One shot- Daredevil vs Iron Man

1 | Skomentuj
On nie widzi.
On ma chore serce, ale oboje walczą w imię dobra.
Co się stanie, gdy dojdzie do starcia, które zadecyduje, kto będzie bronił Nowego Jorku przed końcem świata?
Oto one shot, zmieniający wszystko, co wiesz o Daredevilu i Iron Manie.
Kto będzie zwycięzcą?
Tylko jeden.
im not afraid.png
Daredevil vs Iron Man


Jest noc. Co zwykle robią przestępcy? Właśnie wtedy się ujawniają, a zwłaszcza jeden z najgorszych wrogów Iron Mana. O kim mowa? Jak zwykle o Whiplashu. Od kiedy Mandaryn szuka pozostałych pierścieni, tylko on działa na nerwy i robi problem tam, gdzie go zwykle nie ma.
No dobra. Tony trafia za biczownikiem na dzielnicę “śmiałka”-Hell’s Kitchen.


-Whiplash, gdzie się schowałeś? No pokaż się, tchórzu- rozglądał się, a Whiplasha brak


Przeszedł dalej, poszukując biczownika. Nie wierzył, że tak po prostu mu uciekł. Zwykle to działa na odwrót. On go goni, a on ucieka. Niestety, ale tym razem zniknął. Próbował go jeszcze znaleźć. Im bardziej wchodził w głąb dzielnicy, tym bardziej narażał się na zagrożenie wśród tamtejszej mafii, lecz nie oni stanowili strach, tylko Matt Murdock. Czy Iron Man wiedział, z kim może się spotkać? Niestety nie. I właśnie ta niewiedza wprowadziła w kłopoty.
Nagle wyskoczył człowiek z rogami w czerwonym kostiumie, a w rękach trzymał nunchaku (dwie pałki połączone łańcuchami). Był gotowy zaatakować, ale wpierw chciał poznać intruza.


-Czego chcesz? Co tu robisz?- spytał
-Hmm… jak to powiedzieć? Szukam takiego jednego, co prawie skrzywdził moich przyjaciół. Muszę go powstrzymać- wyjaśnił geniusz
- I akurat tak po prostu ci znikł tutaj? Ciekawe- Matt nie wierzył, że Tony znalazł się tu z tego powodu
-Ślad urywa się w tym miejscu. Naprawdę. Ja muszę go znaleźć, więc pozwól mi działać!


Daredevil wsłuchiwał się w bicie serca Tony’ego z odległości, by sprawdzić, czy kłamał. Mimo implantu nie został zmylony. Jednak jeszcze w jeden sposób mógł upewnić się, czy nie zamierza zrobić czegoś innego, a przez ludzi Hand i Kingpina, nie potrzebował innych kłopotów, jak blaszak, szukający swego drugiego nemezis.


-Jeśli już tutaj był, na pewno uciekł. Odpuść sobie i nie szukaj kłopotów w Hell’s Kitchen- ostrzegł
-Chyba nie mam innego wyboru- przygotował się do wystrzelenia repulsora
-Wiedziałem, że tak będzie- wyprzedził go, rzucając pałkami w pancerz


No i rozpoczęła się walka. Tak naprawdę walczył z nim, dlatego, że sam Tony zaczął atakować, ale przez to byli zagrożeni ze strony Hand, a Matt wolał nie zaczynać konfliktu. Jednak bronił się i uderzał nunchaku po zbroi Iron Mana. Jako, że po poprzedniej gonitwie z Whiplashem, miał uszkodzenia pancerza, był osłabiony, co dawało przewagę ślepemu prawnikowi. Tony strzelał z repulsorów, wykorzystując równoważnie energię na oszczędzenie sił do ataku przeciw biczownikowi. Nagle Tony oberwał potężną siłą w napierśnik. Daredevil wiedział, gdzie leży słaby punkt przeciwnika.


<<Uwaga. Naruszenie zbroi. Zalecana ostrożność i naprawa>>


-Bez żartów? To tylko jakieś pałki. Niemożliwe, żeby uszkodziły mi zbroję, chociaż…- zamyślił się nad kolejnym ruchem, a Matt ponownie uderzył
-Wynoś się stąd, jeśli ci życie miłe. Ostrzegam cię
-Ha! Przed czym? Przed tobą? Nie boję się ciebie. Jestem silniejszy i szybszy
-Nie wydaje mi się- zamachnął nunchaku dosyć nisko, zwalając go z nóg


Tony zdecydował się na wiązkę z unibeamu. Gdy ją wystrzelił, zauważył, jak przeciwnik zniknął. Włączył sensory, szukając ślepca. Rozglądał się uważnie w każdą stronę, analizując zakamarki mrocznej dzielnicy.


-Dziwne. Nikogo nie ma


<< Uwaga. Wykryto wroga>>


-Gdzie?- znowu spojrzał do tyłu, ale nikt tam się nie czaił


Z dachu zeskoczył Daredevil, miotając bronią w obie strony, uderzając o zbroję, która ledwo była na chodzie przez liczne uszkodzenia.


-Tony, musisz uważać. Moc się wyczerpuje- odezwał się Rhodey w zbrojowni, obserwując starcie z “śmiałkiem”
-Są jeszcze rezerwy. Nie martw się, ale mogę cię o coś poprosić?- próbował uspokoić przyjaciela
-Mów
-Sprawdź, gdzie jest Whiplash. Boję się o Pepper. Ostatnio ciągle ją śledzi- wyjaśnił z obawą i Tony znowu oberwał
-Spoko. Dam znać, jak go zlokalizuję
-Dobrze, bo ja muszę zająć się przebierańcem- strzelił z repulsorów


<< Przełączenie na rezerwy>>


-Bądź ostrożny
-Rhodey, nie przesadzaj. On jest ślepy. Dam radę
-A ty masz chore serce. Nie zapominaj o tym


Zakończył rozmowę i wrócił do walki. Pamiętał, co go spotkało. Pamiętał wszystko, co się kiedyś mu przytrafiło. Każdy element. Dokładną przeszłość.
Gdy coraz bardziej odczuwał zmęczenie i utratę mocy, użył zapasowego generatora, który był do podtrzymywania życia. Nie miał wyboru, a w walkę na gołe pięści nie został wytrenowany, ale Matt- tak. Mimo bycia ślepcem, miał wyostrzone inne zmysły, jak słuch, węch, czy dotyk. Tony gwałtownie wstał, kiedy zauważył, jak nad nimi leci Whiplash.


-No i drań się znalazł. Koniec walki. Muszę za nim lecieć
-Nie mogę ci na to pozwolić- wskoczył na niego, gdy miał unieść się wyżej nad ziemią
-Kolego, tu chodzi o moich przyjaciół!- bezmyślnie zużył energię na unibeam


Tony runął w dół, opadając z sił. Usiłował skontaktować się z Rhodey’m. Niestety na kanałach była cisza.


<< Moc spadła poniżej normy. Zalecany powrót do zbrojowni>>


-Ile mocy?- zapytał komputer


<< 30% i gwałtownie spada>>


-Nadal chcesz walczyć?- spytał Matt, czekając na odpowiedź
-Muszę… go… dorwać- odparł słabym głosem


Daredevil słyszał, jak bije słabo jego serce. Miał wrażenie, że skona, dlatego zaprzestał ataku. Schował pałki przy pasie i jedynie przysłuchiwał się dźwiękowi słabnącego organu. Wyczuwał to. Podszedł do blaszaka, który zdołał wstać.


-Nie… powstrzymuj mnie. Muszę… go… powstrzymać
-To samobójstwo
-Wiem. ale czego… się nie robi dla… przyjaciół ?- wyleciał, szukając Whiplasha


Nie wiedział, że Matt go śledził. Skakał po dachach, śledząc Iron Mana. Nie chciał, by Hand lub ktoś o wiele gorszy zrobiłby mu krzywdę. Nie chciał mieć niewinnej ofiary na sumieniu.
Po niecałej godzinie, obaj znaleźli się w tym samym miejscu, czyli obrzeża Nowego Jorku, gdzie wariat z biczami miał swoją kryjówkę. Tony bał się, że skrzywdził kogoś z jego przyjaciół. Nie wybaczyłby sobie, gdyby przez niego cierpieli. Jego najgorsze obawy się sprawdziły. Whiplash trzymał Pepper za kark.


-Zostaw ją, Whiplash! Mamy niedokończone porachunki!- podleciał bliżej wroga, a Matt przez słuch doświadczał sytuacji


Wyczuł przerażenie dziewczyny, a jej szalone bicie serca zdradzały ten stan ducha. Tony również czuł to samo, ale bardziej zgniatał obecny ból przy implancie. Wiedział, że nie powinien walczyć. Wiedział, ale chciał odzyskać Pepper całą i zdrową.


-Zrobimy tak. Jeśli strzelisz do siebie z repulsorów prosto w serce, puszczę ją wolno
-Iron Manie...nie...możesz!- krzyczała, a po policzkach spływały łzy
-Zgoda- był gotowy wymierzyć w siebie własną ręką
-Nie pozwolę na to- skoczył Matt, rzucając nunchaku na biczownika
- A ty to kto?- zdziwił się na pojawienie się kogoś dla niego nowego
-Mów mi Daredevil. Ja nie znam strachu


Iron Man również nie spodziewał się Matta, jednak dzięki niemu miał czas, by zabrać rudą w bezpieczne miejsce. Poleciał z nią bliżej drogi poza portem.


-Pepper, musisz uciekać. Nie zatrzymuj się
-A co z tobą?
-Dam...radę- ponownie poczuł ból, aż go zgięło w pół
-Nie zostawię cię
-Leć już


Tony oddalił się od niej, wracając do Whiplasha, gdzie starcie nadal trwało. Czuł się coraz gorzej, ale nie miał ochoty się poddawać. Chciał wrócić do swojej rodziny, jaką dla niego jest Pepper, Rhodey i Roberta. Strzelił z repulsorów, co spowodowało odwrócenie uwagi przeciwnika.


-Daredevil, zmiataj stąd! Nie pokonasz go!- tym razem Tony ostrzegł prawnika przed niebezpieczeństwem


Od razu się wycofał dalej, gdy przez bicze, jego nunchaku zostało zniszczone, więc nie miał broni, a walczyć z kimś, kto potrafi porazić śmiertelnie prądem, było szaleństwem. Przysłuchiwał się przemiennym uderzeniom bicia i krzykowi Tony’ego. Nie widział tego, ale potrafił sobie wyobrazić, jak wielki ból musi czuć, a serce nadal słabło.


<< Uwaga. Stan krytyczny. Zbroja na mocy 5 %>>


Ostatnią moc zużył na impuls elektromagnetyczny na 3 sekundy, by uwolnić się z ucisku biczy. Udało się, lecz fala wyrzuciła go przez skrzynie w porcie. Pepper podbiegła do niego, a Whiplash ją zauważył.


-Nie tak prędko, maleńka- rzucił się na rudą, zaplątując ciało biczami, porażając śmiertelnie


Ona jedynie krzyczała, a on nic nie mógł zrobić. Teraz cierpiał podwójnie. Nie mógł jej pomóc, a największa miłość umierała wraz z nim. Po skończeniu swej zemsty, ciało Pepper zaprzestało wydawać jakiekolwiek dźwięki, a oznaki życiowe były niewyczuwalne. Opadła, gdy wydała ostatni krzyk. Leżała z zwęgloną skórą i wnętrznościami przy Tony’m.


-Nie!- krzyknął i zdjął z siebie zbroję


Próbował ją ocalić i zaczął uciskać jej klatkę piersiową. Zrozpaczony jej widokiem próbował robić wszystko, by nie umarła. On sam czuł, że dołączy do niej. Matt jedynie spostrzegł brak biczownika i podszedł do niego.


-Już nic nie zrobisz. Ona umrze
-Skąd wiesz?!- jego oczy nabrały przerażenia
-Może jestem ślepy, ale mam wyostrzone inne zmysły. Czuję, jak bije twoje serce, ale jej już przestało
-Mogłem coś zrobić. To twoja wina! Ach! Mogłeś mi pozwolić go gonić!
-Chciałem cię chronić przed Hand. Są niebezpieczni, a Hell’s Kitchen nie jest dla każdego
-Ja… chciałem… ją…. ocalić- coraz trudniej wypowiadał słowa, aż stracił siły na jakiekolwiek czynności ratownicze
-Wiem o tym


Gdy Tony się odwrócił, już go nie było. Zniknął niczym cień, pozostawiający jedynie rany. Chłopak płakał przy ukochanej, a nadzieja umarła z nim jako ostatnia osoba, dla której warto było walczyć i poświęcić życie. Kilka minut później, serce przestało bić, a z jego oka popłynęła jedna łza. Łza, oznaczająca utratę nadziei. Jego nadzieją była Pepper.


One shot z okazji 50 rozdziałów

Rozdział 50: Poza kontrolą

0 | Skomentuj


Kiedy przekroczyłem próg zbrojowni, na fotelu siedziała Roberta i coś obserwowała. Nie tego się spodziewałem. Podszedłem do niej nieco zdezorientowany.

-Gdzie jest Rhodey?

-Pepper po niego poleciała. Mają wrócić po akcji- odparła dosyć spokojnie

-Mają? Ale co się dzieje?- byłem zakłopotany

-Nie wiem, ale są razem i dadzą radę

-Dołączę do nich- zdecydowałem, lekceważąc ból

Kiedy chciałem już wskoczyć do Centuriona, odciągnęła mnie od komory ze zbroją.

-Muszę im pomóc. Nie powstrzymuj mnie- spojrzałem na nią zabójczym wzrokiem

-Czyli nie wiesz, co ludzie o tobie mówią w telewizji? Lepiej nie pogarszaj swojej sytuacji

-O czym ty mówisz?

Pokazała mi na ekranie artykuł z ostatniego tygodnia. Iron Man to morderca? Jak to?

-I ty sądzisz, że to byłem ja?!- byłem w szoku

-Ja tak nie uważam, ale będziesz musiał się im tłumaczyć

-Mówisz o SHIELD?- spytałem dla pewności

-Niestety, ale tak. Może zanim się tu zjawią, powiedz mi, co zrobiłeś w przeszłości i przyszłości? Pepper mi o wszystkim powiedziała, że poszedłeś do Reeda- spytała na spokojnie

Będę miał kłopoty i zamiast mi powiedzieć, co mogą mi zrobić za to, a jak mogę się bronić, chce znać szczegóły podróży w czasie.

-To chyba nie jest na to odpowiedni moment. Wezwałaś ich tu?- czułem się coraz bardziej zestresowany

-SHIELD sama po ciebie przyjdzie. Wierzę w twoją niewinność, Tony, ale oni łatwo ci nie uwierzą

-Przecież ja byłem wtedy...- nie pozwoliła dokończyć

-Wystarczy! Powiedz mi, co zmieniłeś?- lekko podniosła ton

-No właśnie chciałem zmienić przeszłość, ale mi się nie udało!- krzyknąłem z irytacją

Nagle obraz świątyni i wypadku powrócił do mojej głowy. Po moim ciele przeszedł dreszcz, bo byłem wściekły na siebie, że w obecnej sytuacji nie mogłem pomóc im w walce, a czekać na pojawienie się SHIELD. Roberta podeszła do mnie i przytuliła. Położyłem głowę na jej ramieniu i po cichu płakałem. Nie chcę być uznawany za mordercę, jak mój ojciec, ale jako bohater.

-Spokojnie, Tony. Wszystko będzie dobrze. Pomogę ci- pogłaskała do moich włosach, próbując uspokoić rozpacz

Powoli się uspokajałem i otarłem łzy. Jednak ból był dalej odczuwalny. Dobrze, że przyszłości nie zmieniłem. Mieliby mi to za złe.







Według sugestii Rhodey'go polecieliśmy do Nowego Jorku. Całe miasto stało w ogniu, a SHIELD z nim nie walczyło. Nie było ich tu, a przecież powinni się tym zająć. Przecież Mallen, nawet jako potwór z Ekstremis dalej należy do Tajnej Agencji Rozwoju Cybernetycznych Zastosowań Antyterrorystycznych. Ludzie panikowali, widząc, jak on niszczył z łatwością wszelkie pojazdy na swojej drodze. Większość aut była zgnieciona, jak puszka lub płonęła, a to wszystko za sprawą Mallena. Wylądowaliśmy na ulicy i zaczęliśmy walkę.

-Uważaj na niego. Musisz mieć się na baczności. Nie chcę, by coś ci się stało

-Wiem o tym, a ja chcę, byśmy oboje wyszli bez szwanku. Pod naszą nieobecność twoja mama się zajmuje zbrojownią

-No dobra. Niech będzie, ale zajmijmy się nim- wyjął cały arsenał broni, który w ułamku sekundy wystrzelił pociski

Strzelałam repulsorami, ile się da, ale był silniejszy. Rhodey miał rację. Nie będzie łatwo go pokonać.

-Powiesz mi, czym go powalić?

-Pepper, on znowu atakuje!-ostrzegł, chroniąc mnie

Strzelił z unibeamu. Stwór wbiegł na niego z ogromną szybkością, przebijając się pazurami przez napierśnik.

-Wynoś się od niego!- strzeliłam, krzycząc

-Rescue, nie!

Nagle zatrzymał się i chwycił za głowę. Krzyczał.

-Zabiję cię, Whitehall!

Nie wiem, co to miało znaczyć, ale chyba doznał halucynacji, bo znowu zaatakował Rhodey'go, którego zbroja ledwo była na chodzie. Chyba sobie ubzdurał. że War Machine to Whitehall. Niedobrze. Znowu rzucił się na niego i ogniem poparzył mu hełm.

-Aaa!- krzyknął z bólu

Najgorsze było to, że dalej go okładał, ale pięściami i nie reagował na żaden z moich ataków. Skupił się, tylko na Rhodey'm. Jednak później przyleciała zbroja Centuriona i strzeliła rakietami w Mallena.

-Tony?- byłam w szoku, że się zjawił

Nic nie odpowiedział, a teraz zamieniły się role. Rhodey ledwo wstał z ziemi i wzniósł się w powietrze.

-Jak dobrze, że jesteś, Tony- cieszył się na jego widok

Dalej nie odpowiadał i zaatakował go.

-Oszalałeś! Co ci odbiło?!

Podleciałam do nich i użyłam pola siłowego, by ich odizolować, ale na marne. Pole nie wytrzymało za długo i znowu Centurion skoczył mu do gardła. Musiałam zaatakować Tony'ego z unibeamu, by nie pozwolić jemu na dalszą walkę. Mallen zniknął, a Rhodey ledwo się trzymał. Gdy zauważyłam chip na zbroi Centuriona, zdałam sobie sprawę, że nie walczymy z Tony'm.

-Musisz z nim walczyć, Rhodey. Zbroja nie jest pod kontrolą Tony'ego!- krzyknęłam mu przez komunikator






Nadal miałem w sobie żal i gniew, ale chciałem go zachować dla siebie, by oni nie musieli też cierpieć. Roberta wiele razy mi pomogła i nie chcę dawać jej większego ciężaru.

-Na szczęście marzeń nie zniszczyłem i przyszłości będzie dla nas piękna

-Też tak myślę. Jednak mimo braku zmian jednego zdarzenia, to nic nie zmieniłeś?

-Nic. Możesz mi zaufać. Niczego nie zmieniłem, ale poznałem prawdę o moim ojcu. gdy jeszcze nie było mnie na tym świecie. Wiedziałaś, że produkował broń i ją sprzedawał żołnierzom?- spojrzałem na nią z żalem

Roberta zaniemówiła. Chyba nie wiedziała, jak ma ubrać odpowiedź w słowa. Na pewno wiedziała o ojcu. Mówiła mi kiedyś, że produkował broń, ale o sprzedaży nie wspomniała mi ani jednym słowem.

-Roberto, czy jest coś, o czym ja nie wiem?- odważyłem się zapytać

-Chyba już wszystko wiesz, ale oboje nie wiemy, co zrobi z tobą SHIELD?

Byłem zniecierpliwiony czekaniem na "osąd", a strach o przyjaciół zwiększał się z każdą minutą. Próbowałem się opanować, ale musiałem działać. Podbiegłem do zbroi i już chciałem ją włożyć, ale ona po prostu sama wyleciała ze zbrojowni.

-Co to ma być?!- spojrzałem gniewnie na Robertę

-Na mnie nie patrz. Nic nie zrobiłam

-Ten, kto steruje Centurionem, stoi za atakami. Jestem niewinny- chwilowo pojawił się optymizm

-Dla nich to za mało. Trzeba mieć dowód i znaleźć sprawcę- dodała

Nagle ktoś zaczął się dobijać do zbrojowni. Już tu są. Żadnej ucieczki, Tony. Tylko spokojnie. Jakoś im to wyjaśnisz. Bez dłuższego wahania otworzyłem wejście i do środka wparowała garstka agentów pod rozkazami Fury'ego. Byli gotowi do strzału, ale padłem na kolana i podniosłem ręce do góry. Jeden z nich skuł mnie kajdankami.

-Przyszliście w sprawie Centuriona? Jestem niewinny! Nie steruję zbroją! Ktoś mnie w to wrabia!- wykrzyczałem wściekły

-Tłumaczenia będziesz składał u Fury'ego- powiedziała agentka Hill

-Co z nim będzie? Możecie go tak po prostu aresztować bez dowodów?- spytała się przerażona

-Namierzyliśmy zbroję właśnie tutaj i dowodów nie trzeba na oskarżenie go o wielokrotne morderstwa

Nie byłem w stanie wstać, bo było mi słabo. Cała twarz pobladła, a implant dalej uciskał. Dwóch agentów pomogło mi stanąć na nogi. Nikt nie wiedział, co się ze mną dzieje, a sam nie chciałem martwić Rhodey'go, Pepper, czy Roberty.

-Proszę, zostań tu i powiedz im o wszystkim. Spróbuj znaleźć sprawcę- błagałem ją słabo słyszalnym głosem

-Dobrze. Zobaczę, co da się zrobić- zgodziła się

Agenci zabrali mnie do helikoptera, którym wylądowałem na helikarierze, Czy oni już wiedzą, że jestem Iron Manem? Może Fury uwierzy w moją niewinność i nie trafię do więzienia SHIELD? Nie wiem, jak mam mu to udowodnić?

Rozdział 49: Serce ze szkła

0 | Skomentuj

Straciłam kontakt z Rhodey'm. Jego moc w zbroi całkowicie się wyczerpała. Boże. Żeby nic mu się nie stało. To "coś" zrobiło z nim niezły łomot. Próbowałam ponownie się z nim połączyć, ale dalej nie odpowiadał. Powinnam polecieć go szukać. Muszę mu pomóc, by wrócił do walki. Gdy komputer przesyłał mi dane do Rescue, do zbrojowni wbiegła Roberta.

-Pepper, co tu się wyrabia? Gdzie oni są?

-Pani Rhodes, ja wszystko wytłumaczę

-Tylko bez kłamstw. Gdzie Rhodey i Tony ?!- krzyknęła

-Tony cofnął się w czasie i nie wiem, kiedy wróci, a Rhodey jest na akcji w Chicago. Właśnie chcę do niego lecieć i mu pomóc, a pani niech tu pilnuje zbrojowni- szybko odpowiedziałam, nalegając na wykonanie prośby

To ją nie uspokoiło, a bardziej zaniepokoiło.

-A jak mi wyjaśnisz to, co mówią o Iron Manie?

Kurcze. Czyli o tym też wie. I jak jej to powiedzieć? Może to samo, co mi Rhodey? Może pasować.

-Tony nie ma nic z tym wspólnego. Ufam mu, bo w końcu jest moim mężem. On oddałby życie za ludzi bez zabijania ich. Przecież, to nie mieści się w głowie, co mówią- przyznałam pewnie swoje zaufanie

-Zapamiętaj sobie, że niczego przede mną nie ukryjecie. Wiem więcej, niż wam się zdaje. A gdzie dokładnie jest Tony?

-Podobno do kogoś poszedł. Chyba Reed się nazywa- próbowałam przypomnieć sobie inne szczegóły

-Nie musisz mi już więcej mówić. Wiem, kim on jest. Dawny przyjaciel Howarda, który jako pierwszy zbudował machinę do cofania się w czasie. Mam nadzieję, że Tony nie cofnął się za daleko

-Co ma pani na myśli?- zdziwiły mnie jej końcowe słowa

-Jeśli zmieni dzień wypadku samolotu, czy bodajże innej katastrofy, zniszczy wszystko to, co zbudował

Teraz byłam przekonana, czego się boi. Ja o tym doskonale pamiętam. Jednak tym zmartwieniem nie mogłam się obecnie zadręczać, bo mój przyjaciel miał kłopoty. Wzięłam swój plecak, który rozłożył się w zbroję Rescue. Opancerzona byłam gotowa do wylotu.

-Ja też się boję, że to może się źle skończyć, ale teraz muszę pomóc Rhodey'mu. Może pani tu zostać i przypilnować zbrojowni?

-Nie chcę źle wróżyć, ale SHIELD może się wami zainteresować przez te ataki Iron Mana- ostrzegła

-Wiem o tym, ale niestety na razie muszę zająć się czymś innym- uznałam, że Rhodey był ważniejszy od pozostałych zmartwień

-Uważaj na siebie. Wróćcie cali i zdrowi- poprosiła Roberta

-Wrócimy na pewno- obiecałam i wyleciałam z bazy, kierując się do Chicago






Wpatrywałem się w twarze rodziców. Ojciec był w szoku, a mama wyglądała na szczęśliwą, jak nigdy dotąd. Widziałem to jeszcze przez chwilę, aż nagle zmienił się czas na przyszłość.

-Czemu to zrobiłeś?- miałem do niego pretensje

-Niby co?

-Chciałem wiedzieć, co było dalej, ale mi nie pozwoliłeś

-To nie istotne. Howard dalej sprzedawał broń, którą sam produkował, ale robił to po cichu, by Maria się nie dowiedziała o tym. Nie tolerowała tego, co on robił. Spójrz, jaka będzie przyszłość. Czy naprawdę chciałeś coś zmieniać?

Nie wiedziałem, co miałem powiedzieć. Otaczały mnie budynki najwyższej generacji, a moje projekty zbroi stanowiły część miasta. W centrum stał wieżowiec Stark Solution. I to ja tam byłem. Gdy wszedłem do budynku, zauważyłem Pepper w stroju agentki SHIELD z odznaką najwyższego stopnia i Rhodey w mundurze generała wojskowego.

-Nie mogę w to uwierzyć. Przecież to są marzenia. Moje i moich przyjaciół- patrzyłem na ten świat z niedowierzaniem

-I czy chciałbyś to zniszczyć?- spytał ciekawy

-Nie!- zaprzeczyłem zdecydowanie

-Musisz się pogodzić z przeszłością, by cieszyć się tą przyszłością. Będzie dobrze, Tony- zapewnił Reed dogadzając

-Teraz już wiem- zgodziłem się z nim

Z wrażenia, aż zamarłem. To było coś pięknego. Czy ja musiałem cofać się w czasie, tylko w celi naprawy przeszłości? Przecież już nie da się jej zmienić. Gwałtownie upadłem na podłogę. Nie wiedziałem, co się dzieje. Dźwięk pęknięcia, czy samego tłuczenia mnie zdziwił. Przecież nikt nic nie stłukł, a jednak to słyszałem. Gdy poczułem silny ucisk, który nie dawał mi spokojnie oddychać, dotknąłem implantu. Podniosłem bluzkę do góry i byłem przerażony. Cały mechanizm popękał niczym szkło, ale nie rozpadł się.

-Wracam do domu- wcisnąłem przycisk powrotu

Całe ciało drżało przez działanie maszyny. Minęła zaledwie minuta i znalazłem się w Budynku Baxtera. Ukrywałem ból i go ignorowałem. Nie przyznałem się Reedowi.

-Witaj z powrotem. Jak się czujesz?

-Dobrze. Dziękuję ci za pomoc- zmusiłem się do uśmiechu

-Drobiazg. Mam nadzieję, że podróż w czasie ci coś uświadomiła. Wiem, że czasem chcemy żyć inaczej z myślą o zmianie jednego wydarzenia w naszym życiu, ale to nie jest takie potrzebne, jak pewnie sam to sobie uświadomiłeś. Wpadnij czasem pogadać, albo jakbyś potrzebował pomocy

-Wiem i jeszcze raz dziękuję

Wyjąłem słuchawkę z ucha i położyłem obok przycisku.Z pudełka wziąłem komórkę i małe gadżety, co zawsze nosiłem w kieszeni. Po opuszczeniu budynku, koniecznie musiałem pójść do zbrojowni powiedzieć o wszystkim Rhodey'mu i wyjaśnić Pepper, gdzie byłem i co zamierzałem zrobić. Mam im tyle do powiedzenia, zwłaszcza o przyszłości marzeń.








Cały lot myślałam o Tony'm i Rhodey'm. Boję się, co się stanie po zmianie czasu. Czy w ten sposób nasz związek będzie unieważniony? Zbrojownia przestanie istnieć? I czy my się kiedyś spotkamy? A Rhodey nie może nic zrobić. Zastanawiam się, kto go tak urządził? Wyżarł mu całą energię, jak mógł to kiedyś zrobić Titanium Man. Doleciałam do celu, widząc uciekających agentów Hydry. Nie zaatakowali mnie, bo bardziej strach nimi zawładnął i zmusił do natychmiastowej ucieczki. Przeszłam przez długi korytarz pełnego zielonej cieczy, a na jego końcu dostrzegłam War Machine.

-Rhodey- podbiegłam do niego

-Rescue. Nie mogę walczyć

-Zaraz coś na to poradzę

Przyłożyłam repulsor do jego napierśnika, dając mu potrzebną energię.

-Dzięki- wstał powoli z ziemi

-Drobiazg. Powiedz mi, co się stało? Kto cię zaatakował? I czemu wszyscy uciekli?- zadawałam wiele pytań na raz, ale mówiłam je powoli

-Pepper. Nie za dużo tych pytań?

-Jakieś muszą być. Znasz mnie- zaśmiałam się

-Dobra, a teraz na poważnie. To agent SHIELD z serum Ekstremis

Ekstremis? Przecież jego formułka zaginęła po II wojnie światowej. Wszystko łączy się z Kapitanem Ameryką. To ciekawa misja, ale i niebezpieczna.

-Na pewno Mallen. Z danych SHIELD wynika, że niedawno zaginął właśnie ten agent. Hydra musiała maczać w tym palce. Trzeba go znaleźć. Dasz radę walczyć?

-Tak, ale to nie jest już człowiek. To chodząca broń, którą trzeba powstrzymać. Nie będzie łatwo i nie powinnaś walczyć. Za duże ryzyko- przyznał zaniepokojony

-Ja to wiem, ale taka jest każda misja. To normalne

-Może powtórzę, to jeszcze raz. On nie jest człowiekiem!- wykrzyknął mi wprost na twarz

-To nieważne. Damy radę- ignorowałam, co mówił i wyleciałam z budynku, lokalizując Mallena

Rhodey dołączył do mnie i dogonił w połowie drogi. Musieliśmy, jak najszybciej być w mieście. Jak się okazało, to jego nie było w Chicago, bo miasto tętniło życiem. Zero ucieczek i strachu. Polecieliśmy dalej, szukając zagrożenia.

-Myślałem, że zmierza do tego miasta, a on po prostu się ulotnił. Czego on chce?

-Zemsty- pomyślałam

-Zemsty? Ale na kim?- pytał zdumiony

-Ten, kto zmienił go w potwora, czyli ktoś z Hydry, a oni są wszędzie. Gdzie zacząć, Rhodey?

-Tam, gdzie jest SHIELD, to tam będzie Hydra. Może wróćmy do Nowego Jorku? Wydaje mi się, że tam uderzy- pomyślał przyjaciel

Rhodey mógł mieć rację, a pewnie Whitehall mu wstrzyknął Ekstremis i jego szuka. Trzeba go znaleźć.

Rozdział 48: Źle jest tu i tam

0 | Skomentuj


Byłem gotowy "skoczyć" do kolejnego dnia. Dnia, kiedy świątynia Makluan "porwała" mamę. Nie chciałem dopuścić do tego. Musiałem coś zrobić.

-Reed, słyszysz mnie?

-Tak, słyszę cię. Dobrze się czujesz?

-Tak. Chcę tylko, żebyś przewinął do następnego dnia- poprosiłem

-Nie ma sprawy. Już to robię- zgodził się

To był ułamek sekundy, by przenieść się do świątyni. W tej samej, w której mój ojciec znalazł pierwszy pierścień. Pokazywał mi go przed wypadkiem samolotu. Mama była zafascynowana symbolami na ścianie i artefaktami

-To musi mieć ponad 300 lat. To miecz samuraja, który bronił swego władcę. Pisze na nim o mądrości."Mądrość bywa obusieczną bronią, jak zdrada"- przyjrzała się temu z bliska, odczytując symbole

-Ciekawe. Patrz, co tam jest- wskazał na słup światła

Oboje do niego podeszli, a ja za nimi. Ojciec znalazł tam pierścień. Gdy go wziął bez zastanowienia, uruchomił pułapkę

- Dlaczego ty jesteś za to winny. Tato? Dlaczego?!- krzyknąłem, ale nikt mnie nie słyszał, oprócz Reeda po drugiej stronie

Czytać o wypadku jest lepiej, niż go doświadczyć, będąc świadkiem. Jak to możliwe, że mój ojciec był taki głupi i dopuścił do tragedii? Niestety bez zbroi mogłem liczyć na swój geniusz, który w sprawach z chińskimi symbolami był zaćmiony.

-Tony, powiedz mi, z czym masz problem?

-On uruchomił pułapkę, a ja nie znam chińskiego. Wpisz mądrość i broń

-Już szukam, ale tych znaków jest sporo

-Wiem, ale sprawdź ten, co ma być na mieczu samuraja w pierwszej świątyni Makluan- poprosiłem go o pomoc

Byłem bezradny. Nie mogłem jej znowu stracić. Przecież cofnąłem się po to, by wszystko naprawić. Bronią może być mądrość, ale też, jak zdrada i zwykła technologia.

-Masz coś?- szybko spytałem

-Naprawdę szukałem wszędzie, ale nic. Przykro mi. Wracaj już do domu- poradził

-Ale...to...moja... matka. Nie mogę!- łzy stanęły mi w oczach, patrząc gniewnie na tatę

-Howard!- krzyknęła, znikając za ścianą, która ją "zabrała"

-Nie!- wrzasnął pełen strachu

Upadłem na kolana i z oczu popłynęło kilka łez. Na widok krzyczącej matki, która zniknęła, moje serce znowu było martwe. Chciałem, żeby to niego spotkał taki los. Byłem na niego wściekły, bo nic nie próbował zrobić. Czy kochał ją?









Powoli stanąłem na nogi, ale coś mi szumiało w uszach. Ten naukowiec miał rację. Nie walczę z człowiekiem. Wystrzeliłem serię pocisków wszelkiego kalibru, ale to "coś" dalej nie odniosło żadnych obrażeń. Jest mocny, ale pociskiem przeciwczołgowym nie da rady. Z arsenału wyleciał pocisk, który zniszczył kolejną ścianę. Z dymu i ognia wyskoczył na mój kark. Zionął we mnie ogniem. Co to ma być?

-Kim ty u diabła jesteś?

-Twoim koszmarem- przebił się pazurami przez napierśnik

<< Uwaga. Poważne naruszenie zbroi>>

-Rhodey, uciekaj!- Pepper wpadła w panikę

-Nie ma mowy! Nie mogę mu pozwolić, by stąd wyszedł- zaprzeczyłem, ponownie rzucając się do ataku

Stwór był coraz bliżej wyjścia z placówki. Musiałem działać. Zatrzymać go, ale nic na niego nie działa. Strzeliłem do niego z unibeamu, a następnie powaliłem repulsorami.

-To łaskocze- zaśmiał się diabelnie

Wzniosłem się wyżej i strzeliłem z kolejnej serii pocisków. Nagle wskoczył na mnie i rzucił o ziemię, trzymając za kark. Poczułem piekielny ból przez prąd, który przechodził po moim ciele.

-Komputerze. Zrób coś!

<<Moc gwałtownie spada. Uwaga. Zbroja zostanie wyłączona>>

-Rhodey!

-Aaa!

<< Koniec mocy. War Machine wyłączono>>

Nie mogłem się ruszyć. Zawiodłem wszystkich. Teraz przeze mnie, stwór wyszedł na wolność. Nie chcę mieć na sumieniu ofiar ludzi.

-Pepper, jesteś tam? Jeśli mnie słyszysz, zabierz do zbrojowni- poprosiłem ją, ale na kanałach była cisza

Świetnie. Nie mogę się ruszyć, padło mi zasilanie i z nikim nie mam kontaktu. Chyba najgorsze jest w tym wszystkim to, że mogą zginąć ludzie. Pamiętam, że, gdy zauważyłem na monitorze, jak Tony był na rezerwach, od razu poleciałem na Arktykę. Może Pepper mi pomoże i wspólnymi siłami zajmiemy się tym "czymś" ? Jednak mogłem rozmawiać bez funkcjonowania zbroi. Musiałem dowiedzieć się, z kim mam do czynienia. Naukowiec był mocno potłuczony, ale na pół leżąco czekał na wsparcie.

-Dlaczego mi nie powiedziałeś, że to nie jest człowiek?

-A nie zauważyłeś po jego czerwonych ślepiach i innej skórze?- zwrócił uwagę

-Kim on jest?- spytałem dociekliwie

-To był agent SHIELD. Whitehall kazał go pojmać i wstrzyknąć mu serum- wskazał na pustą komorę

-Jakie serum?- byłem skołowany, co mi powiedział

-Ekstremis- wydusił z siebie









Nie powstrzymałem swego gniewu i podszedłem do ojca, który przez chwilę tam patrzył, gdzie wcześniej stała mama, a później odwrócił wzrok.

-Jak mogłeś do tego dopuścić?! Tak bardzo ją kochałeś?!

Świat, który znałem, ponownie runął, przez co poczułem się słabo. Implant lekko mnie uciskał. To na pewno przez nerwy. Mogłem się po nim wszystkiego spodziewać, ale tego? Wziąłem głęboki wdech i spróbowałem się opanować.

-Tony, wracaj już. Nic nie zdziałasz. Twoja misja się skończyła- próbował mi to uświadomić

-Chcę zobaczyć coś jeszcze

-To niebezpieczne. Nie wiem, jak długo twój organizm to zniesie i ...- przerwałem mu

-Będzie dobrze. Przesuń pięć lat po śmierci mamy

Reed niechętnie zgodził się i zrobił to, o co go poprosiłem. Po raz kolejny przeniosłem się w czasie. Wciąż to była przeszłość, ale bardziej mroczna. Trafiłem na miejsce wojny.

-Co to ma być? Nie tu chciałem wylądować. To musi być pomyłka- byłem wstrząśnięty obrazem świata

-To się wydarzyło pięć lat temu po śmierci Marii- uznał, że nie ma mowy o błędzie

-Mój ojciec też tam jest. Czy on sprzedaje broń?- to mnie dobiło bardziej, bo myślałem, że nigdy tego nie zobaczę

Nie wierzę. On wspomagał wojnę. Jak on mógł? Sam odciągał Stane'a od samej produkcji broni, a tu się okazuje, że nie był do końca idealnym tatuśkiem, jak mi się zawsze wydawało. Jednak Roberta mówiła, że zmienił się w dniu moich narodzin. Kolejne kłamstwo?

-Wiedziałeś o tym, co on zrobił?

-Tak, ale to, co teraz widzisz, było przed pójściem do świątyni. Ciebie na świecie nie było

-Czyli Roberta nie kłamała, ale mówiłeś, że to było po śmierci mamy. To jaka jest prawda?- stałem zmieszany, patrząc na żołnierzy

-Prosta. Ja się pomyliłem i bardzo cię przepraszam za to. Na dowód cofnę cię o kilka godzin, gdy Howard musiał dowiedzieć się czegoś ważnego od Marii- czuł się głupio i próbował poukładać moje chaotyczne myśli

-Czyli musiała żyć?- spytałem niepewnie

-Dokładnie

W ułamek sekundy znalazłem się w sypialni. Była to pora nocna, bo świeciła się lampka przy łóżku na małej komodzie. Ojciec przeszedł do pokoju zupełnie zdyszany. Rękami oparł się o łóżko, patrząc przerażony na żonę. Co się stało?

-Kochanie, już jestem. Trochę mnie zatrzymali, ale wybacz mi za to- podszedł do niej i ucałował w policzek

-Nie mogłam ci powiedzieć tego przez telefon. Takie rzeczy załatwia się, a raczej mówi twarzą w twarz

-Mów, co się stało?

-Jestem w ciąży

Rozdział 47: Inny świat

0 | Skomentuj


Siedziałem znudzony w zbrojowni, przeglądając raporty policyjne. Nie wiem, jak długo Tony'emu zajmie ta podróż w czasie, ale Pepper nie daje mi spokoju. Dzwoni, co chwilę, jakby musiała pilnie coś wykrzyczeć. System nie wykrył żadnych kłopotów, tylko zwykłe kradzieże, które mogły zostać łatwo rozwiązane przez policję. Spojrzałem na wyświetlacz telefonu, bo ten dźwięk zaczął mnie porządnie irytować. Zdecydowałem się odebrać, by Pepper w końcu przestała dręczyć.

-Pepper, do jasnej cholery. Czemu mi wiecznie wydzwaniasz?!- byłem wściekły na nią

-Tony chce się zabić! Rhodey, ratuj go!- krzyczała tak głośno, że musiałem oddalić telefon od ucha

-O czym ty mówisz? Źle spałaś? Tony'emu nic nie jest. I skąd taka myśl ci przyszła o samobójstwie?- chciałem zrozumieć jej niepokój

-On pożegnał się ze mną i rozłączył. Rhodey, co się dzieje?- mówiła roztrzęsionym głosem

-Przyjedź do zbrojowni. Uspokój się i wszystko ci wyjaśnię- uciszyłem swój głos, gdy odrobinę się uspokoiła

Musiałem jej wyjaśnić, by niepotrzebnie się nie martwiła.Czasem oboje przesadzają. No dobra, ja też. Wróciłem do przeglądania raportów, ale nadal była cisza. Nikt nie wzywał pomocy. To było bardzo dziwne, bo pamiętam, że Tony obawia się córki Ducha. Może skrzywdzić Pepper. Gdy tak rozmyślałem, wbiegła ruda do zbrojowni. Znowu chciała krzyczeć i wstałem z fotela, by zasłonić ręką jej usta.

-Zanim coś powiesz, najpierw się uspokój i nie wrzeszcz. Jak będę chciał mieć uszkodzone bębenki, to ci dam znać- uśmiechnąłem się chytrze

Pepper wiedziała, co miałem na myśli i poczułem, jak spokojnie oddycha. Ostrożnie odsłoniłem jej usta.

-Powiesz mi, co się dzieje z Tony'm? Nie mogę się z nim skontaktować. Na pewno nic sobie nie zrobi? A jeśli ktoś go skrzywdził, jak wtedy Titanium Man?- zadawała setki pytań

-Nic mu nie jest- odparłem z opanowaniem

-A skąd możesz mieć pewność?

-Bo...- chciałem coś powiedzieć, ale na komputerze zostały wyświetlone informacje o jakiś atakach

Przygłosiłem  to i byłem ciekaw, o czym była mowa. Ponownie usiadłem na fotelu, włączając transmisję.

~To potwierdzona informacja. Są kolejne ofiary ataków Iron Mana. Zaatakował ludzi w Izraelu i Wietnamie. Co się stało z naszym bohaterem? Czy stał się...- nie dokończyła, bo Pepper ściszyła dźwięk, później wyłączając i obraz

-Pepper. Nic nie mów- poprosiłem ją na spokojnie

-Co to ma znaczyć?!- była wściekła i zrozpaczona

Olałem szukanie kłopotów. Kazałem jej się uspokoić. Stała, jak słup soli i zaniemówiła.

-Tony tego nie zrobił. Wierzysz w jego uczciwość, czy słowa dziennikarzy?- powiedziałem jej zdecydowanie, bo wiedziałem, gdzie on był wtedy

-Ale gdzie on jest?- przetarła oczy, zmywając łzy






Krótko się pożegnałem z Pep i wszelkie gadżety wyjąłem z kieszeni. Na ucho przyczepiłem słuchawkę bluetooth, a do ręki dał mi przycisk w razie odwrotu i zakończenia podróży. Miałem ostatnią szansę na wycofanie się, ale nie zrezygnowałem. No nie byłem pewny, co wydarzy się później.

-Nie chcę nic zepsuć. Chcę tylko uratować mamę

-Ja cię rozumiem, Tony, ale nie wiem, jak to wpływie na twoją teraźniejszość i przyszłość

Wstukałem datę spotkania matki przed zaginięciem. Ostatni raz pomyślałem nad tym, co zamierzam zrobić. W głowie widziałem obraz Pepper, Rhodey'go i Roberty. Mogę coś zmienić na dobre i nigdy ich nie spotkać, a żałowałbym nie poznać Pepper. To kobieta mojego życia. Nie mogę jej stracić. Portal był włączony i przeszedłem przez niego. Znalazłem się w salonie, gdzie na kanapie siedzieli rodzice. Na widok matki moje serce, które było już prawie martwe, zabiło mocniej. Nie wierzę, że ją widzę. Taka, jak ze snu. Podszedłem do niej bliżej i dotknąłem jej ramienia. Ona chwyciła się za to miejsce i czuła moją dłoń. Nie mogła mnie, zobaczyć, ale poczuć zawsze.

-Kocham cię, mamo. Tęsknię za tobą. Byłaś dla mnie wszystkim

Mojego głosu też nie mogła usłyszeć. Jedynie doświadczyć dotyku. Ojciec siedział z gazetą.

-Gadałem z ludźmi w sprawie zbadania świątyni i zgodzili się

Mama wstała i mocno go uścisnęła.

-Dziękuję ci, mój kochany. To kiedy możemy tam zajrzeć?- spytała, zabierając mu gazetę sprzed nosa

-Jutro. Pewnie na to czekałaś, co?- cmoknął ją w policzek

-Nawet nie wiesz, jak bardzo. A co będzie z Tony'm? Weźmiemy go ze sobą?

-Zostanie z Robertą. Skąd ci przyszedł pomysł, by pięciolatka brać do takiego miejsca?- zdecydował, patrząc z niedowierzaniem na mamę

-Nasze maleństwo to dorastający geniusz. Będzie taki, jak ty- uśmiechnęła się

Czyli mama od zawsze interesowała się artefaktami? I Roberta musiała często się mną zajmować, skoro jej ufają. Powinienem zobaczyć pokój,w którym dorastałem. Gdy wszedłem do pokoju, zacząłem przypominać sobie, jak to było być dzieckiem. Dawno nie widziałem, jak Roberta się uśmiecha. Cały świat się zmienił i teraz ja do tego mogę doprowadzić.

-Widzę, że lubisz majstrować Chciałbyś być wynalazcą?

-A to dobrze, czy źle?- spytało dziecko

-To od ciebie zależy, kim się staniesz. Jesteś mądry i sam kiedyś wybierzesz- uśmiechnęła się Roberta

-Nie wiem. To od taty zależy- przyznało młodsze "ja"

-Nie może cię zmusić do czegoś, czego nie będziesz chciał robić. Pamiętaj o tym- przytuliła go

Tak bardzo narzekam na jej nadopiekuńczość, a przecież zastępuje mi matkę. Nie chce, by coś mi się stało, a skoro i Rhodey został wmieszany w ratowanie świata, to zmartwienie ma większe. To normalne.







I jak mam jej to wszystko wyjaśnić? Że Tony chce ratować matkę, co może doprowadzić do tego, że my go nie poznamy? Spróbuję na spokojnie jej to wytłumaczyć. Może nie będzie bardziej rozhisteryzowana?

-Tony jest teraz w innym miejscu i czasie. Chce ocalić Marię przed śmiercią

-Na pewno?- spytała łagodnym tonem

-Na pewno. Ja wiem, co sobie myślisz, ale on chce naprawić przeszłość. To będzie miało wpływ na resztę jego życia i...- urwałem myśl, gdy po jej policzkach spłynęły łzy

-Może nas nigdy nie poznać? Rhodey, dlaczego mu na to pozwoliłeś?- miała do mnie żal

-Ostatnio za bardzo się wszystkim przejmuje

-Tak, jak zawsze

Nagle odezwał się alarm. Usiadłem w fotelu, szukając źródła zagrożenia. Pepper nieco ochłonęła, ale widziałem, jak przejęła się informacją o podróży w czasie. Może małe "kłopoty" spowodują, że przestanie się zadręczać?

-Co się stało?- spytałem system

<< W laboratorium Hydry doszło do wybuchu. Zlokalizowano w Chicago>>

-Hydra? Czyli ta organizacja, która została pokonana przez Kapitana Amerykę w czasie II wojny światowej- wypowiedziała się ruda swoją wiedzą

-Pepper, zostań w zbrojowni. Zajmę się tym

-Pomogę ci. Przecież jako Rescue...- przerwałem jej

-Pomożesz mi tu. To niebezpieczne

-Zgoda- szybko odpuściła

Uzbroiłem się w pancerz i wyleciałem przez dach do lokalizacji, gdzie namierzono atak. Mimo ciężkiego uzbrojenia, jakie mnie spowalniało, dotarłem do laboratorium Hydry w niecałą godzinę. Włączyłem reflektor i poszedłem przed siebie. Nie ziemi leżeli naukowcy, a reszta uciekała w popłochu.

-Cokolwiek to było, nadal tu jest- zacząłem bać się, co mogę spotkać

-Rhodey, uważaj na siebie. Jeśli to coś z łatwością powaliło agentów Hydry, nie jest dobrze- ostrzegła mnie Pepper

Przeszedłem w głąb korytarza, gdzie na suficie ledwo wisiały lampy. Nie dość, że niezbyt działały, to iskrzyły. Ciągle byłem gotowy do ataku, ale pierwszy raz poczułem na sobie oblicze strachu. Nie licząc akcji, gdy Tony mocno obrywał i leżał na OIOMie. Zauważyłem szklane pomieszczenie, gdzie na ścianie były widoczne głębokie zadrapania, a z komory wyciekła zielona ciecz. Jeden z ocalałych leżał ledwo przytomny.

-Uciekaj. To... nie... człowiek

-Jak to?

Niespodziewanie poczułem ciarki na plecach i coś stało za mną.

-Rhodey!- krzyknęła Pepper

Mocno poleciałem, przebijając się przez ścianę

-Przyznam, że to mnie zabolało- otrząsnąłem się z gruzów

Rozdział 46: Czas dla zmian

0 | Skomentuj


Nie wiem, co się dzieje. Ten fałszywy alarm nie daje mi spokoju. Może to miało odwrócić uwagę? Tylko od czego? Kto chciał na tym zyskać? I jeszcze tracę siły do wszystkiego. Dobrze, że mam wsparcie Rhodey'go. Za oknem było słońce, czyli przespałem dzień. Wstałem z łóżka i zszedłem do łazienki, by umyć twarz i ręce. Po porannej toalecie poszedłem do kuchni, gdzie była Roberta z Rhodey'm. Mieli dziwne miny. Mam się bać?

-Musimy porozmawiać, Tony.Victoria dzwoniła

No pięknie. Kłopoty. No to sobie nagrabiłem. Usiadłem do stołu, bo już mi kolana się trzęsły. I co mam jej mówić?

-Powiesz coś?- spojrzała na mnie zabójczym wzrokiem

-To wszystko, co ci powiedziała, to prawda- nie chciałem nic przed nią ukrywać

-Nie powiesz nic na swoją obronę?- zaczęła pogrywać prawnika

Ignorowałem to i wziąłem kanapkę do ust. Nie miałem sił, żeby się z nią kłócić. Mam ważniejsze sprawy na głowie. Jeśli zmienię coś w przeszłości, stanie się lepsza przyszłość i teraźniejszość.

-Nie ukrywam, że zachowałem się głupio. Masz prawo mnie ukarać, Roberto- odparłem obojętnie

-Tony, coś ty narobił?- spytał się przyjaciel

-Uciekłem ze szpitala. Ratowanie ludzi jest ważniejsze

-Ona mi powiedziała, że ledwo chodziłeś i bardzo przeciążyłeś swoje serce. To było bezmyślne tak uciekać. Wiem, że sprawy Iron Mana są dla ciebie ważne, ale zanim coś zrobisz dla innych, zrób porządek z sobą- wyjaśniła, tłumacząc mi głupotę

Chyba Rhodey lepiej, by to ujął. Roberta pierwszy raz nie krzyczała na mnie. Chyba bardziej przejęła się tym, co dowiedziała się o moim zdrowiu. Po zjedzeniu śniadania opuściłem kuchnię.

-Gdzie idziesz?- spytał Rhodey, blokując mi przejście do wyjścia

-Muszę coś załatwić. Zmieniłem plany i muszę to zrobić

Rhodey wiedział, że mam na myśli podróż w czasie. Pozwolił mi przejść, ale nim wyszedłem, przytulił mnie, jak przyjaciela.

-Nie zapomnij o nas- poprosił

-Nie zapomnę. Wrócę najszybciej, jak się da- obiecałem mu i odwzajemniłem uścisk

Później już byłem w drodze do Budynku Baxtera. Całą tę drogę myślałem, jakie wydarzenia mogą ulec zmianie. Może zamiast naprawić to wszystko, schrzanię do reszty? Nawet nie zamierzam o tym myśleć. To musi się udać i Reed mi w tym pomoże. Może uważają mnie za geniusza, ale mam swoje granice. Nie jestem futurystą. Kiedy zacząłem rozmyślać nad tym, co zrobię, dotarłem do wieżowca. Pojechałem windą na samą górę, gdzie przy wejściu przywitał mnie jeden z członków jego ekipy. Sam Human Torch. Ugasił swój zewnętrzny ogień i podszedł do drzwi.

-Witaj w siedzibie Fantastycznej Czwórki. W czym mogę pomóc?







Hrabia podejrzanie mi się przyglądał. Niemożliwe, żeby mnie rozpoznał. Pewnie na kogoś czekał. Nie na mnie.

-A co on ci zrobił? Naprawdę zabił? Tego Iron Mana, którego znam, nie zrobiłby tego

-Jedna z kamer go nagrała- pokazałam mu nagranie z Wietnamu

-Niewinni ludzie giną. Ile chcesz za zlecenie?- pomyślał chłodno

-Siedem milionów- wystawiłam tyle, ile Hummer miał mi zapłacić

Nefaria nie wyrażał sprzeciwu. Wciąż podpierał się laską i tylko zastanawiał się, czy to odpowiednia cena. Był bardzo spokojny, jak na kogoś, kto ma problemy z Tong.

-Hmm... To uczciwa kwota. Zapłacę ci tyle po wykonaniu zlecenia. Przypomnij mi, jak się nazywasz?

-Katarina Umijanova- potwierdziłam swoją "tożsamość"

-Przypominasz mi kogoś, ale nieważne. Zajmij się tą puszką złomu, a na dowód przynieś mi jego hełm- spojrzał na mnie, dogłębnie czegoś szukając

-Zgoda- odwróciłam się i z ukrytym uśmieszkiem wyszłam z jego bazy

Motorem pojechałam do domu, by wysłać blaszaka na kolejną eliminację. Program dalej był aktywny, a chip wciąż wydawał się sprawny, więc powinnam zrobić kolejny atak. Może, by tak na...

<< Wybrano: Izrael. Rozpoczęto drogę do celu>>

Czułam się tak spokojnie, że nie musiałam się bać o swoje życie. A maskę miałam przy sobie. Czasem z niej korzystam, ale rzadko, bo ktoś może ją namierzyć.

<<Potwierdź: Tak lub Nie>>

-Tak- wstukałam słowo

Minęło zaledwie kilka minut i zbroja robiła potężne spustoszenie. Oczywiście nie była w stanie zniszczyć całego kraju, ale głównie w stolicy.

<<Eliminacja zakończona. Centurion wraca>>

Wszystko idzie zgodnie z planem. Nefaria czegoś się domyśla, ale, jak na razie nie będę zawracać sobie tym głowy. Włamałam się do danych SHIELD, by wrzucić zbrodnie Centuriona do akt Starka. W końcu oni rejestrują każdego, nawet zwykłych ludzi. Znalazłam też tam siebie i dane o moim istnieniu musiałam skasować.

<< Czy jesteś pewny/a, by skasować akt Katrine Ghost? >>

-Tak- wcisnęłam enter

<<Proces usuwania potrwa kilka minut w zależności od ilości danych>>

Świetnie. Ze wszystkich wrogów, którzy mogą mi zagrażać, została Hydra. Zetniesz jedną, urosną dwie nowe.  Pora na ostatnią misję algorytmu eliminacji. Niestety oni byli wszędzie i musiałam to inaczej rozwiązać. Gdybym włamała się do satelity na orbicie, oprogramowanie zabiłoby wszystkich agentów za jednym strzałem. Tylko został problem mojej matki. Ona należy do Hydry. Muszę ją ostrzec. Tylko ona mi została po śmierci ojca. Jeśli jeszcze Whitehall nie posiekał dla "odkryć" znajdę ją i uratuję, nim program zgładzi Hydrę.








-Chciałbym zobaczyć się z Reedem Richardsem. Czy jest on tu może?- poprosiłem o spotkanie

Po usłyszeniu wybuchu wiedziałem, że przebywa w laboratorium. Od razu tam pobiegłem. Human Torch chciał ugasić pożar, ale go bardziej rozniecił. Kobieta w blond włosach chwyciła za gaśnicę i ugasiła ogień powstały w odczynników. Postanowiłem im pomóc posprzątać bałagan. Widocznie nie tylko ja robię "demolkę".

-Reed, ktoś do ciebie przyszedł- odezwał się chłopak

-Dzień dobry, panie Richards. Potrzebna mi pańska pomoc, jeśli oczywiście nie przeszkadzam

-Tony Stark. Jak dobrze cię znów widzieć- uścisnął moją dłoń na powitanie

-Jak to znowu?- patrzyłem na niego z niedowierzaniem

-Znałem cię jeszcze, jak byłeś małym szkrabem. Często spotykałem się z twoim ojcem jako przyjaciel i współpracownik. Przykro mi z powodu Howarda, ale nie narzekasz na życie z prawniczką i Rhodey'm?- uśmiechał się od ucha do ucha

-Różnie bywa- zaśmiałem się

On wie o wszystkim, ale o mojej sekretnej tożsamości, nie mogę mu powiedzieć. To naraziłoby jego bliskich, a nie mogę na to pozwolić.

-Więc, czego byś chciał, Tony?- spytał ciekawy mojej odpowiedzi

-Cofnąć się w czasie. Nie dopuścić do śmierci mamy. Czy jesteś w stanie mnie tam wysłać?

-Wiesz, że możesz całkowicie zmienić bieg wydarzeń? Możesz zapomnieć o istnieniu swoich przyjaciół i wszelkie twoje wynalazki nie powstaną- powiedział jedno z ostrzeżeń

-Tak. Wiem, ale chcę go zrobić. Pomożesz mi?

-Skoro tak, to chodźmy- zaprowadził do maszyny, która miała mi umożliwić cofnięcie się w czasie

Był to okrągły portal z bocznym panelem, gdzie wybierało się czas i miejsce. Byłem pod wielkim wrażeniem, widząc, jak wielką zbudował maszynę. Prawie sięgała sufitu.

-Jest kilka zasad, które powinieneś przestrzegać, by wrócić w jednym kawałku do teraźniejszości

-Jak to w jednym kawałku? Czy to oznacza, że...?

-Twoje ciało może zareagować w różny sposób na działanie zmian czasu w dość gwałtownym tempie. Zdarzały się przypadki, że ludzie nie wracali- wyjaśnił ryzyko

-To co mam zrobić, by do tego nie doszło?- przeraziłem się na samą myśl, jak coś pójdzie źle

Reed wyciągnął pudełko, gdzie znajdywały się małe słuchawki bluetooth. To miało nam służyć za kontakt, ale była zrobiona z tworzywa, które nie zniszczy urządzenie.

-Będziemy się przez to komunikować.Wszelkie elektroniczne "zabawki" musisz zostawić, bo przy skokach w czasie, zostaną uszkodzone- dodał kolejną z wad

Zadzwoniłem do Pepper, by z nią się pożegnać.

-Pepper, kocham cię. Nigdy o tobie nie zapomnę

Rozdział 45: Iron Man to morderca

0 | Skomentuj


Nie mogłam patrzeć, jak Blizzard go zabija. Przeze mnie za niedługo zabraknie zleceniodawców, a potem i samych złoczyńców. Nie miałam innego wyjścia. Musiałam ratować Hummera, bo w końcu dla niego pracuję. Pomogłam mu wstać i pojechałam z nim do jego laboratorium. Nie był zadowolony z mojej pomocy. Widocznie chciał umrzeć.

-Powariowałeś kompletnie?! Co ci przyszło do głowy, by z nim walczyć?!- byłam wściekła na niego

-A po cholerę mnie tu zabrałaś, skoro umrę?!- przeklął głośno

-Nie możesz umrzeć! Potrzebuję cię!

-Tylko dla kasy, a tak byś mnie zostawiła na pastwę losu. I to Blizzard mnie zaatakował. Dalej chciał zemsty za swoich dawnych towarzyszy

Zaczęłam szukać zapasowego rdzenia po półkach i różnych zakamarkach. Przeszukałam każdy, najmniejszy element, ale nigdzie nie było generatora dla Titanium Mana. Nie! To nie może się dziać!

-Nie możesz mi tego zrobić!- krzyknęłam pełna złości

-Przykro mi- wydusił z siebie coraz to słabszym głosem

-Maggia mnie dorwie z Nefarią!- poczułam rodzący się niepokój, który chciał zamienić się w strach

Hummer patrzył na mnie, jakby z poczuciem zmieszania, jak i współczucia. Ledwo trzymał się na nogach, jednak rdzeń był uszkodzony i to się dzieje.

-Nie wiedziałem. Mogłaś... mi powiedzieć- upadł za ziemię, krztusząc się

Już nie potrafił wstać, ale zanim na dobre odszedł, poprosił mnie o coś.

-Masz... zniszczyć...Starka. Ten chip załatwi sprawę. Proszę cię... zrób to- wyciągnął ostatnie westchnienie, przestając oddychać

-Hummer- walnęłam pięścią w jego pancerz

Zniszczę Starka. Zniszczę Iron Mana i Pepper Potts, a Blizzard sam padł trupem. Teraz muszę poszukać kogoś, kto ma to samo zlecenie do podziału na zabójców. Przez chwilę jeszcze stałam nad jego ciałem, ale szybko zniknęłam,skacząc z okna. Bez trudu doszłam do swojej kryjówki i musiałam wymyślić, co dalej robić. Spełnię jego wolę wraz ze zleceniem i zemstą. Tylko, kto mi zapłaci?
Umyłam ręce i wyczyściłam rękawice z vibranium. Były prawie całkiem pokryte zieloną cieczą, która przyczepiła się do materiału. Jak na "zawołanie" musiał zadzwonić Nefaria. Mam dość.

-A ty znowu czego?!- spytałam wciąż z gniewem

-Pamiętaj o zapłacie i masz mnie nie wykiwać- ostrzegł Hrabia

-Dobrze o tym wiem, Nefario- rozłączyłam się

Musiałam zająć się sprawą Iron Mana. Wiem, że to też Stark, więc po zmuszeniu jego heroizmu, nie będzie w stanie chronić rudej. Wzięłam chip i w kostiumie zeskoczyłam z okna. Postanowiłam spowodować zamieszanie, by go wywabić. Żeby umieścić chip.






Siedziałem znudzony w zbrojowni. Dziwne było, że nic się nie działo. W dodatku, Tony nie wracał. Zaczynam się o niego martwić, bo po ostatnim ataku szaleństwa i ciągłym stresie, jego serce przestaje za nim nadążać.
Nagle odezwał się alarm, co oznaczało kłopoty w mieście. Przejrzałem raporty z ostatnich godzin i nikt nic nie zgłaszał. Powinienem go powiadomić, jeśli nie jest zajęty z Pepper. Raz kozie śmierć. Wybrałem numer i czekałem na połączenie. Jego błyskotliwa szybkość reakcji mi zaimponowała.

-Tony, co się z tobą dzieje? Czemu cię nadal nie ma?- spytałem dosyć zaniepokojony jego długą nieobecnością

-Jestem z Pepper. Czy coś się stało?- jego głos nie był zwyczajny

-Kłopoty w mieście, ale zajmę się tym. Spotkajmy się w zbrojowni

-Dołączę do ciebie, tylko daj mi czas. Mam Centuriona ze sobą, więc podaj mi tylko współrzędne- poprosił

Czułem, że mówił inaczej i coś musiało się stać. Może niepotrzebnie zaprzątam mu głowę? Wyślę mu współrzędne dla świętego spokoju. Wyleciałem ze zbrojowni do centrum ataku.Nikogo z ludzi tam nie było. Paliły się samochody, ale żadnej żywej duszy nie znalazłem. Tony szybko do mnie dołączył.

-Już jestem. Są jacyś ranni?- podleciał na ziemię

-Nikogo tu nie ma- stwierdziłem

-Przekonajmy się. Trzeba przeszukać okolicę- poszliśmy na zwiady, świecąc unibeamem przed siebie

Przeszliśmy po drodze pełnej części samochodowych. Gdzieś były spoilery, maski, koła, czy same silniki. Jednak nikogo z ludzi tam nie było. Zrobiłem skan otoczenia, ale nic nie wykryło. Niespodziewanie pojawiła się jakaś postać. Skoczyła na Centuriona i szybko zniknęła.

-Co to było?- odwróciłem się rozkojarzony

-Nie wiem. Widocznie fałszywy alarm- odetchnął z ulgą

-To wracamy do zbrojowni?- spytałem

-Zgoda- odparł zgaszony

Tony dziwnie się zachowywał. Czyżby coś ukrywał? Po powrocie do zbrojowni zapytałem go o to wprost. Był blady i ledwo trzymał się na nogach. Z nikim nie walczyliśmy, a tu wygląd trupa.

-Tony, co się stało? Źle się czujesz?- byłem bardzo zmartwiony, widząc go w takim stanie

-To nic. Rozmawiałem z Pepper i jej ojciec ma się dobrze, ale jeden z agentów dalej walczy o życie. Dlaczego nie dostaliśmy powiadomienia wcześniej o ataku? Gdybyśmy zdążyli na czas, bomba by nie wybuchła- podparł się ściany i wyżalił z tego, co go trapi

-Nie obwiniaj się. Nie da się być w każdym miejscu. Nigdy nie zdołamy ocalić wszystkich

-To nie fair! Tak nie powinno być- rzucił plecakiem w kąt

Wziąłem go do domu, by odpoczął. Już po schodach miał problem wejść. Gdy już miał upaść, podtrzymałem go i zabrałem do pokoju.






Chip został zarejestrowany. Czas na zabawę. Teraz świat zobaczy, kim naprawdę jest Iron Man. Przestaną go uznawać za bohatera. Stanie się mordercą. Otworzyłam swój laptop i wpisałam  koordynaty chipu. Na ekranie pojawił się schemat zbroi i jeden komunikat.

<<Zbroja Centurion została włączona. Wybierz cel lotu>>

Wpisałam współrzędne krajów, gdzie panuje otwarty konflikt wojenny. W ten sposób posądzą go o zdradę.

<<Wybrano: Wietnam. Rozpoczęto drogę do celu>>

-Świetnie. Żegnaj, Iron Manie- skomentowałam z uśmiechem pod nosem

Na komputerze wyświetliła mi się mapa. Miałam też podgląd widoku oczami zbroi. Widziałam, jak leciała nad wyznaczonym krajem. Czekała na działanie. Wpisałam do programu: zlikwidować.

<<Potwierdź: Tak lub Nie>>

-Tak- wstukałam w klawiaturę

W kilka sekund rozpętała się eksplozja. Jedna po drugiej wybuchały różne budynki, niszcząc bronią każdego człowieka, którego napotkała na drodze. Na ekranie widziałam, jak błagają o litość, ale procesu eliminacji nie mogłam przerwać. Nie byłam informatykiem i to był skomplikowany algorytm.

<<Eliminacja zakończona. Centurion wraca>>

Program moich marzeń. Robi wszystko za mnie.

-Może zniszczę Maggię i problem będzie rozwiązany? - pomyślałam głośno

To był w sumie dobry plan, ale jest mały haczyk.To zbyt łatwe, a na życie muszę też coś mieć, a przez brak największych wrogów, został Nefaria. Może zacznę od niego zlecenie jako inna osoba? Hmm... to może się udać. W łazience ścięłam swoje długie włosy do granicy policzków. Kaptur zmieniłam na kolor czarny, a wyposażenie trochę uległo zmianom. Sztylety nadal były schowane w rękawach, ale przy mnie dodałam pistolet i małe strzykawki z trucizną. Spojrzałam na siebie w lustro.

-Jestem gotowa. Zdobędę kasę, zabiję Starka i panienkę Potts- złowieszczo uśmiechnęłam się do odbicia

Kiedy byłam przygotowana, skoczyłam z okna i pobiegłam po schodach do starego magazynu, gdzie trzymałam swój stary, czarny motocykl. Po wyjechaniu z magazynu, udałam się na przedmieście, gdzie Maggia z Nefarią mieli swoją bazę. To była oczywista lokalizacja, bo nigdy nie zmieniali miejsca gangu. Przez nich, to Tong miało większe kłopoty z prawem, a oni na tym korzystali.
Pewnym krokiem podeszłam do ich kryjówki. Na szyję rzuciło się dwóch facetów w masce z karabinami. Natychmiast zrobiłam salto nad nimi, trzymając ich głowami, które po chwili padły na ziemię wraz z ciałami terrorystów. Pojawił się Nefaria.

-Jeśli ktoś atakuje moich towarzyszy, ma ze mną do czynienia. Mów, czego chcesz?- podszedł oparty o laskę

Moje umiejętności aktorskie i językowe mogły mi posłużyć do manipulacji. I właśnie to zrobiłam.

-Może najpierw się przedstawię. Katarina Umijanova z Wietnamu. Przyszłam po zlecenie. Chcę zabić Iron Mana, Muszę pomścić moją rodzinę!- udawałam, jak mogłam swoją rozpacz i widać, że chwycił za przynętę

Rozdział 44: Anioł z żelaza

0 | Skomentuj

Ból ustąpił, ale martwiłem się o Pepper. Nie odbierała żadnych z moich połączeń. Może coś jej się stało? Nie, nie myśl tak. Tony, spokojnie. Nic jej nie jest.

-Muszę naprawić Centuriona. Potrzebuję zbroi, by ją chronić. Jestem w pełni sił i mam naładowany implant, więc nie masz powodu, by mnie zatrzymywać- zdecydowałem

-Na pewno się czujesz lepiej?- spytał z troską w głosie

-Tak, ale z twoją pomocą szybciej skończę. Co ty na to?

-Zgoda, ale później spotykamy się z Pepper. Musimy powiedzieć, że grozi jej niebezpieczeństwo- zgodził się, proponując powiedzenie o Katrine

Wstałem z łóżka i bez problemu zszedłem po schodach, a później prosto do zbrojowni. Rhodey do mnie dołączył, ale dalej nie chciał odpuścić. Wiedział, że takich ataków nie powinienem lekceważyć, a mimo to właśnie robię. Z pomocą Rhodey'go szybko uporałem się ze zbroją. W niecałą godzinę wszystko działało poprawnie.

-No i gotowe. Możemy iść do niej. Tylko zadzwonię, czy jest w domu. I dzięki za pomoc

-Drobiazg. Od tego przecież jestem- w końcu pokazał odrobinę optymizmu

Czekałem, aż usłyszę głos mojej rudej. Czekałem dość długo, gdy nawiązałem kontakt. Nie brzmiała zbyt dobrze. Może faktycznie coś się wydarzyło? Nie, nie mogę o tym myśleć.

-Tony, czemu dzwonisz? Potrzebujecie pomocy?- spytała rozkojarzona

-Dzwoniłaś do mnie i przepraszam, że nie odbierałem, ale spałem- wyjaśniłem

-Wszystko gra?- spytała zmartwiona

-Tak. A z tobą jest dobrze?- tym razem to u mnie pojawił się niepokój i wewnętrzny strach

-Nic mi nie jest. Możemy się spotkać? Mam ci coś do przekazania, ale nie jest to rozmowa na telefon

Pepper mówiła dość tajemniczo. Miała do mnie sprawę, a ja nie wiedziałem, o co jej może chodzić. Mam nadzieję, że nic strasznego.

-Dobrze, Pepper. A gdzie chcesz się spotkać?

-W szpitalu, ale nic mi nie jest. Wyjaśnię ci, jak przyjdziesz. Ten sam, gdzie pracuje Victoria. To do zobaczenia

-Trzymaj się- po tych słowach od razu się wyłączyła

Chciałem poprosić o kolejną pomocną dłoń Rhodey'go.

-Potrzebuję zmienić zbroję w plecak. Pomożesz mi znowu?- po raz kolejny go poprosiłem

-Nie ma sprawy. Chodzi o Pepper?

-Tak- wyjąłem narzędzia na stół roboczy

-To do roboty- chwycił za klucz i razem zmienialiśmy formę Centuriona









Czy dobrze zrobiłam, że poprosiłam go o spotkanie? Coś czuję, że Tony nie będzie w dobrym stanie, kiedy go zobaczę. Mówił taki przygaszony. Czy ja o czymś nie wiem? Jednymi z fundamentów małżeństwa są wierność i uczciwość. Chyba nie w naszym związku. Co chwilę patrzyłam na zegarek, a przez ten telefon zapomniałam zanieść ojcu, wodę. W końcu ogarnęłam się i zaniosłam mu kubek do sali.

-Proszę-podałam

-Dziękuję, córeczko. Przepraszam, że nie jestem chętny do rozmów, ale nie potrafię żyć, kiedy myślę, ile osób przeze mnie straciło życie

-Tato, nie zadręczaj się tym. Trzeba żyć dalej- próbowałam go pocieszyć

-Pepper ma rację. Musisz wziąć się w garść, bo nic nie zdziałasz- popierała mnie Bobbie

-Ty ty powinnaś zrozumieć, Bobbie, że to przeze mnie prawie wszyscy, za wyjątkiem sześciu osób, zginęło przez moje próby negocjacji!- był wściekły, że sam łyk wody go nie uspokoił

Nie chciałam go denerwować i wyszłam z sali, czekając na pojawienie się Tony'ego. Poczułam się trochę urażona na postawę ojca. Przecież nie może siebie obwiniać za wypadek. Chciałam płakać, ale się powstrzymałam. Usiadłam tylko na krześle, chowając głowę w rękach. Spojrzałam nerwowo na zegar, wiszący na ścianie. Tony dalej się nie zjawił. Może coś go zatrzymało? Ale co?

-Tony, potrzebuję cię

Jak na zawołanie zjawił się, a już bałam się, że coś się stało. Nie wyglądał za dobrze. Żeby tylko mi nie lekceważył zaleceń Victorii, bo mnie popamięta. Pierwsze, co zrobiłam na jego widok, to przytuliłam.

-Dobrze, że jesteś

-Wybacz, że musiałaś długo czekać, ale coś mi zajęło więcej czasu, niż planowałem. Mieliśmy o czymś porozmawiać- cmoknął mnie w policzek

-Wiesz, co się wydarzyło na Arktyce?- spytałam prosto z mostu

-Niewiele. Znaleźliśmy z Rhodey'm rannych agentów no i też martwych przy ich bazie. Co z twoim ojcem?

-Żyje, ale jeden z jego agentów jest w ciężkim stanie. Nadal walczy o życie- odparłam z powagą

Nagle Tony poczuł się słabo i musiał usiąść. Czy ja o czymś nie wiem? Teraz muszę podwójnie martwić się o nich obu.

-Tony, co się dzieje?- chwyciłam go, by nie upadł

-To nic. Zwykłe przemęczenie

-Przestań kłamać i mów, co się stało?- nalegałam na jego szczerość, ale dalej próbował coś ukryć

-Byłaś w moim śnie i... ktoś cię zabił- czuł się coraz gorzej

Kiedy zemdlał, musiałam powiadomić Victorię, co się stało. Bałam się, że to coś poważnego.













Dlaczego to musi się dziać? Przecież naładowałem implant do końca i jedyne, co zrobiłem, to z Rhodey'm popracowałem nad Centurionem. Nic mi nie było, aż do teraz. Victoria sprawdzała odczyty z kardiomonitora. Szpital, naprawdę?

-Co ja tu robię? Powinienem być przy Pepper

-Zalecałam ci odpoczynek, a ty to ignorujesz. Zadam ci jedno pytanie. Czy ty chcesz żyć?

Nie wiedziałem, co miała na myśli. Nic z tego nie rozumiałem.

-Przecież to logiczne, że chcę żyć

-To czemu ignorujesz moje zalecenia?

-Przecież ładowałem implant!- byłem wściekły, że przez zbrojownię musiałem nagiąć regułę

-Tony, to nie wystarczy. Bez równowagi między pracą a odpoczynkiem, ładowanie jest nieskuteczne. Musisz zmienić swoje nawyki, bo następnym razem nie będziesz miał tyle szczęścia- ostrzegła Victoria

Miała rację, ale nie mogłem zrezygnować z bycia, kim jestem. Z bycia Iron Manem. Chyba bez zmian niczego nie zrobię. Nie mogę jej powiedzieć prawdy, bo tego nie zrozumie. Po kilku godzinach chciałem wrócić do Pepper. Odłączyłem od siebie wszelkie kable i wstałem z łóżka.

-Wracaj mu tu! Jesteś nieodpowiedzialny!

-Czuję się dobrze, Victorio. Nic mi nie jest

-Bo leki działają, ale nie na długo

Zignorowałem jej nakaz i wyszedłem z sali. Pepper na korytarzu nie było. Może poszła do ojca? Rozejrzałem się wokół, szukając rudej, ale nigdzie jej nie widziałem. Podbiegła do mnie Victoria bez zmiany swoich zamiarów. Chciała siłą zaprowadzić do sali, ale ja nie mogłem.

-Przestań się szarpać i chodź! Muszę zająć się tobą. Jeśli się nie zgodzisz na leczenie, zadzwonię po Robertę, a chyba nie chciałbyś jej tu widzieć, co?- nakazała, grożąc

-Niech ci będzie

Nienawidzę tego implantu. Przez ten wypadek nie mogę żyć. Jakieś ustrojstwo utrzymuje mnie przy życiu i tylko muszę się ładować, jakbym był żywą baterią. Victoria podpięła do kardiomonitora i kazała mi nie ruszać się stąd. Może zanim wezmę się za ratowanie Pepper przed Katrine, zmienię bieg wydarzeń?  Bez względu na to, jak dużo będzie mnie to kosztować.

-Nadal czujesz się dobrze?- spytała sarkastycznie

-Po prostu skaczę z radości- odparłem z ironią

-Trochę tu poleżysz, bo nie ukrywam, że po ostatniej wizycie miałeś lepsze wyniki, to teraz są pogorszone. A to wszystko przez to, że za mało odpoczywasz- przyznała bez ściemy

-Przepraszam. Po prostu to przez zmartwienie- przyznałem z ciężkim żalem na sercu, prosząc o wybaczenie za moje niestosowne zachowanie

-Dobrze, że w końcu rozumiesz, co zrobiłeś. Musisz odpoczywać i przestań się martwić na zapas- doradziła lekarka, a ja  czułem się okropnie, że wszystko zniszczyłem

Rozdział 43: Nie za łatwo, nie za trudno

0 | Skomentuj

Lekarka próbowała mnie uspokoić, że nic z nim poważnego nie było, ale ja czułam, jak coś ukrywa przede mną. Odważyłam się spytać o jego stan.

-Co mu jest? Czemu ma nogę w bandażach?

-Musieliśmy mu wyjąć odłamki z nogi, ale bez obaw. Nic mu nie jest. Fakt, że miał niektóre przy tętnicy, ale nie doszło do komplikacji. Możesz się cieszyć, że żyje, bo jeden z jego agentów walczy o życie- zdała raport, uspokajając moje obawy

-Całe szczęście. Ale jak do tego doszło?- odetchnęłam z ulgą, ale chciałam wiedzieć

-Nie wiem. Przyleciały dwie zbroje i prosiły, by im pomóc

Nagle zadzwonił mój telefon i w tym samym momencie mój ojciec otworzył oczy. Tony dzwonił, ale dla mnie liczyła się obecnie rozmowa o ataku. Mąż poczeka.

-Pepper, gdzie ja jestem?- był zmieszany

-Tatku, już nic ci nie grozi. Jestem z tobą- uścisnęłam jego dłoń

-Co...się...stało?- mówił niezbyt wyraźnie

-Arktyka, atak, Hydra. Coś ci to mówi?

-Hydra!- krzyknął, aż zemdlał

-Tato? Victorio, pomóż!- krzyknęłam o pomoc

Obwiniałam się, że to przeze mnie mu się pogorszyło. Siedziałam z zakrytą twarzą zupełnie przerażona tym, co mu się stało. Lekarka sprawdziła odczyty z kardiomonitora i nie widziała powodów do zmartwień.

-To był szok. Widocznie przypomniał sobie, jak został zraniony i to było dla niego mocne

-Podobno niewielu przetrwało na misji- przełknęłam

-Pewnie to go przerosło. Będzie dobrze, Pepper. Powoli wróci do bycia sobą- uspokoiła mnie i poszła za szybę, gdzie miała podgląd na całą salę

Rhodey mówił, że większość agentów zginęła przez atak Hydry. To nie może być przypadek, że było tyle ofiar. Nawet nie chcę wiedzieć, co musiał widzieć i słyszeć. Pewnie nie było to miłe. Kiedy tak siedziałam przy nim, usłyszałam, jak przywożą kolejnych rannych. Była też tam ona. Od razu wybiegłam na korytarz. Zabrali czterech agentów wraz z...

-Bobbie?- byłam w szoku, że też oberwała

-Niczym się nie przejmuj. To nic wielkiego

Sanitariusze zabrali ich do sal zabiegowych, których mieli w dostatku w całym szpitalu. Nie będę pytała ojca o atak, by znowu nie zemdlał. Po prostu dowiem się wszystkiego w swoim czasie. Usiadłam na krześle i czekałam na zakończenie zabiegu. Nie mogę w to uwierzyć, co Hydra zrobiła? Tylko, ile tak naprawdę było ofiar? Dziewięć, dwadzieścia, a może więcej?

-Jak dojdziesz do siebie, powiesz mi wszystko, co się stało, Bobbie- pomyślałam, co mogę od niej usłyszeć, ale chciałam znać prawdę bez względu, jak bardzo jest okrutna







Siedziałam w swojej kryjówce, myśląc nad atakiem na Pepper Potts. To musi być coś niezbyt oczywistego, ale musi zaboleć. Porwania i okupy nie będę brała pod uwagę, a strzał w głowę jet zbyt prosty. Pomyśl, Katrine. Co zrobiłby twój ojciec? On zawsze wiedział, kiedy najlepiej uderzyć. Niespodziewanie, gdy jest pozorny spokój i bezpieczeństwo.
Była już noc. Spoglądałam w okno, przypominając sobie, czego się nauczyłam. Może spowodować niegroźny wypadek, a potem pomyślę, co dalej? Z rozmyśleń wyrwał mnie telefon. To Nefaria. Muszę coś wymyślić.

-Potrzebuję czasu. Zapłacę, jak zdobędę kasę

-Nie znoszę czekać, a potem mnie wykiwasz!- krzyknął Hrabia, wykazując swoją niecierpliwość

-Dostałam zlecenie i dostanę za nie sporo szmalu, więc cię nie wykiwam- obiecałam z powagą w głosie

-Oby, bo dołączysz do swego ojca- zagroził, rozłączając się

Z wściekłością rzuciłam komórkę o ścianę. Nie boję się nikogo, nawet Hrabi Nefarii. Znam gorszych od niego, czyli Hydrę. Ostatnio słyszałam przez przypadek, jak jeden z nich śmiał się głośno, chwaląc się akcją na Arktyce. Mówili o tym, że Whitehall zabrał ciało panny Stane do eksperymentów, a wszyscy szukają maski, którą ja mam. Nie znajdą mnie i nie zniszczą, bo sama najpierw wymierzę w nich nędzne ciała. Pozbierałem telefon z ziemi i wzięłam się w garść. Postanowiłam przespać się z tym i następnego dnia spróbować coś zdziałać.

-Trochę to potrwa, ale Hummer jest cierpliwy

Następnego dnia zbudził mnie jakiś dźwięk, dochodzący z zewnątrz. Powoli wstałam na nogi, przywdziewając kaptur. Na ulicy rozpętała się walka. Blaszaki walczyły z Titanium Manem. No to też żadna ze stron nie ma łatwo, choć we dwóch Hummer nie ma szans wygrać. Uważnie obserwowałam, co się dzieje. Moje przeczucia były mylne i na ulicy walczyli w pojedynkę Czasem wzrok mnie zawodzi, ale to może przez odległość.
Poszłam zaparzyć sobie mocną kawę na przebudzenie. Przecież dopiero wstałam i już mnie ciekawi, co się dzieje na zewnątrz. Dość szybko kawa była gotowa. Posłodziłam z trzy łyżeczki bez polewania mleka do kubka. Do tego zjadłam jabłko i po śniadaniu zajęłam się przygotowywaniem się do ataku.

-Ostrza jeszcze nie są tępe, czyli mogą takie zostać- skomentowałam pod nosem, sprawdzając ostrość moich sztyletów i poręcznych noży

Po sprawdzeniu asortymentu sprawdziłam, czy wszystkie elementy snajperki miałam w walizce. Jak się okazało, że nic nie zginęło, ubrałam się wyposażona w broń i wyszłam przez okno na zewnątrz. Walka nadal trwała w centrum miasta. Najdziwniejsze było to, że Hummer nie walczył z Iron Manem, czy War Machine, albo samą Rescue, tylko samym Blizzardem.

-No proszę, proszę. To muszę zobaczyć- zeskoczyłam na najbliższy dach, by obserwować ich starcie

Byłam niewidzialna i nikt nie był w stanie mnie ujrzeć. Jedynie mógł usłyszeć, ale i tak byłam za daleko od nich. Uważnie przypatrywałam się ich ruchom. Blizzard był silniejszy i łatwo przygwoździł Hummera do ziemi. Nawet wiedział, żeby uderzyć w rdzeń i też tak zrobił. Widziałam, że długo nie wytrzyma i musiałam coś zrobić. Potrzebuję go żywego. Wyjęłam snajperkę, celując w wroga. Podniósł swój hełm, krzycząc na niego. Miałam okazję strzelić. Zrobiłam to. Strzeliłam mu w głowę. Padł.






Po kwadransie, jaki minął po zamknięciu się drzwi od sali zabiegowej, wyszła Bobbie z zabandażowaną ręką. Nie wyglądała, jakby mocno oberwała. Widocznie miała dużo szczęścia, niż mój ojciec.

-Bobbie, co się stało? Co to była za misja, że Hydra się pojawiła?- żądałam odpowiedzi

-Ciężko mi o tym mówić, bo to było coś okropnego. Muszę pogadać z twoim ojcem. Gdzie leży?

-Na urazówce. Lepiej mu o tym nie mów, bo jak mu powiedziałam o Hydrze, to zemdlał- ostrzegłam

Od razu pobiegła w kierunku sali, a było widać, że zna ten szpital, jak własną kieszeń. Bez problemu trafiła do celu. Tata odzyskał przytomność i patrzył na nas. Był spokojny i opanowany.

-Bobbie, jak dobrze, że jesteś. Ilu zostało?- spytał w miarę spokojnie

-Sześciu, ale to nie twoja wina. Chcieli się nas pozbyć, byśmy nie znaleźli maski- przyznała otwarcie

-Maski? W sensie Madame Mask?- zaskoczyła mnie odpowiedź Bobbie

-Tak, a teraz wszyscy jej szukają, ale myśmy jej nie mieli. Ktoś inny musiał ją mieć. Za to wzięli jej ciało do eksperymentów. Nie chcesz wiedzieć, co z nią zrobią. Najgorszemu wrogowi tego nie życzę

-Masz rację. Nie chcę wiedzieć- pomyślałam o najgorszym, co może im wpaść do głowy

-Jak się czujesz?- spytała zmartwiona

On tylko kiwnął głową i nie chciał już nic mówić.

-Nie pytajcie mnie o to- odparł zgaszony

-Dobrze- zgodziła się niechętnie

-Przynieść ci coś do picia?- zaproponowałam

-Skoro tak nalegasz, to zwykłą wodę, poproszę- poprosił wciąż z powagą

Martwiłam się o niego. Nawet po śmierci mamy nie był taki przybity. To, co się stało, musiało być najgorsze, czego jeszcze nie spotkał w swoim życiu. Poszłam do automatu po wodę, o którą poprosił. Po raz ostatni spytałam się Bobbie.

-Powiedz mi, co się stało, że tak dziwnie się zachowuje?- spytałam nieco podirytowana

-O ataku Hydry już wiesz. Na bazie arktycznej podłożyli bombę i większość zginęła. Tylko sześciu ocalało, a ich szef zabrał Whitney do własnych celów- wydusiła z siebie

-Arktyka? Dlaczego tam?- przypomniałam sobie, jak Tony przez Whiplasha walczył o życie

-Tam zlokalizowaliśmy maskę i mieliśmy ją dostarczyć do SHIELD, by nie wpadła w niepowołane ręce, a przez nieobecność Fury'ego, wyznaczono agentów FBI do tego- wyjaśniła Bobbie

-Jest jeszcze jakiś agent, który walczy o życie. Wiesz, o kogo chodzi?

-Tak, wiem. Ma wbite wszędzie odłamki bomby. Jego siostra mi o nim mówiła. Oby wyszedł z tego- liczyła na cud, którego mu brakowało.

Rozdział 42: Żeby zmienić przeszłość

0 | Skomentuj


Rhodey dalej mnie niańczył, co mnie doprowadzało do szału. Chciałem zapomnieć, jak zwariowałem w zbrojowni. I tak miałem w planach Centuriona, więc na pewno, bym go stworzył. Poza tym po ostatniej masakrze na Arktyce, nie mogę przestać być Iron Manem. Pewnie o tym już myśli, a pojawienie się Katrine dało większe obawy o życie Pepper. Jest dla mnie najważniejsza i nie może zginąć.

-Masz przestać, Rhodey! Nie jestem dzieckiem i za wszystko, co zrobię, to ja odpowiadam! Katrine zagraża Pepper i nie mogę siedzieć z założonymi rękami!- wrzasnąłem głośno

-Ja cię rozumiem, że się o nią martwisz, Tony, ale nie możesz zapominać o zaleceniach Victorii! Musisz ładować implant, bo twoje serce przestanie bić!- również podniósł ton, próbując mi coś przekazać

-Nie chcę tak żyć! Przez moje kalectwo nie jestem w stanie wszystkich uratować, a ona jest dla mnie najważniejsza, Rhodey!- wyrzuciłem z siebie, co o tym myślę

Oboje nieco ochłonęliśmy, ale dalej otaczały nas przeróżne zmartwienia. Ja myślałem o Pepper, a on o moim sztucznym sercu. Gdybym mógł cofnąć czas, nikt, by nie zginął i może sami wrogowie przestaliby istnieć. Jednak to takie zmiany, które mogą zmienić resztę czasu, czyli teraźniejszość i przyszłość. Czy bezpieczeństwo ludzi i własne życie są tego warte? Jednak osoba może mi w tym pomóc. Mieszka w Budynku Baxtera, a nazywa się od Reed Richards. Przyjaźnił się z moim ojcem, więc warto spróbować.
Rhodey odsunął się na bok i mogłem wyjść ze zbrojowni, ale zawahałem się. Jestem głupi.

-Przepraszam. Jestem głupi- nie chciałem na niego patrzeć

-Może czasem, ale nie zawsze

Na bransoletce pojawiło się sto procent. Odłączyłem ładowarkę i ubrałem bluzkę. Postanowiłem powiedzieć Rhodey'mu o swoich planach, żeby potem nie miał mi za złe.

-Rhodey, chcę zmienić czas. Chciałbym cofnąć się do dnia, kiedy straciłem matkę. To przez to, mój ojciec później załamał się i nigdy mi nie powiedział, co się z nią stało

-Czyli chcesz nie dopuścić do jej śmierci?- zagadnął przyjaciel

-Tak, ale muszę to przemyśleć- wstałem i podszedłem do wyjścia, czekając na Rhodey'go

Zablokowałem drzwi i poszliśmy do domu. Od razu umyłem ręce, a po wytarciu ich poszedłem do pokoju, gdzie z szafki wyciągnąłem dziennik ojca. To mi pomoże.
 Przejrzałem jego zapiski, szukając daty zaginięcia mamy. Zapisywałem w notesie najważniejsze wskazówki, które się przydadzą, a jej zdjęcie zabiorę ze sobą dla rozpoznania tożsamości. Położyłem się do łóżka i zacząłem myśleć nad całym swoim życiem.

-Cokolwiek się stanie, zawsze będę z tobą- przypomniały mi się słowa Rhodey'go

-Nigdy cię nie opuszczę, aż do śmierci- pojawiła się zamglona postać Pepper

-Broń nigdy nie rozwiązuje problemów, a tylko stwarza nowe- zjawiła się twarz podobna do ojca

-Kocham cię, Tony- powiedziała moja mama, odchodząc ze wszystkimi w stronę światła







Mój ojciec długo nie wracał z Bobbie. A może coś się stało? Spokojnie, Pepper. Jest tam z nim Mockingbird i nic mu nie grozi. Chłopaki pewnie siedzą w zbrojowni, a ja zamartwiam się. Czekam na powrót taty. Niespodziewanie zadzwonił do mnie telefon. To Bobbie.

-Cześć, Bobbie. Mieliście już wrócić, a dalej was nie ma. Misja się przedłużyła?- cieszyłam się, że zadzwoniła, ale pytałam zaniepokojona

-Niebawem zobaczysz się z ojcem, gdy nie dojdzie do komplikacji- powiedziała tajemniczo

-Czy coś się stało?- odezwał się niepokój ponownie

-Nic strasznego. Jeśli tak bardzo chcesz go widzieć, spytaj się Tony'ego lub Rhodey'go, gdzie go zabrali- radziła Bobbie

-Bobbie?

Nie odpowiedziała i rozłączyła się. Gdy zadzwoniłam do Tony'ego, on nie odbierał. Brak sygnału? Co się dzieje? Pozostał mi Rhodey. Czekałam, aż odbierze i długo nie musiałam czekać.

-Cześć, Pepper. Chcesz się znowu ścigać?- zaśmiał się Rhodey

-Tony nie odbiera, więc może ty mi powiesz, gdzie zabraliście mojego ojca?- prawie krzyknęłam na niego

-Bez obaw, Pepper. Jest w szpitalu, ale nic mu nie jest. Victoria się zajmuje nim i resztą agentów- odparł, uspokajając mnie

-W szpitalu, czemu?- znowu się zdenerwowałam

-Hydra zaatakowała i większość zginęła. Niewiele przetrwało, Pepper, ale nie martw się. Twój ojciec żyje

Na chwilę odłożyłam słuchawkę. Czemu Hydra zaatakowała?

-A mówiłaś, że Tony nie odbiera? Pójdę zobaczyć, co z nim, a ty nie martw się. Jest dobrze. Ciesz się, że żyje- i rozłączył się

Bez zastanowienia wzięłam torebkę i klucze. Szybko zamknęłam drzwi, kierując się do szpitala. Prawie auto mnie potrąciło, a kierowca trąbił, jak głupi. Nie patrzyłam na nic dookoła, bo chciałam być blisko taty. Mam nadzieję, że naprawdę nic z nim poważnego nie jest, jak mówili. Kiedy dotarłam na miejsce, zauważyłam, jak Victoria wychodziła z jednej z sali. Od razu podbiegłam do niej.

-Jest gdzieś w szpitalu mój ojciec, Virgil Potts?- spytałam poddenerwowana

-Tak, jest tu. Chciałaś się z nim zobaczyć?- spytała, widząc moje nerwy

-A mogę?- dopytałam w miarę spokojnym głosem

-Zaprowadzę cię do niego

Poszłam z lekarką przez korytarz, a po skręceniu w prawo, znalazłam się na urazówce. Leżał z zabandażowaną nogą na wierzchu. Pozwoliła mi wejść do sali. Był nieprzytomny, co mnie przeraziło.

-Spokojnie. On śpi. Jest dobrze- pocieszyła Victoria


Gdy te wszystkie postacie zniknęły przez pojawienie się ostrego światła, w jeden moment cały świat gnał szybko do przodu, a mijając stare wydarzenia, przypomniałem sobie moje życie. Na początku był rodzinny dom z mamą i tatą. Tylko na chwilę mogłem zobaczyć, jak jemy wspólny posiłek. Potem budynek rozsypał się w proch i nagle znalazłem się w samolocie. Doszło do eksplozji, że krzyknąłem z bólu i obudziłem się w domu Rhodes'ów. Kolejne wspomnienie z życia było uratowanie ludzi i stanie się Iron Manem. A jako ostatnia pojawiła się Pepper na ceremonii ślubnej.

-Kocham cię

-Ja ciebie też

Ten porządek zaburzyła pewna postać w kapturze. To była Katrine. Dotknęła ręką Pepper i ona upadła, a z moich rąk sączyła się krew ukochanej.

-Nie uchronisz się przed tym, co nieuniknione-  szepnęła mi do ucha i zniknęła

Natychmiast się zbudziłem, a obok mnie był Rhodey. Próbowałem się uspokoić. Wziąłem głęboki wdech i usiadłem, by przetrzeć oczy.

-Tony, co się stało?- spytał mnie zatroskany

-To nic. To tylko zły sen. A czemu tu przyszedłeś? Nie mów, że krzyczałem- zdziwiłem się na jego obecność

-Chciałem sprawdzić, co się z tobą dzieje. Pepper dzwoniła i nie odbierałeś

-Pepper- pomyślałem o znaczeniu koszmaru, aż zrobiło mi się słabo

Opadłem na łóżko, próbując się uspokoić. To na pewno nerwy, Rhodey się przeraził, bo już czułem ucisk przy implancie. Położyłem się i czekałem na ustąpienie bólu.

-Rhodey, to było okropne.W moim śnie...widziałem, jak Pepper... umiera- mój głos drżał ze strachu

-To na pewno się nie zdarzy. Stres ci w niczym nie pomoże.  Musisz się uspokoić, bo naprawdę kiedyś wykitujesz- powiedział z powagą

-Masz rację, ale chcę, by była bezpieczna. Jeśli ona umrze, to ja też

Rhodey nie wierzył, co ja mówię. Uważał, że bredzę, jakbym miał gorączkę. To Katrine stała się nowym zagrożeniem. Tylko, jak zadbać, by włos rudy jej nie spadł?

-Na pewno nic jej nie będzie. Przecież jest z nią Bobbie, więc o jej śmierci, Katrine może tylko pomarzyć- przyznał Rhodey

-Duch był sprytny i wiedział, kiedy uderzyć. Muszę ją ochronić za wszelką cenę. Czy ty, Rhodey mi w tym pomożesz?- poprosiłem

-No pewnie. W końcu jest z naszej paczki, wiec nie ma żadnego odwracania kota ogonem. Jestem z tobą- zgodził się pełen optymizmu

-To dobrze, bo przyda mi się twoja pomoc. Od tego zależy jej życie i musimy nie dopuścić do ataku Katrine- zdecydowałem, by zająć się ważniejszymi sprawami, niż podróżą w czasie
© Mrs Black | WS X X X