Part 311: Przebudzenie Lightning

0 | Skomentuj


**Pepper**

Viper podpaliła fabrykę. Jak ona mogła to zrobić?! Nienawidziłam jej całym sercem. Oby nie zrobiła krzywdy Tony'emu. Wzięłam córkę i pojechałam do domu. Ta część ocalała, ale zbrojownia... Była w gruzach. Szukałyśmy jakiegoś śladu po nim. Znalazłam jedynie otwartą komorę ze zbroi oraz uruchomiony system namierzania. Iron Man znajdował się za miastem daleko od nas.

Pepper: Jeśli go skrzywdziła, zapłaci mi za to
Maria: Mamo, nie denerwuj się. Da radę. Przecież jest silny
Pepper: JARVIS, jaki jest stan zbroi?

[[Nie mogę określić]]

Pepper: Jak to "nie możesz"?

[[System poważnie uszkodzony]]

Pepper: Widzę właśnie, ale... Namierz komórkę Tony'ego

[[Wyznaczam współrzędne]]

Maria: Chodźmy do domu i poczekajmy na niego
Pepper: Może przetrwał jakiś pancerz
Maria: Mamo!
Pepper: Muszę go znaleźć! Boję się, że jest z nim źle... Mam takie przeczucie
Maria: Ja też tego chcę, ale nic nie zrobimy. Znajdzie się

Miała rację. Był w zbroi. Powinien wrócić bezpiecznie do domu.

**Diana**

Zostałam odesłana do domu. Nareszcie, ale przynajmniej nauczyłam się panować nad mocami. Wkrótce im pokażę, że mogę być bohaterką. Taką, jak Iron Man.
Kiedy otworzyłam drzwi, mama rzuciła mi się na szyję. Tak bardzo bała się o mnie?

Ivy: W końcu wróciłaś. Tęskniłam za tobą, córeczko
Diana: Gdzie tata? Chciałam mu pokazać, co umiem
Ivy: Tylko niczego nie psuj
Diana: Spoko. Poskromiłam wewnętrzną energię. Nauczyłam się wiele u Inhumans... Więc, gdzie jest?
Ivy: W szpitalu
Diana: W szpitalu? Co się stało?
Ivy: Podobno walczył i z jego nogą nie jest najlepiej, ale jutro ma otrzymać wypis. Jego mama jest przy nim i z rana możemy go odebrać
Diana: Oj! Ten, kto mu to zrobił, niech strzeże się mnie
Ivy: Za późno, Diana. Sprawca zginął na miejscu

Serio? No nieźle, a tak miałam ochotę wypróbować moce. Najważniejsze było zdrowie taty. Skoro dostanie wypis tak szybko, może nie miałam powodów do obaw.
Nagle spostrzegłam pioruny na niebie. Czyżby Whiplash ponownie się pojawił? Nie tym razem. Ktoś inny się pokazał, uderzając w wodę. Mogłam go dostrzec, jak wpadł do portu, który znajdował się niedaleko mojego miejsca zamieszkania. Postanowiłam sprawdzić, z kim mam do czynienia. Wybiegłam, używając elektryczności w stronę przeciwnika. Natychmiast wyskoczył z wody, atakując pięściami.

Diana: Tak łatwo mnie nie pokonasz

Miotałam błyskawicami, aż płonął mu grunt pod nogami. Wykorzystałam całą moc do maksymalnego uderzenia. Przez ciało przepłynął prąd. Czułam ogromny przypływ siły, wystrzeliwując energię z rąk. Przeciwnik upadł na podłogę, lecz nie zamierzał się poddać.
Gdy już chciał kapitulować, zaprzestałam walki. Ledwo podeszłam do niego, a on znowu uderzył. Celował w moje oczy. Dlaczego? Dopiero, kiedy dotknął ich, straciłam na chwilę wzrok. Znał słabe punkty każdego, lecz Lightning się nie podda. O! Dobra ksywka dla heroski.

Diana: Strzeż się Lightning, złoczyńco! Nadszedł koniec twoich działań

~*Następnego dnia*~

**Rhodey**

O dziesiątej otrzymałem wypis ze szpitala. Zdziwiłem się pozytywnie na widok Diany. Rodzina ponownie była w komplecie. Wyglądała na inną. Zmieniła się przez Inhumans? Nic nie przypalała, więc panowała nad sobą.

Ivy: Jak się czujesz?
Rhodey: Przy was szybko wrócę do zdrowia
Ivy: Mam taką nadzieję
Rhodey: Dobrze cię znowu widzieć, córciu
Diana: Nie uwierzysz, ale pokonałam pierwszego wroga
Rhodey: Zuch dziewczyna. Jestem z ciebie dumny... Zawsze byłem i cieszę się widzieć ponownie moją kruszynkę
Diana: Już nie taką małą. Od teraz, jestem Lightning
Ivy: Nie przekonasz jej, by odpuściła. Nakręciła się
Diana: No co? Mogę wyręczać tatę z ratowania świata
Rhodey: Diana, ty tak na serio?
Diana: Aha! Jeszcze potrzebuję kostium i będę twoją bohaterką
Rhodey: Hahaha! Lepiej nie przesadź, zgoda? Nie chcę, żebyś skończyła tak źle, jak ja
Diana: Będę ostrożniejsza

Uśmiechnęła się i jednym pstryknięciem palca pokazała błysk. Lekko nie będzie, lecz nie chciałbym jej stracić. W takim wieku powinna uczyć się, chodzić z przyjaciółmi na różne wypady, a nie ganiać za przestępcami. Nigdy nie pogodziłbym się, gdyby z mojej winy straciła życie.

--**---

Przedostatnia notka Fazy 13, a to jeszcze nie koniec.

Part 310: Płomienie zemsty

0 | Skomentuj


**Tony**

Pojechałem do zbrojowni, zaś Pep z Marią zostały przy Rhodey'm. Lepiej, żeby nie był sam, choć Roberta została już poinformowana o jego stanie. Na razie moim zadaniem było pokrzyżować plany Viper.
Po dotarciu na miejsce, fabryka stała w ogniu. Straż gasiła pożar, a matka mojego przyjaciela patrzyła z skrzyżowanymi rękami na szkody.

Tony: Co się stało?
Roberta: Ty mi powiedz, Tony... Właśnie wracałam ze sklepu, a tu takie coś. Domyślasz się, jak do tego doszło?
Tony: Cholera! Nie wiem! Przecież... Viper...
Roberta: Viper?
Tony: Chyba ona podpaliła fabrykę
Roberta: Co z Rhodey'm? Dobrze się czuje?
Tony: Jutro powinien dostać wypis. Ma problemy z nogą,. ale więcej ran nie ma. Przez miesiąc nie będzie walczył
Roberta: I dobrze, a ciebie też powinien dotyczyć urlop
Tony: Nie mogę zrezygnować, Roberto. Ja muszę walczyć!
Roberta: Szanuj swoje zdrowie. Dobrze ci radzę i nie chcę cię w niczym ograniczać, lecz pewne działania mają pewne granice, których nie powinieneś przekraczać
Tony; Wiem i teraz znowu wszystko od nowa
Roberta: Niezupełnie, bo wasz dom przetrwał. Nie ma żadnych uszkodzeń. Jedynie część fabryki, gdzie masz swój warsztat, to poszła z dymem. Możecie przenieść się do mnie. Żaden problem
Tony: Nie chcę być dla ciebie ciężarem. Niech Pepper z Marią będą z tobą
Roberta: A ty?
Tony: Muszę dorwać sprawcę

Sprawdziłem przez oprogramowanie w telefonie, czy JARVIS  był w stanie działać i odnaleźć Viper. Pobiegłem do resztek części roboczej, natrafiając na schowek ze zbroją zapasową. Już nawet zapomniałem, że przygotowałem się na każdą ewentualność.
Gdy strażacy ugasili pożar, zostałem sam. Zdołałem odpalić główny komputer, ale większość obwodów została przepalona. Jednak udało się włączyć system namierzania. Bingo!

**Viper**

Mogłam spowodować więcej szkód, ale nieważne. Zdenerwowałam Starka. Wkrótce się pokaże w zbroi, bo w końcu zadbałam o to, by miał w czym walczyć. Nie spodziewałam się, że znajdzie mnie tak szybko. Pojawił się w czerwonej zbroi, niszcząc okno w mojej bazie. Takiej tymczasowej, bo kiedy z nim skończę, wrócę do normalnego życia.

Viper: Jesteś szybki, Stark
Tony: Po co się mścisz, Viper? To nie ma sensu. W ten sposób tylko... Aaa!
Viper: Zamknij się! Ty nic nie wiesz!

Wymierzyłam z działa, wystrzeliwując rakiety na jeden wymierzony cel. Obserwowałam, jak usiłował uniknąć pocisków. Jedną oberwał w plecy, aż przebił się przez ścianę. Nadal nie miał dość.
Nagle z zaskoczenia dostałam własną bronią w te same miejsce, co on na początku. Lekko syknęłam z bólu, lecz zmieniłam uzbrojenie na miotacz EMP. Od razu stracił panowanie nad pancerzem, aż runął w dół. Załadowałam spluwę, przykładając mu ją do głowy.

Viper: Masz dość?
Tony: Chciałaś skrzywdzić... moją... rodzinę. Ach! Nie odpuszczę ci... tak łatwo
Viper: Żegnaj, Stark. A może jakieś ostatnie słowo?
Tony: Masz przestarzały sprzęt... Od Fixa?
Viper: Co?!

Rozproszył moją uwagę, strzelając z repulsorów. Niemożliwe. Powinien nie mieć szans na użycie sprzętu, skoro impuls poraził zbroję.

Viper: Co to za chora sztuczka?!

**Tony**

Wiedziałem, że połączy z nim siły. Od razu domyśliłem się, co jej sprzeda. Stare działko z impulsem elektromagnetycznym? Pierwszy model pancerza mogłaby unieszkodliwić, ale nie ten. Ten tworzył podwójną warstwę ochronną przed szkodliwym działaniem.

Tony: Poddaj się... To już koniec
Viper: Nigdy! Jeden ruch i oboje wylecimy w powietrze!
Tony: Odłóż ten detonator... Duch i Katrine... Oni... nie chcieliby... tego
Viper: A skąd wiesz?! Jesteś winny i musisz otrzymać karę! Mogłam zabić twoją żonę i nie miałbyś nikogo! Tak, jak ja! Dosyć tego! Pożegnaj się z życiem!

Nie blefowała. Użyłem pola siłowego, by zapobiec wybuchowi. Chciałem również uratować zabójczynię, ale nie udało się. Wybuch nastąpił, lecz pole po części zmniejszyło szkody. Jednak moja zbroja nie zniosła tej siły eksplozji, która wyrzuciła mnie przez ściany magazynu. Autopilot nie działał w tym modelu. Musiałem wrócić o własnych siłach.

[[Uwaga. Poważne naruszenie zbroi. Zalecany powrót do zbrojowni]]

**Pepper**

Dzwoniłam do Tony'ego. Ciągle nie odbierał, a do tego nie odpisywał na wiadomości. Spotkałyśmy panią Rhodes, która przyszła do syna. Jak zwykle zachowywała powagę, ale o tym, gdzie znajdował się mój mąż... Nikt nie wiedział. Zaczynałam się bać, bo ledwo wrócił z walki i tylko godzinę odpoczął, a to za mało.

Maria: Mamo, nie martw się. Gdyby coś się stało, wiedziałybyśmy
Pepper: Niby tak, ale... Martwię się
Maria: Ja też
Roberta: Nie wiem, gdzie może być, ale znam plany Tony'ego
Pepper: Co takiego?
Roberta; Szuka Viper. Podobno ona stoi za podpaleniem fabryki
Pepper: CO TAKIEGO?! CO ZA SZMATA!
Maria: Spokojnie... Proszę
Pepper: Wybacz, ale nie mogę w to uwierzyć

Part 309: Proszę o zmianę przeznaczenia

0 | Skomentuj


**Pepper**

Przestałam myśleć nad odzyskaniem wspomnień. Grunt, że mąż wrócił prawie bez szwanku, co raczej nie tyczyło się Rhodey'go. Powinniśmy go odwiedzić w szpitalu. Ładowanie skończyło się w godzinę, jak zwykle. Mimo naładowania implantu, wciąż czuł się źle. Na pewno martwił się o przyjaciela. Tego byłam pewna. Miał zamiar wstać i wyjść. Nie mogłam mu na to pozwolić.

Pepper: Musisz zostać, Tony. Potrzebujesz odpocząć po walce, a Rhodey nie kopnie w kalendarz. Wyjdzie z tego
Tony: Ty nie widziałaś tego. Jego noga... cała we krwi i jeszcze z przebitym prętem
Pepper: Auć! To musiało boleć
Tony: Chcę zobaczyć, czy dobrze się czuje
Pepper: Lepiej sam o siebie zadbaj. Nie będę cię dźwigać z podłogi
Tony: Nie będziesz musiała
Pepper: Tony...
Tony: Będę ostrożny... Słowo

Cmoknął mnie w policzek, wkładając bluzkę i powoli ruszał się z kanapy. Zabraliśmy Marię ze sobą, bo nie mogliśmy zostawić jej samej w domu. Widziałam, że Tony nie był w stanie iść o własnych siłach. Podparł się mojego ramienia i razem z córką pojechaliśmy do szpitala.

~*Godzinę później*~

**Rhodey**

Przeszedłem zabieg, a stan nogi dawał wiele do życzenia, choć podstawowe badania wykluczyły amputację, czy zakażenie ran. Lekarka założyła kilka szwów, zaś części pancerza położyła obok łóżka. Do sali nikt nieupoważniony nie mógł wchodzić. Natasha z Clintem bardzo pomogli. Od razu wyszli, gdy pojawili się Starkowie. Cała trójka bez przeszkód miała prawo na odwiedziny, które zostały przedłużone o kilka minut.

Tony: Hej, Rhodey. Jak się trzymasz?
Rhodey: Oj! War Machine wyautowany na miesiąc. Chłopie, ten drań prawie pozbawił mnie nogi!
Pepper: No cześć, żarłoku. Co tam?
Rhodey: Będziesz musiała chronić Tony'ego od głupot
Pepper: Czyli codzienność. Hahaha!
Tony: Kiedy cię wypiszą?
Rhodey: Możliwe, że jutro, ale zależy od tego, czy rany chcą się goić... A ty?
Tony: Co?
Rhodey: Nie wyglądasz najlepiej. Lepiej się połóż w domu
Tony: Och! Wystarczy, że Pepper nalega. Nie odstawiaj tej samej szopki, dobra?
Rhodey: Dobrze, że Whiplash zginął na zawsze
Pepper: Zabiliście go? Jak? Przecież jest robotem
Tony: Był robotem i wybuch rozwalił nemezis na części
Rhodey: Pozostała Viper i Mr. Fix
Pepper: Jak myślicie... Co mogą szykować?
Tony: Sojusz
Pepper: Hmm... No nic. Zobaczymy
Tony: Zostawisz nas na chwilę? Idź do automatu po batonika dla Marii albo pochodź gdzieś
Pepper: Znowu macie jakieś sekrety?
Tony: Skarbie... Nalegam
Pepper: Dobra

Zdziwiłem się, choć miałem podobny zamiar, by pogadać na osobności. Chodzi o akcję? Coś musiało się stać.

Rhodey: Tony, co to za tajemnice przed żoną? Czego ma nie wiedzieć?
Tony: Muszę zdobyć Extremis
Rhodey: Po co?
Tony: By wyleczyć swoje serce
Rhodey: Zwariowałeś?! Możesz tego nie przeżyć!
Tony: Nie krzycz, bo nas usłyszą
Rhodey: Okej... Jaki jest plan?
Tony: Jeśli dobrze pamiętam, może w pełni mnie uzdrowić i nie będę potrzebował implantu
Rhodey: Za duże ryzyko, Tony
Tony: Chcę żyć! Dla nich. Czy to się już nie liczy?
Rhodey: Liczy, ale znajdziemy inny sposób
Tony: Jaki?
Rhodey: Coś mniej ryzykownego... Posłuchaj mnie uważnie. Nie pozwolę ci popełnić samobójstwa
Tony: Rhodey...
Rhodey: Ale chcę, żebyś żył

**Viper**

SHIELD już nie ma. Teraz nikt nie pokrzyżuje moich planów. Przydałaby się lepsza broń, a tylko jedna osoba mogłaby zrobić dla mnie niezłe cacko. Zemsta musi być.
Kiedy znalazłam kryjówkę w porcie, dostrzegłam mężczyznę z cybernetycznym okiem. Wygląd się zgadzał. To musiał być...

Viper: Mr. Fix
Mr. Fix: Zgadza się... W czym mogę pomóc?
Viper: Potrzebuję broni
Mr. Fix: Jakiej?
Viper: Najbardziej śmiertelnej, która zabije każdego. Głównie chodzi o Iron Mana i Rescue
Mr. Fix: Hmm... Na Starka wystarczy EMP, zaś na nią przydałoby się coś innego
Viper: Widzę, że znasz się na rzeczy
Mr. Fix: Produkowałem broń różnym przestępcom. Hammer, Maggia, czy nawet... Eee... Nieważne, bo wiele osób kupowało sprzęt z mojej ręki... Można wiedzieć, do czego ci taka "zabaweczka"?
Viper: Chcę ich zabić i tyle
Mr. Fix: Nie masz powodu osobistego?
Viper: Mam
Mr. Fix: Czyli zemsta. Chcesz zadać im ból, prawda? Cóż... Chyba mam odpowiednią broń na taką okazję

Podał walizkę z zawartością. Uważnie przyjrzałam się jej zawartości. Powinna zadziałać, dlatego zapłaciłam mu sporą ilość gotówki. Czas wyrównać porachunki. Pora na rundę drugą.

**Tony**

Natasha miała dostęp do pozostałego arsenału z agencji. Być może też znajdzie się serum, co powinno w minimalnej dawce przebudować cały organizm. Żeby był silniejszy i bardziej znosił urazy.
Kiedy chciałem jeszcze na chwilę pogadać z Rhodey'm, telefon zaczął dzwonić. Alarm ze zbrojowni. JARVIS wykrył Viper. Znajdowała się daleko od nas, lecz stanowiła zagrożenie dla mojej rodziny. Ktoś musiał ją powstrzymać.

Part 308: W gruzach

0 | Skomentuj

**Tony**

Leżałem obok resztek Whiplasha, więc ręce, bicze i kończyny z porzuconą piłą tarczową. Jeden z moich największych wrogów został pokonany. Pozostała jedynie Viper, lecz obecnie zastanawiałem się, jak nawiązać kontakt z przyjacielem. Pracownicy Stark International byli bezpieczni. Nikt nie ucierpiał, choć martwiłem się o stan Rhodey'go.
Kiedy zdołałem wstać na równe nogi, w zbroi wyświetliły się poziomy energii na stanie krytycznym.

[[Brak możliwości jakichkolwiek działań. Stan krytyczny. Protokół nalega na powrót do zbrojowni]]

Tony: Nie tak... szybko... Znajdź War... War Machine

[[Odnaleziono jedną sygnaturę. Cel znajduje się trzy przecznice dalej]]

Tony: Cholera! Co z nim?

[[Stan użytkownika: nieznany. Konieczne jest podejście do stu metrów]]

Tony: Wezwij... Ekhm... Wezwij wsparcie

[[Uwaga. Wykryto obcą technologię]]

Tony: Natasha?

[[Tożsamość potwierdzona: Natasha Romanoff]]

**Natasha**

To chyba szczęście, że wybrałam się na mały test zbroi, gdy dostrzegłam zagrożenie. Razem z Clintem sprawdziliśmy, do czego doszło. W gruzach dostrzegłam coś na rodzaj metalu. Podleciałam bliżej. Wszystko się zgadzało. Rhodey tam leżał. Musieliśmy mu pomóc. Jeśli on znalazł się w takim stanie, z Tony'm mogło być podobnie. Nie mogliśmy tracić czasu. Potrzebowali pomocy.

Natasha: Rhodey? Rhodey, słyszysz mnie?
Rhodey: Natasha... Ja... Nie mogę się ruszyć
Natasha: Spokojnie. Zaraz ci pomożemy... Kochanie, poszukaj drugiego blaszaka. Pewnie jest gdzieś blisko
Rhodey: Słyszałem wybuch
Natasha: My również, dlatego chcieliśmy sprawdzić...
Clint: Znalazłem go! Trzy przecznice od nas!
Natasha: Jedź tam
Clint: Pożyczę twój motor
Natasha: Nie pytaj o zgodę tylko ruszaj... Boli cię coś?
Rhodey: Noga
Natasha: Na pewno nie masz innych obrażeń? Jak się ogólnie czujesz?
Rhodey: Wyciągnij... mnie stąd, bo Tony...
Natasha: Domyślam się, że byliście razem, jak doszło do wybuchu... Clint tam już pojechał, a ty uzbrój się w cierpliwość

Strzeliłam repulsorami, krusząc blok kamienia na mniejsze kawałki. Ostrożnie wyrzucałam je, usiłując uwolnić War Machine z potrzasku. Udało mi się pozbyć sporej ilości gruzu, aż natrafiłam na dolne kończyny pancerza. Jedna była przebita prętem. Noga krwawiła. Musiałam się pospieszyć.

~*Dwie godziny później*~

**Rhodey**

Dawna agentka zdołała uwolnić mnie spod resztek budynku. Swoją siłą wyciągnęła pancerz na zewnątrz. Z kończyną się nie pomyliła. Było spore krwawienie. Tony dołączył do nas wraz z Clintem. Widziałem, że ledwo stał o własnych siłach. Jednak większą uwagę skupiał na moim zdrowiu.

Tony: Rhodey... Kto ci to... zrobił?
Rhodey: Whiplash, bo Viper nie było
Tony: Już po nim
Rhodey: Zabiłeś go?
Tony: Niby tak
Rhodey: Jak się trzymasz?
Tony: Lepiej od ciebie
Natasha: Lekarze to ocenią
Tony: Mi wystarczy... ładowanie
Clint: To prawda, ale z Rhodey'm tyczy się inna sprawa
Tony: Idę z wami
Rhodey: Tony, naładuj implant. Później się zobaczymy
Tony: Masz żyć, jasne?
Rhodey: Będę

Uśmiechnąłem się, choć ukrywałem wyraz twarzy pod maską. Zbroja Iron Mana poleciała na autopilocie, zaś swoją pokierowałem do szpitala. Nie miałem ochoty tracić sprawnej nogi, ale ta wiele wycierpiała.
Kiedy znalazłem się przed wejściem do placówki medycznej, przyjaciółka pobiegła po lekarza, dla którego pomoc dla niezwykłych ludzi była chlebem powszednim. Od razu zostałem zabrany do sali operacyjnej, bo na zabiegówkę nie zdołałbym wejść. Clint pomógł zdjąć pancerz, by nie stanowił trudności przy leczeniu rany.

**Pepper**

Rhodey długo nie wracał. Co go zatrzymało? Zjadłam resztkę grzanek, dzieląc się z Marią. Wspólnie poszłyśmy do części roboczej, gdzie nie znaleźliśmy ani jednej żywej duszy. Za to pancerze do walki były zabrane.
Nagle przez dach przebił się Tony w swoim uzbrojeniu. Natychmiast podbiegłam do niego, lecz sam wstał, podchodząc do ładowarki. Zdjęłam mu hełm, widząc na twarzy załamanie.

Pepper: Tony, co się stało? Gdzie wcięło Rhodey'go?
Tony: Rhodey... On... On jest... w szpitalu
Pepper: Walczyliście z kimś?
Tony: Tak... Z Whiplashem
Pepper: Jesteś cały?
Tony: Żyję

Zdjął pozostałość pancerza, podłączając mechanizm do ładowania. Był osłabiony, a moja pamięć nadal pozostała niepełna. O czym mogłam zapomnieć? Na te pytanie nikt nie był w stanie udzielić odpowiedzi.

---**--

Wybaczcie, że tak późno się pojawiają notki, ale nie zdążyłam ich wcześniej przepisać. Przepisuje je w dzień publikacji, dlatego za błędy przepraszam.

Part 307: Porażka nemezis

0 | Skomentuj


**Rhodey**

Dlaczego Tony zawsze musi wykrakać, jeśli chodzi o ilość wrogów? Nie wystarczyło męczyć się z tym przeciwnikiem od Inhumans? No nie. Jemu zawsze brakowało kłopotów. Zbiera ich więcej, a walka z ukochanym nemezis, to coś ważnego. O dziwo nie wszedł do zbroi. Analizował położenie sygnatur. Czyżby mój przyjaciel odnalazł głos rozsądku? Widocznie cuda nie tylko zdarzają się w Święta.

Tony: Trzeba byłoby sprawdzić ich zamiary, ale Pepper...
Rhodey: Mogę zrobić przeszpiegi za ciebie
Tony: Nie musisz. Lepiej odpocznij
Rhodey: A ty miałeś unikać walk. Pamiętasz?
Tony: Tak, tak. Nie musisz mi przypominać
Rhodey: Muszę
Tony: Zachowujesz się gorzej od Pepper
Rhodey: O! Może jej powiem, że tak myślisz? Chyba nie chciałbyś mieć z nią na pieńku, co?
Tony: Ech! Lepiej milcz, Rhodey. Ja lecę sprawdzić, czego chcą
Rhodey: Nigdzie cię nie puszczę, jak zerwiesz się sam na akcję. Ostatnio Whiplash o mało nie przerobił ciebie na papkę, a jeszcze ta Viper... Tony, nie możesz raz odpuścić? Natasha ma zbroję, a poza tym...
Tony: Nie ma nikogo innego. Ona i Hawkeye lub my

Zdecydowałem mieć na niego oko. Jeśli ten drań powrócił, ponownie stał się silniejszy. Powinniśmy wrócić bez szwanku, bo ruda pozabija nas, a to już nie będzie śmieszne.

**Tony**

Wolałbym, żeby Rhodey został w zbrojowni na wypadek, gdyby musiał przejąć zdalne sterowanie. Poprzednim razem nie byłem w stanie lecieć. Miałem zaburzoną równowagę, Wiedziałem, że tym razem mogło dojść do tej samej usterki. Najpierw polecieliśmy za sygnaturą biczownika. Nie spodziewałem się go zobaczyć przy Stark International.

Tony: JARVIS, co się dzieje?

[[Sygnatura zaczyna znikać]]

Tony: Jak to możliwe?
Rhodey:  Tony?
Tony: On zaraz się ulotni! Łapmy go!
Rhodey: Ej! Zaczekaj! To może być...

Nie zdołał dokończyć, bo wybuch rozniósł się przy nas, zakłócając urządzenia komunikacyjne. EMP? Większość ulicy została sparaliżowana, a my upadliśmy.

[[Trwa restartowanie systemu]]

Tony: Znajdź Rhodey'go

[[Błąd. Nie można namierzyć]]

Tony: Rhodey! War Machine!
Whiplash: On cię nie usłyszy, Stark. Jednak mogę cię do niego zaprowadzić

Ledwo coś widziałem, ale dostrzegłem bomby, które kierowały się w moją stronę. Nie zdołałem się obronić i oberwałem, przebijając przez trzy wieżowce, aż wypadłem na ulicę. Prawie uderzyłem w nadjeżdżającą ciężarówkę, lecz szybko wzniosłem się, unikając pojazdu. Rozglądałem się za Rhodey'm. Skanowałem w poszukiwaniu sygnatury zbroi.

Whiplash: Poddajesz się?
Tony: Nigdy

Wystrzeliłem w przeciwnika z repulsorów, ale udało mu się odbić tarczą tak, że dostałem własną bronią. Po raz kolejny znalazłem się na ziemi. Oplótł pancerz biczami, porażając wszelkie funkcje. Nie mogłem nic zrobić, chociaż znalazł się jeden pomysł. Niezbyt mądry. Wykorzystałem unibeam, który wyrzucił drania na sporą odległość. Moc przełączyła się na rezerwy. Musiałem odnaleźć przyjaciela. Martwiłem się.
Nagle usłyszałem znajomy głos.

Rhodey: Tony, słyszysz mnie? Nie mogę... Nie mogę się ruszyć
Tony: Rhodey, gdzie jesteś? Szukam cię
Rhodey: Goń Whiplasha... On...
Tony: Halo? Słyszysz mnie? Coś przerywa
Rhodey: On chce wysadzić Stark International
Tony: Co?!
Rhodey: Pospiesz się
Tony: Nie zostawię cię! Słyszysz?! Powiedz mi... Gdzie cię wyrzucił?
Rhodey: Zginie... mnóstwo ludzi
Tony: Poradzisz sobie?
Rhodey: Tak
Tony: Wrócę po ciebie
Rhodey: Ratuj ich

Nie miałem innego wyboru. Musiałem posłuchać War Machine.

**Rhodey**

Byłem pod gruzami budynku. Nie mogłem się wydostać, a nogi zostały uwięzione pod sporymi kawałkami szczątków ściany budynku. Mr. Fix nie próżnuje z ulepszeniami, skoro Whiplash mógł tak daleko mną rzucić. Oby Tony zdołał zapobiec eksplozji.
Gdy próbowałem jakiś wymyślić sposób na wydostanie się z pułapki, usłyszałem wybuch oraz czyjś krzyk. Pomyślałem o najgorszym. Iron Manie, nie daj mu się.

**Tony**

Ostatnia próba, bo rezerwy też zaczęły się kończyć. Ostatnie podejście i po problemie. Wystrzeliłem rakiety, rozpraszając wroga. Zaatakowałem znienacka w jego plecy, podkładając mini ładunek. Dość mocno rozeszła się eksplozja, odrzucając pancerz wraz z większą bombą.

Tony: Cała moc do pola siłowego

[[To wyczerpie rezerwy do 1 %]]

Tony: To był rozkaz! Wykonać!

[[Przekierowywanie mocy...]]

Po trzech sekundach, utworzyłem pole wokół bomby. Cała siła skupiła się na mnie. Osłony nie wytrzymały. Znowu upadłem, lecz nadal byłem przytomny. Usiłowałem skontaktować się z Rhodey'm, czy z samą bazą. Brak łączności, a biczownik rozpadł się na kawałki. Już nie wstanie.

Part 306: Iron Widow?

0 | Skomentuj

**Tony**

Przeciwnik pojawiał się i znikał. Miał refleks, a do tego wiedział, gdzie atakować Rhodey'go. Celował w nogę. Tą samą, którą mógł stracić przez Nebulę. Fakt, że rany się zagoiły, ale ataki były bardzo odczuwalne. Słyszałem, jak krzyczał z bólu. Nalegałem, by wycofał się. Jednak wróg nie pozwalał na to. Uderzał z taką zaciekłością, aż osłony spadły do rezerw.

Tony: No dalej, Rhodey. Nie poddawaj się

Miałem dość widoku cierpiącego przyjaciela. Rzuciłem puszką po coli w przeciwnika. Domyślałem się, skąd atakował. Przez chwilę go widziałem. Zmienił swój cel na mnie. Bez zbroi nie mogłem się obronić.
Kiedy miał nastąpić atak w mój słaby punkt, zauważyłem strzał z repulsora. Zniszczyłem wszystkie kopie zbroi. Ta była inna. Cała czarna, a głos był mi znany.

Natasha: Jesteście cali?
Tony, Rhodey: NATASHA?
Pepper: O kim... wy mówicie?
Tony: Pepper!

Przytuliłem ją, zaś przeciwnik zniknął. Tak bardzo bałem się o swoją żonę, ale nareszcie dała znak życia. Wyglądała na przemęczoną. Zdecydowałem zabrać ją do domu. Maria też zgodziła się na to.

Rhodey: Uratowałaś mnie... Jeszcze chwila, a złamanie gwarantowane
Tony: Skąd masz zbroję?
Natasha: Powiedzmy, że zwędziłam od Fury'ego kostium testowy. Chciał przygotować agentów lepiej do misji. Nie gniewaj się, ale...
Tony: Ile ich jest?
Natasha: Kilka... Spokojnie. Są dobrze ukryte
Rhodey: Dzięki za pomoc
Natasha: Gdyby znowu się pojawił, zadzwońcie
Rhodey: Zgoda

Poleciała wysoko, a my wróciliśmy do zbrojowni. Rhodey podwiózł małą. Pep ponownie zamknęła ozy, zasypiając w moich ramionach.

**Maria**

Nie tak miał wyglądać piknik, ale takie życie córki herosów. Mogłam ich ochronić, ale straciłam moce. Mama również i zmieniła się. Na szczęście tatuś zajął się nią, kładąc do łóżka. Przyjaciel taty pilnował, żeby nie uciekła, choć spała, a on robił jedzenie w kuchni. Postanowiłam mu pomóc, bo jeszcze spali kuchnię. Przygotowaliśmy grzanki, jajecznicę i kawę. Mama bez kofeiny to niczym żołnierz pozbawiony broni.

Tony: Przepraszam. Nie tak miał wyglądać nasz wypad rodzinny
Maria: Ej! W niczym nie zawiniłeś, tatku
Tony: Ale naraziłem was na niebezpieczeństwo
Maria: Przynajmniej nic nikomu się nie stało
Tony: Rhodey prawie miałby złamaną nogę, lecz cudem obeszło się bez tego
Maria: Bo pojawił się inny blaszak
Tony: Dokładnie
Maria: Myślałam, że zbudowałeś trzy zbroje. Jakiś nowy projekt?
Tony: Nic nowego. Ech! Muszę coś sprawdzić. Dokończysz za mnie?
Maria: Tylko wróć szybko
Tony: Będę w warsztacie
Maria: Ale nie siedź za długo
Tony: Dobrze

Ucałował mnie w czoło, wychodząc z kuchni. Trochę się martwiłam o niego, bo mógł zrobić kolejną głupotę tego samego dnia.

~*Dwie godziny później*~

**Rhodey**

Noga nadal bolała, ale rany się zagoiły. Gdyby nie Natasha, miałbym kończynę w gipsie, a to już dyskwalifikuje War Machine z misji do końca miesiąca lub dłużej.
Nagle poczułem zapach ugotowanego jajka i przypieczonych grzanek. Sama woń zachęcała do przegryzienia jedzenia. Maria przyniosła posiłek dla Pepper. Oj! Raczej się ze mną nie podzieli. Ponownie się obudziła, przecierając powieki.

Pepper: Kochana, czemu tyle tego zrobiłaś? Zostaw coś też tacie
Maria: Masz raję. Na pewno zgłodnieje po poszukiwaniach
Rhodey: Chwila... Tony nie jest w domu?
Maria: Spokojnie... Tylko czegoś szuka. Nie walczy
Pepper: Zaraz zobaczę, co tak naprawdę robi
Maria: Nie, nie, nie! Masz leżeć... Mamo, co się z tobą stało?
Pepper: Niewiele pamiętam. Tak właściwie, to zapomniałam... Nie mogę sobie nic przypomnieć
Maria: Odpocznij, a my sprawdzimy, czy dotrzymał słowa
Pepper: Jeśli coś tobie obiecywał, szybko te słowa staną się kłamstwem
Maria: Nie zrobiłby tego
Pepper: Znam go na wylot. Uwierz mi
Rhodey: Zostań z mamą, a ja pójdę upewnić się, czy czegoś nie kombinuje
Maria: Pasuje
Pepper: No niech będzie

Podkradłem jedną grzankę, schodząc do części roboczej. Narzędzia leżały na swoim miejscu. Tony jedynie przeglądał raporty z ostatnich godzin. Pewnie chciał poznać nowego wroga. Nie mógł być człowiekiem. Czyżby Inhumans? Jeśli tak, to dlaczego nie odesłali nadal Diany do domu? Do prawdziwego domu.

Rhodey: Nie zaatakował nas zwykły przestępca. Wydaje mi się, że należy do Inhumans
Tony: Ach! Rhodey! Ostrzegaj, jak wchodzisz!
Rhodey: Wybacz, ale twoja rodzina się martwi. Głównie Pepper, bo znowu się obudziła i chce znać twoje plany
Tony: Szukam dziwnych sygnatur. Whiplash i Viper nadal stanowią zagrożenie. Musimy być czujni

[[Uwaga. Wykryto wroga]]

Tony: Kogo?

[[Whiplash... Uwaga]]

Tony: Co znowu?

[[Pojawiła się też Viper]]

Part 305: Wielki dylemat Pepper

0 | Skomentuj

**Tony**

Maria również zauważyła zniknięcie swojej mamy. Rhodey podleciał do nas w zbroi, by nam powiedzieć, czy coś zauważył podejrzanego. Sam nie wiedział, co o tym myśleć. Milczał. Musiałem coś zrobić. Bałem się o żonę, choć była silniejsza ode mnie. Jednym uderzeniem mogła powalić każdego.
Gdy przestałem myśleć nad tym, jak potężna się stała, Rhodey rozplątał swój język.

Rhodey: Widziałem jedynie jakieś światło. To coś ją wciągnęło i przeniosło na inną planetę
Tony: Planetę?
Maria: Makluan
Tony: Córciu, jesteś pewna?
Maria: Mam takie przeczucie, że jaszczurki porwały mamę
Tony: Możesz mieć rację... Rhodey, co robimy?
Rhodey: Czekamy. Nic więcej nie możemy zrobić... Ej! Poradzi sobie. To nasza Pepper. Łatwo nie da za wygraną
Tony: Ostatnio użyła swoich mocy, by mnie ocalić. Nawet nie zdążyłem podziękować
Rhodey: Jeszcze będziesz mógł to jej powiedzieć. Załatwi z nimi sprawę i wróci
Tony: Fakt, ale dlaczego akurat ją?

**Pepper**

Nie pamiętałam tego miejsca. Arena, na której Makluańczycy trenowali swoje możliwości? Pewnie tutaj przygotowywali się do wojny. Raczej na następne konflikty, bo wojna ze Skrullami skończyła się zwycięsko. Zastanawiałam się, dlaczego zostałam wezwana na planetę. Przede mną stał jaszczur ubrany na wróżbitę. Nie mówił nic, lecz przez telepatię przekazywał swoje intencje.

Jesteśmy ci wdzięczni za pomoc w walce, Wybrana. Teraz musisz zdecydować, kim zostaniesz. Makluańczykiem pełnej krwi, czy śmiertelniczką z Ziemi? Wyboru możesz dokonać tylko raz.

Poważnie? Miałam zrzec się swojej mocy lub życia z rodziną? To nie fair. Jak on mógł mówić coś takiego? Bez potężnej energii znowu zostanę zwykłą Pepper, co pakuje się w najgorsze kłopoty.

Wiem, że ciężko ci podjąć tak poważną decyzję, więc masz czas do namysłu, aż pojawi się drugi Księżyc na niebie. Dokonaj wyboru mądrze.

Taa... Dobrze wiedzieć. Mam jakiś wybór. Najgorsze, co mogło mnie spotkać. Nie licząc ciągłych nadziei, by Tony przeżył. Ile razy musiałam znosić ten ból, kiedy na moich oczach jego serce poddawało się? Za każdym razem, gdy umierał. Teraz miałam dylemat, bo moje zdolności pomogły w największej walce o Ziemię i uratowały męża od dalszej agonii.

Niebawem wzejdzie Księżyc. Nadal nie wiesz, jaką podjąć decyzję. Osoba, co stała się po części Makluańczykiem, przechodziła ten sam proces. Nadeszła pora na ciebie. Co wybierasz?

Ziemia była i zawsze będzie moim domem. Moja rodzina tam żyła, więc nie mogłam ich zostawić. Kiedy wyrzeknę się mocy, znowu wrócę do bycia zwyczajną istotą. Bałam się powiedzieć ostateczne słowo.

Czas ucieka. Zostało pięć ziemskich minut.

Rodzina zawsze była dla mnie najważniejsza. Nie porzuciłabym ich dla zachowania nadludzkich zdolności. Tony zapomniałby o mnie? Co stałoby się z Marią? Zbyt duże ryzyko. Zrezygnuję z mocy.

Pepper: Rezygnuję. Chcę być człowiekiem

Magik wyciągnął rękę w moją stronę, kładąc na ramieniu. Czułam, jak ulatniała się ze mnie energia. Ta życiowa i czysta siła. Słabłam, a ból fizyczny łączył się z psychicznym. Krzyknęłam przez narastające piekło wewnątrz ciała. Żar płomieni wokół serca stopniowo się ostudzał przez chłód. Na skórze pojawiały się kryształki lodu, które boleśnie przebijały się przez naskórek.

Ból minie. Musisz go znieść, gdyż twoje DNA ulega zmianie na ludzkie. Od tej pory żyjesz jako Patricia Stark bez wspomnień o mojej rasie i istnieniu tej planety. Wszelkie moce znikną po pęknięciu kryształów.

Darłam się na całe gardło, aż ból powoli znikał wraz z lodowymi odłamkami. Skruszyły się, spadając na ziemię. Upadłam, tracąc przytomność.

~*Godzinę później*~

**Tony**

Nad nami pojawił się jakiś portal, który wyrzucił jakąś kapsułę. Sprawdziliśmy, co to mogło być. W niej znajdowało się życie. Jakieś nieznane życie. Ostrożnie rozwaliliśmy skorupę. Moje ręce były pełne śluzu. Przyjrzałem się twarzy postaci. Serce zabiło mocniej.

Tony: Pepper?
Maria: Mama?
Rhodey: Co ona tu robi?
Tony: Weźmy ją stąd
Rhodey: Jest uśpiona. Obudzi się sama
Tony: Na pewno?
Rhodey: Przeskanowałem zbroją i nie ma żadnych obrażeń
Tony: Jest inna

Chwyciłem rudą w swoje ramiona, wyjmując z kapsuły. Położyłem ją na kocu, przykrywając dodatkowym okryciem. Głaskałem jej czoło, czekając na znak życia. Żeby powiedziała cokolwiek.
Nagle ktoś rzucił się na War Machine. Ludzie zaczęli w panice uciekać z parku.

Tony: Rhodey!
Rhodey: Żyję... Żyję... Ach! Co to było?
Tony: Uważaj!
Rhodey: Aaa!
Maria: Zaraz się z nim rozprawię

Chciała strzelić w przeciwnika, lecz nie miała mocy. Jak do tego doszło?

Part 304: Rodzinny piknik

0 | Skomentuj


**Rhodey**

Mama miała po części rację. Mogliśmy bardziej zaszkodzić Tony'emu, niż pomóc. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze. No prawie, bo część uszkodzeń nadal pozostała. Zdołaliśmy naprawić do tego stopnia, by implant mógł odpowiednio funkcjonować. Pepper zajmie się nim, ale zostałem z nimi do realizacji planu.
Gdy moja rodzicielka wróciła do domu, usiadłem na krześle, zasypiając na siedząco.

~*Dziewięć godzin później*~

**Pepper**

Obudziłam się w zbrojowni na kanapie. Nikogo więcej nie było. Jedynie JARVIS powiedział, że wybiła dziewiąta. Powoli wstawałam, by nie upaść. Czułam się jakoś dziwnie i chyba powód był zbyt osobisty. Zużyłam resztki energii, by uratować męża. No nic. W miłości robi się różne rzeczy.

[[Zalecam długi odpoczynek, panno Stark]]

Pepper: Dzięki, JARVIS. Poradzę sobie. Nie jestem Tony'm. Pamiętaj o tym

[[Tony jest w części domowej. Zarejestrowałem na nagraniu, że wyszedł z Rhodey'm]]

Pepper: Szybko się pozbierał

[[Nie cieszysz się?]]

Pepper: Cieszę i nadal też mam obawy, co do jego pomysłów

[[Rozumiem, dlatego proszę również uważać na swój stan zdrowia]]

Pepper: Nic mi nie jest... Naprawdę

[[Nie wykryłem żadnych zagrożeń... Czy mam coś dla pani zrobić?]]

Pepper: Nie trzeba. Sama się zajmę moim głupkiem

Zdołałam wstać o własnych siłach i poszłam do kuchni. Tam wypiłam kubek kawy, przegryzając bułkę z jogurtem. Jak się okazało, nie tylko ja zgłodniałam. Rhodey przylazł, a za nim Maria i Tony. Nareszcie w komplecie.

Pepper: Ty miałeś leżeć, a Rhodey powinien wrócić do domu
Rhodey: Zaraz pójdę, ale najpierw coś zjem. O ile nie zablokowałaś dostępu do lodówki
Pepper: Powybijam ci palce, jak weźmiesz za dużo... Tony?
Tony: Niech je. Potem dołoży się do zakupów
Maria: Hahaha! Ma takiego głoda, że wszystko zje?
Rhodey: Oj! Taki już jestem... To smacznego
Pepper: I wzajemnie

Każdy brał po kromce chleba, smarując masłem oraz dodając swoje ulubione dodatki do kanapki. Smakowały wyśmienicie, co widziałam po minie łasucha.

Tony: Pep, masz jakieś na dziś plany?
Pepper: Czy niańczenie ciebie się liczy?
Tony: Heh! Nie
Pepper: No to nie mam... A ty masz?
Tony: Pomyślałem nad piknikiem rodzinnym
Maria: Pójdziemy do parku wszyscy razem? Jestem za! Nareszcie spędzimy więcej czasu jako rodzina
Tony: I taki mam zamiar
Pepper: Tony, czy ty... chcesz umrzeć?
Tony: Nie! Nie chcę! Po prostu uratowaliśmy świat i możemy odpocząć od bohaterowania
Maria: Mamo, pójdziemy? Więcej takiej okazji nie będzie
Pepper: Och! Zgoda, ale pod jednym warunkiem
Tony: Jakim?
Pepper: Zero Iron Mana
Tony: Warunek przyjęty

Uśmiechnął się głupawo, co też zrobił Rhodey, kończąc drugą kanapkę. Czy oni to razem wykombinowali? Świntuchy. Jednak zaufałam im. Możemy spędzić czas bez wzywania kłopotów.
Po zjedzeniu śniadania, córka pobiegła pakować rzeczy do plecaka. Była bardzo ruchliwa i zatrzymywała się jedynie na krótki postój.

~*Dwie godziny później*~

**Tony**

Znajdowaliśmy się w parku. Wszystko działało zgodnie z planem. Rhodey w zbroi patrolował teren, czy któryś z wrogów nie zbliżał się do nas. Miał skontaktować się na wypadek wykrycia nieproszonego gościa. Maria skakała na skakance po trawie, a my z rudą leżeliśmy na kocu, wpatrując się w bezchmurne niebo.

Tony: Obiecałem spokój. Udało się?
Pepper: Póki nie ma blaszaka, jest okej... Rhodey nie chciał być z nami?
Tony: Sprawy rodzinne
Pepper: Diana wciąż nie wróciła
Tony: Widocznie nie... Jak się czujesz?
Pepper: Dobrze.  A ty?
Tony: Przy tobie zawsze najlepiej
Pepper: Kiedyś wybiję ci zęby za ten głupawy uśmieszek. Domyślam się, że razem z żarłokiem pomyślałeś nad piknikiem
Tony: Wybacz... Po prostu dawno tak nie czułem się szczęśliwy przy was
Pepper: Ja też

Cmoknęła mnie w policzek. Cieszyłem się, że mogliśmy tak miło spędzić ten czas. Jeśli nic tego nie zepsuje, zapamiętam dzisiejszy dzień jako jeden warty pozytywnych wspomnień.
Kiedy chciałem wziąć butelkę z wodą, zauważyłem nieznaną sylwetkę nad nami. Widocznie nie byliśmy tu sami. Nie minęło zbyt wiele czasu, jak to coś złapało Pepper znienacka.

Tony: Pepper?

Zniknęła tak szybko, jak ten ktoś ją złapał. Nie wiedziałem, co robić. Musiałem skontaktować się z Rhodey'm. Może wiedział, z nim mieliśmy do czynienia. Czego chciał od mojej żony? Kim była ta osoba? Makluańczyk?

Part 303: Przekraczając granice możliwości

2 | Skomentuj


**Rhodey**

Nie odpowiedziała. Jak na złość musiała się rozłączyć. Bałem się, co ona mu zrobiła. Dlaczego krzyczała, a później tak nagle się rozłączyła? Przyjaciółka zawsze była chodzącą zagadką, ale teraz liczyło się coś więcej poza tym, do czego się posunęła. Słowa są kluczem. Ratuję go, więc nie przeszkadzaj. Co to miało znaczyć? Nie zastanawiałem się długo nad odpowiedzią i zdecydowałem zobaczyć na własne oczy, co ruda robiła. Cmoknąłem żonę w czoło, wychodząc z domu.
Kiedy znalazłem się na miejscu, minęła jedna godzina od tej rozmowy. Nigdzie nie było światła. Za wyjątkiem jednego miejsca. Pobiegłem do pomieszczenia medycznego, gdzie znalazłem ją we krwi nad stołem z narzędziami.

Rhodey: Pepper, co ty wyprawiasz?! Chcesz go zabić?!
Pepper: Powiedziałam, że masz mi nie przeszkadzać! JARVIS, jaki jest stan?

[[Wykryłem nienaturalne bicie serca, co wiąże się z...]]

Pepper: Nie kończ! Wiem, co to znaczy!
Rhodey: Pepper?
Pepper: Będziesz tak stał, czy jakoś się przydasz?!
Rhodey: Nie znam się na tym
Pepper: Ja też, ale daję radę
Rhodey: Po tych twoich krzykach nie byłbym taki pewny
Pepper: Rhodey, do cholery! Pomożesz?!
Rhodey: Co mam robić?
Pepper: Na razie kontroluj, czy się budzi albo dzieje coś złego
Rhodey: Zgoda

Posłuchałem się jej, robiąc ciągłą analizę stanu Tony'ego. Akurat te życie miała w rękach jego własna żona. Czy to dobrze? Jeśli nic się nie spieprzy, będzie dobrze.

~*Dwie godziny później*~

**Pepper**

Robiłam wszystko według wskazówek komputera. Wszystko szło mniej więcej gładko, aż doszło do najgorszego. Rhodey krzyczał, że funkcje życiowe drastycznie spadały. Usiłowałam jakoś opanować sytuację. Wstrzyknęłam adrenalinę, ale substancja w niczym nie pomogła.
Nagle kardiomonitor zaczął piszczeć, pokazując ciągłą linię. Nie mogliśmy użyć defibrylatora, dlatego jedynym ratunkiem były moje moce. Skupiłam się na sercu, które potrzebowało zastrzyku energii. Zamknęłam oczy, a siła przepłynęła przez ciało chorego. Czułam jej utratę, ale walczyłam za niego. Tak było trzeba.

Rhodey: Pepper, starczy! Wrócił
Pepper: To... dobrze
Rhodey: Ej! Co się dzieje?
Pepper: Wygraliśmy

Upadłam na podłogę, zaś przyjaciel zdołał mnie złapać, nim uderzyłam o podłoże. Musiałam nabrać mocy. Pozostało jedynie czekać na przebudzenie ukochanego. Trochę mu zajmie pobudka, bo bardzo przeciążył swoje serce. Na szczęście część uszkodzeń zdołałam załatać, choć tym sposobem spowolniłam to, co nieuniknione. Śmierć.

**Rhodey**

Gdy tylko zabrałem Pepper na kanapę, by odpoczęła, zszyłem rany, a brat o dziwo zaczął odzyskiwać przytomność. Chciał wstać, lecz mu odradzałem. Jak zwykle narobił nam stracha.

Rhodey: Żeby to było ostatni raz, Tony. Mam dość tego strachu o twoje życie. Pepper też i właśnie zasnęła. Chcesz jej coś przekazać?
Tony: Przepraszam... To moja wina... Czy ona... znowu używała... mocy?
Rhodey: Chyba tak, ale nie martw się. Żyje... Tak właściwie, to ona cię uratowała
Tony: Po raz kolejny... Nie zdołam sobie przypomnieć... Rhodey, muszę coś zrobić. Pomożesz?
Rhodey: Zależy, w czym
Tony: Czuję się winny, dlatego chcę przygotować dla niej wyjątkową niespodziankę
Rhodey: Hmm... Niespodziankę, powiadasz? Może wybranie się całą rodziną do parku na piknik?
Tony: Dobry pomysł, ale gdyby któryś z wrogów się pojawił...
Rhodey: Ja go odgonię
Tony: Poważnie?
Rhodey: No jasne. Sam potrzebowałem oderwać się od obowiązków. Pora na was
Tony: Zgoda. Najpierw pójdę po Marię
Rhodey: Nie, chłopie. Wpierw sen, jasne?
Tony: Oj! Niech będzie

Pomogłem mu wstać ze stołu i poszliśmy do salonu. Kanapę zajmowała mała Starkówna, czyli spać będzie w sypialni. Ostrożnie wszedłem z nim po schodach, podtrzymując, żeby nie upadł.
Kiedy znaleźliśmy się na miejscu, ciało zmusiło mnie do tego samego stanu. Do stanu spoczynku. Zostawiłem przyjaciela w pokoju, bo chyba mama miała ze mną do pogadania.

Roberta: Wszyscy śpią, a ty nie
Rhodey: Zajęłaś się Marią?
Roberta: Szybko wróciła do domu... Czemu masz ręce we krwi?
Rhodey: Zapomniałem ich umyć
Roberta: Robicie dziwne rzezy. Co tym razem?
Rhodey: Musiałem pomóc Pepper
Roberta: To jej krew?
Rhodey: Nie!
Roberta: A kogo?
Rhodey: Tony'ego
Roberta: Wy na serio zwariowaliście. Takimi rzeczami zajmują się specjaliści... Dlaczego to zrobiliście?
Rhodey: Mamo, on mógł umrzeć, a my wiemy, do czego służy implant. Nikt nie mógłby mu pomóc
Roberta: Czyli żyje dzięki waszej dwójce?
Rhodey: Jest w sypialni. Nie widziałaś, jak go zabrałem na górę?
Roberta: Niezbyt. Patrzyłam się w inną stronę... Rhodey, rozumiem wasz cel działania, ale nie przesadzajcie, bo sami możecie pogorszyć sytuację
Rhodey: Wiem, mamo. Wiem
Roberta: Zgaduję, że zostajesz z nimi
Rhodey: Muszę, bo mam ważną misję
Roberta: Jaką?
Rhodey: Rodzinną

--**--

W związku z tym, że jest mało czytelników, notki będą pojawiać się do 26 października. Będzie długa przerwa i dopiero w styczniu wrócą opowiadania.

Part 302: Biała rękawiczka

0 | Skomentuj

~*Godzinę później*~

**Tony**

Tak bardzo byliśmy blisko siebie, aż wzrosła chęć pożądania ukochanej. Na tej drodze stała jedna przeszkoda. Nie mogłem oddychać. Z trudem łapałem spokojny wdech i wydech. Czułem się coraz gorzej, a ból w klatce piersiowej wzrósł, zaś odłamki przemieściły się boleśnie, przebijając powierzchnię skóry. Chwyciłem się za bolące miejsce, siadając na kanapie.

Pepper: Tony, co się dzieje? Skrzywdziłam cię?
Tony: Nie... To nie... twoja... wina
Pepper: Przepraszam... Niepotrzebnie się narzucałam
Tony: Sam... chciałem... się... z tobą... kochać
Pepper: Spokojnie, Tony. Zaraz ci pomogę
Tony: Jak?
Pepper: Użyję swoich mocy
Tony: Pep...
Pepper: Muszę! Nie chcę cię znowu stracić!
Tony: Nie stracisz
Pepper: Połóż się i nic nie rób
Tony: Nie... rób tego... ponad swoje... siły
Pepper: Będzie dobrze

Zrobiłem, jak powiedziała i od razu przystąpiła do działania. Położyła dłonie przy zniszczonym implancie. JARVIS monitorował, czy coś się zmieniło. Przez jej ciało przepływała energia życiowa, która zaczęła się ulatniać. Widziałem, że z każdym wysiłkiem słabła. Nalegałem, by zaprzestała swoich działań. Prawie upadła ze zmęczenia.

Pepper: Przepraszam... Nie udało się
Tony: Twoja obecność... koi... ból

Uśmiechnąłem się do niej blado, ale z pełną szczerością. Powoli wstawałem po to, żeby przytulić Pep całym swoim ciałem. Bez względu na to, jak bardzo cierpiałem, nie chciałem stracić jedynej siły walki, co należała do mojej żony.
Po przytuleniu rudej, ponownie odczułem utratę sił. Starałem się walczyć.

Pepper: Została ostatnia morfina
Tony: Nie... dawaj... Wytrzymam... Aaa!
Pepper: Tony!

Upadłem na podłogę. Tym razem przegrałem z własnym organizmem. Nie miałem wyjścia i zamknąłem oczy, pogrążając się w ciemności.

**Pepper**

Przez poprzednią walkę, moje moce regeneracji kompletnie się wyczerpały. Musiałabym czekać do następnego dnia, a Tony nie miał tyle czasu. Zabrałam go do pomieszczenia medycznego, podłączając do urządzeń, monitorujących wszelkie funkcje życiowe.

Pepper: JARVIS, co się z nim dzieje?

[[Uszkodzenia wynoszą 85%. Stan jest w miarę stabilny]]

Pepper: W miarę? Mów po ludzku!

[[Jestem sztuczną inteligencją i nie mam w programie tłumaczenia na wasz język. Mogę tylko powiedzieć, co miałem na myśli]]

Pepper: Więc słucham

[[Urządzenie nie jest w stanie utrzymywać użytkownika dłużej przy życiu, zaś dłuższe korzystanie z wadliwej technologii może spowodować paraliż lub śmierć]]

Pepper: Boże! I co ja mam zrobić?

[[Zalecam wymianę mechanizmu na nowy]]

Pepper: Fakt, że umiem włamywać się do wielu strzeżonych baz danych, ale nigdy nie grzebałam przy metalu i elektronice... JARVIS, czy mogę w jakiś sposób doprowadzić implant, by był jakoś przydatny?

[[Niewielkie szanse są przy modyfikacji]]

Pepper: Ale jakieś są?

[[Niewielkie]]

Pepper: Cicho! Nie powtarzaj się! Wyświetl cały skan pikadełka. Wezmę się za operację

[[Pani nie ma takich uprawnień]]

Pepper: Nie obchodzi mnie to! Masz słuchać moich wytycznych, jasne?

[[Przygotowuję potrzebne informacje]]

Pepper: Świetnie

Przygotowałam sprzęt oraz ubrałam się odpowiednio do ingerencji chirurgicznej. Założyłam mu maskę tlenową i wstrzyknęłam środek nasenny. Teraz pozostało być odważną i wziąć sprawy w swoje ręce. Tony, wybacz mi. Musiałam to zrobić.

**Rhodey**

Diana nadal nie wróciła od Inhumans. Widocznie czuła się tam dobrze. Gdyby sprawiała kłopoty, już byłaby u nas. Ivy zdołała załatwić dla niej łóżko, żeby miała miejsce do spania. Sama wyniosła dziecięcą kołyskę oraz zabawki. Zastałem żonę śpiącą w salonie. Nie miałem serca jej budzić. Przykryłem jedynie kocem i też pomaszerowałem do łóżka. Jednak nie mogłem zasnąć. Nie tylko martwiłem się o córkę, ale również o przyjaciela. Ostatnio marnie wyglądał. Dla pewności zadzwoniłem do niego. Odezwała się poczta głosowa. Jedynie Pepper odebrała, gdy wybrałem do niej numer.

Pepper: Rhodey, jestem zajęta. Coś się stało?
Rhodey: Diana wciąż jest z Inhumans, a Tony nie odbiera. Mogę wiedzieć, co jest grane?
Pepper: Ech! Standardzik.... Powinieneś się domyślić
Rhodey: Mogę pomóc
Pepper: Nie trzeba... Chyba... Aaa! To nie ten kabel! Ogarniam, Rhodey. Nie musisz interweniować
Rhodey: Po twoich krzykach raczej muszę
Pepper: Poradzę sobie!
Rhodey: Z czym?
Pepper: Nie "z czym", a z kim. Z Tony'm!
Rhodey: Coś ty mu zrobiła?!
Pepper: Ratuję go, więc nie przeszkadzaj
Rhodey: Pepper? Halo! Jesteś tam?

---**---

Dzisiaj jest Światowy Dzień Mózgowego Porażenia Dziecięcego. Kiedyś byłam na to chora, a pozostałości po chorobie nadal pozostały, dlatego chcę wziąć udział w akcji. W tym celu podaję pod notką obrazek z informacją.

http://17milionow.pl/

"Tego dnia cały świat zabłyśnie na zielono"


© Mrs Black | WS X X X