działa na twoją niekorzyść. Martwię się o ciebie, Tony
Tony: Będzie dobrze, Rhodey. To kiedy mamy do niego iść?
Rhodey: Teraz
Tony: Teraz?
Rhodey: Tak, teraz

Była już ósma godzina. Przyjaciele dotarli do szpitala, prosząc o dr Yinsena. Na szczęście przebywał w szpitalu. Skierowali się do jego gabinetu. Lekarz był zdumiony ich wizytą.

Dr Yinsen: Witam, choć nie spodziewałem się nikogo. W czym mogę pomóc?
Rhodey: Tony potrzebuje pomocy. Tylko pan się zna na jego implancie, doktorze
Dr Yinsen: No to zobaczmy, w czym problem?
Tony: Ładuję mechanizm według zaleceń, ale ataki i tak się powtarzają. W czym jest wina, doktorze Yinsen?
Dr Yinsen: Już sprawdzę. Zdejmij koszulkę

Lekarz uważnie przyjrzał się eksperymentalnej technologii. Nie miał dla nich dobrych wieści.
Po skończeniu obserwacji pozwolił mu założyć koszulkę. Od razu podzielił się swoim odkryciem.

Rhodey: I co z nim?
Dr Yinsen: Nie jest dobrze. Musi zostać w szpitalu. Muszę go przygotować na pewną konieczność
Tony: A co konkretnie?

Chłopak mówił spokojnie, choć nadal był słaby a jego oczy się zamykały.

Dr Yinsen: Operacja, ratująca życie. Nie ukrywam, że twój stan nie jest zadowalający. Implant nie działa prawidłowo. Tony, to konieczne
Rhodey: Czy mogę z nim zostać?
Dr Yinsen: Oczywiście. Wsparcie jest potrzebne. Pójdę przygotować salę

Lekarz poszedł szukać wolnej sali na cyberchirurgii. Rhodey próbował pocieszyć Tony'ego.

Tony: I po co tu przychodziłem? Operacja? To nie mieści się w głowie! Rhodey, co ja mam zrobić?
Rhodey: Musisz tu zostać. On ci pomoże. Może...
Tony: Będzie lepiej, ale jak? To wszystko przez Mandaryna!

Wyrzucił z siebie gniew, że zasłabł i upadł na ziemię. Lekarz szybko go zabrał na wózku do operacji. Rhodey był przerażony. Nie wiedział, co się dzieje. Musiał poinformować o wszystkim Robertę. Dość szybko zjawiła się w szpitalu po nagłym telefonie syna.

Roberta: Rhodey, mów! Jak do tego doszło?
Rhodey: Krótko? Tony, atak, dr Yinsen, ratunek
Roberta: Wow. Dość spory skrót. Gdzie on jest?
Rhodey: Operują go

Syn zaprowadził swoją matkę do sali, gdzie leżał Tony z podpiętym implantem do ładowania. Oddychał normalnie, ale nadal był nieprzytomny. Lekarz podszedł do Roberty.

Roberta: Dzień dobry. Jak tam Tony?
Dr Yinsen: Cóż, Roberto. Żyje i to najważniejsze

Następnego dnia, Tony otworzył oczy. Obok siebie zauważył dr Yinsena, który świecił mu latarką w oczy.

Dr Yinsen: Witaj wśród żywych. Jak się czujesz?
Tony: W sumie to dobrze. Kiedy mogę wracać?
Dr Yinsen: Tydzień, a ostatnio mówiłeś o atakach. Doszło do przeciążenia przez przemęczenie, pracę i wysiłek fizyczny
Tony: To pewnie przez moje prace w laboratorium
Dr Yinsen: Zapewne tak. Moja rada to więcej odpoczynku z ograniczonym wysiłkiem
Tony: Dobrze, ale ładowanie jest nieskuteczne
Dr Yinsen: Dam ci przenośny akumulator
Tony: Jak to działa?
Dr Yinsen: Jest wielkości twojego implantu, więc łatwy w transporcie. Wystarczy tylko przyłożyć go do mechanizmu i automatycznie przyczepia się, ładując implant.
Tony: Dziękuję
Dr Yinsen: Ależ proszę. Uważaj na siebie.

Tydzień później, w zbrojowni spotyka się "święta trójca" na prośbę Tony'ego. Chciał im się do czegoś przyznać i Pepper też miała o tym wiedzieć. Pokazał im swoje wyniki badań z ostatnich miesięcy. Rhodey był w szoku, jak widział pogorszenie stanu przez mechanizm.

Tony: Teraz już wiecie
Pepper: Czyli implant cię zabija?
Tony: Niestety, to prawda. Na szczęście lekarze spowolnili proces
Pepper: Już umierasz?!
Tony: Pepper, spokojnie. Nie umieram. Jeszcze nie

Nagle usłyszeli potężny wybuch. Razem wybiegli na zewnątrz. Dom Rhodey'go stanął w płomieniach.

Tony: Co to było?!
Rhodey: Mamo!

Krzyknął i pobiegł do ruin. Zapomniał, że o tej porze była w pracy, ale ta eksplozja nie była jedyna. Rozdzwonił się telefon Pepper.

Pepper: Tak? Słucham? Nie, jestem u Rhodey'go. Co?! Żartujesz?! Aha. Pa!
Tony: Pepper, co się stało?
Pepper: Mój dom. Nie ma go!
Rhodey: Czyli u ciebie też. Co to ma być?!
Pepper: Wiecie, kto mógł to zrobić?
Tony: Whitney
Rhodey: Mask
Rhodey zadzwonił do Roberty, by poinformować ją o zdarzeniu. Powiedział też o domu Pepper.

Roberta: To niedopuszczalne. Trzeba znaleźć sprawcę. Rhodey pojedźcie do dawnego domu Howarda. Tam będziecie bezpieczni. Weźcie też tam Pepper i Virgila
Rhodey: Dzięki, mamo. Dobrze, że cię tu nie było
Roberta: A nic wam się nie stało?
Rhodey: Nic. Spotkamy się na miejscu. Pa!
Roberta: Pa!

Cała trójka pojechała pod wyznaczony adres. Tony wziął ze sobą kawałek bomby, by znaleźć winnego ataku. Kiedy byli na miejscu, Tony na nowo przypomniał sobie dawne lata, gdy miał swoją matkę i ojca. Nadal pamiętał, gdzie jest kuchnia, salon, łazienka, jego pokój, sypialnia i warsztat ojca.
Po zejściu na najniższy poziom domu znaleźli się w warsztacie. Tony położył fragment bomby do skanera i czekali niecierpliwie na rezultaty. Wszyscy wpatrywali się w ekran, gdzie miała wyświetlić się twarz sprawcy. Stawiali na Madame Mask.

Pepper: To na pewno ta blondi nas zaatakowała. Nikt inny nie zna nas tak bardzo, jak ona
Tony: Nie wiem, kogo mam winić za to. Przekonamy się, co wykaże skan
Rhodey: Ale nadal nie rozumiem. Dlaczego?
Tony: Nie wiem. Może zemsta
Rhodey: A co z twoim implantem? W jakim jest stanie?
Pepper: A mówiliście, że jest dobrze. Czy ja o czymś nie wiem?
Tony: Rhodey, nie mów!
Rhodey: A powiem. Pepper musi wiedzieć. Jest naszą przyjaciółką. Czego się boisz, Tony?
Pepper: Chłopaki, mówcie, co jest grane? Co się dzieje?!
Tony: Pepper, nie denerwuj się. To nic. Implant...
Rhodey: Tony, co jest?

Tony usiadł na krześle. Nie chciał martwić Pepper. Lekko poczuł ból, który szybko minął. Przyjaciele zmartwili się jego stanem.

Pepper: O co chodzi z implantem? Jest gorzej?
Tony; Nie umrę przez to. Wiele wrogów chciało mnie zabić. Nie dam się pokonać technologii
Rhodey: Ile ci czasu zostało?
Tony: Nie wiem. Nie chcę o tym myśleć. Dowiedzmy się, kto jest odpowiedzialny za podłożenie bomb

Skaner zakończył analizę odłamka. Wynik był niespodziewany.

Rhodey: Nie wierzę. To nie jest prawda!
Tony: Nie!
Pepper: Tony, czy to ty? Komputer nie kłamie?
Tony: To niemożliwe! Nie! To nie mogę być ja!

Nikt w to nie potrafił uwierzyć, że osoba, która jest w stanie poświęcić swoje życie, by ocalić inne, jest winna eksplozjom. Tony poczul się słabo. Gdy dowiedział się, że to przez niego wszyscy, na których mu zależy, mogli zginąć, stracił przytomność. Jego oddech był ciężki.

Rhodey: Tony? Nie no, stres. Znowu atak. Szybko, weźmy go do salonu
Pepper: To go zabije! Ten ciągły stres! Nie wierzę, że chciał nas skrzywdzić! To musi się inaczej wyjaśnić. Madame Mask wrobiła go w to! Jestem tego pewna
Rhodey: Możesz mieć rację, ale musimy mu zapewnić spokój. Do góry!

W salonie zjawiła się Roberta po skończonej pracy. Gdy widziała, jak Rhodey z Pepper trzymali nieprzytomnego chłopaka, była przerażona. Nie miała pojęcia, co go tak zdenerwowało. Położyli go na sofie. Jego serce biło słabo, a implant zaczął migotać, co nie znaczyło nic dobrego.

Roberta: Rhodey, co się stało? Czemu Tony miał atak? Coście mu powiedzieli?
Rhodey: Po prostu według skanu odłamka bomby, to Tony był winien wybuchowi. My w to nie wierzymy. Ktoś musi go w to wrabiać.
Pepper: Co się dzieje z jego implantem?
Roberta: Jest źle. Zaraz przestanie działać i może umrzeć. Bez implantu wytrzyma tylko dwie godziny. Musimy coś wymyślić. Zadzwonię do odpowiedniej osoby
Rhodey: Mamo, nie dzwoń do niego. Damy radę
Roberta: Rhodey, to poważny stan zagrożenia życia. Tego nie można lekceważyć

Nagle nastąpił dziwny dźwięk. Implant się wyłączył.

Pepper: Tony, walcz. Nie zostawiaj nas!
Rhodey: No dalej, dasz radę! Walcz, Tony!
Roberta: Dzwonię do dr Yinsena. Nie ma innego wyjścia

Godzinę później pojawił się wezwany specjalista. Szybko wbiegł do salonu ze swoim sprzętem. Podłączył Tony'ego do przenośnego kardiomonitora,który odczytywał jego oznaki życiowe. Próbował coś zrobić z mechanizmem, ale to był koniec.

Roberta: I co z nim, doktorze? Uratuje go pan? Ho, powiesz coś? On musi żyć!
Dr Yinsen: Przykro mi to mówić, Roberto, ale już nic nie da się zrobić. Ta technologia jest poważnie uszkodzona, a nie mogę go operować bez sprzętu
Roberta: To zawieźmy go do szpitala
Dr Yinsen: Tylko zrozum, że to nic nie da. Nim dojedziemy do szpitala, umrze
Roberta: To co mamy zrobić?
Dr Yinsen: Niestety, ale nic. Przykro mi
Pepper: Tony jest silny! On da radę! Będzie walczył!
Rhodey: Pepper, już nic nie da się zrobić. Nie chciał dać się zabić technologii,a to się dzieje

Atak zaczął się nasilać i dusił się. Pepper trzymała go za rękę, a Rhodey stał obok przyjaciela. Wszyscy czuli strach, a najbardziej to Pepper. Kiedy atak ustąpił, pojawiła się linia ciągła na kardiomonitorze. Dziewczyna nie chciała się pogodzić z jego odejściem i nie słuchała lekarza, jak wskazał czas zgonu. Próbowała go ratować, uderzając w klatkę piersiową. Rhodey zabrał ją, by uspokoić, a ona po prostu płakała. Nawet on sam poczuł ten cios utraty najlepszego przyjaciela, jakiego poznał za czasów dzieciństwa. Również z jego oczu popłynęły łzy.

Rhodey: Pepper, będzie mi go brak. Traktowałem go, jak brata, a teraz go nie ma
Pepper: Ale on nie chciał nas zabić. Komputer kłamie
Rhodey: Nie chcę o tym myśleć, ale to ta wiadomość go zabiła!
Roberta: Uspokójcie się. Poradzimy sobie, choć będzie ciężko
Pepper: Ja go kochałam. On mnie kochał. Dlaczego musiał odejść?!

Po pogrzebie przyjaciele próbowali dojść do siebie. Śledztwo FBI potwierdziło, że to Madame Mask podłożyła bomby.
Koniec.

-------------------------------------------

Scenariusz został napisany lata temu, gdy miałam wielkiego fioła na punkcie imaa i nadal mam :D To miało być zakończenie z serialem, ale się nie udało. Chciałam tu pokazać, że może być super uzbrojony wróg z najlepszą technologią, ale coś, co utrzymywało Tony'ego przy życiu stało się tykającą bombą zegarową. W opku jego nie uśmiercę, więc ten scenariusz nic nie znaczy,

Rozdział 7: Anonimowy strach nazywany Duchem

12 | Skomentuj

Długo leżałam na łóżku, aż na nogi postawił mnie telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. Tony. Nareszcie. Dość długo zwlekał. Muszę załączyć zegarek, by być na strzeżonej linii.

 -Hejka, Pepper. Jesteś na głośno mówiącym, więc nie mów za głośno

 -Cześć, Tony. Jak dobrze, że dzwonisz. Martwiłam się, że coś się stało. Jak tam? W porządku?

 -Tak. Jest dobrze. A jak tam u ciebie? Treningi były?- zaśmiał się

 -Tak, były. Wiesz, co? Nawet nie jest, aż tak źle. Jakoś sobie radzę. Czemu nie odbierałeś, jak dzwoniłam? Rhodey, ty to samo!- byłam nadal zła za to

 -Byliśmy zajęci, Pepper. Zasiedzieliśmy się w zbrojowni. A już tęsknisz?- teraz to Rhodey się śmiał głupio

 -Rhodey. Cicho tam. Policzymy się, jak wrócę

 Byłam odrobinkę wyluzowana, choć czułam, że coś mi nie pasuje. Coś ukrywają. Tylko co?

 -Na pewno nic się nie stało?- spytałam dla pewności

 -Na pewno. Idź spać. I nie zrzędź- poprosił ironiczne Rhodey

 -Rhodey!- krzyknęłam, bo miałam dość jego drwin

 A już myślałam, że jest taki poważny i nie umie wyluzować. Za to nabija się ze mnie i dogaduje, ile mu się podoba. Hah. Dzięki, Rhodey.

 -To pa

 -Pa- rozłączyłam się, wyłączając łączność

 Brakuje mi ich. Nie mam z kim rozmawiać oprócz z mentorką na treningach. No właśnie. Muszę pójść wcześniej spać. Pobudka o piątej. Nienawidzę tego, ale no trudno. Jak w wojsku. Tak trzeba.
 Poszłam do łazienki , biorąc ze sobą mydło i ręcznik i piżamę. Gdy weszłam pod prysznic, rozkoszowałam się ciszą, próbując się rozluźnić. Namydliłam ciało, spłukując wodą, pianę. Po całej kąpieli wysuszyłam się, wycierając ręcznikiem i wkładając piżamę.
 Po cichu pomaszerowałam do pokoju. Na moim łóżku leżała jakaś koperta. Żółta z napisem
Dla Pepper
To przykuło moją uwagę.
Usiadłam na łóżku, otwierając zawartość koperty.
Będziesz następna 

Co to miało znaczyć? Albo ktoś się pomylił i to nie jest dla mnie. Albo jestem śledzona. Ale jak?

 -To muszą być żarty- zgniotłam papierek, wyrzucając go do kosza

 Przez myśl przeszło mi, czy nie powiadomić Tony'ego, ale po co mam go martwić? Załatwię to sama. Tylko, dlaczego mam być następna? Powiązanie ze śmiercią dr Yinsena? A może to coś osobistego?
Zadzwoniłam do swojego taty, by upewnić się, że nic z nim nie jest. Odebrał za pierwszym połączeniem.

 -Cześć, córeczko. Jak tam w Argentynie?





 -Długo będziesz ją okłamywał?

 -Tak długo, jak będzie trzeba- wyszedłem z pokoju, kierując się do drzwi

 -A ty dokąd?- złapała mnie Roberta

 A niech to. Rhodey, pomożesz?
 Rhodey zszedł za mną. Na szybko wymyślił powód, który Roberta łatwo łyknie.

 -Musimy iść do laboratorium. Warsztatu. No wiesz... Tony musi się naładować. Idę z nim, by go przypilnować

 -Dobra, ale macie wrócić szybko- zgodziła się niechętnie

 -Ok

 Wybiegłem w pośpiechu, by szybko zniknąć z oczów Rhodey'go. Nie miał za mną iść. Nie musi mnie niańczyć przez cały czas.
Wstukałem kod do wejścia i wszedłem do zbrojowni. Usiadłem przy komputerze, czekając na rezultaty wyszukiwania.

 -A więc po to tu chciałeś być ?

 No i mnie dogonił. Znowu zacznie matkowanie. Też nie znoszę siedzieć przy stole i rozmawiać z Robertą. Raczej tego bym tak nie nazwał, bo, jak zacznie zadawać coraz to gorsze pytania, to można poczuć się niczym na przesłuchaniu. Wiem, że jest prawnikiem, ale serio?

 -Muszę sprawdzić, jak idą jej poszukiwania. Trochę to dziwne, że nie da się jej namierzyć- zacząłem się nad tym zastanawiać na poważnie

 -Ale to nie powód, by okłamywać moją mamę. Kiedyś zacznie węszyć i będą kłopoty- skrzyżował ręce

 Całkowicie się z Rhodey'm zgadzam. Roberta jest uparta i jak odkryje jedno kłamstwo, to będzie dociekać reszty. Już tu była, ale o mały włos nie odkryła zbroi.

 -Masz rację, Rhodey. Musimy uważać

 Naszą rozmowę przerwał komunikat komputera.

<< Zakończono skan. Wykryto sygnaturę maski>>

 -No i gdzie mamy lecieć?- zaciekawił się Rhodey

 -Jeszcze analizuje- lekko byłem spięty

 -A może komputer się pomylił, jak z tymi kotami?- zaśmiał się

 -Nie bawi mnie to, ale gdyby to była pomyłka, musielibyśmy jej szukać przez patrol- stwierdziłem niechętnie

 Komputer przyspieszył koniec wyszukiwania. Już chciałem wskoczyć w pancerz, ale wynik zahamował moje ruchy.

<< Zlokalizowano na Arktyce>>

-Arktyka, poważnie?- wściekłem się

 -Dobrze, że nie Argentyna

 -Nawet mnie nie dobijaj- powiedziałem oschle






 On żyje. Kamień spadł mi z serca. Skoro już do niego zadzwoniłam to z nim porozmawiam. Przez to zamieszanie kompletnie o tym zapomniałam, ale o liście mu nie wspomnę. Nie będę go martwić. 

-Hej, tatku. W porządku. Agentka Hill mnie trenuje, więc jest dobrze. A co tam u ciebie?

 -To, co zwykle. Chociaż dojechałaś cała i zdrowa. Masz się dobrze sprawować. Zadzwonię do Ciebie niebawem. Muszę kończyć, bo mam wezwanie. Pa

 -Pa- i rozłączyłam się

 Nasza rozmowa trwała krótko, bo co miałam mu mówić? A co z Rescue? O kurczę. Trzeba sprawdzić, czy oni jej nie zabrali. Muszę polecieć na zwiady. Przy nim ukrywam, że nic się nie stało, ale powinnam zainteresować się tym.
Spod łóżka wyjęłam plecak. Na szczęście nie skonfiskowali mi jej. Po cichu wyszłam przez okno, by na dachu uzbroić się w zbroję.
Gdy byłam gotowa do lotu, ktoś do mnie zadzwonił. Jakiś anonim? Ten sam, co podłożył kopertę? Możliwe, ale odbiorę.

 -Słucham. Czego chcesz?- mówiłam pewna siebie, kryjąc wewnętrzny strach

 -Poznajesz mnie? Odwróć się

 Wszędzie poznałabym ten głos. Gdy się odwróciłam, stał tam Duch. Czego on chce? A może on...? O nie!

 -Duch, a ty tu czego?- irytowała mnie jego obecność, choć byłam spięta

 -Nie zrobię ci krzywdy, Potts

 -A ta kartka, którą zostawiłeś?- wyprowadził mnie z równowagi

 -Nie jest ode mnie

 -Co?- kompletnie zbiło mnie z tropu

 -To czego ode mnie chcesz?- normalnie spytałam

 Niczego nie rozumiałam. Duch mnie znalazł i nie przyznaje się do tego listu. To czego on chce?

 -Dam ci radę. Nie ufaj nikomu, bo osoba, która cię może skrzywdzić, nie będzie sobą

 -O czym ty mówisz?- odwróciłam wzrok na drugą stronę

 -Madame Mask

 I zniknął. No i świetnie. Nie dość, że gada jakieś bzdety, to odsuwa od siebie oskarżenia. Nawet nie zdążyłam zapytać, czy jest winny śmierci lekarza. A jeśli to nie on? Wiem, że Tony szuka Whitney, ale muszą zacząć mi mówić,co jest grane. I jeszcze ten list. To może być od niej. Sama się tym zajmę. Tony i Rhodey nie muszą o tym wiedzieć.
Po tej dziwnej rozmowie, odłożyłam pancerz i wróciłam do pokoju. Schowałam pod łóżko, Rescue, by nikt jej mi nie zabrał. Zastanawia mnie tylko jedno. Czy faktycznie Madame Mask mnie szantażuje? Ale po co?

------------------------------------------------------**********---------------------------------------------------

Duch zmywa od siebie podejrzenia.  Czy to Whitney jest winna morderstwa? Zagadka zbrodni rozwiąże się w kolejnym sezonie. Wiem, że fatalnie to zaplanowałam, ale wyszły z głowy te nieprzemyślane wątki, a reszta była pisana na żywioł bez zastanowienia. Wybaczcie mi za to, ale stopniowo dojdziecie do sedna sprawy. Dowiecie się, kto jest zabójcą.

Sezon 4 potwierdzony+ rozwiązanie ankiety

10 | Skomentuj
Witajcie znowu
Sam tytuł tej notki potwierdza o mich dalszych posunięciach. Będzie sezon czwarty.
I oczywiście zrobiłam tzw "zdjęcie" okładki na której widniej zegar z zapisem trzech słów
FUTURE- Przyszłość
PAST- Przeszłość
PRESENT-Teraźniejszość

Głównym wątkiem tej części będzie podróż w czasie. Tony zamierza cofnąć się w przeszłość, by ocalić Marię.  O jej śmierci będzie mowa w drugim sezonie. Jako nowa postać pojawi się Reed Richards znany też jako Mr.Fantastic z Fantastycznej Czwórki,  To jego maszynę wykorzysta do przemieszczania się w osi czasu.  Po raz kolejny pobawię się czasem, co na pewno wpłynie na zmieniony bieg zdarzeń. Czy aby na pewno?
Whiplash na pewno już nie wróci, a Blizzarda i Mr.Fixa zostawiam w spokoju, Jednak Titanium Man nadal będzie sprawiał kłopoty.

 Zgodnie z planami sezon ma wystartować w 2016 roku lub jeszcze w grudniu.


Żeby zmienić przeszłość by była inna teraźniejszość a lepsza przyszłość



 


Aha i jeszcze jedno. Pojawi się nowa postać. Związana z przeszłością i Duchem. To ona stanie się jednym z kłopotów  "świętej trójcy". Więcej o niej jest napisane w zakładce Wrogowie.


A na zakończenie powiem o ankiecie, która dotyczyła rozwikłania, czy ma być czwarty sezon. Nie ukrywam, że byłam w szoku, jak doszło do remisu, a jedna z osób zagłosowała przeciw. Chciałabym, żeby ta osoba się przyznała. Niech ma odwagę , bo ten głos zaważył na podjęciu decyzji odnośnie bloga.  A  przecież całą tę historię tworzymy razem. Ja i wy moi czytelnicy. To wiele dla mnie znaczy, czy chcecie, żeby dalej to kontynuować. Mogę przerwać w każdej chwili, ale powiedzcie tylko, czy już macie dość. To proste, co nie?
Sezon potwierdzony i teraz tylko czekam na ujawnienie się anonima. Notki pozostają bez zmian. Fabuła nowej części ulegnie zmianie. Pytania?


Szaleństwo czy dobry plan? 100 rozdziałów

8 | Skomentuj
Sam tytuł wskazuje, co siedzi w mojej głowie. Można pomyśleć, że zwariowałam. A i owszem to prawda. Zamierzam podjąć wyzwanie, by to opowiadanie dobiło do 100 rozdziałów, Możliwe?
Przekonamy się w najbliższym czasie. No z weną to bywa różnie, ale zawsze jakieś pomysły się znajdą, nawet te maleńkie. Znowu w kopercie wyląduje stos fiszek na plan fabuły. Jednak ja kocham pisanie i przy tym czuję, że żyję, a wsparcie z każdej strony daje mi siłę. Czasem potrafię się załamać na długi czas przez brak pomysłów, czy zwykły brak czasu, a częściej  przez chwilowe zagubienie w historii.
Jak na razie napisałam 36 rozdziałów, więc do setki postanawiam się dobić. Dlatego muszą powstać kolejne sezony, czyli czwarty, piąty i szósty. Z początku były po 12 rozdziałów, ale te dwa kolejne będą po 20 rozdziałów, zaś ten finałowy będzie zawierał aż 24 rozdziały, co nam daje już wymarzoną setkę. Myślę, że się nie rozmyślę i dotrwam do końca planu.
Tylko została druga sprawa, a mianowicie czas. Przez przygotowania do matury i ciągły zawrót głowy przy testach z historii brakuje wolnej chwili na pisanie. Dlatego od razu będę pisać, gdy będzie jakikolwiek czas wolny.
Mogę zapewnić wam jedno, że z weną , czasem i chęcią łączy się całe szaleństwo. I jak byłoby źle to nie zrezygnuję tak łatwo z tego celu.
Widzimy się 23 lutego, a tak to trwają dwie ankiety. Jedna dotyczy zmian bloga, a druga w sprawie czwartego sezonu, Trzymajcie się ciepło
~Katari

Rozdział 6: Zbyt wiele

10 | Skomentuj


Po raz kolejny poczułem ból, przeszywający moje ciało. Rhodey wciąż leżał na ziemi. Przydałaby się jego pomoc.
Próbowałem się uwolnić z uwięzi , ale bezskutecznie. Byłem blisko Rhodey'go i nie mogłem strzelić z unibeamu. Chociaż gdybym zrobił...
Tak, to może się udać.

-Nawet nie próbuj się uwalniać. Chcesz zabić swego przyjaciela, Iron Manie? No dalej, zrób to!

Krzyczałem przez komunikator do Rhodey'go.

-Rhodey! Uciekaj!

Ostrzegłem go, ale on ani nie drgnął. Błagam, Rhodey. Bądź cały. Musisz stąd uciekać.
Whiplash wciąż mnie przetrzymywał biczami. W dodatku blisko słupów energetycznych i War Machine. Nie chcę go zabić, ale muszę zaryzykować.
Skumulowałem energię do unibeamu, wystrzelając wiązkę lasera, która zniszczyła mu bicze.
To mnie kosztowało dużo energii pancerza i upadłem.

-Ha! Jesteś głupi! Zabiłeś go!

Spod dymu wyłoniło się pole, chroniące Rhodey'go. Musiałem też użyć pola, gdyby plan nie wypalił.

<<Spadek mocy. Zalecany powrót do zbrojowni>>

Komputer wyświetlał mi wszystkie funkcje na czerwono.

-To niemożliwe- krzyczał Whiplash

-A jednak żyję- strzelił w niego Rhodey z repulsorów

Powoli wstawał, ale na szczęście żyje. Co za ulga.

-Komputer. Włącz autopilota

Nie potrafiłem sam rady wstać, ale było warto zaryzykować. Whiplash leżał w gruzach.
Oczywiście po powrocie do zbrojowni, Rhodey znów był wściekły za moje nieumyślne zachowanie. Podpiąłem się do ładowania.

-Musiałeś to zrobić?! Musialeś?! Zgłupiałeś do reszty!

-Dobra, nie krzycz. Spójrz na to z drugiej strony. Whiplasha już nie ma!

-Prawie zginąłeś! Prawie ja zginąłem!- nadal miał pretensje do mnie za tę akcję

-Dobra, masz rację, ale uspokój się. Żyjemy, tak? A Whiplasha mamy na zawsze z głowy

Rhodey nieco się uspokoił. Walka nie poszła na marne. Whiplash jest złomem. Teraz została sprawa zabójstwa.

-Komputer. Namierz sygnaturę maski

<<Trwa wyszukiwanie>>

Wiem, ile brakowało do naszej śmierci. Dobrze, że skończyło się na lekkim stłuczeniu. Ledwo czułem kręgosłup, który mnie bolał, a Rhodey narzekał na głowę. Tylko jedna rzecz nie daje mi spokoju. Że poszło nam zbyt łatwo. Jest to możliwe, że on powróci?
Nie, to nie może być możliwe.





-Jak się nazywasz?- chciałam wiedzieć, z kim rozmawiam

-Barbara Morse, ale mów mi Bobbie

Z poważnej atmosfery przeszłyśmy do zwyczajnej rozmowy. Bobbie, ładnie.

-Mów mi Pepper- lekko się uśmiechnęłam

-Dobra, Pepper. Mówiłaś, że cię ciekawi ta sprawa zabójstwa. Coś już wiesz?- usiadłyśmy na łóżku, wpatrując się w przeciwne twarze

Była ciekawa mojej odpowiedzi. A co ja mogę powiedzieć?

-Wiem tylko, kim była osoba zamordowana- odparłam półprawdą

Nie mogłam jej powiedzieć, że to ma związek z Iron Manem. Wtedy, by doszła do Tony'ego i byłyby nie małe kłopoty.

-Wiesz coś więcej. Mów wszystko- nie dała się oszukać

I co mam jej powiedzieć?

-To musi mieć z kimś związek. To miało komuś zaszkodzić

Bobbie przez chwilę próbowała ułożyć moje słowa w logiczny ciąg. No dalej, chwyć to.

-To ma sens. Tylko po co zabijać jakiegoś lekarza? No nic. To moja sprawa, a ty skup się na treningach. Żegnam- wstała i wyszła

Miała już wyjeżdżać do Nowego Jorku. Do Nowego Jorku ? Chwila. Może mi pomóc.
Pobiegłam za nią, by ją zawołać.

-Bobbie, czekaj. Mogę cię o coś prosić?

-Tak. Mów-odwróciła się w moją stronę

-Skoro lecisz do Nowego Jorku, to mogłabyś śledzić nie jakiego Tony'ego Starka?

Kurczę. Zapytałam ją o to. Zgodzi się?

-A jaki jest cel tego śledzenia? Muszę wiedzieć- chciała znać powód

I co mam teraz powiedzieć? Bo to jest mój chłopak i martwię się o niego? Nie, to muszę inaczej jej powiedzieć.

-To muszę wiedzieć. Jego rodzice nie mają z nim kontaktu i nie wiem, co mam im mówić, jak nic nie wiem-wyrzuciłam szybko,mówiąc

Ale powiedziałam głupotę. Ha! Jego rodzice? Pepper, nie umiałaś nic innego wymyślić? Uwierzy mi?

-Nie potrafisz kłamać, Pepper, ale zrobię to- szepnęła mi do ucha

Wzięła jakieś metalowe pałki, którymi wymachiwała przez chwilę w rękach i wyszła z bazy. Muszę nauczyć się kłamać. Heh, agentka Hill powinna mi pomóc z przyjemnością.
W pokoju próbowałam się skontaktować z chłopakami, ale znowu nie odbierali. Nawet telefon Rhodey'go milczał.
Czym wy jesteście zajęci?

-No dalej, odbierze ktoś?- mówiłam samej siebie, czekając na sygnał



Ładowanie dobiegało końca, a wyszukiwanie energii maski nadal trwało. Na wyświetlaczu migało mi słowo Pepper.
Nie chciałem odbierać. Nie może na razie nic wiedzieć. Utrzymam ją w niewiedzy, żeby nie zaczęła histeryzować. Wystarczy, że Rhodey matkuje.

-Dalej nic. Jakby Madame Mask już nie istniała

-A ciebie już rwie do kolejnej walki? Odpuść!

-Mam odpuścić? Muszę wiedzieć, Rhodey. Muszę wiedzieć, kto go zabił? Może ta sama osoba zaatakuje znowu! Nie pomyślałeś o tym?!- wyprowadził mnie z równowagi

Poczułem ból w klatce piersiowej. To były nerwy. Kilka miarowych oddechów przywróciło spokój.

-Tony, wybacz. Ja tylko nie chcę, by coś ci się stało. Pepper nie będzie przez miesiąc i do tego czasu masz być cały,jasne?- powiedział na spokojnie, by bardziej nie denerwować

I znowu ma rację. Nie chcę,by przed jej powrotem dostała informacje ze szpitala, albo gorzej, że nie żyję. Muszę przystopować. Niech komputer szuka Whitney.
Po skończonym ładowaniu, poszliśmy do domu na kolację. Rhodey jeszcze czuł ból głowy. Nie dziwię się, jak mocno oberwał od Whiplasha.
Chciałem chociaż przez jeden moment zapomnieć o zmartwieniach i jeść ze smakiem kanapki.

-To jak wam minął dzień? Coś ciekawego?- zadała niewygodne pytania

-Eee no dzień, jak co dzień. Nic ciekawego-podrapał się w głowę, Rhodey

-Ach tak? No dobrze

-A jak w pracy?-chciałem jakoś wybrnąć z innych pytań, które mogła zadać

-Była rozprawa i wygrałam. Obroniłam mojego klienta, który był zamieszany w jakiś napad na bank. I jeszcze policję wezwali, jak wracałam z zakupów do jakiegoś kotka-zajadała ze smakiem

Chciałem być uważnym słuchaczem, ale moje myśli wciąż były zaplątane w sprawie śmierci lekarza. W dodatku za szybko pokonaliśmy Whiplasha, co mnie. nadal martwiło.
Z zamyśleń wyrwał mnie Rhodey.

-A co u ojca? Dzwoniłaś do niego?- zaciekawił się jej syn

-Jeszcze nie. A wasza przyjaciółka- Pepper, to ona już wyjechała?- też wzbudziła się w niej ciekawość

-Tak. Powinniśmy do niej zadzwonić. Tak, Tony?

-Tak, tak. To chodźmy- wstaliśmy od stołu

Pobiegliśmy do góry po schodach, gdzie był mój pokój.

-Wymówka?- przejrzałem go

-Tak. Nie chciało mi się siedzieć. Jeszcze, by zapytała o resztę szczegółów. Skąd ona wie o jej wyjeździe?- kompletnie był w szoku

-Nie wiem. Dzwonimy do niej, czy nie?- zaproponowałem

-Dzwonimy

-----------------------------*****************************------------------------------------------------

To witajcie znowu. Niebawem bliżej poznacie naszą Bobbie Morse. Na pewno mieliście z nią do czynienia w drugim sezonie agentów T.A.R.C.Z.Y.
A tak to już macie za sobą połowę pierwszego sezonu. Jak już wcześniej wspominałam, sezon drugi i trzeci będzie.
© Mrs Black | WS X X X