Part 202: Intruz

0 | Skomentuj

**Pepper**

Chyba się przesłyszałam. Czyżby przeszkadzało mu moje gadulstwo? Raczej ta trucizna już za bardzo zatruła głowę lub nie traci humoru przez odloty. Sprawdziłam, czy był bliski kolejnego szaleństwa. Skarżył się jedynie na ból głowy. Nic dziwnego, skoro Madame Mask sporządziła tak silną substancję, która z łatwością zniszczy układ nerwowy. Nadal się mści za Whitney? To przeze mnie Tony źle się czuje.

Pepper: Przepraszam cię, Tony. Gdybym wtedy nie zabiła jej "przyjaciółki", nie byłbyś taki chory
Tony: Pep, nie przepraszaj. Trzeci raz też wywinę się śmierci. No może czwarty. Zresztą, ciągle walczę o przetrwanie
Pepper: Dla twojego bezpieczeństwa zbrojownia została zamknięta
Tony: A Matt?
Pepper: Przenocuje u Roberty
Tony: To dobrze... Ach!
Pepper: Tony, co się dzieje?
Tony: To... nic. Tylko... pikadełko
Pepper: Lepiej się połóż
Tony: Ekhm... Nie trzeba. Dam... radę
Pepper: Tony!

Pobiegłam w jego stronę i w porę go złapałam, zanim uderzyłby głową o podłogę, która nie składała się z pluszowych misiów. Przeniosłam męża na kanapę. Nie mógł spokojnie oddychać, a ból ściskał przy sercu. Nie chciałam używać żadnych leków, bo bałam się, że wariatka w nich też mogła mieszać.

Pepper: To są te objawy odstawienia?
Tony: Ach! Tak! To... te
Pepper: Nawet nie błagaj o morfinę. Musisz wytrzymać bez niej. Jestem tu ciągle przy tobie, więc zachowaj spokój
Tony: Pepper...
Pepper: Co się dzieje?
Tony: Duch
Pepper: Gdzie?
Duch: Obejrzyj się za siebie
Pepper: Duch! Jak ty...

Wyjęłam paralizator, próbując porazić włamywacza. FRIDAY zamknęła całą bazę. Widocznie prześlizgnął się wcześniej. Czego on chce?

Duch: Wiedziałem, że coś tu nie pasowało i jednak żyjesz, Stark. Unieważniam nasz sojusz, więc znowu jesteśmy wrogami
Pepper: Duch, czego ty chcesz?
Duch: Przyszedłem po Katrine. Przez waszego syna mam z nią same kłopoty!
Tony: Nie ma... jej... tu
Duch: Może, jak wyrwę te twoje nowe serce, powiesz mi, gdzie jest
Pepper: Nie ośmielisz się! Jeśli to zrobisz, zabiję ciebie, a ona będzie z Mattem
Tony: Pepper... nie... prowokuj. Ekhm...
Duch: Więc ty powiedz, dokąd poszła?
Tony: Aaa!
Pepper: Tony!

**Tony**

Potrzebowałem tego. Jedno wyładowanie impulsu elektromagnetycznego i ból znikł, zaś pikadełko było odporne na ten atak. Nadal działało bez przeszkód. Wstałem z kanapy, biorąc rękawicę z repulsorem, by uciszyć zjawę. Nie wiedziałem, gdzie mogła być jego córka.
Nagle zauważyłem, jak zmienia swoją postać. Nie byłem w stanie uwierzyć, że moja mama ciągle żyła. Czyżby dawna sąsiadka nas zaatakowała? Jednak coś było w niej, co przypominało rodzicielkę. Jej głos. Odłożyłem broń, poddając się.

Pepper: Co ty wyprawiasz?! Znowu tobie odbiło?! FRIDAY, namierz intruza!

<<Błąd. System nie działa prawidłowo>>

Duch: To taka mała niespodzianka
Tony: Jakiś prezent?
Pepper: Och! Kogo tym razem widzisz?
Tony: Mamo?
Pepper: Hahaha! Nie wierzę. Duszek został mamusią dla Iron Mana
Duch: Co tu się wyrabia?! Zabiję cię, Anthony! Słyszysz?! Powinieneś się mnie bać!
Tony: Dlaczego? Mamo, powiedz
Duch: Nie jestem twoją mamą! Oprzytomnij!
Tony: Kłamiesz! Przecież... Przecież mnie kochasz
Duch: Źle myślałeś!

Byłem w szoku, słysząc gniew w głosie matki. Nigdy mnie nie kochała? Pewnie stąd te ciągłe ucieczki do pracy. Nie miałem zamiaru na nią patrzeć, więc pobiegłem w stronę domu. Nie zdołałem uciec, gdy oberwałem jakąś strzałką paraliżującą. Obraz znowu wyglądał inaczej. Zmieniał się kształt postaci. Upadłem na podłogę, tracąc przytomność.

~*Godzinę później*~

**Ivy**

Nareszcie wylądowałam. W końcu mogę zobaczyć się z Rhodey'm i jego rodzicami. Powinni przyjąć do wiadomości, że będą dziadkami. Specjalnie przyjechał po mnie na lotnisko. Przywitałam się z nim, wsiadając do taksówki. Mieliśmy wiele do pogadania. Większość drogi milczał. Lekko go szturchnęłam, by zaczął być bardziej rozmowny.

Rhodey: Ivy?
Gen. Stone: A kogo się spodziewałeś? Powiem ci, że daleko odpłynąłeś
Rhodey: Przepraszam, ale... Ech! Trochę się boję
Gen. Stone: Niby czego?
Rhodey: Mojej mamy
Gen. Stone: Hahaha!
Rhodey: To nie jest śmieszne. Ty nie wiesz, co ona może zrobić
Gen. Stone: Rhodey, walczyłeś z tyloma wrogami jako War Machine, a boisz się własnej matki?
Rhodey: Poznacie się dzisiaj
Gen. Stone: Taki mamy zamiar, prawda?
Rhodey: Zabije mnie
Gen. Stone: A twój ojciec?
Rhodey: Raczej będzie chwalił się kolegom ze składu, że został dziadkiem
Gen. Stone: Marynarka?
Rhodey: Lotnictwo

Gdy znaleźliśmy się przed domem, wyglądał na jeszcze bardziej zestresowanego. Trochę też miałam obawy, jak przyjmą mnie jego rodzice. Czy zaakceptują nasz związek? Wpakowałam się w bagno. We własne bagno. Sama tego chciałam, to mam.

Part 201: Zamknąć przeszłość. Rozpocząć przyszłość

0 | Skomentuj
**Rhodey**

Bardzo niedobrze? Zabawnie to brzmi z ust największego cudotwórcy w cyberchirurgii. Chciałem mu wyjaśnić ostatnie niepokojące zachowanie przyjaciela, lecz zadzwoniła do mnie dość ważna osoba. Mam przerąbane. Poprosiłem, by Pepper wszystko wyjaśniła i być może znajdzie się odtrutka do tej trucizny.
Kiedy wyszedłem z pokoju, odebrałem telefon od Ivy.

Rhodey: Hej. Jak się czujesz?
Gen. Stone: Jestem w samolocie i jeszcze nie zwróciłam śniadania
Rhodey: Hehe! To dobrze... Czekaj... Ty lecisz?
Gen. Stone: Mówiłam, że wpadnę z wizytą. Musimy pogadać w cztery oczy
Rhodey: Taa... Tak. Musimy
Gen. Stone: Wszystko gra?
Rhodey:  Eee... O której lądujesz?
Gen. Stone: Powinnam być o dwunastej, więc widzimy się za trzy godziny... Cieszysz się?
Rhodey: Pewnie
Gen. Stone: Jakoś tego nie słyszę
Rhodey: Ech! Przepraszam cię, Ivy. Niedawno wróciłem z misji
Gen. Stone: Rozumiem, a twoi rodzice już wiedzą?
Rhodey: Dziś im powiem
Gen. Stone: Dziś? Miałeś zrobić to wcześniej!
Rhodey: Spokojnie. Nie denerwuj się. Lepiej późno, niż wcale

Byłem załamany jej przyjazdem. To za szybko. I co ja mam zrobić? Na Tony'ego nie mogę liczyć, bo nie był sobą. A Pepper? Po moim trupie, że do niej pójdę.
Wróciłem na salę i doktorek zakończył rozmowę. Musiałem spytać rudej, czy coś wie więcej.

Pepper: Nie tłumacz się... Wiem, kto do ciebie dzwonił
Rhodey: Przepraszam, lecz musiałem odebrać... Coś mówił, jak mu pomóc?
Pepper: Uszkodzenia układu nerwowego w stanie 20% i gwałtownie się pogarsza z każdym następnym atakiem
Rhodey: Jest na nie antidotum?
Pepper: Pobrałam krew do badań, a FRIDAY potwierdziła diagnozę doktorka. Jeśli istnieje jakieś lekarstwo, to tylko osoba, co go zatruła ma do niego dostęp
Rhodey: No dobra... Szukamy Madame Mask
Pepper: Zabiję ją
Rhodey: Spokojnie, Pepper. Tony wychodził z gorszych tarapatów. Znajdziemy ją... Zresztą, powinienem cię pochwalić za akcję, bo świetnie sobie poradziłaś, jak na pierwszy lot
Pepper: Ech! Nie raz widziałam, kiedy walczyliście, a zapamiętać schemat walk nie było zbyt trudnym wyzwaniem
Rhodey: Czy mówił, jak zniwelować objawy?
Pepper: Nie da się. Jedynie ciągła obserwacja oraz izolowanie od zagrożeń
Rhodey: Dlatego zbrojownia musi być zamknięta

~*Dwie godziny później*~

**Katrine**

Zerwaliśmy się z lekcji, żeby rywalizować w tenisa. Nadal byłam zapisana do Akademii Jutra, więc chodziłam z Mattem do klasy. Chłopak jakoś wypadł z formy. Może to po wypadku. Albo coś planował? Dawał mi fory?
Rzuciłam piłką, odbijając wysoko, by jej nie zdołał obronić. Jednak jakoś udało mu się wyrzucić ją ze swojej strony. Ostatni raz wybiłam rakietką w celu zdobycia punktu.

Katrine: Ha! Dwa do jednego. Dzisiaj mi przypadło zwycięstwo
Matt: Brawo, Katty. Następnym razem, ja wybieram
Katrine: Spoko... I dziękuję ci za wszystko
Matt: Za co dokładnie?
Katrine: Tyle się dzieje straszliwych rzeczy, a ty nadal chcesz być ze mną
Matt: Dziwisz się? Przecież się w tobie zakochałem. Bardzo chciałbym ułożyć przyszłość razem z tobą
Katrine: To miłe, ale nasze rodziny są ze sobą pokłócone
Matt: Niczym Romeo i Julia?
Katrine: Nawet gorzej, bo oni mogą pozabijać siebie wzajemnie
Matt: Ech! Coś na to poradzimy, a teraz wracajmy, bo się nam rozpada nad głową
Katrine: No i wykrakałeś

Poczułam kropelki deszczu, spadające na moją skórę. Na początku kapało kilka drobniutkich, a późnej porządnie lunęło. Nie mieliśmy parasola, więc biegliśmy do domu. Nadal pozostanę u Matta, skoro ojciec próbował pokrzyżować naszą przyszłość.
Kiedy znaleźliśmy się na miejscu, drzwi zastaliśmy zablokowane. Co tym razem? Kolejny alarm?

**Pepper**

Rhodey dobrze zrobił, każąc zamknąć całą fabrykę. To najlepszy sposób na izolację od zagrożeń. Tony nie powinien walczyć, lecz zostać w domu. Akurat powoli otwierał oczy. Na razie wyglądał na opanowanego, choć nie wiadomo, kiedy znowu mu odbije. Widzi tylko zmarłych ludzi. Mandaryn, Kontroler, Andrew. Kto będzie następny?

Tony: Pepper, znowu to samo? Co ja zrobiłem?
Pepper: Załatwiłam dla ciebie kaftan bezpieczeństwa i nigdzie się nie ruszysz bez mojej zgody, jasne? Nie chcę słuchać, że widzisz jakąś babcię Lucy
Tony: Co takiego? Moja babcia tak nie miała na imię
Pepper: Oj! Dobrze o tym wiem, ale widzisz same trupy. Jesteś chory, wiesz? Gdybyś jakimś cudem uwolnił się z kaftana lub byłbyś bez niego, a twoje szaleństwo sięgnęłoby zenitu, mam przy sobie paralizator, dlatego nie próbuj mieć odlotów
Tony: Aż tak źle?
Pepper: Doktorek powiedział, że trucizna szybko się rozprzestrzenia i uszkadza układ nerwowy, więc musimy dorwać Madame Mask
Tony: Pepper?
Pepper: Tak?
Tony: Za dużo mówisz

Za wszelką cenę- tragiczna historia o poświęceniu

2 | Skomentuj
~*Z okazji 200 partów w "IMAA inaczej" przedstawiam wam zupełnie inny scenariusz, niż do tej pory. Czy jest happy end? A w gruzach, co możesz znaleźć? Tu szukaj odpowiedzi na pytania.*~


Koniec świata
Zagłada
Ludzie giną
Intubują Pepper
Ratują
To był zwykły dzień
Zwykła lekcja
a potem
staje się tragedia
i w tej sytuacji
Ona może umrzeć
On chce ją ratować
Decyduje się poświęcić
swoje życie
by ocalić ukochaną
Jego serce
przestało być
Maszyny
próbują
utrzymać
go
przy
życiu
........... 

Za wszelką cenę



Poniedziałek. Godzina ósma. Lekcja fizyki. Klasa pisała duży test z całego półrocza. Pepper próbowała zgapić jakieś odpowiedzi od Tony'ego, który prawie kończył pisać ostatnie wyniki.

Tony: Pepper, myśl sama
Pepper: Ale ja... nie umiem
Tony: Fizyka to nie wszystko. Spróbuj coś strzelić. Nawet wypisać dwa zdania i dadzą ci punkty
Pepper: Dzięki, że we mnie wierzysz
Tony: Po prostu o ciebie dbam

Uśmiechnął się i wziął swoją kartkę, by dać ją nauczycielowi. Gdy już miał dostać arkusz, rozległ się alarm. Uczniowie nie wiedzieli, co się dzieje. Niebo spochmurniało, zmieniając się na kolor czerwony, a w dół zaczęły spadać meteoryty.

Prof. Klein: Koniec testu! Już! Uciekajcie!

Wszyscy uciekali najszybciej, jak się da. Udało im się wyjść na zewnątrz budynku. Na własnych oczach widzieli, że pogoda się również zmieniła. Zaczął padać deszcz. Przyjaciele pobiegli w stronę zbrojowni.

Pepper: Wiedziałeś, że tak będzie?
Tony: Nie! To nie powinno się zdarzyć
Rhodey: Tony, czy ty coś zrobiłeś?
Tony: Żartujesz sobie?! To nie moja wina! Musimy, jak najszybciej się schować. Najbezpieczniej będzie w fabryce
Pepper: No to mamy problem

Ulice były zatłoczone, a sfrustrowani kierowcy wyzywali jeden do drugiego. Deszcz przestał padać i zaczęły tworzyć się duże grudki gradu, mogące zabić człowieka.

Tony: Pepper, ruchy!

Dziewczyna zmęczyła się biegiem i musiała odsapnąć. Czas działał na ich niekorzyść.

Rhodey: Padnij!

Ostrzegł, krzycząc, a oni to zrobili. Jednak nie mogli się zatrzymywać. Do tego wszystkiego wiatr stał się silny, że mogła wytworzyć się trąba powietrzna.

Tony: Nie możemy się zatrzymać. Robi się coraz gorzej
Pepper: Znasz skrót do fabryki?
Tony: Można iść przez Stark International, ale nie wiem...
Rhodey: Nie da się. Zablokowane

Gdy spadały coraz to grubsze warstwy gradu, zaczęli biec, ile mieli sił w nogach.

Tony: Pepper, nie zatrzymuj się!
Pepper: Tony, uważaj!
Tony: Pepper!
Rhodey: Pepper! Nie!

Osłoniła Tony'ego swoim ciałem, by nie trafił go grad. Z trudem oddychała.

Pepper: Tony...

I upadła. Chłopak wziął ją na ręce i zabrał do najbliższego szpitala. Jak się okazało, korytarze były wypełnione pacjentami.

Tony: Potrzebny nam lekarz!

Jego donośny krzyk usłyszał dr Yinsen. Natychmiast wziął rudą na blok, by zatamować silne krwawienie. Tony był przerażony, a Rhodey dalej myślał, że był winny tej całej klęsce żywiołowej. Usiedli przed salą operacyjną. Na zewnątrz aura ponownie się zmieniła.

Tony: Rhodey, ona nie może umrzeć. Nie... Nie może

Głos mu drżał, a serce biło gwałtownie z tych wrażeń. Niezbyt optymistycznych. Linie energetyczne zostały zerwane, więc nikt nie mógł nawiązać kontaktu z bliskimi, a Virgil musiał wiedzieć, co się dzieje z Pepper.

Rhodey: Uspokój się. Będzie dobrze. Jest w dobrych rękach
Tony: Łatwo mówić, żeby się uspokoić. Dlaczego ona się rzuciła w moją stronę?! To ja powinienem być na jej miejscu! Nigdy sobie tego nie wybaczę, jeśli coś pójdzie źle
Rhodey: Tony, nie obwiniaj się. To nie twoja wina. Chciała cię uratować
Tony: To samobójstwo!

Tak się zdenerwował, że zakuło go przy implancie. Próbował się uspokoić, ale na samą myśl, że jego ukochana może umrzeć, robiło mu się słabo. Po dwóch godzinach wyszedł lekarz. Natychmiast wstał, jakby dostał piorunem.

Tony: Doktorze, co z nią?
Dr Yinsen: Nie wygląda to dobrze. Nie potrafi samodzielnie oddychać i musieliśmy ją podpiąć do respiratora. Próbuje walczyć, więc przeżyje, ale... 
Tony: Ale co? Co się stało?!
Dr Yinsen: Nie krzycz, bo to ci nic nie da. Problem jest taki, że ma uszkodzone serce. Próbujemy ją utrzymać przy życiu, lecz szanse na przeżycie są niewielkie. Leży na OIOMie

Tony zwrócił się twarzą wściekle na przyjaciela.

Tony: No i gdzie tu jest dobrze?! Nie! Ona nie może umrzeć! Nie może!
Rhodey: Tony, co się dzieje?

Chłopak słabł, ale próbował się trzymać na nogach. Razem podeszli pod wyznaczoną salę. Rhodey doskonale znał ten scenariusz na pamięć. Tam decyduje się, czy ktoś przeżyje, czy też nie. Tony wszedł do sali. Widział, jak była podłączona do różnych maszyn, a kardiomonitor pokazywał słaby puls.

Tony: Pepper, walcz. Musisz być z nami. Nie możesz umrzeć. Mogłaś się nie rzucać i pozwolić, bym to ja cierpiał za ciebie

Z oczu wypłynęły łzy. Trzymał ją za rękę. Niespodziewanie do sali przyszedł Yinsen. Prosił, by opuścił salę.

Tony: Muszę z nią być! Ona... mnie potrzebuje!
Dr Yinsen: Nic nie zdziałasz, Tony. Robimy, co się da, ale uszkodzenia są poważne
Tony: Jak bardzo?
Dr Yinsen: Serce nie pracuje, jak powinno. Tak samo było w twoim przypadku po wypadku
Tony: Czyli implant może ją uratować?
Dr Yinsen: Tak, ale nie mamy w zapasach
Tony: Ja mogę dać swój. Jestem tego pewny
Dr Yinsen: Wiem, że ci na niej zależy, ale nie możesz pozbawić się życia
Tony: Ja ją kocham! Ona musi żyć!
Dr Yinsen: Nie pozbawię cię implantu. Zostałbym posądzony o zabójstwo
Tony: Ona będzie żyć. Zrobię, co trzeba, by ją ocalić

Tony wyszedł z sali i pobiegł do łazienki. Tam w spokoju się wypłakał. Patrząc w lustro, zastanawiał się, jak ocalić Pepper. Z kieszeni wyjął scyzoryk i wyjął mały nóż, by za jego pomocą wyrwał z piersi implant. Wiedział, że to samobójstwo, ale kochał ją nad życie. Kochał i nie chciał jej stracić. W kilka minut pozbył się mechanizmu. Zaczął powoli odczuwać tego skutki, a na klatce piersiowej była krew. Zdołał wyjść na korytarz, trzymając się ściany. Obraz się zamazywał, ale nie chciał się poddać. Ostatkami sił doszedł na OIOM. Rhodey był przerażony.

Rhodey: Tony, co ty zrobiłeś?!
Tony: Daj... im... to
Rhodey: Tony!

Upadł nieprzytomnie na podłogę. Krzyk usłyszał lekarz i natychmiast sprawdził, kto go powoduje oraz dlaczego.

Dr Yinsen: Rhodey, ty mu na to pozwoliłeś?
Rhodey: Przysięgam, że nie! Błagam, proszę coś zrobić!
Dr Yinsen: Coś powiedział, nim zemdlał?
Rhodey: Mam dać ten implant

Podał mu urządzenie, a dr Yinsen sprawdził, czy chłopak nadal żyje. Sprawdził bicie serca, puls i oddech. Jego mina sugerowała, że musieli przygotować się na najgorsze. Choć uspokoiły się klęski żywiołowe, rannych i ofiar ciągle przybywało. To była apokalipsa.
Rhodey liczył, że to zły sen i nic się nie dzieje naprawdę. Specjalista wziął mechanizm i wszczepił Pepper. Od razu mógł pozbyć się respiratora, gdy znowu oddychała bez przeszkód. Role się odwróciły. Teraz to Tony umierał. Gdy Pepper powoli się wybudzała, na sąsiednim łóżku trwała walka o życie. Przyjaciel za pozwoleniem był przy niej, a Virgil wraz z Robertą mieli się zjawić. Część szkód została naprawiona.

Pepper: Rhodey, gdzie... Gdzie ja jestem?
Rhodey: Dobrze, że żyjesz. Miałaś szczęście. Jesteś w szpitalu
Pepper: Co... się stało?
Rhodey: Coś miało spaść i ty się na to rzuciłaś, by go... ochronić
Pepper: Tony? Jest tu?

Rhodey zamilknął. Wskazał na łóżko obok. Wtedy spostrzegła coś na klatce piersiowej.

Pepper: Co to tu robi?
Rhodey: To cię uratowało
Pepper: O nie! Tony!

Spojrzała znowu w tamtą stronę. Blada twarz, zamknięte oczy.

Pepper: Rhodey, czy on...
Rhodey: Nie wiem. Lekarz zaraz nam powie

I jak na zawołanie pojawił się Ho w zakrwawionym fartuchu.

Dr Yinsen: Witaj, Pepper. Jak się czujesz?
Pepper: Dobrze, ale... co z Tony'm?
Dr Yinsen: Jest w śpiączce. Od Roberty zależy, czy dalej go utrzymywać przy życiu. Nie wiadomo, czy odzyska przytomność
Rhodey: Aż tak źle? Czy to przez pozbycie się implantu?
Dr Yinsen: Tak. Już skontaktowałem się z waszymi rodzicami. Na szczęście nic im się nie stało. Byli daleko od centrum klęski
Pepper: On nie może umrzeć! Nie może! Ja go kocham!
Dr Yinsen: Powiedział tak samo, gdy prosił mnie o wszczepienie ci jego implantu

Pepper się rozpłakała. Nie mogła w to uwierzyć. Nie mogła pojąć, dlaczego on ma umrzeć. Nagle zjawili się Virgil z Robertą. Kobieta poszła porozmawiać z lekarzem na osobności.

Roberta: Czy to prawda? Tony nigdy się nie obudzi?
Dr Yinsen: Niestety, ale możliwe, że tak. Nie mam innego implantu, a sam wyrwał go sobie, by przeżyła Pepper. Jeszcze nigdy nie spotkałem się z tak wielką miłością
Roberta: Obiecałam Howardowi, że będę się nim opiekować
Dr Yinsen: Spokojnie, Roberto. Nikt cię nie obwinia. Od ciebie jedynie zależy, czy mam go odpiąć od aparatury, czy też nie
Roberta: Dajmy mu czas
Dr Yinsen: Bez implantu nie będzie w stanie żyć
Roberta: To jakiś koszmar. Myślałam, że nie będzie drugiego końca świata, Że pierwszego nie przeżyję, a teraz to. Co z Pepper?
Dr Yinsen: Wróci do zdrowia, a implant jest tymczasowy. Uszkodzenia się naprawią. O dziwo ma możliwość szybkiej regeneracji. Zupełnie, jakby nie była człowiekiem
Roberta: Mam nadzieję, że Tony wróci do nas

W wiadomościach mówiono o skutkach katastrofy. Wiele osób zginęło. Virgil siedział przy swojej córce i cieszył się, że żyła, ale jej przyjaciel nie miał tyle szczęścia.

Virgil: Jak dobrze, że żyjesz. Bałem się, że ciebie stracę
Pepper: A jednak jestem tu, ale Tony...
Virgil: Będzie dobrze, Pepper

Nagle Rhodey musiał iść, bo lekarz miał do zrobienia pewne czynności medyczne. Usiadł na korytarzu i zaczął myśleć, co zrobić, jeśli Tony nigdy się nie obudzi. Co zrobić, gdy cały świat będzie potrzebował Iron Mana, a jego już nie będzie? Co zrobić, gdy straci się brata? Na te i inne pytania próbował sobie odpowiedzieć. Roberta dalej rozmawiała z lekarzem.

Roberta: Tony zawsze był silny. Musi dać radę
Dr Yinsen: Nie będę ci dawać złudnych nadziei, ale za niedługo wysiądą pozostałe narządy, jak mózg i serce
Roberta: Dlaczego to musi się dziać?! Dlaczego?!
Dr Yinsen: Nie wiem

Niespodziewanie na kardiomonitorze Tony'ego pojawiła się pozioma, ciągła linia.

Dr Yinsen: Wiedziałem, że tak będzie
Roberta: Ratuj go!
Pepper: Tony! Nie! Nie zostawiaj mnie! Proszę

Rhodey wbiegł do sali. Byli przerażeni, a jedynie Virgil był spokojny. Lekarz użył defibrylatora. Strzelił raz. Nic. Strzelił drugi raz. Ten sam rezultat. Użył adrenaliny, która również nie poskutkowała. Pepper słyszała jedynie pisk z maszyny i widok ciągłej inii dał jej znać, że ukochany odszedł. Przytuliła się do Rhodey'go. Oboje płakali.

Pepper: Rhodey... to nie... może się dziać
Rhodey: Nie wierzę. Przegrał. To nie do wiary
Roberta: A jednak. Stało się
Dr Yinsen: Przykro mi
Pepper: Nie! Nie!

Koniec

Part 200: Mojemu mężowi odwala

0 | Skomentuj


**Pepper**

Zostaliśmy otoczeni z każdej możliwej strony. Raz padał atak z powietrza, ziemi lub pod naszymi nogami. Jedna ze zbroi wynurzyła się na powierzchnię, strzelając z unibeamu. Cała nasza trójka upadła, lecz War Machine sam zaatakował wroga, który mierzył w locie również tę wiązkę, co poprzedni. Rozdzieliliśmy się strategicznie, więc ja zajęłam się gościem nad nami, Rhodey walił czym popadnie w kolosa, co wynurzał się z ziemi, zaś Tony uderzał repulsorami w ostatniego przeciwnika. Dawaliśmy z nim radę. Jednak szczęście nie trwało wiecznie.
Gdy powaliłam "lotnika" na dół, pojawił się czwarty mocarz. Jednym ruchem przygniótł nas do podłoża.

Pepper: Geniuszu, może pora na jakiś lepszy plan?
Tony: Dobra. Daj pomyśleć
Rhodey: Eee... Nie chcę wam nic mówić, ale on nas zgniecie, jak robala
Pepper: Jak zwykle pozytywnie nastawiony do życia. Ciekawe, czemu ta Ivy na ciebie poleciała?
Rhodey: Pepper, opanuj się!
Pepper: Ej! Ja tylko jestem ciekawa
Tony: Uspokójcie się i wymyślmy coś!
Rhodey: Dobra, więc skopiowali twoje schematy, tak?
Tony: Zgadza się
Rhodey: Czyli jako ich twórca znasz słabe punkty
Tony: Są starej daty
Rhodey: No i?
Tony: Musimy zwalić je z nóg... Celować w kolana!

Zrobiliśmy, jak kazał i każdy strzał mierzyłam w stopy. Jeden dziadziuś padł, drugi też leżał, zaś trzeci łatwo nie dawał za wygraną.
Nagle zauważyłam, że Iron Man zastygł w miejscu. Znowu mu odwala?

**Tony**

Dlaczego celuję do Andrew? Przecież on nie żyje. Schowałem broń. Czy to możliwe, że przeżył? Cieszyłem się z tego. Jednak reszta nie podzielała mojego zdania. Chcieli go skrzywdzić. Nie mogłem im na to pozwolić. Zaatakowałem Rhodey'go z unibeamu, zaś na Rescue użyłem mini rakiet. Ani jednego draśnięcia? Są twardzi.

Pepper: Rhodey, walnij bazooką! Niech mu się oczy otworzą!
Rhodey: Nie zrobię tego, bo go zranię
Pepper: Bez dyskusji, zgredzie! Strzelaj!
Tony: Co wy robicie? Powariowaliście?! Czemu strzelacie do Andrew?!
Pepper: Mówiłam? Strzelaj do cholery i o nic więcej nie pytaj!
Rhodey: To będzie bolało
Tony: Rhodey, oszalałeś?!
Rhodey: Nie

Wymierzył z broni w moją zbroję. Szybko użyłem mocy do pola siłowego, by odeprzeć atak. Niestety, ale pocisk był silniejszy, aż trafił zarówno mnie, jak i Andrew. Spadałem, przebijając się przez skrzynie. Nie potrafiłem wstać, a w miejsce, gdzie wcześniej widziałem dawnego przyjaciela, pojawił się wróg. Powoli wracała mi świadomość, choć nie pamiętałem poprzedniego zajścia.

Tony: Rhodey... co ja zrobiłem?
Rhodey: Doznałeś kolejnych halucynacji i zaatakowałeś nas
Pepper: Pozostała dwójka też leży i SHIELD za chwilę ogarnie ten bałagan, a ty już nigdzie nie polecisz, aż grzybki halucynki wyparują z twojej głowy
Tony: Jakie grzybki?
Pepper: Och! Odwala tobie. Jak tak dalej pójdzie, załatwię od Victorii kaftan bezpieczeństwa
Tony: Pepper, przesadzasz
Pepper: Ja przesadzam? Ja przesadzam?!
Rhodey: Spokój! Wracajmy do bazy... Wstaniesz sam?
Tony: Raczej tak

I od razu tego pożałowałem. Miałem zawroty głowy, a w dodatku obraz mi się zamazywał. Upadłem, mdlejąc.

<<Włączono autopilota>>

**Rhodey**

Zacząłem się poważnie bać tych ataków halucynacji u Tony'ego. Musieliśmy poradzić się specjalisty, co zrobić. SHIELD przymknęła złoczyńców. konfiskując zbroje, więc plan się powiódł.
Po znalezieniu się w zbrojowni, odłożyliśmy pancerze, zaś chorego zabraliśmy do pokoju medycznego. Dziewczyny już tam nie było. Pewnie siedziała z Mattem. To nawet dobrze. FRIDAY ponownie przeskanowała organizm, gdy my usiłowaliśmy skontaktować się z dr Yinsenem. Moją uwagę przykuł wynik analizy czyjegoś DNA. Pepper od razu się wkurzyła, uderzając pięścią o blat stołu.

Rhodey: Pepper, starczy! Wiem, co czujesz, ale pokonamy ją
Pepper: Ta cholera ciągle wraca i kurwa, agenci nie mogą jej zamknąć na stałe!
Rhodey: Spokojnie, bo się spalisz... Teraz dowiedzmy się, czy da się Tony'emu pomóc

Nawiązaliśmy bezpieczne połączenie z lekarzem. Dla ułatwienia kontaktu przełączyliśmy się przez komputer na wideorozmowę.

Dr Yinsen: Witajcie. Nie wiedziałem, że tak szybko się ze mną skontaktujecie... Mówcie, jaki macie problem?
Rhodey: Chodzi o Tony'ego
Dr Yinsen: Pewnie ma efekty po odstawieniu starego implantu... Towarzyszyły mu zawroty głowy, dezorientacja, czy też...
Pepper: Ktoś go otruł!
Dr Yinsen: Jak?
Pepper: Ta pierdolona suka musiała maczać w tym palce! Podszyła się pod pana i dała truciznę Tony'emu!
Dr Yinsen: Rozumiem twoje zdenerwowanie, ale co dokładnie się dzieje?
Rhodey: Ma w organizmie środek halucynogenny
Dr Yinsen: No to bardzo niedobrze


--**---

200 part. Czy ktoś jeszcze pamięta wyzwanie z 100 rozdziałów "W sieci"? Pobity rekord, ale to nie wszystko. Pozostało 166 i myślę, że też to jest możliwe. Dzięki TonyPepper, Alison (później Pepper) oraz innym czytelników ten blog rozpoczął swoją podróż. Wytrwacie do końca? Sama nie wiem, kiedy zakończę bloga. Być może nigdy.

Part 199: Atak zbroi

0 | Skomentuj



~*Sześć godzin później*~

**Katrine**

Wstałam o dziewiątej z łóżka i nadal nie było nikogo poza mną. Czułam się dziwnie, lecz nie musiałam znosić okropnego bólu głowy, jak wcześniej. Na stoliku znalazłam talerz z tostami oraz sok winogronowy. Do tego była dołączona kartka.

Hej, Katty. Przyniosłem ci śniadanie.
Na pewno jesteś głodna. Oby tobie zasmakowało.
PS: Gdybyś czegoś potrzebowała, siedzę nad odrabianiem lekcji w pokoju.
Trzeba nadrobić zaległości :)
Matt


Katrine: Jaki ty uroczy, Matty

<<Dla ciebie zrobi wszystko>>

Katrine: Eee... Kim ty jesteś? Kto się tu ukrywa?

<<Przepraszam... Chciałam upewnić się, że wszystko z tobą w porządku... Nie bój się. Nikt cię tu nie skrzywdzi>>

Katrine: Na pewno?

<<Bez obaw. Hydra nie wie o tym miejscu>>

Katrine: Czy można wiedzieć, jak się nazywasz, komputerku?

<<Bystra jesteś... Nazywam się FRIDAY>>

FRIDAY? Kto wymyślił tak dziwną nazwę? Pewnie ojciec Matta, nim kopnął w kalendarz. Niby umarł, a Iron Man wciąż działa.
Gdy chciałam wyjść, drzwi zatrzasnęły się. Uruchomił się jakiś protokół bezpieczeństwa i ciągle dzwonił alarm. Dlaczego?

**Tony**

Powoli otwierałem oczy. Gadania mojej rudej nie dało się uniknąć. Do tego szykowały się kłopoty w mieście. Musiałem uzbroić się w zbroję. Jednak dźwięk ucichł. Zauważyłem Rhodey'go, który wyłączył ostrzeżenie. Chciałem lecieć na akcję, ale nie mogłem ruszyć kończynami. Co się stało? Czemu mnie związali?

Rhodey: Pepper, skończ gadać. Obudził się
Tony: Rhodey? Dlaczego jestem związany? Odbiło wam?
Pepper: Nam?! To ty jesteś chory!
Rhodey: Tylko na niego nie krzycz
Pepper: Oj! Ja wiem, co mam mówić do własnego męża! Tony, ty idioto! Czemu zachowywałeś się, jak ćpun po prochach?! Mało brakowało, a posunąłbyś się do rękoczynów
Tony: Co?! Rhodey, czy to prawda?
Rhodey: Niestety, dlatego nigdzie nie lecisz
Tony: Ludzie są w niebezpieczeństwie!
Rhodey: Zajmę się tym
Tony: Nie dasz rady. Przecież już dawno nie walczyłeś
Rhodey: A ty nie możesz... FRIDAY, przeskanuj organizm Tony'ego w poszukiwaniu substancji toksycznych

<<Skanowanie...>>

Tony: Pepper, zraniłem cię?
Pepper: Jeszcze nie... Ty coś pamiętasz ze swojego odpału?
Tony: Jak przez mgłę, więc raczej nic

<<Analiza dobiegła końca. W organizmie jest aktywny specjalny środek halucynogenny, powodujący urojenia, zaburzenia psychiczne, które w głębszym stopniu mogą trwale uszkodzić układ nerwowy>>

Tony: Jak do tego doszło?
Pepper: Na pewno nic tobie nie podawali?
Tony: Moment... Coś było

Przypomniałem sobie moment, kiedy obudziłem się z koszmaru. Doktorek mnie uspokajał, a potem uśmiechnął się i coś mi podał. Cholera! Jeśli Madame Mask nadal pozostała na wolności, to ona wtedy była w bazie powietrznej SHIELD.

Pepper: Tony, co się dzieje?

Nagle usłyszałem, jak w wiadomościach mówili o zamieszkach w mieście z użyciem... zbroi. Przyjrzałem się temu, rozpoznając skradzione schematy pierwszych modeli Iron Mana. Pancerz specjalny, War Machine i prototyp Iron Mongera. Wszystkie siały chaos i spustoszenie, a ja nie mogłem nic zrobić.

Pepper: Tony...
Tony: Rozwiąż mnie... Muszę działać
Rhodey: Ale nie sam... Lecę z tobą
Pepper: I ja też!
Tony: Pep, ktoś powinien zostać z Mattem i tą dziewczyną
Pepper: FRIDAY tu jest. Zresztą, można poprosić Robertę o pomoc
Rhodey: Nie ma mowy. Masz zostać. Będę go pilnował

Uwolnił mnie z lin i wskoczyłem do zbroi. Razem polecieliśmy w centrum ataków.

**Pepper**

Nie ma mowy, że uniknę takiej szalonej rozrywki. To świetna okazja, by przetestować Rescue. Komputer powiedział mi sposób na kamuflaż. I tak o to leciałam za tymi głąbami. Drugie dodatkowe oko do chronienia bezmózga się przyda.
Gdy znaleźliśmy się na miejscu, przestępcy byli w spoczynku. Nic nie robili. O co chodzi? Czyżby podstęp?

Tony: War Machine, widzisz to, co ja? Chyba nie poddali się dobrowolnie
Rhodey: Bądźmy czujni... Wojna wisi w powietrzu
Tony: Skąd wiesz?
Rhodey: Bo czekają na coś
Pepper: Ale się nie doczekają
Tony, Rhodey: PEPPER?
Pepper: Nie da się was upilnować z daleka
Tony: Wracaj do bazy! Tu nie jest bezpiecznie!
Pepper: Oj! Na razie jest cisza
Tony: Pepper!

Zostałam trafiona jakiś laserem, który z łatwością mnie powalił na ziemię. System nie odpowiadał. Chłopaki podlecieli do mnie, lecz znowu nastąpił strzał.

Part 198: Rescue

0 | Skomentuj

**Rhodey**

Dawno nie widziałem Tony'ego w tak dobrym humorze. To trochę podejrzane, choć mnie też ucieszyła ta wiadomość o śmierci dawnej sąsiadki. Oby już nikt nie popsuł nam życia. Niebawem wrócę do walki z przestępczością, lecz najpierw te ważniejsze sprawy. Muszę podołać w roli przyszłego tatuśka. Najpierw czeka mnie rozmowa z rodzicami.
Z zamyśleń wyrwał pisk Pepper. Brawo, geniuszu. Zrobiłeś to. Czyli koniec świata nadchodzi.

Pepper: Nie wierzę. Nie wierzę! Tony, czy to...
Tony: Aha! Przedstawiam ci najnowszy model zbroi. Oto Rescue
Pepper: Wow! Jest świetna! Mogę ją przetestować?
Tony: Hehe! Nie tak szybko... Najpierw powinnaś poznać jej funkcje... Dostosowana do misji szpiegowskich z elementami niewidzialności oraz podstawowego rdzenia mocy. Rescue sprawdza się lepiej w powietrzu ze względu na swoją lekkość, więc my z War Machine będziemy cię wspierać w walce
Pepper: Hahaha! Nie potrzebuję pomocy. Sama mogę połamać kilka kości wrogom
Rhodey: No i widzisz, co narobiłeś?
Tony: Dość długo się wahałem, ale zobaczymy, czy zrobiłem błąd... Podoba się?
Pepper: No pewnie, że tak. Hahaha! Strzeżcie się złoczyńcy! Nadchodzi Rescue!
Tony: Jazdę próbną zrobisz później
Rhodey: Żeby nie zdemolowała w jedną noc pół Nowego Jorku
Pepper: Ej! To było naprawdę wredne. Nadal jesteś zły za grzebanie w komórce?
Rhodey: Tak, lecz na szczęście nie napisałaś do niej nic głupiego
Pepper: Wiesz... Yyy...
Rhodey: Pepper...
Pepper: Chciałam to zrobić
Rhodey: Pepper!

Zacząłem się gonić z rudą, a nasz geniusz próbował nie paść ze śmiechu. Wyglądało to dosyć zabawnie, zaś jej piski tylko dawały więcej satysfakcji. Ciekawe, jak długo wytrzyma?

**Tony**

Wiedziałem, że Rhodey jedynie się z nią droczył, więc raczej nie spadnie ani jeden rudy włos z głowy. No chyba, że będzie biegał za Pep z nożyczkami.
Kiedy oni robili ze zbrojowni szkolny plan zabaw, zbadałem zwłoki w pomieszczeniu medycznym. W tym samym, gdzie leżała Katrine. Matt czekał, aż się obudzi.

Tony: Wyliże się... Nie martw się
Matt: Może i racja, ale mogła zostać bardziej ranna
Tony: Hej! Ocaliłeś ją. Jest dobrze
Matt: A czemu sprawdzasz ciało tej baby?
Tony: Chodzi mi o moce maski, czy wpłynęły jakoś na jej zachowanie, ale... Nie wierzę... FRIDAY?

<<Przepraszam cię, Tony. Twój system obronny działa na każdego przeciwnika i wymierzyłam w nią bronią>>

Matt: Tato, co się dzieje?
Tony: Pepper nie będzie zachwycona
Matt: Czemu?
Tony: Madame Mask... Ona... Ona wciąż żyje

Poczułem strach o swoją rodzinę. Zbyt piękne, by mogło być prawdziwe, bo ktoś inny miał maskę. Wcześniej leżała przy ciele, więc oszustka musiała tu wrócić. Powinienem powiedzieć o tym reszcie, zaś DNA z włosa utwierdziło mnie w przekonaniu o planie wariatki.
Po wyjściu z lecznicy, nie widziałem swoich przyjaciół. Moje serce zabiło bardziej na widok starych wrogów. Mandaryn i Kontroler? Nie. Nie!

Tony: Jakim cudem wy żyjecie?! Odejdźcie stąd! FRIDAY, celuj w nich!
Pepper: Tony, co z tobą? Źle spałeś?
Tony: Odejdź, Gene! Ty... Ty nie istniejesz!
Rhodey: Tony, coś ty brał za świństwo? Nafaszerowali cię dragami w SHIELD?
Tony: Kontroler? Nie! Tylko nie to! Co ty tu robisz?! Jakim prawem nadal jesteście żywi?!
Pepper: Oprzytomnij, głupku!
Tony: FRIDAY, strzelaj!

<<Nie wykonam tego rozkazu>>

Tony: Zrób to! Nie sprzeciwiaj się swojemu stwórcy! Zabij ich!
Rhodey: Kompletnie tobie odbiło?! Posłuchaj, co ty mówisz!
Pepper: Tylko w jeden sposób wróci do normalności
Rhodey: Pepper, nie rób tego!

Zbroja była tak daleko, a wrogowie znajdowali się coraz bliżej. Wpadałem w jeszcze większą panikę, aż poczułem, jak czymś oberwałem w głowę. Klucz francuski? Mrugnąłem raz, widząc na nowo swoich bliskich.

Tony: Co.. to... było?

Ledwo spytałem, pogrążając się w ciemności

**Katrine**

Obudziłam się w jakimś dziwnym pomieszczeniu. Nie wiedziałam, gdzie się znajdowałam. Próbowałam kogoś zawołać, bo byłam zaniepokojona. Chciałam usłyszeć wyjaśnienia. Do sali wbiegł... Matt? To on mnie tu zabrał?

Katrine: Gdzie... jestem?
Matt: W bezpiecznej kryjówce, więc nic ci nie grozi... Chyba nie... Nieważne... Dobrze się czujesz?
Katrine: Dziwne... Chyba oberwałam w makówkę... Jedyne, co pamiętam, to rozkaz matki. Chciała mnie porwać... Nie udało jej się
Matt: Bo twój anioł nad tobą czuwa
Katrine: Anioł?
Matt: Taki opiekun z nieba

Cmoknął mnie w czoło i zostałam sama. Ponownie pogrążyłam się we śnie, zasypiając.

Part 197: To twoja sprawa

0 | Skomentuj

**Matt**

Szybko wskoczyłem do zbroi War Machine, by odnaleźć Katrine. Miała rację, co do obserwatora. Na pojazdach widniało logo Hydry, więc musiałem pozostać niezauważony. Niestety, ale ten pancerz nie mógł stać się niewidzialny. Mogłem tylko lecieć wysoko, zakrywając się wieżowcami.
Po dwóch godzinach, zauważyłem uciekającą dziewczynę. Ostrożnie przyjrzałem się bliżej. Tak. Znalazłem ją, ale jej matka również to zrobiła, blokując drogę ucieczki.

Madame Hydra: Już nie masz, dokąd uciec. Wróć do mnie i zostaw ojca na zawsze. Dam tobie wszystko, czego zapragniesz
Katrine: Nie! Ty kłamiesz! Nigdzie z tobą nie pójdę!
Madame Hydra: Chciałam z tobą po dobroci, lecz nie pozostawiłaś mi innego wyboru... Brać ją!
Katrine: Pomocy!
Madame Hydra: Nikt cię nie usłyszy, Katrine. Jesteś moja
Matt: Nie byłbym taki pewien!

Wystrzeliłem kilka rakiet z arsenału, które odrzuciły samochody z agentami na drugi pas ruchu. Jedni zaczęli strzelać pistoletami, choć byłem na nie odporny. Jednak coś tu nie pasowało. Wykryłem więcej oznak życia. Nie! Proszę cię, Duch! Nie mieszaj się do tego! Może stał niezauważony, ale wyczuwałem jego obecność. I tak moim zadaniem zostało uratowanie Katrine.
Nagle wszystkie auta zaczęły wybuchać jedno za drugim, że kończył mi się czas. Pewnie on podłożył ładunki. Nie chciałem z nim walczyć i od razu chwyciłem ją, zabierając do zbrojowni.

Matt: FRIDAY, w jakim ona jest stanie?

<<Niegroźny uraz głowy i utrata przytomności nie stanowią zagrożenia dla jej życia>>

Matt: Całe szczęście

<<Ostatni raz tobie pomagam w czymś tak szalonym>>

Matt: Wiem, ale potrzebowała mojej pomocy

<<I co zrobisz?>>

Matt: Muszę skłonić rodziców, by pozwolili zostać Katrine z nami

<<Mierzysz za wysokie progi, Matt>>

Matt: Ech! Taki już jestem

**Rhodey**

To była zaledwie chwila, kiedy Matt bez pozwolenia zabrał mój pancerz. Co oni chcą od mojego War Machine? No nic. Na szczęście wrócił w jednym kawałku. Pilot też. Jednak nie spodziewałem się jakiejś dziewczyny. Później go opieprzę za kradzież, bo sprawy z Ivy były ważniejsze. Widziałem, że bardzo się martwił nastolatką i nawet zdecydował zabrać ją do pomieszczenia medycznego.

Rhodey: Wybacz, że dzwonię tak późno... Obudziłem cię?
Gen. Stone: Nie mogę spać
Rhodey: Przez ciążę?
Gen. Stone: Jakbyś zgadł... Rhodey, jutro przylecę do ciebie, bo musimy pogadać twarzą w twarz. Zgodzisz się, że trzeba mieć jakiś plan. Mój ojciec wie, a twoi rodzice?
Rhodey: Heh! Niebawem się dowiedzą
Gen. Stone: Nie ukrywaj tego w nieskończoność
Rhodey: Jak się czujesz? Mdłości przeszły?
Gen. Stone: Rzygałam, jak kot! I nie! Nie czuję się lepiej!
Rhodey: Ivy, nie denerwuj się. W takim stanie nie możesz
Gen. Stone: Czekałam, aż odpiszesz na SMS-a
Rhodey: No wiem... Miałem rudy problem
Gen. Stone: Rudy?
Rhodey: Pepper naruszyła moją prywatność i zabiłbym ją, gdyby nie powstrzymał mnie jej mąż
Gen. Stone: Hahaha! Zalazła ci za skórę, co? A twój przyjaciel ma się lepiej?
Rhodey: Szybko go wypisali, ale musi na siebie uważać i ja będę miał na niego oko
Gen. Stone: Może zacznij uczyć się, jak być tatuśkiem, niż niańczyć swojego kumpla?
Rhodey: Ivy, ja...
Gen. Stone: Oj! Nie wywiniesz się. Twoi rodzice muszą poznać prawdę i przygotuj się na dziecko
Rhodey: Jeszcze mamy czas
Gen. Stone: Pozorny zawsze ubezpieczony
Rhodey: Chyba masz rację
Gen. Stone: I mam... Do zobaczenia wkrótce, Rhodey
Rhodey: Dobranoc, Ivy

Gdy rozłączyłem się, usłyszałem alarm. Świetnie. Tony miał zamiar lecieć, ale nie mogłem mu na to pozwolić. Z małymi złodziejaszkami policja sama da radę. Pomyślałem, żeby pogadać z nim na osobności. W tej sprawie nie mogłem liczyć na pomoc Pepper. Po tym, co zrobiła... Lepiej niech się cieszy życiem w jednym kawałku. Następnym razem oberwie podwójnie.

Tony: Coś nie tak?
Rhodey: Jest gorzej, niż myślałem
Tony: Co takiego?
Rhodey: Ivy tu leci
Tony: Auć!
Rhodey: A moja mama z tatą nic o tym nie wiedzą
Tony: Po raz drugi... Auć!
Rhodey: I co ja mam zrobić, Tony? Jesteś moją jedyną nadzieją
Tony: Hmm... Nie widzę tu żadnego problemu. Musicie ze sobą porozmawiać, a twoi rodzice powinni wiedzieć, co się szykuje. Hahaha!
Rhodey: To nie jest śmieszne!
Tony: Ludzie mają jeszcze większe kłopoty, a ty jedynie powinieneś powiedzieć im, co zaszło między tobą, a Ivy
Rhodey: Szaleństwo!
Tony: Być może

---**---

Mam problemy z internetem, więc wybaczcie za dłuższy poślizg, gdyby taki nastąpił :)

Part 196: Totalna katastrofa

0 | Skomentuj

**Tony**

Nie potrafiłem inaczej zareagować, niż zaśmiać się z jej słów. Wciąż pamiętałem temat ostatniej rozmowy z Rhodey'm. Na pewno podoła w byciu tatusiem, a Pep musi zrozumieć, że też szuka szczęścia w drugiej połówce. Myślałem, że mnie zabije za ten głupawy uśmieszek, ale dawno nie było na to okazji. Uwielbiam, gdy traci nad sobą kontrolę. Pierwszy raz nie czułem bólu. Może ten nowy implant będzie w stanie przekazać więcej mocy do zbroi. Coś czułem, że jeszcze dziś się mogę o tym przekonać.

Pepper: Śmiejesz się ze mnie? Poczekaj, aż wrócimy i ci wybiję te twoje perełki!
Tony: Hahaha! Pep, spokojnie... Rhodey też zasługuje, by być szczęśliwym. Naprawdę tak duży masz z tym problem?
Pepper: Tony, ty nie rozumiesz. On ma dziecko z inną kobietą!
Tony: Skąd wiesz? Oj! Na pewno Rhodey milczał w tej sprawie, więc... Włamałaś się do jego telefonu?
Pepper: Ja?! Nie!
Tony; Mów prawdę, bo jeśli się nie przyznasz, jak się dowiedziałaś, przetopię twoją zbroję
Pepper: Że, co zrobisz?! NIE! NIE RÓB TEGO! TONY!

Jej krzyki musiał usłyszeć każdy. Doktorek pojawił się błyskawicznie, a za nim wparował przyjaciel z moim synem. Świetnie, a FRIDAY wciąż stała przy łóżku bez żadnej reakcji. Wszyscy byli przerażeni, ale od razu się uspokoili, nie widząc zagrożenia.

Dr Yinsen: Co się dzieje? Czemu tak krzyczysz?
Tony: Po prostu troszeczkę pogroziłem naszej papryczce
Pepper: Papryczce?!
Rhodey: Tony, ja się cieszę, że w końcu zdrowiejesz, ale drażnić się z nią będziesz, jak wrócisz do domu
Pepper: Rhodey?
Rhodey: Tak?
Pepper: Chyba coś zgubiłeś. Hahaha!
Rhodey: Tony, pozwoliłeś jej na to?!
Dr Yinsen: Przestańcie krzyczeć... Wszystko gra?
Tony: Oczywiście
Pepper: Kto to jest Ivy?
Rhodey: Zabiję! ZABIJĘ! ODDAWAJ MI MÓJ TELEFON!
Pepper: Eee... Nie. O! Matt, zapomniałam powiedzieć, że Katrine do ciebie dzwoniła
Matt: Mamo! Dlaczego mnie nie obudziłaś?!
Dr Bernes: CISZA! Natychmiast stąd wyjdźcie i dajcie nam pracować!
Dr Yinsen: Dobrze mówisz... Poczekajcie na zewnątrz

Cała trójka wyszła za rozkazem lekarki. On jedynie sprawdził pracę nowego mechanizmu, diagnozując objawy, które mogłyby być groźne. Victoria jedynie przyglądała się zbroi w spoczynku. Sama naprawiła uszkodzenia, więc mogłem walczyć. Wystarczy tylko się stąd wydostać.
Kiedy analiza pikadełka dobiegła końca, otrzymałem do ręki wypis. Nie tego się spodziewałem.

Dr Yinsen: Nie będę cię dłużej zatrzymywał, ale musisz na siebie uważać. Twój organizm przez kilka dni może dziwnie reagować na zmiany, bo od teraz rozrusznik ładujesz raz na tydzień, więc nie zdziw się, kiedy poczujesz się senny przy braku zmęczenia. Mogą pojawić się też problemy z koncentracją, całkowite otępienie, czy zwykłe zawroty głowy... Tony, pamiętaj, żeby nie lecieć od razu na misję. Potrzebujesz przyzwyczaić się do nowej sytuacji... Będziesz dbał o siebie?
Tony: Będę uważał, lecz jako Iron Man zawsze podejmuję ryzyko... Czy mogę dostać zapasy leków dożylnych?
Dr Yinsen: W porządku... Już wcześniej o tym pomyślałem... Dzwoń, gdyby działo się coś niepożądanego i ujarzmij furię swojej żony
Tony: Hehe! Z tym ostatnim zawsze mam problem
Dr Yinsen: Powodzenia, Iron Manie

Uśmiechnął się głupawo, uwalniając mnie z kabli oraz wszelkich urządzeń. Wszedłem do zbroi i wychodziłem z helikariera, zabierając ze sobą Pepper, Rhodey'go i Matta. Wracaliśmy do domu, choć wpierw musiałem zahaczyć o zbrojownię.
Po znalezieniu się na miejscu, byłem w szoku, co zobaczyłem. Martwe ciało Madame Mask. Ktoś musi składać wyjaśnienia. Zresztą, nigdy jej nie lubiłem, ale chciałem znać prawdę, jak doszło do zabójstwa.

**Matt**

Katrine znowu dzwoniła. Pięć nieodebranych połączeń. Wykorzystałem czas, gdy FRIDAY relacjonowała przebieg walki z wariatką, by porozmawiać z ukochaną na spokojnie. Przeszedłem nieco dalej od zbrojowni. Jednak nadal nie spuszczałem ich z oczu. Mama była wściekła i to mogło się źle skończyć.

Matt: Katrine?
Katrine: Matt, czy to ty?
Matt: Spokojnie. Jestem sam... Przepraszam cię za moją mamę, ale chyba nie miała nic lepszego do roboty... Jeśli nie usłyszysz pisków, to wszyscy żyją
Katrine: Jeju! Tak źle?
Matt: Wujek się też wkurzył, bo szperała mu w telefonie... Katrine, wszystko gra?
Katrine: Uciekłam od ojca i nie mam, gdzie mieszkać... Czy to byłby problem, gdybym...
Matt: Ej! Nie ma problemu. Wpadnij do mnie
Katrine: Na kilka dni, aż się uspokoi
Matt: O co poszło?
Katrine: Chciałam z tobą pojechać na wycieczkę, a on mnie zamknął w pokoju. Uciekłam przez okno, lecz najgorsze jest to, że ktoś ciągle obserwuje każdy mój ruch
Matt: Kto?
Katrine: Moja matka

Z przerażenia upuściłem telefon na podłogę. Bałem się o nią i musiałem coś zrobić. Raczej ojciec się nie pogniewa, gdy "pożyczę" zbroję.

Part 195: Każda blizna ma swoją odrębną historię

0 | Skomentuj

**Tony**

Obudziłem się w dziwnym pomieszczeniu. Na szklanych drzwiach był znak orła, a mnie otaczały trzy postacie. Dwóch znanych mi lekarzy oraz zbroja. Wszystko wydawało się takie prawdziwe. Wstałem z łóżka, odpinając od siebie wszelkie urządzenia. Szedłem powoli po helikarierze, mijając puste pomieszczenia. Nikogo nie widziałem, lecz wydawało mi się, że kogoś słyszałem.

Pepper: Tony, jestem tu... Słyszysz mnie?
Tony: Pepper? Pepper, nie widzę cię! Gdzie jesteś?!

Biegłem najszybciej, jak się dało, próbując odnaleźć ukochaną. Miałem wrażenie niekończącego się korytarza. Przestrzeń się wydłużała, ale nie byłem w stanie wrócić do początku. Jedna ze ścian uciekała w dal, zaś ta druga próbowała mnie zatrzasnąć w pułapce.
Nagle usłyszałem hałas silnika i czyjś krzyk. Poczułem piekielny ból, rozrywający moje ciało wraz z rzeczywistością. Upadłem na kolana, krzycząc, aż wszystko popękało, niczym szkło.

Tony: Pepper!
Dr Yinsen: Tony, spokojnie... Jak się czujesz?
Tony: Gdzie ona jest?
Dr Yinsen: Przykro mi to mówić, ale nie żyje
Tony: Co?!
Dr Yinsen: Zabiłeś ją
Tony: To... To nie może być prawda... To musi być najgorszy... sen

W jednej chwili uświadomiłem sobie, iż wciąż śniłem najstraszliwsze koszmary. Gwałtownie się obudziłem, a jedna z maszyn głośno piszczała.

Dr Yinsen: Tony, Tony. Już dobrze. Oddychaj spokojnie
Tony: Pepper... czy ja ją... zabiłem?
Dr Yinsen: Oj! Musiałeś mieć bardzo zwariowany sen. Heh! Nic jej nie jest
Tony; Nie chciałbym... go znowu... przerabiać
Dr Yinsen: Nie martw się. Wszyscy żyją i tylko czekają, by z tobą się zobaczyć

Uśmiechnął się i znowu zrobiłem się senny przez jakiś lek. Poczułem, jak bicie serca zwalnia. Uspokaja się.

~*Godzinę później*~

**Pepper**

Chciałam wrócić do domu i paść na łóżko, ale nadal nie wiedziałam, co się działo z Tony'm. Rhodey na chwilę przysnął tak samo, jak Matt. Czekaliśmy na jakieś informacje. Ciągłe te piski urządzeń przyprawiały mnie o zawał. Nie chciałam go stracić.
Gdy miałam pójść po kawę, usłyszałam telefon. Dzwonił do Matta. Nie budziłam syna, więc dyskretnie sprawdziłam, kto dzwonił. Hmm... Katty? Katrine? Odebrać, czy dać jej spokój? Hmm... Odbiorę. Co mi szkodzi?

Katrine: Hej, Matt. Nie śpisz? Potrzebuję twojej pomocy
Pepper: Hej, tu mama Matta. Jeśli chcesz z nim pogadać, zadzwoń później lub powiedz, co mam przekazać
Katrine: Yyy... Zadzwonię później

Szybko się rozłączyła. Na pewno liczyła na rozmowę z kimś innym. Ciekawe, co od niego chce? Jeśli to coś niewłaściwego, nie pojedzie na wycieczkę. Tylko, czy on będzie w stanie na niej być? Trzy dni. Jedynie trzy dni.
Nagle znowu rozdzwoniła się komórka. Od Rhodey'go. A mnie nikt nie kocha? Nieważne. Miał jedno nieodebrane połączenie od jakiejś Ivy. O! I przyszedł mu SMS. Ciekawość mnie zżerała. Zdołałam odblokować ekran i odczytałam wiadomość. O mało nie spadłam z krzesła.


Spodziewasz się bliźniaków?

Co kurwa? Rhodey, do jasnej cholery! Nie wierzę! Czy ty... Boże! Zdradziłeś historię? To jest serio niemożliwe.

**Tony**

Znowu wróciła przytomność i zauważyłem jedną zmianę. Nie miałem w sobie implantu, ale żyłem. Jego miejsce zastąpiło coś innego. Trochę byłem zaniepokojony, lecz nie na tyle, by budzić resztę personelu. Dotknąłem ręką mechanizmu. Przypominał bardziej reaktor łukowy, choć spełniał funkcję poprzedniego urządzenia. Słyszałem, jak pracuje, a moje serce nie odrzuciło nowego wspomagacza. Jednak musiałem zapytać.

Tony: Co to jest?
Dr Yinsen: Nazywa się pikadełko. Ma w sobie cechy poprzednich rozruszników serca i zapewniam cię, że teraz będziesz czuł się o wiele lepiej
Tony: Dziękuję... Co z ładowaniem?
Dr Yinsen: Jedno na tydzień w zupełności wystarczy
Tony: Postaram się dbać o siebie
Dr Yinsen: Mam taką nadzieję
Tony: Mogę zobaczyć się z Pepper?
Dr Yinsen: Nie ma problemu. Już idę po nią

Przez drzwi weszła moja Pep. Była żywa i nic jej się nie stało. choć miała minę, jakby zobaczyła ducha. Usiadła przy łóżku ze spuszczoną głową. Sąsiadka zaatakowała? Czy ja o czymś nie wiem?

Tony: Pepper? Pepper, wszystko gra?
Pepper: Jak dobrze cię widzieć żywego. Tak bardzo się martwiłam o ciebie i nie próbuj mnie tak straszyć po raz kolejny, bo przyrzekam, że cię zatłukę własnymi rękoma, a do tego nie potrzeba zbyt wiele siły. Hahaha! Cieszę się, że żyjesz. Jak się czujesz?
Tony: Whoa! Jest dobrze, ale z tobą chyba nie. Mów, co cię gryzie?
Pepper: Gdyby mnie coś gryzło, to na pewno jakaś dziwna zmutowana pchła, co...
Tony: Zwolnij! Mów wolniej
Pepper: No, bo nie wiem, czy wiesz, ale...
Tony: Ktoś was skrzywdził?
Pepper: Gorzej... Rhodey chyba ma dziecko z jakąś kobietą

Part 194: Walka z demonami

0 | Skomentuj

**Pepper**

FRIDAY wyjaśniała ze szczegółami cały plan stworzenia nowego urządzenia, które zastąpi wadliwy implant. Żeby utrzymać Tony'ego przy życiu bez potrzebnej aparatury, doktorek włożył na niego zbroję. Jako, że czasu było niewiele, od razu skontaktował się z Victorią, która znajdowała się na helikarierze. Na szczęście Matt nie został ranny i mógł pójść z nami.
Gdy znaleźliśmy się na miejscu, Yinsen zabrał chorego do sali i za pozwoleniem Fury'ego przygotował wszystko, co potrzebował. My musieliśmy zostać, zaś lekarka czekała przed wejściem w pogotowiu.

Dr Bernes: Wcześniej wyglądał o wiele lepiej, niż teraz
Matt: To wina Madame Mask
Pepper: Jakim cudem się znalazła w zbrojowni? Dobrze, że nic ci nie zrobiła, bo przyrzekam, ale...
Matt: Ona nie żyje
Pepper: Co takiego?!
Matt: FRIDAY mnie ocaliła i teraz zrobi to samo dla taty
Rhodey: Jesteś pewny, że zabiła właściwą osobę?
Matt: No tak. Nikogo więcej nie było w pobliżu
Rhodey: Ona może zmieniać tożsamość
Matt: Wujku, będzie dobrze... Przecież nie pozbawiłaby życia niewinnej osoby
Rhodey: Może masz rację
Matt: Bo mam
Pepper: Teraz tylko, żeby Tony przeżył
Dr Bernes: Jestem przekonana, że znowu go ocali

Uśmiechnęła się do nas, dając potrzebną nadzieję na cud.

**Tony**

Nie czułem nic, ale słyszałem czyjeś głosy. Szedłem w ich stronę, lecz dźwięk stawał się coraz to mniej słyszalny, a świat ogarniała czerń. Nie miałem zbroi. Nawet byłem bez implantu. Co się dzieje? Umieram? Niemożliwe. Nigdy się nie poddaję, więc skąd ten brak energii do życia?
Nagle poczułem potężne porażenie, które wstrząsnęło moim ciałem. Przez chwilę pojawił się jasny punkt w tej ciemności. Postanowiłem iść za nim. Jednak na mojej drodze pojawili się rodzice. Martwi, bo z nich spływała krew. Dotknąłem rodzicielki, aż próbowała mi odgryźć rękę. Przeszła przeze mnie, zmieniając się w koszmarną poczwarę. Nie wiedziałem, czy śniłem, ale druga zjawa również zmieniła się w coś na rodzaj demona, który chciał mną zawładnąć. Karmił się lękami. Jeśli nie przezwyciężę lęku przed wypadkiem z przeszłości, nie obudzę się w spokoju i chyba nigdy nie ujrzę Pep.
Kiedy zjawy zaczęły krzyczeć na całe gardło. zasłoniłem uszy, a pode mną pojawiła się przepaść. Wpadłem do drugiego koszmaru. Przeklęta wyspa.

**Ho**

Tony wynalazł genialny sztuczny umysł, jakim była FRIDAY. W dwie godziny zdołaliśmy stworzyć najnowsze urządzenie, co powinno dać radę zastąpić poprzedni implant. Nie potrzebowało metalu z Arktyki, a częstość ładowania skracała się do raz w tygodniu. Świetne rozwiązanie. Oby organizm Tony'ego zaakceptował nowy wspomagacz.
Po wstawieniu mechanizmu w odpowiednie miejsce, kardiomonitor pokazywał brak funkcji życiowych. Coś było nie tak. Wezwałem Victorię do pomocy. Wystarczyło zawołać i pojawiła się, jak burza.

Dr Bernes: Co się dzieje, Ho? W czym masz problem?
Dr Yinsen: Organizm nie akceptuje nowego serca. Musisz wstrzyknąć kardiofrynę na mój znak
Dr Bernes: Dlaczego ja? Ty tego nie możesz zrobić?
Dr Yinsen: Muszę nastawić pikadełko, żeby działało
Dr Bernes: Pikadełko?
Dr Yinsen: Tak nazwałem połączenie reaktora łukowego i implantu... Nie podoba ci się?
Dr Bernes: Ach! Te twoje pomysły... Jestem gotowa

Ustawiłem potrzebną energię do pobudzania mięśnia i wtedy Victoria wstrzyknęła substancję do krwiobiegu. Stan nadal pozostał bez zmian. Chyba bez defibrylatora się nie obejdzie. Strzeliłem jedno wyładowanie o średniej mocy. FRIDAY też nic nie mówiła, znając odczyty z kardiomonitora.

Dr Yinsen: Tony, wróć do nas. Jesteś nam potrzebny
Dr Bernes: Skalibrowałeś odpowiednio "pikadełko"?
Dr Yinsen: Wszystko pasuje. Problem w tym, że coś go blokuje i nie może wrócić

**Tony**

Znowu słyszałem czyjeś słowa. Miałem wracać. No tak. Jestem Tony Stark. Mam najwspanialszą żonę, o której każdy marzy i wychowujemy razem kochanego syna. Ryzykuję własnym życiem dla ich bezpieczeństwa, a świat zna mnie pod postacią Iron Mana. Musiałem walczyć i nie dać się złamać potworom.
Miałem dość przerabiania na nowo wyspy. Wiedziałem, że nie uratowałem Stane'a. Wiedziałem, że mogłem umrzeć, ale to właśnie tam Duch pokazał swoją część człowieczeństwa. Zacząłem się szarpać z łańcuchami, które znikały wraz ze zjawami.

Tony: Mam dość kręcenia się w tym chorym śnie! Chcę wrócić!

Krzyknąłem tak głośno, aż z echa utworzył się portal. Pobiegłem w jego stronę, ale on zbliżał się do mnie. Zatrzymałem się i moje ciało znalazło światełko. Rozbłysło się na wszystkie strony, a demony uciekły, bo ciemność znikała.

<<Stan stabilny... Obudził się>>

---***---

Mówiłam. Dwie notki na dzień. Jeśli komuś nie pasuje, to trudno.
© Mrs Black | WS X X X