13. Odwaga

0 | Skomentuj

Cała trójka rozglądała się po komnacie. Wszędzie leżały różne miecze i topory, choć według symbolu na posadzce, oznaczała odwagę. Gdy Gene przeszedł do samego środka, gdzie widniał znak, lekko drgnęły ściany, aż z podłogi wyłonił się kamienny posąg.

Gene: Jest strażnik, a test ma na celu sprawdzenie odwagi. Hmm... Łatwizna
Howard: Zaczekaj... To raczej zły pomysł. Nie walcz z nim
Tony: Mój tata ma rację. Najpierw trzeba pomyśleć
Gene: Pierścień jest bezużyteczny bez przejścia testu
Tony: Ale można go zabrać
Gene: Nie! Tu nie ma innej opcji! Trzeba zdać test! Trzeba walczyć!

Chwycił za jedną z oręży, uderzając w posąg, aż kamienna warstwa pękła, budząc robota do życia. O dziwo z nikim nie walczył. Jednak stał przy kolumnie z pierścieniem, pilnując go. Mandaryn bez dłuższego namysłu przystąpił do ataku, używając ognia. Strażnik odrzucił Khana ręką, aż wylądował na ziemi.

Howard: No i co zrobiłeś?! Wkurzyłeś go!
Gene: Zamknij się i zajmij się testem!

Już chciał wymierzyć do niego z pierścieni, ale młody Stark mu stał na drodze.

Tony: Jeśli coś zrobisz mojemu ojcu, nie licz, że ci pomogę
Gene: Nie masz innego wyboru!
Howard: Lepiej nie denerwuj Gene'a, bo może cię skrzywdzić

Ostrzegł ojciec Tony'ego, by słuchał się Mandaryna. Próbowali rozwikłać, o co chodziło w teście odwagi.
Podczas ich kombinowania, Rhodey znowu był nieobecny duchem. Roberta próbowała jakoś do niego dotrzeć, ale bezskutecznie. Wiedziała, że czuł się ciężko.

Roberta: Chcesz mi o czymś powiedzieć?
Rhodey:  Wiesz wszystko
Roberta: Rhodey, będzie dobrze. Oni się znajdą
Rhodey: Oby

Chłopak był bardzo przybity, że jedynie, co mogła matka zrobić dla swojego dziecka, to przytulić, by wiedziało, że nie było same z tym zmartwieniem.

Roberta: W porządku?
Rhodey: Trochę, ale będzie jeszcze lepiej, kiedy zobaczę się z Tony'm
Roberta: Wiem o tym. Szukają ich wszędzie. Na pewno ich znajdą
Rhodey: A jeśli ucierpiał?
Roberta: Nie martw się. Wrócą w jednym kawałku

Starała się podnieść syna na duchu, lecz ten nadal się zamartwiał tym, co się stanie, jeśli ich nie odnajdą.
Tymczasem na Grenlandii, udało im się zdać test. Wystarczyło poddać się, a strażnik sam uklęknął, podając pierścień. Po powrocie do kryjówki, Gene zauważył brak straży przy wejściu. Jak się później okazało, mieli ważny powód.

12. Zostańmy przyjaciółmi

0 | Skomentuj

Minął zaledwie drugi dzień od katastrofy samolotu. Rhodey czekał na jakieś informacje o stanie poszukiwań zaginionych. Nawet nie potrafił się skupić na nauce, ale wszelkie jednostki nadal poszukiwały jakiś śladów, czy Starkowie nadal żyją.
Gdy on próbował nie tracić nadziei, Tony ponownie się obudził. Leżał w lecznicy, a Pepper kazała mu leżeć.

Pepper: Nie ruszaj się, jasne?
Tony: Znowu nie uratowałaś
Pepper: Ale i prawie zabiłam... Kończy ci się czas
Tony: Uderzył się?
Pepper: To nic
Tony: Tak nie można!
Pepper: Uspokój się, Tony. Sama sobie na to zasłużyłam
Tony: Niby czemu? To ja chciałem pracować, a ty jedynie lekko skłamałaś
Pepper: Lekko?
Tony: No tak
Pepper: Chwila... Ty normalnie oddychasz... Nie boli cię nic?
Tony: Może odrobinkę, ale dam radę
Pepper: Czyli implant działa
Tony: Wciąż uważasz, że umrę?
Pepper: Tak, bo potrzebujesz pełnej diagnostyki. Nie potrafię ocenić, jakie jeszcze odniosłeś obrażenia, a Mandaryn nie zezwala na pomoc z zewnątrz
Tony: Wiadomo
Pepper: Przepraszam, że przeze mnie mogłeś umrzeć
Tony: Nie szkodzi. I tak nadal jesteś moją bohaterką

Uśmiechnął się miło do niej i już chciał wstać, a ona nadal mu zakazywała.

Pepper: Nadal możesz umrzeć, rozumiesz?
Tony: Rozumiem
Pepper: Bawi cię to?
Tony: Troszkę... Będzie mi brakować twoich wizyt
Pepper: Jesteś zabawny, Tony. Jednak, kiedy już będę wolna, zapomnę o tobie
Tony: Oj! Naprawdę?  A tak chciałem się z tobą zaprzyjaźnić

Zaśmiał się głupawo, że miała ochotę mu przywalić. Jednak przerwało jej pojawienie się Gene'a. Chciał dowiedzieć się więcej o lokalizacji kolejnego pierścienia. Tony powiedział mu, co odkrył.

Tony: Możliwe, że pierścień znajduje się na Grenlandii
Gene: W jaki sposób do tego doszedłeś?
Tony: Dzięki symbolom na artefaktach
Gene: Dziwne... Od urodzenia znam chiński i niemożliwe, żebyś tylko przez nie wiedział o kolejnej lokacji
Tony: Przeanalizowałem wszystkie wzmianki o nich, więc musisz mi zaufać
Gene: Nie wątpię, że jakoś nie jestem przekonany, co do twojego odkrycia. Jednak, żebyś mnie nie sprowadził na manowce, pójdziesz ze mną

Chłopak jedynie kiwnął głową, bo miał niewiele do gadania. Po kilku minutach, znaleźli się przed wejściem. Jednak Howard też był z nimi. Na wypadek potrzeby drugiej osoby. Zresztą, chciał mieć na nich oko, a w razie potrzeby, szantażować.

11. Będziesz następna!

0 | Skomentuj

Krzyki były na tyle donośne, że armia Tong przywołała swojego pana. Gene od razu przyszedł do źródła hałasu. Było widać, że wściekł się.

Gene: Co się dzieje?! Czemu on nie pracuje?!
Pepper: Mówiłam, że potrzebuje odpoczynku!
Gene: Żyje?
Pepper: Nie bardzo, dlatego próbuję go uratować
Gene: Wstań i podejdź do mnie... Howard, zajmij się swoim synem!

Dziewczyna bała się gniewu Mandaryna, choć spodziewałaby się, że mocno oberwie w twarz. Cały prawy policzek miał ślad jego dłoni.

Gene: Mówiłaś, że jest zdolny do pracy
Pepper: Przecież... Przecież mówiłam... Musi wydobrzeć
Gene: Okłamałaś mnie! Naprawdę chcesz skończyć tak samo, jak twoi rodzice?!
Pepper; P... Przepraszam. To się już więcej nie powtórzy
Gene: Zobaczymy

Pozwolił jej na dalsze czynności ratownicze. Oprawca zauważył, że Starkowie coś wymyślili, co mógł zauważyć na wykreślonych kartkach.

Gene: On to wymyślił?
Howard: Tak... Tony już wie, gdzie może być
Gene: Problem w tym, że nie wszystko ci powiedział
Howard: Tak... Proszę... Ratuj go
Gene: Widocznie jest bardziej użyteczny od ciebie... Tong, pobiegnijcie po prawdziwego lekarza!
Pepper: Nie! Sama się mogę nim zająć! Tylko ja wiem, co mu jest i znam działanie implantu!
Gene: Potrzebuję go żywego! Jeśli on umrze, będziesz następna! Zrozumiano?!
Pepper: Tak
Gene: Głośniej!
Pepper: Tak! Zrozumiałam!
Gene: Świetnie... Do roboty! Tong, pilnować ich!

Pepper próbowała opanować swój wewnętrzny strach. Jednak bała się, że Tony umrze i dołączy do rodziców. Szybko pobiegła po apteczkę, gdzie miała przenośny sprzęt do operacji.

Howard: Co ty robisz?!
Pepper: Ratuję mu życie... Proszę mi nie przeszkadzać i zająć się swoim zadaniem

Ostrożnie usunęła odłamki, które prawdopodobnie były przyczyną pogorszenia stanu chłopaka. Podejrzewała, że przez lekki wysiłek mogły gnieść płuco, co tłumaczyło trudności z oddychaniem. Po usunięciu kawałków metalu, ranny gwałtownie się obudził, próbując oddychać.

Pepper: Cii... Już dobrze... Żyjesz, a teraz zrelaksuj się

Wstrzyknęła do krwiobiegu środek nasenny, by nabrał siły do wyleczenia świeżych ran. Odkaziła je, zakładając nowe bandaże. Howard odetchnął z ulgą, bo jego syn ciągle żył, zaś strach Pepper powoli mijał.

10. Pierwsze odkrycie

0 | Skomentuj

Pepper nie chciała nic mówić Tony'emu, dlatego wyszła pod pretekstem pójścia do łazienki, której nie było w kryjówce. Musiała zdać raport Gene'owi ze stanu chłopaka. Akurat zmierzał do celi Howarda. Natrafiła na niego przy wejściu.

Gene: I co z nim?
Pepper: Może pracować, ale potrzebuje mieć przerwy, co godzinę
Gene: Nie mogę przystać na warunek, jeśli nie zobaczę poprawy w badaniach... Przyprowadź go do celi!
Pepper: Zgoda

Zdołała przed nim zataić prawdę, by zyskać szanse na wolność przy pomocy współpracy Starków. Od razu poszła po Tony'ego, ale sam wstał i miał zamiar iść do ojca.

Pepper: Musisz dziś zacząć poszukiwania. Dasz radę?
Tony: Spoko... Będzie dobrze
Pepper: Mam taką nadzieję

Nadal przejmowała się stanem nastolatka. Tak, jakby czuła coś do niego. Jednak nie zwracała na to uwagi, bo bardziej skupiła się ku ucieczce.
Po znalezieniu się w celi Howarda, dziewczyna otworzyła mu drzwi, by ten wszedł. Od razu zatrzasnęła je dla pewności, że nie spróbują żadnych sztuczek.

Howard: Tony, co ty tu robisz?
Tony: Pracuję... Coś masz?
Howard: Niezbyt. Ciągle w punkcie wyjścia
Tony: Dlatego... jestem potrzebny

Uśmiechnął się, dając mu poczucie spokoju, choć dokładnie nie wiedział, jak bardzo był ranny przez katastrofę samolotu. Siedzieli długie trzy godziny nad wszelkimi wzmiankami o pierścieniach. Nagle Tony coś odkrył. Coś, co mogło pozwolić Mandarynowi zbliżyć się do mocy.

Tony: Mam!
Howard: Co to?
Tony: Tato, spójrz... na znaki. Każdy z nich... pochodzi... sprzed... tysiąca lat. Te artefakty... wskazują na... wytyczoną... drogę... Mandaryna
Howard: Masz rację... Jesteś genialny, Tony!
Tony: Heh! Po kimś... to... mam
Howard: Ej! Co się dzieje? Tony?

Zauważył, jak syn zbladł, aż zaczął z trudem oddychać, chwytając się za klatkę piersiową. Przez chwilę patrzył na ojca, nim upadł.

Howard: Tony, słyszysz mnie? Powiedz coś!

Pepper od razu podbiegła, słysząc krzyki z celi. Nie była zadowolona stanem Tony'ego, a wiedziała, że wina leżała po jej stronie. Otworzyła drzwi i uklękła przy rannym. Gdy przyłożyła głowę, nasłuchując bicie serca oraz obserwowaniu ruchu klatki piersiowej, przeraziła się na tyle, że musiała rozpocząć 30 ucisków i 2 wdechy.

Howard: Co się dzieje?
Pepper: Nie jest dobrze. Może umrzeć

9. Odwiedziny

0 | Skomentuj

Pepper bez wiedzy Gene'a zaprowadziła chłopaka do jego ojca. Gdyby porywacz dowiedziałby się o tej wizycie, na pewno ktoś mógłby ucierpieć. Gorzej, niż uderzenia biczem po plecach. Tony zauważył, że Howard przysnął przy poszukiwaniach pierścieni Makluan. Patrzył na niego z żalem i chciał, choć na chwilę dotknąć dłoni taty.

Tony: Tato... słyszysz... mnie?
Howard: Tony?

Lekko otworzył oczy, patrząc na postać przy celi. Gwałtownie wstał z nadzieją, że nie pomylił się, kogo głos usłyszał. Przecisnął rękę przez kratę, by przez dotyk upewnić się o braku złudzeń.

Tony: Jestem tu
Howard: Tony, nie powinieneś był przychodzić. Znowu się na tobie zemści
Tony: Chcę... ci... pomóc
Pepper: Miałeś jedynie się z nim zobaczyć. Masz mało czasu... Zresztą, pozostała jeszcze kwestia Tong
Tony: Tong?
Pepper: Armia Mandaryna. Wykorzystuje ich jako straż, ale i też pomoc przy przechodzeniu testów
Tony: Otwórz drzwi
Pepper: Nie mogę
Howard: Wróć z nią, bo Gene ci nie daruje
Tony: Chce pierścieni? Pomogę... mu... Nie jesteś... sam

Dotknął jego ręki, ściskając ją, aż oboje odczuli przypływ sił, która przydałaby się im do przetrwania. Gdy Tony już chciał w jakiś sposób być blisko Howarda, usłyszeli czyjeś kroki. To był Gene wraz ze swoją armią. Dziewczyna próbowała, jak najszybciej zniknąć z oczu oprawcy. Jednak nie udało się. Stanęli przed nim, czekając, co im powie.

Gene: Co tu robisz? Wracaj do siebie!
Pepper: Przepraszam, ale pomyślałam że powinien porozmawiać na chwilę z ojcem. Może oboje będą współpracować i szybciej znajdziesz pierścienie?
Gene: Hmm... Mówisz, że mógłbym na tym zyskać? A jest już w stanie pracować?
Pepper: Sprawdzę za chwilę
Gene: No dobrze. Tylko, dlatego, że mnie przekonałaś, nie otrzymacie kary... Chcę wiedzieć od razu, czy zaczną współpracę
Tony: Mogę już
Gene: Nie. Muszę mieć pewność, że nie umrzesz, zanim zdobędę wszystkie pierścienie Makluan... Zabierz go!
Pepper: Dobrze
Gene: A ty masz dalej pracować!

Howard niechętnie powrócił do przymusowego wysiłku intelektualnego, a Tony również nie chciał przesiadywać kolejnej godziny w lecznicy. Jednak Pepper musiała mu zrobić badania. Prosiła, żeby położył się na łóżku i chwyciła do ręki nożyczki. Chłopak znowu się bał. Nawet nie przyszłoby mu do głowy, że chce nimi przeciąć bandaże owinięte wokół klatki piersiowej, skąd przebijało się niebieskie światło implantu. Zauważyła rany, które nadal nie chciały się zabliźnić. Ten fakt wolała pominąć, ale niepokój na jej twarzy sam zdradzał ukrywanie prawdy. Jednak najgorsze było odkrycie kolejnych odłamków metalu. Postanowiła zaryzykować. Dla wolności chciała pozwolić Tony'emu na poszukiwania.

8. Boisz się?

0 | Skomentuj

Pepper opatrzyła mu plecy, które musiała spryskać środkiem dezynfekującym. Tony syknął z bólu, lecz jakoś przeżył. Dziewczyna starała się być delikatna. Jednak głębokość ran jej na to nie pozwalała.

Tony: Muszę... mu... pomóc
Pepper: Na razie leż... Zresztą, chyba muszę ci coś wyjaśnić
Tony: Mów
Pepper: Wszczepiłam ci implant, który pobudza twoje serce do działania. Niestety, ale ma jedną wadę
Tony: Jaką?
Pepper: Przez tydzień zdoła cię utrzymać przy życiu
Tony: Ja... umieram?
Pepper: Przepraszam, że dopiero ci teraz o tym mówię. Powinieneś wiedzieć
Tony: Rozumiem
Pepper: Nałożyłam opatrunek i masz się nie ruszać

Ruda chwyciła za strzykawkę, aż chłopak zaczął powoli wpadać w panikę.

Pepper: Boisz się igieł? Taki duży chłopczyk, a ma takiego stracha?
Tony: Nie... ufam... ci
Pepper: Ranisz, wiesz? Uratowałam ci życie. Próbuję cię chronić, a ty jesteś niewdzięczny. Mogłam w ogóle się tobą nie zajmować i zginąć
Tony: Przepraszam... Chciałem... powiedzieć...
Pepper: Co?
Tony: Nie... wiem... czy... on... tobie... czegoś... nie kazał
Pepper: Nie martw się. Poczujesz lekkie ukłucie, a  Gene cię nie zabije... Jeszcze nie... Zrelaksuj się i pomyśl o czymś miłym

Tony odwrócił głowę, próbując nie myśleć o igle. Zaczął widzieć wspomnienia swojej mamy, że uronił jedną łzę. Ona to zauważyła, ale chciała mu jakoś uśmierzyć ból. Wstrzyknęła przez ramię środek nasenny. Nie powiedziała, co z nim dalej będzie. Gene kazał jej uśpić chłopaka, by znowu szantażować Howarda. Właśnie odwiedził go po raz kolejny, patrząc zachwycony, że w końcu zaczął pracować.

Gene: I tak trzymaj. Zdobędę wszystkie pierścienie, a zwrócę wam wszystkim wolność
Howard: Zrobię wszystko, co chcesz, jeśli to ma ocalić Tony'ego
Gene: Pepper świetnie się nim zajmuje. Za góra dwa dni, twój syn stanie na nogi, choć o pełnej sprawności mógłby jedynie pomarzyć... Wracaj do roboty, ale masz coś do zjedzenia

Wrzucił mu do klatki kromkę chleba, bo raczej nie tknąłby ryżu. Mężczyzna z trudem próbował przydać się Mandarynowi. Jednak, gdyby był w innej sytuacji, na pewno Khan stałby się jedynie wspomnieniem.
Trzy godziny później, Tony się obudził i wstał z łóżka. Żaden ból go nie zatrzymywał. Po prostu bardzo chciał zobaczyć się z ojcem.

Pepper: Miałeś się nigdzie nie ruszać
Tony: Pozwól mi... Chcę... zobaczyć... tatę
Pepper: Tylko na chwilę, bo jeszcze nie wydobrzałeś

Ostrożnie podniosła go z łóżka, podtrzymując, by nie upadł.

7. Ostrzegałem

0 | Skomentuj

David natychmiast powiadomił wszelkie jednostki ratownicze w celu odnalezienia zaginionych. Policja, marynarka, a nawet SHIELD. Rhodey nadal nie mógł przyjąć do wiadomości, że jego przyjaciel miał wypadek. Przecież tego samego dnia zwyczajnie rozmawiali. Nikt nie spodziewałby się katastrofy samolotu.
Następnego dnia, Gene ponownie sprawdził przebieg prac. Jednak się rozczarował brakiem jakichkolwiek odkryć. Howard się bał, do czego się posunie, a szczególnie, grożąc życiu jego syna.

Gene: Nadal nic? Howard, wiesz, co zrobię?
Howard: Nie! Proszę cię... Zostaw Tony'ego w spokoju!
Gene: Ostrzegałem cię
Howard: D...daj mi z pół godziny. Na pewno coś wymyślę
Gene: Za późno... Teraz twój syn będzie cierpiał

Zabrał swojego więźnia, żeby był świadkiem tortur. Chciał go w ten sposób złamać. Za wszelką cenę chciał mieć pierścienie Makluan. Pierwszą ofiarą był jego ojczym Zhang. Przez to, jak go poniżał, że nic nie osiągnie, Gene udusił go, zaś ciało zrzucił w przepaść. Teraz Tony'ego czekał bardziej bolesny los. Chłopak nadal nie odzyskał sił. Pepper nalegała, żeby dać mu odpocząć.

Gene: Bądź w pobliżu. Nie chcę, żebyś na to patrzyła
Pepper: Jeszcze nie może pracować. Ciągle jego serce jest zbyt słabe
Gene: Pomoże mi zmotywować staruszka do działania
Pepper: Nie rób mu krzywdy. Chcesz go zabić?
Gene: Wyjdź stąd
Pepper: Ale...
Gene: Już!

Wskazał na drzwi i z niechęcią wyszła. Usłyszała jedynie pierwszy krzyk przez ból, jaki odczuwał przy uderzeniu bicza. Nie potrafiła tego słuchać, więc wparowała do pomieszczenia, a jej wzrok się skupił na zwisającej postaci. Ręce u góry, a oprawca używał bata do ranienia pleców. Tony wrzeszczał z bólu, czego sam Howard nie zdołał znieść.

Howard: Proszę cię! Przestań!
Pepper: Gene, opanuj się!
Gene: Teraz się przyłożysz do poszukiwań?

Zapytał, uderzając mocniej, aż trysnęła krew. Szybko znudziła mu się metoda tortur. Chwycił za rozgrzany węgiel, zbliżając do brzucha Tony'ego.

Howard: Będę pracować, ale zostaw go w spokoju!
Gene: Na pewno masz się wziąć do roboty, bo inaczej znowu będziesz na to patrzył

Odłożył narzędzia i rozwiązał chłopakowi ręce, a jego ciało upadło bezwładne. Na szczęście dziewczyna się zajęła rannym, a jego ojciec jedynie widział, jak miał zamiar się poddać. Mężczyzna znowu był w celi. Zmusił się do szukania pierścieni, ale tylko po to, żeby nie oglądać cierpienia syna.

6. Albo on, albo ty

0 | Skomentuj

Gene przyszedł do celi Howarda. Musiał to odpowiednio rozegrać, żeby obaj Starkowie zaczęli mu pomagać w poszukiwaniach pierścieni. Nie mógł traktować ich łagodnie, więc był skłonny do najgorszych z metod.

Gene: Wstań! Ktoś chce się z tobą widzieć
Howard: Kto?
Gene: Najpierw sobie coś wyjaśnijmy. Jeśli nadal będziesz mi się sprzeciwiał...
Howard: To mnie zabijesz. Nie musisz przypominać
Gene: Naprawdę? Zdziwisz się, bo zmieniłem warunek
Howard: Będziesz stosował tortury? Proszę bardzo. Nie boję się ciebie, Gene
Gene: A powinieneś. Twój syn nadal żyje i to on będzie cierpiał za twoje nieposłuszeństwo
Howard: Co? Przecież mówiłeś...
Gene: Nie uratowałem go. Podziękowania należą się komuś innemu
Howard: Podziękuj jej w moim imieniu... Proszę cię... Chcę zobaczyć się z Tony'm
Gene: Właśnie miałem zamiar cię do niego zabrać. Musisz wierzyć, że będę go katować przez ciebie

Otworzył drzwi od celi i zaprowadził do syna, który znowu stracił przytomność. Pepper czuwała nad nim, próbując ustabilizować bicie serca przez urządzenie, które wszczepiła Tony'emu. Howard był przerażony, widząc, w jakim stanie znajdował się nastolatek. Wewnątrz zapaliła się chęć nienawiści do Gene'a.
Gdy chciał dotknąć czoła chłopaka, Khan mu zabronił.

Gene: Na dziś wystarczy
Howard: Jak mogłeś do tego dopuścić? Jak?
Gene: Tak wyszło

Odparł bez empatii, zabierając więźnia za kratki. Mężczyzna nie potrafił długo dusić w sobie uczuć i rozpłakał się, padając na kolana.

Howard: Dlaczego to nas spotyka? Dlaczego?

Po upływie kolejnych godzin, nastała noc. Rhodey zjadł razem z mamą kolację i czekał na powrót ojca. Na szczęście nie musieli zbyt długo czekać. Pojawił się punktualnie o dwudziestej. Roberta przytuliła męża, cmokając w policzek, a syn przybił mu "żółwika".

David: Hej! Jak wam minął dzień?
Roberta: Rhodey pobił rekord. Zjadł cały garnek zupy
David: No brawo! Gratuluję, synu
Rhodey: Tato, co się stało? Wyglądasz jakoś...
David: Inaczej? Dziwnie? Ech! Muszę wam coś powiedzieć
Rhodey: Co takiego?
David: Z jakąś godzinę temu, gdy do was leciałem, zauważyłem szczątki samolotu ze Stark International
Roberta: Kochanie, co chcesz przez to powiedzieć?
David: Prawdopodobnie, Howard z Tony'm mieli wypadek
Roberta: Mój Boże!
David: Wciąż nie odnaleźli ciał

Rhodey był w szoku. Nie wiedział, co miał powiedzieć. W telewizji już mówiły o tym media. David się nie mylił. Wypadek dotyczył rodziny Starków.

5. Mów mi Pepper

0 | Skomentuj

Godzinę później, nastolatka uruchomiła urządzenie, które miało wspomagać serce Tony'ego. Chłopak gwałtownie się obudził, próbując oddychać.

Pepper: Spokojnie. Na razie żyjesz
Tony: Kim... jesteś?
Pepper: Tak, jak ty. Jestem tu z tego samego powodu. Nazywam się Pepper i zajmuję się opatrywaniem kolejnych niewolników Mandaryna
Tony: Kogo?
Pepper: Chiński tyran z legend. Nigdy o nim nie słyszałeś? Mam nadzieję, że mu pomożesz zdobyć pierścienie, żebyśmy mogli być wolni
Tony: Ktoś... jeszcze... tu... jest?
Pepper: Nie mów zbyt wiele. Potrzebujesz odpocząć
Tony: Odpowiedz... na... pytanie
Pepper: Howard Stark

Nagle jego oczy nabrały  zarazem zdumienia, jaki i nadziei. Chciał wierzyć, że nadal żyje. Chciał się z nim zobaczyć. Już kusiło go wstać z łóżka, ale ona mu to odradzała. Zrezygnował, gdy poczuł okropny ból w klatce piersiowej.

Pepper: Wiem, że to twój ojciec. Słyszałam, jak mówił o tobie
Tony: Dziękuję
Pepper: Za co?
Tony: Dobrze... wiesz... za... co
Pepper: Nie uratowałam cię. Jedynie odwlekłam wyrok. Nie wiem, jak długo twoje serce wytrzyma, ale nieźle oberwałeś
Tony: Jak... tu... się... znalazłaś?
Pepper: Naprawdę chcesz wiedzieć?
Tony: Proszę
Pepper: No dobrze... Gene zabił moich rodziców, a ja musiałam na to patrzeć. A wiesz, dlaczego się do tego posunął? Bo wiedzieli coś o pierścieniach. Porywa każdego, kto wie, ale darował mi życie i teraz mu służę
Tony: Przykro... mi
Pepper: Kiedyś się zemszczę, ale jeszcze nie teraz

Po jej policzkach spłynęły łzy. Od razu je wytarła, by nie okazywać słabości. Niespodziewanie w lecznicy pojawił się porywacz. Zauważył, że Tony był przytomny, więc mógł spróbować go skłonić do współpracy.

Gene: Wstawaj!
Pepper: Jeszcze nie wyzdrowiał. Jego serce...
Gene: Nie obchodzi mnie to!
Pepper: Martwy ci się do niczego nie przyda!

Wyjaśniła z powagą, a chińczyk jedynie został w "sali". Pepper musiała na chwilę wyjść, bo tak rozkazał Mandaryn.

Gene: Jesteś mi potrzebny, Tony. Jeśli chcesz zobaczyć ojca, rób, co do ciebie należy
Tony: Co... muszę...
Gene: Słyszałeś kiedyś o pierścieniach Makluan?
Tony: Nie... Wypuść... mnie... i tatę
Gene: Powtórzę jeszcze raz, bo widzę, że nie rozumiesz. Uwolnię was oboje, jeśli posiądę wszystkie pierścienie Makluan... Pomóż mi, a ja pomogę tobie
Tony: Uwolnisz... go?
Gene: Tak. Daję ci moje słowo. To jak?
Tony: Zgoda
Gene: Świetnie. Jutro się zajmiesz pracą
Tony: Mogę... zobaczyć... się... z tatą?

Gene wyszedł rozmyślić tę sytuację. Pomyślał, co mógłby na tym zyskać.

4. Ocalony

0 | Skomentuj

Dziewczyna zdołała opatrzyć ranną głowę Howarda. Owinęła ją bandażem i prosiła, by się nie ruszał.

Pepper: Lepiej go nie denerwuj. Chyba chcesz stąd wyjść żywy?
Howard: Chyba nie mam żadnych szans na powrót
Pepper: Po prostu mu pomóż, a wszyscy będą wolni
Howard: Jak długo cię więzi?
Pepper: Kilka dni, ale to nieważne. Od ciebie zależy, czy wyjdziemy na wolność
Howard: Rozumiem, że ma obsesję na punkcie pierścieni
Pepper: Tak, bo według niego, są jego przeznaczeniem
Howard: Wiesz, gdzie jesteśmy?
Pepper: W Chinach
Howard: W Chinach? Niemożliwe
Pepper: Posiada dwa pierścienie. Jeden służy mu do teleportacji. Dzięki niemu, znajduje innych, którzy coś wiedzą o potędze pierścieni Makluan
Howard: Zabił mojego syna. Nie odpuszczę mu
Pepper: Coś mi mówi, że jeszcze może żyć
Howard: Dlaczego?
Pepper: Mam takie przeczucie, co często się sprawdza. Zaufaj mi
Howard: Ech! No dobrze, a ja masz na imię?

Nie zdołała dokończyć, bo wrócił Gene nieco spokojniejszy. Kazał nastolatce wrócić do swojej celi. Posłusznie wykonała rozkaz.

Gene: Lepiej mnie nie denerwuj, bo naprawdę nie dożyjesz jutra
Howard: Nadal nic nie mam
Gene: Pozwalam ci żyć, a ty nadal nic nie robisz?! Jesteś bezużyteczny, Stark! Z twojego syna miałbym większy pożytek!
Howard: Teraz już go nie ma
Gene: Zobaczymy

Użył pierścienia, przenosząc się na miejsce katastrofy samolotu. Nie trudno było spostrzec ciało Tony'ego. Podszedł w swojej zbroi, sprawdzając, czy nadal oddycha. Przeczucia dziewczyny okazały się prawdą. Syn Howarda nadal żył. Wziął go na ręce i przeniósł do swojej kryjówki.

Gene: Zajmij się nim! Nie obchodzi mnie, jak to zrobisz, ale on ma żyć! Czy wyraziłem się jasno?!
Pepper: Tak
Gene: Potrzebuję go żywego, rozumiesz?!
Pepper: Tak
Gene: Idź już i rób, co do ciebie należy

Pod koniec złagodniał, bo widział, że była przerażona. Jednak zajęła się rannym. Ostrożnie wyjmowała odłamki z klatki piersiowej, odkażając każdą ranę. Widziała, że było z nim kiepsko, a nie miała możliwości go znieczulić. Żeby nie krzyczał, gdyby się obudził, przygotowała chustkę nasiąkniętą chloroformem.

Pepper: To może zaboleć

Chwyciła za skalpel, nacinając skórę, by pozbyć się sporego odłamka metalu. Chłopak zaczął krzyczeć. Od razu przyłożyła mu materiał do ust, aż po kilku minutach znowu leżał nieprzytomny. Gdy wszelkie uszkodzenia mogły się zagoić, pozostała sprawa utrzymania go przy życiu. I miała pewien pomysł.
© Mrs Black | WS X X X